- Cześć Rachel
- Witaj mamo. - warknęłam - możesz przestać napastować mnie tym kwiatkiem? Przez niego czuję się dziwnie.
- Masz się tak czuć. I będziesz się tak czuć, do puki nie spełni się to, do czego dążę. - Zrobiłam jedną, z moich nie określonych min. Wiedziałam o co jej chodzi. Te dziwne łaskotki, podniecenie... właśnie w tym momencie miałam ochotę ją walnąć. Kto wie, o tym, kto mnie stworzył? TYLKO ALEKS! No... może jeszcze Shadow, jak mi w myślach czytała, do puki blokady nie włączyłam pod tytułem ,, Zabij się"
- Super, zawsze lubiłam, jak się moja matka wtrącała się w moje życie..... " uczuciowe" tak to delikatnie nazwę.
- Jesteś jeszcze młoda, stworzyłam cię z ognia, wymagało to dużo energii i konsekwencji. Wiesz, jak się bogowie zagotowali?
- ...
- Za stworzenie Cię, spodziewałabym się następnych pokoleń.
- Fajnie. Ale... chcę już wracać. - zaczęło mi się robić nie dobrze.
- Jak chcesz. - powiedziała wadera
- Ale... co się stanie, jak kwiatek się spali? Wybuchnie? Czy...jakiś inny odpowiednik? - wadera uśmiechnęła się ciepło
- Nie chcesz wiedzieć. - po tych słowach wróciłam do rzeczywistości akurat w chwili, kiedy Soul oblał mnie wodą.
- Ej! - zaprotestowałam, szybko wstając, i otrzepując się z wody.
- Wiesz, jak długo tu leżałaś?!
- 5 min?
- 5 min?! Ha! Dobre sobie. Byłaś tutaj z jakieś 30 min.
- Eeee.... - przypomniałam sobie, co powiedziała mi Hestia. Zrobiłam jedną z moich nie określonych min.
- Rachel, dobrze się czujesz?
- Wiesz co? - zapytałam czując, że kwiatek właśnie zaczyna się bardziej palić. - Jaaa.... muszę iść. - powiedziałam i pobiegłam w stronę mojej jaskini.
- Ej! A ty gdzie?! Czekaj!
- Do następnego razu! - zawołałam i pobiegłam dalej. To... było złe.
***
Następny dziwny dzień. Wstałam gwałtownie waląc głową w półkę skalną. Miałam okropne sny. Carter przez cały poranek koło mnie łaził, tak samo jak ten zjebany ( przepraszam za słówko ) kwiatek, który znikał, po czym znowu się pojawiał zapalając coraz bardziej. Unikałam do popołudnia wszystkich, a szczególnie basiorów. W końcu gdy zaczęło się u mnie dziwne chichranie poszłam do Alexa. No w sumie... to za mało powiedziane, bo wyglądało to mniej więcej tak:
- ALEX! - wrzasnęłam wpadając do nory, w której właśnie przebywał mój przyjaciel. Dość DUŻEJ dziury.
- O co chodzi? - zapytał basior wychodząc z cienia.
- POMÓŻ MI BŁAGAM! - znowu krzyknęłam i zaczęłam krążyć w kółko.
- E..... a coś się stało?
- Weź mnie za kilka dni przywiąż do drzewa. Jakimiś specjalnie odpornymi linkami, i czymś, co hamuje magię, bym nie mogła się uwolnić.
- Ale...
- JESTEŚ SYNEM HEFAJSTOSA! WYMYŚL COŚ! - powiedziałam i wybiegłam z nory zostawiając mu zająca na przeproszenie za taki najazd na niego. W końcu ten dzień minął. Była noc. Ale czy to pomogło? Oczywiście, że nie! Byłam rozdarta próbując się opanować, a to zaczęło mi wychodzić z trudem... wielkim trudem.
< Soul? Wena mnie wzięła, akurat nie tam, gdzie trzeba >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz