Black Parade

niedziela, 31 grudnia 2017

Od Kazuo Do Ktoś



Jak zwykle zasnąłem na drzewie. U mnie to nic dziwnego. Smacznie sobie drzemałem na mrozie, na gałęzi. A tu ktoś sobie przysiadł pod moją spokojną oazą. Oparł się o drzewo przez co puch, który się na nim znajdował lekko opadł również na mnie. Przez co próbując go zrzucić sam spadłem z gałęzi. A zdziwienie osoby przed, którą leżałem było wręcz cudowne. Ta mina :D. No ale powstrzymałem się od śmiania się z miny owej osoby. Tak na pierwszym spotkaniu nie wypada.


- Ał...- wydusiłem z siebie po czym szybko wstałem na równe nogi. - Yyy... Cześć Kazu jestem.- Oznajmiłem z wielkim uśmiechem na twarzy.


<Ktoś?>

sobota, 30 grudnia 2017

Od Megami do Endera

Kątem oka zobaczyłam że Ender jednak idzie ze mną.
-Jenak nie zostajesz?
-Nie...-Ender zbliżył się do mnie-Co miałaś na myśli mówiąc, że jest specyficzny?
Sama nie wiedziałam jak mam to uzasadnić...Ciemno niebieski basior zdziwił się moją reakcją na zabłądzenie w jaskini.Ale chyba każdy, kto mnie nie zna też by się zdziwił.
-On wie gdzie jest moja jaskinia...Czyli chyba zna całą mapę watahy...-powiedziałam ściszając głos-I to mnie niepokoi.Nie wyjdzie nam ukrywanie się i udawanie że nie istniejemy.
-I tak nie możemy się ukrywać przez resztę życia.
Już nic nie mówiłam.Powoli dochodziliśmy do mojej jaskini.
-To do jutra...-powiedziałam wchodząc do jaskini.Ender pomachał łapą i poszedł w swoją stronę.Czułam, że nie zasnę prędko.Gdy weszłam głębiej, Katrin już spała.W sumie nie było jeszcze jakoś bardzo późno, ale zimno.Otrzepałam się by pozbyć się wszystkich złych myśli.Nie za dużo, ale pomogło...Położyłam się obok Katrin i zaczęłam zadawać sobie w myślach dosyć dziwne pytania...
Czy warto dalej żyć?-WARTO...
Czy warto dalej walczyć o swoje miejsce?-WARTO!
Nie!Ta wataha zostanie tu na zawsze.Będę walczyć o nią do końca...-I właśnie z takimi myślał zasnęłam...
<<nie bież tego na poważnie, to tylko sen xdd>>

Śniło mi się, że walczyłam z jakimś wilkiem.Był wyższy, silniejszy i mocniejszy od mnie.Już go chyba kiedyś widziałam...No tak.Ten ciemno niebieski kolor i jasny, rażący w oczy kamień na sznurku...W tym śnie byłam tak jakby "obserwującym".Widziałam, że mam na ciele dużo ran i...w końcu poległam...Gdy to się stało obudziłam się.Popatrzyłam na moje łapy, potem porozglądałam się po jaskini...W sumie nie wiem czego szukałam.Popatrzyłam na śpiącą Katrin.Przysunęłam się bliżej niej.Było jeszcze wcześnie, więc znów zasnęłam...I obudziłam się koło południa.Katrin wyszła gdzieś rano z Shadow, więc miałam wolną jaskinię...Zastanawiałam się, czy powiedzieć Enderowi o moim śnie czy pozostawić go w tajemnicy...

<Ender?Próbuję sprawić aby się zaczęło coś dziać>

piątek, 29 grudnia 2017

Nowy basior!


Autor obrazka: Nie wiem
Właściciel: monna6@onet.pl
Imię: Kazuo
Przezwisko: Kazu
Wiek: 2 lata
Płeć: Basior
Stanowisko: Delta
Lubi: spać i to bardz~o Z... z... z...
Nie lubi: gdy go budzą za pomocą wiadra z wodą
Motto: trzeba się zawsze wyspać! 
Żywioł: noc, cień, iluzja
Rodzina: -
Historia: Kazu przespał większość swojego życia. Jest największym leniem jakiego świat widział. Ale mimo to był i nadal jest bardzo mądry. Był jednym z obrońców (czy kij wie kim) Alfy. Ale przez pewien wybryk jego kumpla, byli przesłuchiwani. Miał dług u niego więc się przyznał że on jest sprawcą. Co poskutkowało wyrzuceniem z watachy.
Charakter: Leniwy to na pewno, do wszystkiego podchodzi na 'odpieprz się'. Robi wszystko byle jak. Jest oddany przyjaciołom, nigdy nie zostawi ich w potrzebie. Jest wiecznie uśmiechniętym optymistą. Jest on także miły i lekko skryty w sobie
Amulet: Link
Jaskinia: Link
Zauroczenie: -
Status: -
Partner/ka: -
Moce:
*uśpi wszystko i wszystkich na swojej drodze
*wysyła przeciwnika w jednostajną pustkę a tam przesłuchuje i torturuje go
*tworzy mroczne kule i nimi atakuje
*w nocy wzmacniają mu się wszystkie zmysły i nie odczuwa np. głodu, zmęczenia
Umiejętności: Umie zasnąć gdzie popadnie, jest szybki ale tylko wtedy gdy jest rozbudzony (a to rzadkość), posługuje się zatrutymi sztyletami w walce. 
Szczeniaki: -
Point: 0
Uwagi/kary

czwartek, 28 grudnia 2017

od Ashary "Uwolnienie" czyt. 3

Ash leżała na podłodze. Poczuła zapach w każdym razie miły. Podniosła głowę i zobaczyła blondyna z miską w której coś zabrzęczało.
- Przepraszam za zachowanie mojego przełożonego. - powiedział kładąc miskę na podłodze. - Tylko nikomu nie mów.
Ashara najpierw nieufnie obwąchała zawartość. Pachniała w porządku więc zaczęła chciwie jeść. W niecałą minutę opróżniła miskę, a gdy spojrzała nie było tego mężczyzny. Usłyszała jakiś hałas. Ściana została wyważona, a do budynku wpadły dwa wilki. Nagle alarm zaczął hałasować. Error zniszczył klatkę. Ashara, Error i Saya szybko wybiegli z więzienia. Facet odpowiedzialny za porwanie wybiegł w samym szafroku i wygrarzał im pięścią. Ashara biegła i biegła. Poczuła się wolna. Wiatr targał jej sierścią. Po dotarciu do watahy wbiegła do jaskini i zasnęła.

<Sorka że op krótkie, ale weny i chęci mi zabrakło.
Kitty>

Od Sharktootha C.D Ofelii

- Ja? - zakpiłem - Ja tu jestem oficjalnym obywatelem i nie masz prawa mnie spowiadać.
Musiałem starać się trzymać oczy zamknięte, by ta wilczyca nie zaczaiła, że jestem ślepy. Inaczej to wykorzysta i zrobi mnie w konia.
- Obywatelem? Niby czego? - dopytywała się wadera.
- Oj nie wiesz, że jesteś na terenach watahy?
- Czekaj, tutaj jest jakaś wataha? - zdziwiła się.
- No tak! Więc teraz zauważ, że masz szczęście. Gdyby znalazł cię jakiś wojownik lub patrol, nie miałabyś szans. A ja tylko wyszedłem poszukać zielska do leczenia. - wyszczerzyłem kły. - No ale gdybyś zaatakowała, to zostałby po mojej obronie duży ślad...
- Nie boję się. - warknęła, lecz potem dodała spokojniejszym tonem. - A przyjmujecie członków?
I co ja mam jej odpowiedzieć. A dobra, powiem jak chcę. Walić to, przecież i tak nie słucham się kar.
- Przyjmujemy członków, ale gęby do wykarmienia odpadają - burknąłem.
- A jak mogę do was dołączyć?
- Musisz pogadać z alfą lub betą, one to ocenią.
Odwróciłem się i już miałem podnieść swoje zebrane zioła, gdy nagle:
- A zaprowadzisz mnie do nich? Proszę! - krzyknęła mi za uchem.
- Ech... - zastanowiłem się. W sumie gdyby Kayko mnie tu nie wziął, zdechłbym z głodu. - Dobra... Ale pomagasz mi brać te zioła!
Wziąłem w pysk garstkę roślin, oczywiście zostawiając część dla niej. Chce być z nami, to niech się przyda.

Po jakimś czasie dotarliśmy na miejsce. Wadera oddała mi resztę medykamentów.
- Powrosmafiaj s Racel lup Mefami - wymamrotałem z gębą pełną ziół. - Jak się wessmą to pszyjć się spatać... Ok?

<Ofelia? Sory jak źle odwzorowałam postać xD>

środa, 27 grudnia 2017

Od Ofeli do kogoś

Obudziłam się wcześniej niż zwykle, tej nocy źle mi się spało. Stanęłam na łapy i potrząsnęłam głową. Chciałam się obudzić do końca. Powoli zaspana podeszłam do wody. Zanurzyłam cały pysk, a że woda była orzeźwiająca za drugim razem zanurzyłam całą głowę. Rośliny świecące na górze jaskini przyjemnie świeciły. Jednak nie chciałam tu spędzić całego dnia. Po pół godzinie siedzenie i patrzenie w światło znudziło mi się. Podeszłam do wyjścia z jaskini i wystawiłam głowę. Wydawało się być bezpiecznie. Wiedziałam, że to pozory. Śmiało wyszłam i ruszyłam pod najbliższe drzewa. Czułam się tam bezpieczniej. Wiedziałam, że w każdej chwili mogłam zostać zaatakowana. Włóczyłam się po lesie z ogromną przyjemnością. Pogoda była ładna i do tej pory nic mnie nie zaniepokoiło. Postanowiłam się na chwilę wtopić w tło. Ułożyłam łapy i powoli zaczęłam skierowywać promień słońca na drzewo blisko mnie. Złożyłam kilka promieni słonecznych razem, oświetlały już całe miejsce. Podeszłam do drzewa i dotknęłam go łapą. Połączyłam się w jedno z drzewem. Czułam napływającą do mnie energię, a słońce przyjemnie grzało. Zamknęłam oczy i zaczęłam zasypiać.
Obudziłam się sporo później, kiedy usłyszałam jakieś odgłosy. Natychmiast otworzyłam oczy i szukałam miejsca skąd dobiegają. Zobaczyłam jakiegoś obcego wilka, który własnie przechodził obok mnie. Wgapiłam się w niego. W którymś monecie zapomniałam, że wniknęłam w drzewo. Wychyliłam głowę i zaczęło mnie być widać. W końcu całkowicie się rozłączyłam. Nogi stanęły na ściółce. Obcy odwrócił się i spojrzał na mnie. Przybrałam pozycje do walki i zjeżyłam sierść.
- Kim jesteś? - Powiedział i warknął.
- Lepiej mi powiedz kim ty jesteś.
<Ktosiu?>

Nowa wadera!

Autor obrazka: Nishipu [deviantart]
Właściciel: 00koniara00 [HW] Vamp [doggi]
Imię: Ofelia - pomoc
Przezwisko: Może ktoś coś kiedyś wymyśli.
Wiek: 3 lata i 3 miesiące
Płeć: Wadera
Stanowisko: Opiekunka szceniaków
Lubi: Naturę, księżyc, walki, biały i czarny
Nie lubi: Hałasu
Motto: Życie to labirynt, ale cel jest zawsze taki sam.
Żywioł: Rośliny, światło
Rodzina:
> Mama - Iluion. Była magiczką i potrafiła miliony rzeczy. Jednak nie kochała swojej córki, ale córka ją tak. Teraz nie utrzymują kontaktów.
> Ojciec - Emnilda. Zna tylko jego imię, ale gdyby zobaczyła go na oczy pewnie zaczęła by walczyć.
> Siostra - Posiada tylko jedną siostrę z tego samego miotu. Na imię miała Pia. Tak miała bo zaraz po porzuceniu zmarła.
Historia:
Jest dzieckiem z gwałtu więc została porzucona jakiś czas po urodzeniu. Na szczęście była na tyle duża aby sama o siebie zadbać. Było jej ciężko, ale pora roku sprzyjała polowaniom. Musiała też uważać na inne wilki, a to nie było łatwo. Potem nadeszła zima. Była głodna i wyziębiona, myślała że umrze. Jakimś cudem przetrwała to. Potem było już łatwiej. Znalazła sobie małą jaskinię. Nadeszła zima, ale teraz była starsza i przygotowana. Przeżyła ją z drobnymi problemami. Żyła potem samotnie, aż do teraz. Spotkała Watahę Diamentowych Piór i postanowiła dołączyć.
Charakter: Ofelia jak samo jej imię mówi jest pomocna. Zawsze wrażliwa na cierpienie innych. O dziwo jest bardzo rozważna i punktualna. Pasuje do tego też jak bardzo jest przyjacielska. Lubi krzątać się koło innych i kiedy oni krzątają się koło niej. Musi mieć chociaż jednego przyjaciela inaczej czuje się samotna. Chociaż żeby się z nią zaprzyjaźnić trzeba jej pokazać, że może Ci zaufać. Kiedy brakuje jej towarzystwa zmienia się o 180 stopni. Staje się ponura i zrzędliwa, aż ciężko z nią wytrzymać. Ma wtedy dość całego świata i siedzi sama w swojej jaskini. Jest też bardzo wredna, aż szczeniaki którymi się opiekuje mają jej po uszy.
Amulet: Link
Jaskinia:
  Link W całościGłos: Camila Cabello - Havana (Vertical Video) ft. Young Thug
Zauroczenie: Nie
Status: Szuka
Partner: Nie
Moce:
~ Przyśpieszanie rośnięcia roślin
~ Wnikanie w drzewa
~ Przekierowywanie promieni słonecznych
~ Świetliste kule
Szczeniaki: Chce, ale wątpi czy je będzie miała
Point: 0
Uwagi/kary:

Od Shadowzone C.D. Katrin

Wadera wpatrywała się we mnie wyłupiałymi oczami.
- Tak, to ja w swojej własnej postaci - warknęłam.
- Eee... - mówiła niepewnie Katrin - Przecież... T... Ty nie...
- Żyjesz - dokończyłam po niej. - Zabiłaś mnie
- Prze... Przepraszam... - zająkała się wilczyca.
- Słusznie zrobiłaś, byłam chora, a ty powstrzymałaś plagę przed przedostaniem się do watahy.
Usiadłam, a Katrin przyjrzała mi się bardziej.
- Ale blizna...
- Blizna zostanie - przerwałam jej i uderzyłam ogonem w ziemię. - Mi ona nie przeszkadza. Nie żałuj więc swojego czynu...
- Och... -wadera zamyśliła się - Może... Słyszałam, że niedawno do watahy przybył medyk, lepiej niech jeszcze zobaczy tą bliznę.
- Medyk ? - spytałam.
- No nie słyszałaś? Mamy nowego członka, chyba nazywał się... nie wiem... jego imię chyba oznaczało Rybi Kieł,  czy...
- Rekini Ząb?
- O tak!…
- Sharktooth tu jest?!- wyplułam z pogardą.
Gwałtownie się podniosłam, na co Katrin lekko się odsunęła.

<Katrin?>



poniedziałek, 25 grudnia 2017

Od Rachel do Soula

Obudziłam się nazajutrz po południu. Ominęła mnie wigilia? Usiadłam i próbowałam sobie przypomnieć co się stało, ale jakoś nic mi nie przychodziło. Urwał mi się film? To się nazywa pech. Do tego głowa bolała mnie jak cholera. Czuć było ode mnie jeszcze alkohol, więc szybko się zapaliłam, tym samym się jakby "myjąc" bo pozbywałam się w ten sposób brudu, jak woda była za zimna, albo jak po prostu nie chciało mi się nigdzie iść. Moje włosy, najwyraźniej pobudzone po "kąpieli" z ognia, do tego rozpuszczone, robiły teraz za chuchro. Były dosłownie wszędzie. Zaczęłam się rozglądać. Co to za miejsce? Pachniało naszymi terenami, ale go nie znałam. Przeciągnęłam się. Chwilę później usłyszałam znajmy głos Soula, który przyniósł wodę.
- Żyjesz jakoś? - spytał basior podchodząc
- Nie. - odparłam z kwaśną miną. - Stało się coś wczoraj, bo chyba urwał mi się film - mruknęłam.
- Zaraz, nic nie pamiętasz? - Soul postawił miskę z wodą na ziemi.
- Eeee.... a mam pamiętać? - mina, którą miał teraz samiec była nie do określenia, ale po chwili zaczął się na mnie drzeć, że się upiłam, sratatatatata.
- No to mów co się tam stało. - ten jakby się zmieszał
- Może lepiej...
- Mów! - przystawiłam swój pysk do jego, i patrzyłam tym wzrokiem jak z anime, mówiącym: MÓW, BO I TAK SIĘ DOWIEM. Czyli takim natarczywym. Ten jakby się zaczerwienił, więc się odsunęłam.
- Dzięki za wodę. Ja piję, a ty mów. - powiedziałam siadając, szukając gumki do włosów po tej dziwnej jaskinio-norze.

< Soul? NIE MAM POMYSŁU. A TY NIE POMAGASZ ;-; >

Od Ametyst do Artemisa

Powoli podążyłam za samcem z powrotem do drugiej spośród znalezionych jaskiń. Artemis leżał już wyciągnięty na ziemi. Przesunęłam łapą po najbliższej skale, pokrywała ją jedynie niewielka warstwa kurzu.
- Cóż, przynajmniej nie masz tu zbyt dużo do sprzątania.
- A ty? - Zapytał wilk, gdy położyłam się obok niego. - Nie zamierzasz się wyprowadzić?
- Nie ma mowy. Ender sobie beze mnie nie poradzi. Kto zajmie się moim braciszkiem jak nie ja?
- Jasne. - Stwierdził Artemis, nie mogąc przy tym powstrzymać się od uśmiechu.
Wiedziałam, co mu chodzi po głowie, nie miałam jednak zamiaru dawać mu tej satysfakcji i rozpoczynać dyskusji. Często z nim przegrywałam na tym polu. Westchnęłam ciężko i przewróciłam się na plecy. Nuda, nuda i jeszcze raz nuda. O tej porze roku, gdy część zwierząt poszła spać, inne znowu uwięzione zostały głęboko pod grubą warstwą lodu, ciężko było znaleźć sobie jakieś zajęcie. Moim jedynym pocieszeniem był fakt, że Artemis nie zapada w sen zimowy czy też nie odlatuje do ciepłych krajów.
- Nudzę się. - Jęknęłam w końcu. - Poróbmy coś ciekawego.
- Jasne, tylko co? - Zapytał Artemis.
Szybko się podniosłam i rozejrzałam wokół.
- Nie wiem, wszędzie nic tylko ten śnieg. Co niby można robić ze śniegiem!? - Zamknęłam się na chwilę, dzięki czemu do głowy przyszedł mi dość ciekawy pomysł. - Umiesz lepić ze śniegu?
- To zależy co, ale można powiedzieć, że jestem całkiem dobry.
- Wspaniale! - Zawołałam. - Mam pewien plan. Radzę Ci się dobrze wyspać, bo w nocy będziemy mieć trochę pracy.
Artemis niemal natychmiast podniósł głowę i spojrzał na mnie pytająco.
- Nie martw się, po prostu pobawimy się trochę w śniegu, a przy okazji urządzimy innym małą... niespodziankę. - Uśmiechnęłam się zawadiacko i wychodząc, zawołałam - Do zobaczenia wieczorem.
Sama nie byłam jeszcze tak do końca pewna co będziemy robić. Mieliśmy jednak całkiem sporo możliwości i byłam niemal pewna, że któraś z nich przypadnie Artemisowi do gustu. Raczej nikt nie powinien mieć nam za złe jakiegoś małego, zimowego psikusa.

<Artemis?>

niedziela, 24 grudnia 2017

Wesołych Świąt

Hello. Chciałabym wam wszystkim życzyć wesołych świąt. Ale nie tylko.
W styczniu nasza Wataha będzie obchodziła swoje pierwsze urodziny, i pytam się co chcielibyście z tej okazji?
(JEŚLI to event to doborze, bo chodzi mi taki jeden po głowie...)

środa, 20 grudnia 2017

Od Genevieve do Soula

- Bardzo... Zamierzasz wrócić do watahy? - spytałam wlepiając w niego swój wzrok. Soul spuścił na chwile głowę, po czym spojrzał mi głęboko w oczy.
- To jest moja wataha! - mruknął.
- Jesteś pewien? Rodzice za tobą tęsknią... Szczególnie ojciec. - powiedziałam próbując go przekonać. Wyraz twarzy mojego brata wskazywał na to, że nie ucieszyła go ta wiadomość.
- Tęsknią?! Mogli o tym pomyśleć zanim mnie wygnali! - warknął. Rozumiałam go, mimo to rozumiałam też ojca. Próbowałam ich jak najbardziej do siebie przekonać.
- Musisz go zrozumieć... - zaczęłam niepewnie. Na twarzy Soula pojawił się grymas złości.
- Błagam cię... A co tu jest do zrozumienia?! To że wygnał swoje dziecko na pastwę losu?! Nie rozśmieszaj mnie!
- Postaw się po jego stronie! Mógł stracić watahę przez jakąś głupią wojnę, wywołaną przez ciebie. Widziałam jakie wyrzuty sumienia nim targają, ale musiał to zrobić! - krzyknęłam, próbując przemówić mu do rozsądku.
- Co nie zmienia faktu, że mnie porzucił! Zresztą nie ważne, nie mam zamiaru tam wracać. Czuję że to jest moje miejsce na ziemi, a ty jeśli chcesz możesz wracać z powrotem do ojca, ale beze mnie. - burknął. Oczy zaszkliły mi się łzami już kolejny raz.
- Ale ja nie mogę cię zostawić... Już nigdy cię nie opuszczę! - wychlipałam po czym rzuciłam się w jego objęcia. Soul czule mnie przytulił, jakby chciał mi wynagrodzić cały czas naszej rozłąki.
- Nawet nie wiesz jak bardzo tęskniłem siostrzyczko... - mruknął cichutko. Ta chwila mogłaby trwać wiecznie.
- Mogę do was dołączyć? - spytałam z wahaniem. Soul uśmiechnął się do mnie rozbrajająco.
- Oczywiście! Zaraz pójdziemy do Meg. - powiedział po czym skierował się do wyjścia.
- Jest noc braciszku. - mruknęłam rozbawiona. Soul zbity z tropu zawrócił.
- No tak... Jutro pójdziemy! A teraz chodźmy już spać. - wybełkotał po czym ułożył się obok mnie i zasnął.

Soul?

wtorek, 19 grudnia 2017

Od Soula do Geneviev

 - Em... Cześć? - powiedziałem nieco zszokowany. - Znamy się może? - spytałem dla pewności.
Wadera odkleiła się ode mnie i stanęła przede mną. Teraz mogłem podziwiać ją w pełnej okazałości. Kogoś mi przypominała. Coś mi świtało, lecz w dalszym ciągu nie pamiętałem, kim owa samica może być.
 - Nie... Nie pamiętasz mnie? - spytała spuszczając głowę w dół. - Soul! Jestem Gen, Geneviev... - bąknęła.
Przetarłem oczy łapą, zamrugałem kilka razy i wybałuszyłem oczy patrząc cały czas na białą wilczycę.
 - Gen... - wyszeptałem cichutko. - To ty?! - krzyknąłem po chwili.
Geneviev ponownie się na mnie rzuciła, z takim impetem, że wylądowałem na podłodze. Zaśmiałem się i również odwzajemniłem przytulasy. Zrobiło mi się cholernie miło.
 - Tęskniłem... Strasznie tęskniłem... - powiedziałem obejmując ją. - Co ty tu w ogóle robisz idiotko?! - spytałem klepiąc ją po głowie.
I w tym momencie opowiedziała mi całą historię po moim odejściu. Jak to było naprawdę i co się działo w domu...
Zrobiło mi się trochę przykro, aczkolwiek najważniejsze było to, że się odnaleźliśmy.
 - Czekaj, czekaj, czekaj. - przerwała Rachel. - To twoja siostra?! - wykrzyknęła zdziwiona. - Nic nigdy nie mówiłeeeeś. - zarzuciła z żalem.
 - Boooo, nie pytałaś. - Wzruszyłem barkami obojętnie.
 - A idź... - Machnęła łapą w moją stronę i podeszła do gen z wielkim uśmiechem.
Wnioskując po tym, że z dobre pół godziny rozmawiały ze sobą, całkowicie zapominając o mnie stwierdziłem, że raczej się dogadają.
 - Dobra ja lecę, nie będę wam przeszkadzać. - Powiedziała Rachel, gdy już wyczerpały im się tematy do rozmowy.
 - No dobrze, do jutra! - Siostra pomachała jej na pożegnanie, a ja zrobiłem to samo.
 - Zostaliśmy sami... - Stwierdziła wadera.
 - Racja... Bardzo mam przerąbane? - spytałem tak dla pewności oddalając się.

Geneviev? Spotkanie po latach hehe xd

poniedziałek, 18 grudnia 2017

Od Artemisa do Ametyst (nowe op)

Jakoś nie śpieszyłem się z tym "dorastaniem".Wciąż lubiłem chodzić gdzieś z Ametyst.Nie przeszkadzała mi ona.Wręcz przeciwnie, większość czasu spędzałem właśnie z nią.Ale, ale, ale było jedno "ale".Już nie chciałem mieszkać z Megami i Katrin.Pora poszukać własnej jaskini.Rano, powiedziałem to Megami i poszedłem poszukać nowego domu...
Szłem sobie lasem, w którym znajdowało się kilka jaskiń. Gdzieś w oddali zauważyłem fioletową, charakterystyczną plamkę, która wyróżniała się w lesie.
-Heloł-przywitałem się podchodząc do wadery.
-Hej. Co u ciebie?
-Szukam nowej jaskini. Chcę zamieszkać w jednej z tych, które się tu znajdują.
Ametyst porozglądała się po okolicy.-Mogę ci pomóc coś wybrać?
W sumie to było mi to jedno.
-Chodź...-powiedziałem kierując się wgłąb lasu.Ametyst podreptała za mną.Po chwili doszliśmy do trzech zlepionych ze sobą jaskiń.Fioletowa wadera stanęła w progu jednej z nich.
-Może ta?-powiedziała wsuwając do niej nos, ale szybko go wyjęła.Stanąłem obok Ametyst i popatrzyłem do środka.Jaskinia była bardzo duża.Nie dla mnie.A w dodatku, poczułem zapach pleśni.-Nie.Za duża.I w dodatku, jedzie z niej pleśnią.
-To akurat prawda...-potwierdziła marszcząc nos.
Podszedłem do drugiej.Zajrzałem do niej i wydawała się idealna.-Ta jest całkiem, całkiem...I nie śmierdzi.
-A ta ostatnia?-Ametyst weszła do środka ostatniej jaskini.Również to zrobiłem.Ta, znów wydawała się zakurzona oraz miała dużo pajęczyn.-Ble.-jęknąłem i skierowałem się do wyjścia.Ametyst zrobiła dosyć kwaśną minę, gdy popatrzyła na dużą, gęstą pajęczynę.Otrząsnęła się i dołączyła do mnie.
-Zamieszkam w tej środkowej.-wbiegłem do jaskini i padłem na bok.

<Ametyst?>

Od Genevieve do Soula

Biegłam już 2 tydzień, jednak wciąż nie traciłam nadziei na odnalezienie brata. Jedyne o czym marzyłam to znów spojrzeć w jego piękne, bystre oczy i wyznać mu jak bardzo za nim tęskniłam. Mimo, iż to co zrobił był straszne, to i tak uparcie trwałam w przekonaniu, że ta kara była zbyt dotkliwa. Tyle myśli przebiegało po mojej głowie. A co jeśli go nie odnajdę? Karciłam się za tę myśl, jednak nie mogłam uznać jej za niemożliwą. Wierzyłam, że brat się zmienił i stał się bardziej odpowiedzialny. Nie wiedziałam jeszcze czy zabrać go do domu, czy tułać po świecie za nim. To nie istotne! Pragnęłam być tylko z nim. Moje rozmyślania przerwał szmer jeziora. Postanowiłam zwolnić i odpocząć. Usiadłam przy brzegu jeziora i zaczęłam podziwiać krajobraz. Szum drzew, pomruk jeziora działały kojąco na moje nieco zszargane nerwy.
- Gdzie jesteś braciszku? - szepnęłam, a po moim policzku spłynęła łza. Jedna, samotna łza. Szybko starłam ją łapą, nie pozwalając na ani chwilę słabości. Zaczynało już zmierzchać więc postanowiłam znaleźć schronienie przed nocą. Natrafiłam wzrokiem na małą jaskinię. Pomimo mojej sympatii do nocy, tym razem postanowiłam spędzić ją w grocie. Perspektywa spędzenia nocy pod osłoną nieba była kusząca, jednakże tym razem jakaś niespotykana siła ciągnęła mnie do jaskini. Niepewnie wkroczyłam do mojej aktualnej sypialni, a to co tam zastałam przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Nogi ugięły się pode mną a oczy zaszkliły się łzami. Chciałam coś powiedzieć, jednak nie mogłam wydusić z siebie choć słowa. Na środku jaskini stał mój brat, razem z obcą dla mnie waderą. Widząc mnie był tak samo zszokowany jak ja.
- Braciszku... - wyszeptałam słabo, po czym rzuciłam się prosto w ramiona Soula.

Soul?

Nowa wadera!


Autor obrazka: Johanna Tarkela
Właściciel: MrsBlack (howrse)
Imię: Genevieve
Przezwisko: Gen lub Śnieżka
Wiek: 2 lata
Płeć: Wadera
Stanowisko: Obrońca Gamm
Lubi: chłód, lód, noc, adrenalina
Nie lubi: upałów, nudy, gdy ktoś jej rozkazuje
Motto: Za facetem i za autobusem się nie biega - będzie następny!
Żywioł: lód, śnieg, woda (jej żywioły w ogóle nie współgrają z jej charakterem)
Rodzina: Matka Hope - bardzo wymagająca lecz kochająca córkę nad życie,
Ojciec Merlni - surowy, despotyczny, nie potrafi okazać miłości,
Brat Soul - arogancki, leniwy braciszek, pomimo to Gen bardzo go kocha.
Historia: Przez połowę swojego życia Gen była w cieniu swojego brata.
Mimo to kochała go nad życie i próbowała być taka jak on. Matka wychowywała ją na odpowiedzialną, silną, lecz dostojną waderę, która miała wkrótce przejąć pozycję alfy. Genevieve była jednak wszystkiemu przeciwna, gdyż chciała być jak brat. Gdy Soul został wygnany z watahy, Gen chciała wyruszyć na poszukiwania, lecz rodzice zabronili jej pod groźbą surowej kary. Wadera cierpliwie czekała na moment ukończenia 2 lat i tym samym wejścia w dorosłość, co skutkowało wyzwoleniem się spod władzy rodziców. W dniu urodzin wyruszyła na poszukiwania brata.
Charakter: Gen jest twardą i zadziorną waderą, która uwielbia rządzić i stawiać na swoim. Nie pozbawia jej to jednak uroku i delikatności. Ciągłe życie w niewoli rodziców wyzwoliło w niej nieposkromioną chęć wolności. Brat był dla niej wzorem i Genevieve tak jak on pragnęła podążać własnymi ścieżkami. Wadera uwielbia niebezpieczne, przyśpieszające bicie serca sytuacje. Jest bardzo nieostrożna i żyje zasadą CARPE DIEM. Bardzo łatwo się denerwuje, złości i obraża, jednak ten stan zazwyczaj nie trwa zbyt długo. Szaleństwo to jej drugie imię. Nienawidzi nudy. Jest bardzo odpowiedzialna jak na swój wiek. Gen jest ogólnie lubiana i uważana.
Amulet: Link
Jaskinia: Link
Głos: Christina Perri-A Thousand Years
Zauroczenie: brak
Status: Poszukuje
Partner/ka: Nie
Moce:
- Potrafi zamrażać, zamieniać w lód inne istoty,
- Może zamieniać wodę w lód lub na odwrót,
- Potrafi stworzyć śnieg,
- Może zmienić krajobraz na zimowy w kilka sekund,
- Gdy jest zła dookoła niej robi się wręcz lodowato,
- Kiedy idzie, zostawia ślady ze śniegu, lodu lub wody(zależy od samopoczucia),
- Z jej łap może tryskać woda,
- Oddychanie pod wodą.
Umiejętności: wyżej
Szczeniaki: Nie
Point: 0
Uwagi/kary:
Zdjęcia dodatkowe: 1 , 2

sobota, 16 grudnia 2017

Od Endera do Megami

- Mhm... - Mruknęła Megami, nie wyczuwałem, aby była jakoś specjalnie przekonana.
- Coś nie tak? - Zapytał Error, najwyraźniej nie ja jedyny to zauważyłem.
- Nie, po prostu... ich przywódca wydaje się dość... specyficzny.
Świetnie, specyficzne typy to właśnie to, czego nam brakowało. Ostatni raz, gdy trafiliśmy na kogoś takiego, byliśmy zmuszeni się przenieść. Czy jest jednak coś, co możemy zrobić, aby ta historia się nie powtórzyła? Westchnąłem ciężko i skinąłem głową na znak, że rozumiem. Megami uśmiechnęła się lekko, nie był to jednak ten sam uśmiech co zazwyczaj.
- Pójdę już. - Powiedziała wadera. - Potrzebuję trochę odpocząć.
- W takim razie nie zatrzymujemy cię. - Zaśmiał się Error.
Przytaknąłem temu bezgłośnie. Meg ruszyła w kierunku swojej jaskini. Skąd to wiedziałem? Bo ostatnio bywałem tam chyba aż nazbyt często.
- Nie idziesz z nią? - Zapytał nagle basior obok mnie.
Chwile podążałem wzrokiem za postacią wadery. Musiałem jakoś rozwiązać ten wewnętrzny konflikt, który we mnie powstał.
- Chyba masz rację. - Powiedziałem, po czym szybkim krokiem podążyłem za samicą.
Gdy byłem już obok niej, zwolniłem tempa tak, aby zrównać krok.
- Odprowadzę cię. - Powiedziałem z uśmiechem.


<Meg? Wenos brakos ;-;>

piątek, 15 grudnia 2017

Od Soula do Rachel

Westchnąłem przeciągle i złapałem Rachel w pasie po czym wziąłem ją na swoje plecy i powolnym krokiem udałem się w stronę pubu. Gdy przekroczyłem drzwi ponownie do mojego nosa dotarł nieprzyjemny zapach alkoholu i papierosów. Przy ladzie siedziała gromadka basiorów nieco starszych ode mnie. Podszedłem więc do nich pewnym krokiem. Z początku spojrzeli się na mnie zdezorientowani, a później postawiłem Rachel na podłodze, która osunęła się na  panele.
 - Witajcie. - powiedziałem.
 - Cześć. Ooo! Nasza koleżanka! - jeden z nich podszedł do Rachel.
 - Eee... Tak to ona... - powiedziałem.
 - Czekaj! Ty jesteś Soul? - spytał kolejny.
 - Tak... A co?
 - Uuu... Bo wiesz... Nie wiem jak ci to powiedzieć. - Zażenowany podrapał się po brodzie.
 - Najlepiej prosto z mostu. - odparłem niecierpliwiąc się.
 - Bo wiesz... Ona... Ona się w tobie zakochała.
Właśnie wtedy, Rachel jakby odzyskawszy zdrowy rozsądek zerwała się na równe nogi i zaczęła kierować się w stronę wyjścia. W mgnieniu oka złapałem ją za ogon i z powrotem przyciągnąłem ją do siebie.
 - Żartujesz sobie prawda? - Wybuchnąłem śmiechem.
Duża część baru spojrzała się na mnie jak na istnego debila, a ja dalej śmiałem się w najlepsze.
 - Nie, nie żartuję. - rzekł całkiem poważnie. - Taka jest prawda. Zakochała się w tobie Soul.
 - Może mówiła o kimś innym? - spytałem dla pewności.
 - Nie. W tobie Soul. W TOBIE.
 Spojrzałem ponownie na waderę i pokręciłem głową wzdychając przy tym.
 - Nie kłamiecie? - upewniłem się.
 - Nie. Taka jest prawda. - Teraz już całkowicie spoważniali.
 - No dobrze. Uznajmy, że wam wierzę. - Powiedziałem. - To tyle, dziękuję za pomoc. - Uścisnąłem ich łapy w geście pożegnania i ponownie ułożyłem sobie waderę na moich plecach.
 - Co mam z tobą zrobić Rach? - powiedziałem szeptem sam do siebie.
Już po chwili opuściłem pub głośno trzaskając drzwiami. Postanowiłam zabrać ją do swojego tymczasowego mieszkanka, czyli małej jaskini znalezionej przeze mnie kilka godzin temu. Gdy tylko tam doszliśmy położyłem ją delikatnie na podłodze, a sam ułożyłem się obok niej, by nie zmarzła z zimna. Przyznam szczerze, że miło mi się zrobiło, gdy dowiedziałem się o tym. Moje serce zaczęło bić szybciej... To jakaś paranoja czy jeszcze nie?
 - Rachel... Dużo dla mnie znaczysz... - powiedziałem głaszcząc ją po głowie.
Na szczęście była zbyt pijana by cokolwiek usłyszeć, a w dodatku chyba spała.

Rachel? xd

niedziela, 10 grudnia 2017

Od Rachel do Soula

Patrzyłam za oddalającą się sylwetką basiora.
- To co teraz robimy? - spytała Nevra
- My? - parsknęłam - Oj nie, ty jesteś sama - to powiedziawszy skierowałam się poza tereny watahy. To małego lasku nieopodal w którym był... bar. 

***

- Na dobre i na złe... - podśpiewywałam pijąc kolejny kubeł dość mocnego alkoholu. Był to chyba 6 raz. Gdy wypiłam, walnęłam o stół.
- Kolejne! 
- Panienko, to nie zdrowe w twoim wieku. - usłyszałam głos obok siebie. Był to starszy basior, o złotych oczach. 
- No-i-co - czknęłam - Mam to gdzieeeeś! - Wypiłam świeżo nalany alkohol. - Żyjcie! 
- Panienka w tak młodym wieku w takim miejscu?
- A no. 
- Stawiam pani kolejne. - usłyszałam drugi głos. 
- E, panie Janie, ty mi tutaj się nie uśmiechaj jak zbok jaki - odparłam bardziej poważnie, po czym wybuchnęłam śmiechem widząc jego minę - Żartowałam, jak za darmo to bioręęęę.... - basior odzyskał wigor i zamówił coś tak mocnego, że po dwóch łykach część wyplułam znowu do kubła. 
- Boże święty, nie wiem co to jest, ale dobre! - wypiłam do końca.
- Dobra, a teraz mów co cię trapi. - odezwał się ten o złotych oczach. 
- Soul! To taki pieprzony kretyn! - zaczęłam się śmiać. - On chciał wziąć " ślub" - tutaj specjalnie zrobiłam cudzysłów w powietrzu, poprzedzając go czknięciem - z taką różową lafiryndą. - No i tutaj zaczęłam opowiadać masę rzeczy czując, że jestem słuchana. Pijaki to pijaki, ale czasami wysłuchają, chociaż są i zboczeńcy. - I on się nawet nie skapnął, że ja byłam w nim zakochana! - tutaj zaczęłam się tak śmiać, że musieli mnie uspokajać. Potem coś tam jeszcze gadałam, wstałam, zaczęłam coś tam pokazywać gadając przez cały czas, aż w końcu się zatoczyłam, i wpadłam na wilka, który świerzo wszedł do baru. 
- Przepraszam pana bardzo, czy pan się dobrze czuje? - spytałam dławiąc śmiech. - Chciałam wyciągnąć łapę, ale poznałam znajomą twarz Soula, więc szybko ją cofnęłam.
- O wilku mowa! - krzyknęłam. - Osoby które mnie słuchały zaczęły się śmiać. 
- Co ty robisz na nie swoich terenach? - spytał z obojętnym dźwiękiem głosu. 
- Upijam się - odparłam jakby nigdy nic. - Znowu śmiechy, ale tym razem głośniejsze.
- Chodź, wychodzimy - powiedział już całkowicie wścieknięty.
- Co? Ja nigdzie nie idę! - śmiechy - Basior zrobił tak, że się przewróciłam znowu, chwycił mnie za kark, i wyciągnął przez drzwi.
- Zobaczymy się potem! - machałam do wilków, które zniknęły mi chwilę potem za drzwiami. Soul ciągnął by mnie tak w nieskończoność, ale wreszcie zaczęłam się wiercić, i zatrzymał się na klifie. Była bezchmurna, grudniowa noc.
- Co ty ze sobą robisz. - patrzył na mnie jak na gorszą rangą.
- Spaaaaaadam na samo dno! - pokazałam łapą jak głupiemu.
- Jaki jest tego powód? - usiadłam i zaczęłam drapać się za uchem, a mój ogon obijał się o ziemię.
- No bo... - tutaj zrobiłam się czerwona jak burak, odwróciłam głowę, po czym mruknęłam unosząc ją dumnie:
- Idź się spytaj panów z baru, na pewno ci powiedzą.

< Soul? Idziesz/zostajesz/zabijasz mnie? >

Od Soula do Rachel

W przypływie emocji uderzyłem Rachel w twarz. Zasługiwała na to.
Chwilę pogadała, chociaż nie wiem czy ktokolwiek jej słuchał, gdyż ja kompletnie się wyłączyłem. Nie miałem siły na bezcelowe przekomarzanki z waderą.
 - Nevra, chodźmy już... - bąknąłem przytulając ją do swojego boku.
 - Taaak! Najlepiej uciec od problemów co nie?! - krzyknęła za nami.
 - Zacznijmy od tego, że cholera nie uciekam! - Odwróciłem się gwałtownie i warknąłem na Rachel, tak że ta lekko się skuliła w sobie. - Cały pieprzony czas uciekałaś ode mnie, gdy cię szukałem! Przez ciebie mam tę cholerną bliznę na boku i cały czas utykam, a ty jeszcze śmiesz twierdzić, że uciekam?! Po prostu mam dosyć wszelkich kłótni. Dałaś mi już wystarczająco do zrozumienia, że mam się odczepić, więc zrobiłem to. Czego jeszcze chcesz?! - Cały czas krzyczałem, a mój głos echem rozchodził się po jaskini.
 - Soul... - Zaczęła Nevra. - Ty... Okłamałeś mnie. - stwierdziła spokojnie ze łzami w oczach. - Powiedziałeś, że nie poszedłeś jej szukać... Kłamałeś mnie! - wykrzyknęła. - Jak mogłeś? Jesteś, jesteś pieprzonym dupkiem i chamem... - Rozpłakała się całkowicie.
 - Nevra ja...
 - Nie. To koniec rozumiesz? - przerwała mi gwałtownie ocierając łzy. - Koniec... - powtórzyła szeptem.
Pokiwałem głową z dezaprobatą i zaśmiałem się cynicznie.
 - Jesteście obie siebie warte. - Stwierdziłem sarkastycznie. - I dzięki Rachel za zniszczenie mi życia. - Uśmiechnąłem się w myślach życząc jej śmierci. - Jesteś wspaniałą przyjaciółką! - Puściłem jej oczko, które przesączone było ironią.
I najprościej w świecie wyszedłem z jaskini. Truchtem, z pozoru spokojnie, okrężną drogą udałem się do mojej ostatniej kryjówki. Zgarnąłem stamtąd Marco i cały płonący wsiadłem na niego odlatując gdzieś w przestworza. Miałem już głęboko wywalone na Rachel, Nevrę i całą tą pieprzoną watahę. Chciałem tylko udać się jak najdalej stąd i zacząć żyć normalnie.

Rachel? xd

sobota, 9 grudnia 2017

ZASPAMIĘ

Nie pytałam o pozwolenie, bo Alpha sobie siedziała na fb, a nie odpisywała :/
To upierdliwe, wiesz? ( do Meg )
Ale co tam. To ostatni odcinek 1 sezonu! jej! Cieszem siem! 
Byłabym wdzięczna za przeczytanie. Serio. 
Jeżeli zrobiłam coś źle czy coś  to sorry.



piątek, 8 grudnia 2017

Wyniki Eventu!

Witam!Z przyjemnością chciałabym ogłosić wyniki eventu.
Więc tak:

I miejsce- Flynt
Bardzo mi się spodobało twoje opowiadanie oraz pomysł.
Nagroda: Metalowa rękawica x2, 300 points oraz rysunek który pojawi się za niedługo.

II miejsce- Rachel
Twoje opowiadanie też było ciekawe, ale trochę mniej akcji (było więcej dialogów)
Nagroda: 200 points, Amulet dusz oraz rysunek który właśnie robię

III miejsce- Shadowzone
Twoje opowiadanie było o wiele ciekawsze w porównaniu do mojego
Nagroda:Proszek oślepiający

Czeeeeść!

Oficjalnie otwieram nowy sklep z narzędziami tortur! 
A tak serio to piszę to bo chciałam to po prostu tutaj wstawić XD


niedziela, 3 grudnia 2017

Od Flynta EVENT

Głęboko znudzony, zacząłem swoją włóczęgę po terenach watahy. Po kilku godzinach bezsensownej tułaczki trafiłem na jakąś łąkę. Kręcąc się po niej w te i z powrotem natknąłem się w końcu na jakąś skałę. Uniosłem wzrok, by przyjrzeć się okazałemu znalezisku. Przekręciłem głowę, zastanawiając się jakim cudem nie zauważyłem tego wielkiego głazu wcześniej. Obszedłem kamień, tak jak mogłem się domyślić, nie było w nim absolutnie nic specjalnego. No, może poza tym, że był jakieś trzy razy większy ode mnie. Wzruszyłem ramionami i postanowiłem zostawić skałę w spokoju. Gdy jednak zacząłem się oddalać, odniosłem wrażenie, że ziemia stała się dziwnie miękka. Spojrzałem na swoje łapy i ogarnęło mnie pewne przerażenie, gdy zauważyłem, że są one zatopione w ziemi. Co gorsza, z każdą sekundą byłem coraz to głębiej zatopiony w glebie. Próby wyrwania się nic nie dawały. Zacząłem wołać o pomoc, lecz nikt się nie pojawiał. Czując, że to już mój koniec postanowiłem po prostu zamknąć oczy i pożegnać się ze światem.
***
Otworzyłem oczy i stęknąłem, gdy tylko spróbowałem się poruszyć. Widząc ponure ściany jaskini i czując pulsujący ból w plecach, mogłem stwierdzić, że jednak jeszcze nie umarłem. Poleżałem tak jeszcze chwilę, po czym zebrałem się w sobie, zacisnąłem zęby i wstałem. Babka zawsze powiadała, że wszystko każdy ból najlepiej po prostu rozchodzić. Uśmiechnąłem się lekko i zbliżyłem się do krawędzi półki skalnej, na której się znajdowałem.
- Wow. - Było to jedyne słowo, jakie przyszło mi na myśl po zobaczeniu panoramy rozciągającego się pode mną miasta.

Wiedziony ciekawością zdecydowałem bliżej przyjrzeć się miastu. Zejście na dół nie było trudne, choć pulsujący ból gdzieś w połowie grzbietu w pewnym stopniu mi to utrudniał. Gdy w końcu znalazłem się na dole, mogłem obejrzeć wszystko z bliska. Pomimo iż ta podziemna mieścina przypominała mi nieco ludzkie siedziby, jakie miałem okazję kiedyś zobaczyć, to jej uliczki wypełnione były wilkami. Nie miałem pojęcia, dokąd idę, nie byłem też pewien czy powinienem kogokolwiek pytać o kierunek. Miejsce to co prawda tętniło życiem, ale wszyscy wokół mnie wydawali się dziwnie przygnębieni. Zacząłem rozglądać się po budynkach. Właściwie z tej perspektywy miasto nie było już tak zachwycające, wszystko było takie... szare. Byłem tak pochłonięty rozmyślaniem nad depresyjną atmosferą tego miejsca, że udało mi się ocknąć, dopiero gdy na kogoś wpadłem.
- Przepraszam. - Powiedziałem szybko, pomagając nieznajomemu w pozbieraniu wszystkich rzeczy, jakie upadły na ziemię.
- Ty... nie jesteś stąd. - Stwierdził wilk, przyglądając mi się uważnie, właściwie była to wilczyca.
W odpowiedzi skinąłem przytakująco głową.
- Chodź ze mną. - Powiedziała, a ja bez słowa to właśnie uczyniłem.
Zrobiłem to dość bezwiednie, była ona po prostu pierwszą osobą tutaj, z jaką mogłem zamienić choćby słowo. Miałem jednak nadzieję, że to bezrefleksyjne pójście za waderą nie będzie czymś, czego będę musiał żałować. Gdy tylko znaleźliśmy się wewnątrz jednego z budynków, samica zamknęła drzwi na jakiegoś rodzaju rygiel i zbliżając się, jak na moje standardy, trochę zbyt blisko zapytała:
- Jesteś z góry prawda? Powiedz, jak tam jest?
- Spokojnie. - Powiedziałem, robiąc jeden krok w tył, jednocześnie starając się nieco zgasić jej zapał.
Po kilku godzinach rozmowy okazało się, że wadera mieszka tu od urodzenia, jak większość zresztą. Miejsce to nazywane jest Carenima. Dowiedziałem się również, że w mieście bardzo rzadko pojawiają się obcy, a wszyscy oni pochodzą z góry. Górą to powierzchnia ziemi. Ze względu na długie prośby i błagania postanowiłem w końcu opowiedzieć samicy o miejscu, z którego pochodzę. Wilki, które pojawiły się tu przede mną, podobnie jak ja szukały drogi powrotnej na powierzchnię. Jak jednak stwierdziła wadera, droga na powierzchnię nie istnieje. Kto raz dostał się do tego miejsca, już nigdy go nie opuścił. Mimo to samica zgodziła się zaprowadzić mnie do nielicznych, którzy również wpadli do tego miasta. Ostrzegała mnie jednak, że większość z nich to szaleńcy, pozostała reszta zginęła, szukając wyjścia.
***
- Zaraz, nie rozumiem jednego. Skoro wiesz jak się stąd wydostać, dlaczego sam nie wrócisz na powierzchnię? - Zapytałem nieznajomego.
- Powiedz mi, jeśli nie ja, to kto inny powiedziałby ci o drodze ucieczki? - Zapytał wilk. - Poza tym... jestem już stary. Chcę dożyć końca swoich dni w spokoju, w tym mieście. Na górze nie ma już nic, do czego chciałbym wracać.
Skinąłem głową, choć nie do końca zgadzałem się ze zdaniem starca. Miałem jedynie nadzieję, że nie myli się on co do drogi, jaką można się stąd wydostać. Nim zdecydowałem się opuścić to miejsce, postanowiłem jeszcze raz porozmawiać z wilczycą, która pomogła mi dotrzeć do starego wilka. Zaproponowałem waderze również, aby opuściła to miejsce wraz ze mną. Nie była jednak co do tego tak zupełnie przekonana. To miejsce było jej domem i choć bardzo chciała zobaczyć powierzchnię, to bała się czy uda jej się tam odnaleźć. Nie chciałem naciskać, to w końcu jej życie i jej decyzja. Daleko za miastem znajdowało się jezioro. Starzec twierdził, że to właśnie ono jest drogą dzięki, której mogę się stąd wydostać. Co kilka godzin jezioro "eksploduje" i lecąca w górę woda powinna wynieść mnie na powierzchnie. Gdy wlazłem do wody, z zaskoczeniem stwierdziłem, że jest ona dość ciepła. Mało tego, z każdą upływającą minutą stawała się cieplejsza. Doszło nawet do tego, że zacząłem się zastanawiać czy prędzej się nie ugotuję, niż stąd ucieknę. Woda zaczęła wrzeć, czułem, że nie będę musiał już długo czekać. Spojrzałem w górę. Nad sobą nie widziałem nic poza ziemią.
- No cóż, wszystko albo nic. - Mruknąłem.
Gdy ostatni raz spojrzałem na miasto, zauważyłem, że ktoś biegnie w moją stronę. Była to wilczyca, którą udało mi się wcześniej poznać.
- Zaczekaj! - Zawołała. - Idę z tobą.
Uśmiechnąłem się szeroko, a więc jednak dała się namówić. Gdy znalazła się obok mnie, zapytała:
- Jesteś pewien, że to się uda?
- Nie wiem, ale nie zamierzam zrezygnować z tego powodu.
Woda zaczęła buzować. Zamknąłem oczy, miałem nadzieję, że gdy ponownie je otworze będę już z powrotem w domu. Gdy się ocknąłem, faktycznie byłem na terenach watahy. Mało tego, była to ta sama łąka, wielkiej skały nie było jednak nigdzie w pobliżu. Głaz jakby wyparował. Wadery także nie było nigdzie w pobliżu. Z lekkim rozczarowaniem doszedłem do wniosku, że nie zapytałem jej nawet o imię, miałem jedynie nadzieję, że i ona wyszła z tego wszystkiego bez szwanku.


Koniec :)
P.S.: Nie wiem, czy do tych opowiadań mogły zostać dodane obrazki więc jak nie to niech ktoś po prostu usunie xd

sobota, 2 grudnia 2017

Od Rachel do Soula

Po dwu miesięcznej tułaczce postanowiłam wrócić do watahy. Carter jakoś za bardzo zdziczał, i kiedyś próbował jak był głodny odgryźć mi ogon. Spodziewałam się wszystkiego. Watahy w ruinach, jakiegoś gówna ale... nie tego.
- ŻE CO?! - siedziałam przed Meg z rozwartym pyskiem. To była wiadomość, która mnie trochę jakby zmroziła.
- No tak. - odparła spokojnie. - Jutro rano Soul i Nevra będą oficjalnie "małżeństwem".
- JAK MOGŁAŚ MI O TYM NIE POWIEDZIEĆ.
- Nie wiedziałam gdzie jesteś. - Jakby zawyłam ze zrezygnowania.
- Nie gadaj. - zrezygnowana klapnęłam o ziemię.
- Ja tylko prawdę mówię. - Powlekłam się do jaskini. Było w niej zimno. Jakim cudem? Rano wstałam, wyszykowałam się, dałam Carterowi porządnego steka który tam gdzieś jeszcze w zakonserwowany w wodzie był. No i wybrałam się na ten cały " ślub " bez zaproszenia. Musiałam się naczekać, aż wreszcie będą wchodzić sami do jaskini. Podeszłam do nich. Wszędzie był śnieg. Zimno. Ale jakoś mało mnie to obchodziło. Podeszłam do Nevry, uśmiechnęłam się, i usiadłam na śniegu.
- Co ty tutaj robisz? - spytał Soul bez entuzjazmu. Postanowiłam go zignorować.
- Życzę wam mało zdrowia, chorych szczeniaków - najlepiej martwych - zawalenia jaskini i więcej się nie wykmini - Uśmiechnęłam się szeroko, i po chwili dostałam z liścia od Soula.
- Ej, to bolało. - mruknęłam.
- Znowu chcesz zawalać mi życie? - zapytał wkurzony.
- Czy ja ci je wcześniej zawaliłam?
- Skarbie, chodźmy już... - Nevra zaczęła być mało spokojna.
- Nigdzie nie idziecie. - powiedziałam, po czym zwróciłam się do Soula. - Jesteś idiotą.
- Trudno. Przynajmniej nie jestem chory psychicznie. - zaczęłam się śmiać. Jakie to było szczere wyznanie.
- Jesteś ślepy jak większość osób. Nadal masz te " różowe okulary" jak taki niedouczony gimnazjalista. Nadal ci nie opadły. I raczej nie opadną. Neverko kochana - zwróciłam się do wadery - Cieszysz się, prawda? Cieszysz się duchowo, ale tego nie pokazujesz. Nie wiem jak cię sprowokować to tego, byś pokazała kim naprawdę jesteś, ale nie będę tutaj się nad tym wywodzić.

< Soul? Dalej się wena zatrzymała >

piątek, 1 grudnia 2017

Przedłużam event

Z powodu, że opowiadanie napisały tylko 3 osoby, przedłużam event.Można jeszcze pisać do 10 grudnia.To ostateczny termin, 11 grudnia będą wyniki.A dlaczego przedłużam? Bo  3 osoby to i również 3 miejsca na podium, w tym ja xD

~Megami

czwartek, 30 listopada 2017

Od Katrin cd Shadowzone

Nie wiedziałam co się z nią stało.Wiedziałam, że raczej sama gdzieś wędruje i unika innych wilków, ale nie spodziewałam się takiej reakcji.Odskoczyłam w tył, ale ona i tak mnie dopadła.Zamknęłam oczy z przerażenia, a gdy je otworzyłam leżałam na ziemi a nad mną Shadow. Wytworzyłam wodę, która ją odepchnęła lecz nie na długo.Jestem za słaba na takiego wilka jak ona.Zobaczyłam, że Artemist gdzieś pobiegł.No nie pomoże mi...
Skuliłam się gdy Shadowzone znów stanęła nad mną.Chwyciła mnie za kark i wyrzuciła 5 metrów dalej.Wszystko mnie bolało.Gdy po raz kolejny czarna wadera podbiegła do mnie.Zamknęłam oczy i na "ślepo" skoczyłam w przód.Gdy tylko poczułam że w moim pysku coś się znajduje, zacisnęłam szczęki.Poczułam krew...Ścisnęłam zęby jeszcze mocniej, i puściłam.Gdy otworzyłam oczy nie mogłam uwierzyć co zrobiłam.W tym samym momencie pojawiła się Megami z Artemistem.To po nią on pobiegł...Otworzyłam szerzej oczy i zaczęłam szybciej oddychać, gdy zobaczyłam co zrobiłam.-Ja ją...za..zabiłam?-powiedziałam mrużąc oczy.Shadwzone leżała jak rozjechana.Mała szeroko otwarte oczy oraz pysk z którego wciąż wyciekała piana oraz krew.A niżej...Prawie dziurę w gardle...To był okropny widok.Megami podbiegła do mnie.Wpatrywała się przez chwilę w martwą wilczycę.
-Tak lubiłam z nią przebywać...-Megami zamknęła oczy i odwróciła się.-Chodź.Jej już nie nikt nie pomoże.
Żałowałam tego, co zrobiłam.Była jeszcze młoda...Ruszyłam za Megami.
-Meg...Proszę.Nie mów nikomu...-powiedziałam z łzą w oku.
Megami wzięła głęboki oddech.-Dobrze.Nie powiem.Ale co zrobimy, gdy zaczną się o nią dopytywać?Powiemy, że sama się zabiła?No raczej nie.
Dalej zapadła cisza.Artemist się nie wtrącał, chodź był świadkiem całej rozmowy.W sumie i dobrze...Wróciliśmy do jaskini...Megami i Artemist poszli na polowanie, więc zostałam sama...Przetwarzałam w myślach, to co zrobiłam.Nie zapomnę tego do końca życia...
Poczułam obecność wilka.To pewnie Megami, lub Ender, bo miało to znajomy zapach.Ale nie.Wilk był czarny z fioletowymi paskami.Nie wierzyłam.Myślałam, że mam zwidy.Albo to duch.
-Shadow?!-położyłam uszy i przybliżyłam się do ściany.

<Shdowzone???>

niedziela, 26 listopada 2017

Od Megami do Endera

(Nawiążę do opowiadania z eventu, bo tak)

Wracałam z tej dziwnej podróży.W myślach miałam jedno. ,,Już nigdy tu nie wrócę".Dochodziłam do gór, za którymi zaczyna się WDP.Zobaczyłam 2 wilki.Jeden z nich to na pewno Error...A Drugi...Ender?Zdziwił mnie widok Endera przy granicach watahy.Jest dopiero ósma rano.Szybko pobiegłam do nich.Dalej myślałam o tym, co się stało chwilę temu.-Error!Ender!-wykrzyknęłam zatrzymując się przed nimi.-Już nigdy tam nie wrócę.-powiedziałam zamykając oczy na chwilę.
-Gdzie?!-wykrzyknęli w tym samym momencie.
-Myliłam się.Myślałam, że tam nie ma wilków.-otworzyłam oczy.
-Zrobili ci coś?-zapytała Error.
-Nie...-pokręciłam głową.Wzrok Endera wyraźnie mówił, że chce się dowiedzieć czegoś więcej.No i opowiedziałam im całą historię.
-Czyli...Prawdopodobnie niedługo powstanie tam wataha?-zapytał Ender przetwarzając to, co przed chwilą powiedziałam.
-Prawdopodobnie tak.
-Czy oni nam zagrażają?-zapytał Error.
-Nie jestem pewna, ale raczej nie.
-To dobrze.-Wtrącił Ender.-Zawsze można zrobić sojusz.

<Ender?Wiem, że trochę dziwne to op, ale moja wena umarła;_;>

piątek, 24 listopada 2017

Od Shadowzone (event)

Poszłam na granice watahy na patrol. No nudzi mi się, to co innego robić? Mimo, że nie mamy raczej wrogów, to na patrol mogę wyjść. Może nawet sobie coś upoluję? Ale lepiej nie próbuję, bo jeszcze przemknie mi jakieś niebezpieczeństwo i będzie na mnie. Nic nie szkodzi, źe skręca mi żołądek z głodu, przeżywałam już gorsze rzeczy.
Moje uszy stanęły na sztorc, gdy wykryły szelest. Rozejrzałam się i zaczęłam węszyć...
Wilki.
Nie od nas. A jednak ktoś chce podpisać umowę na rzeź.
Sszzzelest...
Zaczęłam się powoli skradać do źródła dźwięku. Łapa za łapą. Nagle w oddali spostrzegłam w oddalitruchtającą grupę z jakichś pięciu wilków. O nie... Chyba przyszli po natychmiastową śmierć. Podkradłam się trochę bliżej i wskoczyłam do najbliższego cienia. Hmm... Są chyba ode mnie młodsi. Postraszę sobie gówniażerię.
Poszeleściłam trochę przypadkowym liściem.
-Co to było? - spytał jeden z wilków.- Idę zerknąć...
Basior podszedł do mojej kryjówki, lecz nie zauważył mnie w cieniu. Na trzy... Czte... Ry!
- GHHRAWHHLLL!!!!! - wyskoczyłam z głośnym warknęciem.
Wilki zaskomlały i rzuciły się do ucieczki. Ruszyłam za nimi. Nie uciekną, bo widzę ich w ciemnośći. Ale mam fun z ścigania popiskujących bachorów. Nagle grupa rozbiegli się w różne strony. Skręciłam za jednym ostro w prawo i sprytnie odbiłam się od drzewa.
-Nie możesz uciekać! - krzyknęłam.
Wilk wyglądał na zmęczonego ucieczką i w końcu... Bam! Wywrócił mi się prosto pod łapy.
- Czemu się szlajasz po nieswoich terenach!? - spytałam.
-Nieswoich? Czemu ty jesteś na naszych terenach?! - spytał. Chyba se ze mnie jaja robi.
- Nie rób mnie w bambuko -prychnęłam. -Mnie nie oszukasz!
- Wyjdź stąd, bo cię zabiję!
„Nie wiem, jak długo się na to będzie nabierać” myślał.
-Co? - spytałam ironicznie. -Gówniaczek mi wytyka, że tereny WDP to jego tereny? Żałosne!
- Żaden gowniaczek, staruszko! - wypluł mi prosto w pysk. Hmm... Takie klocka.
- Jeśli to twoje ziemię, to powinieneś ich bronić własnym sobą. - burknęłam i natychmiast stanęłam dęba, by uniknąć bialutkich kłów. Szybko złapałam dzieciaka za kark i odrzuciłam. Aby zrobić trochę straszniejszą atmosferę, to wprowadziłam księżyc na niebo.
- Chodź Saruki!- usłyszałam z daleka. - Wiejemy! Z czarną magią nie wygrasz!
I w taki oto sposób pozbyłam się intruzów.

Po wydarzeniach dzisiejszego dnia poszłam zaraz do swojej zimnej i ciemnej jaskini, by odpocząć od innych.

<Da end! >

wtorek, 21 listopada 2017

Od Shadowzone do Katrin

Z dnia na dzień mój stan się pogarszał. Ciągle nadmiernie pieniąca się ślina, tracenie świadomości, do każdego mówiłam wrednym głosem... Wiedziałam, że za jakiś czas nastąpi mój kres, źe ktoś będzie mnie musiał zabić, by plaga nie rozprzestrzeniła się. Moje zmysły się dziwnie wyczuliły. Nieopanowana podświadomość kazała mi pójść na wschód. Moje łapy były splątane przez tego okropnego wirusa. To on cały czas nade mną panował. Jeśli się wysiliłam, to mogłam mówić. Ale jeśli bym nie powstrzymała choróbska, to bym mogła jedynie wycharczeć niewyraźne zdanie opluwając wszystko pianą.
Stawiałam powoli łapę za łapą, co jakiś czas obijając się od drzewa. Nagle usłyszałam wilki i otarłam łapą ślinę z pyska. Niech nie wie nikt, siostrę alfy i Artemista.
- Hej... Shadow. Zgadza się? - wadera uśmiechnęła się. Rzadko ją widuję, więc może mnie jeszcze nie rozpoznawać. Gdy podeszła krok bliżej, poczułam się gorzej i natychmiast odskoczyłam.
- Nie podchodź! - wydusiłam zdławionym głosem.
- Czemu? - spytała. - Coś ci się stało?
Odwróciłam pysk do tyłu.
- Halo Shadowzo...
- Odejdź! - warknęłam i wyplułam pianę na ziemię. - Odejdź, bo cię zabiję!
- Jak to zabijesz?! - dziwiła się Katrin.
Wtedy straciłam całkowite panowanie. Moje źrenice zwężyły się, a mój pysk wypełnił się spienioną śliną pomieszan z krwią. Byłam gotowa do ataku...
<Katrin? Możesz ją dednąć bo i tak ożyje.>

Od Flynta do...

Wiatr z godziny na godzinę stawał się coraz silniejszy. Jakby tego było mało, przyprowadził on ze sobą zastępy ciemnych chmur. Patrząc na niebo, można było bez problemu stwierdzić, że szykuje się potężna ulewa. Choć byłem wilkiem wody i nie miałem nic przeciwko deszczom, to z całą stanowczością mogłem stwierdzić, że podczas tej burzy wolałbym nie pozostawać na zewnątrz. Rozejrzałem się za jakimś potencjalnym schronieniem. W zasięgu wzroku nie znalazłem jednak nic, co pozwoliłoby mi tę ulewę bezpiecznie przeczekać. Postanowiłem więc zagłębić się nieco w las. Po kilku minutach marszu poczułem, jak spada na mnie kilka kropel deszczu, przyśpieszyłem nieco kroku. Dźwięk grzmotu dochodzący gdzieś z oddali sygnalizował mi, że burza jest już naprawdę niedaleko. Musiałem szybko coś znaleźć, póki jeszcze nie rozpadało się na dobre. Po kilkunastu minutach udało mi się dostrzec przysłowiowe światełko w tunelu. Gdzieś na prawo ode mnie zauważyłem jaskinię. Niewiele myśląc, rzuciłem się w tamtym kierunku. Odetchnąłem z ulgą, gdy w końcu znalazłem się w środku. Mimo wszystko zdążyłem trochę zmoknąć. Szybko przesunąłem wzrokiem po jaskini, nie zauważyłem nikogo w środku. Nie byłem jednak pewien czy na pewno jest ona niczyja, wyczuwałem zapach innego wilka. Miałem jednak nadzieję, że nie będę miał z tego tytułu kłopotów. Spojrzałem na niebo, starając się przy tym nie wychodzić za bardzo poza jaskinię. Widząc kłębowisko ciemnych chmur, doszedłem do wniosku, że ta ulewa morze trochę potrwać, kto wie, czy nie będzie to nawet kilka godzin. Cofnąłem się kilka kroków od wyjścia, tak aby spadający do wnętrza jaskini deszcz nie był w stanie mnie dosięgnąć. Poszukałem sobie jakiegoś suchego miejsca i siadając tam, zacząłem wpatrywać się w lejącą się z nieba wodę. Właściwie wszystko było w porządku do czasu, gdy nie usłyszałem za plecami czyjegoś powarkiwania. Zamarłem na chwilę, czyli jednak jaskinia do kogoś należała.
- Ktoś ty? - Zapytał ktoś za moimi plecami.
- Spokojnie. - Powiedziałem, po czym wstałem i zacząłem się powoli obracać. - Chciałem się jedynie schronić przed deszczem.

<Ktoś?>

Od Endera do Megami

Wróciłem do jaskini. W środku było niespodziewanie głośno. Ametyst ostatnio rzadko bywała w jaskini, do tego tym razem nie była sama.
- Ender! - Zawołał Artemis, gdy tylko mnie zauważył. - Mogę tu dziś nocować?
Przekręciłem nieznacznie głowę. Nie byłem pewien czy powinienem się zgadzać. Jaskini była duża, więc miejsce nie było problemem. Odzwyczaiłem się jednak trochę od goszczenia u siebie innych.
- Proszę, tylko jedna noc.
- Ech... w porządku. - Powiedziałem, przewracając oczami.
- Naprawdę? Dzięki! - Wilk wyszczerzył zęby w uśmiechu i poszedł sobie szukać miejsca do spania.
Spojrzałem na Ametyst i zapytałem:
- Coś się stało?
- Cóż, najwyraźniej Artemis nie dorósł jeszcze do mieszkania z waderami. - Odparła wesoło wilczyca.
- Zdajesz sobie sprawę z tego, że również się do nich zaliczasz?
Nastała chwila milczenia. Ametyst z zacięciem wpatrywała się w ścianę, po czym spojrzała na mnie przerażona.
- Czy mnie też Artemis zacznie unikać?
- Nie martw się, Tobie to raczej nie grozi. - Powiedziałem z lekkim uśmiechem.
Wilczyca odetchnęła z ulgą. Na jej pysk szybko powrócił uśmiech.
- No tak, w końcu kto zrezygnowałby z mojego wspaniałego towarzystwa.
Prychnąłem, powstrzymując śmiech. I choć wadera spojrzała na mnie niemal zabójczo, szybko udało mi się ją przekonać, że nie mam nic złego na myśli. Takie uroki dorastania. Poszedłem spać, nie myśląc już dalej o wszystkich otaczających mnie problemach. Sen nie przyszedł jednak zbyt szybko. Wspomnienia dzisiejszego dnia co rusz do mnie wracały.
- Zapomnijmy... - westchnąłem, nakrywając oczy łapą. - Gdyby to było takie proste.
*****
Mimo iż nie przyszło mi to z łatwością, następnego ranka postanowiłem zachowywać się tak, jakby faktycznie nic się nie stało. Artemis zniknął z mojej jaskini, nim jeszcze zdążyłem wstać, Ametyst zresztą też. Po polowaniu postanowiłem część swojego łupu zanieść Megami. Uznałem, że nie będzie to chyba zbyt dziwne, w końcu już zdarzyło mi się to robić. Gdy jednak dotarłem do jaskini, w której mieszkała wadera, zastałem tam jedynie jej młodszą siostrę.
- Hej. - Przywitałem się z wilczycą i szybko rozejrzałem się po jaskini. - Nie ma Meg?
- Nie. - Ziewnęła wilczyca. - Wyszła gdzieś wcześnie rano.
- Oh... w porządku. - Spojrzałem na martwe zające leżące przy moich łapach. - W takim razie możesz to zjeść, jeśli masz ochotę.
Nie czekając już na odpowiedź Katrin, wyszedłem z jaskini. Nie miałem pojęcia, dokąd mogła pójść Megami, ani co było na tyle ważne, by musiała się tam udać tak wcześnie rano. Nie wiedząc za bardzo, co innego mógłbym zrobić, postanowiłem sprawdzić co u naszego górskiego strażnika, Errora.

<Megami?>

poniedziałek, 20 listopada 2017

Od Megami na event

Postanowiłam trochę odpocząć od codziennych obowiązków, więc poszłam pospacerować.Celowo wyszłam po za watahę.Rzadko plątały się tam wilki oraz były tam różne zaciszne miejsca.Wiem, bo już nie raz tamtędy chodziłam, aby na przykład poukładać myśli...
Wzięłam w płuca zimne powietrze i poszłam dalej.Nieoczekiwanie na niebie pojawiły się dosłownie czarne chmury.Zrobiło się szaro.Nie widziałam nic przez mgłę.Jedyne co dostrzegłam to niebieski, rażący w oczy blask.Nie byłam pewna, czy bezpieczne by było podejść do tego czegoś.Zatrzęsłam głową, by pozbyć się strachu i nie pewnie podeszłam do tego.Łapą odgarnęłam trawę, która zasłaniała kamień.To właśnie z niego wydobywał się ten rażący blask.Oślepił mnie on na tyle, że przez chwilę nic nie widziałam.Gdy udało mi się coś dostrzec, moje oczy zrobiły się ciężkie.Nie mogłam się powstrzymać przed zamknięciem ich choćby na chwilę.I w końcu padłam...
Gdy otworzyłam oczy, nie byłam wśród drzew obok niebieskiego kamienia, ale w równie niebieskiej jaskini.Zauważyłam w niej tunele.Gdy wstałam z ziemi, zobaczyłam blask wydobywający się z mojej klatki piersiowej.Dopiero po chwili dostrzegłam, że to ten dziwny kamyk.Nie, nie był wszyty we mnie ani przyklejony, tylko był na sznurku.Czy ja lunatykowałam?Nie wiem.Kamień zaczął się wyrywać w stronę jednego z tuneli.Jego siła była na tyle duża, że nie mogłam stawić mu oporu.
-Ratunku!To coś żyje!-krzyknęłam.Wiem, że to dziwnie zabrzmiało.Przez chwilę nie mogłam wydobyć z siebie nawet najcichszego piśnięcia.To chyba był znak, abym się zamknęła.
I tak zostałam wciągnięta do tunelu.Chciałam zdjąć to przeklęte coś, ale gdy tylko to zrobiłam, to wracało.Więc nie miało to sensu.I co dalej...Szłam tunelem.Miałam wrażenie, że on nie ma końca.Często błądziłam, w różnych ślepych uliczkach.Chciało mi się płakać.Myślałam, że zostanę tam na zawsze.Powoli zaczynałam się poddawać.Podniosłam kamień, do mojego nosa.Zawarczałam, po czym trzasnęłam nim o ziemię.Kamień się rozbił.To przez niego tu trafiłam! ...
Usłyszałam warczenie.Nie było ono moje.Otworzyłam szerzej oczy.Z jednej uliczki wyłonił się ciemno niebieski wilk (ciemny niebieski-nie granatowy).Ze zdziwieniem popatrzył na mnie, a potem na rozbity kamień.Odpowiedziałam niewinnym i przerażonym spojrzeniem.Basior patrzył na rozbity kamień, z żalem.Jakby było to jego całe życie.Na mojej obroży wisiał kawałek sznurka, na którym był on powieszony.
-Wrrr...-niebieski basior domyślił się, że to ja robiłam tą bezcenną rzecz.-To ty go rozbiłaś!Wilk zaczął kroczyć w moją stronę.Przylepiłam się do ściany.Z oczu poleciały mi łzy.
-Tak!Zbij mnie!Zabij...Wolę zostać zabita niż zostać tu na wieki.-łapą otarłam oczy.Basior gwałtownie stanął i wyprostował się.-Co ty tu w ogóle robisz?!To moja jaskinia!Skąd jesteś!?
Odeszłam o krok od ściany.-Jestem Alfą w Watasze Diamentowych piór.Znalazłam ten twój kamień, i on mnie tu ściągnął!Teraz tu zostanę...-przy ostatnich słowach skierowałam głowę w dół.Wilk popatrzył na rozbity kamień leżący dwa metry dalej.-...Przeteleportuję cię  do twojej watahy, ale musisz mi obiecać, że już nigdy tu nie przyjdziesz!-powiedział.
No innego wyjścia nie miałam.Zgodziłam się.Moje oczy znów zrobiły się ciężkie.Tym razem nie przeszkadzałam im.Obudziłam się...w swojej jaskini?Skąd on wiedział gdzie mieszkam?Postanowiłam sobie zostawić na jutro myślenie o tym.Dzisiaj już miałam za dużo wrażeń.

sobota, 18 listopada 2017

Od Megami do Endera

Czułam jak napływa do mnie radość.Z oka popłynęła mi łza.
-Coś się stało?-zapytał Ender.
-Nie...To łza radości.-odpowiedziałam ocierając oko łapą.Miałam ochotę wybuchnąć radością, lecz tego nie zrobiłam.Skakałabym w tedy wokół Endera jak na trampolinie.Udało mi się powstrzymać od tego.Czułam się jakoś dziwnie.Nie wiedziałam jak bardziej okazać swoją radość, ale żaby nie wyglądało to dziwnie.Gwałtownie objęłam wilka łapami.Ender raczej się tego nie spodziewał.Widziałam jak szerzej otwiera oczy i patrzy na mnie.Siedziałam jeszcze chwile tak się "kleiłam" do niego, a potem puściłam.Zarumieniłam się i trochę zawstydziłam.Po co ja to zrobiłam!?
-Prze..przepraszam...-powiedziałam odsuwając się.
-Nic się nie stało...-Ender otrzepał się.Dobrze, że Rachel tego nie widziała.To znaczy...chyba.
-Zapominamy o tym co tu zaszło?-zapytałam już trochę poważniej.
-Dobrze...Może wrócimy do naszych jaskiń?
Faktycznie robiło się trochę zimnawo.Gdy rozeszliśmy się, i weszłam do jaskini, zastałam śpiącą Katrin.Nie było tam Artemista. Niezbyt się tym przejęłam.Położyłam się.Wciąż myślałam o moim nie spodziewanym odruchu.Pewnie teraz do końca życia będę tego żałowała.

<Ender?xD nie miałam lepszego pomysłu>

Od Endera do Megami

Wspomnienia wróciły. Zarówno te dobre, jak i te złe. Poczułem się źle, w końcu to ja chciałem, aby Meg powiedziała mi, o co chodzi, choć sama wyraźnie nie miała na to ochoty. Westchnąłem ciężko i spoglądając na waderę, zapytałem:
- Na co tak właściwie chciałabyś zapolować?
- Może jakaś sarna. - Odparła wilczyca, odwracając wzrok.
Tereny, jakie przyszło nam zostawić za sobą, były naprawdę wspaniałe. Oczywiste było, że żałowałem, że musimy je opuścić. Mimo iż smutkiem napawała mnie myśl o zmianie miejsca swojego zamieszkania. Patrząc na to teraz, myślę, że tak po prostu miało się stać. Kątem oka spojrzałem na Megami, do głowy przyszły mi pewne bardzo mądre słowa, jakie kiedyś słyszałem. Kątem oka spojrzałem na wilczycę i uśmiechnąłem się lekko. Właściwie nie jest dla mnie już tak ważne, gdzie jestem, póki mogę po prostu nad kimś czuwać. Gdy dotarliśmy do łąki, okazało się, że pasie się na niej pojedyncza łania, prawdopodobnie przez przypadek odłączyła się od stada. I choć była to sytuacja nieco zaskakująca, dawała nam sporą przewagę. Do wspólnego polowania słowa stały się niemal zbędne. Krótka wymiana spojrzeń wystarczyła, byśmy oboje wiedzieli co robić. Gdy usadowiłem się na skraju polany, tuż na drodze, jaką miała przebiegać łania, Megami wyszła z ukrycia i zaczęła pogoń za zwierzyną. Spłoszone zwierzę pobiegło prosto w moją stronę. Gdy nasza ofiara była już dostatecznie blisko wyskoczyłem z ukrycia i dobrałem się do jej karku. Oszołomionemu zwierzęciu udało się jednak wyrwać a przy okazji także trochę mnie poturbować. Łania była już jednak osłabiona i waderze bez problemu udało się ją dogonić i wskoczyć na jej grzbiet, dokonując tym samym jej żywota. Gdy nasza ofiara leżała już martwa Meg podeszła do mnie i zapytała:
- Wszystko w porządku?
Spojrzałem na siebie. Kilka ledwo widocznych otarć, żadnej głębszej rany czy złamania.
- W jak najlepszym. - Stwierdziłem w lekkim uśmiechem. - Chodźmy jeść.
Gdzieś pomiędzy kęsami zauważyłem, że wilczyca ponownie się zamyśliła. Dodatkowo sądząc po jej wyrazie, wcale nie były to najszczęśliwsze myśli.
- Chcesz jeszcze pogadać? - Zapytałem.
Megami odwróciła wzrok. Westchnąłem cicho i sam zacząłem mówić.
- Wiesz, w życiu żałuję całkiem sporej ilości rzeczy, ale... - Tu położyłem swoją łapę na łapie wilczycy. - na pewne nie żałuję, że poszedłem za Tobą.
Miałem nadzieję, że te słowa choć trochę poprawią waderze nastrój.

<Megami?>

piątek, 17 listopada 2017

Od Rachel na....... EVENT!

Było już ciemno. Za niedługo zima, mi jest zimno, a nie mogę zdradzać swojej obecności. Co w takiej sytuacji zrobić? Wziąć fajny, ciepły, nie za długi koc, szalik, opaskę na głowę, i iść przed siebie. Że też teraz musieli mnie wysłać po tą wiadomość. Jestem leniem i śpiochem, a mam iść po jakiś cholerny list. A tak właściwie, to czemu mnie Meg po niego osobiście nie posłała, tylko za pomocą ducha? Ej, chwila. Właśnie. Tutaj zatrzymałam się gwałtownie. Czy to nie jest dziwne? Mam iść po jakiś głupi list, w środku nocy, do tego na inne tereny. Zmarszczyłam nos, i postanowiłam iść dalej. Czyli zasadzka. Ktoś coś chce? Przyśpieszyłam kroku. Teraz potrzebny by był Amen. Albo chociaż ten mój upierdliwy duch-patron który mnie wkopał w sprawę o Tanatosie. O! jaka ŁADNA ODCIĘTA KOŃCZYNA. Zatrzymałam się przed jakąś odciętą łapą. Albo odgryzioną. Kość była bardziej złamana, a futro rozszarpane więc... dobra, mniejsza z tym. Zaczęłam się rozglądać. Był strumień? Był. Była skała? Była. Tutaj powinien być posłaniec z listem! Gdzie on jest! I tutaj usłyszałam szelest, błyskawicznie się odwróciłam. Pod mój nos został wrzucony list z dziwną pieczęcią. Powąchałam go ostrożnie, po czym wzięłam i otwarłam. Od razu " wypłynął" z niego zielony gaz. Odrzuciłam kopertę, odleciałam szybko do góry i nieco w bok, po czym usiadłam na skale. Co tutaj się do cholery dzieje? No tak, przecież to pułapka. Zaczęłam się rozglądać, gdy usłyszałam klaskanie, po czym zza tej zlepie obumarłych żyjątek morskich, które teraz zmieniły się w wapień, na których siedziałam wyłonił się wilk. Był czarny, jedna łapa zielona w czarne pasy, druga niebieska w kropki, trzecia jakaś taka żółta, ogon bardziej lwi niż wilczy.
- DZIWOLĄG! - zawołałam z szerokim uśmiechem na twarzy. Wilk zmarszczył nos. Był to basior.
- Mówi to wadera z kocem na sobie, szalikiem, oraz puchatą opaską.
- No czapki nie ubiorę, bo za ciepło jeszcze na nią, a nauszniki ostatnimi czasy są w złym stanie.
- Skąd jesteś?
- Wataha Diamentowych Piór oczywiście.
- Czemu nie zaniosłaś tego Alphie?
- A czemu ty chciałeś mnie zabić?
- Nie ja, tylko mój przywódca.
- Aha.
- A teraz bądź tak łaskawa, i chodź ze mną.
- Gdzie.
- Do mojego przywódcy.
- On mnie zabije.
- No, ba.
- To po co mam tam iść.
- By mógł Cię zabić.
- Ale ja nie chcę na razie umierać.
- Trudno. Nie obchodzi mnie to.
- A mnie nie obchodzi, że ciebie to nie obchodzi.
- Możemy przerwać tą rozmowę?
- Nie! - tutaj odwróciłam się, i poszłam. Znaczy poszłabym, ale zapomniałam w którą stronę, bo mam w nocy słabą orientację w terenie. Zawróciłam.
- Albo dobra, idę się zabić.
- Miło mi, że się zgadzasz. - i w taki oto sposób wylądowałam przed żelaznym tronem jej królewskiej mości: Adama, Zygmunta, Mieczysława VI ( XDDD ) On był w jeszcze dziwniejszym ubarwieniu. Mieszanina kresek, kropek, plam i kleksów w jednym, do tego wszystkie kolory tęczy. Byłam ciekawa, czy też rzyga tęczą, ale nie wnikałam.
- Proszę pana? - spytałam siadając przed tronem.
- Ktoś ty? - usłyszałam donośny głos. Wać pan nawet nie raczył zniżyć głowy.
- Jakbyś popatrzył, to byś wiedział. - mruknęłam z kwaśną miną. To mnie wkurza. To trochę jak scena w anime. Nauczyciel ma zamknięte oczy, odczytuje nazwiska uczniów ( ma jakiś dziwny odbiornik w głowie, który przetwarza informacje z kartki czy jak? ) i nagle pyta: ,, A gdzie jest ktoś tam? " A ja tak patrze, i się zastanawiam, czemu po prostu nie otworzy oczu.
- To posłanka - odparł wilk, który mnie przyprowadził.
- Nie jestem łóżkiem. - mruknęłam. Wilki w sali najwyraźniej postanowiły mnie ignorować. - Królu! Czego ode mnie chcesz!
- Pokoju.
- A co ja, hotelarz jestem? - chciałam tą rozmowę przedłużyć jak najdłużej. Szybko do śmierci mi nie było.
- Żeby osiągnąć pokój, musimy zabić jednego z watahy, z której pochodzisz.
- 1. Za pokój się po prostu płaci banknotami
2. Ja pochodzę z północnego wschodu. Więc sorry, ale nie jestem z WDP.
- Ale tam teraz należysz?
- No tak.
- A więc się zaliczasz.
- No dobra, niech ci będzie.

***

Okazało się, że nie mieli wojny z watahą, ale jakimiś demonami. A że szanse na zwycięstwo były... zerowe, no to umówili się, żeby zabić dla nich dziewicę z żywiołem ognia. ( sęk w tym, że ja nie wiem czy jestem, czy nie, bo podczas wędrówki przebywałam w kilku dziwnych miejscach.... ale mniejsza z tym ) A więc jak już mnie mieli składać.... w sensie zabijać, to spaliłam sznury, do ognia wrzuciłam pierwszego lepszego kata, rozprostowałam skrzydła, i wyleciałam przez drzwi. Znaczy okno, przy okazji roztrzaskując szybę, bo drzwi to były wielkie drewniane wrota. Sorry. I w taki oto sposób, wróciłam do watahy, wlazłam do jaskini, weszłam na pościel jedną, przykryłam się drugą, i zasnęłam. A śniły mi się kolorowe kropkowane wilki tańczące ,, Gangnam style " i demony w kształcie tytanów z SnK, które te wilki jeden po drugim pożerały.



KONIEC! Miało być jedno opowiadanie, więc jest. A że pisałam późno, i nie chciało mi się rozwijać, to koniec napisałam w skrócie. 

Event!

Witam! Chciałabym ogłosić event.
Będzie on polegał na;
1.Napisaniu opowiadania które będzie miało minimum 200 słów.
2.Opowiadanie ma być na jeden z wybranych tematów (tematy niżej)
Tematy:
-Idziesz w nocy/ciemny wieczór przez las.Wpadasz na wilka.Nie widzisz go dokładnie.Dochodzi do walki.Po jakimś czasie lepiej widzisz osobnika.Co dalej?Może znasz ją/go?

-Chodzisz po łące.Dochodzisz do wielkiej skały.Ziemia zapada ci się pod nogami.Spadasz do dziwnego miejsca.Jak się czujesz?Kogo spotykasz?

-Wychodzisz za granice watahy.Jest dzień/noc.Gubisz się.Spotykasz wilka o dziwnym umaszczeniu.Wilk prowadzi cię do swojego przywódcy.Co się dzieje dalej?Jaki jest przywódca/Alfa?

-Znajdujesz niezwykły kamień.Jego niebieski blask cię chwilowo oślepia.Zasypiasz.Budzisz się w jakiejś jaskini.Zauważasz, że jaskinia ma tunele.Wchodzisz do jednego.Jest bardzo długi i pełen ślepych uliczek?Może jest krótki i od razu znajdujesz wyjście?

-Spotykasz pięcio-osobową grupkę wilków.Są na terenie naszej watahy.Gdy cię widzą, zaczynają uciekać.Biegniesz za nimi.Po chwili rozbiegają się na różne strony.Biegniesz za jednym.W końcu dopadasz ją/go.Co robisz z nim?Puszczasz wolno?Karzesz jej/mu przyprowadzić tu resztę uciekinierów?Może jeszcze coś innego?

Opowiadania zbieram do 1 grudnia 2017.Więc macie trochę czasu.

Nagrody:

I miejsce- 300 points, Metalowa rękawica x2 i jeśli chcesz to rysunek od mnie (całe ciało)
II miejsce- 200 points, Amulet dusz, również rysunek lecz tylko głowa
III miejsce- proszek oślepiejący

Liczy się pomysł!

~Megami

Od Soula do Rachel

 - Ona taka nie jest... - powiedziałem.
 - Mówiłam, że mi nie uwierzysz! - krzyknęła po chwili oburzona.
 - Dobra, powiedzmy, że ci wierzę. - bąknąłem od niechcenia.
 - Mhm, jasne...
Przez chwilę milczeliśmy. Nie wiedziałem co powiedzieć. Z jednej strony nie chciałem wierzyć Rachel, a z drugiej miałem nadzieję, że Nevra wcale taka nie jest. Jednak coraz bardziej w to wątpiłem.
W sumie to już nie miałem ochoty na żadne kłótnie z Rachel, a raczej nie miałem na nie siły. Tak więc spokojnie wstałem i nie patrząc na lekkie rany odwróciłem się i poszedłem w stronę watahy.
W między czasie rozgrzałem swoje ciało, tak że znowu się zapaliło czym wyleczyłem swoje rany zadane przez Rachel. Gdyby nie to, że mam swoje zasady, to już dawno by oberwała ode mnie.
Zaśmiałem się cynicznie pod nosem.
 - Irytujesz mnie Rachel. - Powiedziałem do siebie szeptem.
Ona natomiast nie mogła mnie usłyszeć, gdyż znajdowałem się kilka dobrych metrów od niej.
Kroczyłem powoli i dumnie. Nie spieszyłem się nigdzie. Wypełniała mnie tylko złość, którą starałem się kontrolować. W dzieciństwie miałem już podobne ataki, po jednym z nich spaliłem całą wioskę i dwa okoliczne lasy... Oprócz tego ponieśliśmy straty w wilkach, a później wszyscy mięli o to wąty.
Tak więc musiałem nad sobą panować i mieć wszystko pod kontrolą.
Wystarczyło mi  już, że ja cały płonąłem i zostawiałem za sobą ślady popiołu, gdyż paliłem wszystko to na czym stąpnąłem.
Nie chciałem się pokazywać w takim stanie Nevrze, więc zwolniłem kroku jeszcze bardziej i poszedłem okrężną drogą, by w miarę się ogarnąć.
~~~
Wróciłem po kilku godzinach. Gdy tylko przekroczyłem tereny watahy na szyję rzuciła mi się Nevra z piskiem. 
 - Oh, Soul! Martwiłam się! - krzyczała. - Gdzie ty byłeś?
 - Na spacerze. - uśmiechnąłem się, starałem się za wszelką cenę ukryć to co się ze mną działo i w jakim stanie byłem.
  - Cieszę, się że wróciłeś... Co ja bym bez ciebie zrobiła? - zaszlochała a ja obojętnie objąłem ją ramieniem. 
Po jakimś czasie udaliśmy się do jej jaskini i tam spędziłem noc. Od razu położyłem się spać, bo byłem wykończony dzisiejszymi wydarzeniami i Rachel...

Rachel?

piątek, 10 listopada 2017

Od Megami do Endera

Sama nie wiedziałam gdzie idziemy.Ale wiedziałam, że nie daleko jest wspaniała łąka do polowań.
-Może coś zjemy?-zaproponowałam.
-Ja nie.-odpowiedziała Katrin.Od razu skierowałam wzrok na Endera.-Ja chętnie coś zjem-powiedział uśmiechając się.
-To ja wracam do jaskini.-Katrin pobiegła w stronę jaskiń. (...)
Gdy doszliśmy na łąkę, wspomniałam nasze pierwsze polowanie.
-Ah..Pamiętasz nasze pierwsze polowanie?-zwróciłam się do Endera.Wilk przez chwilę nie odpowiadał.-Co masz na myśli?-zapytał.
Miałam w myślach obraz tej polany.Polany z plamami śniegu oraz pojedyncze kwiatki.Poczułam taki żal, że uwierzyłam temu typowi...-Gdy dałam się nabrać temu wilkowi...-mówiłam już z trochę poważniejszą miną.Chyba zaczęło mu coś świtać.-A no tak.Tamte tereny były piękne.Dlaczego dałaś się tak nabrać?-powiedział.Teraz przypomniałam sobie reakcje Endera, gdy postanowiłam zmienić tereny.Był taki...Nie pewny?W tedy tego nie czułam, ale teraz czuję...że zostałby tam.-Coś się tak zamyśliła?-lekko mnie szturchnął.Zrobiłam niepewny uśmiech.-Heh, nic...-niestety Ender zauważył, że ten uśmiech jest "sztuczny".-Coś się stało?-zapytał zniżając się, by popatrzeć mi w oczy.
-Nie.-odpowiedziałam.Ender wyprostował się.-Nic przed mną nie ukryjesz.-powiedział siadając.
Wypuściłam powietrze i również usiadłam.Trudno mi było to powiedzieć.-No bo..Chodzi mi o to, że gdyby nie ja to byś tam został..A ja cię nie zmuszałam.Nie musiałeś tego robić.
-Niby czego?-zapytał z zaciekawieniem, jakby nie wiedział o co mi chodzi.
-Jeśli było ci tam dobrze, to mogłeś tam zostać.-powiedziałam kierując głowę na ziemię, a potem znów na Endera.
-Co..Co ty w ogóle mówisz?-wilk wstał, a ja skuliłam uszy-Jestem twoim przyjacielem?
-Tak...-powiedziałam wstając.Znów wpatrywałam się w ziemię.Ender zmienił minę na zwykłą.-To idziesz ze mną coś upolować?-zapytał truchtając.Ja bez słowa poszłam za nim.Czułam, że to był zły pomysł by wspominać o tym.

<Ender? #wspomnienia xd>

poniedziałek, 6 listopada 2017

Od Rachel do Soula

Patrzyłam na basiora spode łba. On chyba ma nie równo pod sufitem.
- Ty wiesz, że jak będziesz za mną tak łazić, to w końcu cię zabiję. - powiedziałam cicho, lecz chłodno. Basior się jakby cofnął. Zaczęłam iść spokojnie dalej.
- E, - Soul chciał coś powiedzieć, ale warknęłam, co go uciszyło, i poszłam dalej. A raczej poszłabym, gdyby do mojej tylnej łapy nie był przywiązany, dość solidnie sznurek. Podniosłam łapę i się jej przyjrzałam, po czym za sznurem podążając wzrokiem potarłam do przedniej łapy basiora. Bez zbytniego zastanowienia, z prędkością 400 km na godzinę wzbiłam się w powietrze. Poczułam szarpnięcie, więc basior jeszcze tam był. A więc, fikołki, beczki, nurkowania. W końcu lecąc zatrzymałam się gwałtownie, i basior poleciał do tyłu, szarpnęło, i zaczął wisieć na dole. Z daleka usłyszałam ryk jego towarzysza. Przede mną było morze, a w nim, wystające, wysokie skały.
- NAWET O TYM NIE MYŚL - usłyszałam krzyk Soula, nie całe dwa metry niżej.
- Trza się było nie czepiać. - mruknęłam, i nurkując zaczęłam lecieć w stronę skał. I tak zrobiłam kilka slalomów, aż w końcu zmęczona, i zrezygnowana, po basior ani nie zginął, ani nic, do tego nie pękła lina. W sumie mogłam od razu ją spalić. Czemu na to nie wpadłam? A co do Soula... to nie był taki całkiem bez szkody, bo jego cały lewy bok krwawił. Chyba się nadział o ostrą skałę. Wylądowałam na skale. Samiec od razu zamiast stać, to legł na skale. Ja tylko spaliłam pętlę obok mojej nogi, i chciałam iść dalej, ale... za długo to on tutaj nie pożyje. Zwłaszcza z tą raną, która wyglądała o wiele gorzej z bliska. Podeszłam szybko i sztywno do basiora, i wyjęłam moją maść, oraz kilka bandaży. Jego towarzysza już wyczułam na kilometr. Usiadłam, i zaczęłam opatrzać ranę. Zużyłam prawie cały bandaż, i większość maści leczniczej własnej roboty, ale trudno. Gdy smok wylądował koło swojego towarzysza, zionoł na mnie ogniem, lecz jak się można spodziewać, nic mi się nie stało.
- Skoro już nadziałem się na tą skałę, to powiesz mi wreszcie, o co chodzi? - spytał basior siadając.
- Prędzej umrę, niż powiem - uśmiechnęłam się szyderczo.
- To chociaż wytłumacz, o co chodzi z Nevrą
- I tak mi nie uwierzysz.
- Możliwe. - wzdychnęłam.
- No dobra. - I tutaj zaczęłam mówić, co sądzę o Nevrze, oraz o jej dziwnych przekonaniach.

< SOUL??? XDD Sorry. Nie mam weny >

Od Katrin do kogoś chętnego na odpisanie

Dostałam od Endera dwa bażanty.Jednego zjadłam do połowy a drugiego i tą drugą połowę zaniosłam do mojego schowka.-Chyba nie zgniją.-powiedziałam sama o siebie.Przykryłam je liśćmi i innymi patykami.
Megami i Ender gdzieś poszli.Więc miałam całą jaskinię dla siebie.No oprócz Artemista.Postanowiłam go jakoś przekonać, by gdzieś poszedł.Podeszłam do niego machając ogonem i uśmiechając się.-Hej...Artemiiiiist...-zaczęłam.
-Tak?-odpowiedział podnosząc na mnie wzrok.I tu wymyśliłam coś na szybko.-Bo ten..Jestem głodna.Może coś upolujesz?-miałam nadzieję że to zadziała.Ale wilk zmarszczył brwi.-Myślisz, że nie widziałem jak chwilę temu niosłaś 2 bażanty?
-Ale...Ale ja mam ochotę na coś większego!-już kończyły mi się pomysły.-To idź i sama sobie upoluj!
Nie wiedziałam że on potrafi tak dogadać.-Dobra.Ale ty idziesz ze mną.-powiedziałam chwytając go za ogon i podnosząc.


<Ktoś?>

piątek, 3 listopada 2017

Od Soula do Rachel

Złapałem pióro wadery i wpatrywałem się w nie przez dłuższą chwilę. Nadal kryłem do niej urazę za to co mi zrobiła. Mimo to zaczynało mi brakować jej obecności.
Czy to jest to słynne przywiązanie, o którym teraz tak często się mówi?
Możliwe...
W każdym razie Rachel gdzieś sobie odleciała.
 - Nawet nie masz odwagi by ze mną porozmawiać! Jesteś pieprzoną egoistką rozumiesz?! - krzyknąłem w przestrzeń, choć w sumie to pewnie i tak nikt mnie nie usłyszał.
Jedyne co dostrzegłem to obraz zbliżającego się w moją stronę smoka. Marco. Mój jedyny towarzysz...
Podleciał do mnie i dumnie stanął na przeciwko. Poklepałem go po boku, na co ten zamruczał. Ja wychowałem smoka czy kota?! No cóż... Przynajmniej on może zechce mi pomóc?
 - To jak mały? Idziemy szukać Rachel? - spytałem śmiejąc się, choć tak naprawdę w środku aż pękałem ze złości.
Ten wydał jakiś bliżej nieokreślony odgłos i ukucnął.
 - Chcesz żebym na ciebie wskoczył? - spytałem zdezorientowany.
Co jak co, ale on nigdy nie dawał na sobie lecieć, a nawet siedzieć na jego grzbiecie... Więc była to jakaś nowość. Wzruszyłem tylko barkami i delikatnie na nim usiadłem.
Muszę przyznać, że sporo urósł od mojego dołączenia do watahy. Teraz był co najmniej dwa razy większy ode mnie (o ile nie więcej...).
Marco już chwilę później wzbił się w powietrze, a ja kurczowo trzymałem się jego karku. Jego skrzydła przecinały powietrze, a ja czułem się wręcz wspaniale. Tak dawno nie latałem... W sumie to od czasów kiedy wróciliśmy z naszej wędrówki.
Cały czas szukałem jakiegoś tropu mojej byłej przyjaciółki. Chciałem to wyjaśnić raz na zawsze. A później to może sobie robić co jej się żywnie podoba.
 - Jeszcze cię dopadnę Rachel... - szepnąłem sam do siebie i wytężyłem słuch.
Lecieliśmy stosunkowo nisko nad ziemią i dość powoli więc mogłem spokojnie wyczuć zapach wadery. Co okazało się w sumie prostym zadaniem, gdyż już po chwili go wyczułem.
Cóż, myślałem, że będzie trudniej. Przyznam szczerze, że trochę się obawiałem gdy minęliśmy rzekę i przelecieliśmy nad przepaścią. Nie widzi mi się jeszcze umierać, więc jeszcze mocniej wczepiłem się w łuski smoka.
Z daleka widziałem już sylwetkę wadery. Stopniowo się do niej przybliżaliśmy aż w końcu wylądowaliśmy z hukiem na jakiejś skale. Zeskoczyłem z Marco i szybko podbiegłem to Rachel, zanim ta zdążyłaby gdzieś odlecieć.
 - Rachel. Chcę to wszystko wyjaśnić raz a dobrze. A później to rób sobie co chcesz. - bąknąłem.

Rachel?

Nowy Basior!

Autor obrazka: Nie wiadomo
Właściciel: anako(doggi/howrse)
Imię: Flynt
Przezwisko: Nie ma, ale może ktoś wymyśli coś ciekawego~
Wiek: 3 lata
Płeć: Basior
Stanowisko: Kłusownik
Lubi: Wygrzewać się na słońcu, dobrą zabawę oraz ciekawe towarzystwo.
Nie lubi: Snobów i robienia wszystkiego co mu ktoś każe.
Motto: "Ludzie wierzą, że aby osiągnąć sukces trzeba wstawać rano. Otóż nie - trzeba wstawać w dobrym humorze."
Żywioł: Woda, elektryczność
Rodzina: Rodzice mają na imię Vester oraz Rosery. Jego starsze rodzeństwo to Zefir i Tara, a rodzeństwo z miotu to Cole oraz Lance. Ma też jedną młodszą siostrę Sarie.
Historia: Właściwie historia Flynta nie należy ani do zbyt ciekawych, ani specjalnie długich. Urodził się i wychował w dość sporej watasze. Nie był tam jednak zbyt szczęśliwy. Całe jego życie było uporządkowane i już niemal z góry ustalone. Chcą się wyrwać z tej monotonii Flynt postanowił po prostu opuścić watahę. Uciekł pod osłoną nocy, tak aby nikt nie wiedział dokąd zmierza. Po kilku miesiącach wędrówki napotkał watahę. Była to Wataha Diamentowych Piór, do której wilk został przyjęty i w której ma nadzieję spędzić miło czas.
Charakter: Flynt jest spokojnym wilkiem, nie oznacza to jednak, że nie lubi się czasem dobrze zabawić. Jest to miły basior, którego naprawdę ciężko do siebie zrazić, nie oznacza to jednak, że jest to niemożliwe. Gdy jednak ktoś zajdzie mu za skórę potrafi być naprawdę nieprzyjemny. Wilk ten bardzo lubi się śmiać, zarówno z innych jak i z samego siebie. Swoje niepowodzenia bardzo często zamienia w żart. Humor dość często pozwala mu także pozbyć się napiętej atmosfery. Jak prawie każdy lubi się czasem pokazać, w gruncie rzeczy wie jednak gdzie znajdują się jego granice. Do życia podchodzi ze spokojem i cieszy się niemal każdą chwilą lenistwa jaką daje mu los. Dość łatwo zdobyć jego zaufanie, gdy jednak się je straci bardzo trudno ponownie je odzyskać. Flynt potrafi bardzo długo trzymać do kogoś urazę, jak sam mawia "Mogę komuś wybaczyć, ale nigdy nie zapomnę". Wilk ten jest pomieszaniem realisty z optymistą. Oczywiście woli szukać pozytywnych aspektów różnych sytuacji, ale wie też, że czasem te zwyczajnie nie istnieją.
Amulet: Nie przepada za błyskotkami.
Jaskinia: LINK
Zauroczenie: Może nawet znalazła by się taka jedna...
Status: Wolny
Partner/ka: -
Moce: • Zmiana w wodę (gdy użyje tej mocy będąc w wodzie jest prawie niewidzialny).
• Tworzy oraz pozbywa się chmur deszczowych.
• Tworzenie świetlistych kul.
• Ciskanie piorunami.
• Bieganie z prędkością geparda.
Szczeniaki: -
Point: 0
Uwagi/kary: -

czwartek, 2 listopada 2017

Od Endera do Megami

- Uff... - Westchnąłem. - Świetnie. W takim razie problem mamy już chyba z głowy.
Error spuścił wzrok. Wilk zdawał się nie być tak do końca przekonany. Jakby jednak nie patrzeć słowo już padło.
- Hej, Error. - Zacząłem z lekkim uśmiechem. - Jeśli będziesz potrzebował, to mogę cię raz na jakiś czas zastąpić.
Basior niepewnie odwzajemnił gest. Jeszcze raz spojrzał na całą naszą trójkę i westchnął.
- To ja już chyba pójdę. - Powiedział, wyprostowując się.
- Daj znać, jeśli tylko będziesz czegoś potrzebował. - Powiedziała Meg.
Wilk skinął głową i zaczął się oddalać. My również mogliśmy pójść w swoją stronę. Spojrzałem na idącą pośrodku Katrin.
- Wiesz... może ustalmy, że na razie nikt nie będzie umierał.
Wilczyca wyglądała na lekko zaskoczoną. Nie minęło jednak wiele czasu, gdy na jej pysku zagościł uśmiech i samica powiedziała:
- Nie myśl sobie, że dałabym się tak łatwo zabić. - Katrin wypięła dumnie pierś.
- Jasne. - Mruknąłem z uśmiechem.
Idąc tak przez las, zacząłem się zastanawiać, dokąd my tak właściwie zmierzamy. Było to tym bardziej interesujące, że na czele znajdowała się Katrin, a ja nie miałem pojęcia czy samica wie w ogóle, dokąd idzie.
- To... jakieś pomysły, jakby tu zabić trochę czasu? - Zapytałem.

<Meg? Wena jakoś mnie opuściła ;-;>

wtorek, 31 października 2017

Od Diablo

Byłem w lesie. Zoabaczyłem światła dochodzące z jaskini. Weszłem do niej i ujrzałem wilki. Były małe i miały takie świecące skrzydełka. Uciekły mi.
- Stójcie! - Powiedziałem
Ale one nieodpowiedziały. Poinformowałem watahę

poniedziałek, 30 października 2017

Od Sharktootha do Kayko



- Ja jestem Kayko - dodał. Starałem się na niego nie patrzeć, by nie odkrył mojej słabości. Inaczej nie będzie się czuł już taki mały. Skąd to wiem? Wszystko udało mi się rozszyfrować z głosu.
- Już jesteśmy - oznajmił. - Jest w jaskini przed nami.
O kurde, mam nadzieję, że nie ma stromego wejścia. Jeśli takowe jest, wpadnę tam, jak trup do rowu. Ruszyłem przed siebie.

*TimeSkip*

- Pozwoliła mi zostać - warknąłem, gdy tylko wyczułem, że nie jestem w jaskini.
- To dobrze - powiedział Kayko. -Musimy teraz sprawdzić, do czego się nadajesz, może najpierw przetestujemy ciebie na wojownika?
Po moim trupie! Ale żeby nie być chamskim, to powiedziałem to jedynie w myślach.
- Dobrze... - mruknąłem. Szłem za głosem jego kroków do wybranego miejsca. Zdążyłem nawet potknąć się o pare jakichś gówienek.
- Jesteśmy - oznajmił basior. - To kto ma zaczynać?

Najlepiej nikt. Jeśli będę mieć farta, to pozbawię cię flaków...

< Kayko?>