- No...ke - wybełkotała. Jakoś.
- Dziękuję - powiedziałam z ulgą odsuwając łapę.
***Jakiś nudny miesiąc później***
Patrząc na te małe szczury miałam mieszane myśli. Wyszły z tego dwie waderki i basior. Jako kołysankę oczywiście śpiewałam Tili tili bum bo to jedyna kochana kołysanka. Polecam sobie posłuchać, bo tralala kotki dwa jakoś mi nie mogło przejść przez gardło. Anaki już spał, a ja siedziałam i nie mogłam spać. Rano wiedziałam, ze wyglądałam jak zużyty mop. Tyle że suchy. Podpaliłam się, okrywając szczenięta niebieską aurą by się nie spaliły. Do jaskini weszła znajoma mi dusza.
- Wybrałaś złą porę na odwiedziny - mruknęłam do Genevieve (chyba to dobrze napisałam? jak nie to sorry) - Ledwo się obudziłam
- Jest 14 po południu - zaśmiała się wadera.
- Oj - jęknęłam. Anaki podszedł do mnie...
- Rachel, jestem głodny... - na mojej twarzy zagościł grymas.
- SOUL! - wydarłam się na całą jaskinię. Nie było go - Gene... możesz coś upolować dla tego głodnego dziecka? - spytałam moim kochanym tonem głosu - Chyba że mnie zastąpisz w karmieniu. Chętnie bym sobie poszła - burknęłam z uśmiechem.
- To ja wolę polować - powiedziała - podać pani kartę menu?
- Karta menu siedzi obok mnie - wskazałam na Anakiego
< Gene? Brakus wenus >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz