Obserwowałam Flynta przed całą drogę do mojej góry. Kiedy jednak spoglądał w moją stronę, uciekałam wzrokiem w bok. Nie wiedziałam, dlaczego tak robię. Normalnie zamroziłabym go, gdyby był zbyt nachalny. Jednak.. nie byłam w stanie go skrzywdzić.
- Idiotka. - wymamrotałam pod nosem i prychnęłam. Basior podniósł uszy i po raz kolejny zerknął w moją stronę. Jedno zimne, surowe spojrzenie sprawiło, że wrócił do spoglądania przed siebie ze słabym uśmieszkiem.
- Nie masz tu chyba zbyt wielu przyjaciół, co nie? - Wilk wskoczył na pień powalonego drzewa i z wysuniętym językiem zaczął po nim iść. Przewróciłam oczami, aby dać mu do zrozumienia, że nie ma sensu się popisywać.
- Nie. Nie potrzebuję ich. Są tylko zbędnym balastem. - odparłam, siadając na kamieniu. Rozłożyłam jedno ze skrzydeł i wyrwałam kilka małych, zmierzwionych piórek. Kiedy puch wylądował na nosie Flynta, a mój towarzysz usilnie spróbował na nie spojrzeć, nie wytrzymałam i wybuchnęłam śmiechem. Wilk zeskoczył na ziemię, podszedł do mnie i ponownie zrobił tę zabawną minę. Szturchnęłam go łapą w bok i opadłam na plecy, nadal zanosząc się śmiechem. Przypomniał mi się jesienny poranek, kiedy wraz z moim rodzeństwem urządziliśmy konkurs na podobne grymasy. To była później nasza ulubiona zabawa. Dopiero po chwili śmiechu zorientowałam się, że odkryłam niechcący część mojej prawdziwej osobowości. Poczucie winy i złość na samą siebie stały się zbyt irytujące, więc szybko uspokoiłam się, otrzepałam, a następnie ruszyłam truchtem w stronę góry.
- Dosyć tego dobrego. - oznajmiłam do basiora. Flynt westchnął cicho i dołączył do mnie. Nic jednak nie mówił, lecz zastanawiał się. A ja próbowałam udawać, że wszystko jest w porządku.
Wskoczyłam zgrabnie po kamieniach na półkę skalną przy mojej grocie i obejrzałam się na Flynta. Basior, merdając ogonem, spoglądał na błękitne dzwonki, rosnące przy wejściu. Nie widziałam ich wcześniej, więc zbliżyłam się, żeby lepiej się im przyjrzeć. Wilk uprzedził mnie jednak, wsuwając w rośliny cały łeb i ostentacyjnie zaciągając się ich wonią.
- Ah, niezły towar. - ocenił profesjonalnie, po czym wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu. Uniosłam kącik pyska, zerwałam jeden z kwiatów i wsunęłam go za ucho towarzysza.
- Oficjalnie ogłaszam, że pozbawiłam cię męstwa. - powiedziałam z dumą i rozłożyłam skrzydła, aby podkreślić wagę swoich słów. Doszłam również do wniosku, że miło jest czasem pożartować. Flynt skłonił się nieznacznie i ruszył w moją stronę, Cofnęłam się z chichotem i zniknęłam w głębi jaskini, chowając się za skałą. Basior rozejrzał się wokół.
- Chcesz grać w chowanego z kłusownikiem, białogłowo? Niechaj tak się stanie! - Wilk ostrożnie stawiał kroki, prawie w ogóle nie byłam w stanie go usłyszeć. Siedziałam cicho jak mysz, od czasu do czasu wyglądając zza skały. Widziałam kilka razy jego cień, lecz samego Flynta nigdzie nie było widać. Usłyszałam jednak definitywnie, jak potyka się i upada. Podbiegłam do towarzysza, aby upewnić się, że sobie nic nie zrobił. Kłusownik leżał na boku i chichotał do czegoś, co tylko on sam widział.
- Co ci jest? Żartujesz, nie? -
- Ale oooodlooot... Pa, Akuś, jakie kolory! - Flynt uniósł łapę, która zatoczyła kilka kółek w powietrzu, a następnie opadła na mech. To było dziwne. Bardzo. Wtedy przypomniały mi się kwiaty sprzed jaskini. Ich pyłek był halucynogenny. I wszystko jasne.
- Wstawaj, dziecko szczęścia. - Podniosłam basiora i pozwoliłam mu oprzeć się o siebie. Zadrżałam odruchowo, nieprzyzwyczajona do dotyku. Postanowiłam to jednak znieść. Podprowadziłam wilka do mojego legowiska na czas zimy, w głębi groty, gdzie znajdowały się kryształy, generujące naturalnie ciepło. Położyłam basiora pod ścianą, a sama usiadłam obok. Słuchałam, jak towarzysz rozmawia sam ze sobą, dopóki nie zapadł zmrok i nie zamknął oczu. Zmierzyłam go powoli wzrokiem i ostrożnie okryłam go skrzydłem, decydując, że zabiorę je, nim się obudzi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz