Była ciepła, letnia noc. Na szczęście, nasza jaskinia skutecznie ochładzała mnie i Alarisa, gdy spaliśmy w plamie księżycowego światła. Wtuliłem pysk w pachnące trawą futro białego basiora. Byliśmy w tej watasze już kilka miesięcy, jednak i tak zastanawiałem się, co by było, gdyby wszystko potoczyło się zupełnie inaczej? Gdybyśmy nie trafili tutaj tylko gdzieś indziej?
Zamknąłem oczy, poddając się sennej wizji.
Przebiegliśmy razem przez bród na rzece. Obejrzałem się przez ramię na Alarisa, po czym zaśmiałem się i przyspieszyłem.
- Nigdy mnie nie złapiesz! - Krzyknąłem, wskakując na brzeg. Basior w ostatniej chwili chwycił mnie za ogon i wciągnął do wody. Wynurzyłem się na powierzchnię, a następnie spojrzałem mu w oczy. Spotkaliśmy się ponownie już jakiś czas temu, a nasze uczucia ponownie odżyły. Polizałem go w nos, powodując u towarzysza lekki rumieniec. Zawsze tak się zachowywał.
- Mój mały nieśmiały Ally. - Powiedziałem czule, łasząc się do mokrego futra Alarisa. Basior uśmiechnął się ciepło, po czym popchnął mnie na piasek i spojrzał z góry, merdając ogonem.
- Mówiłem, żebyś tak mnie nie nazywał. -
Dotknąłem łapą jego barku i sięgnąłem łbem, aby go ponownie polizać. Alaris jednak wstał i otrzepał się. Byliśmy wolnymi duchami, każdy z nas bez watahy, bez domu, podróżujący po świecie i żyjący chwilą. Należało się jednak ostatecznie gdzieś osiedlić, tylko gdzie?
- Co powiesz na to, aby założyć watahę? Naszą własną? - Podniosłem się i podszedłem do Alarisa. Wilk powoli ruszył przed siebie.
- We dwoje? Możemy spróbować. Ale nie sądzę, aby.. Nam się udało.-
- Jesteś synem Alfy, władanie masz we krwi! - Dołączyłem do białego basiora. Ten odwrócił wzrok na pasmo gór w oddali.
- To nie zmienia faktu, że nigdy nie władałem, tylko obserwowałem, jak robią to rodzice. Przewróciłem oczami, szturchając go w bok.
- Więcej wiary w siebie, uda ci się. Wierzę w ciebie.-
Podróżowaliśmy przez kolejne tygodnie, szukając odpowiednich terenów. Po drodze natrafiliśmy na parę wilków, jak się okazało, brata i siostrę, którzy polowali w starej puszczy. Ujrzaliśmy ich, gdy w dolinie pożywiali się upolowanym łosiem.
- Hej, wy! - Krzyknąłem, stając na skale ponad nimi. Smukła wadera o futrze w barwie zachodzącego słońca i czujnych, błękitnych oczach, wyprostowała się. Basior wyglądał prawie identycznie jak ona, jednak był ciemniejszy.
- Czego chcecie? - Wilczyca przeskoczyła nad truchłem i z gracją zbliżyła się do nas. Alaris zerknął na mnie, by upewnić się, że kontroluję sytuację. Oczywiście, że kontrolowałem. Zawsze to robię. Zsunąłem się po skarpie do wadery i spojrzałem na nią z góry. Ta nie zareagowała, basior jednak zaczął się denerwować.
- Jesteście samotnikami czy omegami? -
- Co cię to interesuje? - Wilk stanął z boku, przybierając łapami w miejscu. Wilczyca uniosła wzrok ku niebu.
- To przez ciebie, Haru, nigdy nie mam przyjaciół. -
- Dbam po prostu o moją małą siostrzyczkę Lamię, czyż nie? -
Lamia skoczyła na basiora, aby stoczyć z nim krótką walkę, typową dla kłócącego się rodzeństwa. Cierpliwie czekałem, aż skończą, w tym czasie obserwując jak Hollow pożywia się łosiem. Następnie wytłumaczyłem wilkom plan mój i Alarisa. Zgodzili się niespodziewanie szybko. W ten sposób, nasza drużyna wyzwoleńców powiększyła się do czterech członków.
Znalezienie odpowiednich terenów zajęło nam kolejne miesiące, jednak kiedy stanęliśmy wszyscy na brzegu kotliny, wewnątrz której znajdowała się pradawna puszcza oraz kryształowe jezioro, wiedzieliśmy, że to to miejsce. Odchyliłem łeb i zawyłem w stronę księżyca. Alaris wtulił się w mój bok z uśmiechem. Haru i Lamia stanęli po mojej lewej stronie.
- Oficjalnie ogłaszam, że tutaj będzie początek Watahy Zapomnianych Dróg! - Krzyknąłem w przestrzeń, mimo, iż byliśmy sami. Po prostu udzielił mi się klimat tej podniosłej chwili. Jako cztery pierwsze alfy, nareszcie udało nam się odnaleźć miejsce nie w cudzej, a we własnej watasze. Ogarniając wzrokiem okolicę, wiedziałem, że dokonamy razem wielkich czynów.
- Shu, zejdź ze mnie. Muszę iść na dwór. Bardzo pilnie. - Alaris próbował się uwolnić spod mojego ciała. Musiałem go przygnieść przez sen.
- Ehh.. - Mruknąłem, przewracając się na wolne miejsce. Basior błyskawicznie poderwał się i wybiegł z jaskini. Zostałem sam ze swoimi myślami o tym śnie. Mimo wszystko, tutaj czułem się dobrze. Nie miałem zamiaru tego zmieniać. Zwłaszcza, że był tu Alaris. Uśmiechnąłem się nieznacznie do siebie. Mój dom jest tam, gdzie on jest szczęśliwy. Tylko to się liczyło. Gdyby tego zechciał, poszedłbym z moim Leśnym Duchem nawet na koniec świata.
Kiedy Alaris wrócił, objąłem go łapami i ponownie zasnąłem. Tak, nasze miejsce jest w Watasze Diamentowych Piór..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz