Black Parade

piątek, 22 lutego 2019

Od Megami do Endera

-Chyba możemy wracać-powiedziałam. Mimo, że dni stawały się coraz dłuższe, wciąż były chłodne. Czasem bywało nawet -20 stopni. Nie chciałam, aby Emargo zbyt długo przesiadywał po za jaskinią w okresie wysokich mrozów. Oboje nie chcieliśmy, aby się przeziębił. [...]
-Jak myślisz, co robią Emargo i Katrin?-musiałam po drodze się odezwać, aby nie było tak cicho.
-...Mam nadzieję, że się dobrze razem bawią-odpowiedział Ender.
Katrin od zawsze była (i w sumie nadal jest) wspaniałą opiekunką, więc pewnie dobrze zajęła się naszym dzieckiem. Nagle Ender zatrzymał się.
-Co jest?-zapytałam, odwracając się do niego.
-Czuję, że ktoś znajomy się zbliża.
"Katrin?"-pomyślałam. Nie wiem czemu, to było pierwsze co przyszło mi do głowy. Chwilę później dostrzegłam  jasno fioletową postać.
-Przecież miała się zajmować...-ulżyło mi, gdy zobaczyłam truchtającego obok niej Emarga. Szczeniak trzymał coś w pysku, ale nie mogłam dopatrzeć co to. Gdy Emargo nas zobaczył, zaczął biec w naszą stronę.
-To dla ciebie, tato!-krzyknął radośnie, podając Enderowi... pióro. Nie wiedziałam, z jakiego to ptaka (lub czegoś innego) ale było bardzo długie.
-No... nieco oślinione, ale piękne-Ender zaśmiał się.
-A to dla ciebie-drugie pióro wręczył mi. To było trochę krótsze. Włożyłam je Enderowi za ucho.
-Teraz jest pięknie-powiedziałam, odsłaniając zęby przez uśmiech. Basior również się uśmiechnął.
-Co robiliście, gdy nas nie było? I skąd macie te pióra?-Ender wyprzedził mnie. Chciałam zapytać o to samo. Katrin zaczęła opowiadać.
-Gdy wyszliście, zapytałam go, co chciałby porobić. Emaś powiedział, że chciałby wreszcie nauczyć się polować. Szczerze, niezbyt mi się to spodobało, w końcu sama jestem kiepska w polowaniu, więc zaproponowałam jakąś inną zabawę. Ale on nie chciał odpuścić, więc dla spokoju, zgodziłam się. Namierzyliśmy trzy bażanty. Mówiłam mu, że mu pomogę, ale on darł się, że chce to zrobić sam. Skoczył w ich stronę, lecz skończyło się tylko na wyrwanych piórach... A gdy mieliśmy wracać, spotkaliśmy was.
-Ciekawa historia-powiedziałam przez śmiech.
-Następnym razem na pewno mi się uda!-dodał Emargo.
-Otóż to. Liczę na ciebie-przytaknęłam.-Jeśli chcesz, mogę ja z tobą pójść. Może już nie dzisiaj, ale na przykład jutro.

<Ender?>

poniedziałek, 18 lutego 2019

Od Kaze do Weryli

Uśmiechnąłem się do siebie. Mój nowy dom był wręcz idealny. Miły i przytulny, oczywiście wymagał najpierw posprzątania, o czym świadczyła osiadła na wszystkim dość gruba warstwa kurzu, ale to nie stanowiło problemu. Potrafiłem jakoś przeżyć ten chwilowy bałagan dla przyszłego dobra. Nie czekając więc długo, zabrałem się za sprzątanie. Zajęło to trochę czasu, ale w końcu wszystko lśniło czystością. Gdy skończyłem, był już właściwie środek nocy. Nic dziwnego więc, że po zaledwie kilkugodzinnej drzemce nastał poranek. Postanowiłem więc nie marnować czasu i wybrać się na wycieczkę po okolicy. W międzyczasie spostrzegłem kilka wilków, prawdopodobnie także będących członkami watahy, a także parę alfa. Moją uwagę dość szybko przykuł monumentalny budynek znajdujący się na terenach watahy. Po bliższym zapoznaniu się z budowlą okazało się, że jest to szkoła. Jakoś nieszczególnie podobała mi się wizja wpadnięcia na jakieś szczeniaki, jednak budynek nie wydawał się jakoś szczególnie zapełniony. Skorzystałem więc z tego, aby rozejrzeć się także po jego wnętrzu. Kolejne sale mijałem bez jakiegoś szczególnego zachwytu. Właściwie sam nie byłem do końca pewien, czego się spodziewałem, w końcu to szkoła. Niedługo po tym moje zainteresowanie przykuły jednak sporej wielkości, uchylone drzwi. Z ciekawością spojrzałem przez szparę i ku mojemu zachwytowi po drugiej stronie dostrzegłem regały wypełnione książkami.
- No, no. - Powiedziałem, uśmiechając się. - Ciekawe co też znajduje się na tych półkach.
Po tych słowach cichutko wślizgnąłem się do środka. W całym pomieszczeniu nie było żywej duszy, to nawet dobrze. Zacząłem przeglądać półki i znajdujące się na nich tytuły. Zdjąłem kilka z nich i odłożyłem na bok. Nikt nie powiedział, że nie mogę stąd wynieść kilku książek. A skoro nikt tak nie powiedział to chyba mi wolno. Poza tym tylko je pożyczam i zamierzam odłożyć je na swoje miejsce za kilka dni. Dumny ze swojego łupu postanowiłem więc zabrać książki i natychmiast zanieść je do domu, aby nie narażać ich na przypadkowe zniszczenie. Gdy tylko wróciłem, odniosłem wrażenie, że coś jest nie w porządku. Na pierwszy rzut oka wszystko wyglądało się być w porządku i na swoim miejscu. Nie mogłem się jednak oprzeć wrażeniu, jakbym czuł czyjąś obecność.
- Hej! - Usłyszałem nagle krzyk przy moim prawym uchu.
Zaskoczony natychmiast puściłem książki, które z hukiem spadły na ziemię i niemal przykleiłem się do ściany. Z przerażeniem patrzyłem na młodą wilczycę. Kim jest to dziecko i co tu robi? A co jeszcze ważniejsze, kiedy sobie pójdzie? Jakby nie bardzo przejmując się moim stanem, samica zaczęła się rozglądać po wnętrzu.
- Szybko się tu urządziłeś. - Powiedziała wesoło, machając przy tym ogonem.
Nic nie odpowiedziałem. Skupiłem się jedynie na jej pilnym obserwowaniu. Wtedy z zewnątrz usłyszałem drugi, z pewnością należący do wadery, głos. Liczyłem na spokojne popołudnie przy książce a zamiast tego mam... to.
- Layla! - Zawołała wilczyca, zatrzymując się tuż przed wejściem.
Samica spojrzała na leżące na podłodze książki, a następnie na stojącego pod ścianą mnie. Szybko odwróciłem wzrok.
- Spójrz, to miejsce wygląda prawie jak nowe. - Powiedziała młodsza z samic.
- Tak, widzę. Nie miałaś przypadkiem czegoś w planach? - Zapytała szarobiała samica.
- A, faktycznie! - Zawołała wadera, nazwana wcześniej przez te drugą Layla i wybiegła.
Spojrzałem pytająco na wciąż stojącą w wejściu wilczycę.
- Wybacz za nią. Jest trochę... rozbrykana. - Powiedziała z lekkim uśmiechem wadera. - W każdym razie jestem Weryla. Chciałam się tylko przywitać i powiedzieć, że gdybyś potrzebował czasem jakiejś pomocy, zawsze możesz się do mnie zgłosić.
W odpowiedzi skinąłem jedynie głową. Samica dalej jednak stała na swoim miejscu i przypatrywała mi się wyczekująco. Zacząłem rozglądać się na boki, zastanawiając się co zrobić. Dlaczego sobie jeszcze nie poszła? Wtedy uświadomiłem sobie, że może czekać, aż się przedstawię. Unikanie większości wilków sprawiło, że zapomniałem o tak podstawowych zasadach dobrego wychowania.
- Jestem Kaze. - Powiedziałem, nadal nie ruszając się ze swojego miejsca i wbijając wzrok w ziemię.
Szczerze mówiąc, było mi trochę wstyd za swoje chyba trochę nietaktowne zachowania.

<Weryla? :3>

Nowy basior!

Autor obrazka: MapleSpyder
Właściciel: anako (howrse/ doggi)
Imię: Kaze
Przezwisko: Nie ma żadnego, ale jest otwarty na propozycje.
Wiek: 5 lat
Płeć: Basior
Stanowisko: Kronikarz
Lubi: Basior jak nic innego na świecie lubi porządek. Drugą rzeczą jaką lubuje samiec jest czytanie. Poza tym Kaze dość chętnie dowiaduje się i próbuje nowych rzeczy.
Nie lubi: Brudu. Wilk czuje awersje do większości rzeczy, które mogą zanieczyścić jego futro. Nie za bardzo lubi też mówić o swojej przeszłości. Nie lubi też gdy ktoś przestawia jego rzeczy bez wcześniejszego zapytania o zgodę.
Motto: "Najpiękniejszych chwil w życiu nie zaplanujesz. One przyjdą same."
Żywioł: Nie ma żadnych mocy, które wskazywały by na to, że jakikolwiek posiada.
Rodzina: Ostatni kto mu został to siostra bliźniaczka Ame. Choć w tej chwili nie są do siebie już tak podobni jak kiedyś.
Historia: Kaze urodził się i wychowywał w szczęśliwej i kochającej rodzinie. Początkowo miał też grupkę przyjaciół i ogólnie całkiem nieźle dogadywał się z innymi. Oczywiście jak to w życiu bywa, wszystko musi się kiedyś skończyć. Gdy samiec osiągnął wiek około ośmiu miesięcy, zaczęła się u niego pojawiać druga para skrzydeł. I było to coś, co na zawsze zniszczyło życie samca. Z jakiegoś powodu wilki w watasze uznały, że jest to przekleństwo i zły omen. Wszyscy poza siostrą i rodzicami odwrócili się od niego i zaczęli go unikać. To właśnie od tamtego czasu Kaze zaprzestał nawiązywania jakichkolwiek głębszych relacji. Zrozumiał, że większość otaczających go wilków jest jak chorągiewka na wietrze. Zostawią go, gdy tylko uznają, że coś im nie odpowiada. W tak wyglądającej watasze Kaze spędził kilka kolejnych lat. Choć nie był szczęśliwy w miejscu, jakie zamieszkiwał, nie chciał zostawiać rodziny. Ostatnich, którzy z nim pozostali. Niedługo po tym, jak basior wraz z siostrą skończyli 4 lata, rodzice bliźniaków zmarli. Wtedy też Ame ogłosiła, że opuszcza watahę. Kaze nie chciał iść z nią, dobrze wiedział, dlaczego jego siostra opuszcza dom i czuł, że byłyby dla niej jedynie kulą u nogi. Jednocześnie nie chciał też zostawać w watasze sam. Bliźniaki pożegnały się więc i każde z nich wyruszyło w swoją stronę. Podczas swojej wędrówki Kaze raczej unikał innych. Starał się ograniczać swoje kontakty jedynie do jakichś samotników, których pytał o kierunek lub inne raczej mało znaczące sprawy. Miesiące jednak mijały i basior doszedł do wniosku, że byłoby mu znaczniej łatwiej, gdyby gdzieś się osiedlił. Życie jako samotnik nie było taką złą wizją, ale wiedział, że Ame nie pochwaliłaby tego pomysłu. W końcu od zawsze chciała, aby wilk nieco bardziej zżył się z innymi. Mając więc w głowie słowa swojej siostry, Kaze postanowił poszukać watahy. Nie minęło dużo czasu, nim na jakąś trafił, a watahą tą okazało się WDP.
Charakter: Kaze jest dość pewnym siebie wilkiem. Oczywiście nie oznacza to, że chodzi dumny jak paw i patrzy na wszystkich z góry. Właściwie to jest zupełnie na odwrót. Samiec wie, na co go stać, ale swoją ocenę zachowuje dla siebie. Naprawdę bardzo trudno go sprowokować jakąś krytyką czy docinkami. Takowe zwykle ignoruje i puszcza mimo uszu. Nie pali się jakoś szczególnie do pomocy i nie rzuca wszystkiego, tylko dlatego, że widzi, że ktoś sobie nie radzi. Stara się nie wtrącać w życie i działania innych, póki nie zostanie o to zapytany. Nie jest jakoś mocno rozmowny, ale jeśli sytuacja tego wymaga, potrafi podtrzymać konwersację. Właściwie to nie jest szczególnie dobry, jeśli chodzi o kontakty towarzyskie, zwykle relacje, jakie tworzy, są płytkie i szybko popadają w zapomnienie. Jest to wynik przeszłych wydarzeń, które sprawiły, że wilk niechętnie otwiera się na innych. W głębi jednak bardzo pragnie bliskości, chodź sam przed sobą, nie chce tego przyznać. Kaze także w pewnym sensie boi się szczeniaków. Uważa je za trochę zbyt nieprzewidywalne i trudne do opanowania. Oczywiście jest to tylko kwestia jego przyzwyczajenia do tego, że niewielka liczba jakichkolwiek wilków obecna była w jego życiu. Poza tym uważa je też za nieco bezbronne i zbyt łatwe do nieumyślnego skrzywdzenia więc zwyczajnie woli się do nich nie zbliżać. Ze względu na dość sporadyczne kontakty z innymi wilkami basiorowi zdarza się mówić do siebie. Czasem nawet wtedy, gdy ktoś fizycznie znajduje się obok niego, zwyczajnie mu się o tym zapomina.
Amulet: Czarna część należy do Kaze, druga do jego siostry - Link
Jaskinia: Mieszka w czymś co przypomina chatkę Hobbita.
Głos: Pentatonix - Can't Sleep Love
Zauroczenie: Umm... można tak powiedzieć...
Status: Szuka? Nie szuka? Ciężko powiedzieć.
Partnerka: W jego osobistej opinii to raczej odległa przyszłość.
Moce: Raczej rzadko i niechętnie o tym mówi, ale nie posiada żadnych mocy.
Umiejętności: Szybko lata (zasługa dwóch par skrzydeł). Cechuje się też naprawdę dobrą orientacją w terenie. Właściwie to ma ogólnie dość dobrą pamięć jeśli chodzi o jego otoczenie.
Szczeniaki: Nie ma.
Point: 0
Uwagi/kary: -

sobota, 16 lutego 2019

Od Ametyst "Ocean" cz.2

- Chodź. - Powiedziała wilczyca, pomagając mi wstać. - Wyglądasz na wykończoną. Możesz przenocować u mnie, jeśli chcesz.
Nie odtrąciłam jej pomocy, jednak spojrzałam na samicę z lekką dozą nieufności. W końcu kto normalny tak po prostu zaprasza do siebie obcego. Z jednym musiałam się jednak zgodzić. Byłam naprawdę wykończona i jedyne, o czym byłam w stanie myśleć to jakiś ciepły kąt, w którym mogłabym zaznać odrobiny błogiego snu.
~~~~
Jaskinia nie była zbyt duża. Szybko omiotłam ją wzrokiem i musiałam przyznać, że miała swój klimat. Wewnątrz gdzieniegdzie porozstawiane były jakieś świecące kryształy, ściany porośnięte były zieloną roślinnością, a dodatkowo pod jedną z nich znajdowało się niewielkie źródełko.
- Poczekaj chwilę. Zaraz uszykuję dla ciebie miejsce.
Gdy tylko samica się odsunęła, usiadłam. Brakło mi sił, aby dalej stać. Obserwowałam, jak ta krząta się po jaskini, rozkładając na ziemi drugą skórę z jelenia i wsuwając pod nią trochę mchu. Nie pierwszy raz widziałam, jak ktoś to robi, zwykle jednak byłam zbyt leniwa, aby zrobić to samemu.
- No, i proszę. - Powiedziała z zadowoleniem wilczyca. - Można sobie wygodnie odpocząć.
Samica spojrzała na mnie z uśmiechem, wyraźnie oczekując ode mnie jakiejś reakcji. Dotarło do mnie, że ani trochę jej nie rozumiem. Naprawdę, kto tak po prostu zaprasza do siebie kogoś obcego i jakby tego było mało, oferuje mu nocleg. Wstałam i ostrożnie podeszłam do wadery. Obejrzałam przygotowane legowisko, sądząc, że znajdę tam coś podejrzanego. Nic. Czyżbym po prostu była zbyt podejrzliwa? No ale kto nie byłby.
- Będę na zewnątrz, gdybyś mnie potrzebowała. - Powiedziała Maat i skierowała się w stronę wyjścia.
Jeszcze chwilę wpatrywałam się w jelenią skórę, nie będąc pewna co zrobić. Szybko jednak postanowiłam porzucić głębokie myślenie i zwyczajnie się położyć.
~~~~
Przeciągnęłam się i ziewnęłam. Kilka godzin snu było zdecydowanie tym, czego potrzebowałam. Do moich nozdrzy szybko dotarł jakże kuszący zapach świeżego mięsa. Niemal natychmiast ruszyłam za prowadzącym na zewnątrz tropem. Gdy tylko moje oczy przyzwyczaiły się do jasnego, dziennego światła spostrzegłam białą wilczycę, zajmującą się skórowaniem królików. Gdy ta skończyła, odwróciła się w moją stronę i wzdrygnęłam lekko.
- Wstałaś. - Powiedziała po chwili.- Wybacz, nie słyszałam cię.
- W porządku. - Stwierdziłam, wciąż mając wzrok wbity w krwistoczerwone mięso.
- No tak. - Odezwała się nieco niepewnie wadera. - Jeden jest dla ciebie. - Po tych słowach Maat podsunęła mi jedno z zajęczych ciałek.
Natychmiast dopadłam do niego, zatapiając zęby w miękkim mięsie. Świeże mięso. Brakowało mi tego, odkąd opuściłam dom. Szybko pochłonęłam jedzenie i zaczęłam oblizywać łapy, aby pozbyć się z nich resztek krwi.
- Dzięki. - Powiedziałam z lekkim uśmiechem. - Tego mi było trzeba.
- Żaden problem. - Odparła z ciepłym uśmiechem samica.
Wróciłam do jaskini, zabierając torbę, która niosłam ze sobą od początku i rozejrzałam się po okolicy. Powinnam dalej zmierzać w początkowo obranym przez siebie kierunku. Ciepłe legowisko i świeżutkie jedzenie sprawiło, że zatęskniłam za domem. Im szybciej ruszę dalej, tym szybciej wrócę.
- Już idziesz? - Usłyszałam nieco stłumiony głos białej wadery.
Skinęłam przytakująco głową. I spojrzałam na niebo.
- Jest miejsce, które bardzo chcę zobaczyć. Na własne oczy.

CDN

piątek, 1 lutego 2019

Od Soula do Rachel

- Nie wiem. - Wzruszyłem ramionami z obojętnością w głosie.
Przyznam szczerze, że posiadanie demona w swoim ciele nie należało do zbyt przyjemnych uczuć...
 - Gabi, może chcesz pójść ze mną na spacer? - Zwróciłem się do mojego potomka.
 - Tak! - zakrzyknął maluch. - Uratuję się od kąpieli! - Uśmiechnął się tryumfalnie.
Zaśmiałem się pod nosem na jego stwierdzenie i puściłem oczko do Rachel, która prychnęła tylko coś pod nosem.
Obserwowaliśmy ładne krajobrazy i resztki roztapiającego się śniegu przy okazji rozmawiając.
 - Tato?
 - Hmm?
 - A my kiedyś wrócimy do watahy? - spytał rozkopując zaspę śnieżną.
 - Kiedyś na pewno. - Zamyśliłem się. - W sumie też tęsknie za rodziną i przyjaciółmi... Muszę pogadać o tym z Rachel...
 - Obiecujesz?
 - Obiecuję. - Uśmiechnąłem się.
A później to tylko bawiliśmy się przyglądając się przy okazji opadającym płatkom śniegu. Mały nawet złapał kilka na swój język uprzednio piszcząc, że mu zimno.
Wróciliśmy do domu późnym wieczorem, gdzie w jaskini czekała na nas Rachel leżąc w legowisku razem z małą Mercy.
 - Jesteśmy! - zakrzyknąłem radośnie.
 - Późno trochę... - mruknęła pod nosem.
 - Ale jednak. - Umościłem się obok nich, a w sam środek wepchnął się jeszcze Gabriel.
Oboje zgodnie stwierdziliśmy, że uśpimy oboje z nich, więc gdy tylko to się stało zaproponowałem krótką rozmowę i przy okazji streściłem to co przekazał mi dzisiaj nasz syn.
 - On... Chciałby chyba wrócić do watahy... Może wypadałoby się pogodzić ze wszystkimi i w ogóle?
 - Ja się z nikim nie muszę godzić. - Prychnęła, na co zacmokałem z dezaprobatą. - A może jednak?
 - Nie. - Zmarszczyła brwi. - I koniec, kropka. - Zaakcentowała ostatnie słowo. - Wrócimy jak tylko małe podrosną, muszą być na to wszystko gotowe!
 - Obiecujesz? - Zadałem to samo pytanie co Gabi.
 - Obiecuję. - Skinęła głową.
 - W takim razie jakie mamy plany na najbliższy czas? Zostajemy tutaj czy szukamy jakiegoś bardziej bezpiecznego miejsca? Kręci się tu od demonów. - Spojrzałem na dwój gdzie śnieg bezwładnie opadał na ziemię.

Rachel?
Po długiej przerwie nie wiedziałam co wyskrobać xD

środa, 30 stycznia 2019

Od Weryli Do... (Kogokolwiek)


-Chyba dość już tego wylegiwania się -Powiedziałam do siebie, patrząc na zegar słoneczny. Odpoczywałam w gorących źródłach, siedziałam w gorącej wodzie już kilka godzin, z prawie pustą butelką wina. Musiałam zapić jakoś smutki, które było mocno związane z nadchodzącymi wydarzeniami. Zbliżała się krwawa pełnia, okropna noc, księżyc staje się czerwony i przejmuje kontrolę nad wilkami, które bez zastanowienia mordują braci. Nie da się tego powstrzymać, nie da się walczyć. Można tylko przeczekać, fakt, zdarzały się wyjątki, gdzie wilki w transie okazywały litość, ale nic nie zmieni faktu, że większość kocha zabijać, nawet jeśli jest to członek rodziny.
„Ziemia przybrała kolor księżyca, tym razem to nie jesień, a krew niewinnych koloruje drzewa”
-Jesteś słabą poetką Weryla -Prychnęłam i popatrzyłam na swoje odbicie.
Wzięłam ostatni łyk trunku, był słaby... bo oczywiście Rachel musiała wykupić cały mocniejszy towar. Nie zmienia to faktu, że był dobry, zaczęłam żałować że nie kupiłam drugiej butelki. A może nawet lepiej? Dopiero popołudnie. Wyszłam z wody, otrzepując się.
-Sieremekera -Wypowiedziałam zaklęcie, dzięki któremu moja obecna temperatura ciała nie spadała, zamarzłabym gdybym miała schodzić cała mokra w dół, do watahy. A miałam do przejścia spory kawałek. Spaliłam drewnianą butelkę i zaczęłam wracać do domu, zbierając co chwilę jagody, które dzięki mojej magi rosły znacznie szybciej.
Koszyk miałam już pełny, będzie co do gara włożyć. Przywitałam się z niektórymi wilkami, jakie spotkałam na swojej drodze. Zaczęły mnie boleć łapy, muszę wrócić do treningów fizycznych, bo zamykanie się całymi dniami w jaskini i studiowanie magii jeszcze mnie zgubi. 
-Hmmm? -Usłyszałam krzyki i odwróciłam głowę, szczeniak od Megami i Endera? Tak, to on.
Westchnęłam, obserwując jak dzieciak się bawi. Z jednej strony cieszyłam się z ich szczęścia, a z drugiej tak bardzo zazdrościłam Rachel i Megami że mają się do kogo przytulić, szczerze porozmawiać, zasnąć i zapomnieć o wszystkim. 
-Wracaj na ziemię. -Powiedziałam do siebie, zerwałam mały słonecznik i już miałam wchodzić do mojej jaskini, ale...
-Hej? -Usłyszałam znajomy głos, odwróciłam się.
-Och, Witaj... -Odpowiedziałam, nie kryjąc swojego zaskoczenia


(Srr że krótkie, ale no... Kto ma odpisać? Kto chce, tylko napisać w komentarzu by nie było nieporozumienia. Szukam męża dla Wery!)

poniedziałek, 28 stycznia 2019

Od Łucji

Nie za bardzo rozumiałam po co była ta przeprowadzka. Podobno chwilowa, a nawet nie widzieliśmy mieszkańców watahy. Dreptałam w tą i z powrotem po już od dawna robiącej się warstwie śniegu. Padało zawzięcie, robiąc grubą warstwę, i mocząc mi futro.
- Gabi, po co my tu stoimy... - zaczęłam narzekać
- Mówiłem żebyś do mnie tak nie mówiła! To brzmi jakbym był jakąś wredną suką albo przesłodzoną landryną!- powiedział
- Słodki jesteś jak się gniewasz - mruknęłam siadając i patrząc znacząco na brata
- Przepraszam - mruknął również siadając.
- No to jak z tym marnowaniem czasu?
- O tej porze najczęściej pokazują się te takie dziwne duszki!
- Duszki?
- No tak. Wiesz.... takie z czarnej mgły - mimowolnie pobladłam, chociaż przez futro nie było tego widać
- Zaraz... chodzi ci o te które przyjmują dowolny kształt?
- No tak - powiedział jakby było to oczywiste. Ugryzłam go w ogon, na co ten szybko odskoczył - Za co?! ;-;
- Co rodzice o nich mówili?
- Nie słuchałem - przyznał się patrząc na śnieg - Ale podobno spełniają życzenia! - i tu się rozjaśnił
- O, a to akurat zapamiętałeś
- No... tak jakoś wyszło
- Wracamy - odparłam szybko, ciągnąc Gabiego za ten sam ugryziony ogon. ten mocno zamachnął się skrzydłami, ale pomimo śliskiego śniegu utrzymałam równowagę.
- NUEE! - Krzyknęłam nie wyraźnie mocniej chwytając jego ogon.

piątek, 25 stycznia 2019

Od Ametyst "Ocean" cz.1

Nie narzekałam ostatnio na przeciążenie obowiązkami. Właściwie to nadmiar wolnego czasu sprawił, że zaczęłam się nieco nudzić. Ponieważ trochę suszyłam Enderowi głowę, ten uznał, że być może powinnam poszukać sobie jakiegoś hobby. Właściwie nie był to zły pomysł. Tak więc korzystając z nieobecności basiora, postanowiłam sobie poszperać w pudle z jakimiś jego gratami. Nie powiedział w końcu, że moim hobby nie może być grzebanie w cudzej prywatności. Przerzucając jakieś kolejne bezużyteczne rzeczy, natrafiłam na jakąś kartkę. "Najlepsze pozdrowienia [bla bla] Żałuj, że nie możesz tego zobaczyć [bla bla] Mama nadzieję, że kiedyś będziemy mogli zobaczyć ten widok wspólnie [bla bla] Logan". Nie miałam pojęcia, kim był nadawca. Jakiś przyjaciel? Może rodzina? To i tak nie było dla mnie istotne. Chciałam już wrzucić kartkę z powrotem do pudła, gdy moją uwagę przykuł widok na jej odwrocie. Rozciągająca się dalej niż sięga wzrok połać wody. Nasycone błękitem niebo, kontrastujące z niebiesko szmaragdową wodą. Przypominające perły rozbłyski promieni słońca na wodzie. Na chwilę zaniemówiłam, nigdy wcześniej w swoim życiu nie widziałam czegoś takiego. Zachłysnęłam się powietrzem, wiedziałam już, że cokolwiek to było, musiałam zobaczyć to na własne oczy. Zostawiłam więc resztę rzeczy i szybko pobiegłam się pakować. Wzięłam jedynie to, co najbardziej potrzebne. Nie wiadomo jak daleka będzie podróż ani co może wydarzyć się po drodze. Trochę prowiantu, jakaś lina, nóż, zapałki i kilka innych drobnych przedmiotów, które mogą okazać się użyteczne. W jaskini Endera zostawiłam krótką notkę informującą o tym, że wyruszam w poszukiwaniu niekończącej się wody i nie wiem, kiedy wrócę. Nie zwlekając już dłużej, postanowiłam ruszyć, choć nie miałam bladego pojęcia dokąd.
~Kilka tygodni później~
Szłam sobie jakąś wydeptaną przez jelenie ścieżką, nucąc przy tym zasłyszaną dawno temu piosenkę. Nie wiedziałam nawet, co to jest, ale jakoś pomagała mi w marszu. Droga nie była zbyt ciekawa, więc musiałam zająć sobie czymś umysł. Spojrzałam na niebo, właściwie to powoli zaczynało się robić naprawdę ciemno. Najwyższa pora, aby poszukać sobie jakiegoś miejsca do spania. Ziewnęłam, jakoś myśl o przytulnym miejscu do spania sprawiła, że poczułam się jeszcze bardziej śpiąca. Wyczerpanie sprawiło, że zrobiłam się trochę mniej czujna, a to z kolei doprowadziło do mojego nieoczekiwanego wpadnięcia w pułapkę.
- Co do jasnej!? - Warknęłam, próbując wydostać się z sieci.
Wiercąc się, mój wzrok w końcu wylądował na oddalonej ode mnie o kilka metrów ziemi. Z mojego pyska wydobył się niekontrolowany pisk. Nie czułam się bezpiecznie, gdy moje łapy nie dotykały ziemi. Serce zaczęło mi bić jak oszalałe, a ja nerwowo zaczęłam szukać sposobu na wydostanie się z tej pułapki. Powstrzymywanie łez było coraz to trudniejsze. Nagle jednak usłyszałam jakieś skrzypnięcie, a chwile potem twarde uderzenie o ziemię. Wciąż nieco spanikowana nie potrafiłam pozbierać myśli, a co dopiero ruszyć się z miejsca.
- Wszystko gra? - Usłyszałam ciepły, spokojny głos.
Z pewnością należał do wadery. Gdy w końcu udało mi się nieco uspokoić oddech, uniosłam wzrok i spojrzałam na swoją wybawczynię.
- Kim jesteś? - Zapytałam, wciąż nieco drżącym głosem.
- Mam na imię Matori, ale przyjaciele mówią mi Maat.

CDN (kiedyś XD)

czwartek, 24 stycznia 2019

Od Emarga

"Podobno młodością trzeba się cieszyć"-pomyślałem, siedząc w progu jaskini.
-A ja chciałbym być już dorosły-burknąłem do siebie. Mama spała a tata gdzieś wyszedł, więc na szczęście nikt tego nie słyszał. Jakiś czas później, wciąż rozmyślałem na sobą/swoją postacią. Pomyślałem, że chciałbym móc przenosić się w czasie. Próbowałem to robić już wiele razy, ale nigdy mi nie wychodziło. Postanowiłem, że wyuczę się tego metodą prób i błędów. Chciałem zacząć zaraz po tym, gdy o tym pomyślałem. Podszedłem do śpiącej matki i lekko szturchnąłem ją.
-Mamo...maaamo...-próbowałem ją obudzić. Chwilę później obróciła się w moją stronę i otworzyła oczy.
-Tak?-ziewnęła.
-Mogę wyjść?-spytałem od razu.-Prooooszę!
-Wolałabym, abyś zaczekał na Katrin. Będę w tedy spokojniejsza.
-Ale dlaczego...-znów miałem w głowie "chcę już być dorosły!".-Chcę już być dorosły...-tym razem powiedziałem to na głos. Megami zaśmiała się.
-Hmm, chyba sam wiesz, że fajnie jest sobie tak powiedzieć-wadera po przeciągnięciu się, usiadła obok mnie.-Właściwie, to dlaczego tak bardzo tego chcesz?-zapytała, po chwili milczenia. Opowiedziałem to, co już od dawna miałem na myśli.
-Będę mógł wtedy zawsze wychodzić gdzie i kiedy chcę i nie będę musiał się nikomu spowiadać z tego, co robiłem, po co wychodzę i co będę robić.
Mama wyglądała, jakby zastanawiała się nad tym, co właśnie powiedziałem.
-No cóż, nie mogę zaprzeczyć, że tak będzie, no bo przyjdą takie czasy. Raczej cię to nie ucieszy, że jeszcze dłuuuga droga do tego.
I wtedy do jaskini weszła Katrin.
-Ale...-Megami mówiła dalej.- Przez ten długi czas oczekiwania na dorosłość, masz czas, aby wyładować z siebie wszelką energię. Uwierz mi, im będziesz starszy, tym bardziej nie będzie ci się chciało nigdzie ruszać.
"Hm, może coś w tym jest..."-pomyślałem, podchodząc do Katrin.
-Teraz mogę już iść?-zapytałem. Mama wreszcie zgodziła się, ale pod warunkiem, że będę się trzymał blisko Katrin. Chwilę później, wrócił tata. Katrin zgodziła się zostać moją stałą "opiekunką".
Szczerze, to nawet się cieszyłem z tego.

<Wiem, takie nijakie to opowiadanie, ale nie miałam za bardzo pomysłu xD... Ważne że Emaś przeżyje>

wtorek, 22 stycznia 2019

Od Endera do Megami

Czas mijał, a ja miałem wrażenie, że nasz syn rośnie jak na drożdżach. Byłem szczęśliwy, mogą obserwować jego pierwsze kroki i słysząc pierwsze wypowiadane przez niego słowa. Emargo był jeszcze mały i wyglądało na to, że prawdziwe wyzwania dopiero przed nami. Mimo to byłem spokojny, wszystko wydawało się układać dobrze. Malec zdawał się rosnąć jak na drożdżach. Oczywiście minęło trochę czasu, nim zdecydowaliśmy się na jego pierwsze wyjście poza jaskinię. Informacja o narodzinach nowego malca w watasze nie była tajemnicą, nie obeszło się więc bez odwiedzin. W związku z tym niektórzy mieli już okazję zobaczyć naszą pociechę. Emargo nie miał jednak jeszcze okazji, by zobaczyć świat na zewnątrz. Jak to większość szczeniąt również Emaś był żywo zainteresowany otaczającym go światem. Z czasem jego wycieczki po terenach stawały się trochę częstsze i dłuższe. W końcu nas syn dostał zgodę na samotne wychodzenie na zewnątrz, oczywiście nie wolno mu było za bardzo oddalać się od jaskini, gdyż dla nieumiejącego obronić się szczeniaka było to zbyt niebezpieczne.
~~~Jakiś czas później~~~
Od czasu narodzin Emargo nie mieliśmy zbyt wiele czasu na odpoczynek. Energiczny szczeniak sprawiał, że niemal cały czas trzeba było mieć na niego oko. I tu właśnie z pomocą przyszła jedna z wilczyc w naszej watasze.
- Katrin jesteś tego pewna? Wiem, że nie musisz tego robić, jeśli nie chcesz. - Powiedziała Megami.
- Oczywiście. Nie masz się co martwić. Nic mi nie będzie tylko dlatego, że przez kilka godzin będę miała Emargo na oku. Poza tym jakby nie patrzeć to mój siostrzeniec.
Uśmiechnąłem się lekko. Nie dało się z nią nie zgodzić. Spojrzałem na Meg, która jeszcze raz przytuliła naszego syna i poinstruowała go, aby słuchał się Katrin pod naszą nieobecność. To nie miała być długa wycieczka, od zwykły spacerek w jakieś spokojne miejsce, aby móc choć przez kilka godzin odpocząć od codziennego zgiełku. Pomimo zimy śniegu nie było zbyt wiele. Nie trzeba było się więc obawiać, że zatrzyma nas śnieg. Początkowo swe kroki skierowaliśmy w stronę jeziora. Jego powierzchnia oczywiście była zamarznięta. Może to i dobrze, i tak nie miałem ochoty na kąpiel w zimnej wodzie. Posiedzieliśmy tam chwilę, po czym ruszyliśmy dalej.
- Chcesz gdzieś jeszcze iść czy wracamy? - Zapytałem.

<Megami?>

Od Flynta do Akane

Milczałem. Nie wiedziałem, co powiedzieć słysząc te dość poważną z mojego punktu widzenia deklarację. Długo wpatrywałem się w oczy wilczycy, starając się znaleźć odpowiedź. Wadera sprawiła, że poczułem coś, czego nie miałem okazji doświadczyć nigdy wcześniej. Naprawdę byłem szczęśliwy, spędzając z nią czas, będąc blisko niej. Dlaczego więc mam wrażenie, jakby moje serce drżało ze strachu. Odwróciłem na chwilę wzrok, skąd to dziwne uczucie? Ponownie padło na nas światło księżyca. Podniosłem wzrok i spojrzałem na Akane pytająco. Wadera przycisnęłam skrzydła do ciała i uśmiechnęła się lekko.
- W porządku. Rozumiem.
Nawet jeśli tak powiedziała, to nie było w porządku. To nie był jej uśmiech, nie ten, który znałem.
- Jestem zmęczona, pójdę już. - Stwierdziła wilczyca i ruszyła w stronę swojej jaskini. Gdybym był jednym z tych książąt, których opowiada się w bajkach, pewnie bym za nią pobiegł, zatrzymał i wszystko wyjaśnił, ale nim nie byłem. Dlatego siedziałem jak błazen, patrząc tylko, jak odchodzi. Siedziałem tak jeszcze chwilę po tym, jak samica zniknęła w oddali. Nigdy sobie nie radziłem, kiedy dochodziło do bycia poważnym, jak więc mam jej to wszystko wytłumaczyć? Westchnąłem ciężko i także postanowiłem wrócić do siebie. Będąc już na miejscu, natychmiast zanurzyłem się w chłodnej wodzie. Wróciło do mnie jedno z tych niewielu niemiłych wspomnień, jakie miałem. Jedno z tych, o których nikt nie chciałby pamiętać. Szczerze powiedziawszy, sam prawie o tym zapomniałem, jedynie słowa Akane o wszystkim mi przypomniały.
- Do końca życia. - Powiedziałem z westchnieniem. - Czy to w ogóle możliwe?
Spojrzałem na sklepienie jaskini, zwisały z niego jakieś zielone rośliny, nie bardzo wiedziałem co to, ale nie miało to znaczenia. Zacisnąłem zęby i uderzyłem łapą o taflę wody, ta rozprysła się na wszystkie kierunki. Jakoś nie pomogło mi to w uspokojeniu się. Zanurzyłem się nieco bardziej. Moje myśli krążyły wokół postaci czarnego, młodego wilka, którego niegdyś zwykłem nazywać przyjacielem. Mieliśmy być przyjaciółmi do końca życia, oczywiście wszystko skończyło się w momencie, gdy ten okazał się podłym zdrajcą.
- Ale... Akane jest inna, czyż nie? Jeśli naprawdę miała na myśli to, co powiedziała... może powinienem jej uwierzyć. W końcu ona nie ma nic wspólnego z tym, co wydarzyło się trzy lata temu.
Wyszedłem z wody i otrząsnąłem się. Wiedziałem już, co powinienem zrobić. Jeśli wyjaśnię moje zachowanie, to wszystko powinno się na powrót ułożyć. Będziemy ze sobą bez strachu, że to może się kiedyś skończyć. A przynajmniej w to chciałbym wierzyć, pod warunkiem, że wadera w ogóle będzie chciała mnie wysłuchać. Położyłem się, postanowiłem poczekać do rana, aby jeszcze raz dobrze przemyśleć to, co chcę powiedzieć. Nie pozwolę, aby zawód z przeszłości miał wpływ na moją przyszłość. Nie chcę oddalić się od Akane tylko dlatego, że boje się, iż "do końca" może nie trwać w rzeczywistości do końca.
~Rano~
Odetchnąłem w końcu. Wchodzenie na górę jest bardziej męczące niż schodzenie na dół, ale nie szkodzi, bo wierzę, że warto.
- Akane? - Zawołałem, nieśmiało zaglądając do jaskini.
Odpowiedziała mi jedynie cisza. Nie do końca wiedziałem co o tym myśleć, zdecydowałem się więc zajrzeć do środka. Idąc w głąb jaskini, znalazłem waderę.
- Dlaczego się nie odezwałaś? Myślałem, że cię nie ma. - Zrobiłem kilka kroków w przód.
Wtedy nagle Akane machnęła skrzydłem i zerwała się na równe nogi. Gdy na nią spojrzałem, widziałem smutek i złość w jej oczach. Zraniłem ją, wiedziałem to i nie miałem nic na swoje usprawiedliwienie. Położyłem uszy po sobie i uśmiechnąłem się lekko.
- Narozrabiałem, prawda? To w sumie nie pierwszy raz, gdy niepotrzebnie robię bałagan. - Uniosłem wzrok, wilczyca nic nie powiedziała, nie byłem w stanie powiedzieć, o czym teraz myśli, zdecydowałem się więc kontynuować. - W każdym razie chciałem przeprosić za wczoraj. Musiałem to wszystko sobie poukładać i chcę, żebyś wiedziała, że ja także chciałbym zostać z tobą na zawsze. Wiem, że moje zachowanie mogło być mylące, ale wiedz, że to, co do ciebie czuję to coś więcej niż zwykła sympatia. Akane ja... ja cię kocham.

Samica dalej milczała, widziałem jednak, że trochę się rozluźniła. Wziąłem to za dobry znak. Podszedłem więc bliżej, chwilę wpatrywaliśmy się sobie w oczy bez choćby słowa. Uśmiechnąłem się nieśmiało.
- Też chciałby spędzić resztę życia u twego boku, naprawdę.


<Akane?>
Dopiero po napisaniu zauważyłam komentarz o przeniesieniu postaci do NPC. No ale olać to, później będę się tym martwić XD Grunt, że mi Flynta do grobu nie poślą >.>

Wracamy do życia!

Witam wszystkich! Wszystkich członków watahy, tych co mają zamiar dołączyć, oraz wędrowników, którzy wpadli tutaj z czystej ciekawości. 
Dzisiaj WDP kończy 2 lata, więc tak jak było ustalone, dzisiaj zostaje ona na nowo otwarta. Oznacza to, że znów można wysyłać opowiadania i formularze! Serdecznie zapraszamy!
Teraz odnośnie wilków, które nie mają jeszcze żadnego opowiadania. Każdy z nich będzie musiał napisać opowiadanie do tygodnia (29.01), inaczej niestety zostanie usunięty z watahy.
Zaszły również drobne zmiany w regulaminie, więc zachęcam, aby tam też zajrzeć.
To chyba tyle z mojej strony, miłego przebywania na blogu
~Megami

(Ciekawa jestem ile osób w ogóle pamięta o WDP i czy to w ogóle ożyje xD)

PS: Hi tu Rasz. Oznajmiam że ci co chcą zostać niech napiszą komentarz który wilk zostaje (oczywiście opowiadania być muszą) Pa paaaa :D (nie śpieszcie się, chętnie was pozabijam)