Wstałam ze swojego legowiska, będącego zbiorowiskiem górskich kwiatów i podeszłam do brzegu półki skalnej, aby spojrzeć w dół. Uśmiechnęłam się do siebie. Moje tereny, które tylko z mojej prywatnej, wielkiej i nieograniczonej dobroci serca podarowałam tej alfie, nie były niczym zagrożone. Rozłożyłam skrzydła i wbiłam się w powietrze, aby dokonać szerszego rekonesansu. Wszystko było w porządku, nikt nie walczył, jedynie Rachel, moja .. hmm, oponentka, szybowała nad czubkami drzew. W ostatniej chwili uniknęłam spotkania z drapieżnym ptakiem, który niósł znad morza jakieś ścierwo. Otrzepałam się i prychnęłam niezadowolona. Zero szacunku dla damy. Moją uwagę przykuła para, stojąca w lesie. Zleciałam na dół, zawisłam kilka centymterów nad ziemią i ułożyłam skrzydła tak, aby prześlizgujące się między piórami promienie słońca padły na ich pyski. Przybrałam wyniosłą pozycję i podniosłam nieco łeb, aby dać im do zrozumienia, jak bardzo nimi gardzę.
- Słyszałam, że jesteście razem, czyż nie? -
- Ską...? - zaczął basior, lecz zgromiłam go wzrokiem.
- To nie tak, że mnie to interesuje, czy coś, idioto. Po prostu słyszałam plotki. A więc? Jak jest? -
<Przepraszam, że takie krótkie ;___;>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz