Wilczycy zaburczało w brzuchu...
-Jesteś głodna? -Zapytałam wandere
-T-Tak trochę...
-Niestety nic na to nie poradzę, ale jak dojdziemy do bazy inne wilki na pewno się z tobą podzielą!
-Inne?
Ups.. Zabrzmiało to tak jak bym nie chciała się podzielić... -Wiesz... nie jem mięsa... -
-E-em... Spoko..-Yuri bardzo zdziwił ten fakt... Czy naprawdę moja dieta jest jakimś potwornym wyjątkiem?
-Naprawdę mogę do was dołączyć?
-Widzisz jakąś przeszkodę? -Uśmiechnęłam się pewnie, wilczyca zamilkła...
-Kra Kra! Kra! -Zatrzymaliśmy się na widok lądującego kruka... Wilczyca szykowała się do ataku.
-Poczekaj! Nie atakuj go! -kilkoma czarami wyczarowałam malutki bochenek chleba i zapakowałam go w chustę... -Proszę! -Podałam krukowi paczuszkę- Zanieś to do swoich piskląt... a później udaj się do watahy Mrocznych skrzydeł i dowiedz się czy nie planują jakiejś wojny.. -Kruk pokiwał tylko głową i odleciał.. -Biedactwo....
-"Biedactwo?" Czemu tak uważasz? - Poszliśmy dalej...
-Nie widziałaś? Miał ucięty język.. Dlatego nic nie mówił... Tak czy inaczej jesteśmy już blisko!
-Cieszę się... -Wilczyca nagle posmutniała
-Wszystko w porządku?
-Tak! -Powiedziała nagle.. Głos ma piękny, ale aktorką jest słabą.
-Okey... O! Meg! -Fioletowa piękność odwróciła się, widać była dość zaskoczona!
-Weryla gdzie ty byłaś? I kto to jest? - Przytuliłam Pannę Młodą i szepnęłam jej do ucha-Nowa wandera
-Em.. Cześć? -Yuri była dość zdenerwowana...
-Yuri to jest Alfa, Megami! Megiś to Yuki! -Przedstawiłam wandery
-Witaj! -Meg podała jej łapę -Chcesz do nas dołączyć?
-Jeśli mogę! -Yuri odwzajemniła jej uścisk
-Jasne! Werylo zajmiesz się nią? Ender...
-Nic nie mów.. -Poruszyłam brwiami- Chodźmy! Znajdziemy ci coś do jedzenia!
-Dziękuje...
;)
Black Parade
środa, 28 lutego 2018
Od Flynta do Akane
Wbrew oczekiwaniom, sen nie przyniósł mi ukojenia. Czułem się podle. Pomimo iż odzyskałem świadomość, to reszta organizmu wciąż odczuwała skutki działania dziwnego ziela. Przesuwając tępo wzrokiem po przeciwległej ścianie, kątem oka spostrzegłem białą niczym śnieg końcówkę pióra. Nie będąc pewnym, czy aby na pewno ponownie nie dopadły mnie halucynacje, podniosłem głowę i spojrzałem na wilczycę. Ta zabrała skrzydło, niemal zaraz po tym, jak się podniosłem. Widząc to, nie mogłem powstrzymać uśmiechu.
- Akane, śpisz? - Zapytałem, bardziej dla formalności, gdyż odpowiedź była dla mnie dość oczywista.
- Już nie. - Odparła.
Pomimo może nie najlepszego samopoczucia, nie miałem ochoty marnować dnia. Podnosząc się, poczułem lekkie drżenie łap. Jeden głęboki oddech wystarczył jednak, abym poczuł, że odzyskuję kontrolę nad własnym ciałem. Pomimo iż nadal nie czułem się najlepiej, nie miałem ochoty na marnowanie dnia. W końcu tyle rzeczy może zdarzyć się w tym czasie. Okrążyłem wnętrze jaskini kilka razy, po czym podszedłem do wadery i trąciłem ją nosem.
- Wstawaj Śpiąca Królewno. - Zaśmiałem się.
Choć początkowo z grymasem i mrucząc coś po cichu, wilczyca zrobiła to, co chciałem. Ponieważ zaczęła się ona przeciągać, wykorzystałem ten moment, aby wyjrzeć na zewnątrz. Widok z góry był dość imponujący. Stoją jednak u progu jaskini, przypomniałem sobie o rosnących zaraz obok kwiatkach. Skrzywiłem się nieco, po czym owinąłem ogon wokół ich łodyg i pociągnąłem na tyle mocno by wyrwać niechciane chwasty wraz z korzeniami. Wypiąłem pierś, dumny ze swego działania.
- Co ty robisz? - Dochodzący z wnętrza pieczary głos sprawił, że natychmiast się obróciłem.
Wilczyca wydawała się nieco zaniepokojona, a jej spojrzenie cały czas spoczywało na trzymanej przeze mnie błękitnej roślince. Wyszczerzyłem zęby w uśmiechu. Czując mocny podmuch wiatru, puściłem dzwonki, te zabrane zostały wraz z wiatrem.
- Sprzątam. - Wskazałem na łysy skrawek ziemi i dodałem. - Możesz tu sobie posadzić coś ładniejszego.
Samica uśmiechnęła się lekko w odpowiedzi. Chwile przypatrywała się miejscu, w którym wcześniej rosły błękitne kwiatki, po czym skierowała wzrok z powrotem na mnie.
- Mam nadzieję, że nie musiałam wstawać bez powodu.
- Tak! - Zawołałem żywo i skocznym krokiem okrążyłem waderę. - Chodźmy zapolować.
- Teraz?
Pokiwałem przytakująco głową, wymachując radośnie ogonem na lewo i prawo. Akane uciekła gdzieś wzrokiem. Jakby nie była do końca pewna. Tylko nad czym tu się zastanawiać? Ponieważ jednak wilczyca zdawała mi się niezdecydowana, podbiegłem do niej od tyłu i popchnąłem ją nieco. Liczyłem, że to choć trochę zachęci ją do wyjścia z jaskini. Właściwie dopiero teraz zwróciłem uwagę jak gęste i miękkie jest futro na jej ogonie.
- Zjedzmy razem! - Zawołałem, zeskakując z półki skalnej.
Będąc już o kilka skał niżej, spojrzałem w górę, by sprawdzić, czy wilczyca podąża za mną. Zawiodłem się nieco, gdy jej tam nie ujrzałem. Już byłem gotów wracać na górę, gdy pewien znajomy głos natychmiast mnie zatrzymał.
- Radzę ci się pośpieszyć, chyba nie będziesz kazał damie czekać?
Spojrzałem natychmiast w stronę, z której dochodził głos. Kiedy i jak? Wtedy zdałem sobie sprawę, że wilczyca zaczęła po prostu schodzić z drugiej strony skalnej półki.
- Zobaczymy, kto będzie na kogo czekał. - Powiedziałem z łobuzerskim uśmiechem.
Ponieważ Akane zaczęła dalej schodzić, nie miałem zamiaru pozostawać w tyle. Przyśpieszyłem więc tempo, omijając przy tym, co poniektóre ze skał na swojej drodze.
<Akane?>
- Akane, śpisz? - Zapytałem, bardziej dla formalności, gdyż odpowiedź była dla mnie dość oczywista.
- Już nie. - Odparła.
Pomimo może nie najlepszego samopoczucia, nie miałem ochoty marnować dnia. Podnosząc się, poczułem lekkie drżenie łap. Jeden głęboki oddech wystarczył jednak, abym poczuł, że odzyskuję kontrolę nad własnym ciałem. Pomimo iż nadal nie czułem się najlepiej, nie miałem ochoty na marnowanie dnia. W końcu tyle rzeczy może zdarzyć się w tym czasie. Okrążyłem wnętrze jaskini kilka razy, po czym podszedłem do wadery i trąciłem ją nosem.
- Wstawaj Śpiąca Królewno. - Zaśmiałem się.
Choć początkowo z grymasem i mrucząc coś po cichu, wilczyca zrobiła to, co chciałem. Ponieważ zaczęła się ona przeciągać, wykorzystałem ten moment, aby wyjrzeć na zewnątrz. Widok z góry był dość imponujący. Stoją jednak u progu jaskini, przypomniałem sobie o rosnących zaraz obok kwiatkach. Skrzywiłem się nieco, po czym owinąłem ogon wokół ich łodyg i pociągnąłem na tyle mocno by wyrwać niechciane chwasty wraz z korzeniami. Wypiąłem pierś, dumny ze swego działania.
- Co ty robisz? - Dochodzący z wnętrza pieczary głos sprawił, że natychmiast się obróciłem.
Wilczyca wydawała się nieco zaniepokojona, a jej spojrzenie cały czas spoczywało na trzymanej przeze mnie błękitnej roślince. Wyszczerzyłem zęby w uśmiechu. Czując mocny podmuch wiatru, puściłem dzwonki, te zabrane zostały wraz z wiatrem.
- Sprzątam. - Wskazałem na łysy skrawek ziemi i dodałem. - Możesz tu sobie posadzić coś ładniejszego.
Samica uśmiechnęła się lekko w odpowiedzi. Chwile przypatrywała się miejscu, w którym wcześniej rosły błękitne kwiatki, po czym skierowała wzrok z powrotem na mnie.
- Mam nadzieję, że nie musiałam wstawać bez powodu.
- Tak! - Zawołałem żywo i skocznym krokiem okrążyłem waderę. - Chodźmy zapolować.
- Teraz?
Pokiwałem przytakująco głową, wymachując radośnie ogonem na lewo i prawo. Akane uciekła gdzieś wzrokiem. Jakby nie była do końca pewna. Tylko nad czym tu się zastanawiać? Ponieważ jednak wilczyca zdawała mi się niezdecydowana, podbiegłem do niej od tyłu i popchnąłem ją nieco. Liczyłem, że to choć trochę zachęci ją do wyjścia z jaskini. Właściwie dopiero teraz zwróciłem uwagę jak gęste i miękkie jest futro na jej ogonie.
- Zjedzmy razem! - Zawołałem, zeskakując z półki skalnej.
Będąc już o kilka skał niżej, spojrzałem w górę, by sprawdzić, czy wilczyca podąża za mną. Zawiodłem się nieco, gdy jej tam nie ujrzałem. Już byłem gotów wracać na górę, gdy pewien znajomy głos natychmiast mnie zatrzymał.
- Radzę ci się pośpieszyć, chyba nie będziesz kazał damie czekać?
Spojrzałem natychmiast w stronę, z której dochodził głos. Kiedy i jak? Wtedy zdałem sobie sprawę, że wilczyca zaczęła po prostu schodzić z drugiej strony skalnej półki.
- Zobaczymy, kto będzie na kogo czekał. - Powiedziałem z łobuzerskim uśmiechem.
Ponieważ Akane zaczęła dalej schodzić, nie miałem zamiaru pozostawać w tyle. Przyśpieszyłem więc tempo, omijając przy tym, co poniektóre ze skał na swojej drodze.
<Akane?>
Od Yuri do Weryli
Pewnej nocy rozerwałam łańcuch, gdyż czułam się tam jak na uwięzi. Od razu uciekłam do pobliskiego lasu. Przypomniało mi się jak porzucili mnie rodzice gdy byłam mała. Było to przerażające, lecz przełamałam swój strach. Gdy weszłam do dziwnej jamy, ponieważ ulewny deszcz z piorunami zaczął przed chwilą padać, od razu zasnęłam.
Na następny dzień bląkałam się po świecie. Pomagałam, walczyłam, ale nigdy nie znalazłam miejsca. Kiedy właśnie zaczęłam polować na królika zobaczyłam jak jakaś postać idzie w moim kierunku. Na początku chciałam zabić tę postać. Podeszłam bliżej. Zobaczyłam kogoś takiego jak ja, wilka. Miała futro czarne i grzywę biało-zieloną. Lecz nie chciała ze mną walczyć.
-Hej. Nazywam się Weryla. A ty skąd tu się wziełaś? Należysz do jakiejś watahy?
-Hej. Ja nazywam się Yuri. Nie ważne skąd tu się wzięłam i nie należę do żadnej watahy. A ty należysz?
-Tak. Może byś chciała dołaczyć do naszej watahy?
-Mogę dołączyć, ale nie wiem czy będę się tam dobrze czuć?
-Na pewno!
Niezbyt byłam do tego przekonana. Wataha nazywała się Wataca Diamentowych Piór. Gdy poznałam wszystkich uznałam, że będziemy dobrą watahą.
Na następny dzień bląkałam się po świecie. Pomagałam, walczyłam, ale nigdy nie znalazłam miejsca. Kiedy właśnie zaczęłam polować na królika zobaczyłam jak jakaś postać idzie w moim kierunku. Na początku chciałam zabić tę postać. Podeszłam bliżej. Zobaczyłam kogoś takiego jak ja, wilka. Miała futro czarne i grzywę biało-zieloną. Lecz nie chciała ze mną walczyć.
-Hej. Nazywam się Weryla. A ty skąd tu się wziełaś? Należysz do jakiejś watahy?
-Hej. Ja nazywam się Yuri. Nie ważne skąd tu się wzięłam i nie należę do żadnej watahy. A ty należysz?
-Tak. Może byś chciała dołaczyć do naszej watahy?
-Mogę dołączyć, ale nie wiem czy będę się tam dobrze czuć?
-Na pewno!
Niezbyt byłam do tego przekonana. Wataha nazywała się Wataca Diamentowych Piór. Gdy poznałam wszystkich uznałam, że będziemy dobrą watahą.
wtorek, 27 lutego 2018
Od Shu do Genevieve
Shadowzone wzruszyła ramionami, pozostawiając mi wybór dobicia czy oszczędzenia wadery. Postanowiłem jej pomóc, aby nie musieć się potem tłumaczyć, iż na terenie watahy znaleziono kolejne zwłoki. Przy pomocy wadery, wzięliśmy białą wilczycę na nasze barki i ruszyliśmy w stronę wolnej jaskini. Po drodze natrafiliśmy na dwa wilki, tarzające się w śniegu. Zerknąłem na waderę, która przerzuciła ranną na moje barki i zbliżyła się do nich.
- Nie przeszkadzam? - Zapytała, na co biała wilczyca i jej towarzysz przerwali zabawę. Wilk powąchał powietrze, czując metaliczny zapach krwi. Szybko zorientował się, że sytuacja jest poważna.
- Ja się tym zajmę, Soul. - Wadera podeszła do nas, skinęła łbem na Shadow i ruszyła truchtem przed nami, oczyszczając swoją mocą drogę ze śniegu. Nie miałem czasu jej zapytać o imię, lecz te pojawiło się nagle w mojej głowie.
- Nie przeszkadzam? - Zapytała, na co biała wilczyca i jej towarzysz przerwali zabawę. Wilk powąchał powietrze, czując metaliczny zapach krwi. Szybko zorientował się, że sytuacja jest poważna.
- Ja się tym zajmę, Soul. - Wadera podeszła do nas, skinęła łbem na Shadow i ruszyła truchtem przed nami, oczyszczając swoją mocą drogę ze śniegu. Nie miałem czasu jej zapytać o imię, lecz te pojawiło się nagle w mojej głowie.
"To Genevieve."
- Co ty mi w mózgu grzebiesz? - Powiedziałem z udawaną złością do obrończyni Alf, na co ta uśmiechnęła się tajemniczo. Warto zapamiętać - Shaduś to telepata.
Genevieve stanęła u wejścia do jaskini, a następnie pomogła nam wnieść nieznajomą do środka. Wtedy przejęła ją czarna wadera, układając w głębi i pilnując, czy jeszcze żyje. Położyłem się pod stalaktytem, których z resztą było tu pełno i zamerdałem leniwie ogonem.
- A więc, Genevieve, pani lodu, tak?-
- Wystarczy Gen. - Wilczyca przysiadła przy mnie i spojrzała na pozostałe wadery. Nieznajoma zaczęła się samoistnie leczyć. Odetchnąłem z ulgą. Na szczęście, jeszcze nie umrze. Dotknąłem łapą ogona Genevieve. Był niezwykle puchaty i aż prosił się o przytulenie. Powstrzymałem się, wiedząc, że to będzie nie do końca grzeczne i na miejscu.
- Ten Soul czy jak mu tam, to kto? Chłopak?- Uśmiechnąłem się złośliwie, na co wilczyca zaśmiała się.
- To mój brat. A Shadowzone to twoja partnerka? -
- On? Coś ty. - prychnęła czarna wilczyca pół żartem, pół serio. Przewróciłem ostentacyjnie oczami, lecz nie skomentowałem tego. To dobrze, że sprawy przybrały taki obrót. Myślami zacząłem uciekać do Alarisa, obiecałem sobie w duchu, że muszę go jak najszybciej odwiedzić. W końcu, byliśmy z dala od siebie już kilka godzin. Opadłem na bok Gen z zamkniętymi oczyma. Śnieżynka odsunęła się i otrzepała, przez co upadłem na skałę. Szybko podniosłem się, rozmasowując obolałą głowę.
- To nie było miłe.. -
- Wiem. I nie miało być. -
To nie będzie najmilej spędzony czas w moim życiu. Jako jedyny samiec na tyle bądź co bądź ładnych samic, będę zmuszony do wysłuchiwania złośliwych komentarzy. I tak właśnie było. Przez następną godzinę próbowałem skupiać się na otoczeniu, a nie na słowach wilczyc. W pewnym momencie, nieznajoma rozbudziła się i zmierzyła nas wzrokiem.
- Gdzie ja.. Gdzie ja jestem..? - Zapytała słabo. Shadow podeszła do niej, próbując wyglądać jak najprzyjaźniej.
- Jesteś na terenie Watahy Diamentowych Piór, kochana. Jestem Shadowzone, ona to Genevieve, a ten idiota do Shu. Jak cię zwą? -
- Ja ci dam idiota. - warknąłem, zbliżając się do wilczyc i po drodze ciągnąc Shadow za ogon. Ta odpłaciła mi się ugryzieniem w ucho.
- Nazywam się Gekaia, jestem medykiem...-
- Coś chyba tu nie pasuje. - Gen zachichotała pod nosem. Gekaia posłała jej długie spojrzenie.
- Jeśli chcecie, mogę tu zostać i wam pomóc. Opcjonalnie kogoś otruć... -
Widząc zbliżającą się kłótnię, podbiegłem do Genevieve i wyciągnąłem ją na dwór, nim zdążyła się porządnie nastroszyć.
- No już, już. My na coś zapolujemy, a wy tu zostańcie, dobrze? - Nie czekając na odpowiedź czy zgodę, skierowałem się z waderą na kolejne polowanie tego dnia.
Od Soula do Rachel
Byłem zaspany. Na mnie leżałoooo... coś dziwnego. W sumie nawet nie chciałem wiedzieć co to było. Więc od razu spaliłem to co na mnie leżało.
- To było ohydne. - skwitowałem.
Rachel tylko wzruszyła ramionami.
- To co robimy? - spytałem.
- Wracamy do domu chyba - zaproponowała.
- Tak też myślałem.
Tak więc oboje udaliśmy się z powrotem.
- To było ohydne. - skwitowałem.
Rachel tylko wzruszyła ramionami.
- To co robimy? - spytałem.
- Wracamy do domu chyba - zaproponowała.
- Tak też myślałem.
Tak więc oboje udaliśmy się z powrotem.
*kilka tygodni później*
Od tamtego czasu wszystko wydawało się w miarę normalne. Sęk w tym, że Rachel zaczęła mieć swoje humorki. Stałem się codziennym mieszkańcem jaskini wadery. W sumie jakbym się o niej wprowadził to nie byłoby większej różnicy. Chociaż i tak zazwyczaj nocowałem na dworze. To zazwyczaj gdzieś w pobliżu jaskini Rachel tak na wszelki wypadek gdyby czegoś potrzebowała.
Ostatnio jednak zaczęła budzić mnie w nocy co raczej nigdy się nie zdarzało. Oprócz tego i w dzień była coraz mniej znośna. Narzekała cały czas, aż w końcu miałem jej serdecznie dosyć.
- Soooouuullllll! - usłyszałem po raz kolejny tego samego dnia.
W myślach przybiłem sobie mentalną piątkę, krzesłem, w twarz.
- Co chceeesz? - bąknąłem trochę nie miło.
- Chodź tu! - krzyknęła.
Tak więc posłusznie udałem się za jej głosem i wszedłem centralnie do jej jaskini. Rach stała sobie na jej środku.
- Przytulisz mnieee? - spytała.
Na twarzy miałem wymalowanego mind fucka.
Co? Rachel? Chciała żebym ją przytulił? Przesłyszałem się czy jak?
- Co?
- To co słyszałeś. Od dzisiaj będziesz moją przytulanką. - Uśmiechnęła się groźnie.
Przyznam, że to było creepy.
- Więc jak? - ponowiła pytanie.
- Eeee, no skoro chcesz. - No i przybliżyłem się do niej.
Lekko ją dotknąłem i na tym się skończyło. To było ciulowe, a jednak w miarę miłe.
- Co się z tobą stało? - spytałem przekrzywiając głowę w bok.
- Nie wiem. - powiedziała obojętnie wzruszając ramionami.
*miesiąc później*
Rachel wykrzyknęła do mojego ucha głośnie ,,SOOOOULLLLL"
- CO CHCESZ? - warknąłem.
- Muszę ci coś powiedzieć... - zaczęła.
- Dajesz
Rachel?
Od Genevieve CD Soula
- Ah! Od razu lepiej! - mruknął Soul, otrzepując się ze śniegu i szeroko się uśmiechając. No fajnie! Przez kawał drogi męczyłam się z tym baranem na plecach, żeby teraz wstał i normalnie szedł. Myślałam, że jest umierający czy coś... Niewiele myśląc prychnęłam i przywaliłam łapą w bok basiora. Ten syknął i przeszył mnie morderczym wzrokiem.
- Ałaa... Za co? - jęknął po chwili. Uśmiechnęłam się dumna ze swojego czynu. Obudziła się we mnie ta sadystyczna strona, którą szczerzę mówiąc bardzo lubiłam.
- Za straszenie niewinnych ludzi! Myślałam, że jesteś umierający i dźwigałam cię przez tyle czasu, żebyś teraz wstał i szedł jakby nigdy nic!
Soul zatrzymał się na chwilę, pomyślał chwilę, po czym z uśmiechem na twarzy, zaczął pakować mi się na grzbiet.
- Co ty odpierdzielasz?! - krzyknęłam odsuwając się od niego tak, że spadł na ziemię.
- Ja was kobiety nie rozumiem! Najpierw masz pretensje bo nie musisz mnie nieść i idę sam, a teraz masz pretensje, bo chcę wejść ci na plecy! Ja nie wiem! - zaczął marudzić Soul.
- Nigdy nie byłeś zbyt inteligentny, co? - powiedziałam zadziornym uśmieszkiem, przez co mina brata wyrażała teraz wielkie oburzenie. Czekałam na jakąś błyskotliwą ripostę, jednak basior stał tylko z otwartymi ustami, próbując wymyślić coś co zniszczy mi życie. Nie wiedząc za bardzo co robić, wziął w łapę śnieg i rzucił się na mnie, próbując wetrzeć śnieg w moją sierść. Niestety tym razem nie udało mi się zwiać. Oby dwoje tarzaliśmy się w śniegu, śmiejąc się tak głośno, że słychać nas było pewnie z kilometra. Nagle naszą zabawę przerwał nieznajomy głos.
- Nie przeszkadzam?
Soul? Totalnie nielogiczne ale nie wiedziałam co napisać!
- Ałaa... Za co? - jęknął po chwili. Uśmiechnęłam się dumna ze swojego czynu. Obudziła się we mnie ta sadystyczna strona, którą szczerzę mówiąc bardzo lubiłam.
- Za straszenie niewinnych ludzi! Myślałam, że jesteś umierający i dźwigałam cię przez tyle czasu, żebyś teraz wstał i szedł jakby nigdy nic!
Soul zatrzymał się na chwilę, pomyślał chwilę, po czym z uśmiechem na twarzy, zaczął pakować mi się na grzbiet.
- Co ty odpierdzielasz?! - krzyknęłam odsuwając się od niego tak, że spadł na ziemię.
- Ja was kobiety nie rozumiem! Najpierw masz pretensje bo nie musisz mnie nieść i idę sam, a teraz masz pretensje, bo chcę wejść ci na plecy! Ja nie wiem! - zaczął marudzić Soul.
- Nigdy nie byłeś zbyt inteligentny, co? - powiedziałam zadziornym uśmieszkiem, przez co mina brata wyrażała teraz wielkie oburzenie. Czekałam na jakąś błyskotliwą ripostę, jednak basior stał tylko z otwartymi ustami, próbując wymyślić coś co zniszczy mi życie. Nie wiedząc za bardzo co robić, wziął w łapę śnieg i rzucił się na mnie, próbując wetrzeć śnieg w moją sierść. Niestety tym razem nie udało mi się zwiać. Oby dwoje tarzaliśmy się w śniegu, śmiejąc się tak głośno, że słychać nas było pewnie z kilometra. Nagle naszą zabawę przerwał nieznajomy głos.
- Nie przeszkadzam?
Soul? Totalnie nielogiczne ale nie wiedziałam co napisać!
poniedziałek, 26 lutego 2018
Od Megami do Endera
-Dobry pomysł-powiedziałam wciąż leżąc.Jakoś nie chciało mi się wstawać, ale w końcu powoli to zrobiłam.Chodź nie była jeszcze późna pora, było bardzo zimno.Z resztą, jak w każdy luty.Chcę już wiosnę...Przeszły po mnie ciarki z zimna.Ender przytulił mnie.-Chodź, nie możemy się przeziębić.
-Prawda-odparłam.Tak jak przedtem Ender powiedział, odprowadził mnie pod samo wejście do jaskini.
-To do jutra-szepnęłam całując wilka na pożegnanie. Gdy Ender już odszedł, myślałam co bym teraz mogła porobić.Było jeszcze za wcześnie na sen.Gdybym teraz zasnęła, pewnie znów miałabym pobudkę w środku nocy.Zajrzałam do spiżarni.Zobaczyłam tam dwa króliki, które zostały od śniadania.Nie powinny mi one zaszkodzić.Wyjęłam jednego, ten drugi może zostać na jutro, albo dla Katrin.Położyłam się wygodnie w moim ulubionym kącie i zaczęłam zajadać moją kolację...W tedy zauważyłam, że rzadko jem takie coś jak "kolacja".Zazwyczaj jadałam rano, ewentualnie gdzieś w środku dnia.I przez te myśli, nawet nie wiedziałam kiedy zjadłam całe mięso.Resztki które zostały odłożyłam na bok.Rano się je wyrzuci...Teraz byłam już gotowa do snu.Katrin dalej nie wracała, ale nie martwiłam się tym.Często wracała późno.Zwinęłam się w kłębek i zasnęłam.Przebudziłam się, gdy Katrin wróciła, ale za chwilę znów spałam.
Tak jak zasnęłam wcześnie, to też obudziłam się gdy Katrin jeszcze spała.Przez moją wczorajszą przekąskę, nie byłam jakoś bardzo głodna.Ziewnęłam z cichym piśnięciem.Nudząc się usiadłam w progu jaskini i zaczęłam obserwować świat... Gdy usłyszałam, że Katrin się obudziła, wróciłam do niej.
-Zastanawiałam się, gdzie jesteś-wadera przeciągała się.-Przecież lubisz spać do południa, a jest siódma rano.
-Wiem o tym.Sama siebie zaskoczyłam.Ale to przez to, że wczoraj wcześnie się położyłam.
-Czemu?
-Sama nie wiem-w tedy poczułam, że jak codziennie Ender do nas idzie.-Jesteś!-wtuliłam się w niego.
-Jestem jestem.Popatrz, co dzisiaj znalazłem-Ender wskazał na leżące obok niego trzy nie duże ptaki.
-Gołębie...?-zdziwiłam się, ponieważ niecodziennie się tu je widywało.-Wyglądają smacznie, ale ja na razie podziękuję.
-Nie jesteś głodna?-basior usiadł obok i podsunął mi jednego ptaka.
-Wczoraj dobrze zjadłam.I jeszcze mam coś w schowku.
-No dobrze...-Ender spojrzał na Katrin, która słysząc to przywłaszczyła sobie gołębia.Zaśmiałam się.Gdy Katrin skończyła jeść, zostawiła nas samych.Postanowiłam poruszyć temat naszej nie dalekiej przyszłości.Przysunęłam się do Endera.
-Jak myślisz...Powinniśmy zacząć coś planować?
<Ender?>
-Prawda-odparłam.Tak jak przedtem Ender powiedział, odprowadził mnie pod samo wejście do jaskini.
-To do jutra-szepnęłam całując wilka na pożegnanie. Gdy Ender już odszedł, myślałam co bym teraz mogła porobić.Było jeszcze za wcześnie na sen.Gdybym teraz zasnęła, pewnie znów miałabym pobudkę w środku nocy.Zajrzałam do spiżarni.Zobaczyłam tam dwa króliki, które zostały od śniadania.Nie powinny mi one zaszkodzić.Wyjęłam jednego, ten drugi może zostać na jutro, albo dla Katrin.Położyłam się wygodnie w moim ulubionym kącie i zaczęłam zajadać moją kolację...W tedy zauważyłam, że rzadko jem takie coś jak "kolacja".Zazwyczaj jadałam rano, ewentualnie gdzieś w środku dnia.I przez te myśli, nawet nie wiedziałam kiedy zjadłam całe mięso.Resztki które zostały odłożyłam na bok.Rano się je wyrzuci...Teraz byłam już gotowa do snu.Katrin dalej nie wracała, ale nie martwiłam się tym.Często wracała późno.Zwinęłam się w kłębek i zasnęłam.Przebudziłam się, gdy Katrin wróciła, ale za chwilę znów spałam.
Tak jak zasnęłam wcześnie, to też obudziłam się gdy Katrin jeszcze spała.Przez moją wczorajszą przekąskę, nie byłam jakoś bardzo głodna.Ziewnęłam z cichym piśnięciem.Nudząc się usiadłam w progu jaskini i zaczęłam obserwować świat... Gdy usłyszałam, że Katrin się obudziła, wróciłam do niej.
-Zastanawiałam się, gdzie jesteś-wadera przeciągała się.-Przecież lubisz spać do południa, a jest siódma rano.
-Wiem o tym.Sama siebie zaskoczyłam.Ale to przez to, że wczoraj wcześnie się położyłam.
-Czemu?
-Sama nie wiem-w tedy poczułam, że jak codziennie Ender do nas idzie.-Jesteś!-wtuliłam się w niego.
-Jestem jestem.Popatrz, co dzisiaj znalazłem-Ender wskazał na leżące obok niego trzy nie duże ptaki.
-Gołębie...?-zdziwiłam się, ponieważ niecodziennie się tu je widywało.-Wyglądają smacznie, ale ja na razie podziękuję.
-Nie jesteś głodna?-basior usiadł obok i podsunął mi jednego ptaka.
-Wczoraj dobrze zjadłam.I jeszcze mam coś w schowku.
-No dobrze...-Ender spojrzał na Katrin, która słysząc to przywłaszczyła sobie gołębia.Zaśmiałam się.Gdy Katrin skończyła jeść, zostawiła nas samych.Postanowiłam poruszyć temat naszej nie dalekiej przyszłości.Przysunęłam się do Endera.
-Jak myślisz...Powinniśmy zacząć coś planować?
<Ender?>
niedziela, 25 lutego 2018
Od Weryli Do Endera "Bransoletka Zaręczynowa"
-Jestem wykończona! - Wskoczyłam do gorących źródeł by odpocząć... Jak głupia przez cały tydzień szukałam ametystu.. Po co? By zrobić Bransoletkę zaręczynową dla Megami...
I nie! nie mam zamiaru się jej oświadczać! Dam ją Enderowi... Bo ten pacan pewnie o tym nie pomyślał... Ach... Już za niedługo ślub... Miejsce na wesele już prawie przygotowane... Co prawda pomyliłam rodzaje wiśni.. i zamiast białych zasadziłam różowe, ale dzięki temu nie będzie tak biało... Zaręczynowy prezent jest prawie gotowy... Mam nadzieje że Megami się spodoba! Ametyst idealnie pasuje do jej umaszczenia.. a więc większych problemów raczej nie będzie... Tylko jak by się ubrać na ślub? W końcu jestem księdzem... Na czarno? Ech...
I nie! nie mam zamiaru się jej oświadczać! Dam ją Enderowi... Bo ten pacan pewnie o tym nie pomyślał... Ach... Już za niedługo ślub... Miejsce na wesele już prawie przygotowane... Co prawda pomyliłam rodzaje wiśni.. i zamiast białych zasadziłam różowe, ale dzięki temu nie będzie tak biało... Zaręczynowy prezent jest prawie gotowy... Mam nadzieje że Megami się spodoba! Ametyst idealnie pasuje do jej umaszczenia.. a więc większych problemów raczej nie będzie... Tylko jak by się ubrać na ślub? W końcu jestem księdzem... Na czarno? Ech...
Następnego dnia
Zrobię mu psikusa... jest wcześnie rano... powinien spać..
Cichutko zakradłam się do jaskini Endera... Jeszcze spał..
-ENDERRRRRR! -Wydarłam się mu do ucha...
-CO?! GDZIE JAK?! Boże... Weryla! nie strasz mnie... Czekaj... CO TY TU ROBISZ!?
-HAH!-Zaczęłam się śmiać... -Masz... to prezent zaręczynowy! -Podałam mu bransoletę zawiniętą w białą chustę... Basior podniósł się z ziemi i wypakował prezent...
-Em... Dziękuje Werylo.. tylko ja takich rzeczy nie noszę -Uśmiechnął się z zażenowaniem...
-To nie dla ciebie! To bransoleta zaręczynowa! Mam nadzieję że Megami się spodoba!
<Ender? Mam nadzieję że cię nie zaskoczyłam, coś z weną ostatnio u mnie ciężko>
Od Alarisa do Katrin
Zaprowadziliśmy parę do jaskini. Katrin stanęła teatralnie przed dziurą, merdając lekko ogonem. Megami uniosła wyczekująco brew. Zmierzyłem waderę oraz Endera wzrokiem, zastanawiając się, czy tak właśnie wygląda prawdziwa miłość. Byli uroczy i pasowali do siebie, mimo, że widziałem ich pierwszy, może drugi raz. Młodsza wilczyca odsunęła się po chwili na bok, prezentując niezwykle nie reprezentacyjną dziurę w ziemi.
- Widzę. Co w związku z tym? - Alfa stanęła na brzegu zejścia i zajrzała do środka. Uśmiechnąłem się na widok jej miny. Megami wyglądała na zdziwioną, a za razem zauroczoną wnętrzem jaskini. Po chwili przesunęła się na bok, aby zrobić przy sobie miejsce dla basiora. Wilk ocenił znalezisko krytycznym wzrokiem.
- Ktoś z was tam był? -
Spojrzeliśmy po sobie z Katrin. Mieliśmy połowiczne szanse na pochwałę i naganę. Odchrząknąłem cicho, postanawiając wziąć całą winę na siebie.
- To był mój pomysł. Byliśmy tam tylko na chwilę, niczego nie dotykaliśmy. -
Ender chyba nie przyjął tych wyjaśnień, lecz nie odezwał się. Chwilę rozmawiał szeptem z partnerką, a następnie przeniósł spojrzenie na nas.
- Sprawdzę to. Wy tu zostańcie. - Nakazał i zszedł do środka. Nie mogłem pozwolić, żeby coś mu się stało. Wadery pomyślały podobnie, gdyż zaledwie sekundę później wylądowaliśmy za nim. Mogłem wręcz przysiąc, że usłyszałem jak wilk przewraca oczami.
- Nie oddalajcie się. - rzucił przez ramię i potruchtał w głąb. Razem z Katrin chłonęliśmy ponownie szczegóły, ciesząc wzrok kolorowymi kryształami, odbiciami wody na skałach czy tym, jak futro Megami zmieniało barwy. Sama wadera zamykała naszą skromną wycieczkę, widać było jednak, że wolałaby pójść do przodu. Ender po dłuższej chwili nakazał nam zatrzymać się, a sam wszedł do przestronnej groty, której szczyt ginął w ciemnościach. Po środku znajdowała się kamienna kolumna o nienaturalnym kształcie. Katrin wyjrzała zza siostry, próbując dojrzeć, co robi basior. Sam zrobiłem to samo. Alfa wpatrywał się w przestrzeń, wodząc nieświadomym wzrokiem po wnętrzu "sali". Jego oczy przybrały mlecznobiałą barwę.
- Dosyć! - krzyknął nagle tak głośno, że pisnąłem, przestraszony. Megami podbiegła do ukochanego i spojrzała mu w oczy. Ender potrząsnął łbem - wyglądał już normalnie, jednak szybkie oddechy świadczyły, że coś go zdenerwowało.
- Rozmawiałeś z duchami? Mówiły coś? - Wilczyca wtuliła nos w futro na szyi basiora i zadrżała. - Nic ci chyba nie jest? -
- Tak, są tu. - odpowiedział, liżąc Megami w policzek. Po chwili ciszy, zaprosił nas do siebie. Kiedy znaleźliśmy się przy parze, zobaczyłem, że kolumna nie była kolumną. Przed nami wznosił się posąg wilka, spoglądającego z wysoka swymi szkarłatnymi oczyma na naszą czwórkę. Zakrzywione, ostre uszy przypominały w pewnym stopniu rogi. Od tej sali biła energia, powodująca dreszcze oraz lekki niepokój. Katrin obiegła figurę wokół z nosem tuż przy ziemi. W tym czasie Ender zebrał myśli.
- Wygląda na to, że są tu zamknięte, coś je tu trzyma. Jednak milczą, poza tym. Te duchy błagają o pomoc... Lecz ja nie mogę im jej zaoferować.. -
- Cicho, End, na pewno znajdziesz jakiś sposób. Zawsze znajdujesz! Wierzę w ciebie. -
- Widzisz... zmarłych? - spytałem niepewnie, na co basior skinął łbem.
- Również mogę się z nimi komunikować. Ot, taka przydatna moc. -
- Hej, Meg, End, Alaris, patrzcie! - Katrin przyniosła w pysku rzemień, na którym wisiała srebrna czaszka jakiegoś ptaka z oczami wysadzanymi rubinami. Wydawało mi się, że już podobną gdzieś widziałem. Hollow wyglądał podobnie, kiedy znajduje się między różnymi stanami materii. Megami wzięła od siostry amulet, obejrzała go, a następnie podała basiorowi, aby mógł się mu również przyjrzeć. Ender spróbował go założyć na szyję, lecz szybko zerwał naszyjnik. Futro w miejscu, gdzie znajdował się przedmiot, stało się czarne. Kat również posiadała podobne plamy. Podbiegłem do wilczycy, nie chcąc jej uświadamiać, co się stało.
- Co to? - Wadera chciała podejść do szwagra, lecz powstrzymałem ją. Wyglądało na to, że zostali otruci, jednak na szczęście, ten rodzaj skażenia znikał samoistnie. Mam taką nadzieję.
- Ender, zabierz Katrin do jaskini, dobrze? - Megami ze smutkiem polizała czarne futro Endera. Basior otworzył pysk, by protestować, lecz odpuścił, widząc łzy w kącikach oczu wybranki.
- Poczekamy przy zejściu. -
Odprowadziliśmy ich wzrokiem Zostałem z alfą sam na sam. Wilczyca wskazała nosem na amulet, leżący na ziemi.
- Nie wiem, co to jest... Ale nikt ma tego nie znaleźć. Nigdy. Czy mógłbyś..? -
- To zniszczyć? - Podniosłem naszyjnik, a niepokój powrócił z wzmocnioną siłą. - Spróbuję. Niczego nie obiecuję. -
Megami uniosła końcówki pyska w słabym uśmiechu. Nie było w nim jednak krzty wesołości.
- Dziękuję. Alaris. Radzę tobie i Shu pomyśleć nad zmianą jaskini. Wejście tutaj powinno być zapieczętowane. -
Wróciliśmy wspólnie do Endera i Katrin. Razem z basiorem pomogliśmy wdrapać się waderom na powierzchnię. Zauważyłem wtedy, iż alfa jest ciepły.
- Masz gorączkę/ - stwierdziłem fachowo, kiedy miałem możliwość zbadania wilka. End machnął łapą i wyszedł na zewnątrz. Jego chód był chybotliwy, jakby samiec miał się zaraz przewrócić. Nim zdążyłem udzielić pierwszej pomocy, Megami skierowała się z ukochanym do medyka. Cóż, może mi jeszcze nie ufają. Odwróciłem się ku Katrin, która słaniała się na nogach. Pomogłem jej dotrzeć do jej domu, czasem biorąc waderę na swoje barki. Gdy niosłem ją przez zimowy las, słyszałem dzwonienie dwóch amuletów na mojej szyi. Moje futro również zaczynało stawać się czarne, lecz ignorowałem to. Bezpieczeństwo mojej przyjaciółki było aktualnie priorytetem.
- ...Carreou... - wymamrotała wilczyca po tym, jak położyłem ją we wnętrzu jaskini Megami. Przestałem zbierać wodę do kamienia, wyżłobionego na kształt miski i podbiegłem do Kat, myśląc, że czegoś potrzebuje.
- Co mówisz? Nie zrozumiałem.. -
- Przecież się nie odzywam, Ally. -
Znieruchomiałem, słysząc moje przezwisko, a za razem zarumieniłem się. To niemożliwe, aby je znała!
- .. Zdrzemnij się, sen dobrze ci zrobi, Katrin. - odparłem i przyniosłem wilczycy wody. Wadera wzięła głębszy wdech, a następnie z trudem usiadła.
- Wiesz, interesowało mnie jedno ..- Zagaiłem rozmowę po dłuższej chwili, chcąc odgonić złe myśli. - Nie czujesz się zazdrosna o siostrę? -
<Przepraszam, jeśli trochę chaotyczne >
- Widzę. Co w związku z tym? - Alfa stanęła na brzegu zejścia i zajrzała do środka. Uśmiechnąłem się na widok jej miny. Megami wyglądała na zdziwioną, a za razem zauroczoną wnętrzem jaskini. Po chwili przesunęła się na bok, aby zrobić przy sobie miejsce dla basiora. Wilk ocenił znalezisko krytycznym wzrokiem.
- Ktoś z was tam był? -
Spojrzeliśmy po sobie z Katrin. Mieliśmy połowiczne szanse na pochwałę i naganę. Odchrząknąłem cicho, postanawiając wziąć całą winę na siebie.
- To był mój pomysł. Byliśmy tam tylko na chwilę, niczego nie dotykaliśmy. -
Ender chyba nie przyjął tych wyjaśnień, lecz nie odezwał się. Chwilę rozmawiał szeptem z partnerką, a następnie przeniósł spojrzenie na nas.
- Sprawdzę to. Wy tu zostańcie. - Nakazał i zszedł do środka. Nie mogłem pozwolić, żeby coś mu się stało. Wadery pomyślały podobnie, gdyż zaledwie sekundę później wylądowaliśmy za nim. Mogłem wręcz przysiąc, że usłyszałem jak wilk przewraca oczami.
- Nie oddalajcie się. - rzucił przez ramię i potruchtał w głąb. Razem z Katrin chłonęliśmy ponownie szczegóły, ciesząc wzrok kolorowymi kryształami, odbiciami wody na skałach czy tym, jak futro Megami zmieniało barwy. Sama wadera zamykała naszą skromną wycieczkę, widać było jednak, że wolałaby pójść do przodu. Ender po dłuższej chwili nakazał nam zatrzymać się, a sam wszedł do przestronnej groty, której szczyt ginął w ciemnościach. Po środku znajdowała się kamienna kolumna o nienaturalnym kształcie. Katrin wyjrzała zza siostry, próbując dojrzeć, co robi basior. Sam zrobiłem to samo. Alfa wpatrywał się w przestrzeń, wodząc nieświadomym wzrokiem po wnętrzu "sali". Jego oczy przybrały mlecznobiałą barwę.
- Dosyć! - krzyknął nagle tak głośno, że pisnąłem, przestraszony. Megami podbiegła do ukochanego i spojrzała mu w oczy. Ender potrząsnął łbem - wyglądał już normalnie, jednak szybkie oddechy świadczyły, że coś go zdenerwowało.
- Rozmawiałeś z duchami? Mówiły coś? - Wilczyca wtuliła nos w futro na szyi basiora i zadrżała. - Nic ci chyba nie jest? -
- Tak, są tu. - odpowiedział, liżąc Megami w policzek. Po chwili ciszy, zaprosił nas do siebie. Kiedy znaleźliśmy się przy parze, zobaczyłem, że kolumna nie była kolumną. Przed nami wznosił się posąg wilka, spoglądającego z wysoka swymi szkarłatnymi oczyma na naszą czwórkę. Zakrzywione, ostre uszy przypominały w pewnym stopniu rogi. Od tej sali biła energia, powodująca dreszcze oraz lekki niepokój. Katrin obiegła figurę wokół z nosem tuż przy ziemi. W tym czasie Ender zebrał myśli.
- Wygląda na to, że są tu zamknięte, coś je tu trzyma. Jednak milczą, poza tym. Te duchy błagają o pomoc... Lecz ja nie mogę im jej zaoferować.. -
- Cicho, End, na pewno znajdziesz jakiś sposób. Zawsze znajdujesz! Wierzę w ciebie. -
- Widzisz... zmarłych? - spytałem niepewnie, na co basior skinął łbem.
- Również mogę się z nimi komunikować. Ot, taka przydatna moc. -
- Hej, Meg, End, Alaris, patrzcie! - Katrin przyniosła w pysku rzemień, na którym wisiała srebrna czaszka jakiegoś ptaka z oczami wysadzanymi rubinami. Wydawało mi się, że już podobną gdzieś widziałem. Hollow wyglądał podobnie, kiedy znajduje się między różnymi stanami materii. Megami wzięła od siostry amulet, obejrzała go, a następnie podała basiorowi, aby mógł się mu również przyjrzeć. Ender spróbował go założyć na szyję, lecz szybko zerwał naszyjnik. Futro w miejscu, gdzie znajdował się przedmiot, stało się czarne. Kat również posiadała podobne plamy. Podbiegłem do wilczycy, nie chcąc jej uświadamiać, co się stało.
- Co to? - Wadera chciała podejść do szwagra, lecz powstrzymałem ją. Wyglądało na to, że zostali otruci, jednak na szczęście, ten rodzaj skażenia znikał samoistnie. Mam taką nadzieję.
- Ender, zabierz Katrin do jaskini, dobrze? - Megami ze smutkiem polizała czarne futro Endera. Basior otworzył pysk, by protestować, lecz odpuścił, widząc łzy w kącikach oczu wybranki.
- Poczekamy przy zejściu. -
Odprowadziliśmy ich wzrokiem Zostałem z alfą sam na sam. Wilczyca wskazała nosem na amulet, leżący na ziemi.
- Nie wiem, co to jest... Ale nikt ma tego nie znaleźć. Nigdy. Czy mógłbyś..? -
- To zniszczyć? - Podniosłem naszyjnik, a niepokój powrócił z wzmocnioną siłą. - Spróbuję. Niczego nie obiecuję. -
Megami uniosła końcówki pyska w słabym uśmiechu. Nie było w nim jednak krzty wesołości.
- Dziękuję. Alaris. Radzę tobie i Shu pomyśleć nad zmianą jaskini. Wejście tutaj powinno być zapieczętowane. -
Wróciliśmy wspólnie do Endera i Katrin. Razem z basiorem pomogliśmy wdrapać się waderom na powierzchnię. Zauważyłem wtedy, iż alfa jest ciepły.
- Masz gorączkę/ - stwierdziłem fachowo, kiedy miałem możliwość zbadania wilka. End machnął łapą i wyszedł na zewnątrz. Jego chód był chybotliwy, jakby samiec miał się zaraz przewrócić. Nim zdążyłem udzielić pierwszej pomocy, Megami skierowała się z ukochanym do medyka. Cóż, może mi jeszcze nie ufają. Odwróciłem się ku Katrin, która słaniała się na nogach. Pomogłem jej dotrzeć do jej domu, czasem biorąc waderę na swoje barki. Gdy niosłem ją przez zimowy las, słyszałem dzwonienie dwóch amuletów na mojej szyi. Moje futro również zaczynało stawać się czarne, lecz ignorowałem to. Bezpieczeństwo mojej przyjaciółki było aktualnie priorytetem.
- ...Carreou... - wymamrotała wilczyca po tym, jak położyłem ją we wnętrzu jaskini Megami. Przestałem zbierać wodę do kamienia, wyżłobionego na kształt miski i podbiegłem do Kat, myśląc, że czegoś potrzebuje.
- Co mówisz? Nie zrozumiałem.. -
- Przecież się nie odzywam, Ally. -
Znieruchomiałem, słysząc moje przezwisko, a za razem zarumieniłem się. To niemożliwe, aby je znała!
- .. Zdrzemnij się, sen dobrze ci zrobi, Katrin. - odparłem i przyniosłem wilczycy wody. Wadera wzięła głębszy wdech, a następnie z trudem usiadła.
- Wiesz, interesowało mnie jedno ..- Zagaiłem rozmowę po dłuższej chwili, chcąc odgonić złe myśli. - Nie czujesz się zazdrosna o siostrę? -
<Przepraszam, jeśli trochę chaotyczne >
Od Katrin do Alarisa
Byłam ciekawa, czy Meg wie o tej podziemnej jaskini.Ale pewnie nie, ponieważ nie było widać żadnych innych dziur, przez które można się tu dostać.Stałam przy brzegu jeziorka i patrzyłam w głąb tunelu.Nie było widać końca.-Ciekawe co tam jest...-szepnęłam do siebie.
-Może kiedyś ktoś to sprawdzi.Na razie chodźmy po Megami-Alaris dwoma skokami wdrapał się na z powrotem do jaskini Shu.Stanęłam dokładnie pod dziurą, przez którą tu wpadliśmy.
-To będzie trudne-powiedziałam opierając przednie łapy na ścianie jaskini.Wilk machnął zachęcająco łapą.
-Wskakuj.Chyba czasem były trudniejsze przeszkody do pokonania.
Wzięłam głęboki wdech i odsunęłam się, aby mieć większy rozpęd.Z małym trudem wdrapałam się do Alarisa.
-No i widzisz-basior podszedł do wyjścia z jaskini.Fakt, bywało gorzej.I tak wyruszyliśmy na poszukiwanie Meg... Postanowiłam przerwać ciszę, która już dłuższy czas tu panowała.-Ciekawe co Shu na to powie.
Basior zaśmiał się.-Będzie miał powiększoną jaskinię.
-Ta.Ciekawe, czy będzie z nas zadowolony.
W oddali zaczynała pojawiać się jaskinia Megami.Szanse, że jest w środku były duże.Gdy byliśmy kilka metrów przed wejściem, Megami i Ender akurat z niej wychodzili.Warto było najpierw zapytać, czy mają teraz coś ważnego do roboty.Jeśli tak, to nie musieliśmy im głowy zawracać.
-Hej-powiedziałam podchodząc do nich.-Gdzie idziecie?
-Na razie nie mamy określonego celu-odparł Ender.
-Świetnie.Chcemy wam coś pokazać-machnęłam ogonem na znak, aby poszli za nami.Megami zbliżyła się do mnie.-Co takiego chcecie nam pokazać?
-Zobaczysz-mrugnęłam.
<Alaris?Wiem, mega krótkie>
-Może kiedyś ktoś to sprawdzi.Na razie chodźmy po Megami-Alaris dwoma skokami wdrapał się na z powrotem do jaskini Shu.Stanęłam dokładnie pod dziurą, przez którą tu wpadliśmy.
-To będzie trudne-powiedziałam opierając przednie łapy na ścianie jaskini.Wilk machnął zachęcająco łapą.
-Wskakuj.Chyba czasem były trudniejsze przeszkody do pokonania.
Wzięłam głęboki wdech i odsunęłam się, aby mieć większy rozpęd.Z małym trudem wdrapałam się do Alarisa.
-No i widzisz-basior podszedł do wyjścia z jaskini.Fakt, bywało gorzej.I tak wyruszyliśmy na poszukiwanie Meg... Postanowiłam przerwać ciszę, która już dłuższy czas tu panowała.-Ciekawe co Shu na to powie.
Basior zaśmiał się.-Będzie miał powiększoną jaskinię.
-Ta.Ciekawe, czy będzie z nas zadowolony.
W oddali zaczynała pojawiać się jaskinia Megami.Szanse, że jest w środku były duże.Gdy byliśmy kilka metrów przed wejściem, Megami i Ender akurat z niej wychodzili.Warto było najpierw zapytać, czy mają teraz coś ważnego do roboty.Jeśli tak, to nie musieliśmy im głowy zawracać.
-Hej-powiedziałam podchodząc do nich.-Gdzie idziecie?
-Na razie nie mamy określonego celu-odparł Ender.
-Świetnie.Chcemy wam coś pokazać-machnęłam ogonem na znak, aby poszli za nami.Megami zbliżyła się do mnie.-Co takiego chcecie nam pokazać?
-Zobaczysz-mrugnęłam.
<Alaris?Wiem, mega krótkie>
Od Gekai do Shu/Shadowzone
Od kiedy opuściłam swój doczesny dom, krążyłam po świecie, pomagając to tu to tam.. Ale nigdzie nie zostałam na dłużej. Nie wiem, czy nie mogłam znaleźć swojego miejsca czy raczej nie chciałam. Nie zmieniało to faktu, iż moje istnienie przeszkadzało innym.
Pochyliłam łeb ku zimnemu, górskiemu potokowi, aby choć w nikłym stopniu ukoić niemiłosierne pragnienie. Nagle usłyszałam za sobą śmiech. Odwróciłam się gwałtownie i przyjęłam obronną pozycję. Grupa patrolowa z watahy, którą mijałam jakiś czas temu, otoczyła mnie.
- Nie chcę walki. Rozstańmy się w pokoju. - Powiedziałam stanowczo, obserwując nieznane wilki. Wywiązała się walka - wygląda na to, iż te osobniki preferowały rozwiązania siłowe. Broniłam się tak długo, jak mogłam, lecz ostatecznie zostałam pokonana.
" Ich jest zbyt wielu" pomyślałam słabo i resztkami sił teleportowałam się.. Byle gdzie. Upływ krwi z wielu ran sprawił, że nie mogłam się poruszyć, więc leżałam jedynie nieruchomo na zimnym śniegu, czekając na śmierć. Na ratunek nawet nie liczyłam. Po pewnym czasie usłyszałam odgłosy kopyt jakichś zwierząt, może saren oraz dźwięk rozmów.
- Shaduś, postaraj się bardziej! - Męski głos brzmiał nawet przyjemnie dla ucha. Po kilku głębszych oddechach, dołączył do niego ton ewidentnie należący do wadery.
- Nie zapominaj, że to ja ubiłam sama tamtego dzika. -
- Okey, okey, mamy remis. - Wilki zrobiły chwilę przerwy, aby nacieszyć się swoim posiłkiem. Wtem poczułam na sobie czyjeś spojrzenie.
- Te, Shu, co to takie dziwne? -
Kroki zbliżyły się do mnie, a któryś z ich dwójki szturchnął mnie nosem.
- Ledwo zipie. - Skomentował Shu, po czym obrócił mnie razem z ciemną wilczycą na bok. Obydwoje byli czarni, lecz futro wadery zdobiły fioletowe wzory. Nie mogłam im się dłużej przyjrzeć, gdyż zaczęłam tracić przytomność. Usłyszałam jednak ostatnie słowa basiora.
- Co z nią robimy, Shadowzone? -
Pochyliłam łeb ku zimnemu, górskiemu potokowi, aby choć w nikłym stopniu ukoić niemiłosierne pragnienie. Nagle usłyszałam za sobą śmiech. Odwróciłam się gwałtownie i przyjęłam obronną pozycję. Grupa patrolowa z watahy, którą mijałam jakiś czas temu, otoczyła mnie.
- Nie chcę walki. Rozstańmy się w pokoju. - Powiedziałam stanowczo, obserwując nieznane wilki. Wywiązała się walka - wygląda na to, iż te osobniki preferowały rozwiązania siłowe. Broniłam się tak długo, jak mogłam, lecz ostatecznie zostałam pokonana.
" Ich jest zbyt wielu" pomyślałam słabo i resztkami sił teleportowałam się.. Byle gdzie. Upływ krwi z wielu ran sprawił, że nie mogłam się poruszyć, więc leżałam jedynie nieruchomo na zimnym śniegu, czekając na śmierć. Na ratunek nawet nie liczyłam. Po pewnym czasie usłyszałam odgłosy kopyt jakichś zwierząt, może saren oraz dźwięk rozmów.
- Shaduś, postaraj się bardziej! - Męski głos brzmiał nawet przyjemnie dla ucha. Po kilku głębszych oddechach, dołączył do niego ton ewidentnie należący do wadery.
- Nie zapominaj, że to ja ubiłam sama tamtego dzika. -
- Okey, okey, mamy remis. - Wilki zrobiły chwilę przerwy, aby nacieszyć się swoim posiłkiem. Wtem poczułam na sobie czyjeś spojrzenie.
- Te, Shu, co to takie dziwne? -
Kroki zbliżyły się do mnie, a któryś z ich dwójki szturchnął mnie nosem.
- Ledwo zipie. - Skomentował Shu, po czym obrócił mnie razem z ciemną wilczycą na bok. Obydwoje byli czarni, lecz futro wadery zdobiły fioletowe wzory. Nie mogłam im się dłużej przyjrzeć, gdyż zaczęłam tracić przytomność. Usłyszałam jednak ostatnie słowa basiora.
- Co z nią robimy, Shadowzone? -
sobota, 24 lutego 2018
Od Artemisa do Ametyst
Przysnęło nam się...Niestety w nocy (przynajmniej ja) spałem tylko trzy godziny. Obudził nas nieznany, biały basior.Nie wiedziałem jak zareagować.Ale trochę dalej zauważyłem Katrin, więc dotarło do mnie, że nie ma się czego bać.Wadera stała obok naszego dzieła ze śniegu.Spojrzałem na Ametyst.Widziałem, że myśli o tym samym co ja.Zaczęliśmy się śmiać.
-Nabraliście się?-Ametyst wybuchła śmiechem.
-Niestety tak...-z trudem wydusił z siebie wilk.Katrin pokiwała głową uśmiechając się.Wadera usiadła obok basiora i powiedziała-To Alaris.Będzie chirurgiem.
-Fajnie-Ametyst przestała się śmiać.-To stanowisko zawsze będzie przydatne.
-Prawda-odezwałem się, bo często nie umiem usiedzieć nic nie odpowiadając.Katrin odwróciła się.
-To my już pójdziemy.Mam ci jeszcze wiele do pokazania-zwróciła się do wilka.
-Jasne-Alaris ruszył za nią...
-Może my też już pójdziemy?-wstałem równo z Ametyst.Przez chwilę myślałem, gdzie możemy pójść.No bo w końcu jest tu dużo wspaniałych miejsc.Podszedłem do bałwana i zacząłem myśleć, co z nim zrobić.
-Ale co z nim zrobimy?-Ametyst zapytała zatrzymując się obok.-Szkoda go burzyć...
-Właśnie...-poklepałem naszą figurę po nodze.Uśmiechnąłem się i spojrzałem na Ametyst.-Mam pomysł.Jutro, koło południa wrócimy tu i sprawdzimy, czy ktoś jeszcze się nabrał.
Ametyst zaśmiała się-Dobrze.A teraz gdzie?
Spojrzałem w niebo.W myślach na szybko przejrzałem wszystkie miejsca, do których moglibyśmy pójść, lecz nie znalazłem takiego, na które teraz miałbym ochotę.Zrobiłem kilka okrążeń wokół naszego bałwana.-Może po prostu chodźmy do ciebie.Dawno was nie odwiedzałem-odparłem zatrzymując się przed waderą.
-Dobrze...-Ametyst wzruszyła ramionami.Zaczęliśmy oddalać się od miejsca, które teraz chyba będziemy mieć zawsze w pamięci.
<Ametyst?Brak weny bardzo boli...>
-Nabraliście się?-Ametyst wybuchła śmiechem.
-Niestety tak...-z trudem wydusił z siebie wilk.Katrin pokiwała głową uśmiechając się.Wadera usiadła obok basiora i powiedziała-To Alaris.Będzie chirurgiem.
-Fajnie-Ametyst przestała się śmiać.-To stanowisko zawsze będzie przydatne.
-Prawda-odezwałem się, bo często nie umiem usiedzieć nic nie odpowiadając.Katrin odwróciła się.
-To my już pójdziemy.Mam ci jeszcze wiele do pokazania-zwróciła się do wilka.
-Jasne-Alaris ruszył za nią...
-Może my też już pójdziemy?-wstałem równo z Ametyst.Przez chwilę myślałem, gdzie możemy pójść.No bo w końcu jest tu dużo wspaniałych miejsc.Podszedłem do bałwana i zacząłem myśleć, co z nim zrobić.
-Ale co z nim zrobimy?-Ametyst zapytała zatrzymując się obok.-Szkoda go burzyć...
-Właśnie...-poklepałem naszą figurę po nodze.Uśmiechnąłem się i spojrzałem na Ametyst.-Mam pomysł.Jutro, koło południa wrócimy tu i sprawdzimy, czy ktoś jeszcze się nabrał.
Ametyst zaśmiała się-Dobrze.A teraz gdzie?
Spojrzałem w niebo.W myślach na szybko przejrzałem wszystkie miejsca, do których moglibyśmy pójść, lecz nie znalazłem takiego, na które teraz miałbym ochotę.Zrobiłem kilka okrążeń wokół naszego bałwana.-Może po prostu chodźmy do ciebie.Dawno was nie odwiedzałem-odparłem zatrzymując się przed waderą.
-Dobrze...-Ametyst wzruszyła ramionami.Zaczęliśmy oddalać się od miejsca, które teraz chyba będziemy mieć zawsze w pamięci.
<Ametyst?Brak weny bardzo boli...>
Nowa wadera!
Autor obrazka: silvermoonfox
Hasła: Ogień, Hierarchia, NocWłaściciel: xRavi
Imię: Yuri
Przezwisko:
Wiek: 3 lata
Płeć: Wadera
Stanowisko: Wojownik
Lubi: Koty, ciemność, spokój oraz walczyć
Nie lubi: Wścibskich wilków.
Motto: Żyj chwilą! Chyba, że chwila jest nieprzyjemna, w takim przypadku zjedz ciasteczko.
Żywioł: Cień, mrok, ogień
Rodzina: Matka Akemi, Ojciec Kuro, rodzeństwa nigdy nie poznała
Historia: Yuri została porzucona tuż po urodzeniu i oddana bogom lasu jako ofiara. Nie zginęła jednak, a podróżujący człowiek odnalazł ją. Wilczyca wychowała się w jego gospodarstwie jako pies strażnicy, czuła jednak, że jej miejsce jest w dziczy. Pewnej nocy, kiedy wiedziała, że jest w stanie sama o siebie zadbać, zerwała łańcuch i uciekła na wolność. Długo podróżowała, lecz z czasem odkryła Watahę Diamentowych Piór, gdzie dołączyła.
Charakter: Wadera jest tajemnicza, lecz pewna siebie. Nie boi się niczego czy nikogo, zawsze jest skora do walki. Wśród przyjaciół jest żartobliwa oraz oddana i nigdy nie zdradza najbliższych.
Amulet: Link
Jaskinia: Link
Głos: Celtic Woman - The Voice Lyrics
Zauroczenie:
Status: Wolna
Partner/ka: Nie
Moce: Czytanie w myślach, podpalanie wzrokiem, tworzenie pomocników z cienia
Umiejętności: Szybko biega, ładnie śpiewa i zachowuje spokój wśród ludzi.
Szczeniaki:
Point: 0
Uwagi/kary:
Nowa wadera!
Autor obrazka: MischievousRaven
Właściciel: Atsuko
Imię: Gekaia
Przezwisko: Pani Doktór
Wiek: 3 lata
Płeć: Wadera
Stanowisko: Chirurg
Lubi: Przebywanie wśród innych zwierząt, spokój, nauka, eksperymenty, podróże, ciężkie brzmienia (muzyka)
Nie lubi: Natrętne wilki, disco polo
Motto: Żyj tu i teraz, nie tam i potem.
Żywioł: Ziemia, czas, życie
Rodzina: Rodzice nieznani
Historia: Została znaleziona zimą przez inne wilki na brzegu rzeki. Nieprzytomną. Zmarzniętą. Ledwo żywą. Prawdopodobnie rodzice wyrzucili ją do rzeki tuż po urodzeniu. Przyjmowała nauki medyczne u jednego z miejscowych lekarzy w wiosce jej wybawców. Gdy dorosła, nie chciała być już dłużej dla nich ciężarem. Uciekła. Teraz szuka swojego miejsca na ziemi w nadziei, że Wataha Diamentowych Piór to jej przeznaczenie.
Charakter: Skryta w sobie, jednak gdy już kogoś pozna i polubi, staje się okropną gadułą. Nie cierpi narzucających się wilków. Mimo to zawsze stara się pomóc jak tylko może, pod przysięgą Hipokratesa. Stara się być uprzejma i ciężko ją wyprowadzić z równowagi, ale jeśli ktoś to zrobi to niech lepiej ucieka na drugi koniec lasu.
Amulet: Link
Jaskinia: (Wejście)Link
(Wnętrze)Link
Głos: The Cranberries - Zombie
Zauroczenie:
Status: Wolna
Partner/ka: Nie
Moce: Regeneracja, podróże w czasie, ogromna wiedza od przodków, przywracanie życia
Umiejętności: Szybka nauka, przewidywanie przyszłości, teleportacja
Szczeniaki: nie
Point: 0
Uwagi/kary:
środa, 21 lutego 2018
Od Endera do Megami
- Cóż... będąc szczerym, to jeszcze nic w tym zakresie nie planowaliśmy. - Stwierdziłem.
- Ale będę mogła być druhną? - Zapytała Ametyst, składając łapy w błagającym geście. - Obiecuję, że nie zrobię nic głupiego.
Po tych słowach wadera położyła jedną łapę na piersi, drugą zaś uniosła w górę na znak przysięgi. Nie bardzo wiedziałem co jej odpowiedzieć. Nic jeszcze nie było ustalone i ciężko było mi jakkolwiek odpowiedzieć na jej prośbę. Widziałem jednak jej zapał i czułem, że i tak nie dałaby mi spokoju. Uśmiechnąłem się więc lekko i starając się nic przy tym nie obiecywać, odparłem:
- Zobaczymy, co da się zrobić.
Ametyst uśmiechnęła się szeroko i skinęła przytakująco głową. Mimo wszystko wydawała się zadowolona. Po tym wszyscy zamilkli. Siedzieliśmy tak przez chwilę w czwórkę, patrząc jeden na drugiego. Nie chcąc dłużej tkwić w tej dziwnej sytuacji, szturchnąłem Megami lekko w bok i wskazałem na wyjście z jaskini. Odetchnąłem głęboko, wpuszczając do płuc zimne powietrze. Meg wyszła zaraz za mną i spojrzała na mnie z uśmiechem.
- Co? - Zapytałem, również się uśmiechając.
- A nic. - Stwierdziła z zadowoleniem. - Tak się tylko zastanawiałam co będziemy robić dalej.
- Cóż... - Zacząłem, udając zamyślonego. - Myślę, że po tak ciężkiej pracy należy nam się trochę odpoczynku.
Wadera zaśmiała się krótko.
- Nie mam nic przeciwko, ale nie oddalajmy się za daleko.
Przytaknąłem, po czym wraz z waderą udaliśmy się do najbliższego stawu. Choć jego powierzchnia pokryta była lodem, zrezygnowaliśmy na razie z wchodzenia na niego. Samica położyła się przy brzegu jeziora a ja zaraz bok niej. Zamknąłem oczy i po prostu wtuliłem nos w jej futro na karku. Leżeliśmy tak chwilę, wsłuchując się w świszczący wiatr i charakterystyczne dla tej pory roku krakanie kruków. Po jakimś czasie do moich uszu dotarło ciche westchnienie.
- Co do tego, o co wcześniej zapytała Ametyst... - Zaczęła wadera.
- Hmm? - Mruknąłem, unosząc jedną powiekę.
- Może faktycznie powinniśmy zacząć coś planować. Mam wrażenie, że Ametyst nie jest jedyną, która wyczekuje naszego ślubu.
- Pewnie masz rację. - Powiedziałem z uśmiechem i obróciłem się na grzbiet. - Jeśli z tobą to mógłbym się ożenić choćby dziś.
- Wolne żarty. Przecież nic nawet nie przygotowaliśmy. - I choć wadera wypowiadała te słowa dość poważnie, to widziałem uśmiech na jej pysku.
Chwyciłem Meg i przyciągnąłem ją do siebie. Pocałowałem czubek jej nosa, ta w odpowiedzi zachichotała i zrobiła to, co ja.
- Odprowadzę cię. Zostawmy to dziś, jutro będziemy myśleć i się przejmować. - Zaproponowałem.
<Megami?>
- Ale będę mogła być druhną? - Zapytała Ametyst, składając łapy w błagającym geście. - Obiecuję, że nie zrobię nic głupiego.
Po tych słowach wadera położyła jedną łapę na piersi, drugą zaś uniosła w górę na znak przysięgi. Nie bardzo wiedziałem co jej odpowiedzieć. Nic jeszcze nie było ustalone i ciężko było mi jakkolwiek odpowiedzieć na jej prośbę. Widziałem jednak jej zapał i czułem, że i tak nie dałaby mi spokoju. Uśmiechnąłem się więc lekko i starając się nic przy tym nie obiecywać, odparłem:
- Zobaczymy, co da się zrobić.
Ametyst uśmiechnęła się szeroko i skinęła przytakująco głową. Mimo wszystko wydawała się zadowolona. Po tym wszyscy zamilkli. Siedzieliśmy tak przez chwilę w czwórkę, patrząc jeden na drugiego. Nie chcąc dłużej tkwić w tej dziwnej sytuacji, szturchnąłem Megami lekko w bok i wskazałem na wyjście z jaskini. Odetchnąłem głęboko, wpuszczając do płuc zimne powietrze. Meg wyszła zaraz za mną i spojrzała na mnie z uśmiechem.
- Co? - Zapytałem, również się uśmiechając.
- A nic. - Stwierdziła z zadowoleniem. - Tak się tylko zastanawiałam co będziemy robić dalej.
- Cóż... - Zacząłem, udając zamyślonego. - Myślę, że po tak ciężkiej pracy należy nam się trochę odpoczynku.
Wadera zaśmiała się krótko.
- Nie mam nic przeciwko, ale nie oddalajmy się za daleko.
Przytaknąłem, po czym wraz z waderą udaliśmy się do najbliższego stawu. Choć jego powierzchnia pokryta była lodem, zrezygnowaliśmy na razie z wchodzenia na niego. Samica położyła się przy brzegu jeziora a ja zaraz bok niej. Zamknąłem oczy i po prostu wtuliłem nos w jej futro na karku. Leżeliśmy tak chwilę, wsłuchując się w świszczący wiatr i charakterystyczne dla tej pory roku krakanie kruków. Po jakimś czasie do moich uszu dotarło ciche westchnienie.
- Co do tego, o co wcześniej zapytała Ametyst... - Zaczęła wadera.
- Hmm? - Mruknąłem, unosząc jedną powiekę.
- Może faktycznie powinniśmy zacząć coś planować. Mam wrażenie, że Ametyst nie jest jedyną, która wyczekuje naszego ślubu.
- Pewnie masz rację. - Powiedziałem z uśmiechem i obróciłem się na grzbiet. - Jeśli z tobą to mógłbym się ożenić choćby dziś.
- Wolne żarty. Przecież nic nawet nie przygotowaliśmy. - I choć wadera wypowiadała te słowa dość poważnie, to widziałem uśmiech na jej pysku.
Chwyciłem Meg i przyciągnąłem ją do siebie. Pocałowałem czubek jej nosa, ta w odpowiedzi zachichotała i zrobiła to, co ja.
- Odprowadzę cię. Zostawmy to dziś, jutro będziemy myśleć i się przejmować. - Zaproponowałem.
<Megami?>
poniedziałek, 19 lutego 2018
Od Akane do Flynta
Obserwowałam Flynta przed całą drogę do mojej góry. Kiedy jednak spoglądał w moją stronę, uciekałam wzrokiem w bok. Nie wiedziałam, dlaczego tak robię. Normalnie zamroziłabym go, gdyby był zbyt nachalny. Jednak.. nie byłam w stanie go skrzywdzić.
- Idiotka. - wymamrotałam pod nosem i prychnęłam. Basior podniósł uszy i po raz kolejny zerknął w moją stronę. Jedno zimne, surowe spojrzenie sprawiło, że wrócił do spoglądania przed siebie ze słabym uśmieszkiem.
- Nie masz tu chyba zbyt wielu przyjaciół, co nie? - Wilk wskoczył na pień powalonego drzewa i z wysuniętym językiem zaczął po nim iść. Przewróciłam oczami, aby dać mu do zrozumienia, że nie ma sensu się popisywać.
- Nie. Nie potrzebuję ich. Są tylko zbędnym balastem. - odparłam, siadając na kamieniu. Rozłożyłam jedno ze skrzydeł i wyrwałam kilka małych, zmierzwionych piórek. Kiedy puch wylądował na nosie Flynta, a mój towarzysz usilnie spróbował na nie spojrzeć, nie wytrzymałam i wybuchnęłam śmiechem. Wilk zeskoczył na ziemię, podszedł do mnie i ponownie zrobił tę zabawną minę. Szturchnęłam go łapą w bok i opadłam na plecy, nadal zanosząc się śmiechem. Przypomniał mi się jesienny poranek, kiedy wraz z moim rodzeństwem urządziliśmy konkurs na podobne grymasy. To była później nasza ulubiona zabawa. Dopiero po chwili śmiechu zorientowałam się, że odkryłam niechcący część mojej prawdziwej osobowości. Poczucie winy i złość na samą siebie stały się zbyt irytujące, więc szybko uspokoiłam się, otrzepałam, a następnie ruszyłam truchtem w stronę góry.
- Dosyć tego dobrego. - oznajmiłam do basiora. Flynt westchnął cicho i dołączył do mnie. Nic jednak nie mówił, lecz zastanawiał się. A ja próbowałam udawać, że wszystko jest w porządku.
Wskoczyłam zgrabnie po kamieniach na półkę skalną przy mojej grocie i obejrzałam się na Flynta. Basior, merdając ogonem, spoglądał na błękitne dzwonki, rosnące przy wejściu. Nie widziałam ich wcześniej, więc zbliżyłam się, żeby lepiej się im przyjrzeć. Wilk uprzedził mnie jednak, wsuwając w rośliny cały łeb i ostentacyjnie zaciągając się ich wonią.
- Ah, niezły towar. - ocenił profesjonalnie, po czym wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu. Uniosłam kącik pyska, zerwałam jeden z kwiatów i wsunęłam go za ucho towarzysza.
- Oficjalnie ogłaszam, że pozbawiłam cię męstwa. - powiedziałam z dumą i rozłożyłam skrzydła, aby podkreślić wagę swoich słów. Doszłam również do wniosku, że miło jest czasem pożartować. Flynt skłonił się nieznacznie i ruszył w moją stronę, Cofnęłam się z chichotem i zniknęłam w głębi jaskini, chowając się za skałą. Basior rozejrzał się wokół.
- Chcesz grać w chowanego z kłusownikiem, białogłowo? Niechaj tak się stanie! - Wilk ostrożnie stawiał kroki, prawie w ogóle nie byłam w stanie go usłyszeć. Siedziałam cicho jak mysz, od czasu do czasu wyglądając zza skały. Widziałam kilka razy jego cień, lecz samego Flynta nigdzie nie było widać. Usłyszałam jednak definitywnie, jak potyka się i upada. Podbiegłam do towarzysza, aby upewnić się, że sobie nic nie zrobił. Kłusownik leżał na boku i chichotał do czegoś, co tylko on sam widział.
- Co ci jest? Żartujesz, nie? -
- Ale oooodlooot... Pa, Akuś, jakie kolory! - Flynt uniósł łapę, która zatoczyła kilka kółek w powietrzu, a następnie opadła na mech. To było dziwne. Bardzo. Wtedy przypomniały mi się kwiaty sprzed jaskini. Ich pyłek był halucynogenny. I wszystko jasne.
- Wstawaj, dziecko szczęścia. - Podniosłam basiora i pozwoliłam mu oprzeć się o siebie. Zadrżałam odruchowo, nieprzyzwyczajona do dotyku. Postanowiłam to jednak znieść. Podprowadziłam wilka do mojego legowiska na czas zimy, w głębi groty, gdzie znajdowały się kryształy, generujące naturalnie ciepło. Położyłam basiora pod ścianą, a sama usiadłam obok. Słuchałam, jak towarzysz rozmawia sam ze sobą, dopóki nie zapadł zmrok i nie zamknął oczu. Zmierzyłam go powoli wzrokiem i ostrożnie okryłam go skrzydłem, decydując, że zabiorę je, nim się obudzi.
- Idiotka. - wymamrotałam pod nosem i prychnęłam. Basior podniósł uszy i po raz kolejny zerknął w moją stronę. Jedno zimne, surowe spojrzenie sprawiło, że wrócił do spoglądania przed siebie ze słabym uśmieszkiem.
- Nie masz tu chyba zbyt wielu przyjaciół, co nie? - Wilk wskoczył na pień powalonego drzewa i z wysuniętym językiem zaczął po nim iść. Przewróciłam oczami, aby dać mu do zrozumienia, że nie ma sensu się popisywać.
- Nie. Nie potrzebuję ich. Są tylko zbędnym balastem. - odparłam, siadając na kamieniu. Rozłożyłam jedno ze skrzydeł i wyrwałam kilka małych, zmierzwionych piórek. Kiedy puch wylądował na nosie Flynta, a mój towarzysz usilnie spróbował na nie spojrzeć, nie wytrzymałam i wybuchnęłam śmiechem. Wilk zeskoczył na ziemię, podszedł do mnie i ponownie zrobił tę zabawną minę. Szturchnęłam go łapą w bok i opadłam na plecy, nadal zanosząc się śmiechem. Przypomniał mi się jesienny poranek, kiedy wraz z moim rodzeństwem urządziliśmy konkurs na podobne grymasy. To była później nasza ulubiona zabawa. Dopiero po chwili śmiechu zorientowałam się, że odkryłam niechcący część mojej prawdziwej osobowości. Poczucie winy i złość na samą siebie stały się zbyt irytujące, więc szybko uspokoiłam się, otrzepałam, a następnie ruszyłam truchtem w stronę góry.
- Dosyć tego dobrego. - oznajmiłam do basiora. Flynt westchnął cicho i dołączył do mnie. Nic jednak nie mówił, lecz zastanawiał się. A ja próbowałam udawać, że wszystko jest w porządku.
Wskoczyłam zgrabnie po kamieniach na półkę skalną przy mojej grocie i obejrzałam się na Flynta. Basior, merdając ogonem, spoglądał na błękitne dzwonki, rosnące przy wejściu. Nie widziałam ich wcześniej, więc zbliżyłam się, żeby lepiej się im przyjrzeć. Wilk uprzedził mnie jednak, wsuwając w rośliny cały łeb i ostentacyjnie zaciągając się ich wonią.
- Ah, niezły towar. - ocenił profesjonalnie, po czym wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu. Uniosłam kącik pyska, zerwałam jeden z kwiatów i wsunęłam go za ucho towarzysza.
- Oficjalnie ogłaszam, że pozbawiłam cię męstwa. - powiedziałam z dumą i rozłożyłam skrzydła, aby podkreślić wagę swoich słów. Doszłam również do wniosku, że miło jest czasem pożartować. Flynt skłonił się nieznacznie i ruszył w moją stronę, Cofnęłam się z chichotem i zniknęłam w głębi jaskini, chowając się za skałą. Basior rozejrzał się wokół.
- Chcesz grać w chowanego z kłusownikiem, białogłowo? Niechaj tak się stanie! - Wilk ostrożnie stawiał kroki, prawie w ogóle nie byłam w stanie go usłyszeć. Siedziałam cicho jak mysz, od czasu do czasu wyglądając zza skały. Widziałam kilka razy jego cień, lecz samego Flynta nigdzie nie było widać. Usłyszałam jednak definitywnie, jak potyka się i upada. Podbiegłam do towarzysza, aby upewnić się, że sobie nic nie zrobił. Kłusownik leżał na boku i chichotał do czegoś, co tylko on sam widział.
- Co ci jest? Żartujesz, nie? -
- Ale oooodlooot... Pa, Akuś, jakie kolory! - Flynt uniósł łapę, która zatoczyła kilka kółek w powietrzu, a następnie opadła na mech. To było dziwne. Bardzo. Wtedy przypomniały mi się kwiaty sprzed jaskini. Ich pyłek był halucynogenny. I wszystko jasne.
- Wstawaj, dziecko szczęścia. - Podniosłam basiora i pozwoliłam mu oprzeć się o siebie. Zadrżałam odruchowo, nieprzyzwyczajona do dotyku. Postanowiłam to jednak znieść. Podprowadziłam wilka do mojego legowiska na czas zimy, w głębi groty, gdzie znajdowały się kryształy, generujące naturalnie ciepło. Położyłam basiora pod ścianą, a sama usiadłam obok. Słuchałam, jak towarzysz rozmawia sam ze sobą, dopóki nie zapadł zmrok i nie zamknął oczu. Zmierzyłam go powoli wzrokiem i ostrożnie okryłam go skrzydłem, decydując, że zabiorę je, nim się obudzi.
Od Flynta do Akane
- Jasne. - Zaśmiałem się krótko i zniknąłem w wodzie.
Wynurzyłem się kilka chwil później, jakieś 10 centymetrów od nosa wadery, już w swojej normalnej formie i z wielkim uśmiechem na pysku. Wilczyca odsunęła się gwałtownie, jednak nic nie powiedziała:
- Jestem kłusownikiem. - Odparłem, opuszczając jeziorko. - A ty królewno, czym się zajmujesz?
Czułem na sobie jej spojrzenie, w żadnym stopniu mi to jednak nie przeszkadzało. Byłem przyzwyczajony do tego, że inni się na mnie gapią, z takich czy innych powodów.
- Należę do patrolu powietrznego. - Odparła Akane, unosząc głowę dumnie do góry.
Przekręciłem głowę, wydało mi się to nieco dziwne. Ostatecznie jednak niezbyt wiele wiedziałem na temat pracy innych. Nie mogłem więc zaprzeczyć temu, że tego typu rzeczy należą do jej obowiązków.
- Wiesz, jeśli miałabyś ochotę, to mógłbym pokazać ci swoje techniki. - Powiedziałem, uśmiechając się szarmancko. - Mogę też od czasu do czasu na coś dla ciebie zapolować.
- Dziękuję. Mam wystarczająco umiejętności, aby polować samemu. - Odparła wilczyca, odwracając głowę w drugą stronę.
Wzruszyłem więc ramionami i zacząłem rozglądać się po jaskini. Jeśli nie chciała, nie miałem zamiaru jej do niczego zmuszać. Niemniej jednak czułem się nieco zawiedziony z powodu jej odpowiedzi. Spojrzałem w stronę wyjścia z jaskini, deszcz powoli ustawał.
- Skoro jednak tak bardzo Ci na tym zależy to, mogę zgodzić się, abyś dla mnie polował. - Usłyszałem głos z wnętrza jaskini.
Zamachałem radośnie ogonem i podreptałem z powrotem do wadery. Z tej perspektywy, gdy jej pióra i futro nie były jeszcze do końca suche, zauważyłem, że błyszczy ona niczym perła na dnie morza. Będąc bliżej, odniosłem wrażenie, że przez chwilę na jej pyszczku zagościł uśmiech.
- Mogłabyś to robić częściej. - Wypaliłem bez większego namysłu.
Akane zmarszczyła nieznacznie brwi i spojrzała na mnie od góry do dołu.
- Uśmiech, mówię o twoim uśmiechu. - Wyjaśniłem i podchodząc bliżej, uniosłem nieznacznie kąciku ust wadery.
Gdy spojrzałem w jej oczy, odniosłem wrażenie, że tam nie tylko zaskoczenie, ale także żywy ogień. Być może gdyby wzrok mógł zabijać, to właśnie w tej chwili byłbym martwy. Działając, nie wziąłem jednak tego pod uwagę. Nie było to niczym nowym.
- Widzisz? Od razu lepiej. - Powiedziałem z uśmiechem, gdy jednak zabrałem łapy, jej pysk przybrał na powrót neutralny wyraz. - Tak w sumie też ładnie. - Dodałem po chwili.
Wadera dalej twardo milczała. Czyżbym zrobił coś nie tak? Spojrzałem przez swoje prawe ramię i ujrzałem smugę wkradającego się do jaskini światła.
- Chyba przestało padać. - Powiedziałem z cichym westchnieniem. - To jak księżniczko, wracamy?
Akane wstała i skierowała swe kroki w stronę wyjścia z jaskini. Zatrzymała się jednak, nim przekroczyła jej próg.
- Miałeś mnie odprowadzić. - Powiedziała i machnęła ogonem.
Uśmiechnąłem się wesoło i szybko stanąłem u boku wadery.
- Komu w drogę temu czas. - Zaśmiałem się krótko i podążyłem za waderą w stronę jej jaskini.
<Akane?>
Wynurzyłem się kilka chwil później, jakieś 10 centymetrów od nosa wadery, już w swojej normalnej formie i z wielkim uśmiechem na pysku. Wilczyca odsunęła się gwałtownie, jednak nic nie powiedziała:
- Jestem kłusownikiem. - Odparłem, opuszczając jeziorko. - A ty królewno, czym się zajmujesz?
Czułem na sobie jej spojrzenie, w żadnym stopniu mi to jednak nie przeszkadzało. Byłem przyzwyczajony do tego, że inni się na mnie gapią, z takich czy innych powodów.
- Należę do patrolu powietrznego. - Odparła Akane, unosząc głowę dumnie do góry.
Przekręciłem głowę, wydało mi się to nieco dziwne. Ostatecznie jednak niezbyt wiele wiedziałem na temat pracy innych. Nie mogłem więc zaprzeczyć temu, że tego typu rzeczy należą do jej obowiązków.
- Wiesz, jeśli miałabyś ochotę, to mógłbym pokazać ci swoje techniki. - Powiedziałem, uśmiechając się szarmancko. - Mogę też od czasu do czasu na coś dla ciebie zapolować.
- Dziękuję. Mam wystarczająco umiejętności, aby polować samemu. - Odparła wilczyca, odwracając głowę w drugą stronę.
Wzruszyłem więc ramionami i zacząłem rozglądać się po jaskini. Jeśli nie chciała, nie miałem zamiaru jej do niczego zmuszać. Niemniej jednak czułem się nieco zawiedziony z powodu jej odpowiedzi. Spojrzałem w stronę wyjścia z jaskini, deszcz powoli ustawał.
- Skoro jednak tak bardzo Ci na tym zależy to, mogę zgodzić się, abyś dla mnie polował. - Usłyszałem głos z wnętrza jaskini.
Zamachałem radośnie ogonem i podreptałem z powrotem do wadery. Z tej perspektywy, gdy jej pióra i futro nie były jeszcze do końca suche, zauważyłem, że błyszczy ona niczym perła na dnie morza. Będąc bliżej, odniosłem wrażenie, że przez chwilę na jej pyszczku zagościł uśmiech.
- Mogłabyś to robić częściej. - Wypaliłem bez większego namysłu.
Akane zmarszczyła nieznacznie brwi i spojrzała na mnie od góry do dołu.
- Uśmiech, mówię o twoim uśmiechu. - Wyjaśniłem i podchodząc bliżej, uniosłem nieznacznie kąciku ust wadery.
Gdy spojrzałem w jej oczy, odniosłem wrażenie, że tam nie tylko zaskoczenie, ale także żywy ogień. Być może gdyby wzrok mógł zabijać, to właśnie w tej chwili byłbym martwy. Działając, nie wziąłem jednak tego pod uwagę. Nie było to niczym nowym.
- Widzisz? Od razu lepiej. - Powiedziałem z uśmiechem, gdy jednak zabrałem łapy, jej pysk przybrał na powrót neutralny wyraz. - Tak w sumie też ładnie. - Dodałem po chwili.
Wadera dalej twardo milczała. Czyżbym zrobił coś nie tak? Spojrzałem przez swoje prawe ramię i ujrzałem smugę wkradającego się do jaskini światła.
- Chyba przestało padać. - Powiedziałem z cichym westchnieniem. - To jak księżniczko, wracamy?
Akane wstała i skierowała swe kroki w stronę wyjścia z jaskini. Zatrzymała się jednak, nim przekroczyła jej próg.
- Miałeś mnie odprowadzić. - Powiedziała i machnęła ogonem.
Uśmiechnąłem się wesoło i szybko stanąłem u boku wadery.
- Komu w drogę temu czas. - Zaśmiałem się krótko i podążyłem za waderą w stronę jej jaskini.
<Akane?>
niedziela, 18 lutego 2018
Od Akane do Flynta
Czekałam właśnie na uspokojenie się wiatru na zewnątrz groty, w której się skryłam, gdy do środka wszedł basior. Był pstrokaty, jakby przed chwilą wytarzał się w tęczy czy czymś takim. Nie kojarzyłam go, być może musiał przyjść, gdy pilnowałam innego terenu. Ciekawe.
- Ktoś ty? - Spytałam, podnosząc ogon. Nie mógł przecież wybrudzić się od ziemi, czyż nie?
- Spokojnie. - Wilk ostrożnie odwrócił się. Zobaczyłam, że pomiędzy jego błękitnymi oczami spływają krople wody. - Chciałem jedynie schronić się przed deszczem. -
- Na pewno? - W moim głosie dało się wyczuć podejrzliwość. Lepiej zachować ostrożność przy samcach. Miałam swoiste doświadczenie z nimi i wiedziałam, że im w głowie tylko jedno. - Jak cię zwą? Powiedz, nim pójdę po strażników. -
- Flynt. - Basior przeciągnął się i uśmiechnął się łobuzersko. Nim się zorientowałam, wyciągnął mnie na zewnątrz. Zawarczałam zdenerwowana. Akurat w tym momencie nastąpiło oberwanie chmury. Deszcz zalał moje starannie wypielęgnowane futro, a w dodatku zmoczył pióra do tego stopnia, że nie mogłam wzbić się w powietrze. Spróbowałam wrócić do jaskini, lecz Flynt zagrodził wejście.
- Czy coś się stało? - Zapytał z tym swoim uśmiechem. Przez głowę przeszła mi myśl, że to najpiękniej uśmiechający się basior, jakiego poznałam. Jeden z moich poprzednich partnerów, Aki, również potrafił uspokoić mnie samym uśmiechem, lecz u Flynta.. Cieszyło się całe ciało. Potrząsnęłam łbem, wracając do rzeczywistości. Wilk zamerdał ogonem.
- Wpuść mnie do środka. Teraz! -
- Boo...? - Mój towarzysz spojrzał na łapy, jakby te nagle stały się niezwykle interesujące. Dosyć tego. Zmieniłam się w podmuch wiatru i przeszłam przez basiora. Flynt uniósł ze zdziwieniem brwi, lecz tylko na sekundę. Następnie podszedł do mnie i starł ogonem wodę z mojego grzbietu. Obserwowałam to z furią w oczach. Miałam ochotę go zabić. Spojrzeliśmy sobie w oczy. Poczułam, że złość zaczyna przechodzić, mimo, iż z całych sił chciałam ją w sobie utrzymać. Chciałam się złościć na tego idiotę, lecz nie byłam w stanie. Odwróciłam jedynie łeb i wbiłam wzrok w ścianę jaskini.
- Dziękuję. - wymamrotałam, nadal na niego nie spoglądając. Wilk zaśmiał się krótko.
- Nadal nie poznałem twojego imienia, Lodowa Księżniczko. - Powiedział, po czym usiadł obok mnie. Wbiłam pazury w ziemię.
- Akane. I nie nazywaj mnie tak. - Odparowałam, podnosząc głos, przez co stał się piskliwy. Flynt odchylił łeb do tyłu z rechotem. Szturchnęłam go skrzydłem w bok. Sama jednak zaśmiałam się cicho. Mam nadzieję, że nikt tego nie zobaczy.
- Imię prawie tak ładne jak właścicielka. - Basior zamerdał ogonem. Widać było, że jest rozluźniony. Nie wiedziałam jednak, czy mówi na serio. Byłam przyzwyczajona do pustych frazesów pod względem mojej osoby. Nie odpowiedziałam nic, jedynie uniosłam kąciki pyska.
Przerwałam ciszę, kiedy spojrzenie Flynta stał się zbyt długie.
- Możesz zostać w tej jaskini, wiesz? Jest pusta, a ty wyglądasz na kogoś, kto lubi wodę.. - Wskazałam jakby od niechcenia na jeziorko w dole jaskini. Wilk skinął łbem. Na dworze nadal padało, lecz zdecydowałam, że już pójdę. Czułam się zbyt dobrze w towarzystwie Flynta. Zanim opuściłam grotę, basior delikatnie złapał mnie za ogon. Odwróciłam się ku niemu z pytającym spojrzeniem.
- Zostań jeszcze chwilę. Potem cię odprowadzę. -
Rozważyłam wszystkie za i przeciw, ostatecznie decydując się, iż jeszcze chwilę mogę poczekać. Usiedliśmy więc nad brzegiem jeziorka, w którym Flynt zanurzył łapę. Stała się ona po chwili zupełnie niewidoczna. Wilk chwilę brodził w wodzie, po czym ochlapał mnie. Otrzepałam się oburzona.
- Wiesz ty co?! - wrzasnęłam i odpłaciłam mu się pięknym za nadobne, wrzucając basiora do środka.
- Nie mogłem się powstrzymać. - Flynt obrócił się na grzbiet i zaczął się unosić na wodze. Zmierzyłam go dokładnie wzrokiem. Był nawet urodziwy, jak na samca.
- Powiedz mi w takim razie, czym się zajmujesz w tej watasze? - Widząc kolejny półuśmiech, szybko przybrałam zły wyraz pyska. - To część mojej pracy, normalnie mnie to wcale nie interesuje! -
- Ktoś ty? - Spytałam, podnosząc ogon. Nie mógł przecież wybrudzić się od ziemi, czyż nie?
- Spokojnie. - Wilk ostrożnie odwrócił się. Zobaczyłam, że pomiędzy jego błękitnymi oczami spływają krople wody. - Chciałem jedynie schronić się przed deszczem. -
- Na pewno? - W moim głosie dało się wyczuć podejrzliwość. Lepiej zachować ostrożność przy samcach. Miałam swoiste doświadczenie z nimi i wiedziałam, że im w głowie tylko jedno. - Jak cię zwą? Powiedz, nim pójdę po strażników. -
- Flynt. - Basior przeciągnął się i uśmiechnął się łobuzersko. Nim się zorientowałam, wyciągnął mnie na zewnątrz. Zawarczałam zdenerwowana. Akurat w tym momencie nastąpiło oberwanie chmury. Deszcz zalał moje starannie wypielęgnowane futro, a w dodatku zmoczył pióra do tego stopnia, że nie mogłam wzbić się w powietrze. Spróbowałam wrócić do jaskini, lecz Flynt zagrodził wejście.
- Czy coś się stało? - Zapytał z tym swoim uśmiechem. Przez głowę przeszła mi myśl, że to najpiękniej uśmiechający się basior, jakiego poznałam. Jeden z moich poprzednich partnerów, Aki, również potrafił uspokoić mnie samym uśmiechem, lecz u Flynta.. Cieszyło się całe ciało. Potrząsnęłam łbem, wracając do rzeczywistości. Wilk zamerdał ogonem.
- Wpuść mnie do środka. Teraz! -
- Boo...? - Mój towarzysz spojrzał na łapy, jakby te nagle stały się niezwykle interesujące. Dosyć tego. Zmieniłam się w podmuch wiatru i przeszłam przez basiora. Flynt uniósł ze zdziwieniem brwi, lecz tylko na sekundę. Następnie podszedł do mnie i starł ogonem wodę z mojego grzbietu. Obserwowałam to z furią w oczach. Miałam ochotę go zabić. Spojrzeliśmy sobie w oczy. Poczułam, że złość zaczyna przechodzić, mimo, iż z całych sił chciałam ją w sobie utrzymać. Chciałam się złościć na tego idiotę, lecz nie byłam w stanie. Odwróciłam jedynie łeb i wbiłam wzrok w ścianę jaskini.
- Dziękuję. - wymamrotałam, nadal na niego nie spoglądając. Wilk zaśmiał się krótko.
- Nadal nie poznałem twojego imienia, Lodowa Księżniczko. - Powiedział, po czym usiadł obok mnie. Wbiłam pazury w ziemię.
- Akane. I nie nazywaj mnie tak. - Odparowałam, podnosząc głos, przez co stał się piskliwy. Flynt odchylił łeb do tyłu z rechotem. Szturchnęłam go skrzydłem w bok. Sama jednak zaśmiałam się cicho. Mam nadzieję, że nikt tego nie zobaczy.
- Imię prawie tak ładne jak właścicielka. - Basior zamerdał ogonem. Widać było, że jest rozluźniony. Nie wiedziałam jednak, czy mówi na serio. Byłam przyzwyczajona do pustych frazesów pod względem mojej osoby. Nie odpowiedziałam nic, jedynie uniosłam kąciki pyska.
Przerwałam ciszę, kiedy spojrzenie Flynta stał się zbyt długie.
- Możesz zostać w tej jaskini, wiesz? Jest pusta, a ty wyglądasz na kogoś, kto lubi wodę.. - Wskazałam jakby od niechcenia na jeziorko w dole jaskini. Wilk skinął łbem. Na dworze nadal padało, lecz zdecydowałam, że już pójdę. Czułam się zbyt dobrze w towarzystwie Flynta. Zanim opuściłam grotę, basior delikatnie złapał mnie za ogon. Odwróciłam się ku niemu z pytającym spojrzeniem.
- Zostań jeszcze chwilę. Potem cię odprowadzę. -
Rozważyłam wszystkie za i przeciw, ostatecznie decydując się, iż jeszcze chwilę mogę poczekać. Usiedliśmy więc nad brzegiem jeziorka, w którym Flynt zanurzył łapę. Stała się ona po chwili zupełnie niewidoczna. Wilk chwilę brodził w wodzie, po czym ochlapał mnie. Otrzepałam się oburzona.
- Wiesz ty co?! - wrzasnęłam i odpłaciłam mu się pięknym za nadobne, wrzucając basiora do środka.
- Nie mogłem się powstrzymać. - Flynt obrócił się na grzbiet i zaczął się unosić na wodze. Zmierzyłam go dokładnie wzrokiem. Był nawet urodziwy, jak na samca.
- Powiedz mi w takim razie, czym się zajmujesz w tej watasze? - Widząc kolejny półuśmiech, szybko przybrałam zły wyraz pyska. - To część mojej pracy, normalnie mnie to wcale nie interesuje! -
Shu - Event "Co by było, gdybym nie dołączył do watahy?"
Była ciepła, letnia noc. Na szczęście, nasza jaskinia skutecznie ochładzała mnie i Alarisa, gdy spaliśmy w plamie księżycowego światła. Wtuliłem pysk w pachnące trawą futro białego basiora. Byliśmy w tej watasze już kilka miesięcy, jednak i tak zastanawiałem się, co by było, gdyby wszystko potoczyło się zupełnie inaczej? Gdybyśmy nie trafili tutaj tylko gdzieś indziej?
Zamknąłem oczy, poddając się sennej wizji.
Przebiegliśmy razem przez bród na rzece. Obejrzałem się przez ramię na Alarisa, po czym zaśmiałem się i przyspieszyłem.
- Nigdy mnie nie złapiesz! - Krzyknąłem, wskakując na brzeg. Basior w ostatniej chwili chwycił mnie za ogon i wciągnął do wody. Wynurzyłem się na powierzchnię, a następnie spojrzałem mu w oczy. Spotkaliśmy się ponownie już jakiś czas temu, a nasze uczucia ponownie odżyły. Polizałem go w nos, powodując u towarzysza lekki rumieniec. Zawsze tak się zachowywał.
- Mój mały nieśmiały Ally. - Powiedziałem czule, łasząc się do mokrego futra Alarisa. Basior uśmiechnął się ciepło, po czym popchnął mnie na piasek i spojrzał z góry, merdając ogonem.
- Mówiłem, żebyś tak mnie nie nazywał. -
Dotknąłem łapą jego barku i sięgnąłem łbem, aby go ponownie polizać. Alaris jednak wstał i otrzepał się. Byliśmy wolnymi duchami, każdy z nas bez watahy, bez domu, podróżujący po świecie i żyjący chwilą. Należało się jednak ostatecznie gdzieś osiedlić, tylko gdzie?
- Co powiesz na to, aby założyć watahę? Naszą własną? - Podniosłem się i podszedłem do Alarisa. Wilk powoli ruszył przed siebie.
- We dwoje? Możemy spróbować. Ale nie sądzę, aby.. Nam się udało.-
- Jesteś synem Alfy, władanie masz we krwi! - Dołączyłem do białego basiora. Ten odwrócił wzrok na pasmo gór w oddali.
- To nie zmienia faktu, że nigdy nie władałem, tylko obserwowałem, jak robią to rodzice. Przewróciłem oczami, szturchając go w bok.
- Więcej wiary w siebie, uda ci się. Wierzę w ciebie.-
Podróżowaliśmy przez kolejne tygodnie, szukając odpowiednich terenów. Po drodze natrafiliśmy na parę wilków, jak się okazało, brata i siostrę, którzy polowali w starej puszczy. Ujrzaliśmy ich, gdy w dolinie pożywiali się upolowanym łosiem.
- Hej, wy! - Krzyknąłem, stając na skale ponad nimi. Smukła wadera o futrze w barwie zachodzącego słońca i czujnych, błękitnych oczach, wyprostowała się. Basior wyglądał prawie identycznie jak ona, jednak był ciemniejszy.
- Czego chcecie? - Wilczyca przeskoczyła nad truchłem i z gracją zbliżyła się do nas. Alaris zerknął na mnie, by upewnić się, że kontroluję sytuację. Oczywiście, że kontrolowałem. Zawsze to robię. Zsunąłem się po skarpie do wadery i spojrzałem na nią z góry. Ta nie zareagowała, basior jednak zaczął się denerwować.
- Jesteście samotnikami czy omegami? -
- Co cię to interesuje? - Wilk stanął z boku, przybierając łapami w miejscu. Wilczyca uniosła wzrok ku niebu.
- To przez ciebie, Haru, nigdy nie mam przyjaciół. -
- Dbam po prostu o moją małą siostrzyczkę Lamię, czyż nie? -
Lamia skoczyła na basiora, aby stoczyć z nim krótką walkę, typową dla kłócącego się rodzeństwa. Cierpliwie czekałem, aż skończą, w tym czasie obserwując jak Hollow pożywia się łosiem. Następnie wytłumaczyłem wilkom plan mój i Alarisa. Zgodzili się niespodziewanie szybko. W ten sposób, nasza drużyna wyzwoleńców powiększyła się do czterech członków.
Znalezienie odpowiednich terenów zajęło nam kolejne miesiące, jednak kiedy stanęliśmy wszyscy na brzegu kotliny, wewnątrz której znajdowała się pradawna puszcza oraz kryształowe jezioro, wiedzieliśmy, że to to miejsce. Odchyliłem łeb i zawyłem w stronę księżyca. Alaris wtulił się w mój bok z uśmiechem. Haru i Lamia stanęli po mojej lewej stronie.
- Oficjalnie ogłaszam, że tutaj będzie początek Watahy Zapomnianych Dróg! - Krzyknąłem w przestrzeń, mimo, iż byliśmy sami. Po prostu udzielił mi się klimat tej podniosłej chwili. Jako cztery pierwsze alfy, nareszcie udało nam się odnaleźć miejsce nie w cudzej, a we własnej watasze. Ogarniając wzrokiem okolicę, wiedziałem, że dokonamy razem wielkich czynów.
- Shu, zejdź ze mnie. Muszę iść na dwór. Bardzo pilnie. - Alaris próbował się uwolnić spod mojego ciała. Musiałem go przygnieść przez sen.
- Ehh.. - Mruknąłem, przewracając się na wolne miejsce. Basior błyskawicznie poderwał się i wybiegł z jaskini. Zostałem sam ze swoimi myślami o tym śnie. Mimo wszystko, tutaj czułem się dobrze. Nie miałem zamiaru tego zmieniać. Zwłaszcza, że był tu Alaris. Uśmiechnąłem się nieznacznie do siebie. Mój dom jest tam, gdzie on jest szczęśliwy. Tylko to się liczyło. Gdyby tego zechciał, poszedłbym z moim Leśnym Duchem nawet na koniec świata.
Kiedy Alaris wrócił, objąłem go łapami i ponownie zasnąłem. Tak, nasze miejsce jest w Watasze Diamentowych Piór..
Zamknąłem oczy, poddając się sennej wizji.
Przebiegliśmy razem przez bród na rzece. Obejrzałem się przez ramię na Alarisa, po czym zaśmiałem się i przyspieszyłem.
- Nigdy mnie nie złapiesz! - Krzyknąłem, wskakując na brzeg. Basior w ostatniej chwili chwycił mnie za ogon i wciągnął do wody. Wynurzyłem się na powierzchnię, a następnie spojrzałem mu w oczy. Spotkaliśmy się ponownie już jakiś czas temu, a nasze uczucia ponownie odżyły. Polizałem go w nos, powodując u towarzysza lekki rumieniec. Zawsze tak się zachowywał.
- Mój mały nieśmiały Ally. - Powiedziałem czule, łasząc się do mokrego futra Alarisa. Basior uśmiechnął się ciepło, po czym popchnął mnie na piasek i spojrzał z góry, merdając ogonem.
- Mówiłem, żebyś tak mnie nie nazywał. -
Dotknąłem łapą jego barku i sięgnąłem łbem, aby go ponownie polizać. Alaris jednak wstał i otrzepał się. Byliśmy wolnymi duchami, każdy z nas bez watahy, bez domu, podróżujący po świecie i żyjący chwilą. Należało się jednak ostatecznie gdzieś osiedlić, tylko gdzie?
- Co powiesz na to, aby założyć watahę? Naszą własną? - Podniosłem się i podszedłem do Alarisa. Wilk powoli ruszył przed siebie.
- We dwoje? Możemy spróbować. Ale nie sądzę, aby.. Nam się udało.-
- Jesteś synem Alfy, władanie masz we krwi! - Dołączyłem do białego basiora. Ten odwrócił wzrok na pasmo gór w oddali.
- To nie zmienia faktu, że nigdy nie władałem, tylko obserwowałem, jak robią to rodzice. Przewróciłem oczami, szturchając go w bok.
- Więcej wiary w siebie, uda ci się. Wierzę w ciebie.-
Podróżowaliśmy przez kolejne tygodnie, szukając odpowiednich terenów. Po drodze natrafiliśmy na parę wilków, jak się okazało, brata i siostrę, którzy polowali w starej puszczy. Ujrzaliśmy ich, gdy w dolinie pożywiali się upolowanym łosiem.
- Hej, wy! - Krzyknąłem, stając na skale ponad nimi. Smukła wadera o futrze w barwie zachodzącego słońca i czujnych, błękitnych oczach, wyprostowała się. Basior wyglądał prawie identycznie jak ona, jednak był ciemniejszy.
- Czego chcecie? - Wilczyca przeskoczyła nad truchłem i z gracją zbliżyła się do nas. Alaris zerknął na mnie, by upewnić się, że kontroluję sytuację. Oczywiście, że kontrolowałem. Zawsze to robię. Zsunąłem się po skarpie do wadery i spojrzałem na nią z góry. Ta nie zareagowała, basior jednak zaczął się denerwować.
- Jesteście samotnikami czy omegami? -
- Co cię to interesuje? - Wilk stanął z boku, przybierając łapami w miejscu. Wilczyca uniosła wzrok ku niebu.
- To przez ciebie, Haru, nigdy nie mam przyjaciół. -
- Dbam po prostu o moją małą siostrzyczkę Lamię, czyż nie? -
Lamia skoczyła na basiora, aby stoczyć z nim krótką walkę, typową dla kłócącego się rodzeństwa. Cierpliwie czekałem, aż skończą, w tym czasie obserwując jak Hollow pożywia się łosiem. Następnie wytłumaczyłem wilkom plan mój i Alarisa. Zgodzili się niespodziewanie szybko. W ten sposób, nasza drużyna wyzwoleńców powiększyła się do czterech członków.
Znalezienie odpowiednich terenów zajęło nam kolejne miesiące, jednak kiedy stanęliśmy wszyscy na brzegu kotliny, wewnątrz której znajdowała się pradawna puszcza oraz kryształowe jezioro, wiedzieliśmy, że to to miejsce. Odchyliłem łeb i zawyłem w stronę księżyca. Alaris wtulił się w mój bok z uśmiechem. Haru i Lamia stanęli po mojej lewej stronie.
- Oficjalnie ogłaszam, że tutaj będzie początek Watahy Zapomnianych Dróg! - Krzyknąłem w przestrzeń, mimo, iż byliśmy sami. Po prostu udzielił mi się klimat tej podniosłej chwili. Jako cztery pierwsze alfy, nareszcie udało nam się odnaleźć miejsce nie w cudzej, a we własnej watasze. Ogarniając wzrokiem okolicę, wiedziałem, że dokonamy razem wielkich czynów.
- Shu, zejdź ze mnie. Muszę iść na dwór. Bardzo pilnie. - Alaris próbował się uwolnić spod mojego ciała. Musiałem go przygnieść przez sen.
- Ehh.. - Mruknąłem, przewracając się na wolne miejsce. Basior błyskawicznie poderwał się i wybiegł z jaskini. Zostałem sam ze swoimi myślami o tym śnie. Mimo wszystko, tutaj czułem się dobrze. Nie miałem zamiaru tego zmieniać. Zwłaszcza, że był tu Alaris. Uśmiechnąłem się nieznacznie do siebie. Mój dom jest tam, gdzie on jest szczęśliwy. Tylko to się liczyło. Gdyby tego zechciał, poszedłbym z moim Leśnym Duchem nawet na koniec świata.
Kiedy Alaris wrócił, objąłem go łapami i ponownie zasnąłem. Tak, nasze miejsce jest w Watasze Diamentowych Piór..
sobota, 17 lutego 2018
Od Shadowzone (Event: Gdyby Shadow nie dołączyła do watahy...)
Szłam sobie po lesie. Miałam dołączyć do jakiejś watah, ale zrezygnowałam. Z pewnością skończę znowu z rozszarpanym gardłem. Miałam już dość swego nędznego życia. Łażę ciągle sama i nie mam się do kogo odezwać. Stawało się to monotonne.
Sen, śniadanie, obiad, kolacja, sen... To działo się codziennie. Jedynie czasem moje życie urozmaicał atak wilka , lub innego zwierzęcia.
Przystanęłam i westchnęłam cicho. Może gdy pójdę gdzieś dalej niż zwykle, to poczuję się lepiej?
- O tak... - szepnęłam. - Dość tego szarego i nudnego życia.
Hmm... Gdzie mnie nie było? O wiem! Za górami! Tam nigdy nie stanęła moja łapa. Rozejrzałam się szukając wzrokiem szczytów i ruszyłam w ich kierunku. Droga wyglądała na dość daleką. Może wrzucę coś na ząb? Kątem oka dostrzegłam brązowego królika. Podkradłam się do niego i wbiłam w niego zęby. Gdy miałam wziąć pierwszy kęs, wtem jakaś brązowawa smuga zakosiła mi pokarm sprzed nosa...
- A to małpa... - warknęłam i rzuciłam się w pogoń za wilkiem.
Swoją mocą poplątałam mu łapy, więc wywrócił się. Zaczęłam się szarpać z wilkiem o królika. W końcu wyrwałam swoje z jego kłów.
- Upoluj se. - mruknęłam i odeszłam.
Ukryłam się i najadłam się w spokoju. Wtem ruszyłam w dalszą podróż...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Wspinałam się z trudem po górach. Musiałam przejść na drugą stronę. To mój cel... Żar lał się z nieba, a ja przez czarne futro gotowałam się niczym parówka.
Gdy przeszłam szczyty, na moim pysku wymalował się strach. Śnieg. Wszędzie było zimno, a mnie sparaliżował szok termiczny.
Coś na dwóch łapach w śmiesznym futrze zbliżało się do mnie z jakimś obiektem. Nagle to coś cisnęło tym czymś.
Poczułam, jak coś ostrego przebija się przez moje serce i płuca na zewnątrz. Z mojego pyska wypłynęła krew i runęłam na ziemię
Sen, śniadanie, obiad, kolacja, sen... To działo się codziennie. Jedynie czasem moje życie urozmaicał atak wilka , lub innego zwierzęcia.
Przystanęłam i westchnęłam cicho. Może gdy pójdę gdzieś dalej niż zwykle, to poczuję się lepiej?
- O tak... - szepnęłam. - Dość tego szarego i nudnego życia.
Hmm... Gdzie mnie nie było? O wiem! Za górami! Tam nigdy nie stanęła moja łapa. Rozejrzałam się szukając wzrokiem szczytów i ruszyłam w ich kierunku. Droga wyglądała na dość daleką. Może wrzucę coś na ząb? Kątem oka dostrzegłam brązowego królika. Podkradłam się do niego i wbiłam w niego zęby. Gdy miałam wziąć pierwszy kęs, wtem jakaś brązowawa smuga zakosiła mi pokarm sprzed nosa...
- A to małpa... - warknęłam i rzuciłam się w pogoń za wilkiem.
Swoją mocą poplątałam mu łapy, więc wywrócił się. Zaczęłam się szarpać z wilkiem o królika. W końcu wyrwałam swoje z jego kłów.
- Upoluj se. - mruknęłam i odeszłam.
Ukryłam się i najadłam się w spokoju. Wtem ruszyłam w dalszą podróż...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Wspinałam się z trudem po górach. Musiałam przejść na drugą stronę. To mój cel... Żar lał się z nieba, a ja przez czarne futro gotowałam się niczym parówka.
Gdy przeszłam szczyty, na moim pysku wymalował się strach. Śnieg. Wszędzie było zimno, a mnie sparaliżował szok termiczny.
Coś na dwóch łapach w śmiesznym futrze zbliżało się do mnie z jakimś obiektem. Nagle to coś cisnęło tym czymś.
Poczułam, jak coś ostrego przebija się przez moje serce i płuca na zewnątrz. Z mojego pyska wypłynęła krew i runęłam na ziemię
Cóż...
Odczekałam godzinę.
A wtedy...
Wszystko stało się czarne...
<The End>
piątek, 16 lutego 2018
Od Megami do Endera
-Może po prostu chodźmy dalej-zaproponowałam.
Ender pokiwał głową na tak.Zanim poszliśmy Rachel zdążyła odlecieć.Chwilę później, spotkaliśmy białą, skrzydlatą waderę, Akane.
-Chodzą plotki, że jesteście razem-powiedziała wisząc w powietrzu.Przez chwilę oboje milczeliśmy.Ender popatrzył na mnie, a potem na waderę.
-Te plotki, są prawdą-powiedział.Ja tylko przytaknęłam cicho.Akane wpatrywała się w nas.-Okej...-zniknęła nam z oczu.Gdy poczułam, że jesteśmy całkowicie sami, zwróciłam się do basiora.-Plotki?Czy to znaczy, że już większość wilków o tym wie, i nie musimy chodzić do każdego?
-Widocznie ktoś już zaczął to rozpowiadać, ale wiesz, nie każdy może w to wierzyć.Lepiej się upewnijmy, że każdy wie.
-No w sumie tak-uśmiechnęłam się i znów wciągnęłam nosem lodowate powietrze. [...]
Po trochę ponad godzinie naszego 'spaceru', chyba byliśmy u wszystkich.Dla pewności, zapytałam Endera.-Ktoś jeszcze nam został?
-Ametyst i Artemis...
Zastanawiałam się, co zrobić.Jeśli wszyscy inni wiedzą, to czemu mielibyśmy to przed nimi ukrywać.
-Choodźmy do nich-powiedziałam patrząc na Endera "słodkim wzrokiem".-Przecież i tak muszą się dowiedzieć...
-No dobrze..-Ender westchnął.-Wiesz może gdzie mogą teraz być?Ostatnio widzieliśmy ich rano.
-Nie wiem.Może będą w jaskini Artemisa, albo u ciebie.
Ender uśmiechnął się.-Możemy poszukać.Jeszcze daleko do wieczora...
Po kilkunastu minutach stanęliśmy przed wejściem do jaskini Artemisa.Ender wszedł do środka i rozejrzał się.
-Pusto-odparł wracając.-Czyli idziemy do mnie.
Jaskinia Endera nie znajdowała się zbyt daleko, więc szybko tam doszliśmy.Gdy stanęliśmy w progu, było słychać, że dom Endera nie jest pusty.Weszliśmy do środka.Artemis i Ametyst siedzieli obok siebie i rozmawiali.
-O, hej-powiedziała Ametyst gdy nas zauważyła.Ender patrzył na ścianę.-Wiecie już?-zapytał po chwili.
-O czym?-Ametyst i Artemis odpowiedzieli razem.Czyli inni im nie powiedzieli.Ender jakoś nie mógł dokończyć, więc ja to zrobiłam.
-Bo...Ja i Ender od wczoraj jesteśmy razem.
Po chwili Ametyst zaczęła klaskać a Artemis się cicho śmiał.-To wspaniale!Kiedy ślub?Zaprosicie nas?
-Eeeeeee...-wystękałam przekierowując wzrok na Endera.
<Ender??>
Ender pokiwał głową na tak.Zanim poszliśmy Rachel zdążyła odlecieć.Chwilę później, spotkaliśmy białą, skrzydlatą waderę, Akane.
-Chodzą plotki, że jesteście razem-powiedziała wisząc w powietrzu.Przez chwilę oboje milczeliśmy.Ender popatrzył na mnie, a potem na waderę.
-Te plotki, są prawdą-powiedział.Ja tylko przytaknęłam cicho.Akane wpatrywała się w nas.-Okej...-zniknęła nam z oczu.Gdy poczułam, że jesteśmy całkowicie sami, zwróciłam się do basiora.-Plotki?Czy to znaczy, że już większość wilków o tym wie, i nie musimy chodzić do każdego?
-Widocznie ktoś już zaczął to rozpowiadać, ale wiesz, nie każdy może w to wierzyć.Lepiej się upewnijmy, że każdy wie.
-No w sumie tak-uśmiechnęłam się i znów wciągnęłam nosem lodowate powietrze. [...]
Po trochę ponad godzinie naszego 'spaceru', chyba byliśmy u wszystkich.Dla pewności, zapytałam Endera.-Ktoś jeszcze nam został?
-Ametyst i Artemis...
Zastanawiałam się, co zrobić.Jeśli wszyscy inni wiedzą, to czemu mielibyśmy to przed nimi ukrywać.
-Choodźmy do nich-powiedziałam patrząc na Endera "słodkim wzrokiem".-Przecież i tak muszą się dowiedzieć...
-No dobrze..-Ender westchnął.-Wiesz może gdzie mogą teraz być?Ostatnio widzieliśmy ich rano.
-Nie wiem.Może będą w jaskini Artemisa, albo u ciebie.
Ender uśmiechnął się.-Możemy poszukać.Jeszcze daleko do wieczora...
Po kilkunastu minutach stanęliśmy przed wejściem do jaskini Artemisa.Ender wszedł do środka i rozejrzał się.
-Pusto-odparł wracając.-Czyli idziemy do mnie.
Jaskinia Endera nie znajdowała się zbyt daleko, więc szybko tam doszliśmy.Gdy stanęliśmy w progu, było słychać, że dom Endera nie jest pusty.Weszliśmy do środka.Artemis i Ametyst siedzieli obok siebie i rozmawiali.
-O, hej-powiedziała Ametyst gdy nas zauważyła.Ender patrzył na ścianę.-Wiecie już?-zapytał po chwili.
-O czym?-Ametyst i Artemis odpowiedzieli razem.Czyli inni im nie powiedzieli.Ender jakoś nie mógł dokończyć, więc ja to zrobiłam.
-Bo...Ja i Ender od wczoraj jesteśmy razem.
Po chwili Ametyst zaczęła klaskać a Artemis się cicho śmiał.-To wspaniale!Kiedy ślub?Zaprosicie nas?
-Eeeeeee...-wystękałam przekierowując wzrok na Endera.
<Ender??>
czwartek, 15 lutego 2018
Od Alarisa do Katrin
Uśmiechnąłem się ciepło do Katrin i skinąłem łbem, żeby za mną poszła. Po zapachu potruchtałem do miejsca, gdzie znajdowała się jaskinia Shu. Odgarnąłem pyskiem trawę, która opadła na wejście, wpuszczając waderę do środka. Jaskinia wydawała się dłuższa niż szersza, jednak przytulna. Na samym końcu zobaczyłem zapadniętą ziemię, odsłaniającą połączenie z podziemnym systemem jaskiń. Przynajmniej, tak mi się wydawało. Katrin rozejrzała się wokół zaciekawiona.
- Nie jest ogromna.. Ale chyba w sam raz na was dwóch, nie? -
Przytaknąłem i spojrzałem na swój amulet, bujający się powoli na mojej szyi, od czasu do czasu zatapiając się w futrze. Położyłem się pod ścianą i spojrzałem na wyjscie z jaskini.
- W moich stronach wierzono, że każdy ma w sobie duszę, zdolną przekazać wiedzę o przyszłości i przeszłości. Zgodnie z legendą, rytuał, jak połączył się ze swoim duchem, został przekazany Pierwszej Alfie przez Enosa, boga światła i mądrości. Pamiętam część z tego, ale musiałbym się jeszcze zastanowić.. To mógłby być ciekawy pomysł, nie sądzisz, Katrin? -
Zerknąłem na miejsce, gdzie powinna być wilczyca. Ale jej tam nie było. Szybko wstałem i zacząłem szukać śladów. Usłyszałem nagle z dołu krzyk, coś pomiędzy wrzaskiem przerażenia, a okrzykiem radości. Dlaczego kobiety nie są jednoznaczne?
Podbiegłem do dziury w ziemi i spojrzałem w dół, na dno skalnej komnaty, na której dnie siedziała roześmiana wadera. Niepewnie zsunąłem się po stromym zjeździe, upadając przed alfą. Fioletowa wilczyca ponownie wybuchnęła śmiechem. Podniosłem się więc i otrzepałem, ale moje futro i tak było ubrudzone. Szkoda.
- Oh, nie sądziłem, że macie tutaj coś takiego. - powiedziałem z podziwem, obserwując wysokie kolumny i stalaktyty z czarnego kamienia o błyszczących, złotych żyłach. Gdzieniegdzie rosły bioluminescencyjne rośliny, było tu pięknie.
- Bo sama nie wiedziałam, że takie coś istnieje! Muszę pokazać to Meg! - Katrin wbiegła z rozpędu do karmazynowej wody i zanurkowała, aby zerwać z dna jasnożółte jagody, które zjadła ze smakiem. Rozpędziłem się i wbiegłem do jeziorka, ochlapując całą waderę.
- W sumie, możemy to pozwiedzać. -
- Nie jest ogromna.. Ale chyba w sam raz na was dwóch, nie? -
Przytaknąłem i spojrzałem na swój amulet, bujający się powoli na mojej szyi, od czasu do czasu zatapiając się w futrze. Położyłem się pod ścianą i spojrzałem na wyjscie z jaskini.
- W moich stronach wierzono, że każdy ma w sobie duszę, zdolną przekazać wiedzę o przyszłości i przeszłości. Zgodnie z legendą, rytuał, jak połączył się ze swoim duchem, został przekazany Pierwszej Alfie przez Enosa, boga światła i mądrości. Pamiętam część z tego, ale musiałbym się jeszcze zastanowić.. To mógłby być ciekawy pomysł, nie sądzisz, Katrin? -
Zerknąłem na miejsce, gdzie powinna być wilczyca. Ale jej tam nie było. Szybko wstałem i zacząłem szukać śladów. Usłyszałem nagle z dołu krzyk, coś pomiędzy wrzaskiem przerażenia, a okrzykiem radości. Dlaczego kobiety nie są jednoznaczne?
Podbiegłem do dziury w ziemi i spojrzałem w dół, na dno skalnej komnaty, na której dnie siedziała roześmiana wadera. Niepewnie zsunąłem się po stromym zjeździe, upadając przed alfą. Fioletowa wilczyca ponownie wybuchnęła śmiechem. Podniosłem się więc i otrzepałem, ale moje futro i tak było ubrudzone. Szkoda.
- Oh, nie sądziłem, że macie tutaj coś takiego. - powiedziałem z podziwem, obserwując wysokie kolumny i stalaktyty z czarnego kamienia o błyszczących, złotych żyłach. Gdzieniegdzie rosły bioluminescencyjne rośliny, było tu pięknie.
- Bo sama nie wiedziałam, że takie coś istnieje! Muszę pokazać to Meg! - Katrin wbiegła z rozpędu do karmazynowej wody i zanurkowała, aby zerwać z dna jasnożółte jagody, które zjadła ze smakiem. Rozpędziłem się i wbiegłem do jeziorka, ochlapując całą waderę.
- W sumie, możemy to pozwiedzać. -
Od Akane do Endera/Megami
Wstałam ze swojego legowiska, będącego zbiorowiskiem górskich kwiatów i podeszłam do brzegu półki skalnej, aby spojrzeć w dół. Uśmiechnęłam się do siebie. Moje tereny, które tylko z mojej prywatnej, wielkiej i nieograniczonej dobroci serca podarowałam tej alfie, nie były niczym zagrożone. Rozłożyłam skrzydła i wbiłam się w powietrze, aby dokonać szerszego rekonesansu. Wszystko było w porządku, nikt nie walczył, jedynie Rachel, moja .. hmm, oponentka, szybowała nad czubkami drzew. W ostatniej chwili uniknęłam spotkania z drapieżnym ptakiem, który niósł znad morza jakieś ścierwo. Otrzepałam się i prychnęłam niezadowolona. Zero szacunku dla damy. Moją uwagę przykuła para, stojąca w lesie. Zleciałam na dół, zawisłam kilka centymterów nad ziemią i ułożyłam skrzydła tak, aby prześlizgujące się między piórami promienie słońca padły na ich pyski. Przybrałam wyniosłą pozycję i podniosłam nieco łeb, aby dać im do zrozumienia, jak bardzo nimi gardzę.
- Słyszałam, że jesteście razem, czyż nie? -
- Ską...? - zaczął basior, lecz zgromiłam go wzrokiem.
- To nie tak, że mnie to interesuje, czy coś, idioto. Po prostu słyszałam plotki. A więc? Jak jest? -
<Przepraszam, że takie krótkie ;___;>
- Słyszałam, że jesteście razem, czyż nie? -
- Ską...? - zaczął basior, lecz zgromiłam go wzrokiem.
- To nie tak, że mnie to interesuje, czy coś, idioto. Po prostu słyszałam plotki. A więc? Jak jest? -
<Przepraszam, że takie krótkie ;___;>
Od Katrin do Alarisa
Patrzyłam z żalem na tego...wilka.Jego ciało było tak zniszczone, że można by było zwątpić, że to wilk.Wątpię, aby była to robota kogoś z watahy.Może i czasem kogoś ponosiło, ale taki sadystów raczej nie mamy.
-Powinniśmy powiedzieć o tym Megami?-zapytałam robiąc trzy kroki w tył.
-Wiesz co...-zaczął Alaris-Myślę, że on mógł go tu przynieść.-wilk wskazał na ptaka latającego nam nad głowami.-Nawet jeśli nie, to zaraz się z nim rozprawi.
Nawet o tym nie pomyślałam..-Może zostawmy go w spokoju.Tylko niech nie przynosi tego mi pod jaskinię, bo Meg chyba zawału dostanie.
Ptak zniżył się i zacisnął swoje szpony na grzbiecie trupa, i odleciał w stronę morza.-Ble...-jęknęłam gdy przeszły po mnie drgawki.
-Chodźmy stąd.Zapominamy, że w ogóle tu byliśmy.To gdzie teraz idziemy?
-Nie pokazałam ci jeszcze mojej jaskini.
-Cieszę się, że będę mógł ją zobaczyć.-Alaris pomachał ogonem powoli odchodząc.Chwilę patrzyłam na ptaka lecącego za horyzont.Nie mam pojęcia jak to coś mogło znaleść się na naszych terenach.Ale postanowiłam już o tym nie myśleć.
-Idziesz?-zawołał Alaris gdy zauważył, że zostałam na brzegu.
-Już!-podbiegłam do wilka.-Możemy iść.To nie tak daleko.
Gdy szliśmy granicami lasu, widzieliśmy Meg i Endera.To znaczyło, że jaskinia będzie pusta. Chwilę później zatrzymaliśmy się przed nią.Zajrzałam do środka, tak jak myślałam, nikogo nie było w środku.
-Zobacz-machnęłam ogonem wchodząc do środka.Usiadłam obok wody, która się w niej znajdowała.
-Ładna.Dosyć duża.
-Ja tam bym wolała mniejszą.No cóż, nie ja wybierałam.
Zamoczyłam łapę w wodzie.Była zimna, jak zawsze.Nie miałam pomysłu, gdzie teraz możemy iść.
-Może teraz ty pokażesz mi swoje mieszkanie?
<Alaris?>
-Powinniśmy powiedzieć o tym Megami?-zapytałam robiąc trzy kroki w tył.
-Wiesz co...-zaczął Alaris-Myślę, że on mógł go tu przynieść.-wilk wskazał na ptaka latającego nam nad głowami.-Nawet jeśli nie, to zaraz się z nim rozprawi.
Nawet o tym nie pomyślałam..-Może zostawmy go w spokoju.Tylko niech nie przynosi tego mi pod jaskinię, bo Meg chyba zawału dostanie.
Ptak zniżył się i zacisnął swoje szpony na grzbiecie trupa, i odleciał w stronę morza.-Ble...-jęknęłam gdy przeszły po mnie drgawki.
-Chodźmy stąd.Zapominamy, że w ogóle tu byliśmy.To gdzie teraz idziemy?
-Nie pokazałam ci jeszcze mojej jaskini.
-Cieszę się, że będę mógł ją zobaczyć.-Alaris pomachał ogonem powoli odchodząc.Chwilę patrzyłam na ptaka lecącego za horyzont.Nie mam pojęcia jak to coś mogło znaleść się na naszych terenach.Ale postanowiłam już o tym nie myśleć.
-Idziesz?-zawołał Alaris gdy zauważył, że zostałam na brzegu.
-Już!-podbiegłam do wilka.-Możemy iść.To nie tak daleko.
Gdy szliśmy granicami lasu, widzieliśmy Meg i Endera.To znaczyło, że jaskinia będzie pusta. Chwilę później zatrzymaliśmy się przed nią.Zajrzałam do środka, tak jak myślałam, nikogo nie było w środku.
-Zobacz-machnęłam ogonem wchodząc do środka.Usiadłam obok wody, która się w niej znajdowała.
-Ładna.Dosyć duża.
-Ja tam bym wolała mniejszą.No cóż, nie ja wybierałam.
Zamoczyłam łapę w wodzie.Była zimna, jak zawsze.Nie miałam pomysłu, gdzie teraz możemy iść.
-Może teraz ty pokażesz mi swoje mieszkanie?
<Alaris?>
Nowa wadera!
Właściciel: Arteyiu
Imię: Akane
Przezwisko: Nie lubi przezwisk i zdrobnień
Wiek: 4 lata
Płeć: Wadera
Stanowisko: Patrol Powietrzny
Lubi: Powagę, rzetelność, sprawiedliwość oraz róże
Nie lubi: Szczeniąt i wilków młodszych od siebie, gdyż patrzy na nich z pogardą. Oprócz tego deszczu i chodzenia po ziemi
Motto: "Cisza to najgłośniejszy krzyk"
Żywioł: Lód, cień, woda
Rodzina: Ojca nie poznała, jednak matka, Noemi, mówiła, iż był anielsko - wilczą hybrydą. Oprócz tego dwóch braci, Shiro i Kuro oraz siostra Aiko, najstarsza z rodzeństwa.
Historia: Akane posiadała jako jedyna z miotu skrzydła i jakikolwiek potencjał magiczny, więc Noemi oddała córkę pod opiekę starej wilczycy, żyjącej na skraju terenu watahy. Młoda wadera odbywała tam treningi, coraz rzadziej widując się z rodziną. Z czasem stała się zimna, oschła, jednak potężna. Kiedy zrozumiała, że jest ponad swoją watahę, chylącej się ku powolnemu rozpadowi, odeszła, aby odnaleźć nowe miejsce, gdzie może zamieszkać. Przypadkowo, jej jaskinia znalazła się na terenie Watahy Diamentowych Piór.
Charakter: Wadera jest niezwykle krnąbrna i uparta, można by rzec, że rozpieszczona. Cechuje się egoizmem, wygórowanym myśleniem o swojej osobie oraz ostentacyjnie wyrażanej niechęci do pomocy. Po wielu komplementach, być może coś zrobi, ale to nadal mało prawdopodne. Ci, którzy przebiją się przez jej charakter, dotrą do prawdziwej osobowości Akane. Jednak niewielu to się udało...
Amulet: Link
Zauroczenie: Akane. Liczy się?
Status: Wolna
Partner/ka: Nie
Moce: Zamrażanie krwi i innych płynów, zmiana w podmuch wiatru, przywoływanie wiatru, znikanie w cieniu
Umiejętności: Urok, uwodzenie, potrafi szybko biegać, jednak nienadnaturalnie szybko, samoregeneracja
Szczeniaki: Nie
Point: 0
Uwagi/kary:
wtorek, 13 lutego 2018
Od Endera do Megami
Meg spojrzała na mnie kątem oka i uśmiechnęła się lekko. Wręcz natychmiast dotarło do mnie, że tę część rozmowy niebieska wilczyca przekazuje mi.
- Cóż... właściwie to tak się jakoś złożyło, że od wczoraj jesteśmy razem.
Shadow przez chwilę przyglądała nam się w milczeniu. Zamiast niej odezwał się jednak Shu.
- Gratuluję. - Powiedział basior z uśmiechem.
- Dziękujemy. - Powiedziała Meg. - Chcemy poinformować także innych, więc nie będziemy wam już przeszkadzać.
- Pewnie, nie zatrzymujemy. - Zaśmiał się Shu.
Odchodząc, doszedłem do wniosku, że całkiem sprawnie to poszło. Reakcja była lepsza, niżbym się tego spodziewał, a co ważniejsze nieco mnie to wszystko uspokoiło. Sam już nie wiem, czym się wcześniej tak martwiłem. Spojrzałem na Meg, a ta uśmiechnęła się do mnie ciepło. Tak, zdecydowanie nie było się czym martwić. Idąc dalej, zastanawialiśmy się nad tym, na kogóż to możemy trafić w następnej kolejności oraz jakie mogą być reakcje innych. Niedługo potem napotkaliśmy wygłupiających się w śniegu Ametyst oraz Artemisa. Pomimo iż staliśmy zaledwie kilka metrów od nich, zdawali się nie zwracać uwagi na nasze towarzystwo. Chociaż oboje byli już dorośli, to dalej potrafili od czasu do czasu urządzać sobie udawane walki. Byłem ciekaw, które z nich jest prawdziwym prowodyrem tych zabaw. Ponieważ jednak od kilku minut nie robiliśmy nic, poza staniem i przyglądaniem się tej dwójce wspólnie z Megami zdecydowaliśmy się na razie ich zostawić i spróbować złapać później, kiedy to już nie będą tak zajęci. Podczas gdy dalej maszerowaliśmy sobie przez las, nagle na naszej drodze pojawiła się Rachel. Gdyby nie podmucha wiatru, jaki ze sobą przyniosła, miałbym wątpliwości, skąd ona się tu w ogóle znalazła.
- Co wy tu robicie? - Zapytała, nim którekolwiek z nas w ogóle zdążyło się odezwać.
- Spacerujemy... - Stwierdziłem niepewnie, gdyż wadera wydała mi się jakby lekko znerwicowana.
- Super, pospacerujcie sobie tam. - Powiedziała, wskazując dokładnie w stronę, z której przyszliśmy.
- Rachel, czy ty... - przerwałem, gdyż Meg szturchnęła mnie lekko i pokręciła głowa.
- Jesteś sama? - Zapytała Megami. - Chcielibyśmy wszystkim coś powiedzieć.
- Tak! - Wyrwała się nagle Rachel i zaczęła wymachiwać łapami. - Sama samiusieńka.
- No trudno... w każdym razie mam nowinę, która chyba Cię zadowoli. Tak się składa, że ja i Ender jesteśmy razem.
- No wiem. - Powiedziała wesoło Rachel, chichocząc przy tym pod nosem.
Spojrzałem na Meg pytająco. Wyglądało jednak na to, że nie tylko ja nie rozumiałem, o co tak właściwie chodzi. Widząc, że Rachel utknęła gdzieś w swojej krainie fantazji, uznałem, że to dobry moment, aby się wycofać.
- Wydaje mi się czy ona jest jakaś dziwniejsza niż zwykle? - Zapytałem, gdy zaczęliśmy już oddalać się od wadery.
- Sama nie wiem. Rozumiesz coś z tego?
- Nic a nic. - Westchnąłem z uśmiechem.
<Meg?>
- Cóż... właściwie to tak się jakoś złożyło, że od wczoraj jesteśmy razem.
Shadow przez chwilę przyglądała nam się w milczeniu. Zamiast niej odezwał się jednak Shu.
- Gratuluję. - Powiedział basior z uśmiechem.
- Dziękujemy. - Powiedziała Meg. - Chcemy poinformować także innych, więc nie będziemy wam już przeszkadzać.
- Pewnie, nie zatrzymujemy. - Zaśmiał się Shu.
Odchodząc, doszedłem do wniosku, że całkiem sprawnie to poszło. Reakcja była lepsza, niżbym się tego spodziewał, a co ważniejsze nieco mnie to wszystko uspokoiło. Sam już nie wiem, czym się wcześniej tak martwiłem. Spojrzałem na Meg, a ta uśmiechnęła się do mnie ciepło. Tak, zdecydowanie nie było się czym martwić. Idąc dalej, zastanawialiśmy się nad tym, na kogóż to możemy trafić w następnej kolejności oraz jakie mogą być reakcje innych. Niedługo potem napotkaliśmy wygłupiających się w śniegu Ametyst oraz Artemisa. Pomimo iż staliśmy zaledwie kilka metrów od nich, zdawali się nie zwracać uwagi na nasze towarzystwo. Chociaż oboje byli już dorośli, to dalej potrafili od czasu do czasu urządzać sobie udawane walki. Byłem ciekaw, które z nich jest prawdziwym prowodyrem tych zabaw. Ponieważ jednak od kilku minut nie robiliśmy nic, poza staniem i przyglądaniem się tej dwójce wspólnie z Megami zdecydowaliśmy się na razie ich zostawić i spróbować złapać później, kiedy to już nie będą tak zajęci. Podczas gdy dalej maszerowaliśmy sobie przez las, nagle na naszej drodze pojawiła się Rachel. Gdyby nie podmucha wiatru, jaki ze sobą przyniosła, miałbym wątpliwości, skąd ona się tu w ogóle znalazła.
- Co wy tu robicie? - Zapytała, nim którekolwiek z nas w ogóle zdążyło się odezwać.
- Spacerujemy... - Stwierdziłem niepewnie, gdyż wadera wydała mi się jakby lekko znerwicowana.
- Super, pospacerujcie sobie tam. - Powiedziała, wskazując dokładnie w stronę, z której przyszliśmy.
- Rachel, czy ty... - przerwałem, gdyż Meg szturchnęła mnie lekko i pokręciła głowa.
- Jesteś sama? - Zapytała Megami. - Chcielibyśmy wszystkim coś powiedzieć.
- Tak! - Wyrwała się nagle Rachel i zaczęła wymachiwać łapami. - Sama samiusieńka.
- No trudno... w każdym razie mam nowinę, która chyba Cię zadowoli. Tak się składa, że ja i Ender jesteśmy razem.
- No wiem. - Powiedziała wesoło Rachel, chichocząc przy tym pod nosem.
Spojrzałem na Meg pytająco. Wyglądało jednak na to, że nie tylko ja nie rozumiałem, o co tak właściwie chodzi. Widząc, że Rachel utknęła gdzieś w swojej krainie fantazji, uznałem, że to dobry moment, aby się wycofać.
- Wydaje mi się czy ona jest jakaś dziwniejsza niż zwykle? - Zapytałem, gdy zaczęliśmy już oddalać się od wadery.
- Sama nie wiem. Rozumiesz coś z tego?
- Nic a nic. - Westchnąłem z uśmiechem.
<Meg?>
poniedziałek, 12 lutego 2018
Od Megami do Endera
Przypomniałam sobie wczorajszy wieczór.Reakcja Katrin była śmieszna.
-Gdy jej o tym powiedziałam, wpierw wyglądała jakby nie do końca wiedziała co jej właśnie przekazałam. Ale gdy już poukładała myśli, powiedziała, że się cieszy, że to w końcu nastało.A ty...powiedziałeś Ametyst?-Zaczęliśmy dobierać się do śniadania, które Ender przyniósł.
-Nie, jeszcze nie.-Odpowiedział.Dobrze go zrozumiałam, widocznie chciał aby dowiedziała się później.Tylko kiedy?-Ender...Kiedy powiemy innym?
-Nie wiem.Ale za niedługo.
-Hehe.Już widzę taką Rachel.-Oboje zaśmialiśmy się. [...] Po naszym śniadaniu wstałam, aby się trochę rozruszać.
-Może to "kiedyś" nastąpi teraz?-Ender również powoli poniósł się.
-No dobrze.Miejmy to już z głowy.-Porozciągałam się i podbiegłam do wyjścia jaskini.Obok, na śniegu leżała Katrin.Zwróciłam się do Endera.-Lepiej jej powiedzmy, że wychodzimy.Bo znów będzie zła.
-Zostawiam to tobie.-Wilk wyszedł z uśmiechem z jaskini. Gdy już powiedziałam Katrin, że wychodzimy dołączyłam do Endera który zaczekał na mnie kilka metrów dalej.
-To do kogo idziemy najpierw?-Zapytał gdy zatrzymałam się obok niego.Mi to było obojętne.
-Może pochodzimy sobie tu i tam, a kogo spotkamy, to mu powiemy?-To był dla mnie świetny pomysł.A mały spacer nam nie zaszkodzi.
-Dobry pomysł.Chodźmy.
Ruszyliśmy w stronę jeziora.O tej porze roku mało kto tam chodził, ale czasem wilki tam przychodziły.A może akurat ktoś się będzie w pobliżu kręcił...
Minęliśmy jezioro.Tym razem nie było tam nikogo oprócz wron i innych zimowych ptaków.Po kilku minutach zobaczyliśmy Shu i Shadow.Spojrzałam na Endera. Podeszliśmy do wilków.
-Hej.-Zaczęłam.-Chcieliśmy wam, w sumie nie tylko wam ale wszystkim coś powiedzieć...
-Co takiego?-Zapytała Shadow.
<Ender?Wiem że krótkie...>
-Gdy jej o tym powiedziałam, wpierw wyglądała jakby nie do końca wiedziała co jej właśnie przekazałam. Ale gdy już poukładała myśli, powiedziała, że się cieszy, że to w końcu nastało.A ty...powiedziałeś Ametyst?-Zaczęliśmy dobierać się do śniadania, które Ender przyniósł.
-Nie, jeszcze nie.-Odpowiedział.Dobrze go zrozumiałam, widocznie chciał aby dowiedziała się później.Tylko kiedy?-Ender...Kiedy powiemy innym?
-Nie wiem.Ale za niedługo.
-Hehe.Już widzę taką Rachel.-Oboje zaśmialiśmy się. [...] Po naszym śniadaniu wstałam, aby się trochę rozruszać.
-Może to "kiedyś" nastąpi teraz?-Ender również powoli poniósł się.
-No dobrze.Miejmy to już z głowy.-Porozciągałam się i podbiegłam do wyjścia jaskini.Obok, na śniegu leżała Katrin.Zwróciłam się do Endera.-Lepiej jej powiedzmy, że wychodzimy.Bo znów będzie zła.
-Zostawiam to tobie.-Wilk wyszedł z uśmiechem z jaskini. Gdy już powiedziałam Katrin, że wychodzimy dołączyłam do Endera który zaczekał na mnie kilka metrów dalej.
-To do kogo idziemy najpierw?-Zapytał gdy zatrzymałam się obok niego.Mi to było obojętne.
-Może pochodzimy sobie tu i tam, a kogo spotkamy, to mu powiemy?-To był dla mnie świetny pomysł.A mały spacer nam nie zaszkodzi.
-Dobry pomysł.Chodźmy.
Ruszyliśmy w stronę jeziora.O tej porze roku mało kto tam chodził, ale czasem wilki tam przychodziły.A może akurat ktoś się będzie w pobliżu kręcił...
Minęliśmy jezioro.Tym razem nie było tam nikogo oprócz wron i innych zimowych ptaków.Po kilku minutach zobaczyliśmy Shu i Shadow.Spojrzałam na Endera. Podeszliśmy do wilków.
-Hej.-Zaczęłam.-Chcieliśmy wam, w sumie nie tylko wam ale wszystkim coś powiedzieć...
-Co takiego?-Zapytała Shadow.
<Ender?Wiem że krótkie...>
niedziela, 11 lutego 2018
Od Alarisa do Katrin
Katrin wydawała się być miła, czułem się swobodnie w jej towarzystwie. Kiedy oboje się uspokoiliśmy, zbadałem dokładniej jelenia. Śniegowy bałwan był zaiste sporych rozmiarów. Ciekawe, kto to zrobił? Spojrzałem kątem oka na wzniesienie w pobliżu. Widząc poruszające się futro, skinąłem łbem na waderę, aby to wspólnie sprawdzić. Dwa wilki spały obok siebie, wnioskując po kulkach śniegu na całym ich ciele, to oni musieli stać za jeleniem. Sztruchnąłem nosem wilczycę, a Katrin rozbudziła basiora.
- Wstawaj, śpiąca królewno. - powiedziałem ze śmiechem i ponowiłem pobudkę, tym razem mocniej. Wadera zamruczała niezadowolna i otworzyła oczy. Widząc obcego, szybko wstała i otrzepała się. Już miała atakować, kiedy skrzyżowała spojrzenia z alfą. Zamerdaliśmy ogonami na przywitanie.
- To Ametyst i Artemis. A on to Alaris. - wyjaśniła Katrin, a rozbudzony, jasny basior przewrócił się na brzuch i ziewnął.
- Doobry. -
Ametyst zerknęła na jelenia, a następnie na nas. Podniosła podekscytowana uszy.
- Nabraliście się? Powiedzcie, że tak! -
Z lekkim zakłopotaniem podrapałem się za uchem i spłonąłem rumieńcem. Przyznawanie się do takich rzeczy zawsze powodowało u mnie zawstydzenie.
- .. Tak.. Ale muszę powiedzieć, że nieźle wam to wyszło. -
- Ha! Mówiłam! - Ametyst przybiła "piątkę" z Artemisem, po czym oboje zaczęli rechotać. Katrin również się zaśmiała. Razem zeszliśmy na dół i poszliśmy w dalszą drogę, zostawiając kawalarzy samych ze sobą.
- Zawsze tacy są? - Spytałem, dreptając u boku alfy. Wadera wzruszyła ramionami i nieco przyspieszyła.
- Są jeszcze młodzi, niech się bawią. Chodź, mamy jeszcze sporo do zwiedzenia. -
Zeszliśmy na plażę. Zamrożony śnieg szeleścił pod naszymi łapami, wbijając się w miękkie poduszki. Aby tego uniknąć, podnosiłem wysoko kończyny. Katrin zaśmiała się ciepło.
- Możesz występować w cyrku z takimi ruchami! -
- W twoich snach. - odpowiedziałem z przekąsem, samemu jednak uśmiechając się. Nagle zatrzymałem się i spojrzałem przed siebie. Pod jedną ze skał, wyrastającą z morza jak palce pradawnej istoty, znajdowało się truchło wilka. Jego zapach nie pasował do watahy, więc musiał być spoza niej. Może Samotnik. Albo wilczo - psi kundel. Katrin podłapała moje spojrzenie.
- Czy to..? -
- .. Nie patrz na to. Panienka będzie mieć koszmary. - Powoli zbliżyłem się do ciała, wzrokiem ogarniając ogrom okrucieństwa. Większość organów wewnętrznych była wyrwana bądź spalona, a skrzydła, mimo, że małe i nie wyrośnięte - połamane i oczyszczone z piór. Przełknąłem ślinę. Nie chciałem patrzeć na pozostałe obrażenia. Odwróciłem wzrok ku Katrin, która walczyła ze sobą, lecz ostatecznie podbiegła do mnie.
- Aleś ty uparta.. -
- Cicho. - Mruknęła, patrząc na wilka. Oboje staliśmy w ciszy, dopóki nad naszymi głowami nie przeleciał pierwszy ptasi padlinozerca.
- Co robimy z tym nieszczęśnikiem? -
- Wstawaj, śpiąca królewno. - powiedziałem ze śmiechem i ponowiłem pobudkę, tym razem mocniej. Wadera zamruczała niezadowolna i otworzyła oczy. Widząc obcego, szybko wstała i otrzepała się. Już miała atakować, kiedy skrzyżowała spojrzenia z alfą. Zamerdaliśmy ogonami na przywitanie.
- To Ametyst i Artemis. A on to Alaris. - wyjaśniła Katrin, a rozbudzony, jasny basior przewrócił się na brzuch i ziewnął.
- Doobry. -
Ametyst zerknęła na jelenia, a następnie na nas. Podniosła podekscytowana uszy.
- Nabraliście się? Powiedzcie, że tak! -
Z lekkim zakłopotaniem podrapałem się za uchem i spłonąłem rumieńcem. Przyznawanie się do takich rzeczy zawsze powodowało u mnie zawstydzenie.
- .. Tak.. Ale muszę powiedzieć, że nieźle wam to wyszło. -
- Ha! Mówiłam! - Ametyst przybiła "piątkę" z Artemisem, po czym oboje zaczęli rechotać. Katrin również się zaśmiała. Razem zeszliśmy na dół i poszliśmy w dalszą drogę, zostawiając kawalarzy samych ze sobą.
- Zawsze tacy są? - Spytałem, dreptając u boku alfy. Wadera wzruszyła ramionami i nieco przyspieszyła.
- Są jeszcze młodzi, niech się bawią. Chodź, mamy jeszcze sporo do zwiedzenia. -
Zeszliśmy na plażę. Zamrożony śnieg szeleścił pod naszymi łapami, wbijając się w miękkie poduszki. Aby tego uniknąć, podnosiłem wysoko kończyny. Katrin zaśmiała się ciepło.
- Możesz występować w cyrku z takimi ruchami! -
- W twoich snach. - odpowiedziałem z przekąsem, samemu jednak uśmiechając się. Nagle zatrzymałem się i spojrzałem przed siebie. Pod jedną ze skał, wyrastającą z morza jak palce pradawnej istoty, znajdowało się truchło wilka. Jego zapach nie pasował do watahy, więc musiał być spoza niej. Może Samotnik. Albo wilczo - psi kundel. Katrin podłapała moje spojrzenie.
- Czy to..? -
- .. Nie patrz na to. Panienka będzie mieć koszmary. - Powoli zbliżyłem się do ciała, wzrokiem ogarniając ogrom okrucieństwa. Większość organów wewnętrznych była wyrwana bądź spalona, a skrzydła, mimo, że małe i nie wyrośnięte - połamane i oczyszczone z piór. Przełknąłem ślinę. Nie chciałem patrzeć na pozostałe obrażenia. Odwróciłem wzrok ku Katrin, która walczyła ze sobą, lecz ostatecznie podbiegła do mnie.
- Aleś ty uparta.. -
- Cicho. - Mruknęła, patrząc na wilka. Oboje staliśmy w ciszy, dopóki nad naszymi głowami nie przeleciał pierwszy ptasi padlinozerca.
- Co robimy z tym nieszczęśnikiem? -
Od Katrin cd. Alarisa
-Jasne, nie musisz pytać!-Chodź dopiero co zobaczyłam wilka, i tak postanowiłam się z nim zaprzyjaźnić.Zawsze byłam, a także jestem otwarta na nowe znajomości.-Chcesz zostać w tej watasze na stałe?-Zapytałam białego wilka.
-Jeśli mogę...-Odparł z lekkim uśmiechem.
-Oczywiście, że możesz.-Kilka metrów dalej znajdowało się kilka wolnych jaskiń.-Masz już wybrana jaskinię?-Wskazałam łapą na jaskinie.Wilk przez chwilę nic nie mówił.Nie wiedziałam, nad czym się teraz zastanawiał.
-Na razie zamieszkam z Shu...
Jego odpowiedź trochę mnie zdziwiła.Ale widocznie, nie lubi przebywać sam.
-Dobrze.Ale pamiętaj, że mamy jeszcze dużo wolnych jaskiń. [...]
-Może pochodzimy po terenach?-Nie miałam lepszego pomysłu aby zwalczyć okropną nudę.
-Dobry pomysł.Przy okazji poznam tutejsze zakamarki.
Najpierw szliśmy wzdłuż granicy z watahą z którą współpracujemy.Ostatnio przyszło do nas małe ocieplenie i zaczynał topnieć. Powoli dochodziliśmy do polany, na której często polujemy.
-Proszę, przed tobą jedna z największych polan w tej watasze.
-Naprawdę jest duża...-Alaris porozglądał się po polanie.Po chwili dodał.-Jesteś głodna?
-Nie bardzo...Dopiero co zjadłam obiad.
-Patrz, tam!-Basior wskazał łapą na...białego jelenia?Wyglądał na jakiś nieznany gatunek tych zwierząt, ponieważ był nieco większy od tych na które zazwyczaj polujemy.Pierwszy raz widziałam coś takiego.-Nie wiedziałam, że tu żyją białe jelenie.
-Też nie...Podobno to rzadki gatunek.Chodź...Przynajmniej przyjrzyjmy się mu z bliska.Szkoda takiego zabijać.
-No dobrze.-Zaczęliśmy zbliżać się do zwierzęcia.To co mnie zdziwiło, to to, że jeleń stał nieruchomo.-Chyba nas widzi...-Szepnęłam zatrzymując się.
-Gdyby nas zauważył, zaczął by uciekać.
Spojrzałam na futro wilka.Było białe.Też czasami chciałabym mieć ten kolor.A przynajmniej w zimie.-Masz się fajnie, ty masz naturalny kamuflaż.
Gdy staliśmy już obok jelenia, uświadomiliśmy sobie, że to zwykły żart.
-Naprawdę...-Zrobiłam coś podobnego do facepalma, a Alaris zaczął się śmiać.
<Alaris?>
-Jeśli mogę...-Odparł z lekkim uśmiechem.
-Oczywiście, że możesz.-Kilka metrów dalej znajdowało się kilka wolnych jaskiń.-Masz już wybrana jaskinię?-Wskazałam łapą na jaskinie.Wilk przez chwilę nic nie mówił.Nie wiedziałam, nad czym się teraz zastanawiał.
-Na razie zamieszkam z Shu...
Jego odpowiedź trochę mnie zdziwiła.Ale widocznie, nie lubi przebywać sam.
-Dobrze.Ale pamiętaj, że mamy jeszcze dużo wolnych jaskiń. [...]
-Może pochodzimy po terenach?-Nie miałam lepszego pomysłu aby zwalczyć okropną nudę.
-Dobry pomysł.Przy okazji poznam tutejsze zakamarki.
Najpierw szliśmy wzdłuż granicy z watahą z którą współpracujemy.Ostatnio przyszło do nas małe ocieplenie i zaczynał topnieć. Powoli dochodziliśmy do polany, na której często polujemy.
-Proszę, przed tobą jedna z największych polan w tej watasze.
-Naprawdę jest duża...-Alaris porozglądał się po polanie.Po chwili dodał.-Jesteś głodna?
-Nie bardzo...Dopiero co zjadłam obiad.
-Patrz, tam!-Basior wskazał łapą na...białego jelenia?Wyglądał na jakiś nieznany gatunek tych zwierząt, ponieważ był nieco większy od tych na które zazwyczaj polujemy.Pierwszy raz widziałam coś takiego.-Nie wiedziałam, że tu żyją białe jelenie.
-Też nie...Podobno to rzadki gatunek.Chodź...Przynajmniej przyjrzyjmy się mu z bliska.Szkoda takiego zabijać.
-No dobrze.-Zaczęliśmy zbliżać się do zwierzęcia.To co mnie zdziwiło, to to, że jeleń stał nieruchomo.-Chyba nas widzi...-Szepnęłam zatrzymując się.
-Gdyby nas zauważył, zaczął by uciekać.
Spojrzałam na futro wilka.Było białe.Też czasami chciałabym mieć ten kolor.A przynajmniej w zimie.-Masz się fajnie, ty masz naturalny kamuflaż.
Gdy staliśmy już obok jelenia, uświadomiliśmy sobie, że to zwykły żart.
-Naprawdę...-Zrobiłam coś podobnego do facepalma, a Alaris zaczął się śmiać.
<Alaris?>
Od Rachel do Soula
Zaczęłam się rozglądać po pokoju. Obok łóżka, które mimo swojego położenia było czyste, stała szafka. Na szafce świeca, która się nie paliła, i.... i..... BUTELKA! Rzuciłam się w jej stronę potykając przy okazji. Wzięłam w łapy szklany pojemnik.
- Stare! Z 9-czkniecie-2! - zaśmiałam się z zadowoleniem - Pijemy?
- To nie jest dobry pomysł...- powiedział Soul podchodząc.
- E tam! - lekkomyślność moje drugie imię. - Chcesz? - spytałam basiora.
- Nie za bardzo.
- Więcej dla mnie - wyszczerzyłam się, i zaczęłam pić z gwinta. Gdy doszłam do połowy, basior mnie powstrzymał.
- No so - zrobiłam jedną z moich nieopisywalnych min.
- Chyba tego za dużo wypiłaś - powiedział. - Wiesz ile to procentowe?
- No na pewno nie 100.
- Ale..................................... to ma 86 procent - powiedział po dłuższym milczeniu.
- Skąd to wiesz? - uniosłam brwi, odwróciłam się, zrobiłam krok do przodu, zachwianie, i gleba na podłodze xD
- Kobieto, znowu stracisz przytomność? - mruknął podchodząc do mnie i zaciągając na miękką pościel.
- Tym razem nie - mruknęłam.
Obudziłam się rano. Pościel była w nieładzie, a koc na podłodze. Oprócz cholernie bolącej głowy czułam coś jeszcze, ale nie będę wchodzić w szczegóły.
- Souuul - jęknęłam. Braciszek leżał na drugiej połowie łóżka. Podpaliłam swoje futro, by usunąć z siebie ciała obce. - Śpisz? - podeszłam do niego i dźgnęłam go łapą.
- Chmmm?
- Nie chcę cię martwić, ale masz coś na sobie - odparłam. - jest to twojego pochodzenia i radzę ci się tego pozbyć.
- C... co?... - Był bardziej śpiący, niż żeby miał kaca.
< Soul? No i masz ode mnie wolne przez 9 dni i połowa 10 >
- Stare! Z 9-czkniecie-2! - zaśmiałam się z zadowoleniem - Pijemy?
- To nie jest dobry pomysł...- powiedział Soul podchodząc.
- E tam! - lekkomyślność moje drugie imię. - Chcesz? - spytałam basiora.
- Nie za bardzo.
- Więcej dla mnie - wyszczerzyłam się, i zaczęłam pić z gwinta. Gdy doszłam do połowy, basior mnie powstrzymał.
- No so - zrobiłam jedną z moich nieopisywalnych min.
- Chyba tego za dużo wypiłaś - powiedział. - Wiesz ile to procentowe?
- No na pewno nie 100.
- Ale..................................... to ma 86 procent - powiedział po dłuższym milczeniu.
- Skąd to wiesz? - uniosłam brwi, odwróciłam się, zrobiłam krok do przodu, zachwianie, i gleba na podłodze xD
- Kobieto, znowu stracisz przytomność? - mruknął podchodząc do mnie i zaciągając na miękką pościel.
- Tym razem nie - mruknęłam.
***Rano bo znowu urwał mi się film, przez co mam puste kartki w pamiętniku, którego jeszcze nie mam***
- Souuul - jęknęłam. Braciszek leżał na drugiej połowie łóżka. Podpaliłam swoje futro, by usunąć z siebie ciała obce. - Śpisz? - podeszłam do niego i dźgnęłam go łapą.
- Chmmm?
- Nie chcę cię martwić, ale masz coś na sobie - odparłam. - jest to twojego pochodzenia i radzę ci się tego pozbyć.
- C... co?... - Był bardziej śpiący, niż żeby miał kaca.
< Soul? No i masz ode mnie wolne przez 9 dni i połowa 10 >
Od Soula do Rachel
Rozbawiony zachowaniem Rachel pokręciłem głową. Czasami była mądra i zachowała się bardzo poważnie, a niekiedy dosłownie jak mały dzieciak. Mimo to ta jej nieprzewidywalność chyba właśnie mnie zauroczyła w niej.
- Czyli mam rozumieć, że się zgadzasz tak? - spytałem pewnie.
- Mhm... - mruknęła niby od niechcenia.
- Skoro tak, to dzisiaj wieczorem zapraszam cię na spacer. - Strzeliłem tak zwanego lenny face'a.
- Eeee... No spoko bądź u mnie o osiemnastej.
- Czyli mam rozumieć, że się zgadzasz tak? - spytałem pewnie.
- Mhm... - mruknęła niby od niechcenia.
- Skoro tak, to dzisiaj wieczorem zapraszam cię na spacer. - Strzeliłem tak zwanego lenny face'a.
- Eeee... No spoko bądź u mnie o osiemnastej.
***
Mniej więcej po tym się rozeszliśmy. W głowie obmyślałem plan gdzie ją zabrać. Nigdy nie byłem romantykiem i nigdy nim nie będę. Chciałem żeby było tak jak dawniej. Spędzać z nią czas śmiejąc się tak jakbyśmy byli przyjaciółmi. Tak więc ogarnąłem się tak jak zawsze *czyli kompletnie nic nie zrobiłem* i powoli zbierałem się do wyjścia, gdyż było blisko odpowiedniej godziny. Podszedłem do tego całkiem na luzaku. I gdy zobaczyłem Rachel w środku swojej jaskini mimowolnie się uśmiechnąłem. Ona również jakoś specjalnie się do tego nie przygotowywała, a mimo to wyglądała olśniewająco.
- Cześć - powiedziała, gdy mnie zauważyła.
- Heeej!
- Gdzie chcesz mnie zabrać? - spytała podekscytowana.
- Przed siebie... Zależy gdzie chcesz iść - puściłem jej oczko.
- Chodźmy w góry! - wykrzyknęła. - To niedaleko, a ja dawno tam nie byłam.
- Okej, w okolicach czasem nie znajduje się ten pub? Ten w którym byłaś wtedy i poznałaś swoich kolegów? - spytałem.
- Eeee, tak to tam! Pójdziemy tam później? Może ich spotkamy i w ogóle... - rozmarzyła się.
- W sumie też ich polubiłem więc może być
***
Takim oto sposobem skończyliśmy na szczycie jednej z gór. Słońce powoli zachodziło, a wszędzie rozprzestrzeniał się piękny widok. Droga minęła nam tak jak za dawnych czasów. Na rozmowie, śmianiu się i tak dalej... Natomiast z resztek śniegu na górce ulepiliśmy coś w rodzaju bałwana, a później zaczęliśmy rzucać się śnieżkami.
Zmęczeni całym dniem udaliśmy się do klubu. Akurat był niedaleko. Co prawda nie spotkaliśmy tam naszych znajomych, ale od razu po wejściu uderzył mnie zapach alkoholu i papierosów. Skrzywiłem więc się lecz mimo to poczłapałem za waderą. Skinąłem na powitanie znanemu z widzenia barmanowi.
- Whisky poproszę. - powiedziała stanowczo Rachel.
- To samo. - odparłem.
Zaczęło się spokojnie. W sumie pod koniec i tak byłem mniej wstawiony niż ona. Później zamawialiśmy co bądź jeden drink po drugim i tak dalej...
Na szczęście pozostały mi resztki trzeźwego umysłu.
- Nie będziemy tak wracać. - bąknąłem czkając przy okazji.
- Dla... czegooooo?! - Zaśmiała się Rachel.
- Bo tak! - Uderzyłem łapą w blat po czym próbując dogadać się z barmanem wynająłem pokój dla nas, który znajdował się tak jakby na strychu.
Basior zaprowadził nas w owe miejsce.
- Życzę miłej nocy - powiedział na odchodne i zamknął drzwi.
- Co teraz robimy? - spytałem wadery.
Rachel? if you know what i mean ( ͡° ͜ʖ ͡°)
sobota, 10 lutego 2018
Od Ametyst C.D. Artemisa
Gdy skończyliśmy lepić naszego śnieżnego kolegę, już prawie zaczęło świtać. Przeciągnęłam się i ziewnęłam. Popatrzyłam z dołu na dostojnego jelenia, którego udało nam się stworzyć.
- Nie sądzisz, że jest trochę za duży? - Zapytałam.
Artemis wzruszył ramionami.
- Teraz i tak już chyba trochę za późno na poprawki. - Stwierdził, przyklepując nieco śnieg przy nogach śnieżnego zwierzęcia.
- Racja. - Westchnęłam. - Poszukajmy jakiegoś dobrego miejsca na obserwacje.
Wilk wskazał na jakieś przewalone drzewo nieopodal.
- Naprawdę? - Zapytałam, posyłając mu wiele mówiące spojrzenie.
- No co? Myślałem, że może ci przeszło.
Pokręciłam przecząco głową. Byłam w stanie wejść na jakieś skały czy inne niewysokie i dość stabilne rzeczy. Wciąż jednak bałam się postawić łapy na drzewie, choćby było ono zaledwie o kilka centymetrów oddalone od ziemi.
- W takim razie co powiesz na to? - Zapytał, wskazując na jakąś górkę kilku płaskich kamieni.
Oboje potruchtaliśmy w tamtą stronę.
- Jeśli położymy się na ziemi, skały powinny nas zasłonić. Skinęłam przytakująco głową, po czym oboje położyliśmy się w śniegu. Jedynie głowy mieliśmy lekko uniesione tak, aby móc obserwować okolicę. Leżeliśmy tak jeszcze kilka godzin, do tego wraz z mijającym czasem coraz to bardziej wzmagało się moje zmęczenie, w końcu pracowaliśmy całą noc. Zmarszczyłam brwi, będę zła, jeśli to wszystko pójdzie na marne.
- Nie rób tak, bo ci to zostanie. - Zaśmiał się Artemis.
W odpowiedzi pokazałam mu język i z ciężkim westchnieniem spojrzałam w stronę lasu. Gapiłam się tam, póki gdzieś wśród zarośli nie zauważyłam jakiejś wilczej sylwetki.
- Ktoś idzie! - Zawołałam podekscytowana.
Schyliliśmy się nieco bardziej, tak aby mieć pewność, że tajemniczy jegomość nas nie dostrzeże. W końcu wilk wyszedł na polanę. Przekroczył ją jednak bez choćby spojrzenia w stronę naszego wspaniałego dzieła, a przeszedł zaledwie kilkanaście metrów od niego.
- Co to miało być?! - Zawołałam oburzona, gdy wilk już znikł nam z oczu.
- To ty nie wiesz? - Zapytał Artemis.
- Niby co mam wiedzieć?
- Nie wiem tego na sto procent, ale słyszałem, że Sharktooth nie widzi.
- Co? - Zapytałam, przekręcając głowę. Na chwilę zapadła cisza, po chwili namysłu jednak ponownie się odezwałam. - To by nawet miało sens.
Artemis, choć nic nie powiedział, to spojrzał na mnie z pobłażaniem. Słowa nie były tu jednak konieczne, ponieważ spojrzenie to mówiło mi aż nazbyt wiele. Przewróciłam teatralnie oczami i stwierdziłam jedynie:
- Czepiasz się.
- Jasne. - Mruknął Artemis.- Kładź się lepiej, bo jeszcze ktoś cię zobaczy.
- No już. - Powiedziałam, zajmując z powrotem swoje miejsce.
Na powrót też oparłam głowę o kamień tak, aby choć trochę dać organizmowi odpocząć. Co jakiś czas zdarzało mi się ziewać, takie skutki zarwania nocki.
- Artemis... - Zaczęłam, jednak nie doczekałam się odpowiedzi ze strony basiora. - Artemis śpisz? - Zapytałam podejrzliwie.
Dalszy brak odpowiedzi sprawił, że musiałam spojrzeć na samca. Jak się okazało, wilk faktycznie spał.
- No i wszystko muszę robić sama. - Westchnęłam.
Kolejne pół godziny okazało się jednak bardzo męczące. Czułam, że powieki robią mi się coraz cięższe i choć z całych sił starałam się trzymać oczy otwarte, to w końcu zaczęło brakować mi do tego siły. Zasnęłam niemal zaraz po tym, jak pozwoliłam moim oczom zamknąć się na kilka minut. Po jakimś czasie ktoś zaczął mnie budzić. Po głosie łatwo mogłam jednak dojść do wniosku, że nie był to Artemis.
<Artemis? Lub tajemniczy Ktoś kto się tam pojawił?>
- Nie sądzisz, że jest trochę za duży? - Zapytałam.
Artemis wzruszył ramionami.
- Teraz i tak już chyba trochę za późno na poprawki. - Stwierdził, przyklepując nieco śnieg przy nogach śnieżnego zwierzęcia.
- Racja. - Westchnęłam. - Poszukajmy jakiegoś dobrego miejsca na obserwacje.
Wilk wskazał na jakieś przewalone drzewo nieopodal.
- Naprawdę? - Zapytałam, posyłając mu wiele mówiące spojrzenie.
- No co? Myślałem, że może ci przeszło.
Pokręciłam przecząco głową. Byłam w stanie wejść na jakieś skały czy inne niewysokie i dość stabilne rzeczy. Wciąż jednak bałam się postawić łapy na drzewie, choćby było ono zaledwie o kilka centymetrów oddalone od ziemi.
- W takim razie co powiesz na to? - Zapytał, wskazując na jakąś górkę kilku płaskich kamieni.
Oboje potruchtaliśmy w tamtą stronę.
- Jeśli położymy się na ziemi, skały powinny nas zasłonić. Skinęłam przytakująco głową, po czym oboje położyliśmy się w śniegu. Jedynie głowy mieliśmy lekko uniesione tak, aby móc obserwować okolicę. Leżeliśmy tak jeszcze kilka godzin, do tego wraz z mijającym czasem coraz to bardziej wzmagało się moje zmęczenie, w końcu pracowaliśmy całą noc. Zmarszczyłam brwi, będę zła, jeśli to wszystko pójdzie na marne.
- Nie rób tak, bo ci to zostanie. - Zaśmiał się Artemis.
W odpowiedzi pokazałam mu język i z ciężkim westchnieniem spojrzałam w stronę lasu. Gapiłam się tam, póki gdzieś wśród zarośli nie zauważyłam jakiejś wilczej sylwetki.
- Ktoś idzie! - Zawołałam podekscytowana.
Schyliliśmy się nieco bardziej, tak aby mieć pewność, że tajemniczy jegomość nas nie dostrzeże. W końcu wilk wyszedł na polanę. Przekroczył ją jednak bez choćby spojrzenia w stronę naszego wspaniałego dzieła, a przeszedł zaledwie kilkanaście metrów od niego.
- Co to miało być?! - Zawołałam oburzona, gdy wilk już znikł nam z oczu.
- To ty nie wiesz? - Zapytał Artemis.
- Niby co mam wiedzieć?
- Nie wiem tego na sto procent, ale słyszałem, że Sharktooth nie widzi.
- Co? - Zapytałam, przekręcając głowę. Na chwilę zapadła cisza, po chwili namysłu jednak ponownie się odezwałam. - To by nawet miało sens.
Artemis, choć nic nie powiedział, to spojrzał na mnie z pobłażaniem. Słowa nie były tu jednak konieczne, ponieważ spojrzenie to mówiło mi aż nazbyt wiele. Przewróciłam teatralnie oczami i stwierdziłam jedynie:
- Czepiasz się.
- Jasne. - Mruknął Artemis.- Kładź się lepiej, bo jeszcze ktoś cię zobaczy.
- No już. - Powiedziałam, zajmując z powrotem swoje miejsce.
Na powrót też oparłam głowę o kamień tak, aby choć trochę dać organizmowi odpocząć. Co jakiś czas zdarzało mi się ziewać, takie skutki zarwania nocki.
- Artemis... - Zaczęłam, jednak nie doczekałam się odpowiedzi ze strony basiora. - Artemis śpisz? - Zapytałam podejrzliwie.
Dalszy brak odpowiedzi sprawił, że musiałam spojrzeć na samca. Jak się okazało, wilk faktycznie spał.
- No i wszystko muszę robić sama. - Westchnęłam.
Kolejne pół godziny okazało się jednak bardzo męczące. Czułam, że powieki robią mi się coraz cięższe i choć z całych sił starałam się trzymać oczy otwarte, to w końcu zaczęło brakować mi do tego siły. Zasnęłam niemal zaraz po tym, jak pozwoliłam moim oczom zamknąć się na kilka minut. Po jakimś czasie ktoś zaczął mnie budzić. Po głosie łatwo mogłam jednak dojść do wniosku, że nie był to Artemis.
<Artemis? Lub tajemniczy Ktoś kto się tam pojawił?>
Od Shu do Shadowzone
Wadera kroczyła z dumnie uniesionym łbem, wsłuchując się w moje słowa.
- Czyli.. Chcesz, żebym pilnowała twojego wilczka? - Powiedziała, gdy skończyłem. Usiadłem zrezygnowany na śniegu. Teraz już pilnie potrzebowałem snu, jednak zapewnienie bezpieczeństwa Alarisowi było piorytetem.
- Nie.. to znaczy, tak. Ale tylko żebyś spoglądała na nigo czasem. O ile to nie problem. - Potarłem nerwowo łapami o siebie i szturchnąłem nosem Raven. - Zrobiłabyś to? -
Shadow zaśmiała się gromko, zwracając na siebie uwagę Katrin i Alarisa. Zasłoniłem jej łapą pysk.
- Jeszcze ktoś cię usłyszy! -
- Wybacz, ale to serio jest śmieszne. Sądzisz, że będę słuchać się byle szpiega, którego znam od dzisiaj? - Wadera spojrzała w stronę gór. Zastanawiała się, chociaż nie tak intensywnie, gdyż wtedy większość wilków przybiera ten dziwny wyraz pyska. Wpatrywałem się w nią wyczekująco.
- Teoretycznie, mogę to zrobić. Ale nie za darmo. -
Wzniosłem oczy ku niebu. Typowe. W tym świecie nic nie można zrobić po dobroci serca.
- Wiesz? Nieważne. Niech to zostanie między nami. - Wstałem i podszedłem do jelenia. Wilczyca odprowadziła mnie wzrokiem.
- Zróbmy konkurs. -
- Konkurs? - Katrin przechyliła łeb i podniosła uszy.
- Kto pierwszy zabije niedźwiedzia, wygrywa i może wymagać od przegranych jedną rzecz. -
Wymieniłem spojrzenia z Shadow. Ta uśmiechnęła się tajemniczo.
- Wadery kontra basiory. -
- Jak wolisz. A więc? Co ty na to? -
- Czyli.. Chcesz, żebym pilnowała twojego wilczka? - Powiedziała, gdy skończyłem. Usiadłem zrezygnowany na śniegu. Teraz już pilnie potrzebowałem snu, jednak zapewnienie bezpieczeństwa Alarisowi było piorytetem.
- Nie.. to znaczy, tak. Ale tylko żebyś spoglądała na nigo czasem. O ile to nie problem. - Potarłem nerwowo łapami o siebie i szturchnąłem nosem Raven. - Zrobiłabyś to? -
Shadow zaśmiała się gromko, zwracając na siebie uwagę Katrin i Alarisa. Zasłoniłem jej łapą pysk.
- Jeszcze ktoś cię usłyszy! -
- Wybacz, ale to serio jest śmieszne. Sądzisz, że będę słuchać się byle szpiega, którego znam od dzisiaj? - Wadera spojrzała w stronę gór. Zastanawiała się, chociaż nie tak intensywnie, gdyż wtedy większość wilków przybiera ten dziwny wyraz pyska. Wpatrywałem się w nią wyczekująco.
- Teoretycznie, mogę to zrobić. Ale nie za darmo. -
Wzniosłem oczy ku niebu. Typowe. W tym świecie nic nie można zrobić po dobroci serca.
- Wiesz? Nieważne. Niech to zostanie między nami. - Wstałem i podszedłem do jelenia. Wilczyca odprowadziła mnie wzrokiem.
- Zróbmy konkurs. -
- Konkurs? - Katrin przechyliła łeb i podniosła uszy.
- Kto pierwszy zabije niedźwiedzia, wygrywa i może wymagać od przegranych jedną rzecz. -
Wymieniłem spojrzenia z Shadow. Ta uśmiechnęła się tajemniczo.
- Wadery kontra basiory. -
- Jak wolisz. A więc? Co ty na to? -
Od Rachel ,, Jednak na dworze. Bidny szkielet"
A więc.... JA CHCĘ WIECZÓR PANIEŃSKI! I WESELE JAK I ŚLUB BEDZiE W DŻUNGLI Z MAŁPAMI! Już zamęczyłam tym mojego szaszłyka. Siedziałam wieczorem na skalce. Zimno. Bardzo zimno. Zapaliłam się. Blask ognia oświecał teren, a był niczym latarnia w ciemną, pochmurną, deszczową noc na środku morza, doprowadzający statki do celu....
Dobra, za dużo tej filozofii. I jak się tak zastanowić, to jakoś nie będę mieć sympatii do... pewnie do przyszłych młodych alph. Już teraz to czuję. Ale czemu? Tego nie wiem.
- NEMEZIS! - zawołałam w niebo - WIESZ COŚ MOŻE O TYM?! - brak odpowiedzi. Bywa. Bogowie to zadufane w sobie stwory, i co na to poradzisz. Wczoraj obejrzałam aż trzy filmy. ,,To" ,, Kronika Opętania" oraz ,, Noc Oczyszczenia" To ostatnie to już drugi raz. Jeszcze dzisiaj chciałam coś obejrzeć. Mam pomysł. NARYSUJĘ IM COŚ NA PŁÓTNIE JAKO PREZENT ŚLUBNY! Coś białego. Kwiaty jabłoni.... POLSKA JABŁOŃ NAJLEPSZA! Biały ptak.... rzeka? Góry? Mam już wizję rysunku! Znaczy malunku.... farby olejne na płótnie. Więc ten... no.
- Halo! Śpiąca królewno! Co ty tam tak siedzisz na górze? - usłyszałam z dołu znajomy głos.
- Witaj braciszku, masz coś do picia? - spytałam patrząc w dół.
- Sorry, ale nie. A tak ogólnie, to mogłabyś ogarnąć Cartera?
- Cartera? Co z nim?
- Próbuje zjeść te złote talerze co z wyprawy przynieśliśmy.
- CO?! JUŻ IDĘ! - zleciałam w dół, i w stronę jaskini.
Tym razem obejrzałam se jakiś film z Soulem. Już szykowałam miejsce na ślub. Było całkowicie biało. Szaszłyk ( Weryla ) już posadziła wiśnie. Jednak zamiast całkowicie białe, one było lekko różowe. I TE JEJ FANTAZJE ROMANTYCZNE! No cóż...
- Już wynajęłam kucharki. A były to:
Dobra, za dużo tej filozofii. I jak się tak zastanowić, to jakoś nie będę mieć sympatii do... pewnie do przyszłych młodych alph. Już teraz to czuję. Ale czemu? Tego nie wiem.
- NEMEZIS! - zawołałam w niebo - WIESZ COŚ MOŻE O TYM?! - brak odpowiedzi. Bywa. Bogowie to zadufane w sobie stwory, i co na to poradzisz. Wczoraj obejrzałam aż trzy filmy. ,,To" ,, Kronika Opętania" oraz ,, Noc Oczyszczenia" To ostatnie to już drugi raz. Jeszcze dzisiaj chciałam coś obejrzeć. Mam pomysł. NARYSUJĘ IM COŚ NA PŁÓTNIE JAKO PREZENT ŚLUBNY! Coś białego. Kwiaty jabłoni.... POLSKA JABŁOŃ NAJLEPSZA! Biały ptak.... rzeka? Góry? Mam już wizję rysunku! Znaczy malunku.... farby olejne na płótnie. Więc ten... no.
- Halo! Śpiąca królewno! Co ty tam tak siedzisz na górze? - usłyszałam z dołu znajomy głos.
- Witaj braciszku, masz coś do picia? - spytałam patrząc w dół.
- Sorry, ale nie. A tak ogólnie, to mogłabyś ogarnąć Cartera?
- Cartera? Co z nim?
- Próbuje zjeść te złote talerze co z wyprawy przynieśliśmy.
- CO?! JUŻ IDĘ! - zleciałam w dół, i w stronę jaskini.
***Rano w następny dzień***
Tym razem obejrzałam se jakiś film z Soulem. Już szykowałam miejsce na ślub. Było całkowicie biało. Szaszłyk ( Weryla ) już posadziła wiśnie. Jednak zamiast całkowicie białe, one było lekko różowe. I TE JEJ FANTAZJE ROMANTYCZNE! No cóż...
- Już wynajęłam kucharki. A były to:
- Znajoma z klubu, której kuchnię podziwiam
- Jedna ze służek Demeter... pewnie będą same owsianki.
- Kucharz którego wygrzebałam w innej watasze.
No więc, jakoś się żyje. Zaczęłam ustawiać stoły, które potem za pomocą żywiołu wolności pokryłam śniegiem, a te jakby wtopiły się w otoczenie.... były częścią lasu, porośnięte białymi pnączami. Robiłam to wszystko nucąc sobie piosenkę: Taki fajny link
Tutaj trzeba zebrać Soula i Werylę, i omówić. Może coś zaśpiewam.... nie no żart. Publiczność nie dla mnie.
A więc ludzie: Soul i Weryla
RP?!
Od Alarisa do Katrin
Stanąłem szczęśliwy wśród drzew. Nowe zapachy, nowe dźwięki, nowe wilki! Wszystko jest takie... N O W E! Zamerdałem ogonem i podbiegłem do pierwszego lepszego przedstawiciela stada. Niebieski basior robił coś ze swoimi ranami. Był pełen blizn, przywodził mi na myśl wojownika.
- Cześć! - krzyknąłem, nie mogąc opanować ekscytacji. Wilk podniósł łeb i westchnął ostentacyjnie. Jego oczy były pokryte bielmem. Spowodowało to u mnie dziwny niepokój.
- Kogo tu kurwa niesie? - spytał chrapliwie, spinając się. Cofnąłem się nieznacznie. Nie wyglądał na miłego. Nie wiedziałem, co powiedzieć, więc odeszłem, cicho przepraszając. Rozglądałem się wokół, kiedy przede mną pojawiła się, czy raczej WYLĄDOWAŁA wilczyca. Dyszała gniewnie, patrząc na mnie, jakby chciała zabić kogoś wzrokiem.
- Ty... Ty... Ty zadodajco! - wrzasnęła, strosząc się i powarkując. - Myślisz, że dam ci tak chodzić tutaj wolno?! -
Skuliłem uszy. Nie rozumiałem, o co jej chodzi. Spróbowałem załagodzić sytuację, niechcący łącząc się z jej emocjami. Ogarnęła mnie furia do i n n y c h, do takich, jak ja. Posmutniałem. Sytuacja z Olave się znowu powtarzała..
- Przepraszam... - wyszeptałem bezgłośnie przez łzy. - .. Nie będę pani wchodził w drogę..-
- Mam nadzieję! - krzyknęła na odchodne, kiedy z podkulonym ogonem pobiegłem w las. Biegłbym tak w nieskończoność, gdybym nie spotkał jego. Shu stał przy jaskini, wpatrując się we mnie tymi swymi żółtymi oczyma.
- S-Shu..? -
- Alaris? Co ty tu robisz? - Basior podszedł do mnie, a następnie objął pyskiem. Wytłumaczyłem mu całą historię, uzupełniając ją o ostatnie wydarzenia. Shu warknął cicho, a kruk usiadł na jego grzbiecie. Był taki sam, jak go zapamiętałem.
- Nie możesz mówić o tym nikomu. Jesteśmy dla innych tylko przyjaciółmi, rozumiesz? Tylko w ten sposób przeżyjemy... Teraz chodź, musisz być głodny. -
Pobiegłem za nim po śladach innych wilków, Katrin i Shadowzone, jak się dowiedziałem, które polowały na sarny. Shu dołączył do nich, a następnie odszedł na bok z Shadow. Usłyszałem jedynie, że musi z nią porozmawiać o ochronie. Sam zbliżyłem się do Katrin.
- Cześć. Jestem Alaris, czy mogę być twoim znajomym? -
- Cześć! - krzyknąłem, nie mogąc opanować ekscytacji. Wilk podniósł łeb i westchnął ostentacyjnie. Jego oczy były pokryte bielmem. Spowodowało to u mnie dziwny niepokój.
- Kogo tu kurwa niesie? - spytał chrapliwie, spinając się. Cofnąłem się nieznacznie. Nie wyglądał na miłego. Nie wiedziałem, co powiedzieć, więc odeszłem, cicho przepraszając. Rozglądałem się wokół, kiedy przede mną pojawiła się, czy raczej WYLĄDOWAŁA wilczyca. Dyszała gniewnie, patrząc na mnie, jakby chciała zabić kogoś wzrokiem.
- Ty... Ty... Ty zadodajco! - wrzasnęła, strosząc się i powarkując. - Myślisz, że dam ci tak chodzić tutaj wolno?! -
Skuliłem uszy. Nie rozumiałem, o co jej chodzi. Spróbowałem załagodzić sytuację, niechcący łącząc się z jej emocjami. Ogarnęła mnie furia do i n n y c h, do takich, jak ja. Posmutniałem. Sytuacja z Olave się znowu powtarzała..
- Przepraszam... - wyszeptałem bezgłośnie przez łzy. - .. Nie będę pani wchodził w drogę..-
- Mam nadzieję! - krzyknęła na odchodne, kiedy z podkulonym ogonem pobiegłem w las. Biegłbym tak w nieskończoność, gdybym nie spotkał jego. Shu stał przy jaskini, wpatrując się we mnie tymi swymi żółtymi oczyma.
- S-Shu..? -
- Alaris? Co ty tu robisz? - Basior podszedł do mnie, a następnie objął pyskiem. Wytłumaczyłem mu całą historię, uzupełniając ją o ostatnie wydarzenia. Shu warknął cicho, a kruk usiadł na jego grzbiecie. Był taki sam, jak go zapamiętałem.
- Nie możesz mówić o tym nikomu. Jesteśmy dla innych tylko przyjaciółmi, rozumiesz? Tylko w ten sposób przeżyjemy... Teraz chodź, musisz być głodny. -
Pobiegłem za nim po śladach innych wilków, Katrin i Shadowzone, jak się dowiedziałem, które polowały na sarny. Shu dołączył do nich, a następnie odszedł na bok z Shadow. Usłyszałem jedynie, że musi z nią porozmawiać o ochronie. Sam zbliżyłem się do Katrin.
- Cześć. Jestem Alaris, czy mogę być twoim znajomym? -
Nowy basior!
Autor obrazka: wolflover900
Właściciel: Arteyiu
Imię: Alaris
Przezwisko: Ally, Leśny Duch
Wiek: 3 lata
Płeć: Basior
Stanowisko: Chirurg
Lubi: Towarzystwo innych, kwiaty, śnieg, zachód słońca
Nie lubi: Samotności, niesprawiedliwości, nieuzasadnionej przemocy
Motto: "Lecz oczy są ślepe. Szukać należy sercem."
Żywioł: Śnieg, gwiazdy, życie
Rodzina: Olave - ojciec, matka - Solveig
Historia: Był jedynym żywym szczeniakiem Alf Watahy Dusz. Od małego uczono go obycia, zasad moralnych i szacunku do innych, nawet najmniejszych. Dlatego, gdy usłyszał, że sąsiadująca z nimi wataha została wybita, pobiegł tam, by udzielić pomocy. Spotkał tam jedynie czarnego basiora, z którym zaczął spędzać czas, zarówno w dzień jak i w nocy. Ten fakt nie umknął uwadze Olave, który, w obawie przed plotkami i utratą swojej już i tak osłabionej pozycji, wygnął wilka z terenów. Alaris długo walczył ze sobą, jednak ostatecznie uciekł ze swojej watahy, by odnaleźć Shu.
Charakter: Alaris pomaga wszystkim i wszystkiemu, w każdym szuka przyjaciela. Cechuje się w jednak również lekkomyślnością i optymizmem, nie zauważając ciemnych stron sytuacji. Często chodzi z łbem w chmurach, więc jeśli chce się z nim porozmawiać, należy udać się do najbliższego zagajnika - zamyślony basior na pewno tam będzie.
Amulet: Link
Jaskinia: Mieszka z Shu
Zauroczenie: Shu
Status: To skomplikowane
Partner/ka: Nie
Moce: Leczenie w dzień, wytwarzanie wokół siebie śniegu (odruchowo gdy się otrzepuje czy skacze), wpływanie na światło gwiazd, empatia do istot żywych
Umiejętności: Z łatwością poznaje emocje towarzyszy, jest dobrym obserwatorem, potrafi zręcznie wspinać się po drzewach oraz nurkować na pewne głębokości
Szczeniaki: nie
Point: 0
Uwagi/kary:
Subskrybuj:
Posty (Atom)