- Czyli mam rozumieć, że się zgadzasz tak? - spytałem pewnie.
- Mhm... - mruknęła niby od niechcenia.
- Skoro tak, to dzisiaj wieczorem zapraszam cię na spacer. - Strzeliłem tak zwanego lenny face'a.
- Eeee... No spoko bądź u mnie o osiemnastej.
***
Mniej więcej po tym się rozeszliśmy. W głowie obmyślałem plan gdzie ją zabrać. Nigdy nie byłem romantykiem i nigdy nim nie będę. Chciałem żeby było tak jak dawniej. Spędzać z nią czas śmiejąc się tak jakbyśmy byli przyjaciółmi. Tak więc ogarnąłem się tak jak zawsze *czyli kompletnie nic nie zrobiłem* i powoli zbierałem się do wyjścia, gdyż było blisko odpowiedniej godziny. Podszedłem do tego całkiem na luzaku. I gdy zobaczyłem Rachel w środku swojej jaskini mimowolnie się uśmiechnąłem. Ona również jakoś specjalnie się do tego nie przygotowywała, a mimo to wyglądała olśniewająco.
- Cześć - powiedziała, gdy mnie zauważyła.
- Heeej!
- Gdzie chcesz mnie zabrać? - spytała podekscytowana.
- Przed siebie... Zależy gdzie chcesz iść - puściłem jej oczko.
- Chodźmy w góry! - wykrzyknęła. - To niedaleko, a ja dawno tam nie byłam.
- Okej, w okolicach czasem nie znajduje się ten pub? Ten w którym byłaś wtedy i poznałaś swoich kolegów? - spytałem.
- Eeee, tak to tam! Pójdziemy tam później? Może ich spotkamy i w ogóle... - rozmarzyła się.
- W sumie też ich polubiłem więc może być
***
Takim oto sposobem skończyliśmy na szczycie jednej z gór. Słońce powoli zachodziło, a wszędzie rozprzestrzeniał się piękny widok. Droga minęła nam tak jak za dawnych czasów. Na rozmowie, śmianiu się i tak dalej... Natomiast z resztek śniegu na górce ulepiliśmy coś w rodzaju bałwana, a później zaczęliśmy rzucać się śnieżkami.
Zmęczeni całym dniem udaliśmy się do klubu. Akurat był niedaleko. Co prawda nie spotkaliśmy tam naszych znajomych, ale od razu po wejściu uderzył mnie zapach alkoholu i papierosów. Skrzywiłem więc się lecz mimo to poczłapałem za waderą. Skinąłem na powitanie znanemu z widzenia barmanowi.
- Whisky poproszę. - powiedziała stanowczo Rachel.
- To samo. - odparłem.
Zaczęło się spokojnie. W sumie pod koniec i tak byłem mniej wstawiony niż ona. Później zamawialiśmy co bądź jeden drink po drugim i tak dalej...
Na szczęście pozostały mi resztki trzeźwego umysłu.
- Nie będziemy tak wracać. - bąknąłem czkając przy okazji.
- Dla... czegooooo?! - Zaśmiała się Rachel.
- Bo tak! - Uderzyłem łapą w blat po czym próbując dogadać się z barmanem wynająłem pokój dla nas, który znajdował się tak jakby na strychu.
Basior zaprowadził nas w owe miejsce.
- Życzę miłej nocy - powiedział na odchodne i zamknął drzwi.
- Co teraz robimy? - spytałem wadery.
Rachel? if you know what i mean ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz