Black Parade

poniedziałek, 30 kwietnia 2018

Od Mey "Nowa Wataha"

Było ciemno. Nie bałam się. Wręcz przeciwnie! To była świetna okazja na schwytanie zdobyczy! Rozejrzałam się po bokach, ale nic nie wyczułam. To dziwne. Byłam w lesie, gdzie powinno być mnóstwo zwierząt. Mimo to nadal przygotowywałam się do ataku. Nagle poczułam zapach wilków. "Czyżby jakaś wataha?" - pomyślałam. Szłam za głosem. Nadal byłam bardzo ostrożna. Zza drzew widziałam kilka wilków. Podniosłam się. Jeden wilk mnie zauważył.
- Nie wstydź się. - powiedział. Zastanawiałam się czy to basior, czy to wadera. Wyglądała na waderę. - Podejdź, nie jesteśmy twoimi wrogami. - dodała. Rozejrzałam się na boki i powolnym krokiem szłam w stronę wilka. Gdy się przybliżyłam zauważyłam że to na 100% wadera.
- Jak na ciebie mówią? - zapytała.
- Mey. - odpowiedziałam i patrzyłam się na inne wilki które stały za nią.
- Rachel. - uśmiechnęła się wilczyca. - Skoro się tu znalazłaś, to wydaje mi się że szukasz watahy mam rację? - dodała. Wadera miała rację. Od paru dni chodzę sama i jest mi dość smutno. Nie mam się do kogo odezwać.
- Tak, a co? - wystawiłam język. Wszystkie wilki wydawały mi się całkiem sympatyczne. No dobra - nie wszystkie. Ale większość! No i...zauważyłam tam troszkę basiorów! Tym bardziej byłam przekonana że chcę zostać z nimi na dłużej.
- Skoro chcesz, nie wyganiamy cię. Wybierz sobie jaskinię spośród tych. - wilczyca pokazała mi mapkę z jaskiniami oraz drogi do nich. Bez wachania wybrałam piękną jaskinię z jeziorkiem i wysokimi drzewami. Pokazałam łapką na ową jaskinię i uśmiechnęłam się szeroko.
- Jaskinia którą wybrałaś znajduje się 2 km od nas na lewo. Jak będziesz mnie potrzebować to wiesz gdzie masz iść. - zakończyła Rachel i odeszła do wilków. Ja również odeszłam i skierowałam się w podaną mi stronę. Zastanawiałam się czy dobrze zrobiłam. Pragnęłam żeby były tam same basiory bo z waderami nie miałabym o czym rozmawiać.
~Skip Time~
Mijałam zakręt. Stanęłam i ujrzałam najpiękniejszy widok na tej ziemi! Moją jaskinię! Czym prędzej pobiegłam i weszłam do niej mijając drzewa. Było chłodno. Eh...u mnie w dawnej watasze zawsze było ocieplane a tu?! Masakra. Ale obok leżał jakiś koc i przykryłam się nim. Od teraz będę tu mieszkać.

sobota, 28 kwietnia 2018

Od Ametyst do Artemisa

Wisiorek zaczął obracać się wokół własnej osi. Na perle pojawiały się błyski, za każdym razem, gdy promieniom słońca udało przedrzeć się przez gęstwinę liści i dotknąć gładkiej powierzchni morskiego skarbu. Nie miałam nawet najmniejszych wątpliwości co do autentyczności mojego znaleziska. W końcu kto może znać się na skarbach głębin lepiej niż ja, wilk posiadający wśród swojej puli genów także te należące do rekina.
- Skąd go tak właściwie masz? - Zapytał Artemis.
- Znalazłam. - Rzuciłam bez większego przejęcia, nie odrywając również wzroku od amuletu.
Czując jednak na sobie spojrzenie mojego przyjaciela, postanowiłam na chwilę zapomnieć o błyskotce i zwrócić uwagę w jego stronę. Widziałam lekkie niedowierzanie malujące się na jego pysku. Zmarszczyłam brwi i uniosłam górną wargę, ukazując tym samym kilka kłów.
- Nie ukradłam go. - Syknęłam z irytacją. - Kto jak kto, ale ty powinieneś wiedzieć, że nie jestem złodziejką.
- Tylko się upewniam. - Odparł samiec, uśmiechając się lekko. - To po prostu trochę dziwne, że ktoś pozbył się czegoś tak cennego.
Nawet jeśli znaliśmy się z basiorem już od dość dawna i byliśmy przyjaciółmi to bywały takie momenty, kiedy to Artemis mnie irytował. Mimo wszystko musiałam przytaknąć jego uwadze. Kto racjonalnie myślący pozbyłby się czegoś takiego? Nawet biorąc pod uwagę możliwe przypadkowe zagubienie amuletu, nie czułam się w żaden sposób zobowiązana do szukania właściciela zguby. W końcu to nie moja wina, że ktoś nie potrafił przypilnować swoich rzeczy. Amulet należał teraz do mnie czy to się komuś podoba, czy nie. Założyłam więc wisiorek z powrotem na szyję. Wstałam i otrzepałam się, pozbywając się tym samym resztek pyłu, jaki mógł pozostać na moim futrze na skutek tej całej wędrówki. Już otworzyłam pysk, by coś powiedzieć, gdy nagle rozległ się ten okropny dźwięk. Poczułam, jak czerwienieje na pysku. Tak dawno już mi się nie zdarzyło, by żołądek musiał upominać się o swoje. Artemisa najwyraźniej bawiła ta sytuacja. Widziałam, jak próbuje powstrzymać śmiech. Odwróciłam więc wzrok, jednocześnie kładąc uszy po sobie.
- Chodźmy coś zjeść. - Burknęłam.

<Artemis? Trochę brakło pomysłu o czym by napisać T-T>

Od Achillesa do Shu

Nie mam pojęcia, kim jest ten cały Carrot, ale skoro jest wręcz wygłodniały, to może by go zaprosić na kolację? Skąd pomysł, że chciałby kogoś zabić? Może jest spoko kolesiem?? Może jego żona go zostawiła??? Może chciałby zostać prawnikiem???!!! Rozmyślanie nad tym, w jaki sposób bym ugościł marchewkowego potwora i czy zrobiłbym kaczkę, czy sarninę zajęło mi resztę drogi. Przed wejściem do jaskini alfy dostałem rozkaz, by nie przynieść wstydu mojemu nowemu ojcu, bo mnie wydziedziczy i wyekskomunikuje z tego kraju. Swoją drogą, ponownie, czy to ja przypadkiem nie jestem starszy? Znów cios prosto w mą męską dumę dorosłego wilka.
- Nie bój żaby, tato, będę grzecznym chłopcem. – puściłem oczko do basiora i zanim ten zdążył przetrawić, co właśnie powiedziałem, i pewnie mnie zagryźć, z wysoko uniesioną głową, i ogonem, wszedłem do jaskini, ponoć zamieszkiwanej przez alfę.
Jaskinia bym powiedział, że naprawdę bardzo ładna, chociaż nie na mój gust. Za dużo stalaktytów i stalagmitów, i czego tam jeszcze. Na samym środku rosło spore, niebieskie i świecące drzewo, pod którym spoczywała wygodnie niebieska….? wadera. Chyba za bardzo przyzwyczaiłem się do widoku wilków w „normalnych” kolorach. Achilles, ty rasisto. Normalnie nie mam słów. Zawiodłeś mnie.
Megami okazała się naprawdę być bardzo miłą osóbką. Mówię to, jakbym spodziewał się od niej nie wiadomo jak odpychającego zachowania, ale cóż, z waderami nie zawsze układało mi się, jakbym tego sobie życzył. Ale do Meg jakoś od razu poczułem dużą sympatię.
Tak więc, po szybkim streszczeniu alfie mojej życiowej historii i podaniu wszystkich powodów, dla których jestem świetnym kandydatem do przyjęcia do jej watahy (te wszystkie powody to – będę miły i koleżeński, i ładnie śpiewam, nie ma to jak być wartościowym członkiem społeczeństwa!) otrzymałem oficjalne błogosławieństwo na zagrzanie tu miejsca. Dowiedziałem się też co nie co o pozostałych członkach watahy. Między innymi, że ten cały Carreou wcale nie jest marchewkowym potworem z ambicjami na zostanie prawnikiem, a bardzo, bardzo agresywnym wilkiem. A szkoda, miłoby było spędzić czas z jakimś przyjaznym stworkiem, studiującym prawo.
Po pożegnaniu się z Meg, wyparowałem zadowolony z siebie z jaskini, żeby zastać Shu z miną niezadowolonego sześciolatka, którego właśnie obudzono z drzemki.
- Zgadnij z kim będziesz musiał się użerać, póki któreś z nas nie wyzionie ducha? – gdybym miał chwytne łapy i przeciwstawne kciuki, właśnie teraz pokazałbym na siebie. Ale nie mam, więc tylko się wyszczerzyłem, z gracją modelki przechodząc wilkowi tuż pod nosem. – No i bardzo chętnie skorzystam z twojej wcześniejszej oferty nocowanki. – nawet jeśli miałbym spać w kącie, jak najdalej od basiorów, zawsze to lepsze niż marznąć na dworze. I naprawdę bardzo się powstrzymywałem przed dodaniem „tato” na końcu zdania. Czuję, że razem z dwójką moich nowych najlepszych przyjaciół założymy rodzinkę; Shu będzie tatą, Alaris drugim tatą, ja córeczką, a ten dziwny kruk, którego widziałem wcześniej przy Shu, będzie naszym pieskiem! I wszyscy będą szczęśliwi!
<Shuś? To co, piżama party?>

środa, 25 kwietnia 2018

Od Weryli do Endera/Megi/Rachel -Ślub...Impreza... Kino!

-Rachel! -Podeszłam do nieprzytomnej wandery. -Nie zapomniałaś? -Szturchnęłam ją.

-Szaszłyku... dej mi spokój... -Rachel obróciła się na drugi bok. -O czym niby zapomniałam? 

-Nie wiem czy zauważyłaś, ale naszych gołąbków nigdzie nie ma.. a z jaskini dochodzą dziwne dźwięki... Nie chciała być tego sprawdzi, hmmm? -Szepnęłam jej do ucha...

-Czy ty myślisz... że..? -Wandera szeroko otworzyła oczy. 

-TAK! Nasze gołąbki się.... -Powiedziałam z entuzjazmem. 

-Biegniemy tam! -Rachel podskoczyła i chciała już pobiec, ale ją zatrzymałam. 

-O co chodzi Weryl? Nie chcesz tego zobaczyć?! 

-Chcę! Ale...! -Wskazałam na dwie ogromne paczki popcornu. -Po za tym nie mogą nas zauważyć! 

-ehh.. Okey! Biorę popcorn i lecimyyyy!

-Echem.. Wi-itam szan-owne Pani-e! -Soul był widocznie pijany... Nie żeby mnie to zdziwiło, ale mógł zając się dziećmi.

-Idioto! Pijany jesteś?! -Rachel się wydarła.

-N-NIE! Jaa nie jestrem pijanry! Wcal-e!

-Japier... choć! Idziemy do kina! -Rachel popchnęła go w stronę jaskini.

-J-jake ki-o? -Soul przewracał się to na płot.. to na stół..

-Meg się rucha! Nie możemy tego przegapić!

-Rachel.. nie krzycz tak... -Czemu ja jej to powiedziałam? Zrobiłam błąd...

-Ko sie r-racha? -Soul oparł się o mnie... i tak razem szliśmy...

-Nie ważne... po prostu zamknij pyszczydło i chodź! -Rachel przyśpieszyła kroku.

Po chwili byliśmy już przed wejściem... po cichu zakradliśmy się do sąsiadującego pokoju. Weszliśmy na górne piętro i zaczęliśmy obserwować...

-Szkoda... -Szepnęłam rachel... nasze spocone gołąbki już spały... Przegapiliśmy darmowe scenki...

-KU.....! MMM! -W ostatnim momencie zatkałam Rachel pysk... -Nie chcesz chyba ich obudzić? -szepnęłam.


// Rachep ty coś wymyśl xd Zdaję się na twoją wyobraźnię <3  XD 

wtorek, 24 kwietnia 2018

Shu - Akuma no Hakai

Od czego się to wszystko zaczęło? Ten chaos, wewnętrzna entropia, ciąg kłamstw?
Chyba od momentu, kiedy spotkałem Liiveia. Pamiętam to jak dziś. I nie zanosi się na to, abym to zbyt szybko zapomniał.

O ile mnie pamięć nie myli, to było gdzieś pomiędzy opuszczeniem swojego rodzinnego domu a spotkaniem Alarisa. Słodko - gorzki okres, poprzecinany szczęściem i rozpaczą. Jakby namalować ten czas w formie obrazu, trzeba byłoby użyć barw w spektrum brązu, dodając może nieco plam zieleni.
Jednak nie o tym mowa. Liivei sam mnie odnalazł. Tak przynajmniej się tłumaczył przy pierwszym spotkaniu. Chociaż tłumaczenie się w jego przypadku to słowo na wyrost. Przywódca Akuma no Hakai nigdy się nie tłumaczył ze swoich czynów, jedynie usprawiedliwiał je wyższym dobrem. A dlaczego szukał akurat mnie?
Według słów basiora, dlatego, że jako jedyny przeżyłem atak Carreou na mój dom. Z jakiego powodu, powiedział mi dopiero potem.
Wędrowałem wtedy przez równinę, z dziurą w sercu, pozbawiony swojego miejsca na ziemi. Wbrew temu, co okazywałem, przejąłem się tym. Bo kto by nie rozpaczał po utracie wszystkich swoich najbliższych? Zapewne tylko ktoś bez serca. Albo demon.
Wtem usłyszałem głuchy odgłos biegu kilku istot. Od razu podniosłem uszy, nastroszyłem się i zacząłem rozglądać w poszukiwaniu źródła odgłosu. Nie chciałem w końcu paść ofiarą pierwszego lepszego omegi.
Było ich trzech. Dwóch basiorów i jedna wadera. Zatrzymali się w pewnej odległości, a przywódca, rosły basior o ciemnym futrze, zrobił niewielki krok do przodu.
Opuściłem uszy, wyszczerzyłem zęby, ale powstrzymałem się przed warknięciem. W końcu, nie było takiej potrzeby. Przynajmniej takie wrażenie odniosłem, gdy na pysku nieznajomego pojawił się delikatny uśmiech. Może nie było w nim radości, ani, z drugiej strony, złośliwości, jednak coś mi podpowiadało, że warto dać osobnikowi szansę.
– Witaj, Shu. – Zaczął spokojnym, pozbawionym emocji głosem czarny basior, stając przede mną. Był wyższy. O wiele wyższy i starszy. W dodatku, bardziej umięśniony. Robił imponujące wrażenie, a całego efektu bycia poważaną personą dodawała zwierzęca czaszka na jego pysku, spod której dało się ujrzeć błękitne jak lód oczy. Przechyliłem nieznacznie łeb na bok na dźwięk swojego imienia. Skąd on je znał? Ktoś mu je powiedział? Czy może to jego zdolność - czytanie w myślach? Tylko dlaczego, w takim przypadku, wybrał mnie jako tego, z kim chce zamienić kilka (mam nadzieję!) słów?
– Wiesz, kim jestem? – Spytałem, wchodząc nieznajomemu w początek zdania, które miał zamiar widocznie zacząć. Zza jego pleców dobiegł szybki, cichy szum wymienianych szeptem uwag. Towarzysze wilka jednak pod wpływem spojrzenia przywódcy, umilkli i jedynie wadera zerkała co jakiś czas w moją stronę, gdyż drugi basior zdawał się być bardziej zainteresowany tym, co się dzieje wokół niż tym, co ma przed sobą. A może po prostu pilnował, aby nikt nie powołany nie był świadkiem wydarzenia, jakie miało się za moment rozegrać.
Większy osobnik skinął prawie niezauważalnie głową i obszedł mnie dookoła, stawiając ostrożne kroki i skradając się jak rasowy drapieżnik. Mimo to, jego ruchy były pełne gracji. Z niewiadomych mi przyczyn, to określenie zdawało się nie pasować do całokształtu przywódcy.
– Otóż to, Shu, synu Carreou. – Imię ojca, które poznałem zupełnie niedawno, wypowiedział z niechęcią i nutką obrzydzenia. W tamtych czasach byłem jeszcze niezdrowo podniecony torami, jakimi potoczyły się moje losy. Przez większą część życia byłem przekonany, że jestem potomkiem z krwi Feno. A potem nagle matka, umierając pod starym dębem, oświadcza mi, iż narodziłem się poprzez gwałt demona na wilczycy. Nic nie może opisać, jak się wtedy czułem. Chyba najlepszymi określeniami byłoby odrzucenie, pustka, rozpacz i złość. Być może to i wtedy rozpoczęła się moja entropia - wraz z poznaniem prawdy o tym, c z y m jestem. Nie kim. Nienawidziłem samego siebie za to, że w ogóle powstałem. Jako wybryk natury, coś gorszego.
Z przemyśleń na swój temat wyrwało mnie znaczące chrząkniecie nieznajomego. Zamrugałem więc kilkukrotnie i podniosłem głowę.
– A ty? Kim jesteś? – Spytałem butnie, z pewnością siebie, wypinając pierś. – I nadal nie odpowiedziałeś na moje pytanie. Skąd wiesz, kim jestem? 
– Ah, gdzież moje maniery! Liivei. Przywódca Akuma no Hakai. A skąd wiem o twoim istnieniu? – Zaśmiał się cicho, tym razem z lekkim rozbawieniem. Zbliżył się jeszcze bardziej, patrząc mi prosto w oczy. – Bo pół Piekła chce widzieć twój łeb, nabity na pal.
Gwałtownie wciągnąłem powietrze, nie mogąc uwierzyć w to, co usłyszałem. Tak, domyślałem się, że moje narodziny na pewno nie zostaną przyjęte z wielką radością. Zdawałem sobie sprawę, że ktoś czyha na mnie, obserwuje i czeka, aż tylko stracę czujność. Ale żeby demony?
– Też jesteś jednym z nich? – Zniżyłem głos, odwzajemniając spojrzenie. Mierzyliśmy się wzrokiem przez dłuższą chwilę, czekając, aż któryś ustąpi. To jednak się nie zdarzyło.
– Nie. Jestem kimś zupełnie innym. – Słońce padło na medalion na jego szyi. Poznałem w nim triskalion. Celtycką pętlę, chroniącą przed złem. – Ja z nimi walczę. I proponuję ci wstąpienie w szeregi naszego zgromadzenia.
Pod presją, niemą, ale zawsze jakąś, Liivei, skinąłem głową. Oni jednak czekali na moją odpowiedź. Dopiero po długiej chwili namysłu, analizy za i przeciw, zebrałem się w sobie.
– Dołączę do was.

Od Megami do Endera/Weryli


Witam
A więc wyczekiwana przez większość noc poślubna.
Wiem, mogłam się bardziej postarać, no ale jak dla mnie tyle wystarczy.
Miłych wrażeń~
(XDD)


-No tak- zaczęłam nucić dalszą część piosenki. Weryla wyglądała, jakby miała zamiar zapaść się pod ziemię. Już nie odzywając się, odeszła. Usiadła przy stole, na swoim miejscu.
Gdy Rachel skończyła śpiewać, wróciłam do Endera. Przy okazji sięgnęłam po kolejny kieliszek. Musiałam trochę nadrobić. Wzięłam jeden... potem jeszcze jeden... a potem jeszcze trzy.
Wódko ma, wódko ma, wódko ma
któż bez Ciebie sobie w życiu radę da?

Jesteś miła, chociaż żrąca,
ale dobra i pachnąca,

ja bez ciebie nie potrafię dłużej żyć.
-Oj, chyba trochę przesadziłam...-czułam się dziwnie. Ender pomógł mi wstać. Wszystko się chwiało, było mi nie dobrze.
-Nie bój się, nie tylko ty. Chodź, położysz się-miał rację, większość już była nietrzeźwa.
-Z chęcią.
Razem udaliśmy się do jaskini, która była przygotowana, gdyby ktoś chciał odpocząć.
Położyłam się zaraz przy wejściu, w pierwszym-lepszym pokoju, do którego trafiliśmy. Nie chciało mi się wstawać, więc przeturlałam się do końca pomieszczenia.
-Prześpijmy się, a później wrócimy na wesele- basior położył się zaraz obok. Podobał mi się ten pomysł. Impreza pewnie i tak będzie trwała do rana (lub nawet do południa). Oboje zasnęliśmy. [...]

* * * * * *

Obudziliśmy się o drugiej w nocy. Czułam się lepiej, nie mogę powiedzieć, że było wszystko dobrze, ale na pewno lepiej niż przedtem.
Siedzieliśmy obok siebie. Znów zaczęłam myśleć o naszej przyszłości. Nasuwało mi się jedno pytanie, ale trochę wstydziłam się je zadawać.
-Ender, myślisz, że...- próbowałam się przełamać.-Myślisz, że jesteśmy na to gotowi?
Ender milczał. Nie wiedział, co powiedzieć. Po co ja to mówiłam...
-Nie jestem pewny-odezwał się.-Oboje jeszcze tego nie robiliśmy.
Odwróciłam się na chwilę. Sama nie byłam do końca pewna, czy tego chcę. Jednak z drugiej strony, chyba każdy będzie musiał przeżyć ten "pierwszy raz". Nie wiedząc, co lepszego zrobić, położyłam się na grzbiecie. Pokazałam Enderowi, aby zbliżył się. Wilk stanął centralnie nad mną. Zamknęłam oczy. Po chwili Ender wpił mi się w usta. Wstrzymałam oddech, aby nie przerywać naszego "pocałunku". Zaczęło do mnie napływać dziwne, przyjemne uczucie. Niestety w końcu musieliśmy się oderwać, gdyż zaczęło nam brakować powietrza. Oboje szybko oddychaliśmy.
-Wszystko dobrze?-Ender szybko złapał powietrze. Powoli udało mi się wyrównać oddech.
-Tak. Tylko szkoda, że musieliśmy to przerwać...-jednak miałam nadzieję, że to jeszcze nie koniec. Z powrotem przewróciłam się na brzuch. Miałam wrażenie, że wyglądam jak niebieski placek. Nadszedł moment, gdy mieliśmy zacząć "to" robić. Zmrużyłam oczy. Nagle, gdzieś z tyłu, poczułam lekki ból. Dopiero po chwili zorientowałam się, skąd on się wywodzi i co jest jego przyczyną.
-Oj...-jęknęłam, starając się się rozluźnić wszystkie mięśnie. Nie było to takie proste. Znów zaczęło przychodzić do mnie to dziwne uczucie. Jednym słowem- było cudownie.

<Ender?Weryla? . . .Aaah wiem, to opo mogło być lepsze, no ale jest. Publikuję i zapominam, że to napisałam xd>

poniedziałek, 23 kwietnia 2018

Od Shu do Achillesa

Polizałem Alarisa po policzku, gdyż moja mała przylepa ponownie żądała atencji. Nie mogłem mu jej odmówić. Skoro czegoś chciał, to znaczy, że tego potrzebował. A ja miałem zamiar dać mu wszystko, o co poprosi.
Po tym, jak dla mnie, omegi włóczącego się bez celu po ataku demona na moją poprzednią watahę, opuścił swoją rodzinę, musiałem mu się jakoś odwdzięczyć. Za dobre serce, szczere intencje, za to, że aż emanował dobrocią i za to, że po prostu był. I nie odszedł, gdy oznajmiłem mu swoje prawdziwe uczucia.
Z tego również powodu, nie miałem zamiaru pozwolić, aby ktokolwiek odebrał mi Ally'ego. Nigdy, do koca świata i jeszcze dwa dni dłużej, dla pewności.
Tylko nadal pozostawała kwestia Achillesa. Miałem wątpliwości w stosunku do jego osoby, lecz może jednak nie jest taki zły? Może nie czai się na moją kulkę szczęścia?
Teraz na pewno oczekiwał odpowiedzi. Wnioskowałem to po jego wyrazie pyska, wpatrującego się w mą osobę. Tak, spotkałem Megami. Tak, miałem przyjść do niej z nowym wilkiem. I nie, nie mam zamiaru zabić Achillesa, bo zbyt bardzo podoba mi się w tym miejscu.
– Chodź za mną. – Powiedziałem krótko, po czym zwróciłem się do Alarisa, który przechylił w niezwykle uroczy sposób łebek na bok. Z uśmiechem szturchnąłem go łapą w ogon, wiedząc, że tego nie lubi. Reakcję zobaczyłem od razu - basior pisnął i podkulił kitę.
– Zaraz wrócimy, nie martw się. – Powiedziałem z rozbawieniem, a biały zrobił obrażoną minę. Zdawałem sobie sprawę, że jedynie udaje, ale i tak pewnie będę musiał przeprosić go za dotykanie w niedozwolonych miejscach. Mijając go, aby dostać się do Achillesa, zbliżyłem się do ucha partnera.
– Dzisiaj w jaskini odpokutuję wszystkie moje winy, kochanie. – Wyszeptałem zalotnie i skinąłem głową na basiora. Odchodząc w stronę jaskini Megami, usłyszałem podekscytowane skomlenie Alarisa.

Przez całą drogę obserwowałem, czy basior nie ma w planach zrobienia nic głupiego. Naprawdę chciałem mu zaufać. Chciałem się przekonać do niego, że nie jest tak złą personą, na jaką kreuje go mój umysł. Nim to jednak nastąpi, pewnie jeszcze kilkukrotnie zawarczę na niego i będę planował morderstwo.
– Do środka wejdziesz sam, poczekam na ciebie na zewnątrz. Potem pójdziemy poszukać twojej jaskini, jak cię przyjmie. – Wyjaśniłem na zapas, ponieważ nie byliśmy nawet w połowie drogi do naszego punktu docelowego. Achilles spojrzał na mnie pytająco.
– TY ze mną pójdziesz? – Widać było, że nie spodziewał się tego aktu dobroci z mojej strony. W odpowiedzi skinąłem łbem, nie tłumacząc się ze swojej decyzji. W końcu, nie miałem takiego obowiązku. Ale jako członek Akuma no Hakai, uznałem, że powinienem pilnować nowego przed możliwym złem. A te dawało się wyczuć coraz częściej. Na przykład aktualnie moje nozdrza drażniła woń siarki. Jakiś potwór kręci się w okolicy, a jak Achilles nie będzie dostatecznie uważny, może zostać przekąską takiego demona. Nie miałem w planach do tego dopuścić.
– Lepiej będzie, jak dzisiaj zostaniesz w mojej jaskini. – Wypaliłem w zamyśleniu, na co mój towarzysz zatrzymał się. Widocznie nie mógł uwierzyć temu, co słyszy. Ze znudzeniem przeniosłem na niego spojrzenie.
– No co? Chyba nie chcesz, żeby wygłodniały Carreou cię dorwał w lesie, co nie? – Zaśmiałem się krótko, bez krzty radości i podjąłem podróż. Po długiej chwili, stanęliśmy przed zejściem do jaskini alfy. Wskazałem na nią pyskiem.
– Megami już na ciebie czeka. Nie przynieś mi wstydu.

<Achiś?> 

niedziela, 22 kwietnia 2018

Od Ziety do Luci

Patrzyłam się na basiora jak sroka w gnat. Nie ma co mi się dziwić, od paru godzin nie miałam okazji otworzyć jadaczki, rozmowy ze sobą się nie liczą. Zaśmiałam się słysząc imię rozmówcy, jednak już po chwili mój pysk nabrał wyraz pełnego powagi. Szybko odchrząknęłam i zmarszczyłam brwi do tego dumnie się wyprostowałam.
- Wulfryka Persiwal Cymelu Zietosława Dywano Kebabo Krzesło Szafkowa LXIX - Słowa wypowiedziane z powagą szybko przemieniły się w mój nieprzerwany śmiech. Basior sprawiał wrażenie lekko urażonego, jednak spostrzegając, że nie cichnę, zaczął na mnie niezrozumiale spoglądać. W pewnym momencie została mi nawet zaproponowana pomoc, a gdy z moich oczu zaczęły lecieć łzy Luca chciał iść szukać medyka. Ogarnęłam się jednak w porę, odgarnęłam łapą łzy z kącika lewego oka i z uśmiechem przemówiłam.
- Wyglądasz na zmęczonego. - Przybliżyłam się gwałtownie do wilka i podniosłam mu powiekę na co on z lekkim opóźnieniem zareagował oddaleniem.
- Przecież cię nie zjem. - Skomentowałam szczerząc kły w uśmiechu. Wpadłam na pomysł, co automatycznie zdradziła moja mimika. Odwróciłam szyję i zerwałam kubek, który spokojnie dyndał na sznurku splecionym na mojej talii i postawiłam go przed basiorem. W czasie gdy próbowałam się połapać gdzie umiejscowiłam woreczek z liśćmi ostrokrzewu paragwajskiego do naczynia z głośnym chluśnięciem wpadła woda, którą przywiał wiatr z rzeki, oczywiście dzięki mojej ingerencji.
- Tu cię mam. - Wymamrotałam lawinowo zrywając mały pakuneczek z tylnej lewej łapy. Zaśmiałam się cicho i wrzuciłam liście do kubka.
- Pij do dna, a wrócą Ci siły. - Uśmiechnęłam się delikatnie i ekstatycznie zamrugałam. Dźwięk strumienia wypełnił otoczenie a naczynie stało się punktem w którym utkwiłam wzrok tak jak czynił to Luca od dłuższej chwili.
- Przecież Cię nie otruję. - Podsunęłam kubek pod łapy basiora, mimo iż znajdował się on już wystarczająco blisko, a ta czynność mogłaby wydać się zbędna. Przysiadłam na ciepłym piasku i z nerwów podrapałam się tylną łapą za prawym uchem. Wlepiłam swoje ślepia w ciemne oczy basiora.
- Ciekawe czy moja heterochromia jest rozpraszająca. - Zadumałam się kompletnie zapominając o tym, że nie jestem sama. Zostało jeszcze tyle kwestii do wyjaśnienia, moje imię, formalności z alfą i... Herbatka. A czas leci. Popatrzyłam prosto w słońce odwracając pysk od basiora, szybko przymróżyłam oczy chroniąc się przed światłem.
- Pijżesz, bo dzień się skończy a nic nie załatwimy. - Stwierdziłam stanowczo przenosząc wzrok ze słońca na rozmówcę, który do tej pory siedział cicho.
<Hehe no uczepiła się Lucynki jak rzep, jedyne co mogę zrobić to zapalić znicza xD [*]>

Od Shu C.D. Shadwozone „ O Ziemniaku i Czarnej Pyrze ” Odc. 5

Podszedłem do wadery z uśmiechem i zamerdałem ogonem, aby nieco ją obłaskawić. Nie wiem, czy to przyniosło jakiś skutek w rzeczywistości, ale zdawało mi się, że zobaczyłem, jak oblicze wilczycy łagodnieje w pewnym stopniu. Ale tylko pewnym, niewielkim. Jej ciało nadal mówiło, że jest blisko od zabicia mnie.
- Naprawdę chcę ci pomóc. - Powiedziałem, szturchając ją barkiem w bok. - Po prostu, mam większe doświadczenie..
- Sugerujesz, że nigdy nie byłam zakochana? - Shadowzone wyprostowała się i podniosła uszy. Chciałem coś jeszcze powiedzieć, ale obnażyła zęby. Prewencyjnie cofnąłem się o kilka kroków.
- No Shaduś, nie nerwuj się, cioo? - Powiedziałem tonem, jakim mówi się do szczeniąt i zrobiłem smutną minę. Czarna pyrka zmierzyła mnie wzrokiem, po czym prychnęła.
- Nie wygłupiaj się, Ziemniaku. - odparła z uśmiechem, opadając na ziemię. Następnie westchnęła i zamknęła oczy.
- No i co my teraz zrobimy?
- Jak to co? - Podbiegłem do wadery, a ta podniosła jedną powiekę. - Poszukamy ci kandydata na męża!

< Pyrko?>

Od Flynta do Akane

Sam przed sobą musiałem przyznań, że zachowanie wadery nieco mnie onieśmieliło. Słodki smak ust wilczycy sprawiał, iż zdawało mi się, że tracę zmysły. Nie dało się tego w żaden sposób porównać do wcześniejszych nieśmiałych liźnięć czy ukradkowych spojrzeń. Nie chcąc jednak tracić w żaden sposób w oczach wadery, uśmiechnąłem się lekko i powiedziałem:
- Od teraz będziesz musiała znosić całą serię moich idiotycznych zachowań.
- Doprawdy? - Zapytała wilczyca, unosząc kąciki ust. - Zapewniam cię, że bez problemu dam sobie z tym radę.
Po tych słowach Akane obdarowała mnie kolejnym pocałunkiem. Cóż takiego było w tej waderze, że swym blaskiem przyćmiewała wszystkie gwiazdy? Nikt nigdy wcześnie nie wzbudził we mnie tego typu uczuć. Moje myśli błądziły niczym dzieci we mgle. Nie potrafiłem ich zebrać, gdyż wszystkie one skupiały się teraz jedynie na znajdującej się przy mnie wilczycy. Zachłysnąłem się powietrzem, gdy tylko wadera przerwała pocałunek, by złapać oddech. Objąłem Akane i obróciłem nas tak, że teraz to samica leżała na plechach. Chwilę przypatrywaliśmy się sobie w ciszy. I choć udało mi się uspokoić oddech, to serce dalej biło jak oszalałe. Miałem wrażenie, jakby ktoś umieścił dzwon w mojej piersi, słyszalny nawet dobre kilkanaście metrów dalej. Zdawałem sobie jednak sprawę z tego, iż nie może to być prawda. A jednak irracjonalna myśl wciąż krążyła mi gdzieś po głowie. Tym razem to ja zainicjowałem pocałunek. Być może nieco niezdarnie, ale to zdawało się nie przeszkadzać wilczycy. Dzięki temu nie tylko odniosłem wrażenie, iż zagłuszyłem towarzyszące każdemu uderzeniu serca dudnienie, ale także poddałem się jednej z najmilszych rzeczy, jakich dotychczas miałem okazję doświadczyć. Uśmiechnąłem się, na chwilę dając się ponieść swojej nieco dziecięcej naturze. Wtuliłem nos w futro na szyi wadery, machając przy tym wolno ogonem.
- Dzięki tobie jestem najszczęśliwszym wilkiem na świecie. - Stwierdziłem.

<Akane? Totalna beznadzieja, ale miałem straszne wyrzuty sumienia każąc ci tak długo czekać na ten odpis także no... ;-;>

sobota, 21 kwietnia 2018

Od Weryli do Megami/Endera


Wszystko wyglądało tak pięknie! Wszyscy goście już dotarli... Szczeniaki bawiły się w najlepsze..
Stoły nakryte przeróżnymi daniami. I choć była zima, płatki kwiatów wiśni spadały wszystkim na głowy.
Choć nie lubię tak hucznych wesel, to jest przecudne!
Moje zachwyty przerwała nagła muzyka.. To już czas! Popatrzyłam na zdenerwowanego Endera, Jejku.. jak ten basior się stresuje!
-Ender, będzie dobrze! -szepnęłam a ten tylko kiwnął głową.
 Szybko pobiegłam na moje stanowisko. Stąd wyglądało to jeszcze lepiej!
Wszyscy nagle ucichli, a Magami razem z Rachel weszły na polanę...Wyglądały tak pięknie!
Wery uspokój się! Uspokój się! Twoja przyjaciółka się żeni! Nie zemdlej! Nie zemdlej!
Pan Młody odwrócił się i znieruchomiał! Nie dziwię się... Dziewczyny szły z taką gracją! A szczególnie Rachel.. Ona z gracją? Mogę umierać!
Po chwili Megami stała już koło Endera. Dwójka nie mogła przestać się na siebie patrzeć!
Poczekałam aż muzyka przycichnie i zaczęłam wyczekiwaną przez wszystkich ceremonię.

-Witajcie! Jesteśmy tutaj by uczcić nowy rozdział życia Endera i Megami!
Będziemy świadkami tego pięknego momenty, zawarcia małżeństwa.
Niech duchy przodków pobłogosławią nas wszystkich! -
A teraz... Czy ty Enderze chcesz wziąść Megami za żonę?
- Niczego więcej nie pragnę!
A ty Megami chcesz wziąść Endera za męża?
-Tak!
A więc na mocny mi nadanej - nikt mi nie dał praw do udzielania ślubu, ale ci! - ogłaszam was mężem i żoną! Możecie się pocałować!

I nagle fajerwerki! Konfetti! Okrzyki! I całujące się gołąbki! Tego widoku nigdy nie zapomnę!

Po pysznym obiedzie przyszła pora na tańce! Oczywiście... Bez pijanych wilków się nie obeszło, Kajko razem z Enderem musieli ich odprowadzić...

Kapela Rachel zaczęła grać... ...Despasito. Rachel od razu zatkała uszy, by nie słyszeć zamówionej przez Meg piosenki... Też miałam taką ochotę.. ale no.. księdzu nie wypada.
Kiedy udręki muzyczne ucichły Rachel wskoczyła na "scenę" i zaczęła śpiewać!
Wszyscy bawili się w najlepsze!

-RACHEL! RACHEL! DAWAJ "DESZCZ NA BETONIE"!!! -Ktoś krzyknął.

-OKEYY!!!  WRACAM EKSPRESEM DO WARSZAWY.....

-M-meg... czy ty to słyszysz?... -Załamanym głosem podeszłam do alfy...




<Przepraszam wszystkich że tak długo... ale chciałam żeby to  było coś... Jak widać nie wyszło i jest do dupy>

Nowy basior!

Jedna porażka może przyćmić milion zwycięstw


Autor obrazka: Chickenbusiness 
Właściciel: Brail (doggigame)
Imię: Alon
Przezwisko: Nie.
Wiek: 12 lat
Płeć: Basior
Stanowisko: Zielarz
Lubi: Alon przepada za spokojem, ciszą i naturą; potrafi spędzać całe dnie na leżeniu w jednym miejscu i wsłuchiwaniu się w śpiew ptaków. Kocha również długie, powolne spacery, ale szczególnie i ponad wszystko ciągnie go do wszelkich stworzeń, odznaczających się ponadprzeciętną inteligencją (można go uznać za sapioromantyka).
Nie lubi: Starość nie radość, basiora niestety nie ciągnie już do przygód, które w młodości tak uwielbiał. Nie lubi biegać po górach z wywieszonym jęzorem, hałas przyprawia go o ból głowy, a głupota i durne żarciki sprawiają, że myśli samobójcze staja się realnymi planami. Nienawidzi, gdy inni wypowiadają się na tematy, o których nie mają najmniejszego pojęcia i nie kryje niekomfortu, jak ktoś śmie dopytywać go o jego przeszłość. W zatłoczonych miejscach czuje się gorzej niż w piekle
Żywioł: Ziemia, śmierć (dawniej ogień)
Rodzina: Nie pamięta nikogo. Na pewno kiedyś miał rodziców i partnerkę, z którą udało mu się nawet spłodzić szczeniaki. Ale nawet nie jest pewien czy tak było, czy tylko to sobie wymyślił, wszystko wydaje się jakby przez mgłę.
Historia: Dawna wataha, do której należał Alon nie należała do najmniejszych, można by wręcz rzec, iż była największa na całej północy. Basior byłby w niej tylko zwykłym, szarym wilkiem, jednak ponad pozostałych wyróżniał go jego wybuchowy charakter głośnego, wiecznie spragnionego przygód dziecka słońca i stokrotek oraz status jednego z najlepszych wojowników w watasze, i na całej północy. Nigdy nie znalazł się wilk, który zdołał mu dorównać w szybkości, sile i sprycie. Dzięki swojej inteligencji i umiejętności szybkiej analizy potrafił powalić też wilki o mocach względnie dużo potężniejszych niż jego. Do każdej bójki był zawsze pierwszy, a w każdym starciu z innymi watahami odgrywał rolę najważniejszego generała. Alon był zaślepiony swoją sławą i pewnością siebie do tego stopnia, iż w wieku ledwo 5 lat odważył się stwierdzić, że mógłby stanąć do walki nawet z bogiem – i wygrać. Nie spodziewał się niestety, że przyciągnie tym uwagę okrutnego boga lasu, który, chcąc pokazać wilkowi jego miejsce, przyjął jego wyzwanie. Jak można było się spodziewać, nasz raptowniś przegrał, a bóstwo w ramach kary odebrało mu całą jego siłę i moce, i skazało na 6 lat służby u swego boku. Tak długi okres przebywania w towarzystwie boga sprawił, że ciało basiora powoli samo zaczęło stawać się częścią natury, jego żywioł zmienił się z ognia zmienił się na ziemię, a ponury charakter bóstwa zaczął się mu bardzo udzielać. To, co robił podczas służby bóstwu woli pozostawić niewypowiedziane. Gdy wreszcie został zwolniony ze swej doli, powrócił do watahy, ale nie został powitany z miłością, a raczej potraktowano go jak potwora. Już wszyscy zdążyli zapomnieć jego zasługi, znaleźli sobie nowego bohatera do wielbienia. Ogołocony z resztek swojej dumy, Alon opuścił watahę, w której już nie miał czego szukać.
Charakter: Przez służbę u niezbyt sielankowego bóstwa, Alon z wesołego i kochanego wilka zmienił się na swoje totalne przeciwieństwo. Niezbyt towarzyski wyniosły, gburowaty, bez poczucia humoru i z pesymistycznym podejściem do każdej sprawy. Z reguły małomówny, ale jak zacznie robić wykład, to gęba mu się nie zamyka. Każda jego wypowiedź przesiąknięta jest sarkazmem i cynizmem, a sam jego sposób mówienia przypomina bardziej syk węża. Potrafi być robić na wszystko uszczypliwe komentarze pod nosem i nie stroni od bycia wręcz okrutnie szczerym. Czasami jednak można zobaczyć jak na pysk basiora niepostrzeżenie wkrada się promyczek łagodności. Jeśli już wpuści kogoś do swojego małego świata, nie jest aż taki wredny i okazuje się świetnym rozmówcą na wszystkie tematy, a także dobrym słuchaczem. Nie jest zbytnio pomocny, ale czasem podzieli się radą. W końcu nikt nie jest kompletnie pozbawiony serca.
Amulet: Link
Jaskinia: Walić moje życie, mieszka z Achillesem. Czemu? Bo może. Czy chce? Niekoniecznie.
Głos: Yami Bakura by Little Kuriboh
Status: Nie szuka
Partner/ka: Nie
Moce:
• Potrafi rozpoznać gatunek i właściwości każdej rośliny, tylko na nią patrząc;
• Nie działają na niego żadne trucizny pochodzenia organicznego;
• Nie jest to do końca mocą, ale jego ciało porastają gałęzie dębu, które musi regularnie usuwać (chyba, że chce się zmienić w drzewo);
• Dawno posługiwał się mocami związanymi z żywiołem ognia
Umiejętności: Mimo iż cała jego siła fizyczna została mu odebrana, nadal jest nad wyraz inteligentny, a po tułaczce z leśnym bogiem dokształcił się znacznie w zakresie rozpoznawania i wykorzystywania wszystkich roślin. Poza tym, jego staty raczej leżą i umierają.
Szczeniaki: Kiedyś chyba jakieś tam miał
Point: 0
Dodatkowe zdjęcia (w młodości):
1 2

piątek, 20 kwietnia 2018

Od Achillesa do Shu

Powtórzyłem sobie kilka razy w głowie słowa Shu. Pożałuję, że się urodzę, hm? Ha! Try again, już tego żałuję. Z drugiej strony (dosłownie i w przenośni) zostałem zaatakowany przyjaznym pysiem białego wilka, który z zaciekawieniem przyglądał mi się uważnie, merdając ogonkiem. W przeciwieństwie do swojego partnera, był naprawdę podekscytowany wizją spędzenia ze mną kilku minut. W sumie ja też nie kryłem swojego entuzjazmu i obszedłem się z białą kulka kilka razy wokół naszych osi. Wreszcie jakieś przyjazne twarze!
- Więęęęęc, – zacząłem po rutynowym obwąchaniu się tu i ówdzie z moim nowym towarzyszem, i po posadzeniu swojego tyłka przed basiorem – jak poznałeś się z Shu? To jakaś historia miłosna pełna angstu czy bardziej opowieść różami usłana? – dopytywałem niczym typowa yaoistka. Może uda mi się czegoś nauczyć od bardziej doświadczonych w posiadaniu chłopaka kolegów? Mimo że to ja jestem starszy... Coż za cios na mej dumie!
- Szedłbym raczej w stronę angstu różami usłanego – moje oczy zostały pobłogosławione uśmiechem, który blaskiem przebijał Słońce. Już chyba wiem, czemu Shu jest taki zazdrosny i zaborczy, jeśli chodzi o Alarisa.
- Mów. – oczy aż mi zabłyszczały. Wpychanie się w czyjeś życia to moja pasja™.
Wilk opowiedział mi z grubsza o swojej przygodzie z Shu (to jednak, moim skromnym zdaniem, był bardziej angst), a podczas dalszej rozmowy na tematy wszelakie wyszło, że obaj dzielimy zamiłowanie do uroczych błyskotek i zachowywania się jak uroczy debil. Czyżbym znalazł swój gay best friend material? O ile Shu wcześniej mnie nie zabije za próby spoufalania się z Alarisem, to bardzo chętnie będę spędzać z nim czas.
Zanim jednak zdążyliśmy się wgryźć na dobre w jakikolwiek inny temat, mój sielankowy nastrój przerwał głos chłodny niczym stopy po bieganiu boso po podłodze przez cały dzień. Czyli bardzo.
- Nie za dobrze się bawisz?
Odwróciłem się, żeby stanąć, znowu, psykiem w pysk z czarnym basiorem, do którego zaraz podbiegł Alaris trochę się pomiziać. Swoja drogą, nieźle się ta dwójka dobrała. Białe dziecko słońca i czarne dziecko wszystkich siedmiu nieszczęść, ogień i woda, yin i yang, niebo i piekło, pepsi i cola, McDonalds i KFC, Cheetosy i Laysy, Naruto i Sasuke i miliard innych strasznie utartych przeciwieństw, które i tak wszyscy kochamy, bo są urocze.
- Nie śmiałbym się za dobrze bawić bez ciebie – uśmiechnąłem się słabo, robiąc krok w tył. Jego aura kazała mi uciekać jak najdalej, ale jestem dzielnym chłopcem i będę go maltretował swoją osobą dopóki mi się nie znudzi. – Gdzie alfa?
<Shuś? :))>

czwartek, 19 kwietnia 2018

Od Shadowzone C.D. Shu „ O Ziemniaku i Czarnej Pyrze ” Odc. 4

O nie nie... Ani mi się waż!
- TFU! - splunęłam na jego brudną łapę. - Bierz mi to z gęby!
- E e e! - odskoczył obrzydzony ocierając łapę o trawę. - Bez takich numerów!
- Niegrzeczny! - warknęłam i przywaliłam mu ogonem po nosie.
Wykorzystałam moment i uciekłam.

* TimeSkip*

Łaziłam w kółko w środku lasu. Ten ziemniak znowu  podnosi mi ciśnienie! Wyczułam podtekst, nie trzeba było grzebać w jego myślach! Nie będę się migdalić z gejem!
- Ej Shadu... - usłyszałam go z tyłu.
- Spadaj! - warknęłam.
- Ale poczekaj... - zaczął.
- Oj oj! Nie lubię czekać! - syknęłam. - Gadaj to co masz do gadania i won!
<Shu? Krócizna :/>

Od Łucji (piszę bo muszę. Będę mieć to już z głowy)

Patrzyłam na moje jakże szary żywot. Bo jakiego wała mnie spłodzili to ja nie wiem. Już teraz miałam myśli samobójcze. Przełączyłam muzykę na Nightcore - River Flows In You Bo czemu nie. Był ciepły, słoneczny poranek, aczkolwiek moje łapy były mokre od rosy. Mimo, że urodziłam się na końcu zimy, już miałam dość pokrzyw. Ledwo wypełzły już parzą niemiłosiernie. Po trawie chodzi się fajnie, ale patyki zbyt często wbijają się między łapy. Motyle ładnie wyglądają, ale nie nadają się do jedzenia. To takie ćmy, ale dzienne. Małe króliki są miękkie w środku, ale jakoś nie potrafię ich zabić. Ze zjedzeniem jest nieco lepiej, ale nadal nijak. Po co mam zabijać coś niewinnego? Co ta futrzasta kulka mi zrobiła? Prędzej zabiłabym swoje rodzeństwo. Nikogo tu nie znałam, oprócz alph, rodziców, i ciotki. Melodia powoli się skończyła, i terasz mi szło ,,Pod drzewem" a potem cała gama nightcore.
- PUŚĆ MÓJ OGON - Warknęłam potrząsając moim przedłużeniem ogona. Brat trzymał się go zawzięcie, puki nie odwróciłam się, i chłapnęłam zębami obok jego nosa. Ten w efekcie szybko go puścił w odruchu unikania bodźca zewnętrznego. Samiec sturlał się z kamienia, odbił o kretowisko (Tu na razie, jest ściernisko, ale będzie san francisko! A tam gdzie to KRETOWISKO Będzie, stał mój, bank)  i odbijając się od krzaków wylądował w rzeczce.
- Ciekawe prawa fizyki - mruknęłam sama do siebie patrząc za nim.
- Nie potłukłeś się? - usłyszałam Mercy za mną. Gabriel wypluł wodę.
- Nie - mruknął - ale sierść Łucji nie jest smaczna.

< KUNIC>

Nowy basior!

Autor obrazka:Nie udało się znaleźć.
Właściciel: Wilczu.
Imię:Natsuki
Przezwisko:Na razie nie posiada.
Wiek: 5 lat.
Płeć:Basior
Stanowisko:Taktyk
Lubi:Cisze, spokój, samotność.
Nie lubi:Niesprawiedliwości, natrętnych wilków.
Motto:,,Nie można pytać o sens życia, można mu tylko sens nadać."
Żywioł: Iluzja/Mrok/Śmierć
Rodzina:
Matka:Emi
Ojciec:Hiroku
Znienawidzony brat: Kizune
Historia:Należał do watahy zabójców.Urodził się jako syn Alfy, dlatego zawsze był szanowany, ale mimo to każdy szczeniak w watasze uciekał na jego widok ze strachu przed jego osobą. Było mu przykro i zawsze siedział cichutko w kącie. Mama go zawsze wspiera i mówiła, aby się nie przejmował. Miał młodszego brata, który był ulubieńcem ojca. Mijały lata, a on w takiej samotności dorastał. Na wskutek "małej" wojny po między wrogimi watahami jego matka zginęła. Nie mógł tego pojąć, załamał się. Ojciec zaczął go gorzej traktować, aż postanowił uciec. I w ten sposób znalazł się w tej watasze.
Charakter: Dla nieznajomych jest nieufny, wręcz bardzo nie ufny. Podchodzi do każdego tak samo, czyli oschle i bez emocji. Przez to, iż odbiera wilkom życie wstąpił w niego mrok. Jest spokojny, opanowany i jest wyśmienitym strategiem. Jeśli z kimś się zaprzyjaźni jest dla tego wilka bardzo oddany i przede wszystkim miły i pomocny. Nie jest chamski, jakby się mogło po nim wydawać. Zna swoje miejsce w hierarchii i zazwyczaj jest posłuszny. Jest ambitny, ale jednocześnie nie angażujący się. Jeśli postawi sobie jakiś cel (liczba takich celi nie przekracza zazwyczaj jeden) to potrafi do niego dążyć i go osiągnąć. Jest pesymistą i realistą.
Amulet:Za pomocą niego odbiera wilkom życie. Link
Jaskinia:Link
Głos: Runnin' - Adam Lambert (Lyrics)
Zauroczenie:-
Status:Nie poszukuje, ale nie wiadomo co może się stać.
Partner/ka:Nie ma.
Moce:
- Tworzenie bardzo realistycznych iluzji.
- Przenoszenie się do własnego świata, w którym często odpoczywa.
- Tworzenie własnych replik.
- Odbieranie wilkom życia.
- Znikanie w ciemnościach.
- Potrafi wejść do świata zmarłych.
- Widzenie przeszłości wilków.
- Potrafi wytworzyć kilka takich włóczni jak na obrazku: Link
Umiejętności:
- Potrafi bardzo szybko biegać.
- Zna kilka starożytnych języków np. łaciński.
- Jest mistrzem w spaniu, chyba nikt go nie przebije.
- Potrafi chodzić na dwuch łapach przednich lub tylnich.
- Za pomocą ogona czasem zawiesza się na gałęzi drzewa.
- Potrafi zakraść się niesłyszalnie.
Szczeniaki:Nie ma.
Point:0
Uwagi/kary:

Nowa wadera!

Autor obrazka: Konto autora zostało usunięte
Właściciel: MinionK9o
Imię: Mey
Przezwisko: Nie ma
Wiek: 3 lata - 21 lat
Płeć: Wadera-wilczyca
Stanowisko: Medyk
Lubi: Gdy ktoś ma do niej szcunek, odnosi się z gracją, ponieważ tak została wychowana. Lubi szalone akcje, ciekawe przygody i wplątywanie się w różne zagadki. Lubi mieć wilków wokół siebie którzy będą na każde jej zawołanie, inaczej mówiąc poprostu, takich wilków którzy jej pomogą bez względu na sytuację. Lubi bardziej basiory niż wadery (choć sama nią jest, ale lepiej jej dogadać się z basiorami)
Nie lubi: Chamstwa, gdy ktoś coś jej zarzuci, ta gotowa jest do ostrej kłótni, a potem walki. Jeżeli osoba która ją obraziła nie przeprasza, jest gotowa zabić osobę. Nie lubi gdy ktoś jej nie słucha i podąża swoimi myślami. Mey jest poukładana i musi mieć wszystko jak w zegarku.
Motto: "Dom jest tam gdzie ktoś o tobie myśli"
Żywioł: powietrze, czas,
Rodzina: Bona - matka, Nate - tata, Simba - młodszy brat
Historia: Mey zawsze była rozpieszczana. Niczego jej nie brakowało, miała wszystko pod nosem. No i tak jej zostało do dziś. Gdy narodził się Simba, poczuła się zazdrosna i znienawidziła brata. Rodzice zaczęli rozpieszczać młodego basiorka i nie skupiali się na Mey tak jak kiedyś. Simba bowiem zauważył to i poczuł jakby go coś dźgnęło w serce. Czuł się winien. Pewnej nocy Simba wymknął się z domu nie zostawiając po sobie śladu. Mey wcale nie było do śmiechu. Zrozumiała, że brat nie robił tego specjalnie, że tak naprawdę nie chciał być najważniejszy i nie chciał odbierać jej rodziców. Waderka przeleżała całą noc płacząc i zastanawiając się co robić. Postanowiła odnaleźć brata. Teraz to ona czuła się winna. Rodzice bowiem również byli przejęci i też wyszli na poszukiwania jednak...były to już wilki nieco starsze i z małym zasobem energii. Mey natomiast tryskała energią i nigdy się nie poddawała. Dlatego, to ona go szuka. W zasadzie to tylko Mey może to zrobić.
Charakter: Sprytna, często wychwytuje jak ktoś próbuje jej wcisnąć kit. Strategiczna, jest mistrzem obmyślania planów i zawsze znajdzie wyjście z sytuacji. Chumorzasta, jednego dnia potrafi być wesoła, drugiego popaść w depresję. Wybuchowa, wścieka się do granic możliwości o byle bzdety! "Księżniczka", lubi mieć wszystko na tacy. Do nowych wilków jest bardzo zdystansowana, dopiero po głębszym zapoznaniu potrafi się otworzyć. Przywiązana do wilków, ponieważ gdy komuś z jej bliskich dzieje się krzywda ona pierwsza leci na ratunek, natomiast jak kogoś straci popada w głęboką depresję. Czuje się odpowiedzialna za życie swoich bliskich i jest gotowa ich chronić za cenę własnego życia.
Amulet:Link - amulet chroniący przed złem
Jaskinia: Link
Głos: Camila Cabello - Never Be the Same (Audio)
Zauroczenie: Nikt
Status: Wolny
Partner/ka: Nie
Moce: Wiatr pozwala jej odpierać ataki przeciwnika. Wiatr jest bardzo silny i przy odpowiednim skupieniu jest w stanie powyrywać różne części ciała (tak wiem ble) Posiada większe i mniejsze ataki, oraz jeden ogromny. Każdy ma swoją nazwę, ale jest ich za dużo a będą one opisane w książce w kolejnych rozdziałach :) Dodam że Mey nie opanowała do perfekcji niektórych z ataków. Jeżeli chodzi o czas, Mey może zobaczyć przyszłość i pokazać tą przyszłość jakiejś osobie. Nie tylko swoją, również i czyjąś. Również poprzez czas może go zatrzymać lub przyśpieszyć.
Umiejętności: Jest geniuszem, oraz świetnie biega.
Szczeniaki: Nie
Point: 0
Uwagi/kary: -

środa, 18 kwietnia 2018

Od Luci do Ziety

Po tych jakże interesujących i zbyt personalnych obrządkach zapoznawczych, zebrałem w sobie nieco energii i spróbowałem się obrócić na brzuch. Było to trudne, ale, dzięki samozaparciu, udało mi się zmienić swoją pozycję. Zupełnie ignorując zawroty głowy, zamrugałem kilkukrotnie, wziąłem głęboki wdech i spojrzałem na nieznajomą. Wyglądała dziwnie. Mówiąc to, miałem na myśli kolor jej futra. W głównej mierze, oczywiście. Taki ni to różowy, ni to pomarańczowy. Tak bym to określił. Diametralnie różne od mojego, czarnego jak noc.
No i ja miałem ładne piórka.
Ale ona miała kolorową łapę.
Jesteśmy kwita.
- Kim jesteś? - Spytałem cicho, starając się oszczędzać siły. Wadera, co wywnioskowałem po jej ruchach oraz budowie ciała, zbliżyła się jeszcze bardziej, niebezpiecznie naruszając moją przestrzeń osobistą. Nie lubiłem tego. Prawdopodobnie, gdybym był u szczytu swoich możliwości, jej kłaki latałyby już w powietrzu.
Ale nie jestem. Oraz muszę zrobić dobre wrażenie. Wilczyca nie wyglądała na Alfę, ale pozory zdają się często mylić.
- Najpierw ty mi powiedz! - zawołała z radością, podskakując w miejscu. Jej ogon gwałtownie podnosił się i opadał. Zaczynałem się bać tego dziecka szczęścia. Czuć było od niej różne, dziwne zioła, co tylko dodawało niepokoju jej osobie. Postanowiłem mimo alarmu bijącego w łbie, odrzucić te początkowe myśli i dać waderze szansę. Czasami trzeba. Tak nauczył mnie ojciec. Mimo, że miałem problemy z zaufaniem kogokolwiek i wszędzie widziałem wrogów, to po nieco wnikliwszej obserwacji uznałem, że nieznajoma nie jest Cyrusem w przebraniu. Z resztą, basior by się nigdy nie dał przemalować na różowo.
- Mówią na mnie Lucius Ante Regulus I. - odparłem, przewracając oczami. Na moje ciało padł cień drzewa, przez co zaczynałem odzyskiwać siły. Oraz pewność siebie. - Ale mów do mnie Luca. A ty? - Moje ostatnie słowa były jedynie formalnością. Średnio interesowało mnie imię mojego nowego podwładnego, ale trzeba przynajmniej stwarzać pozory, czyż nie?

<Zieta?>

wtorek, 17 kwietnia 2018

Od Ziety cd Luci

Gnałam niemalże z prędkością wiatru, kompletnie nie zwracając uwagi na to, gdzie stawiam łapy. Chłonęłam zapach lasu zachłannie, mój wzrok nie pozostawał w tyle, mimo uzyskanej prędkości latałam nim po ciągle zmieniającym się krajobrazie jak oszalała. Głównym słyszalnym dla mnie dźwiękiem było bicie mojego serca, pobocznym zaś odgłos materiału rytmicznie odbijającego się od mojego ciała. Po przeskoczeniu przewróconego drzewa zatrzymałam się gwałtownie przysiadając na tylnych łapach. Wyprostowałam się i spojrzałam w górę. Mimo iż słońce przedzierało się przez korony drzew i nie byłam w stanie dokładnie ustalić jaka jest godzina, ponieważ nie miałam do tego warunków, uznałam, że jest późne południe. Wyciągnęłam się wysuwając przednie łapy i bezgłośnie ziewnęłam. Zerwałam jeden z pięciu małych woreczków zawiązanych na mojej prawej łapie i położyłam go na ziemię. Spałaszowałam ziarna guarany i ruszyłam dalej. Po niespełna paru minutach mój bieg ponownie został przerwany, tym razem nie z powodu spadającej energii. Do moich nozdrzy doszedł zapach charakterystyczny dla wilka. Jak się później okazało, tymże wilkiem była Megami - alfa Watahy Diamentowych Piór, zostałam przyjęta dość szybko i bez większych problemów.
***
Weszłam do swojej nowej jaskini i bez żadnego ostrzeżenia, no bo w sumie kogo miałabym ostrzegać, zaczęłam brykać, tym samym zrzucając z siebie wszystkie tobołki. Otworzyłam średniej wielkości pakunek, upewniając się, że to właśnie w nim są kartki i węgiel.
- Łohoho, Zieta, ty geografie. - Rzuciłam sama do siebie zawadiackim głosem i zarzuciłam worek na grzbiet. Na mojej talii jak zwykle swobodnie zwisywały tobołki z niezbędnymi ziołami leczniczymi w końcu nigdy nic nie wiadomo. Puściłam się pędem ze swojego lokum, moim głównym celem jest ustalenie najważniejszych punktów w watasze, wszystko zamierzam uwiecznić na stworzonej przez siebie mapie. Godziny mijały a moja energia nie spadała, mimo to postanowiłam poszukać jakiegoś źródła wody, aby móc się napić. Nie szukałam zbyt długo, los się do mnie uśmiechnął. Podziękowałam w głowie Mojrom i wolnym krokiem zmniejszałam odległość między mną a rzeczką.
***
Spostrzegłam na brzegu przepięknej rzeki kupę futra. Wykrzywiłam pysk z niesmakiem i truchcikiem podbiegłam do mojego obiektu zainteresowania.
- A cóż to za ochłap? Nie postarałeś się Posejdonie, tym mojej modlitwy napewno nie kupisz. - Zażartowałam wskakując na wilka, trudno mi określić czy spał, mógł też przecież zdechnąć bądź zemdleć. Schyliłam pysk do pyska jak wywnioskowałam basiora i wlepiłam w niego swoje oczy. Podskoczyłam lekko by sprawdzić czy organizm jakkolwiek zareaguje. Czując, że grunt pod moimi łapami drgnął szybko zeskoczyłam z nieznajomego i z uśmiechem czekałam na jego pierwsze skierowane w moim kierunku słowa, stojąc od niego zaledwie pół metra, cóż, po co komu przestrzeń osobista. Nie puszczę go wolno, musi wypić ze mną przynajmniej filiżankę rumianku, wygląda na zmęczonego więc zapewne nie będzie trzeba go długo namawiać. Alfę ogarnę gdzieś po drodze, ah, to świetny pomysł, jakaż ja super, inteligentna i w ogóle.
<Lucynko? xD>

poniedziałek, 16 kwietnia 2018

Od Luci do Ktosia

Dotarłem na miejsce. W końcu, będę mógł odpocząć, osiąść, uspokoić się. Ukoić wycieńczone ciało i zmaltretowanego ducha.
Ostatni, ostrożny sus nad strumieniem. Woda szumiała cicho, przeskakując po skałach. Wiatr przemykał między delikatnymi listkami wierzby, a ptaki dyskutowały ze sobą na tematy ważne i ważniejsze. Mnie nie było dane poznać dokładnie sensu ich rozmowy.
Byłem w końcu wilkiem, a one wolnymi, pierzastymi duchami. Poza moim zasięgiem.
Nabrałem w płuca świeże powietrze wraz z zapachami nowych osób, jakie zapewne będzie dane mi poznać. Jeśli tylko się zmuszę, aby ruszyć dalej. Tylko kilka kroków. Wytrzymam. Biegłem już tyle dni, więc ten kilometr, góra dwa to nic.
Nim jednak postawiłem łapę na trawie, rosnącej na brzegu strumienia, opadłem na ziemię. Zamknąłem oczy na dłuższą chwilę.
Byłem zbyt zmęczony, żeby się ruszyć i zbyt spragniony, aby kogoś zawołać. Kogokolwiek. Nawet jeśli miałby być to wojownik, który postanowi się pozbyć obcego.
Położyłem pysk na trawie, nie będąc w stanie wyciągnąć ciała z wody. Zimny potok sprawił, że zadrżałem. Z mojej piersi wydobył się głuchy skowyt. Musiałem wstać, bo nabawię się hipotermii, albo jeszcze czegoś gorszego.
Zebrałem w sobie resztki sił. Wbiłem pazury w glebę, podciągnąłem się całkowicie na brzeg. Po kręgosłupie przebiegł mi dreszcz, pole widzenia poczerniało, zawirowało mi w głowie.
Przynajmniej zabezpieczony przed porwaniem przez nurt, położyłem się na boku, oddychając płytko i słabo. Nie byłem bezpieczny na otwartej przestrzeni, jednak w tym momencie, wszystko, nawet najmniejszy ruch łapą mnie przerastał.
Dlatego, pomimo alarmu bijącego w moim łbie, zacząłem zasypiać. Czy raczej, odpływać, tracić świadomość.
Byłem już w połowie drogi między światem rzeczywistym a objęciami Morfeusza, gdy ujrzałem ruch. Coś wyszło spomiędzy krzaków. I nie był to jeleń.
Postać przypominała bardziej wilka.

< Anyone?>

Nowy basior!




Autor obrazka: tatchit
Właściciel: Arteyiu/Amicka
Imię: Lucius Ante Regulus I, w skrócie - Luca.
Przezwisko: Niektórzy wołają na niego Lucy albo Pchlarz. Bądź Książę, ale tylko nieliczni.
Wiek: Zaledwie 2 lata. Czyli młody ciałem. Ale czy duchem?
Płeć: Gdy ostatnio sprawdzał, to basior. Definitywnie.
Stanowisko: Jedyne, do czego się nadaje, czyli bieganie wokół i skarżenie. To znaczy... Patrol.
Lubi:
Co może lubić taka persona jak Luca? Na przykład jesień. Bo wtedy wszystko umiera. Albo liście, bo te pięknie szeleszczą pod jego łapami. Władza? Oczywiście. W każdym calu. Wolność? Swoją ta, cudzą nie. Wystarczy do tego dodać kwiaty bzu i ma się cały obraz Księcia, pod względem jego upodobań.
Nie lubi:
W tej kwestii, można się wypowiedzieć w dosyć obszerny sposób, bo basior ten nie lubi niczego, co jest związane z przymusem. Nie lubi władzy, kontroli, ograniczenia wolności. Co za tym idzie, również niesprawiedliwości. Nie znaczy to jednak, że jest anarchistą.
Nie jest również wielkim fanem wysiłku ponad swoje siły, jeśli coś da się zrobić przy pomocy łap kogoś innego.
Nie przepada za wiatrem, który rozwiewa jego futro oraz śniegu oraz błota, które się w sierść wplątują. W dodatku, nienawidzi wręcz, kiedy ktoś go dotyka nagle i niespodziewanie, co jest związane z traumą wilka z dzieciństwa.
Motto:
Gwóźdź, który wystaje, będzie wbity w ścianę.
Żywioł: Cień |  Iluzja
Rodzina:
 Zacznijmy od podstaw.
Na początku, była para królewska - Morteo Nishki III oraz Elizabeth, już bez numeru. Z ich związku wyłoniła się czwórka szczeniąt. W pierwszym miocie, na świat przybyli Morteo Lucas IV i Anarietta. Ostatnim, drugim miotem, byli Lucius Ante Regulus I, nazwany tak na cześć dziadka, do pary ze Syanną, w tym przypadku noszącą miano babki.
Do rodziny dołączyło również adoptowane szczenię, Cyrus, ale o nim się nie mówi. Nie po Kryształowej Nocy.
Historia:
 Od czego by tu zacząć?
Luca nie był jakoś wybitnie uzdolnionym szczeniakiem. Ot, kolejny potomek pary królewskiej, gdyż tak w stosunkowo sporej watasze zwano Alfy iście ludzką manierą. Był jednak razem z siostrą oczkiem w głowie rodziców oraz służby. Było tak do momentu, aż jeden z wojowników, prawa łapa Morteo III, nie przyniósł do jaskini rocznego Cyrusa.
Elizabeth, jako czuła wilczyca, nie będąca w stanie znieść krzywdy żadnej istoty, przyjęła szczenię i zaczęła wychowywać je jak własne.
Luciusowi jednak basior nie spodobał się już na samym początku.
Nie tylko z egoistycznych pobudek, z rodzaju tych, że ktoś odbierze mu porcję jedzenia czy miejsce u boku ojca w trakcie odpraw wojowników.
Po prostu czuł, że coś z Cyrusem nie jest w porządku. Za punkt honoru obrał sobie ujawnienie prawdziwych planów "brata" poprzez śledzenie go i podsłuchiwanie. Pewnego dnia postanowił nawet poinformować o tym szpiega, lecz wilczyca jedynie machnęła łapą. Nikt nie wziął ostrzeżeń Księcia na poważnie.
Był to błąd, o którym dobitnie przekonali się wszyscy członkowie stada.
Pamiętnej nocy, zwanej Kryształową, Cyrus przeprowadził przez stanowiska patrolowe oddział wilków z wrogiej watahy, który zaatakował pod osłoną nocy. Rodzinie królewskiej nie dało się wyjść z tego cało. Nawet Lucius, mimo tego, że był świadomy rzezi, został odkryty w bocznej komorze przez Cyrusa.
To, co się tam wydarzyło, zostało jedynie między basiorami, wcześniej braćmi, a od następnego poranka - zaprzysiężonymi wrogami. Wiadomo jednak, że cokolwiek się stało, zostawiło to głęboki ślad w psychice basiora, który wpada w panikę, kiedy ktoś go dotknie.
Ledwo żywy, roztrzęsiony po utracie całej rodziny i w trwodze o własne życie, Książę uciekł z terenów watahy, po ataku wcielonej do przeciwnego stada. Wiedział, że nie może tam wrócić, dopóki nie odzyska sił. Dopóki nie zdobędzie wystarczająco dużo mocy, aby stanąć naprzeciw Cyrusa.
Nim to jednak nastąpi, musi znaleźć miejsce, gdzie pod przykrywką zwykłego wilka, rozpocznie swój żmudny i wyczerpujący trening.
Tym miejscem zostały tereny Watahy Diamentowych Piór, na tyle daleko od domu, że nikt nie dowie się prawdy zbyt szybko.
Charakter:
Osobowość Księcia można podzielić na dwie główne części. Tę prawdziwą oraz najczęściej widzianą przez innych. Pierwsza z nich cechuje się roztropnością oraz iście stoickim podejściem do spraw. Jak na syna Alf przystało, potrafi sprawiedliwie i obiektywnie oceniać sytuacje, odzywać się wtedy, gdy trzeba oraz formalnie wyrażać. Jest pełen ogłady, spokoju oraz wyrozumiałości. W stosunku do lepiej poznanych wilków, przejawia troskliwość, na przemian z przyjacielskością i lojalnością.
Druga osobowość jest zupełnie inna.
Basior kreuje się na zbyt pewnego siebie wilka z wybujałym ego, wysoką samooceną i egoizmem, a w dodatku udaje lekkomyślną, bujającą w obłokach personę. Wśród członków watahy stąpa dumnie, z wysoko podniesionym łbem, łaknąc komplementów. Rzadko kiedy pomaga, ale jeśli nie ma nikogo wokół - zrobi cokolwiek jest w stanie, aby uratować życie czy to swojego pobratymca, czy małego ptaszka, który wypadł z gniazda.
Wszystkie osobowości łączy jednak jedna rzecz - uśmiech nie schodzi z pyska wilka, nawet jeśli jest przesycony sztucznością oraz ujmującym smutkiem.
Amulet: Podarowany przez ojca kryształ z energią Pradawnego Drzewa
Jaskinia: Jaskinia, wypełniona lśniącymi kryształami
Głos: Сергей Лазарев "7 цифр" ( Official video )
Zauroczenie: Brak. Luca jest samowystarczalnym basiorem....
Status: ... Ale chętnie kogoś znajdzie.
Partner/ka: A co to takiego?
Moce:
✗Przemiana w cień
✗ Znikanie w mroku
✗ Tworzenie iluzji w umysłach innych
✗ Kreowanie wokół własnego świata, do którego często ucieka
✗ Zaglądanie do snów oraz wpływanie na nie w pewnym stopniu
Umiejętności:
✗ Elokwencja - z tego powodu, często cytuje znane persony czy używa języka formalnego
✗ Zwinność
✗ Dobry słuch
✗ Manipulacja
Szczeniaki: Jak? Gdzie? Kiedy? Z kim? Niepotrzebne skreślić
Point: 0
Uwagi/kary:

Nowa wadera!





Autor obrazka: Dniseb
Właściciel: lubiekocykiiszczury@gmail.com
Imię: Zieta
Przezwisko: Zietka; Różnooka; Różowa; Lisica
Wiek: 3 wiosny
Płeć: Wadera
Stanowisko: Zielarka
Lubi: Rośliny; Książki; Koncerty; Biegać; Pływać; Oglądać filmy (szczególnie te wszystkie romansidła); Leniuchować; Gotować; Śmiać się; Plotkować
Nie lubi: Ponurych wilków; Nienawiści; Jesieni; Deszczu; Ciszy;
Motto: ,,Czym byłby świat bez niekonwencjonalnego myślenia?"
Żywioł: Natura/Powietrze/Śmierć
Rodzina: Rodzina: Matka Rose - Wadera miała z nią przeciętne relacje, aktualnie stara się o niej nie myśleć. Zmarła gdy Zieta miała 2 lata.
Ojciec Hyun - Został wygnany z rodzinnej watahy Ziety, jego miejsce pobytu nie jest ustalone, nie widział się z córką od dwóch lat.
Ryuketsu - Starszy brat Ziety, urodził się jako jedyny żywy w pierwszym miocie Rose. Zieta również jest jedyną żywą, lecz z późniejszego miotu. Zieta przeprosiła go za wszystko i uciekła, najprawdopodobniej Ryu dalej żyje w rodzinnej watasze i prowadzi koczowniczy tryb życia.
Historia: Zieta była wyjątkowo... Buntowniczym wilkiem. Urodziła się w watasze która prowadziła koczowniczy tryb życia, którego po ukończeniu roku miała szczerze dość. Ojciec jej był wygnańcem, jednak zawsze znajdował sposób na spotkanie z córką, to właśnie na jednym z nim dał Ziecie przeklętą księgę, miała ona dać ją matce, jednak.. Pokusiła się o jej otwarcie, postanowiła zachować ją dla siebie. Jako wilk z żywiołem śmierci została powitana dość ciepło przez demony, które w wieku półtora roku przyzywała by uprzykrzać życie wilkom dla zabawy. Matka Ziety niestety odeszła, co spotęgowało bunt wadery oraz nienawiść do świata, obowiązek zajmowania się nią spadł na Ryu, którego w tamtym czasie Zieta uważała za przemądrzałego dupka. Wadera posunęła się o krok za daleko, wystraszona tym, jak szybko działa śmierć. Jej napojona czarną magią głowa miewała coraz to mroczniejsze myśli i tak też wpadła na pomysł by sprowadzić samego lucyfera, po to aby sprzedać mu duszę, wzamian za nieśmiertelne ciało. Szybko żałowała swojej decyzji, podczas ceremonii zaczęła się wycofywać, behemot przemienił się w niedźwiedzia i w agonii złości wgryzł się w tylni udziec Ziety, która bezskutecznie starała się wydobyć z uścisku. Ostatecznie czort stwierdził, że śmierć to dla wadery to zbyt łagodny wyrok, wbił jej trzy palce; drugi, trzeci i szósty, licząc od lewej dłoni powyżej nadgryzionego wcześniej udźdzca, zostawiając czarne, obrzydliwe ślady, które wadera zachowała do dziś. Po tych zdarzeniach Zieta uciekła od rodzinnej watahy, nawróciła się, zaczęła żałować swoich czynów, zaszyła się w lesie, czas poświęcała naturze, ziołom. Jako pokutę obiecała swoim bóstwom, że nigdy już nie użyje mocy związanej ze swoim trzecim żywiołem. Ostatecznie postanowiła się gruntownie zsocjalizować, więc dołączyła do Watahy Diamentowych Piór.
Charakter: Zieta to spkojna (do czasu) wadera, która na ziemi kroki stawia stanowczo oraz twardo, aczkolwiek nie zniechęcaj się. Uwielbia żartować, strzelać satyrą i... Plotkować. Oh tak, ona po prostu uwielbia gadać, najchętniej to w ogóle nie zamykałaby pyska. Zieta może wydawać się lekko obłąkana bądź też odużona, bowiem często dzieli się swoimi myślami, do tego wszystko musi sprawdzić, dotknąć, no i należy też dodać, że ma tendencje do rozmawiania z samą sobą kompletnie ignorując wilka z którym wcześniej konwersowała. Nie daj się zwieść! To tylko pozór niewinności i roztrzepnia, ona potrafi wrzasnąć a nawet i trzasnąć delikfenta łapą w łeb. Jest realistką, ale to nie powstrzymuje jej od chwytania chwili, często daje się ponieść sercu, zostawiając rozum daleko w tyle. Kocha adrealinę - odwga, głupota czy też szaleństwo - nazywaj to jak chcesz. Właściwie jedyne czego się boi to bóstwa, w które wierzy jak naiwne szczenię, ma ku temu powody (historia). Strasznie zżywa się z wilkami i trudno znosi rozstania, dlatego też jeżeli zyskasz u niej na wartości odda za ciebie wszystko. Lojalna w stosunku do watahy. Doświadczenia w życiu Ziety sprawiły, że nabrała ona pokory i wie jak wypada zachowywać się w danej sytuacji. Nigdy nie odmówi pomocy, zawsze wyciągnie łapę do potrzebującego, prócz tego chętnie posłuży radą. Miewa stany psychoz w których lata po jaskini, snuje teorie, energicznie miesza zioła.. Niektórzy uważają, że to skutek odstawienia pewnej roślinki, ale jaka jest prawda, nikt nie wie ¯\_(ツ)_/¯ Należy jeszcze dodać, że zdecydowanie lepiej dogaduje się z waderami niż basiorami.
Amulet: Link Nosi go na lewej przedniej łapie, nigdy go nie zdejmuje, dlaczego? Sekret.
Jaskinia: Link
Głos: The Pretty Reckless - My Medicine
Zauroczenie: Nikogo jeszcze sobie nie upatrzyła.
Status: Wolna niczym gołąb który właśnie próbuje narobić ci na głowę.
Partner/ka: Aktualnie nikogo takiego nie posiada.
Moce: Ożywianie i uśmiercanie roślin; Przyśpieszanie bądź cofanie rozwoju roślin; Umiejętność rozmowy ze zwierzętami innego gatunku; Lewitacja; Manipulowanie wiatrem; Wysysanie energii życiowej poprzez dotknięcie łapą, często prowadzi to do śmierci; Możliwość rzucania śmiertelnych klątw
Umiejętności: Jest świetną pływaczką oraz biegaczką, ma niezłą kondycję, jak to na drobną waderę przystało jest też i zwinna.
Szczeniaki: Chciałaby mieć w przyszłości całą gromadkę.
Point: 0
Uwagi/kary:

Od Shu CD Shadowzone "O Ziemniaku i Czarnej Pyrze" odc. 3 - Język miłości

Jakoś udało się nam opuścić wodę, po długiej, wyczerpującej walce. Którą w sumie nikt nie wygrał. Ale gdybym miał oceniać ją osobiście, to ja górowałem swoją siłą, wzrostem, inteligencją, skromnością i urodą nad waderą.
Co Alaris potwierdzi. Takie mam przynajmniej wrażenie.
Zastanawiałem się nad tym, gdy wędrowaliśmy wspólnie do gaju, jaki kiedyś Weryla wytworzyła w chwili natchnienia. Był jak na moje standardy zbyt cukierkowy i wesoły, co stwierdziłem po obecności różowych kwitnących wiśni, ale co ja tam wiem. Shadowzone natomiast wyglądała na zauroczoną krajobrazem, jak to kobieta. Nie będąc szowinistą czy kimś w tym stylu, co to, to nie, ale obiektywnie rzecz oceniając, niczym się nie różniła od innych wilczyc w watasze. Mogła mówić, że jest silną, niezależną pyrką z niewidzialnymi kotami, ale tak czy owak, potrzebowała kogoś, kto będzie towarzyszył jej w pyrkowym życiu.
- Ej, Shaduś. - Obejrzałem się przez ramię na gammę, która szukała czegoś w krzakach w dole, nieopodal skały, na której siedziałem. Co ona tam szperała? Oprócz moich zagubionych chęci do życia, natrafi jedynie na stare liście.
Shadowzone poniosła łeb, po czym westchnęła ciężko.
- Znowu masz głupie pomysły?
- Nie. - Zeskoczyłem z gracją i stanąłem przed wilczycą. Mój ogon delikatnie gibał się na boki. Zawsze to robiłem, gdy się ekscytowałem nową ideą. - Całowaś się kiedyś?
Nim wadera zdołała odpowiedzieć, zasłoniłem jej pysk łapą.
- Daj mi skończyć! Jak wiesz, jestem mistrzem w tej dziedzinie. Więc mogę cię czegoś nauczyć.

< Pyyyroooo>

niedziela, 15 kwietnia 2018

Od Shu do Achillesa

Ten wilk stopniowo zaczynał mnie irytować. Nie dość, że jest upierdliwym wyjcem, to znaczy - bardem; to w dodatku spogląda na Alarisa w sposób, w jaki spoglądać mogę tylko ja.
Biała kluska może należeć tylko do mnie. Nikogo innego. A jak ktoś myśli inaczej, niech stanie przede mną i powtórzy te słowa.
- Tak. - Powiedziałem spokojnym, lecz za razem beznamiętnym tonem, sugerując, że ten temat jest drażliwy. W końcu, mało kto akceptuje tego typu związki. Nawet jeśli z perspektywy mojej oraz, jak zaczynam się domyślać, również Achillesa, jest to całkowicie normalne. Miłość to miłość. Nie liczy się wygląd zewnętrzny, a to, co jest w środku.
Puste frazesy.
- Ale związek mój i Alarisa nie jest oficjalny. - Przyciągnąłem do siebie pyskiem partnera, chcąc podkreślić, że jest moją przytulanką. W tym czasie spoglądałem z góry na basiora. - Możesz mówić do mnie Shu. Ale nie zdrabniaj tego.
- Na przykład Shuiś. - Zachichotał biały basior, na co przewróciłem oczami. Nie mogłem jednak na Ally'ego się zezłościć. Był po prostu zbyt niewinny. Czego nie można było powiedzieć o nowym. Był niczego sobie, musiałem to przyznać. Ale po pierwsze, był obcy, a po drugie, ciągle się uśmiechał.
Trzeba jednak czasami pokonać swoje demony, wyciągnąć pomocną łapę, te sprawy.
- Zgaduję, że chcesz dołączyć. - Westchnąłem, rozciągając się leniwie. Wiosenne promienie słońca padły na nasze futra, przyjemnie je grzejąc. - Musimy pójść do Alfy, dokładnie, to ja po nią pójdę, a ty poczekasz.
- Poczekam z Achillesem! - Moje dziecko szczęścia, zawsze chętne do nowych przyjaźni, nie baczące na niebezpieczeństwo dla swoich puchatych lędźwi, polizało mnie czule po pysku i podbiegło do Achillesa. Alaris zamerdał szybko ogonem, aż emanując ekscytacją. Nie mogąc mu niczego odmówić, westchnąłem ciężko.
- Zgoda. Ale jak coś Ci zrobi.. - Zmrużyłem oczy, zbliżając się do pyska nowego basiora. Spojrzeliśmy sobie głęboko we wnętrza naszych dusz. O ile takowe mamy. Nigdy nie byłem spirytualistą. - Pożałuje, że się w ogóle urodził.
Odsunąłem się powoli i skierowałem w stronę jaskini Megami. W duchu ganiłem się za swoją głupotę i chorobliwą zazdrość.
Po prostu bałem się, że zostanę sam. A już nigdy w życiu nie chciałem być samotny.

< Achiś? :3>

Od Shadowzone C.D. Shu „O Ziemniaku i Czarnej Pyrze : Odc 2 „

- Czy na serio mam się wykąpać w tej rzece? - spojrzałam na Shu.
- Musisz, nikt nie chce wadery walącej stęchlizną.. -mruknął basior.
- Dupizną! - warknęłam i pchnęłam go do wody.
Z uśmiechem obserwowałam, jak Shu wpada do wody i moczy sobie te czarne kłaki. Cóż, mógł to przewidzieć.
- Ej ja nie miałem się myć! - wypluł wodę z pyska i złapał zębami mój ogon.
- Co do... - zaczłam i znalazłam się w lodowatej wodzie.
Zimno... Poszłam do płytszego miejsca i otrzepałam się z wody. Chrząknęłam próbując wykichać wodę z nosa.
- ... Zły ziemniak! - zaśmiałam się i uderzyłam łapą w wodę ochlapując Deltę. - Bardzo niegrzeczny ziemniak!
- E ej! - warknął, choć można było usłyszeć cichy chichot. - Przestań  pyrko!
- Czasem trzeba zastanawiać się nad pomysłami. - podeszłam i pociorałam go łapą po głowie.

<Szu?.? >

sobota, 14 kwietnia 2018

Od Rachel do Soula

No ale.... (JAK SZASZŁYK NIE WEŹMIE SIĘ ZA TEN CHOLERNY ODPIS O ŚLUBIE TO LUJ Z MOJEJ PIĘKNEJ FABUŁY) Co ja mam poradzić, jak wszystko przyszykowane, i nie mam już co pakować? Szczeniaki nie poznały dokładnie tych terenów, nie będą jakoś rozkojarzone. Prędzej będą podziwiać nowe widoki. Anaki ledwo co tutaj przybył. Nic z jego psychiką się nie stanie. A właśnie, co do niego...
- Co ty robisz? - spytałam patrząc na szczeniaka, gapiącego się od dobrych 15 minut na swoje posłanie.
- Możemy zabrać mech? - spytał
- Nie - mruknęłam - za kilka miesięcy wrócimy, a temu zielsku nic się nie stanie.
- Skąd go masz?
- Tam gdzie się kiedyś osiedliłam było go całe mnóstwo. Zasiałam go w innym świecie i teraz rozsadzam gdzie popadnie - burknęłam bez emocji. Gwiaaaaaaaaazdko moja gwiazdkoooooo gdzie ty się podzieeeeeewaaaasz... Nutnęłam se w myślach.
- Soul! - wrzasnęłam.  Basior wyłonił się zza kolumny którą kiedyś przytaszczyłam z grobowca pewnego gościa, zawalając połowę świątyni, a potem gonili mnie przez pół kraju z bronią i jakimiś ziołami nieznanego pochodzenia.
- Jak chcesz, żebym umarł za głuchotę to dobrze ci idzie
- Ty prędzej umrzesz na głupotę - mruknęłam. - Masz może coś na ból...
- Dupy?
- GŁOWY - krzyknęłam - GŁOWY NIE DUPY.
- A po co ci. Idź do... nie wiem. Asklepiosa?
- Specjalnie do boga?! - Poparzyłam na niego i coś mi przyszło do mego pustego łba. - Oglądamy film?

<Soul? WENY BRAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAK>

Od Achillesa do Shu

Powoli obracałem głowę, bacznie obserwując jak basior robi mi dokładne oględziny. Co jak co, ale mój kredyt zaufania też ma swoje granice. Szybko w parze z łbem poszło w obroty też całe ciało, więc wilk nie mógł się nacieszyć zbyt długim widokiem na mnie od tyłu i został skazany na męczenie się z moim ryjem, z którego przyjazny Hollywoodzki uśmiech numer 5 nie schodził ani na chwilę. Stałem z nim prawie nos w nos. Prawie, bo z bliska okazał się być większy ode mnie, a na jego pysku mogłem dojrzeć jeszcze świeżą krew jakiegoś zwierzęcia. Ale nie wyglądał jakby miał mi się zaraz rzucić do gardła. Przynajmniej mam nadzieję, że tego nie zrobi. Ale grunt to nie okazywać strachu! Przynajmniej tak moja mama mówiła. Mimo wszystko, zdecydowałem się na nieznaczny kroczek do tyłu, tak profilaktycznie.
- Mam na imię Achilles – odpowiedziałem grzecznie, a moją uwagę dużo bardziej przykuł biały basior, który przed chwilą nieśmiało wydreptał z jaskini i zaraz znalazł się tuż przy moim rozmówcy. Wyglądał dość niepewnie, a zapachy obu samców były ze sobą mocno zmieszane i w ogóle byli dość.. blisko siebie. Para? Nah, Achiś, przestań na wszystko patrzeć przez swój pedalski pryzmat.
- Stanowisko? – wgapianie się w białą, puchatą istotę przerwało mi z lekka chłodne pytanie delty. Brr.
- Bard! – wypiąłem dumnie pierś, ale ta informacja chyba niezbyt ucieszyła czarnego basiora; w jego złotych oczach pojawiła się taka boleść wymieszana z irytacją, jakby już jednak wolał niańczyć sforę kilkumiesięcznych szczeniaków, śliniących wszystko dookoła, niż dalej prowadzić ze mną rozmowę. – Ale to nie tak, że wpadam w randomowe musicale o moich uczuciach, jak jakieś tęczowe jednorożce! – wytłumaczyłem się szybko. – Po prostu to jedyna rzecz, w której jestem dobry.
Skromniś ze mnie, oczywiście, że jestem wręcz wybitny w wielu innych rzeczach, jednak zapewne z 90% wilków w tej watasze jest ode mnie sporo wybitniejsza w te sprawy. A nie widziałoby mi się być piątym kołem u wozu w każdej sytuacji, wymagającej jakiś specjalnych zdolności. Biały wilk chyba nieco się rozluźnił na informację, że nie jestem skrytobójcą na zlecenie, bo przestał się tak nerwowo wtulać w swojego towarzysza.
- Swoją drogą, wy dwaj jesteście razem? – ciekawość wzięła nade mną górę i wypaliłem, zanim zdążyłem ugryźć się w jęzor.
Jasne, zamiast zapytać chociażby o imię, o alfę (w końcu niby po to tu przyszedłem), o innych członków watahy, porozmawiać o pogodzie czy o cokolwiek innym, wpychaj się w butami w cudze życie prywatne! Gratuluję Achillesie, oto długo wyczekiwany dzień twojej rychłej śmierci.

<Shu?>

piątek, 13 kwietnia 2018

Od Shu do Achillesa

Polowania
Polowania są nudne
Ale potrzebne.
Tak podpowiada mi mój umysł, czy raczej - instynkt. Wszystko jedno. Byłem zbyt zmęczony bieganiem za karibu od samego rana, aby myśleć o takich filozoficznych sprawach, jak "Czy polowanie jest etyczne?"
Ta, jeszcze przejdź na weganizm. Wilk - weganin, a w dodatku gej. Może zacznij jeszcze studiować prawo?
Potrząsnąłem głową, aby wyrzucić ze swojego umysłu irytującą obecność. Miałem jej dość. Ostatnimi czasy stała się niezwykle aktywna, a ja nie wiedziałem, do kogo należy.
Albo mnie coś opętało, albo już serio szaleję.
Obydwie opcje są tak bardzo prawdopodobne.
Po przeniesieniu renifera do jaskini, rzuceniu go Alarisowi, a następnie po długiej rozmowie na temat naszej przyszłości, postanowiłem wyjść na zewnątrz, aby chociaż trochę odetchnąć. Mój partner ostatnimi czasy stał się niezwykle tajemniczy, a za razem podekscytowany. Coś wyraźnie ukrywał, ale co? Tego nie było mi dane się dowiedzieć. Nieważne, jak bardzo próbowałem, używałem mocy, prosiłem, groziłem, podkreślałem swoją pozycję delty, basior milczał jak grób. Czasami tylko uśmiechał się i rzucał coś w stylu: "Dowiesz się w swoim czasie".
Usiadłem na skraju jaskini i zacząłem wpatrywać się w sójkę, wijącą gniazdo w gałęziach drzewa. Ptak zawzięcie zbierał gałązki, wydając typowe dla swojego gatunku odgłosy. Zerknąłem kątem oka na Hollow.
- Pośpiewałbyś coś. - burknąłem pod nosem, na co kruk rozłożył jedynie skrzydła. Ta, czego się spodziewałem. Kruki nie śpiewają.
Co za bezużyteczne stworzenie.
Może to i dobrze, że nie śpiewa. Wszelkie wyjce irytowały mnie i to bardzo. Nie dość, że biegały w te i we wte, nucąc coś tam pod nosem, to w dodatku emanowały radością. A to było gorsze od bezpodstawnego naruszania przestrzeni osobistej czy przyspieszania procesu utraty słuchu.
Albo to tylko moje obserwacje. Nigdy nie spotkałem normalnego śpiewaka.
Nagle poruszyłem uszami, słysząc szelest. Ktoś szedł.
Poderwałem się gwałtownie, lustrując wzrokiem ścianę drzew. Całe szczęście, że nie zarosła jeszcze zielenią, więc miałem ułatwione zadanie.
Ujrzałem wilka, takiego typowego, bez żadnych udziwnień. Szedł w moją stronę. Uśmiechał się. Ten grymas, taki radosny, pełen życia. Wbiłem pazury w ziemię.
- Hej, ty! - rzuciłem, prostując się i pokazując, że jakby co, jestem w stanie się obronić. Z jaskini dobiegł szelest oraz cichy oddech Ally'ego. Musiał przerwać swoją drzemkę i teraz był gotowy do działania.
To jednak nie okazało się potrzebne.
Wilk ewidentnie nie miał złych zamiarów. Wyglądał bardziej na zagubionego wędrowca, niż wykwalifikowanego wojownika. To dobrze. W dodatku, rekrutacja nowych członków to teoretycznie moje zadanie.
- Cześć. - Odparł wilk śpiewnym głosem. Tylko nie mówcie, że bard, błagam, tylko nie bard.. - Wiesz może, gdzie znajdę alfę?
Nadal się szczerzył. Zmrużyłem oczy, a następnie obszedłem basiora dookoła.
- Jestem deltą, więc to najpierw ja cię obejrzę. - mruknąłem, stając za przybyszem. Nadal nie wyglądał niebezpiecznie.
Alaris wysunął pysk z jaskini, po czym szybko przytruchtał do mnie i liznął po uchu. Trzymał emocje na wodzy, ale dało się wyczuć, że się nieco boi. Tyle razy mu mówiłem, aby w spotkaniach z obcymi nie okazywał niepokoju, a teraz takie rzeczy mi robi. Taka jest jego natura. Między innymi, z tego właśnie powodu tak bardzo kocham moją fajtłapę.
- Jak cię zwą?

<Achilles? :3 >

czwartek, 12 kwietnia 2018

Od Achillesa do kogokolwiek

Z głębokiego zamyślenia wyrwał mnie jakiś szelest za moimi plecami. Odwróciłem leniwie głowę, odrywając oczy od rozległych terenów watahy, które obserwowałem od dobrej godziny z jakiegoś wzniesienia. Nikogo za mną nie było. A przynajmniej nikogo nie dostrzegłem.
- Pewnie zając albo jakieś inne cholerstwo – mruknąłem sam do siebie i przekierowałem wzrok z powrotem na lasy z dobrze widocznymi z góry polanami, jeziorami, i rzekami. Gdzieś w tle majaczyły stromo wyglądające góry. Dzień był zaiste bajeczny; prawie żadnej chmurki na niebie, ciepło, ale nie gorąco, a widok naprawdę zapierałby dech w piersiach. Zapierałby, gdyby nie fakt, że widywałem już takie często w czasie mojej stumilowej podróży dookoła świata.
Wziąłem głęboki oddech. Wiatr delikatnie targał moją jasną sierść i znowu pozwoliłem sobie odpłynąć gdzieś w odmęty filozofowania na temat sensu egzystencji, ale równie szybko wróciłem na ziemię, gwałtownie potrząsając łbem. Podniosłem się na równe nogi.
- To nie czas na całodniowe wycieczki krajoznawcze wzrokiem po okolicy, Achiś! Przybyłeś tu zdobyć przyjaciół! – skarciłem siebie stanowczo na głos, ale zaraz znowu odwróciłem się, żeby upewnić się, że nikt tego nie słyszał. Chyba powinienem już przestać gadać do siebie, bo wyjdę na większego wariata niż i tak już jestem. Ale prawie dwa lata biegania w tę i we w tę po lasach, górach, polanach i Bóg wie czym jeszcze, i prawie znikome interakcje z innymi wilkami (chodzi mi tu o przyjazne interakcje, a nie robienie komuś za łatwą zdobycz) potrafią dać się we znaki. Jak to mówią, życie. Wyprostowałem się i wolnym truchtem ruszyłem w stronę jaskiń, należących do watahy. Raczej tam kogoś spotkam, nie?
Po drodze znów, trochę mimowolnie, dopadła mnie nostalgia. Minęły już prawie dwa lata odkąd opuściłem moje rodzinne strony. Już nawet nie pamiętam czy to na północ, czy południe, czy może gdzieś jeszcze indziej? Ahh, gdyby rodzice mogli mnie teraz zobaczyć! Zapewne byliby dumni tylko z faktu, że w końcu znalazłem watahę i miejsce do spędzenia życia. Od mojego odejścia nie zmieniłem się ni krztyny, a jedyne, czego się nauczyłem, to śpiewać. No, nie licząc podstawowych zasad sztuki przetrwania.
W końcu osiągnąłem cel mojej podróży pełnej przygód; moim oczom ukazały się jaskinie w różnych kolorach, kształtach i wielkościach. Się urządzili w apartamentach wartych majątki, skubance jedne. O, a nawet niedaleko udało mi się dostrzec jakiegoś wilka! Nie mam pojęcia jakiego koloru, płci czy rasy, ale co tam, wkładamy na pysk wielki uśmiech i jedziemy szukać przyjaźni!

<ktoś coś?>

wtorek, 10 kwietnia 2018

Nowy basior!

Autor obrazka: Safiru
Właściciel: Brail (howrse)
Imię: Achilles
Przezwisko: Raczej woli po imieniu, ale Achiś czy Lles też ujdzie
Wiek: 4 lata
Płeć: Basior
Stanowisko: Piosenkarz
Lubi: Achillesa ciągnie do wszelkich błyszczących i uroczych rzeczy, ale uwielbia też długie kąpiele słoneczne i lenienie się całymi dniami
Nie lubi: Bezpodstawnego chamstwa i gorzkiego smaku
Motto: "Wymień jednego bohatera, który był szczęśliwy. Nikt nie przychodzi ci do głowy. Wiem. Nikomu nie pozwalają być sławnym i szczęśliwym."
Żywioł: Cóż tu dużo mówić.. żaden
Rodzina: Ojciec Peleus i matka Tetyda. Na pewno oboje żyją, ale nie utrzymuje z nimi kontaktu.
Historia: Wielkim zawodem dla całej watahy by było, gdyby pierwszy pary alfa okazał się całkowitym beztalenciem, bez ani jednej, nawet najmniejszej mocy, czyż nie? Witamy w życiu Achillesa! W swojej watasze nie miał może jakiś problemów z powodu swojej "przypadłości", ale czuł, że nie spełnia niczyich oczekiwań i wszyscy by woleli, gdyby ział ogniem, rozmawiał ze zwierzętami, zmieniał się w smoka czy wyprawiał inne cuda. Dochodzi tu też jego dość... dość duże zainteresowanie innymi basiorami, które nie spotykało się ze szczególną aprobatą ze strony innych. Postanowił więc, w zgodzie ze swoją rodziną, wyruszyć w świat poszukać swojego miejsca. Bo nikt mu nie zabroni.
Charakter: w przeciwieństwie do swojego greckiego imiennika, Achilles jest jak najbardziej spokojny, ugodowy i stara się unikać wszelkich sprzeczek czy bójek. Życie bez żadnych wywalonych w kosmos mocy wymusiło na nim bycie raczej uległym w stosunku do innych (nie za bardzo chce oberwać drzewem czy umrzeć od czyjegoś dotyku), co jednak nie oznacza, że nie umie obronić własnego zdania i czasem zawarczeć. Bardzo łagodny i wyrozumiały, ze specyficznym poczuciem humoru. Zależy mu na utrzymywaniu dobrych kontaktów ze wszystkimi.
Amulet: Link
Jaskinia: Link
Zauroczenie: Może kiedyś
Status: Wolny i do wzięcia
Partner: Ahh, miło by było
Moce: Może trochę trudno w to uwierzyć, ale Achilles jest najzwyklejszym w świecie wilkiem. Zero mocy. Nic.
Umiejętności: Basior nie jest wątłej budowy; dzięki treningom może pochwalić się bardzo dobrą kondycją, jest szybki i silny. Chociaż i tak jego największym atutem jest jego spokojny, melodyjny głos.
Szczeniaki: Lepiej nie
Point: 0