Siedziałam sobie "spokojnie" w jaskini i czytałam książkę, by nie myśleć... całkowicie. No ale oczywiście musiał przyjść Soul. Usłyszałam jego głos koło wodospadu. Szybko wzdrygnęłam się... dość mocno. Wręcz podskoczyłam.
- Soul! - powiedziałam zbyt głośno, obracając się gwałtownie. - He, he, hee.... cześć... ta... no jasne... to... ja już idę. - powiedziałam, i szybko chciałam wyjść, przechodząc obok niego, ale zatrzymał mnie łapą.
- Dziwnie się zachowujesz. Gdzieś uciekłaś, a teraz postanawiasz wszystkich unikać. O co Ci chodzi?
- He, he, heeee.... taaaa.... no... - znowu to dziwne łaskotanie w okolicach ( ... ) - To ja idę! - krzyknęłam i szybko wyleciałam z jaskini. W pewnych momentach szaleństwo tego zjebanego kwiatka wygrywało. W końcu jakoś się tak stało, że znalazłam się poza terenami. Ej, przeklęta szybkość skrzydeł. Zleciałam na dół i przyjrzałam się świecącej, błękitnej wodzie.
Pamiętałam to miejsce, tutaj spotkałam Meg, i się wprowadziłam do watahy. Gdy tak siedziałam, z wody wyłonił się.... tak. mój duch patron.
- Władek... odczep się. - jęknęłam. - Nie teraz! Możesz kiedy indziej zatruwać mi życie?
- Ja nie nazywam się Władek. - powiedział oburzony duch i " przysiadł na ziemi."
- Widzę, że Hestia nie próżnuje. - powiedział, a jego wzrok został utkwiony w czymś za mną. Zgadywałam, że patrzył na coraz bardziej palący się kwiatek.
- Owszem. - warknęłam. - A TERAZ SIĘ WYNOŚ! - nie wiedziałam skąd u mnie taki wybuch złości, ale gdy tylko to powiedziałam, wzleciałam w powietrze. Latałam tak do rana, aż w końcu moje dziwne napaści dziwnego chichotu zaczęły mnie drażnić. Szybko poleciałam do Aleksa.
- ALEX! - wrzasnęłam. Basior popatrzył na mnie dziwnie.
- Chmm?
- Przywiązuj mnie do drzewa! - rozkazałam.
- Em... znowu jakiś zakład? Czy może zjadłaś chalugi? A może...
- PRZYWIĄZUJ! - moje uczycie dziwnej nie-kontroli przypominało trochę czarną moc, ale to... było chyba bardziej nie bezpieczne dla któregokolwiek basiora :S
***
Po 10 min byłam przywiązana na stojąco do grubego pnia drzewa ( które znajdowało się w najbardziej odludnym miejscu watahy ) cienkimi linkami, które były okropnie mocne, i hamowały moją moc. Dziękowałam za to Hefajstosowi z całego mojego ognistego serca. Aleks oddalił się, po czym już nie wrócił, ( z mego rozkazu ). Byłam taka przez 2 dni. Czy mówiłam już, że kwiatek był bliski spalenia? I że mogłam wytrzymać 2 tygodnie bez picia i jedzenia? Nie? To teraz już piszę. Zaczęło się w żółwim tempie rozjaśniać. lekka smuga pomarańczowego światła. Moja psychika czuła się... ŹLE. Gdy tak sobie stałam usłyszałam aż zbyt znajomy głos.
- Em... Rachel, czemu robisz za dzięcioła? - odwróciłam lekko głowę. Nieco dalej stał Soul, i patrzył na mnie dziwnie. ( znowu dziwne gilgotanie )
- Hejka Soul. - uśmiechnęłam się szeroko, machając lekko przywiązaną łapą.
- Emm... mam cię uwolnić? - zapytał patrząc na koniec sznura.
- NIE! - wrzasnęłam i się zaśmiałam. - Nie... to się staje nie do zniesienia.
- Em... mogę jakoś pomóc?
- Ha! Teraz, mógłbyś spełnić swoje zadanie, które ci zostawiłam, ale... - znowu gilgotanie. Zaczęłam się wkurzać, ale linki były robotą boga. No (...) !
- Ale...?
- Wolę Cię nie narażać.
- Pfff.... nie rozumiem o co Ci chodzi. Najpierw mnie przewracasz, a teraz boisz się mnie na coś narazić, a ja nawet nie wiem, co to jest!
- I nie chcesz wiedzieć. - mruknęłam. I zaczęłam sobie nucić dla uspokojenia Coming Home, co nie wiele dało
< Soul? Następne opowiadanie, wyślij do mnie. Nie pytaj czemu ( proszę wybaczyć za te przekleństwa ) >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz