Spacerowałam przez las. Do mojego nosa docierał zapach drzew i traw. Co by tu porobić? Jest jedno rozwiązanie...Udać się na samotnię! Ruszyłam natychmiast w jej kierunku. Samotnia to moje ulubione miejsce. Nikogo tam nie ma , nikt cię nie widzi , nikt cię nie słyszy... Po prostu raj dla mnie! Drzewa rosły coraz dalej od siebie i zapach się zmieniał. Po chwili stąpałam po szarej ziemi. Znalazłam się w rozpadlinie.
Te tereny znajdowały się poza watahą i tylko ja jestem jej członkiem , który zna to miejsce. Chyba... Wlazłam do rzeki. Ta płynęła bardzo wolno i spokojnie. Woda w niej była letnia. Nie lodowata jak w większości. Weszłam na drugi brzeg i otrzepałam się. Teraz moja ulubiona czynność , czyli wchodzenie na klif. Wskakiwałam na kolejne półki skalne , aż znalazłam się na szczycie. Usiadłam na samej krawędzi. Poczułam wiatr mierzwiący mi futro. Było cicho i spokojnie...
-Kra kra! Kra kra!-na mojej głowie usiadł biały kruk. Taki mój zwiadowca. Ma na imię White.
-Co tam White? Stęskniłeś się?-zapytałam. Ptak zeskoczył na mój nos. Nagle spłoszył się i odleciał. Pytanie. Czego się wystraszył? Spojrzałam na brzeg rzeki. Nad rzeką stał jakiś wilk z watahy i chyba myślał nad przejściem na drugi brzeg....
<jakiś ktosiek?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz