Ostatnio często przebywałem sam. Często błąkałem się po zacisznych miejscach watahy. Ogółem tam, gdzie mało kto przebywał (głównie na górze na której kiedyś osiedlili się ludzie). Powoli zaczynałem mieć dosyć tej samotności, więc postanowiłem "ożyć" i pokazać innym, że dalej tu jestem. Tak na wypadek, gdyby ktoś zapomniał o moim istnieniu...
Gdy rano wyszedłem z jaskini, od razu poszedłem zobaczyć co nowego się dzieje.Przechodząc po watasze zauważyłem kilka nieznanych mi jeszcze wilków.Nie chciałem podchodzić do każdego i pytać ,,jak cię zwą?", ,,co u ciebie?", głupio to by wyglądało.Po prostu przechodziłem obok z wielkim uśmiechem witając się.
Mimo że przyrzekłem sobie, że dzisiejszego dnia nie będę spędzał sam, to i tak udałem się na mój ulubiony skrawek watahy.Nie znalazłem żadnej osoby, z którą miałbym ochotę dzisiaj spędzić dzień.
-Witaj, nicość-wyszeptałem witając się z moim ukochanym miejscem.Położyłem się centralnie na środku pagórka i zacząłem wsłuchiwać się w ciszę.Ciszę... której właściwie nie było.Do moich uszu docierało ćwierkanie wiosennych ptaków. Bardzo lubiłem (szczególnie wieczorami) ich słuchać.
Gdy tak leżałem, momentami słyszałem własne chrapanie.Dotarło do mnie, że to jeszcze nie pora na sen.A tym bardziej, na środku wysokiego pagórka.Wstałem i otrzepałem się, aby odgonić moją senność.
Podszedłem do krawędzi, aby zejść.Było mokro, więc jak to ja, oczywiście musiałem się pośliznąć.Więc zamiast normalnie zejść, stoczyłem się.Na szczęście nic takiego mi się nie stało.-Już nigdy nie wejdę na górę, gdy jest mokro i ślisko-głośno złożyłem przysięgę na całe życie.Zapominając o tym co tu zaszło ponownie udałem się na spacer.
<Jak ktoś chce, to może odpisać>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz