Black Parade

wtorek, 27 lutego 2018

Od Shu do Genevieve

Shadowzone wzruszyła ramionami, pozostawiając mi wybór dobicia czy oszczędzenia wadery. Postanowiłem jej pomóc, aby nie musieć się potem tłumaczyć, iż na terenie watahy znaleziono kolejne zwłoki. Przy pomocy wadery, wzięliśmy białą wilczycę na nasze barki i ruszyliśmy w stronę wolnej jaskini. Po drodze natrafiliśmy na dwa wilki, tarzające się w śniegu. Zerknąłem na waderę, która przerzuciła ranną na moje barki i zbliżyła się do nich.
- Nie przeszkadzam? - Zapytała, na co biała wilczyca i jej towarzysz przerwali zabawę. Wilk powąchał powietrze, czując metaliczny zapach krwi. Szybko zorientował się, że sytuacja jest poważna.
- Ja się tym zajmę, Soul. - Wadera podeszła do nas, skinęła łbem na Shadow i ruszyła truchtem przed nami, oczyszczając swoją mocą drogę ze śniegu. Nie miałem czasu jej zapytać o imię, lecz te pojawiło się nagle w mojej głowie.
"To Genevieve."
- Co ty mi w mózgu grzebiesz? - Powiedziałem z udawaną złością do obrończyni Alf, na co ta uśmiechnęła się tajemniczo. Warto zapamiętać - Shaduś to telepata.
Genevieve stanęła u wejścia do jaskini, a następnie pomogła nam wnieść nieznajomą do środka. Wtedy przejęła ją czarna wadera, układając w głębi i pilnując, czy jeszcze żyje. Położyłem się pod stalaktytem, których z resztą było tu pełno i zamerdałem leniwie ogonem.
- A więc, Genevieve, pani lodu, tak?- 
- Wystarczy Gen. - Wilczyca przysiadła przy mnie i spojrzała na pozostałe wadery. Nieznajoma zaczęła się samoistnie leczyć. Odetchnąłem z ulgą. Na szczęście, jeszcze nie umrze. Dotknąłem łapą ogona Genevieve. Był niezwykle puchaty i aż prosił się o przytulenie. Powstrzymałem się, wiedząc, że to będzie nie do końca grzeczne i na miejscu.
- Ten Soul czy jak mu tam, to kto? Chłopak?- Uśmiechnąłem się złośliwie, na co wilczyca zaśmiała się.
- To mój brat. A Shadowzone to twoja partnerka? -
- On? Coś ty. - prychnęła czarna wilczyca pół żartem, pół serio. Przewróciłem ostentacyjnie oczami, lecz nie skomentowałem tego. To dobrze, że sprawy przybrały taki obrót. Myślami zacząłem uciekać do Alarisa, obiecałem sobie  w duchu, że muszę go jak najszybciej odwiedzić. W końcu, byliśmy z dala od siebie już kilka godzin. Opadłem na bok Gen z zamkniętymi oczyma. Śnieżynka odsunęła się i otrzepała, przez co upadłem na skałę. Szybko podniosłem się, rozmasowując obolałą głowę.
- To nie było miłe.. -
- Wiem. I nie miało być. -
To nie będzie najmilej spędzony czas w moim życiu. Jako jedyny samiec na tyle bądź co bądź ładnych samic, będę zmuszony do wysłuchiwania złośliwych komentarzy. I tak właśnie było. Przez następną godzinę próbowałem skupiać się na otoczeniu, a nie na słowach wilczyc. W pewnym momencie, nieznajoma rozbudziła się i zmierzyła nas wzrokiem.
- Gdzie ja.. Gdzie ja jestem..? - Zapytała słabo. Shadow podeszła do niej, próbując wyglądać jak najprzyjaźniej.
- Jesteś na terenie Watahy Diamentowych Piór, kochana. Jestem Shadowzone, ona to Genevieve, a ten idiota do Shu. Jak cię zwą? -
- Ja ci dam idiota. - warknąłem, zbliżając się do wilczyc i po drodze ciągnąc Shadow za ogon. Ta odpłaciła mi się ugryzieniem w ucho.
- Nazywam się Gekaia, jestem medykiem...-
- Coś chyba tu nie pasuje. - Gen zachichotała pod nosem. Gekaia posłała jej długie spojrzenie.
- Jeśli chcecie, mogę tu zostać i wam pomóc. Opcjonalnie kogoś otruć... -
Widząc zbliżającą się kłótnię, podbiegłem do Genevieve i wyciągnąłem ją na dwór, nim zdążyła się porządnie nastroszyć.
- No już, już. My na coś zapolujemy, a wy tu zostańcie, dobrze? - Nie czekając na odpowiedź czy zgodę, skierowałem się z waderą na kolejne polowanie tego dnia.
  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz