Nie miałem zbytnio zamiaru puszczać ogona Rachel, gdyż był taki mięciutki. Jak futerko baranka. Albo małego kotka. Aż chciało się na nim spać. Jednak nie chciałem już denerwować wilczycy, więc podniosłem się, przytuliłem jej przednią łapę i uniesionym ogonkiem pobiegłem w stronę mchu. Rzeczywiście, biła od niego aura ciepła. Z dozą niepewności oraz ciekawości musnąłem łapką roślinki. Rzeczywiście, łodyżki i "listki" rozbłysły. Zaśmiałem się, odskakując na chwilę. Następnie ponownie szturchnąłem łapą mech, ciesząc się kolejnymi światełkami. Rachel usiadła na ziemi, zerknęła na mnie przez ramię i poruszyła skrzydłami.
Pod jej czujnym okiem wrzucałem do zagłębienia różne znalezione obiekty, aby zobaczyć, jak bardzo mech może rozbłysnąć.
Moje eksperymenty trwałyby w nieskończoność, gdyby nie to, że zacząłem ziewać. Takie bieganie, stres i możliwość śmierci były zbyt wymagające, jak na takiego szczeniaka jak ja. Dlatego posprzątałem "zabawki", położyłem się w najcieplejszym miejscu i okryłem się ogonem.
- No dobra, śpij, młody. Ja zaraz wracam. - Rachel opuściła jaskinię, nim zdążyłem odpowiedzieć. Dlatego jedynie poprawiłem językiem swoje futerko i ułożyłem się do snu. Dzięki "mechowemu światełku" mogłem zasnąć z łatwością. Jakby te roślinki chroniły mnie przed wszelkimi koszmarami. Jak tacy mali obrońcy. Uśmiechnąłem się słabiutko, zagłębiając się w krainę snów, nareszcie spokojnych.
***
Obudziłem się z piskiem, gwałtownie podnosząc się z mchu. Znowu byłem sam. W ciemnej jaskini. Dopiero po chwili przypomniałem sobie, kogo mogę zawołać.
- P.. Rachel! - Krzyknąłem, rozglądając się wokół panicznie. Nie chciałem być sam! Wbrew sobie, skuliłem się w mchu i zacząłem głośno płakać, co jakiś czas wołając Rachel.
<Mame? :V >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz