- Cóż... będąc szczerym, to jeszcze nic w tym zakresie nie planowaliśmy. - Stwierdziłem.
- Ale będę mogła być druhną? - Zapytała Ametyst, składając łapy w błagającym geście. - Obiecuję, że nie zrobię nic głupiego.
Po tych słowach wadera położyła jedną łapę na piersi, drugą zaś uniosła w górę na znak przysięgi. Nie bardzo wiedziałem co jej odpowiedzieć. Nic jeszcze nie było ustalone i ciężko było mi jakkolwiek odpowiedzieć na jej prośbę. Widziałem jednak jej zapał i czułem, że i tak nie dałaby mi spokoju. Uśmiechnąłem się więc lekko i starając się nic przy tym nie obiecywać, odparłem:
- Zobaczymy, co da się zrobić.
Ametyst uśmiechnęła się szeroko i skinęła przytakująco głową. Mimo wszystko wydawała się zadowolona. Po tym wszyscy zamilkli. Siedzieliśmy tak przez chwilę w czwórkę, patrząc jeden na drugiego. Nie chcąc dłużej tkwić w tej dziwnej sytuacji, szturchnąłem Megami lekko w bok i wskazałem na wyjście z jaskini. Odetchnąłem głęboko, wpuszczając do płuc zimne powietrze. Meg wyszła zaraz za mną i spojrzała na mnie z uśmiechem.
- Co? - Zapytałem, również się uśmiechając.
- A nic. - Stwierdziła z zadowoleniem. - Tak się tylko zastanawiałam co będziemy robić dalej.
- Cóż... - Zacząłem, udając zamyślonego. - Myślę, że po tak ciężkiej pracy należy nam się trochę odpoczynku.
Wadera zaśmiała się krótko.
- Nie mam nic przeciwko, ale nie oddalajmy się za daleko.
Przytaknąłem, po czym wraz z waderą udaliśmy się do najbliższego stawu. Choć jego powierzchnia pokryta była lodem, zrezygnowaliśmy na razie z wchodzenia na niego. Samica położyła się przy brzegu jeziora a ja zaraz bok niej. Zamknąłem oczy i po prostu wtuliłem nos w jej futro na karku. Leżeliśmy tak chwilę, wsłuchując się w świszczący wiatr i charakterystyczne dla tej pory roku krakanie kruków. Po jakimś czasie do moich uszu dotarło ciche westchnienie.
- Co do tego, o co wcześniej zapytała Ametyst... - Zaczęła wadera.
- Hmm? - Mruknąłem, unosząc jedną powiekę.
- Może faktycznie powinniśmy zacząć coś planować. Mam wrażenie, że Ametyst nie jest jedyną, która wyczekuje naszego ślubu.
- Pewnie masz rację. - Powiedziałem z uśmiechem i obróciłem się na grzbiet. - Jeśli z tobą to mógłbym się ożenić choćby dziś.
- Wolne żarty. Przecież nic nawet nie przygotowaliśmy. - I choć wadera wypowiadała te słowa dość poważnie, to widziałem uśmiech na jej pysku.
Chwyciłem Meg i przyciągnąłem ją do siebie. Pocałowałem czubek jej nosa, ta w odpowiedzi zachichotała i zrobiła to, co ja.
- Odprowadzę cię. Zostawmy to dziś, jutro będziemy myśleć i się przejmować. - Zaproponowałem.
<Megami?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz