Black Parade

sobota, 10 lutego 2018

Od Ametyst C.D. Artemisa

Gdy skończyliśmy lepić naszego śnieżnego kolegę, już prawie zaczęło świtać. Przeciągnęłam się i ziewnęłam. Popatrzyłam z dołu na dostojnego jelenia, którego udało nam się stworzyć.
- Nie sądzisz, że jest trochę za duży? - Zapytałam.
Artemis wzruszył ramionami.
- Teraz i tak już chyba trochę za późno na poprawki. - Stwierdził, przyklepując nieco śnieg przy nogach śnieżnego zwierzęcia.
- Racja. - Westchnęłam. - Poszukajmy jakiegoś dobrego miejsca na obserwacje.
Wilk wskazał na jakieś przewalone drzewo nieopodal.
- Naprawdę? - Zapytałam, posyłając mu wiele mówiące spojrzenie.
- No co? Myślałem, że może ci przeszło.
Pokręciłam przecząco głową. Byłam w stanie wejść na jakieś skały czy inne niewysokie i dość stabilne rzeczy. Wciąż jednak bałam się postawić łapy na drzewie, choćby było ono zaledwie o kilka centymetrów oddalone od ziemi.
- W takim razie co powiesz na to? - Zapytał, wskazując na jakąś górkę kilku płaskich kamieni.
Oboje potruchtaliśmy w tamtą stronę.
- Jeśli położymy się na ziemi, skały powinny nas zasłonić. Skinęłam przytakująco głową, po czym oboje położyliśmy się w śniegu. Jedynie głowy mieliśmy lekko uniesione tak, aby móc obserwować okolicę. Leżeliśmy tak jeszcze kilka godzin, do tego wraz z mijającym czasem coraz to bardziej wzmagało się moje zmęczenie, w końcu pracowaliśmy całą noc. Zmarszczyłam brwi, będę zła, jeśli to wszystko pójdzie na marne.
- Nie rób tak, bo ci to zostanie. - Zaśmiał się Artemis.
W odpowiedzi pokazałam mu język i z ciężkim westchnieniem spojrzałam w stronę lasu. Gapiłam się tam, póki gdzieś wśród zarośli nie zauważyłam jakiejś wilczej sylwetki.
- Ktoś idzie! - Zawołałam podekscytowana.
Schyliliśmy się nieco bardziej, tak aby mieć pewność, że tajemniczy jegomość nas nie dostrzeże. W końcu wilk wyszedł na polanę. Przekroczył ją jednak bez choćby spojrzenia w stronę naszego wspaniałego dzieła, a przeszedł zaledwie kilkanaście metrów od niego.
- Co to miało być?! - Zawołałam oburzona, gdy wilk już znikł nam z oczu.
- To ty nie wiesz? - Zapytał Artemis.
- Niby co mam wiedzieć?
- Nie wiem tego na sto procent, ale słyszałem, że Sharktooth nie widzi.
- Co? - Zapytałam, przekręcając głowę. Na chwilę zapadła cisza, po chwili namysłu jednak ponownie się odezwałam. - To by nawet miało sens.
Artemis, choć nic nie powiedział, to spojrzał na mnie z pobłażaniem. Słowa nie były tu jednak konieczne, ponieważ spojrzenie to mówiło mi aż nazbyt wiele. Przewróciłam teatralnie oczami i stwierdziłam jedynie:
- Czepiasz się.
- Jasne. - Mruknął Artemis.- Kładź się lepiej, bo jeszcze ktoś cię zobaczy.
- No już. - Powiedziałam, zajmując z powrotem swoje miejsce.
Na powrót też oparłam głowę o kamień tak, aby choć trochę dać organizmowi odpocząć. Co jakiś czas zdarzało mi się ziewać, takie skutki zarwania nocki.
- Artemis... - Zaczęłam, jednak nie doczekałam się odpowiedzi ze strony basiora. - Artemis śpisz? - Zapytałam podejrzliwie.
Dalszy brak odpowiedzi sprawił, że musiałam spojrzeć na samca. Jak się okazało, wilk faktycznie spał.
- No i wszystko muszę robić sama. - Westchnęłam.
Kolejne pół godziny okazało się jednak bardzo męczące. Czułam, że powieki robią mi się coraz cięższe i choć z całych sił starałam się trzymać oczy otwarte, to w końcu zaczęło brakować mi do tego siły. Zasnęłam niemal zaraz po tym, jak pozwoliłam moim oczom zamknąć się na kilka minut. Po jakimś czasie ktoś zaczął mnie budzić. Po głosie łatwo mogłam jednak dojść do wniosku, że nie był to Artemis.

<Artemis? Lub tajemniczy Ktoś kto się tam pojawił?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz