- A - Anaki.. - wymruczałem pomiędzy kęsami. Kiedy ostatecznie wypełniłem swój brzuszek na tyle, że dał mi spokojnie żyć, wysunąłem się spomiędzy korzeni. Basior uśmiechnął się na ten widok i zamerdał ogonem.
- Nazywam się Ender. -
- Pan Ender? - upewniłem się, a kiedy wilk skinął łbem, zacząłem grzebać łapkami w śniegu.
- Co takie małe szczenię jak ty robi same poza jaskinią? -
Zadrżałem, słysząc to pytanie. Co miałem powiedzieć panu Enderowi? Prawdę? Nie, wtedy każe mi wrócić do rodziców. A tego nie chciałem z całej siły. W odpowiedzi więc przytuliłem się do jego ogona, popłakując cichutko. Basior szturchnął mnie nosem, aby upewnić się, że wszystko w porządku i nie jestem ranny. Nie licząc starych, jeszcze trochę krwawiących ran, byłem cały.. Powiedzmy..
- Ja.. Ja nie mam, gdzie pójść.. - wyznałem niepewnie, a na widok pytającego spojrzenia pana Endera, pospieszyłem z wyjaśnieniami. Trochę naciąganymi, ale co miałem zrobić? - Moi rodzice mnie zostawili.. Szukałem domu, ale nikt mnie nie chce.. -
Wtem powietrze przecięła szara smuga. Wystraszony możliwym atakiem, schowałem się w futrze wilka.
- Ja go adoptuję! - oznajmiła smuga, która okazała się być skrzydlatą wilczycą. Zerknąłem to na nią, to na Endera.
- Proszę pana..? -
- To Rachel. - wyjaśnił z westchnięciem. Następnie zwrócił się do wadery:
- Wystraszyłaś Anakiego. -
Na potwierdzenie jego słów, wysunąłem łebek i przytaknąłem.
- Bardzo, bardzo mnie pani wystraszyła, pani Rachel..-
<Ender? Rachie? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz