Przytuliłem Rachel. Byłem bardzo szczęśliwy. Zawsze chciałem mieć szczeniaki i teraz wszystko to zaczęło się spełniać.
- Cieszysz się? - spytała.
- Jasne! Nie widać? - wyszczerzyłem się.
- W sumie racja... - zagadnęła.
- A ty się cieszysz?
- Jasne... Od razu zaznaczam, że nie zostanę kurą domową. - śmiesznie zmarszczyła nos na co się uśmiechnąłem.
- W sumie tego się spodziewałem. - Puściłem jej oczko. - Prędzej to ja w naszym ,,związku" - i tu zrobiłem cudzysłów w powietrzu. - Skończę przy garach niż ty.
- A żebyś wiedział. - Wystawiła język po czym bardzo szczęśliwa wyszła z jaskini. - A teraz chodźmy na spacer.
Zgodziłem się na decyzję wadery. Było bardzo przyjemnie. W czasie drogi nuciła pod nosem jakieś piosenki i co chwila kołysała się na boki, do tego stopnia iż myślałem, że zaraz upadnie centralnie na mnie.
- Co nucisz? - spytałem w końcu.
- By trudne sprawyyy zniknęły gdzieeeś, niech twoje serce rozwiąże jeee~ - Zaczęła.
- TRUDNE SPRAWYYYY! - Dokończyłem i zaśmiałem się.
- ŻYCIE, ŻYCIE JEST NOWELĄĄĄĄ - zawiesiła mi się na szyi i wydarła centralnie do ucha.
- Ughhh, moje uszyyy - jęknąłem przeciągle.
- Nie dziękuj - Puściła mi opko.
- M JAK MIŁOOOŚĆ, M JAK MIŁOOOOŚĆ! - wydarłem się też do ucha. - Oko za oko, ząb za ząb. - Zaśmiałem się.
Wadera potarła swoje ucho i ponownie zmarszczyła nos.
- Dobrze ci tak!
- Nie nadajesz się na ojca kompletnie - bąknęła. - Współczuję naszym dzieciom. - pokręciła głową z pobłażaniem.
- Ja też, prędzej je uśmiercisz niż wychowasz.
- Prędzej uśmiercę ciebieee - Pokazała na mnie łapą.
- Życzę powodzenia. Sęk w tym, że jestem od ciebie szybszy - uśmiechnąłem się.
Ogólnie to doszliśmy sobie później na taką małą łąkę gdzie Rachel ułożyła się pośrodku liści i westchnęła przeciągle.
- Fajnie dzisiaj było. - podsumowała.
- Też tak myślę, nie mogę się doczekać naszych maluszków... - Spojrzałem na jej brzuch i zamyśliłem się.
Rachel?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz