Black Parade

sobota, 29 maja 2021

Oficjalne zamknięcie

Witam!

Z tej strony główna administratorka watahy, Megami. Czy jeszcze ktokolwiek mnie pamięta? Bardzo możliwe, że nie, bo sama zdążyłam zapomnieć o istnieniu tej strony. Wpadłam tu dzisiaj całkiem przypadkowo i uderzyło do mnie ogrom różnych wspomnień. Jednak niestety, wszystko, co dobre musi się kiedyś skończyć. 
Zauważyłam, że wciąż co jakiś czas są zadawane pytania, czy ta wataha jeszcze żyje, bądź czy można do niej dołączyć. Ostatni post (a w zasadzie opowiadanie) zostało dodane na tą stronę dokładnie 22 lutego 2019 roku. Z tego co pamiętam, już wtedy wataha przeżywała kolejny "kryzys", jeśli chodzi o aktywność. Od tego czasu niestety straciłam kontakt z praktycznie wszystkimi członkami stada, którzy też raczej już nie pamiętają o tej stornie (mogę się mylić). 

Więc przyszedł czas, aby oficjalnie ogłosić, że Wataha Diamentowych Piór zostaje zamknięta. 

Od tej pory oficjalnie NIE MOŻNA DOŁĄCZAĆ do tej watahy ani zawierać współpracy. Wszystkie blogi, z którymi nadal mamy sojusz mogą spokojnie go rozwiązać. 
Przechodząc przez wszystkie wzloty i upadki, bardzo miło było spędzić te cztery, a w zadzie trzy lata (bo przez ostatni rok nic się nie działo) w tym RP. Dziękuje wszystkim, którzy poświęcali swój czas na prowadzenie ze mną tego bloga, rozmowy na czacie i przygody opisane w opowiadaniach. Powodzenia w życiu! Może jeszcze gdzieś się kiedyś spotkamy! :3 

~Megami




piątek, 22 lutego 2019

Od Megami do Endera

-Chyba możemy wracać-powiedziałam. Mimo, że dni stawały się coraz dłuższe, wciąż były chłodne. Czasem bywało nawet -20 stopni. Nie chciałam, aby Emargo zbyt długo przesiadywał po za jaskinią w okresie wysokich mrozów. Oboje nie chcieliśmy, aby się przeziębił. [...]
-Jak myślisz, co robią Emargo i Katrin?-musiałam po drodze się odezwać, aby nie było tak cicho.
-...Mam nadzieję, że się dobrze razem bawią-odpowiedział Ender.
Katrin od zawsze była (i w sumie nadal jest) wspaniałą opiekunką, więc pewnie dobrze zajęła się naszym dzieckiem. Nagle Ender zatrzymał się.
-Co jest?-zapytałam, odwracając się do niego.
-Czuję, że ktoś znajomy się zbliża.
"Katrin?"-pomyślałam. Nie wiem czemu, to było pierwsze co przyszło mi do głowy. Chwilę później dostrzegłam  jasno fioletową postać.
-Przecież miała się zajmować...-ulżyło mi, gdy zobaczyłam truchtającego obok niej Emarga. Szczeniak trzymał coś w pysku, ale nie mogłam dopatrzeć co to. Gdy Emargo nas zobaczył, zaczął biec w naszą stronę.
-To dla ciebie, tato!-krzyknął radośnie, podając Enderowi... pióro. Nie wiedziałam, z jakiego to ptaka (lub czegoś innego) ale było bardzo długie.
-No... nieco oślinione, ale piękne-Ender zaśmiał się.
-A to dla ciebie-drugie pióro wręczył mi. To było trochę krótsze. Włożyłam je Enderowi za ucho.
-Teraz jest pięknie-powiedziałam, odsłaniając zęby przez uśmiech. Basior również się uśmiechnął.
-Co robiliście, gdy nas nie było? I skąd macie te pióra?-Ender wyprzedził mnie. Chciałam zapytać o to samo. Katrin zaczęła opowiadać.
-Gdy wyszliście, zapytałam go, co chciałby porobić. Emaś powiedział, że chciałby wreszcie nauczyć się polować. Szczerze, niezbyt mi się to spodobało, w końcu sama jestem kiepska w polowaniu, więc zaproponowałam jakąś inną zabawę. Ale on nie chciał odpuścić, więc dla spokoju, zgodziłam się. Namierzyliśmy trzy bażanty. Mówiłam mu, że mu pomogę, ale on darł się, że chce to zrobić sam. Skoczył w ich stronę, lecz skończyło się tylko na wyrwanych piórach... A gdy mieliśmy wracać, spotkaliśmy was.
-Ciekawa historia-powiedziałam przez śmiech.
-Następnym razem na pewno mi się uda!-dodał Emargo.
-Otóż to. Liczę na ciebie-przytaknęłam.-Jeśli chcesz, mogę ja z tobą pójść. Może już nie dzisiaj, ale na przykład jutro.

<Ender?>

poniedziałek, 18 lutego 2019

Od Kaze do Weryli

Uśmiechnąłem się do siebie. Mój nowy dom był wręcz idealny. Miły i przytulny, oczywiście wymagał najpierw posprzątania, o czym świadczyła osiadła na wszystkim dość gruba warstwa kurzu, ale to nie stanowiło problemu. Potrafiłem jakoś przeżyć ten chwilowy bałagan dla przyszłego dobra. Nie czekając więc długo, zabrałem się za sprzątanie. Zajęło to trochę czasu, ale w końcu wszystko lśniło czystością. Gdy skończyłem, był już właściwie środek nocy. Nic dziwnego więc, że po zaledwie kilkugodzinnej drzemce nastał poranek. Postanowiłem więc nie marnować czasu i wybrać się na wycieczkę po okolicy. W międzyczasie spostrzegłem kilka wilków, prawdopodobnie także będących członkami watahy, a także parę alfa. Moją uwagę dość szybko przykuł monumentalny budynek znajdujący się na terenach watahy. Po bliższym zapoznaniu się z budowlą okazało się, że jest to szkoła. Jakoś nieszczególnie podobała mi się wizja wpadnięcia na jakieś szczeniaki, jednak budynek nie wydawał się jakoś szczególnie zapełniony. Skorzystałem więc z tego, aby rozejrzeć się także po jego wnętrzu. Kolejne sale mijałem bez jakiegoś szczególnego zachwytu. Właściwie sam nie byłem do końca pewien, czego się spodziewałem, w końcu to szkoła. Niedługo po tym moje zainteresowanie przykuły jednak sporej wielkości, uchylone drzwi. Z ciekawością spojrzałem przez szparę i ku mojemu zachwytowi po drugiej stronie dostrzegłem regały wypełnione książkami.
- No, no. - Powiedziałem, uśmiechając się. - Ciekawe co też znajduje się na tych półkach.
Po tych słowach cichutko wślizgnąłem się do środka. W całym pomieszczeniu nie było żywej duszy, to nawet dobrze. Zacząłem przeglądać półki i znajdujące się na nich tytuły. Zdjąłem kilka z nich i odłożyłem na bok. Nikt nie powiedział, że nie mogę stąd wynieść kilku książek. A skoro nikt tak nie powiedział to chyba mi wolno. Poza tym tylko je pożyczam i zamierzam odłożyć je na swoje miejsce za kilka dni. Dumny ze swojego łupu postanowiłem więc zabrać książki i natychmiast zanieść je do domu, aby nie narażać ich na przypadkowe zniszczenie. Gdy tylko wróciłem, odniosłem wrażenie, że coś jest nie w porządku. Na pierwszy rzut oka wszystko wyglądało się być w porządku i na swoim miejscu. Nie mogłem się jednak oprzeć wrażeniu, jakbym czuł czyjąś obecność.
- Hej! - Usłyszałem nagle krzyk przy moim prawym uchu.
Zaskoczony natychmiast puściłem książki, które z hukiem spadły na ziemię i niemal przykleiłem się do ściany. Z przerażeniem patrzyłem na młodą wilczycę. Kim jest to dziecko i co tu robi? A co jeszcze ważniejsze, kiedy sobie pójdzie? Jakby nie bardzo przejmując się moim stanem, samica zaczęła się rozglądać po wnętrzu.
- Szybko się tu urządziłeś. - Powiedziała wesoło, machając przy tym ogonem.
Nic nie odpowiedziałem. Skupiłem się jedynie na jej pilnym obserwowaniu. Wtedy z zewnątrz usłyszałem drugi, z pewnością należący do wadery, głos. Liczyłem na spokojne popołudnie przy książce a zamiast tego mam... to.
- Layla! - Zawołała wilczyca, zatrzymując się tuż przed wejściem.
Samica spojrzała na leżące na podłodze książki, a następnie na stojącego pod ścianą mnie. Szybko odwróciłem wzrok.
- Spójrz, to miejsce wygląda prawie jak nowe. - Powiedziała młodsza z samic.
- Tak, widzę. Nie miałaś przypadkiem czegoś w planach? - Zapytała szarobiała samica.
- A, faktycznie! - Zawołała wadera, nazwana wcześniej przez te drugą Layla i wybiegła.
Spojrzałem pytająco na wciąż stojącą w wejściu wilczycę.
- Wybacz za nią. Jest trochę... rozbrykana. - Powiedziała z lekkim uśmiechem wadera. - W każdym razie jestem Weryla. Chciałam się tylko przywitać i powiedzieć, że gdybyś potrzebował czasem jakiejś pomocy, zawsze możesz się do mnie zgłosić.
W odpowiedzi skinąłem jedynie głową. Samica dalej jednak stała na swoim miejscu i przypatrywała mi się wyczekująco. Zacząłem rozglądać się na boki, zastanawiając się co zrobić. Dlaczego sobie jeszcze nie poszła? Wtedy uświadomiłem sobie, że może czekać, aż się przedstawię. Unikanie większości wilków sprawiło, że zapomniałem o tak podstawowych zasadach dobrego wychowania.
- Jestem Kaze. - Powiedziałem, nadal nie ruszając się ze swojego miejsca i wbijając wzrok w ziemię.
Szczerze mówiąc, było mi trochę wstyd za swoje chyba trochę nietaktowne zachowania.

<Weryla? :3>

Nowy basior!

Autor obrazka: MapleSpyder
Właściciel: anako (howrse/ doggi)
Imię: Kaze
Przezwisko: Nie ma żadnego, ale jest otwarty na propozycje.
Wiek: 5 lat
Płeć: Basior
Stanowisko: Kronikarz
Lubi: Basior jak nic innego na świecie lubi porządek. Drugą rzeczą jaką lubuje samiec jest czytanie. Poza tym Kaze dość chętnie dowiaduje się i próbuje nowych rzeczy.
Nie lubi: Brudu. Wilk czuje awersje do większości rzeczy, które mogą zanieczyścić jego futro. Nie za bardzo lubi też mówić o swojej przeszłości. Nie lubi też gdy ktoś przestawia jego rzeczy bez wcześniejszego zapytania o zgodę.
Motto: "Najpiękniejszych chwil w życiu nie zaplanujesz. One przyjdą same."
Żywioł: Nie ma żadnych mocy, które wskazywały by na to, że jakikolwiek posiada.
Rodzina: Ostatni kto mu został to siostra bliźniaczka Ame. Choć w tej chwili nie są do siebie już tak podobni jak kiedyś.
Historia: Kaze urodził się i wychowywał w szczęśliwej i kochającej rodzinie. Początkowo miał też grupkę przyjaciół i ogólnie całkiem nieźle dogadywał się z innymi. Oczywiście jak to w życiu bywa, wszystko musi się kiedyś skończyć. Gdy samiec osiągnął wiek około ośmiu miesięcy, zaczęła się u niego pojawiać druga para skrzydeł. I było to coś, co na zawsze zniszczyło życie samca. Z jakiegoś powodu wilki w watasze uznały, że jest to przekleństwo i zły omen. Wszyscy poza siostrą i rodzicami odwrócili się od niego i zaczęli go unikać. To właśnie od tamtego czasu Kaze zaprzestał nawiązywania jakichkolwiek głębszych relacji. Zrozumiał, że większość otaczających go wilków jest jak chorągiewka na wietrze. Zostawią go, gdy tylko uznają, że coś im nie odpowiada. W tak wyglądającej watasze Kaze spędził kilka kolejnych lat. Choć nie był szczęśliwy w miejscu, jakie zamieszkiwał, nie chciał zostawiać rodziny. Ostatnich, którzy z nim pozostali. Niedługo po tym, jak basior wraz z siostrą skończyli 4 lata, rodzice bliźniaków zmarli. Wtedy też Ame ogłosiła, że opuszcza watahę. Kaze nie chciał iść z nią, dobrze wiedział, dlaczego jego siostra opuszcza dom i czuł, że byłyby dla niej jedynie kulą u nogi. Jednocześnie nie chciał też zostawać w watasze sam. Bliźniaki pożegnały się więc i każde z nich wyruszyło w swoją stronę. Podczas swojej wędrówki Kaze raczej unikał innych. Starał się ograniczać swoje kontakty jedynie do jakichś samotników, których pytał o kierunek lub inne raczej mało znaczące sprawy. Miesiące jednak mijały i basior doszedł do wniosku, że byłoby mu znaczniej łatwiej, gdyby gdzieś się osiedlił. Życie jako samotnik nie było taką złą wizją, ale wiedział, że Ame nie pochwaliłaby tego pomysłu. W końcu od zawsze chciała, aby wilk nieco bardziej zżył się z innymi. Mając więc w głowie słowa swojej siostry, Kaze postanowił poszukać watahy. Nie minęło dużo czasu, nim na jakąś trafił, a watahą tą okazało się WDP.
Charakter: Kaze jest dość pewnym siebie wilkiem. Oczywiście nie oznacza to, że chodzi dumny jak paw i patrzy na wszystkich z góry. Właściwie to jest zupełnie na odwrót. Samiec wie, na co go stać, ale swoją ocenę zachowuje dla siebie. Naprawdę bardzo trudno go sprowokować jakąś krytyką czy docinkami. Takowe zwykle ignoruje i puszcza mimo uszu. Nie pali się jakoś szczególnie do pomocy i nie rzuca wszystkiego, tylko dlatego, że widzi, że ktoś sobie nie radzi. Stara się nie wtrącać w życie i działania innych, póki nie zostanie o to zapytany. Nie jest jakoś mocno rozmowny, ale jeśli sytuacja tego wymaga, potrafi podtrzymać konwersację. Właściwie to nie jest szczególnie dobry, jeśli chodzi o kontakty towarzyskie, zwykle relacje, jakie tworzy, są płytkie i szybko popadają w zapomnienie. Jest to wynik przeszłych wydarzeń, które sprawiły, że wilk niechętnie otwiera się na innych. W głębi jednak bardzo pragnie bliskości, chodź sam przed sobą, nie chce tego przyznać. Kaze także w pewnym sensie boi się szczeniaków. Uważa je za trochę zbyt nieprzewidywalne i trudne do opanowania. Oczywiście jest to tylko kwestia jego przyzwyczajenia do tego, że niewielka liczba jakichkolwiek wilków obecna była w jego życiu. Poza tym uważa je też za nieco bezbronne i zbyt łatwe do nieumyślnego skrzywdzenia więc zwyczajnie woli się do nich nie zbliżać. Ze względu na dość sporadyczne kontakty z innymi wilkami basiorowi zdarza się mówić do siebie. Czasem nawet wtedy, gdy ktoś fizycznie znajduje się obok niego, zwyczajnie mu się o tym zapomina.
Amulet: Czarna część należy do Kaze, druga do jego siostry - Link
Jaskinia: Mieszka w czymś co przypomina chatkę Hobbita.
Głos: Pentatonix - Can't Sleep Love
Zauroczenie: Umm... można tak powiedzieć...
Status: Szuka? Nie szuka? Ciężko powiedzieć.
Partnerka: W jego osobistej opinii to raczej odległa przyszłość.
Moce: Raczej rzadko i niechętnie o tym mówi, ale nie posiada żadnych mocy.
Umiejętności: Szybko lata (zasługa dwóch par skrzydeł). Cechuje się też naprawdę dobrą orientacją w terenie. Właściwie to ma ogólnie dość dobrą pamięć jeśli chodzi o jego otoczenie.
Szczeniaki: Nie ma.
Point: 0
Uwagi/kary: -

sobota, 16 lutego 2019

Od Ametyst "Ocean" cz.2

- Chodź. - Powiedziała wilczyca, pomagając mi wstać. - Wyglądasz na wykończoną. Możesz przenocować u mnie, jeśli chcesz.
Nie odtrąciłam jej pomocy, jednak spojrzałam na samicę z lekką dozą nieufności. W końcu kto normalny tak po prostu zaprasza do siebie obcego. Z jednym musiałam się jednak zgodzić. Byłam naprawdę wykończona i jedyne, o czym byłam w stanie myśleć to jakiś ciepły kąt, w którym mogłabym zaznać odrobiny błogiego snu.
~~~~
Jaskinia nie była zbyt duża. Szybko omiotłam ją wzrokiem i musiałam przyznać, że miała swój klimat. Wewnątrz gdzieniegdzie porozstawiane były jakieś świecące kryształy, ściany porośnięte były zieloną roślinnością, a dodatkowo pod jedną z nich znajdowało się niewielkie źródełko.
- Poczekaj chwilę. Zaraz uszykuję dla ciebie miejsce.
Gdy tylko samica się odsunęła, usiadłam. Brakło mi sił, aby dalej stać. Obserwowałam, jak ta krząta się po jaskini, rozkładając na ziemi drugą skórę z jelenia i wsuwając pod nią trochę mchu. Nie pierwszy raz widziałam, jak ktoś to robi, zwykle jednak byłam zbyt leniwa, aby zrobić to samemu.
- No, i proszę. - Powiedziała z zadowoleniem wilczyca. - Można sobie wygodnie odpocząć.
Samica spojrzała na mnie z uśmiechem, wyraźnie oczekując ode mnie jakiejś reakcji. Dotarło do mnie, że ani trochę jej nie rozumiem. Naprawdę, kto tak po prostu zaprasza do siebie kogoś obcego i jakby tego było mało, oferuje mu nocleg. Wstałam i ostrożnie podeszłam do wadery. Obejrzałam przygotowane legowisko, sądząc, że znajdę tam coś podejrzanego. Nic. Czyżbym po prostu była zbyt podejrzliwa? No ale kto nie byłby.
- Będę na zewnątrz, gdybyś mnie potrzebowała. - Powiedziała Maat i skierowała się w stronę wyjścia.
Jeszcze chwilę wpatrywałam się w jelenią skórę, nie będąc pewna co zrobić. Szybko jednak postanowiłam porzucić głębokie myślenie i zwyczajnie się położyć.
~~~~
Przeciągnęłam się i ziewnęłam. Kilka godzin snu było zdecydowanie tym, czego potrzebowałam. Do moich nozdrzy szybko dotarł jakże kuszący zapach świeżego mięsa. Niemal natychmiast ruszyłam za prowadzącym na zewnątrz tropem. Gdy tylko moje oczy przyzwyczaiły się do jasnego, dziennego światła spostrzegłam białą wilczycę, zajmującą się skórowaniem królików. Gdy ta skończyła, odwróciła się w moją stronę i wzdrygnęłam lekko.
- Wstałaś. - Powiedziała po chwili.- Wybacz, nie słyszałam cię.
- W porządku. - Stwierdziłam, wciąż mając wzrok wbity w krwistoczerwone mięso.
- No tak. - Odezwała się nieco niepewnie wadera. - Jeden jest dla ciebie. - Po tych słowach Maat podsunęła mi jedno z zajęczych ciałek.
Natychmiast dopadłam do niego, zatapiając zęby w miękkim mięsie. Świeże mięso. Brakowało mi tego, odkąd opuściłam dom. Szybko pochłonęłam jedzenie i zaczęłam oblizywać łapy, aby pozbyć się z nich resztek krwi.
- Dzięki. - Powiedziałam z lekkim uśmiechem. - Tego mi było trzeba.
- Żaden problem. - Odparła z ciepłym uśmiechem samica.
Wróciłam do jaskini, zabierając torbę, która niosłam ze sobą od początku i rozejrzałam się po okolicy. Powinnam dalej zmierzać w początkowo obranym przez siebie kierunku. Ciepłe legowisko i świeżutkie jedzenie sprawiło, że zatęskniłam za domem. Im szybciej ruszę dalej, tym szybciej wrócę.
- Już idziesz? - Usłyszałam nieco stłumiony głos białej wadery.
Skinęłam przytakująco głową. I spojrzałam na niebo.
- Jest miejsce, które bardzo chcę zobaczyć. Na własne oczy.

CDN

piątek, 1 lutego 2019

Od Soula do Rachel

- Nie wiem. - Wzruszyłem ramionami z obojętnością w głosie.
Przyznam szczerze, że posiadanie demona w swoim ciele nie należało do zbyt przyjemnych uczuć...
 - Gabi, może chcesz pójść ze mną na spacer? - Zwróciłem się do mojego potomka.
 - Tak! - zakrzyknął maluch. - Uratuję się od kąpieli! - Uśmiechnął się tryumfalnie.
Zaśmiałem się pod nosem na jego stwierdzenie i puściłem oczko do Rachel, która prychnęła tylko coś pod nosem.
Obserwowaliśmy ładne krajobrazy i resztki roztapiającego się śniegu przy okazji rozmawiając.
 - Tato?
 - Hmm?
 - A my kiedyś wrócimy do watahy? - spytał rozkopując zaspę śnieżną.
 - Kiedyś na pewno. - Zamyśliłem się. - W sumie też tęsknie za rodziną i przyjaciółmi... Muszę pogadać o tym z Rachel...
 - Obiecujesz?
 - Obiecuję. - Uśmiechnąłem się.
A później to tylko bawiliśmy się przyglądając się przy okazji opadającym płatkom śniegu. Mały nawet złapał kilka na swój język uprzednio piszcząc, że mu zimno.
Wróciliśmy do domu późnym wieczorem, gdzie w jaskini czekała na nas Rachel leżąc w legowisku razem z małą Mercy.
 - Jesteśmy! - zakrzyknąłem radośnie.
 - Późno trochę... - mruknęła pod nosem.
 - Ale jednak. - Umościłem się obok nich, a w sam środek wepchnął się jeszcze Gabriel.
Oboje zgodnie stwierdziliśmy, że uśpimy oboje z nich, więc gdy tylko to się stało zaproponowałem krótką rozmowę i przy okazji streściłem to co przekazał mi dzisiaj nasz syn.
 - On... Chciałby chyba wrócić do watahy... Może wypadałoby się pogodzić ze wszystkimi i w ogóle?
 - Ja się z nikim nie muszę godzić. - Prychnęła, na co zacmokałem z dezaprobatą. - A może jednak?
 - Nie. - Zmarszczyła brwi. - I koniec, kropka. - Zaakcentowała ostatnie słowo. - Wrócimy jak tylko małe podrosną, muszą być na to wszystko gotowe!
 - Obiecujesz? - Zadałem to samo pytanie co Gabi.
 - Obiecuję. - Skinęła głową.
 - W takim razie jakie mamy plany na najbliższy czas? Zostajemy tutaj czy szukamy jakiegoś bardziej bezpiecznego miejsca? Kręci się tu od demonów. - Spojrzałem na dwój gdzie śnieg bezwładnie opadał na ziemię.

Rachel?
Po długiej przerwie nie wiedziałam co wyskrobać xD

środa, 30 stycznia 2019

Od Weryli Do... (Kogokolwiek)


-Chyba dość już tego wylegiwania się -Powiedziałam do siebie, patrząc na zegar słoneczny. Odpoczywałam w gorących źródłach, siedziałam w gorącej wodzie już kilka godzin, z prawie pustą butelką wina. Musiałam zapić jakoś smutki, które było mocno związane z nadchodzącymi wydarzeniami. Zbliżała się krwawa pełnia, okropna noc, księżyc staje się czerwony i przejmuje kontrolę nad wilkami, które bez zastanowienia mordują braci. Nie da się tego powstrzymać, nie da się walczyć. Można tylko przeczekać, fakt, zdarzały się wyjątki, gdzie wilki w transie okazywały litość, ale nic nie zmieni faktu, że większość kocha zabijać, nawet jeśli jest to członek rodziny.
„Ziemia przybrała kolor księżyca, tym razem to nie jesień, a krew niewinnych koloruje drzewa”
-Jesteś słabą poetką Weryla -Prychnęłam i popatrzyłam na swoje odbicie.
Wzięłam ostatni łyk trunku, był słaby... bo oczywiście Rachel musiała wykupić cały mocniejszy towar. Nie zmienia to faktu, że był dobry, zaczęłam żałować że nie kupiłam drugiej butelki. A może nawet lepiej? Dopiero popołudnie. Wyszłam z wody, otrzepując się.
-Sieremekera -Wypowiedziałam zaklęcie, dzięki któremu moja obecna temperatura ciała nie spadała, zamarzłabym gdybym miała schodzić cała mokra w dół, do watahy. A miałam do przejścia spory kawałek. Spaliłam drewnianą butelkę i zaczęłam wracać do domu, zbierając co chwilę jagody, które dzięki mojej magi rosły znacznie szybciej.
Koszyk miałam już pełny, będzie co do gara włożyć. Przywitałam się z niektórymi wilkami, jakie spotkałam na swojej drodze. Zaczęły mnie boleć łapy, muszę wrócić do treningów fizycznych, bo zamykanie się całymi dniami w jaskini i studiowanie magii jeszcze mnie zgubi. 
-Hmmm? -Usłyszałam krzyki i odwróciłam głowę, szczeniak od Megami i Endera? Tak, to on.
Westchnęłam, obserwując jak dzieciak się bawi. Z jednej strony cieszyłam się z ich szczęścia, a z drugiej tak bardzo zazdrościłam Rachel i Megami że mają się do kogo przytulić, szczerze porozmawiać, zasnąć i zapomnieć o wszystkim. 
-Wracaj na ziemię. -Powiedziałam do siebie, zerwałam mały słonecznik i już miałam wchodzić do mojej jaskini, ale...
-Hej? -Usłyszałam znajomy głos, odwróciłam się.
-Och, Witaj... -Odpowiedziałam, nie kryjąc swojego zaskoczenia


(Srr że krótkie, ale no... Kto ma odpisać? Kto chce, tylko napisać w komentarzu by nie było nieporozumienia. Szukam męża dla Wery!)