– Gdzie chcesz… Mi to w sumie obojętnie. – mruknąłem.
– W takim razie… Co ty na to, żeby pójść na klif? Jak słońce zajdzie, to będzie widać gwiazdy.
– W takim razie chodźmy!
Tak więc zjadłem resztki mojej kolacji i podążyłem za waderą. Po drodze spotkaliśmy kilka wilków i trochę z nimi pogadaliśmy, a ja przy okazji lepiej zapoznałem się z członkami naszej watahy.
Zeszło nam trochę czasu, ale w końcu dotarliśmy do podnóży dość wysokiego urwiska.
– Trochę wysoko…
– Wymiękasz? – spytała z wyraźnym zadowoleniem.
– Jasne, że nie! – prychnąłem. – Mogę się założyć, że pierwszy będę na szczycie!
– Dobra! O co się zakładamy?
– Wygrany wymyśla jakieś zadanie dla przegranego.
– Okej, w takim razie, czas, start! – Nie czekając na mnie zerwała się do biegu.
– Tylko bez używania skrzydeł! – krzyknąłem za nią i w odpowiedzi dostałem szybkie skinienie głową.
Poszedłem w ślady Rachel i po chwili prawie zrównałem krok z waderą. Cóż… Szybkość nigdy nie była moją mocną stroną… Niedługo potem wadera zboczyła nieco z głównej drogi na szczyt, więc ja jeszcze bardziej przyspieszyłem i zacząłem wzrokiem szukać mojej towarzyszki, co okazało się dość dużym błędem. Suma summarum zahaczyłem łapą o wystający korzeń, zrobiłem fikołka i wylądowałem z łbem przy ziemi.
Brawo ja!
Poleżałem tak kilka sekund, ponarzekałem na mojego pecha po czym podniosłem się z podłoża i pełnym sprintem ruszyłem przed siebie. Po drodze przeskoczyłem kilka kamieni, zręcznie wyminąłem wszystkie krzaki i drzewa i nareszcie po kilku minutach walki z grawitacją znalazłem się na samym szczycie.
– Trochę czasu ci zeszło… – powiedziała wadera.
Dosłownie runąłem na ziemię i po chwili podniosłem wzrok na Rachel.
– Wygrałaś. – Wysapałem. – Mam dosyć… Więc? Jakie jest moje zadanie?
<Rachel?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz