Black Parade

czwartek, 31 maja 2018

Od Rachel do Azy

Usłyszałam głos między krzakami, przez co mój ogień rozwiał się jak popiół zdmuchnięty przez wiatr.  Stał tam czerwony szczeniak. Zaczęłam się nerwowo rozglądać. 
- Zaraz, to do mnie czy duchy widzisz... - mruknęłam mrużąc oczy. Szczeniaka nie znałam, ale widać, że był młody. Trochę za młody. 
- Och... no... do pani. Nie. nie widzę duchów. - odparł szczeniak. 
- To dobrze że nie widzisz zjaw, bo uznałabym się za syna Hadesa lub Tanatosa. - uśmiechnęłam się krzywo.
- Kogo?
- Takich fajnych bogów. - mruknęłam od niechcenia lekkim tonem. 
- Może mnie pani tak nauczyć? - spytał podchodząc z lekka. 
- Po pierwsze.... nie mów na mnie pani, bo czuję się staro. Mam dopiero 3 lata...  A po drugie... posługuję się dobrze ogniem, bo jestem jego ucieleśnieniem. Mnie stworzono z ognia - usiadłam. 
- To możliwe?
- Tak.
- Ale samemu też można do tego dojść?
- Owszem. 
- To nauczy mnie pa.... znaczy... nauczysz mnie?
- To się zobaczy - mruknęłam wstając, i odchodząc w lasek nieopodal. 

< Aza? NARESZCIE CHYBA OD MARCA ODPISAŁAM XD>

Od Rachel o ślubie.

Właśnie w tamtym momencie, jakby cały alkohol i dziwny humor odleciał ze mnie jakbym była gotowaną wodą, a para właśnie się skraplała i znowu woda. Taki krąg niczego. I teraz, dosłownie, zrobiłam wielki facepalm. Od razu oczywiście spotkałam się z bardzo stanowczym protestem, ze strony Szaszłyka.
- No co? - spytałam z wyrzutem, co szeptem dziwnie trochę zabrzmiało.
- Poczekajmy, może się coś zdarzy - mruknął Soul
- A co ma się zdarzyć, przecież widać, że po wszystkim - burknęłam - Od kiedy słyszałaś jakieś dźwięki?
- Eeeee - samica zaczęła się zastanawiać - nie do końca jestem pewna ale...
- Cisza - rozkazał Soul - poczekamy. Się zobaczy

*Time skip*

Tak więc leżałam na plecach, dziumdziając monstera. W sensie puszkę, bo napój już wypiłam. W sumie dla tego mnie nazywali na pewnej kolonii ciumciak, ale oke. Nie będę wnikać. Uznajmy że nie było tematu. 
- Ej, budzą się - szepnęła Weryla, która przez cały ten czas miała oczy wlepione w naszą parę, po czym schyliła szybko głową jak do polowania. 
- Hmm? - rzeczywiście. Obudzili się. I..........cisza. Kompletne N I C. Zrobiłam minę, jakby mi ktoś nalał do pyska soku z cytryny. Kiedyś musiałam wypić cały kieliszek, ale to zupełnie inna historia. Po chwili zaczęli rozmawiać o zupełnie nie istotnych rzeczach, do puki nie chodziło o rodzinę. I tutaj się nareszcie coś zaczęło 

*Time skip 2*

Tak szczerze to nareszcie miałam co oglądać, aczkolwiek zrobiłam się głodna. I nie tylko to mi chodziło po głowie. 
- Soul - szepnęłam gdy gołąbki zasnęły. 
- Chmm? 
- Idziemy - stwierdziłam patrząc, że Weryla jest już ledwo żywa. Basior przez chwilę myślał, ale po chwili przytaknął. Wywlekliśmy Werylę do jej jaskini. Zabawa nad ranem jeszcze trwała. Szczeniaki spały. 
- Carter! - zawołałam. Dziwnego rodzaju gryf usłyszał moje wołanie z dworu, i po chwili siedział obok mnie. - Gdzie twój smok? - spytałam basiora. 
- Dogoni nas. - Zabezpieczyłam silnymi zaklęciami całą komorę z różnymi moimi błyskotkami, po czym wzięłam szczeniaki do koszyka, a Anakiego przywiązałam sznurem do mojego grzbietu. 
- Wiesz wogóle, gdzie lecimy? - spytał Soul
- W stronę gór - odparłam marszcząc brwi, i wychodząc z mojego domu. 


I tutaj nasze drogi się rozchodzą! Weryla, Ender czy Meg... opiszcie dalsze losy ślubu. A ty braciszku... ODPISUJ XDD Spokojnie. Masz czas do wakacji. Cały miesiąc. 

sobota, 26 maja 2018

Od Achillesa do Shu

- O, super, to mogę spać z wami? – nawet nie czekając na odpowiedź, poderwałem się z miejsca i już zrobiłem kilka kroków w stronę basiorów. Sugestywne spojrzenie Shu i ciche warknięcie jednak szybko zawróciło mnie na moje miejsce pod ścianą. – Nie musisz być AŻ taki dobitny, załapełm.
Zwinąłem się z powrotem w kulkę i jeszcze zanim odpłynąłem zdążyłem zarejestrować, że Shu i Alaris coś do siebie czule szeptają. Ah, te gołąbeczki.

Sen miałem raczej niespokojny. O ile w ogóle mógłbym nazwać to snem w jakikolwiek sposób. Ino tylko przysnąłem to zaraz znowu po paru minutach się budziłem. Coś nie dawało mi spać. Może to fakt, że jestem w nowym miejscu, może natłok wrażeń z całego dnia, a może fakt, że na dobrą sprawę nigdy nie miałem okazji normalnie spać. Pozostawała też kwestia pary błyszczących w ciemnościach ślepi, które nieufnie spoglądały na mnie cały czas. A przynajmniej były we mnie wlepione za każdym razem jak patrzyłem. Dla Shu to chyba też była ciężka noc, ale na Boga, on nie wie jak to niekomfortowe wiedzieć, że ktoś się na ciebie jopi przez prawie 6 godzin?
Ostatecznie przysnąłem na może jakąś godzinę (na szczęście czarny basior też musi czasem odpocząć), a rano czułem jakbym miał piach w oczach. Ta, kij nie rano, słońce jeszcze nawet nie wzeszło. Ale wiedziałem, że już nie zasnę.
Wstałem i przeciągnąłem się, ziewnąwszy leniwie. Shu i Alaris spali w dość ciekawej pozycji, w której to Ally wygodnie wylegiwał się na plecach swojego partnera, samemu leżąc brzuchem do góry. Wydreptałem po cichu z jaskini, mając nadzieję, że ich nie obudziłem. Czas se coś upolować, nie? Mimo dobroci moich, khem, rodziców, nadal muszę być samodzielną jednostką.
Pokłusowałem gdzieś w las, czując jak poranny mrozek szczypie mnie w nos, a rosa moczy łapy. Minąłem po drodze jakąś fioletową waderę, która chyba miała płetwę i ogon rekina. Widzę, że nie jestem tu jedynym rannym ptaszkiem.
Rozpocząłem więc moje poszukiwanie czegoś na śniadanie. Wszelkie jelenie, łosie, renifery, karibu i co tam jeszcze odpada, w pojedynkę mam raczej marne szanse. Sarny i daniele? Może, o ile jakieś znajdę. Takie bieganie tu i tam, węsząc i nasłuchując zajęło mi wystarczająco dużo czasu, żeby słonce zaczęło już powolnie wyłaniać się zza horyzontu. Kłujący chłodek powoli ustępował przyjemnemu ciepłu.
Nagle natrafiłem (wreszcie!) na jakiś trop, który to doprowadził mnie do sporych rozmiarów zająca. Młody i pewnie szybki, ale wciąż to łatwiejsza zdobycz niż jakieś parzystokopytne bydle, za którym musiałbym latać z 10 kilometrów i prawdopodobnie się zgubić. Zwierzę zajęte poranną toaletą i podskubywaniem zielonej trawki nawet nie zauważyło, że jestem ledwo kilka metrów za nim. Zniżyłem ciało, prawie kładąc się na ziemi i bacznie obserwując zająca, powoli zmniejszałem odległość między nami. Udało mi się pozostać niezauważonym i nieusłyszanym do momentu, w którym dzielił nas tak mały dystans, że bez problemu jednym susem bym go dopadł. Już przygotowywałem się do skoku i-
- Co robisz?
Podskoczyłem, tylko że nie w przód, a w górę, wydając z siebie bliżej niezidentyfikowane „AAAASJDAF”, a moje śniadanie właśnie odkicało ukryć się w swojej bezpiecznej norze. Usłyszałem za sobą ciche parsknięcie.
- Gdybym był wrogo nastawiony, już byś nie żył. – stojący za mną Shu wyglądał na zadowolonego z siebie, że udało mu się mnie zaskoczyć.
- Przyjacielsko to ty chyba też nastawiony nie jesteś – burknąłem, nie próbując ukrywać złości za wystraszenie mi zająca. – I dla twojej wiadomości, polowałem. – wyprostowałem się dumnie przed wilkiem, próbując zatuszować tym mój poprzedni popis zwracania uwagi na rzeczy, dziejące się dookoła mnie i ogólnie bycia ogarniętym.
- Polowałeś? Z taką techniką? Ty w ogóle umiesz polować? – spytał sceptycznie basior, uniósł sceptycznie brwi, sceptycznie się uśmiechając i obszedł mnie dookoła. Czułem ten jego oceniający wzrok na sobie.
- Nie, dwa lata jechałem na samych bakłażanach. – wetchnąłem męczenniczo. Naprawdę wyglądam na kogoś, kto nie umie się wyżywić? – Podpatrzyłem taki sposób polowania od lisów. Nie rzucam się raczej na duże zwierzęta, więc musze zachodzić zające i króliki od tylca. I teraz, dziękuję bardzo, będę musiał szukać kolejnego. – Właśnie tak, Achilles, pokaż mu, że też umiesz się odgryźć! Jesteś silną i niezależną kobietą!
Odszedłem na parę kroków i wróciłem do węszenia po ziemi, mając nadzieję, że może wpadnę na jakiś nowy trop. Shu wesoło podążył za mną.
- Gdzie twój głupawy uśmieszek i dobry humor z wczoraj? – on wyraźnie dobrze się bawił.
Odpowiedzenie „w twojej starej” byłoby raczej nie na miejscu, więc zachowam to dla siebie.
- Jestem głodny i niewyspany. Mógłbyś mi pomóc zamiast utrudniać, wiesz?
Desperacja level master + zainsynuowałem, że to ON będzie pomagał MI, ale deltę wyraźnie zainteresował ten pomysł.
- Chcesz, żebym polował z tobą?
Nie, z Magdą Gessler.
- No wiesz, jak ojciec z synem. – głupawy uśmieszek i dobry humor z wczoraj powoli wracały. Powoli. – No, chyba, że się boisz, że nie dotrzymasz mi kroku albo że cię zamorduję z zimna krwią. – powiedziałem wyzywającym tonem i machnąłem basiorowi ogonem tuż pod nosem.
[Shuuuuś?~]

środa, 23 maja 2018

Od Thundera

Pierwszy dzień. Jestem odludną wyspą, a postanowiłem dołączyć do watahy. Sam sobie się dziwię.
Bez chwili zastanowienia ruszyłem w kierunku terenów watahy, próbowałem przyzwyczaić się do okolicy, w której miałem mieszkać. Muszę przyznać, było tam całkiem ładnie: rozłożyste drzewa, piękne kwiaty, pojedyncze wilki spacerujące po okolicy. Podobało mi się. Niespodziewanie na horyzoncie zauważyłem jaskinię. Udałem się w jej kierunku i zauważyłem, że jest opuszczona.
To było idealne miejsce dla mnie. Wyukładałem swoje rzeczy, był już wieczór. Dom miałem już załatwiony, teraz postanowiłem odpocząć. Oddaliłem się od swojej jaskini, rozpaliłem małe ognisko i usiadłem na jednej ze skał tuż obok. Od mojego pyska odbijało się ciepłe światło ognia.
Nagle usłyszałem jakieś szelesty zza krzaków. Nadstawiłem uszu i czekałem, aż ten ktoś się wyłoni.
Po kilku sekundach zza roślin wyszła wadera.

<Jakaś wadera? :]>

niedziela, 20 maja 2018

Nowy basior!



Autor obrazka: Whiluna
Właściciel: Doggi: JulJulcia
Imię: Thunder
Przezwisko: Thun
Wiek: 4 lata
Płeć: Basior
Stanowisko: Obrońca Alf
Lubi: Spędzać czas w samotności.
Nie lubi: Nachalnych wilków.
Motto: "Aquila non capit muscas."
Żywioł: Ogień, Powietrze, Cień.
Rodzina: Ojciec: Mohadu
Matka: Aela
Nie posiada rodzeństwa.
Historia: Urodził się w dużej watasze, która była dowodzona przez jego rodziców. Od zawsze wyróżniał się siłą i ponadprzeciętnym sprytem i inteligencją. Pewnego dnia, poszedł zapolować. Miał wówczas około dwóch lat. Niespodziewanie został złapany przez myśliwego. Ten, zabrał go do swej posiadłości i zrobił z niego strażnika swojego dobytku. Thunder był oszczędnie karmiony, bity i nie spuszczano go z łańcucha nawet na moment. Pewnego razu wpadł w szał, przegryzł łańcuch i zabił myśliwego. Następnie postanowił wrócić do watahy, jednak okazało się, że przez jego roczną nieobecność, stado zostało wymordowane, przez wrogie wilki. Thunder żałował, że nie uciekł wcześniej, żałował, że nie zdążył pożegnać się ze swoimi rodzicami. Załamany, postanowił zapomnieć o przeszłości i znaleźć nową watahę.
Charakter: Thunder traktuje innych z góry. Uważa się za odrobinę lepszego od reszty. Bywa uszczypliwy i złośliwy. Uwielbia wytykać innym ich wady, sam stara się być idealny. Ogólnie, jest dosyć miły, ale jeżeli zajdziesz mu za skórę, bez problemu zrobi ci krzywdę, nieważne kim jesteś. Jest zabawny i godny zaufania, powierzoną mu pracę wykonuje od razu.
Amulet: Nie posiada.
Jaskinia: Link
Głos: James Earl Jones
Zauroczenie:
-
Status: Poszukuje.
Partner/ka: -
Moce:
- Potrafi tworzyć ogniste kule
- Potrafi tworzyć barierę ochronną z ognia i powietrza
- Potrafi unosić się za pomocą fali powietrza
- Potrafi odpychać przeciwników za pomocą mocnego podmuchu wiatru
- Potrafi zmieniać się w cień
- Potrafi tworzyć pożary
- Potrafi tworzyć trąby powietrzne
- Potrafi oślepić przeciwnika na określony czas cieniem
Umiejętności:
- Zwinnie i szybko się porusza
- Doskonale walczy
- Dysponuje ogromną siłą i inteligencją
- Dobrze pływa i się wspina
- Jest bardzo wysportowany i muskularnej budowy
Szczeniaki: -
Point: 0
Uwagi/kary:

sobota, 19 maja 2018

Od Luci do Ziety

Od razu mówię, że nie mam weny



Herbata nie wyglądała zbyt ciekawie. Ba, w ogóle nie wyglądała, jeśli można to określić w ten sposób. Zapach, kolor, barwa,... Nic nie zachęcało do spróbowania. Jednak z grzeczności pochyliłem się i dotknąłem czubkiem języka powierzchni naparu. O nie, jest jeszcze gorzej.
Skrzywiłem się więc, odsunąłem jeszcze bardziej i spojrzałem na Zietę jak na małego szczeniaka z chorobą umysłową. Jednym słowem - jak na idiotę.
- Nie wypiję tego - oznajmiłem, podnosząc ogon i strosząc pióra. Wilczyca zaśmiała się jedynie i zbliżyła jeszcze bardziej. Nie zostało mi nic innego, jak warknąć ostrzegawczo i wyprostować się. W końcu, takie spoufalanie się wobec członka szlacheckiego rodu powinno być karane. A jeśli nikt z tym nic nie zrobi, ja wezmę sprawy w swoje łapy. Wtedy futro i pióra będą wokół latać.
- No pij, to ci dobrze zrobi! - Zieta uśmiechnęła się szerzej, jeśli było to możliwe i ponownie podsunęła napój w moją stronę. Westchnąłem ciężko, po czym, chcąc mieć już spokój, wypiłem herbatę. Nie omieszkałem przy tym przewrócić oczami.
- Zadowolona?

<Zieta?>

Event!

Witam!

Organizuję kolejny event.
A więc;
~Krótki opis:
W watasze rozpętała się wojna. Wilki dzielą się na dwie grupy-
Jedna grupa zostaje, aby walczyć.
Druga grupa ucieka w poszukiwaniu bezpiecznego miejsca na przeczekanie bitwy.
Wygrywamy czy polegamy?
-Każdy może napisać inną wersję, ten event nie zmieni historii watahy-

~Zadady:
-Opowiadanie powinno mieć min. 200 słów.
-W opowiadaniu mogą występować postacie NPC oraz towarzysze .
-Na polu walki można używać swoich mocy/czarów, oraz walczyć tradycyjnie.

~Nagrody
I miejsce- Wyższe stanowisko, dwa miecze, 500 points
II miejsce-  Łuk z zatrutą strzałą, 400 points
III miejsce- 300 points

Event kończy się 2018-06-19
Jak zawsze, liczy się pomysłowość!
~Powodzenia




poniedziałek, 14 maja 2018

Od Shu do Achillesa

Spokój. Tylko spokój może nas uratować. Tak, wiem, sam zaoferowałem pomoc Achillesowi i powinien ją ode mnie powstrzymać.
Jednak, naprawdę, mogłem wcześniej przemyśleć swoją decyzję.
Lecz, jak się mówi, kości zostały rzucone. W sumie, to jako członek Akuma no Hakai powinienem pilnować nowych... Ah, cholera. Wszystko mi się już miesza w głowie.
Potruchtałem przed siebie, prowadząc za sobą basiora do jaskini mojej i Alarisa. Z tego, co widziałem, mój białasek już spał w głębi. Z lekką irytacją zauważyłem, że jego futro jest brudne. Nie na mojej warcie.
— Idź spać. Gdzieś tam. — Wskazałem pyskiem na przeciwległą ścianę, a sam podbiegłem do Alarisa. Próbując nie obudzić ukochanego, zająłem się czyszczeniem sierści wilka.
Szuranie łapami, dobiegające od strony wejścia. Zerknąłem przez ramię na Achillesa, aby w razie czego, zareagować. Ten jednak na spokojnie zwinął się w kłębek, spoglądając na mnie tymi niebieskimi oczyma. Zauważyłem z delikatnym zdziwieniem, że przypomina kojota. 
— Nie masz w swoim drzewie genealogicznym żadnych przodków z pustyni? — spytałem niby od niechcenia. Achilles wpierw podniósł uszy, poruszył ogonem, a następnie uniósł barki.
— Być może. A co?
— Wyglądasz jak kojot. 
Alaris zaśmiał się szczekliwie, więc zwróciłem na niego uwagę. Czyli mały oszukista jednak nie spał. Ugryzłem go więc w ucho, na co biały basior pisnął cicho.
— A co to za udawanie? Jak ja cię zaraz..!
— Proszę, nie przy mnie. — Achilles odwrócił się na plecy, po czym poruszył łapami w powietrzu. Wyglądał niezwykle uroczo, gdyby mnie o to spytać. — Nie chcę patrzeć, jak powstaje moje rodzeństwo.
— Rodzeństwo? Od kiedy jesteśmy twoimi rodzicami? — Wyszczerzyłem zęby ostrzegawczo, na co mój ukochany polizał mnie po policzku.
— Spokojnie. Przecież możemy go adoptować, czyż nie?
Przewróciłem oczami i westchnąłem ciężko. I ty, Brutusie? Co ja mam teraz zrobić?
Po długim namyśle, widząc smutne spojrzenie Ally'ego, skinąłem delikatnie łbem. Niech się cieszą.

<Achiś? Przepraszam, że krótkie, następne będzie dłuższe!>

wtorek, 1 maja 2018

Od Natsuki do Mey "Fioletowo-różowy kocyk"

Biegłem ile sił w nogach, aby uciec od tego przeklętego miejsca. Ojciec pewnie nawet nie będzie mnie szukał. Byłem wyczerpany, głody i spragniony.
---------------------------
Po dłuższym biegu, na moje szczęście, ukazało się ogromne jezioro. Postanowiłem się napić. Woda w nim była chłodna. Pokusiła mnie, i się w niej zanurzyłem. Było przyjemnie.
~Dobra, już jedna potrzeba zaspokojona.~powiedziałem sobie w myślach.
Robiło się już ciemno, postanowiłem poszukać schronienia. Idąc dalej wyczuwałem coraz więcej wilków.
~Jakaś wataha?~spytałem samego siebie. Było niebezpiecznie wkraczać na ich teren, ale już trudno.
Wszedłem do pierwszej lepszej jaskini. Była piękna, miała bujną, zieloną trawę, niewielkie, czyste jeziorko i była ładnie oświetlona, co dodawało jej uroku.
Nagle zauważyłem wilczyce, przykrytą fioletowo-różowym kocem. Skorzystałem z mojej zdolności podkradania się. Usiadłem niedaleko niej, tworząc wokół siebie półmrok (w razie, gdybym miał uciekać, chodź pewnie i tak mi nic nie zrobi, to tylko wilczyca) i czekałem, co się stanie.


<Mey?>