Dzikie psy ujadały wściekle gdzieś w oddali. Raczej rzadko, któreś z tych zwierząt przekraczało wilcze granice. Skoro jednak tak się stało, musiały mieć do tego powód, a ja chciałem go poznać. Po dotarciu na miejsce okazało się, że to nie z psami mam do czynienia, choć tak bardzo się nie pomyliłem. Grupka drapieżników zażarcie atakowała korzenie drzewa. Zmarszczyłem brwi, zastanawiając się, co też skłoniło te stworzenia do takiego zachowania. Zaalarmował mnie strzępek czarnego futra, jaki jeden z kojotów próbował wyrwać drugiemu. Korzystając z całego zamieszania, udało mi się podejść do całej grupki niemal bezszelestnie. Zawarczałem, jeżąc sierść na karku. Chwyciłem najbliższego z drapieżników za kark i przycisnąłem do ziemi. Samiec zaskomlał, wykonując przy tym jakiś chaotyczne ruchy, które jak pewnie myślał, pomogą mu się wyrwać. Nie miałem jednak ochoty go zabijać, nie byłoby z tego żadnego pożytku. Sama skóra i kości. Widząc więc, że jego towarzysze uciekają w popłochu, zdecydowałem się puścić nieszczęśnika. Ten korzystając z okazji, także natychmiast zniknął mi z pola widzenia.
- Wychodź mały. - Powiedziałem do kryjącego się wśród korzeni drzewa młodego wilczka.
Ten jednak pokręcił głową i cofnął się jeszcze bardziej w głąb jamy, o ile to było jeszcze w ogóle możliwe. Nawet gdybym chciał, korzenie znajdowały się zbyt blisko siebie, abym mógł się przez nie przecisnąć i wyciągnąć szczeniaka. Musiałem więc poczekać aż ten sam zdecyduje się wyjść. Widząc jednak sytuację, jaka miała przed chwilę miejsce, nie sądziłem, aby miało to rychło nastąpić. Westchnąłem więc cicho i oddaliłem się od drzewa. Na pobliskiej polanie udało mi się złapać jakiegoś ptaka. Nie wnikałem, co to jest, miałem jedynie nadzieję, że zapach świeżego mięsa przekona malca do wyjścia ze swojej kryjówki. Wracając w okolice drzewa, upewniłem się najpierw, że wilczek wciąż jest w środku. Rzuciłem więc zdobycz jak najbliżej korzeni i sam usiadłem niewiele dalej.
- Jak Ci na imię? - Zapytałem, pilnie obserwując skrytą za korzeniami postać.
<Anaki?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz