Do jaskini Rachel przyszedłem dopiero z samego rana. Byłem w dość dobrym humorze i całkiem dobrze się czułem.
- Rach! - krzyknąłem w głąb jaskini.
- Soul? - spytała.
Kompletnie nic nie widziałem. Jak ona wytrzymuje w tych ciemnościach?!
- Słyszałaś kiedyś o czymś takim jak światło?! Albo chociaż ogień?! - bąknąłem zmieszany.
- Nie koniecznie. - droczyła się. -Troszkę się spóźniłeś... - mruknęła.
Zdezorientowany patrzyłem przed siebie ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy.
- Na co? - Wtedy wilczyca zapaliła swoje futro do tego stopnia, że oświetliła całą jaskinię.
- Na to. - Wskazała głową na trzy małe szczeniaczki.
- JAKIE SŁODKIEEEE! - krzyknąłem z bananem na twarzy i oczami wyobraźni widziałem jak Rachel przewraca oczami.
- Może trochę... - Westchnęła.
- Co ci jest, że taka nie w humorze? - podszedłem do niej i usadowiłem się na przeciwko maluchów.
- Powiem ci wieczorem. - odparła dość niepewnie.
- Czemu wieczorem?
- Bo tak. - zmarszczyła śmiesznie nos.
- Zabij się. - trąciłem ją łokciem, a na jej twarzy pojawił się mały uśmiech.
Pogrążyliśmy się w ciszy. Wadera chyba nad czymś się zastanawiała, a ja w tym czasie zetknąłem się noskiem z jednym ze szczeniaków. Jak słodkooooo! Centralnie już je pokochałem.
- Jak je nazwiemy?
- Te dwa to Gabryś i Łucja, a tego czarnego możesz nazwać ty. - powiedziała dumnie.
- Ciekawe imiona... - powiedziałem zamyślony. - Nazwę jąąą... Mercedess.
- Mercedess?
- Mercy! - wykrzyknąłem.
- No i jest dobrze. - Puściła mi oczko. - Jeszcze trochę i będą umiały chodzić... A wtedy mój plan dojdzie do skutku. - Uśmiechnęła się przerażająco.
- Już się boję co to będzie - pokręciłem głową z pobłażaniem. - Zostań tu, a ja pójdę po coś do jedzenia dla nas.
Tak więc wyszedłem z jaskini. Na dworze padało, a moje futro od razu mokło, a co za tym idzie nie mogłem rozpalić ognia i się wysuszyć. Mimo to lubiłem taką pogodę. Co z tego, że wszędzie było mokro, ślisko i ciulowo?
Podreptałem na niewielką łączkę i przez dobre pół godziny węszyłem w poszukiwaniu czegoś zdatnego do jedzenia. Szczęście jednak nieco mnie opuściło, gdyż nawet jak później udałem się do lasu - niczego nie mogłem znaleźć. Taka pogoda chyba niezbyt sprzyja polowaniu.
- No to świetnie... - bąknąłem sam do siebie.
Mimo to nie poddawałem się i w końcu udało mi się złapać kilka zajęcy i jakieś dwa ptaki. Kulturalnie zaniosłem to mojej partnerce (jak poważnie to brzmi... xd). Oboje się wtedy najedliśmy i przy okazji wadera nakarmiła szczeniaki.
- Powiesz mi teraaaaz? - zagadnąłem.
- Nie dasz mi z tym spokoju co nie?
- Nie. - wyszczerzyłem się.
- Tak jakby trochę mam focha... na Meg... i stwierdziłam, że chcę na trochę odejść z watahy. - powiedziała poważnie.
- Co?! Chcesz mnie zostawić? I szczeniaki też?
- Co? Nie! Zamierzam zabrać cię ze sobą. Pod warunkiem, że nikomu nie powiesz. - Zastrzegła od razu.
- Nie powiem. - obiecałem
Rachel? Nareszcie się doczekałaś xd
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz