Świetnie, kolejna wadera. W duchu prosiłem już, tylko aby była nieco
spokojniejsza od pewnej szarej i pyskatej wadery, z którą od jakiegoś już czasu musiałem się użerać. Kątem oka spojrzałem na Shadowzone, nie wiedziałem jakim sposobem jest ona w stanie to wytrzymać. Biała samica najpierw podeszła do Shadowzone, by się jej przedstawić. Chwilę później stała już przede mną z wyciągniętą łapą.
- Nila jestem.
- Ender - Odparłem, jednocześnie odwzajemniając gest podania łapy.
Szczere mówiąc, byłem nieco sceptycznie nastawiony do nowo przybyłej koleżanki. Nic o niej nie wiedzieliśmy, a do tego pojawiła się nagle nie wiadomo skąd. Postanowiłem jednak o to nie pytać, mając nadzieję, że sprawa i tak szybko się wyjaśni.
- Świetnie. - Powiedziała Rachel - Skoro wszyscy się już znają, to ruszamy tyłki i idziemy dalej.
Nie czekając na nikogo, Rachel postanowiła ruszyć. Będąc już nieco zmęczony całą tą sytuacją, postanowiłem po prostu bez słowa pójść za waderą. Maszerowaliśmy tak kilkadziesiąt minut, gdy w końcu postanowiłem zapytać, gdyż pytanie to uratowało mnie już od jakiegoś czasu.
- Ty w ogóle wiesz dokąd iść?
- Nie. - Odparła bez choćby chwili zastanowienia.
Skrzywiłem się nieznaczenie. Jaki jest sens iść, skoro nawet nie wiedzieliśmy dokąd? Postanowiłem jednak uciszyć swoje wątpliwości, w końcu i tak nie mieliśmy zbyt wiele do stracenia.
- Hej! Patrzcie! - Ożywiła się nagle Rachel.
Wzrokiem podążyłem do miejsca, które wskazywała łapą. Sporej wielkości głaz, o płaskiej górze znajdował się tuż przed nami. Na samym jego środku było widać mniejszy kamień, dość prosty, jakby nie był stworzony przez matkę naturę. Całość oświetlało światło nieznanego pochodzenia, przypominało jednak to słoneczne. Nim się obejrzałem, Rachel stała już na głazie a Shadowzone i Nila również były gotowe, by na niego wskoczyć. Podążyłem za waderami, po chwili wszyscy byliśmy już na górze i przyglądaliśmy się niespodziewanemu znalezisku. Na kwadratowym kamieniu znajdowała się plansza, dokładnie ta sama, z którą rozpoczęliśmy grę. Kilka rzeczy wyglądało jednak nieco inaczej. Pionki były w zupełnie innych miejscach, niż je pozostawiliśmy, a do tego dziwnie zaczęły mi przypominać naszą czwórkę. Wśród figur nie było pionka Nitsu.
- Czyja teraz kolej? - Usłyszałem nagle pytanie.
- Chcecie teraz grać? - Zapytałem zaskoczony. - Już nawet nie wiem ile razy, byliśmy bliscy śmierci, a wy chcecie dokończyć planszówkę?
- To jedyny sposób, aby się stąd wydostać. - Odezwała się nagle biała wadera.
Spojrzałem na nią podejrzliwie. Skoro i tak zacząłem mówić co mi leży na wątrobie, to mogę równie dobrze wyrazić swoje wątpliwości co do niej.
- Skąd ty to w ogóle możesz wiedzieć? A może to ty nas tu uwięziłaś, co? Nitsu nagle zniknął, a jakiś czas potem równie nagle ty się pojawiłaś, naprawdę myślisz, że to nie jest ani trochę podejrzane?
<Rachel lub Shadowzone?>
Black Parade
środa, 31 maja 2017
czwartek, 25 maja 2017
wtorek, 23 maja 2017
Brak Alphy. Powód? Ochrona danych osobowych
Elo wszystkim! Meg poprosiła mnie na fb, o napisanie tego nadzwyczajnego posta, ze względu na jej nieobecność. Jak to sama ujęła ,, Będę czasem wchodzić, ale rzadko". A więc opowiadania wysyła się do mnie ( Rachel ) albo Endera. Wszystko jedno. Formularze oraz pytania również. Nikt tutaj nie gryzie, wszystko działa jak zawsze. No, mam nadzieję, że informacja do wszystkich dotarła.
Pozdrawiam!
Pozdrawiam!
~Rachel
Od Soula do Rachel
– Eh… No dobra. Uznajmy, że się zgadzam… – odparłem i zerknąłem jeszcze raz na mapę. – Mam tylko nadzieję, że wyjdziemy z tego żywi. – Pokręciłem pobłażliwie głową i spojrzałem na waderę.
– To co idziemy?
– Jasne, że tak! Takiej okazji nie można przegapić! Ciekawe czy jest tam coś jeszcze oprócz diamentów… – mruknęła.
– Skarb piratów! Arrr! – Zaśmiałem się i truchtem ruszyłem przed siebie.
– Chciałbyś…
– Chciałbym! Tak w ogóle to gdzie musimy udać się najpierw?
Rachel położyła kawałek papieru na trawie i uważnie go przestudiowała, ja chwilę potem również do niej dołączyłem i bez skutku próbowałem cokolwiek z niego wyczytać.
„δάσος ψευδαίσθηση” – Tak głosił napis w prawym górnym rogu zwoju.
– Las iluzji… – przeczytałem po dłuższym zastanowieniu i razem z waderą wymieniliśmy zdziwione spojrzenia.
– Jest coś takiego, w ogóle w naszej watasze? – spytała.
– Na naszych terenach nie, ale jeśli się nie mylę, to jeszcze zanim dołączyłem tutaj to natrafiłem na dość duży las, któryyy… No nie wyglądał najlepiej, a na dodatek przed wejściem do niego było napisane to samo co na mapie.
– W takim razie, w którą stronę powinniśmy iść?
– Na zachód. Czyli tam. – Pokazałem łapą odpowiedni kierunek i wyprzedziłem Rach. – Chodź, zaprowadzę nas.
I właśnie takim sposobem stałem się przewodnikiem… Szedłem pierwszy i mimo, że z czasem entuzjazm wadery zaczął mi się udzielać to z każdym kolejnym krokiem czułem dziwny niepokój i chęć zawrócenia.
Z trudem przekroczyłem granicę terenów watahy i przyznam szczerze, że cała odwaga uleciała ze mnie, niczym powietrze z balona.
Raczej mało rozmawialiśmy. Każdy był skupiony na zapamiętaniu drogi, żeby się nie zgubić, a ja w tym przypadku, żebym źle nas nie poprowadził. W końcu jednak, moje obawy poszły na marne i szczęśliwie dotarliśmy przed drewnianą tabliczkę z nazwą tego przeklętego lasu.
– Wchodzimy? – spytałem patrząc niepewnie na waderę.
– Jasne, że tak! Przecież teraz się już nie wrócimy…
– A nie da się tego jakoś ominąć? Musi być jakieś inna przejście.
– No nie mów mi, że się boisz! Weź przestań tylko właź do środka, jakoś to przeżyjemy. – Popchnęła mnie dalej tak bym wreszcie przekroczył próg zalesienia.
– Jakoś… – bąknąłem pod nosem tak by nie usłyszała i oddałem jej prowadzenie.
Pierwsze minuty naszej wędrówki polegały na przedzieraniu się przez krzaki i korzenie. Dopiero później, gdy nagie drzewa zaczęły się nieco przerzedzać, a wokół nas zostało trochę wolnej przestrzeni – dało się słyszeć różne, dziwne głosy. Z początku były to głośne piski, ryki i jakieś szmery, więc uznaliśmy, że to jakieś inne zwierzęta. Szliśmy tak dalej w swoich przekonaniach, dopóki centralnie za nami nie usłyszeliśmy dźwięku łamanej gałązki. Oboje odwróciliśmy się na pięcie i ku naszemu szczęściu – nikogo tam nie było. Jedyne co się zmieniło to, to że wiatr zawiał trochę mocniej ale na to już nie zwróciliśmy większej uwagi i ponownie zwróciliśmy się w kierunku naszej wędrówki.
– O matko… – odparłem. – Wiesz… Może to odpowiedni moment na to by wreszcie się zawrócić, co? – Spoglądałem to na Rachel, to na widok, który właśnie ujrzeliśmy.
Otóż dosłownie przed nami na gałęziach drzew bezwładnie zwisały ciała wisielców. Wśród nich pojawiali się ludzie i inne zwykłe zwierzęta, w tym między innymi wilki i przyznam szczerze, że nie mam ochoty skończyć tak jak one.
– Chyba cię coś boli! To tylko iluzja! W końcu ten las skądś musiał wziąć swoją nazwę co nie?
– Jaaaasnee…
Więcej już się nie odzywałem. Kroczyłem cały czas przed siebie uważnie patrząc by czasem nie dotknąć jakiegoś ciała. W dodatku możliwe, że sobie to wyobraziłem, ale gdzieś w tle zamiast śpiewu ptaków słyszałem ciche łkania i popłakiwania być może wydawane przez owe istoty wiszące na gałęziach.
– Patrz! Widzisz? – krzyknęła w pewnej chwili Rachel.
Od razu się ożywiłem i pociągnąłem wzrokiem za łapą wadery, która wskazywała na niewielką, metalową skrzynię, na której spoczywał czarny kruk, raz po raz skrzecząc i machając skrzydłami.
– Może… Tam jest jedno z tych czarnych piór? – zaproponowałem.
– Choć idziemy!
Podbiegliśmy więc do wyżej wspomnianego pudła. Ptak zdążył już odlecieć, ale my byliśmy zbyt zajęci myśleniem nad tym jak to coś rozwalić. Wtem Rach wyciągnęła swoje miecze i po kilku minutach udręki z twardymi ścianami – wreszcie rozbiliśmy to coś i wyciągnęliśmy z niego malutkie, czarne piórko.
– Czyli jednak… Ja je będę trzymać okej? Będą bezpieczne. – Powiedziała chowając znaleziony przedmiot.
– Gdzie jest kolejny przystanek? – spytałem zerkając na mapę, na której literki zaczynały układać się w jakieś słowa.
<Rachel? Się rozpisałam…>
– To co idziemy?
– Jasne, że tak! Takiej okazji nie można przegapić! Ciekawe czy jest tam coś jeszcze oprócz diamentów… – mruknęła.
– Skarb piratów! Arrr! – Zaśmiałem się i truchtem ruszyłem przed siebie.
– Chciałbyś…
– Chciałbym! Tak w ogóle to gdzie musimy udać się najpierw?
Rachel położyła kawałek papieru na trawie i uważnie go przestudiowała, ja chwilę potem również do niej dołączyłem i bez skutku próbowałem cokolwiek z niego wyczytać.
„δάσος ψευδαίσθηση” – Tak głosił napis w prawym górnym rogu zwoju.
– Las iluzji… – przeczytałem po dłuższym zastanowieniu i razem z waderą wymieniliśmy zdziwione spojrzenia.
– Jest coś takiego, w ogóle w naszej watasze? – spytała.
– Na naszych terenach nie, ale jeśli się nie mylę, to jeszcze zanim dołączyłem tutaj to natrafiłem na dość duży las, któryyy… No nie wyglądał najlepiej, a na dodatek przed wejściem do niego było napisane to samo co na mapie.
– W takim razie, w którą stronę powinniśmy iść?
– Na zachód. Czyli tam. – Pokazałem łapą odpowiedni kierunek i wyprzedziłem Rach. – Chodź, zaprowadzę nas.
I właśnie takim sposobem stałem się przewodnikiem… Szedłem pierwszy i mimo, że z czasem entuzjazm wadery zaczął mi się udzielać to z każdym kolejnym krokiem czułem dziwny niepokój i chęć zawrócenia.
Z trudem przekroczyłem granicę terenów watahy i przyznam szczerze, że cała odwaga uleciała ze mnie, niczym powietrze z balona.
Raczej mało rozmawialiśmy. Każdy był skupiony na zapamiętaniu drogi, żeby się nie zgubić, a ja w tym przypadku, żebym źle nas nie poprowadził. W końcu jednak, moje obawy poszły na marne i szczęśliwie dotarliśmy przed drewnianą tabliczkę z nazwą tego przeklętego lasu.
– Wchodzimy? – spytałem patrząc niepewnie na waderę.
– Jasne, że tak! Przecież teraz się już nie wrócimy…
– A nie da się tego jakoś ominąć? Musi być jakieś inna przejście.
– No nie mów mi, że się boisz! Weź przestań tylko właź do środka, jakoś to przeżyjemy. – Popchnęła mnie dalej tak bym wreszcie przekroczył próg zalesienia.
– Jakoś… – bąknąłem pod nosem tak by nie usłyszała i oddałem jej prowadzenie.
Pierwsze minuty naszej wędrówki polegały na przedzieraniu się przez krzaki i korzenie. Dopiero później, gdy nagie drzewa zaczęły się nieco przerzedzać, a wokół nas zostało trochę wolnej przestrzeni – dało się słyszeć różne, dziwne głosy. Z początku były to głośne piski, ryki i jakieś szmery, więc uznaliśmy, że to jakieś inne zwierzęta. Szliśmy tak dalej w swoich przekonaniach, dopóki centralnie za nami nie usłyszeliśmy dźwięku łamanej gałązki. Oboje odwróciliśmy się na pięcie i ku naszemu szczęściu – nikogo tam nie było. Jedyne co się zmieniło to, to że wiatr zawiał trochę mocniej ale na to już nie zwróciliśmy większej uwagi i ponownie zwróciliśmy się w kierunku naszej wędrówki.
– O matko… – odparłem. – Wiesz… Może to odpowiedni moment na to by wreszcie się zawrócić, co? – Spoglądałem to na Rachel, to na widok, który właśnie ujrzeliśmy.
Otóż dosłownie przed nami na gałęziach drzew bezwładnie zwisały ciała wisielców. Wśród nich pojawiali się ludzie i inne zwykłe zwierzęta, w tym między innymi wilki i przyznam szczerze, że nie mam ochoty skończyć tak jak one.
– Chyba cię coś boli! To tylko iluzja! W końcu ten las skądś musiał wziąć swoją nazwę co nie?
– Jaaaasnee…
Więcej już się nie odzywałem. Kroczyłem cały czas przed siebie uważnie patrząc by czasem nie dotknąć jakiegoś ciała. W dodatku możliwe, że sobie to wyobraziłem, ale gdzieś w tle zamiast śpiewu ptaków słyszałem ciche łkania i popłakiwania być może wydawane przez owe istoty wiszące na gałęziach.
– Patrz! Widzisz? – krzyknęła w pewnej chwili Rachel.
Od razu się ożywiłem i pociągnąłem wzrokiem za łapą wadery, która wskazywała na niewielką, metalową skrzynię, na której spoczywał czarny kruk, raz po raz skrzecząc i machając skrzydłami.
– Może… Tam jest jedno z tych czarnych piór? – zaproponowałem.
– Choć idziemy!
Podbiegliśmy więc do wyżej wspomnianego pudła. Ptak zdążył już odlecieć, ale my byliśmy zbyt zajęci myśleniem nad tym jak to coś rozwalić. Wtem Rach wyciągnęła swoje miecze i po kilku minutach udręki z twardymi ścianami – wreszcie rozbiliśmy to coś i wyciągnęliśmy z niego malutkie, czarne piórko.
– Czyli jednak… Ja je będę trzymać okej? Będą bezpieczne. – Powiedziała chowając znaleziony przedmiot.
– Gdzie jest kolejny przystanek? – spytałem zerkając na mapę, na której literki zaczynały układać się w jakieś słowa.
<Rachel? Się rozpisałam…>
poniedziałek, 22 maja 2017
Od Rachel do Soula
- Hej Soul. Wejdź. Pomożesz mi. - powiedziałam, siedząc w mojej jaskini. Czy ja już wspominałam, ze warkoczyka za nic nie dało się rozpleść, i musiałam go zostawić, i teraz miałam końskiego ogona z warkoczem, oraz to, że w mojej jaskini zawsze było jasno? Owszem. Taka, jaka była pogoda na zewnątrz, to taki był światłocień w środku. Byłam na mchu zimowym, i próbowałam odebrać Carterowi moją ulubioną błyskotkę. Gdy Soul to zobaczył, zaczął się śmiać.
- Z czego rżysz. - mruknęłam
- To wygląda komicznie.
- Myślisz, że nie wiem? Carter, oddawaj to! - Mój gryf był już duży, i bardziej silny, a nie chciałam mu robić krzywdy, i poradzić sobie bez magii.
- A nie sądzisz, że taki sposób, byłby o wiele lepszy? - zapytał basior biorąc jakąś kość z mięsem jelenia i podstawiając gryfowi pod dziób. Carter skrzeknął, puścił błyskotkę, i chwycił kość, po czym odleciał do swojego " pokoju".
- Dzięki. - powiedziałam i odgarnęłam włosy, które mimo, że były splecione, jednak opadały mi na pysk. Zawsze wszystkim przeszkadzały. Podniosłam z ziemi amulet z ametystem.
- Ładne. - powiedział basior.
- Kolekcjonuję. - mruknęłam - Chodź. Pokażę Ci. - I bez dalszych wyjaśnień poszłam w głąb jaskini. Skręciłam do jednego z korytarzy i przeszłam przez zasłaniające przejście zwisające paprocie. Był tam korytarz o długości jakichś 7-10 metrów, a na jego końcu... była wielka przestrzeń. Pod nami, i nad nami. Na dole był mały strumyk, oraz wiele niskiej, krótkiej, miękkiej trawy. Całe pomieszczenie było jakby okrągłe, a "ściany" były jednym, wielkim diamentem. Z góry padało światło słoneczne, które tutaj zawsze było, a nie chciałam sprawdzać dlaczego. Na półce w diamencie było mnóstwo jelenich rogów, kamieni, i metali szlachetnych i tp. To również walało się po trawie. Srebrne łuki, broń, szaty... różne badziewia.
- Można zejść na dół? - zapytał Soul.
- A myślisz, że jak tam to wszystko poukładałam na półce?
- No dobra, to...
- Ech.. - chwyciłam go za boki i wzleciałam w powietrze, po czym postawiłam go na trawie, która znajdowała się... bardzo nisko pod korytarzem. Soul zaczął biegać po terenie i coś oglądać, po 30 minutach wyciągnął jakiś papirus i po dłuższym oglądaniu go zapytał.
- A to co?
- Stary kawałek papieru. - odparłam.
- Nie... to co jest na nim.
- Em... - podeszłam i moim oczom ukazały się.... bazgroły. - Jedno wielkie gówno?
- Jakaś ty mało rozumna.
- Dzięki. - mruknęłam, ale zobaczyłam napis w lewym rogu papirusu. Po Grecku. Głupi to ma zawsze szczęście.
- Μαύρα φτερά, αποτελούν μέρος του κλειδιού. - bazgroły zaczęły się zmieniać, i przed nami pojawiła się mapa. Normalna mapa. Nie było wątpliwości, do czego ona prowadziła, bo na końcu był rysunek diamentu. A diament był w skarbcu. Pełnym błyskotek. Oczy mi się zaświeciły z podniecenia. Napis zniknął, ale zamiast niego, pojawił się inny.
- VI μαύρα φτερά
- Sześć czarnych piór. - przetłumaczył Soul
- Znasz Grecki? - zapytałam.
- Trochę. - odparł. - Ale chyba nie myślisz o tym, co ja myślę, że ty myślisz?
- IDZIEMY PO TO! - krzyknęłam z uśmiechem i pobiegłam po broń i torbę. Soul nie podchodził do tego z takim zapałem. Wzięłam oczywiście moją ulubioną broń. Łuk i strzały ze specjalnego metalu, który rozpuszczał się już w 30 stopniach C więc się raczej nie uleczy nikogo, jeżeli w jego wnętrznościach będzie płynny metal.
- To nie jest dobry pomysł. - powiedział Soul
- Jasne, że jest. - odparłam, wzięłam mapę i popatrzyłam na niego błagalnie.
< Soul? No proszę... >
- Z czego rżysz. - mruknęłam
- To wygląda komicznie.
- Myślisz, że nie wiem? Carter, oddawaj to! - Mój gryf był już duży, i bardziej silny, a nie chciałam mu robić krzywdy, i poradzić sobie bez magii.
- A nie sądzisz, że taki sposób, byłby o wiele lepszy? - zapytał basior biorąc jakąś kość z mięsem jelenia i podstawiając gryfowi pod dziób. Carter skrzeknął, puścił błyskotkę, i chwycił kość, po czym odleciał do swojego " pokoju".
- Dzięki. - powiedziałam i odgarnęłam włosy, które mimo, że były splecione, jednak opadały mi na pysk. Zawsze wszystkim przeszkadzały. Podniosłam z ziemi amulet z ametystem.
- Ładne. - powiedział basior.
- Kolekcjonuję. - mruknęłam - Chodź. Pokażę Ci. - I bez dalszych wyjaśnień poszłam w głąb jaskini. Skręciłam do jednego z korytarzy i przeszłam przez zasłaniające przejście zwisające paprocie. Był tam korytarz o długości jakichś 7-10 metrów, a na jego końcu... była wielka przestrzeń. Pod nami, i nad nami. Na dole był mały strumyk, oraz wiele niskiej, krótkiej, miękkiej trawy. Całe pomieszczenie było jakby okrągłe, a "ściany" były jednym, wielkim diamentem. Z góry padało światło słoneczne, które tutaj zawsze było, a nie chciałam sprawdzać dlaczego. Na półce w diamencie było mnóstwo jelenich rogów, kamieni, i metali szlachetnych i tp. To również walało się po trawie. Srebrne łuki, broń, szaty... różne badziewia.
- Można zejść na dół? - zapytał Soul.
- A myślisz, że jak tam to wszystko poukładałam na półce?
- No dobra, to...
- Ech.. - chwyciłam go za boki i wzleciałam w powietrze, po czym postawiłam go na trawie, która znajdowała się... bardzo nisko pod korytarzem. Soul zaczął biegać po terenie i coś oglądać, po 30 minutach wyciągnął jakiś papirus i po dłuższym oglądaniu go zapytał.
- A to co?
- Stary kawałek papieru. - odparłam.
- Nie... to co jest na nim.
- Em... - podeszłam i moim oczom ukazały się.... bazgroły. - Jedno wielkie gówno?
- Jakaś ty mało rozumna.
- Dzięki. - mruknęłam, ale zobaczyłam napis w lewym rogu papirusu. Po Grecku. Głupi to ma zawsze szczęście.
- Μαύρα φτερά, αποτελούν μέρος του κλειδιού. - bazgroły zaczęły się zmieniać, i przed nami pojawiła się mapa. Normalna mapa. Nie było wątpliwości, do czego ona prowadziła, bo na końcu był rysunek diamentu. A diament był w skarbcu. Pełnym błyskotek. Oczy mi się zaświeciły z podniecenia. Napis zniknął, ale zamiast niego, pojawił się inny.
- VI μαύρα φτερά
- Sześć czarnych piór. - przetłumaczył Soul
- Znasz Grecki? - zapytałam.
- Trochę. - odparł. - Ale chyba nie myślisz o tym, co ja myślę, że ty myślisz?
- IDZIEMY PO TO! - krzyknęłam z uśmiechem i pobiegłam po broń i torbę. Soul nie podchodził do tego z takim zapałem. Wzięłam oczywiście moją ulubioną broń. Łuk i strzały ze specjalnego metalu, który rozpuszczał się już w 30 stopniach C więc się raczej nie uleczy nikogo, jeżeli w jego wnętrznościach będzie płynny metal.
- To nie jest dobry pomysł. - powiedział Soul
- Jasne, że jest. - odparłam, wzięłam mapę i popatrzyłam na niego błagalnie.
< Soul? No proszę... >
Od Rachel do Shadow/Ender
Potwory, stwory, bachory. LUDZIE! JA PRZEZ TO TUTAJ SIĘ SPALĘ! No dobra, przecież nie mogę się spalić. Moją prędkość ustawiłam na max, i teraz leciałam tak szybko jak się dało, ale w połowie drogi zatrzymałam się gwałtownie. Zamknęłam oczy i... w mojej głowie odezwał się znajomy głos.
- ,,Czego chcesz"?
- ,,Weź się tutaj zjaw i to zaraz. "
- ,,Cholera, jasna. Wiesz, ile Cię nie było"?!
- ,,Wybacz, duch mnie straszył". - mruknęłam
- ,, Bardzo śmieszne". - Po chwili otworzyłam oczy, i przede mną była Nila, ze swoimi mistycznymi skrzydłami.
- No hej. - odezwałam się.
- Spadaj. - mruknęła - Gdzie my jesteśmy?
- W grze.
- Wiesz, że Ounus się zaczął zalecać do Eris?
- E.... tam. Weź mi pomóż.
- Ale... - wzięłam ją za boki i w mgnieniu oka znalazłyśmy się pomiędzy Enderem i Shadow a tym stworem.
- Byłaś tak łaskawa, i wróciłaś? - zapytał z wyrzutem Ender
- Nie. - warknęłam i popatrzyłam na Nilę.
- Pnącza. - zażądałam. Waderze zniknęły skrzydła, ale zielone oczy zabłysły. Przyłożyła łapy do ziemi i... właśnie goniącego nas stwora otoczyły grube pnącza.
- Czy ktoś wie coś o tym stworze? Bo ja nie. - mruknęłam patrząc na wyrywającego się potwora, który stopniowo się uwalniał. - Nie? Znam wasze moce, ale za bardzo się nie przydadzą... - Podeszłam do stwora, i popatrzyłam mu głęboko w oczy. Zaskomlał. Po chwili wyrywał się w pnączach, i zemdlał, zamykając oczy. Połączenie zostało zerwane.
- No, długo to trwać nie będzie. - powiedziałam. - A teraz idziemy.
- To ja wracam. - odparła Nila.
- Nie, zostajesz.
- Em... ale ja tam muszę...
- Nie, zostajesz. - w jej zielonych oczach rozbłysło zdenerwowanie.
- Tutaj, w tej watasze już nie jesteś na najwyższej randze.
- Ale jesteś potrzebna. - Ender i Shadow przyglądali się temu wszystkiemu w milczeniu. Byłam ciekawa, co sobie właśnie myśleli. Chociaż Shadow pewnie wiedziała, co myśli basior.
- Chmmm....
- Dobra, będziesz miała spokój od Ounusa przez 3 miesiące.
- Ok. - zgodziła się bez namysłu wadera i podeszła do wilków i wyciągnęła łapę.
- Cześć, Nila jestem. I raczej mnie nie znacie.
< Shadow? Ender? Wybaczcie, że wstawiłam tutaj Nilę, ale innego pomysłu nie miałam >
- ,,Czego chcesz"?
- ,,Weź się tutaj zjaw i to zaraz. "
- ,,Cholera, jasna. Wiesz, ile Cię nie było"?!
- ,,Wybacz, duch mnie straszył". - mruknęłam
- ,, Bardzo śmieszne". - Po chwili otworzyłam oczy, i przede mną była Nila, ze swoimi mistycznymi skrzydłami.
- No hej. - odezwałam się.
- Spadaj. - mruknęła - Gdzie my jesteśmy?
- W grze.
- Wiesz, że Ounus się zaczął zalecać do Eris?
- E.... tam. Weź mi pomóż.
- Ale... - wzięłam ją za boki i w mgnieniu oka znalazłyśmy się pomiędzy Enderem i Shadow a tym stworem.
- Byłaś tak łaskawa, i wróciłaś? - zapytał z wyrzutem Ender
- Nie. - warknęłam i popatrzyłam na Nilę.
- Pnącza. - zażądałam. Waderze zniknęły skrzydła, ale zielone oczy zabłysły. Przyłożyła łapy do ziemi i... właśnie goniącego nas stwora otoczyły grube pnącza.
- Czy ktoś wie coś o tym stworze? Bo ja nie. - mruknęłam patrząc na wyrywającego się potwora, który stopniowo się uwalniał. - Nie? Znam wasze moce, ale za bardzo się nie przydadzą... - Podeszłam do stwora, i popatrzyłam mu głęboko w oczy. Zaskomlał. Po chwili wyrywał się w pnączach, i zemdlał, zamykając oczy. Połączenie zostało zerwane.
- No, długo to trwać nie będzie. - powiedziałam. - A teraz idziemy.
- To ja wracam. - odparła Nila.
- Nie, zostajesz.
- Em... ale ja tam muszę...
- Nie, zostajesz. - w jej zielonych oczach rozbłysło zdenerwowanie.
- Tutaj, w tej watasze już nie jesteś na najwyższej randze.
- Ale jesteś potrzebna. - Ender i Shadow przyglądali się temu wszystkiemu w milczeniu. Byłam ciekawa, co sobie właśnie myśleli. Chociaż Shadow pewnie wiedziała, co myśli basior.
- Chmmm....
- Dobra, będziesz miała spokój od Ounusa przez 3 miesiące.
- Ok. - zgodziła się bez namysłu wadera i podeszła do wilków i wyciągnęła łapę.
- Cześć, Nila jestem. I raczej mnie nie znacie.
< Shadow? Ender? Wybaczcie, że wstawiłam tutaj Nilę, ale innego pomysłu nie miałam >
Od Shadowzone do Rachel i endera
-Obraził się?-spytałam.
-Najwyraźniej. Co ja takiego zrobiłam , że od razu się obraża?-odparła Rachel.-Tylko ratuję wam tyłki!
-Trudno. Poradzimy sobie same. On bierze odpowiedzialność , jak coś go skróci o kołnierzyk. Jeśli chcesz mogę mu rozkazać przyjść.
-Nie , bo nie chcę słyszeć jego marudzenia. Już mi tego starczy.
-Wszystko słyszę!-krzyknął z tunelu Ender.
-I dobrze! To znaczy , że nie jesteś głuchy!-wykrzyknęła Rachel.
-Egh... Dzieci , dzieci...-burknęłam.-Idziemy!-ruszyłam przez drugi tunel , który odkryłam dzięki widzeniu w ciemnościach. Skrzydlata wadera ruszyła za mną. Szłyśmh tak jakieś parenaście minut i nagle... bum! Coś na mnie skoczyło. Zaczęłam się wyrywać , a Rachel zamiast pomóc się śmiała.
-No co?! Jak będę umierać to też będziesz się śmiać.
-To jest... Takie śmieszne... to tylko ... Ender-mówiła wadera pomiędzy wybuchami śmiechu.
-Och... -odetchnęłam z ulgą.-Czemu na mnie skaczesz?
- Tam ... W tunelu jest...-przerwało mu głośne warknięcie. Wstałam i nastawiłam uszy. Z tunelu wyłonił się ogromny Hellhound
-Wiejemy!-krzyknęła Rachel i odleciała. Ja i Ender zaczęliśmy biec ile sił w łapach. Bestia nie przestawała nas gonić.
Moment... Przecież to nas prędzej zeżre , jeśli nie będziemy z tym walczyć. Trudno... Nie mogę zapanować ani wyczytać jego myśli a więc gwałtownie zachamowałam.
-To się nieciekawie skończy...-westchnął Ender.
<Ender? Rachel? Nie jestem pewna jak się pisze zeżre>
Od Negry- Pierwszy dzień w pracy
Dzisiaj pierwszy raz poszłam do mojej pracy jako opiekunka szczeniąt. Zaprowadziła mnie Megami, trochę powiedziała o tym, co mam robić i zostawiła z Artemisem i Ametyst.
- Dobrze. Więc co chcecie robić? - Spytałam trochę zmieszana.
Cisza.
- Na spacer! - Krzyknęła Ametyst manifestacyjnie. Artemis natychmiast zaczął się tak samo drzeć. Uśmiechnęłam się. - Gdzie?
Cisza.
- No to pójdziemy nad jezioro. Jest ciepło, więc możemy się wykąpać.
- Tak! - Krzyknął Artemis.
Poszliśmy więc nad jezioro. - To co możemy się kąpać? - Spytała z nadzieją Ametyst.
- Tak, przecież mówiłam. Tylko nie wypływajcie za głęboko, bo dostanę po łapach.
Wskoczyłam razem z nimi, bo było mi potwornie gorąco. Pływaliśmy sobie... :)
Potem uznałam, że możemy coś zjeść. - Dobrze. Wyjdźcie z wody, na trawę. Umiecie polować?
- Tak - powiedział zdecydowanie Artemis. Strasznie pewny siebie ten szczeniak. Ametyst nie odpowiedziała, patrzyła uśmiechnięta.
- To zjemy coś małego, chodźcie.
Tuż obok jeziora był mały las, w którym szukaliśmy czegoś dobrego. Po dobrej godzinie poszukiwań Ametyst powiedziała, że jest zmęczona. Zauważyła za to zająca, na którego wszyscy się rzuciliśmy. Złapałam go pierwsza, a Artemis warknął i krzyknął "Łaaa!". Zając przestraszył się, ale już go trzymałam.
Kiedy z nieżywym zającem wróciliśmy na plażę przy jeziorze, powiedziałam do Artemisa:
- Nigdy podczas polowania nie wolno krzyczeć. Trzeba być cicho, bo zwierzę się przestraszy. - Artemis pokiwał głową i zaczął jeść, tak samo jak Ametyst.
- Musimy wracać - powiedziałam, kiedy skończyliśmy.
Wróciliśmy na tą łąkę, gdzie zostawiła nas Megami, aby mogła zabrać szczeniaki.
< Megami? >
- Dobrze. Więc co chcecie robić? - Spytałam trochę zmieszana.
Cisza.
- Na spacer! - Krzyknęła Ametyst manifestacyjnie. Artemis natychmiast zaczął się tak samo drzeć. Uśmiechnęłam się. - Gdzie?
Cisza.
- No to pójdziemy nad jezioro. Jest ciepło, więc możemy się wykąpać.
- Tak! - Krzyknął Artemis.
Poszliśmy więc nad jezioro. - To co możemy się kąpać? - Spytała z nadzieją Ametyst.
- Tak, przecież mówiłam. Tylko nie wypływajcie za głęboko, bo dostanę po łapach.
Wskoczyłam razem z nimi, bo było mi potwornie gorąco. Pływaliśmy sobie... :)
Potem uznałam, że możemy coś zjeść. - Dobrze. Wyjdźcie z wody, na trawę. Umiecie polować?
- Tak - powiedział zdecydowanie Artemis. Strasznie pewny siebie ten szczeniak. Ametyst nie odpowiedziała, patrzyła uśmiechnięta.
- To zjemy coś małego, chodźcie.
Tuż obok jeziora był mały las, w którym szukaliśmy czegoś dobrego. Po dobrej godzinie poszukiwań Ametyst powiedziała, że jest zmęczona. Zauważyła za to zająca, na którego wszyscy się rzuciliśmy. Złapałam go pierwsza, a Artemis warknął i krzyknął "Łaaa!". Zając przestraszył się, ale już go trzymałam.
Kiedy z nieżywym zającem wróciliśmy na plażę przy jeziorze, powiedziałam do Artemisa:
- Nigdy podczas polowania nie wolno krzyczeć. Trzeba być cicho, bo zwierzę się przestraszy. - Artemis pokiwał głową i zaczął jeść, tak samo jak Ametyst.
- Musimy wracać - powiedziałam, kiedy skończyliśmy.
Wróciliśmy na tą łąkę, gdzie zostawiła nas Megami, aby mogła zabrać szczeniaki.
< Megami? >
sobota, 20 maja 2017
Od Soula do Rachel
– Aha… Nie no spoko… – Wzruszyłem ramionami. – No to skoro już sobie wszystko wyjaśniliśmy to co ty na to, żeby wreszcie porobić coś ciekawego? Trzeba nadrobić stracony czas. – Uśmiechnąłem się delikatnie i wstałem.
– Czekaj, co? Tak po prostu? Myślałam, że… Nie uwierzysz, czy coś… Przecież… Jak można przyjąć to z tak stoickim spokojem?!
– W mojej poprzedniej watasze przykładano dość dużą wartość do mitologii, także mniej więcej się w tym orientuję. A poza tym czemu miałbym ci nie wierzyć?
– Ugh, nieważne… To co chcesz porobić?
– W tym momencie to idę odpocząć, bo przyznam szczerze, że mam już dosyć tego wszystkiego… A później to się zobaczy. Idziesz ze mną? – spytałem ruszając w poszukiwaniu jakiegoś wygodnego leżyska.
– Em… Muszę pozałatwiać swoje sprawy, także… Wpadnij do mnie jak już będziesz miał czas i już się wyśpisz. To cześć! – krzyknęła i pobiegła w przeciwną stronę.
Nie miałem zielonego pojęcia, gdzie się udała. Miałem tylko nadzieję, że nie wpakuje się znowu w jakieś tarapaty… Pokręciłem z pobłażaniem głową i ziewnąłem przeciągle. Co z tego, że jeszcze nie tak dawno spałem? Od szczeniaka byłem ogromnym leniem i tak pozostało mi do dzisiaj.
Ze względu na to, że jakoś nie uśmiechało mi się szukanie kolejnej nory, jamy czy czegokolwiek innego – po prostu ułożyłem się na obrzeżu lasu, tak by w razie czego mieć na oku całą łąkę i po prostu zasnąłem.
Obudziłem się dopiero po południu i udałem się na krótki spacer, żeby rozruszać mięśnie przed spotkaniem z Rachel. W między czasie udałem się jeszcze na krótkie odwiedziny do Marco i pogadałem z kilkoma innymi wilkami z watahy.
No i na sam koniec skierowałem się do „domu” Rach. Ostrożnie przekroczyłem jego próg i mimowolnie przypomniał mi się widok z przed kilku dni, który nie należał do najprzyjemniejszych. Przez moje ciało przebiegł lekki dreszcz, ale zignorowałem to.
– Rachel? Jesteś? – krzyknąłem w głąb jaskini.
<Rachel? Doskwiera mi brak weny xd>
– Czekaj, co? Tak po prostu? Myślałam, że… Nie uwierzysz, czy coś… Przecież… Jak można przyjąć to z tak stoickim spokojem?!
– W mojej poprzedniej watasze przykładano dość dużą wartość do mitologii, także mniej więcej się w tym orientuję. A poza tym czemu miałbym ci nie wierzyć?
– Ugh, nieważne… To co chcesz porobić?
– W tym momencie to idę odpocząć, bo przyznam szczerze, że mam już dosyć tego wszystkiego… A później to się zobaczy. Idziesz ze mną? – spytałem ruszając w poszukiwaniu jakiegoś wygodnego leżyska.
– Em… Muszę pozałatwiać swoje sprawy, także… Wpadnij do mnie jak już będziesz miał czas i już się wyśpisz. To cześć! – krzyknęła i pobiegła w przeciwną stronę.
Nie miałem zielonego pojęcia, gdzie się udała. Miałem tylko nadzieję, że nie wpakuje się znowu w jakieś tarapaty… Pokręciłem z pobłażaniem głową i ziewnąłem przeciągle. Co z tego, że jeszcze nie tak dawno spałem? Od szczeniaka byłem ogromnym leniem i tak pozostało mi do dzisiaj.
Ze względu na to, że jakoś nie uśmiechało mi się szukanie kolejnej nory, jamy czy czegokolwiek innego – po prostu ułożyłem się na obrzeżu lasu, tak by w razie czego mieć na oku całą łąkę i po prostu zasnąłem.
Obudziłem się dopiero po południu i udałem się na krótki spacer, żeby rozruszać mięśnie przed spotkaniem z Rachel. W między czasie udałem się jeszcze na krótkie odwiedziny do Marco i pogadałem z kilkoma innymi wilkami z watahy.
No i na sam koniec skierowałem się do „domu” Rach. Ostrożnie przekroczyłem jego próg i mimowolnie przypomniał mi się widok z przed kilku dni, który nie należał do najprzyjemniejszych. Przez moje ciało przebiegł lekki dreszcz, ale zignorowałem to.
– Rachel? Jesteś? – krzyknąłem w głąb jaskini.
<Rachel? Doskwiera mi brak weny xd>
piątek, 19 maja 2017
Od Ametyst do Artemisa
Wybiegłam z jaskini, musiałam szybko znaleźć jakąś kryjówkę. To musiało być coś, co zupełnie zaskoczy Artemisa. Niestety jednak łatwiej było powiedzieć niż zrobić. Czasu nie miałam zbyt wiele, a pomysły jak na złość nie chciały same przychodzić do głowy. Na początek postanowiłam po prostu biec przed siebie. Po cichu liczyłam, że nim Artemis skończy liczyć mi już uda się znaleźć jakąś kryjówkę. Jaskinia Endera? Nie, teraz to zbyt oczywiste. Czas płynął nieubłaganie. Po kolei odrzucałam każdy kolejny pomysł, jaki wpadł mi do głowy. Wszystko to wydawało się zbyt proste. W tamtej chwili byłam wystarczająco zamyślona, aby nie zwracać szczególnej uwagi na to, gdzie biegnę. Oczywiście skończyło się to tym, że na coś wpadłam. Szybko potarłam bolący nos i przyjrzałam się temu, z czym się zderzyłam. Było to wielkie, obalone drzewo. Prawdopodobnie ofiara jednej z ostatnich burz. Pień drzewa był gruby i dość stabilny. To przywodziło mi na myśl pewien pomysł. Wskoczyłam na obalony drzewo i zaczęłam kierować się w stronę jego liści. Korona oparta była o inne z pobliskich drzew. W ten oto sposób udało mi się dostać na gałęzie drugiego drzewa. Wtedy właśnie ogarnęły mnie wątpliwości. Drżące łapy odmawiały mi już posłuszeństwa. Przylgnęłam więc do gałęzi i wbiłam pazury w korę. Spojrzałam w dół, a obraz przed moimi oczami zaczął się ruszać. Pisnęłam z przerażenia. Pomimo iż znajdowałam się na jednej z niższych gałęzi, odległość, jaka dzieliła mnie od ziemi, wciąż była dość spora. Zamknęłam oczy, nagle zechciałam, aby Artemis jak najszybciej mnie znalazł i pomógł zejść.
<Artemis? Sorki, że dopiero teraz ;-;>
<Artemis? Sorki, że dopiero teraz ;-;>
Od Rachel do Soula
Soul miał prawo się na mnie wkurzyć. Tak mówiła mi moja normalna część. Natomiast demon... no cóż. Nie będę tutaj używać ostrych przekleństw i wyzwisk. Popatrzyłam na olbrzyma. Typowy tumak. Rozwiałam się w cieniu, i jako cień znalazłam Soula. Siedział w cieniu, z ponurą miną. Zmaterializowałam się przed nim w cielesną postać, a on popatrzył na mnie ze wściekłością.
- Czego znowu chcesz?
- Mogła bym wyjaśnić...
- Co chcesz wyjaśniać? To, że wszyscy chcą mnie dookoła zabić? - zapytał pretensjonalnie, i wściekle.
- Nie... no bo ja...
- Wiesz, co? Nie chce mi się Ciebie słuchać. - powiedział i zrobił krok do tyłu, no i... wylądował do góry nogami na sznurku.
- Ej! - zaprotestował. pół sekundy później otoczyły nas pochodnie. Były tam 2 centaury, olbrzymy, jakieś zmutowane wilki... no brawo.
Nie będę opisywać obrony, bo to nie ma sensu. Zakuto nas w kajdany, powstrzymującego magię. W sumie mogła bym to roztopić, gdyby nie to, że to zostało wykute z takich rzeczy, że aż mnie powstrzymywało. Klatka. O tak.., Zło wcielone. Potem przykryto klatkę szmatką, więc nic nie widziałam, co jest na zewnątrz. Soul... no cóż. Nie miał takich problemów jak ja, ale nie wyglądał za zachwyconego. Gdy dojechaliśmy, wręcz wyrzucili nas z klatki, jak dziecko zabawki z kartonu. Soula od razu wzięli gdzieś, do jakiejś jaskini, która była na jakimś wzniesieniu. Ja... zostałam wzięta do jakiegoś namiotu, i tam zostawili. Przez chwilę się rozglądałam, gdy zobaczyłam jakiegoś zmutowanego szaro-szarego basiora. Nie będę opisywać mutanta wilka, bo widok za ładny nie był. A jeszcze do tego był pijany. Tak, pijany.
- O, przy-przyszłaś. - zaczkał.
- Emmm... a czy my się znamy?
- Nijjje? - zrobiłam jedną z moich nie określonych min.
- Dobra mów. Po co nas tutaj zabrałeś?
- Och... - czknięcie - On tutaj jest, by go zabić. A ty... - popatrzył na mnie i się uśmiechnął. - Wiesz, w tej postaci była byś materiałem na moją żonę.
- ŻE CO?! - moja mroczna postać zaczęła wariować.
- No wiesz. Jeżeli zostaniesz, to twój przyjaciel - czknięcie - może sobie iść, i nie będzie nawiedzany przez... no.
- Heh, i myślisz, że Ci uwierzę.
- Na początku możesz mnie zabawić. - powiedział jakby mnie nie słyszał. W mojej głowie powoli zaczął rodzić się plan. Uśmiechnęłam się chytrze.
- Och... jasne. - Nie będę tego opisywać, ale pod koniec, moja łapa powędrowała szybko do sztyletu, który leżał w owocach, i błyskawicznym ruchem przystawiłam go do gardła tego... kogoś. Nawet nie wiedziałam, jak miał na imię. Ale co mnie to.
- Co ty... - zaczął basior, ale przycisnęłam mocniej do niego sztylet.
- Cicho bądź. - syknęłam. - Gdzie jest Soul.
To było łatwe. To zmutowane coś było strasznie tępe, nawet jak na pijaka. Weszłam do innej jaskini w środku lasu, za wodospadem. Soul siedział w klatce, i nic nie robił. Zdradził mnie dźwięk kajdan, które wydawały okropnie głośne dźwięki. Na drewienku jak powiedział wilk wisiały klucze. Wzięłam je, i otworzyłam klatkę.
- Jak ci się udało zyskać informacje? - zapytał, ale ja tylko się zbliżyłam, i go pocałowałam. Soul popatrzył na mnie dziwnie, ale ja się tak właśnie czułam. Popatrzyłam na moje łapy. Czarny ogień zaczął ze mnie jakby spływać. Jakby wiatr wiał z jakiejś strony, czarny ogień niby piasek "szedł" po lewej. Po chwili stałam w klatce normalna ja, tylko fryzura mi się zmieniła, bo to były rozpuszczone włosy z warkoczem z boku. Zawsze na coś takiego namawiała mnie Hera. Czyli ona też miała w tym swój udział :S
- Teraz jesteś mi winna wyjaśnienia. - powiedział basior.
- Oczywiście. - powiedziałam. - Ale najpierw.... trza się stąd wynosić. - powiedziałam, wyczarowałam portal do innego wymiaru, i tam żeśmy wskoczyli. Z mojej wyobraźni, wróciliśmy na tereny watahy. Było już widno.
- No, a teraz wyjaśnienia. - powiedział basior siadając.
- Zakład, że mi nie uwierzysz?
- Spoko. A o co?
- O nic.
- ...
- No... znasz te wszystkie mitologie Greckie? Jestem córką ognia. Stworzyła mnie Hestia, więc w pewnym sensie jestem jej córką. I to do tego biologiczną, ale... no. Ona nie może mieć dzieci, więc dlatego jestem z ognia. Tylko błagam, nie pytaj jakim sposobem mam biologicznego ojca. - powiedziałam to szybko. Zbyt szybko. Teraz tylko czekać, aż Soul uzna mnie za wariatkę, i pośle do psychiatryka :S
< Soul?>
- Czego znowu chcesz?
- Mogła bym wyjaśnić...
- Co chcesz wyjaśniać? To, że wszyscy chcą mnie dookoła zabić? - zapytał pretensjonalnie, i wściekle.
- Nie... no bo ja...
- Wiesz, co? Nie chce mi się Ciebie słuchać. - powiedział i zrobił krok do tyłu, no i... wylądował do góry nogami na sznurku.
- Ej! - zaprotestował. pół sekundy później otoczyły nas pochodnie. Były tam 2 centaury, olbrzymy, jakieś zmutowane wilki... no brawo.
***
Nie będę opisywać obrony, bo to nie ma sensu. Zakuto nas w kajdany, powstrzymującego magię. W sumie mogła bym to roztopić, gdyby nie to, że to zostało wykute z takich rzeczy, że aż mnie powstrzymywało. Klatka. O tak.., Zło wcielone. Potem przykryto klatkę szmatką, więc nic nie widziałam, co jest na zewnątrz. Soul... no cóż. Nie miał takich problemów jak ja, ale nie wyglądał za zachwyconego. Gdy dojechaliśmy, wręcz wyrzucili nas z klatki, jak dziecko zabawki z kartonu. Soula od razu wzięli gdzieś, do jakiejś jaskini, która była na jakimś wzniesieniu. Ja... zostałam wzięta do jakiegoś namiotu, i tam zostawili. Przez chwilę się rozglądałam, gdy zobaczyłam jakiegoś zmutowanego szaro-szarego basiora. Nie będę opisywać mutanta wilka, bo widok za ładny nie był. A jeszcze do tego był pijany. Tak, pijany.
- O, przy-przyszłaś. - zaczkał.
- Emmm... a czy my się znamy?
- Nijjje? - zrobiłam jedną z moich nie określonych min.
- Dobra mów. Po co nas tutaj zabrałeś?
- Och... - czknięcie - On tutaj jest, by go zabić. A ty... - popatrzył na mnie i się uśmiechnął. - Wiesz, w tej postaci była byś materiałem na moją żonę.
- ŻE CO?! - moja mroczna postać zaczęła wariować.
- No wiesz. Jeżeli zostaniesz, to twój przyjaciel - czknięcie - może sobie iść, i nie będzie nawiedzany przez... no.
- Heh, i myślisz, że Ci uwierzę.
- Na początku możesz mnie zabawić. - powiedział jakby mnie nie słyszał. W mojej głowie powoli zaczął rodzić się plan. Uśmiechnęłam się chytrze.
- Och... jasne. - Nie będę tego opisywać, ale pod koniec, moja łapa powędrowała szybko do sztyletu, który leżał w owocach, i błyskawicznym ruchem przystawiłam go do gardła tego... kogoś. Nawet nie wiedziałam, jak miał na imię. Ale co mnie to.
- Co ty... - zaczął basior, ale przycisnęłam mocniej do niego sztylet.
- Cicho bądź. - syknęłam. - Gdzie jest Soul.
***
To było łatwe. To zmutowane coś było strasznie tępe, nawet jak na pijaka. Weszłam do innej jaskini w środku lasu, za wodospadem. Soul siedział w klatce, i nic nie robił. Zdradził mnie dźwięk kajdan, które wydawały okropnie głośne dźwięki. Na drewienku jak powiedział wilk wisiały klucze. Wzięłam je, i otworzyłam klatkę.
- Jak ci się udało zyskać informacje? - zapytał, ale ja tylko się zbliżyłam, i go pocałowałam. Soul popatrzył na mnie dziwnie, ale ja się tak właśnie czułam. Popatrzyłam na moje łapy. Czarny ogień zaczął ze mnie jakby spływać. Jakby wiatr wiał z jakiejś strony, czarny ogień niby piasek "szedł" po lewej. Po chwili stałam w klatce normalna ja, tylko fryzura mi się zmieniła, bo to były rozpuszczone włosy z warkoczem z boku. Zawsze na coś takiego namawiała mnie Hera. Czyli ona też miała w tym swój udział :S
- Teraz jesteś mi winna wyjaśnienia. - powiedział basior.
- Oczywiście. - powiedziałam. - Ale najpierw.... trza się stąd wynosić. - powiedziałam, wyczarowałam portal do innego wymiaru, i tam żeśmy wskoczyli. Z mojej wyobraźni, wróciliśmy na tereny watahy. Było już widno.
- No, a teraz wyjaśnienia. - powiedział basior siadając.
- Zakład, że mi nie uwierzysz?
- Spoko. A o co?
- O nic.
- ...
- No... znasz te wszystkie mitologie Greckie? Jestem córką ognia. Stworzyła mnie Hestia, więc w pewnym sensie jestem jej córką. I to do tego biologiczną, ale... no. Ona nie może mieć dzieci, więc dlatego jestem z ognia. Tylko błagam, nie pytaj jakim sposobem mam biologicznego ojca. - powiedziałam to szybko. Zbyt szybko. Teraz tylko czekać, aż Soul uzna mnie za wariatkę, i pośle do psychiatryka :S
< Soul?>
Od Soula do Rachel
Zachowanie Rachel coraz bardziej zaczynało mnie wkurzać – zachowywała się co najmniej jak jakiś rozpuszczony szczeniak. A mówili, że to ja jestem tym najbardziej denerwującym…
Prychnąłem pod nosem jakieś niezrozumiałe przekleństwo i udałem się do mojej nory. Słońce już powoli wschodziło, więc nie potrzebowałem żadnego oświetlenia. I pomyśleć, że zawaliłem jedną nockę dla jakiejś wadery…
Szczerze przyznam, że byłem dość zmęczony i pozbawiony wszelkich sił do życia. Tak więc, umościłem się ponownie w moim lokum i zasnąłem.
~*~*~*~
Obudziłem się dopiero po południu, wygramoliłem się ze schronienia i poszedłem na szybkie polowanie. Najedzony i wypoczęty położyłem się na trawie i westchnąłem głośno.
Pewnie leżałbym tak dalej, gdyby nie jakieś dziwne odgłosy i dźwięk czyichś stóp, zbliżających się w moją stronę.
Natychmiast zerwałem się do pionu i wzrokiem odszukałem tajemniczego przybłędy, którym okazał się jakiś następny stwór.
– Świetnie… – bąknąłem.
Na moje nieszczęście, potwór był o wiele większy i silniejszy od swojego przeciwnika, a na dodatek – byłem tam sam i nikt nie mógł mi pomóc.
Z początku, zacząłem ciskać w niego ogniem, później wytworzyłem krąg wokół niego, tak jak podczas poprzedniej walki, a na sam koniec, znikąd wyskoczyła dobrze znana mi wadera i również rzuciła się na potwora.
– Rachel?!
– Później pogadamy, teraz trzeba się go pozbyć. – Ruchem głowy wskazała na naszego przeciwnika.
Już bez słowa ruszyłem do ataku i zmieniłem swoją sierść w płomienie. Rach przybrała swoją ludzką formę i próbowała odciąć mu rękę. Ja za to skupiłem się na nogach i na tym, żeby jakoś spalić jego pałkę. Kilka razy o mało co nie oberwałem tym czymś, ale na szczęście jakoś udało mi się zrobić unik.
Nie miałem najmniejszej ochoty się z nim cackać. Byłem zbyt zmęczony i jeszcze nie odespałem poprzednich godzin, które przeznaczyłem na ostatnią walkę.
Ponownie przekląłem pod nosem i skoczyłem na jego plecy. Dostałem się do karku i szybkim aczkolwiek celnym ruchem odciąłem mu głowę za pomocą ognia.
Martwe ciało opadło z hukiem na ziemię, a głowa poturlała się po glebie zatrzymując się dopiero na jakimś kamieniu.
– Udało się… – Westchnęła Rachel ponownie zmieniając się w wilka.
– Powiesz mi wreszcie o co chodzi?! – krzyknąłem. – Mam już dość tych twoich tajemnic i głupich obietnic! Albo wiesz co? Nawet mnie to już nie obchodzi… – prychnąłem bardziej do siebie niż do niej i uciekłem w krzaki.
Musiałem się zmęczyć. Potrzebowałem się na czymś wyżyć, a bieg w tym momencie okazał się najlepszym rozwiązaniem. Tak więc sprintowałem przed siebie, by wreszcie uciec od pieprzonych problemów i niewyjaśnionych zagadek.
<Rachel? Trochę się pokomplikowało… xd>
Prychnąłem pod nosem jakieś niezrozumiałe przekleństwo i udałem się do mojej nory. Słońce już powoli wschodziło, więc nie potrzebowałem żadnego oświetlenia. I pomyśleć, że zawaliłem jedną nockę dla jakiejś wadery…
Szczerze przyznam, że byłem dość zmęczony i pozbawiony wszelkich sił do życia. Tak więc, umościłem się ponownie w moim lokum i zasnąłem.
~*~*~*~
Obudziłem się dopiero po południu, wygramoliłem się ze schronienia i poszedłem na szybkie polowanie. Najedzony i wypoczęty położyłem się na trawie i westchnąłem głośno.
Pewnie leżałbym tak dalej, gdyby nie jakieś dziwne odgłosy i dźwięk czyichś stóp, zbliżających się w moją stronę.
Natychmiast zerwałem się do pionu i wzrokiem odszukałem tajemniczego przybłędy, którym okazał się jakiś następny stwór.
– Świetnie… – bąknąłem.
Na moje nieszczęście, potwór był o wiele większy i silniejszy od swojego przeciwnika, a na dodatek – byłem tam sam i nikt nie mógł mi pomóc.
Z początku, zacząłem ciskać w niego ogniem, później wytworzyłem krąg wokół niego, tak jak podczas poprzedniej walki, a na sam koniec, znikąd wyskoczyła dobrze znana mi wadera i również rzuciła się na potwora.
– Rachel?!
– Później pogadamy, teraz trzeba się go pozbyć. – Ruchem głowy wskazała na naszego przeciwnika.
Już bez słowa ruszyłem do ataku i zmieniłem swoją sierść w płomienie. Rach przybrała swoją ludzką formę i próbowała odciąć mu rękę. Ja za to skupiłem się na nogach i na tym, żeby jakoś spalić jego pałkę. Kilka razy o mało co nie oberwałem tym czymś, ale na szczęście jakoś udało mi się zrobić unik.
Nie miałem najmniejszej ochoty się z nim cackać. Byłem zbyt zmęczony i jeszcze nie odespałem poprzednich godzin, które przeznaczyłem na ostatnią walkę.
Ponownie przekląłem pod nosem i skoczyłem na jego plecy. Dostałem się do karku i szybkim aczkolwiek celnym ruchem odciąłem mu głowę za pomocą ognia.
Martwe ciało opadło z hukiem na ziemię, a głowa poturlała się po glebie zatrzymując się dopiero na jakimś kamieniu.
– Udało się… – Westchnęła Rachel ponownie zmieniając się w wilka.
– Powiesz mi wreszcie o co chodzi?! – krzyknąłem. – Mam już dość tych twoich tajemnic i głupich obietnic! Albo wiesz co? Nawet mnie to już nie obchodzi… – prychnąłem bardziej do siebie niż do niej i uciekłem w krzaki.
Musiałem się zmęczyć. Potrzebowałem się na czymś wyżyć, a bieg w tym momencie okazał się najlepszym rozwiązaniem. Tak więc sprintowałem przed siebie, by wreszcie uciec od pieprzonych problemów i niewyjaśnionych zagadek.
<Rachel? Trochę się pokomplikowało… xd>
czwartek, 18 maja 2017
Od Rachel do Soula
Zaczęłam łazić po terenach unikając wszystkiego, co żyje. Chciałam się gdzieś schować. To moja najgorsza postać. O dziwno nad nią panowałam, ale i to nie było łatwe. Co chwilę musiałam się opanowywać, przed atakami wściekłości, i ochoty czegoś zagryźć, i spalić. Mam tą postać dokładnie opisać? moje oczy miały kolor krwisto czerwony... no, tak w zasadzie prawie ich nie miałam, bo zamiast ich, były czerwone płomienie. Cała reszta była czarnym ogniem. Skrzydła nietoperze, a tylnych łap... nie było. Był to tyko czarny mgło-dym, który robił za ogon. Dobra... ale po co ja to opisuję? Nie wiem, pomiń ten tekst. A więc, wpełzłam do jakiejś nory, i tam zasnęłam. Sen trwał jakieś 5 minut, ale i tak się o wiele więcej z niego dowiedziałam, niż chciałam. Powiem w skrócie. Komuś było bardzo na rękę, że byłam w takiej postaci, a ja już wiedziałam, jak można mnie wrócić do normalnej postaci. Tylko, że oni też wiedzieli, i chcieli się tego sposobu pozbyć. Tutaj tym sposobem, był Soul. Bogowie! Czemu to musi być ktokolwiek z watahy?! Obudziłam się gwałtownie, wypadłam z jaskini i... wpadłam na Soula, który chwile później zaczął spokojnie ugaszać czarny ogień, który został na jego futrze, po czym popatrzył na mnie stanowczym wzrokiem.
- Jesteś mi winna wytłumaczenia.
- Pff, nie mam obowiązku Ci niczego tłumaczyć. - warknęłam. Moja mroczna postać zaczęła mieć nade mną kontrolę.
- Ale teraz musisz. - odparł i usiadł na trawie. - No, to słucham.
- Ty... - syknęłam ale nie dokończyłam, bo gdy tylko zobaczyłam za nim, pośród drzew, okropnie brzydkiego olbrzyma, moja świadomość powróciła.
- Soul...
- Co?
- Nie odwracaj się, idź przed siebie, po 30 krokach zacznij biec.
- Em.... a czemu? - powiedział i odwrócił głowę, podążając za moim wzrokiem. Olbrzym zaryczał.
I mimo, że staliśmy parę metrów od niego, czułam smród z jego paszczy.
- Em.... to raczej nie należy do mitologii greckiej.
- Co ty mi tutaj o mitologii gadasz, skoro mamy przed sobą jakiegoś stwora, który...
- Dobra! Cisza! Wiem, zamknij się. - mruknęłam. Olbrzym znowu ryknął, i pobiegł w naszą stronę.
- Ok, ja od lewej, ty od prawej. - powiedział Soul.
- O, nie, nie, nie, nie, nie. Ty tutaj zostajesz. A najlepiej by było, gdyby Cię tu wogóle nie było.
- Ej, ja też należę do watahy.
- ło matko... ależ ty mało rozumny. - jęknęłam i wskoczyłam na grzbiet tego stwora, po czym podpaliłam mu skórę. - Jako jedyny, możesz zdjąć ze mnie tą dziwną wściekłą powłokę, która ma ochotę wszystko zabić.
- A czemu akurat ja? - zapytał. - I co ma z tym wspólnego ten tutaj? - wskazał na stwora, po czym wytworzył wokół niego ognisty okrąg.
- A no to, że nie każdy chciałby, bym powróciła do normalności. - mruknęłam. - A dlaczego ty? No bo... - Wypowiedzenie kilku słów wyjaśnienia jakoś mi się nie sklejały. Słowa ugrzęzły mi w gardle.
- No bo... - dopytywał basior, który odgryzł stworowi rękę.
- Ech.... gdybym spełniła wolę matki, pewnie bym nie musiała wyjawniać wszystkiego. - mruknęłam, zmieniłam się w człowieka, wyciągnęłam moje dwa "miecze" które były otoczone greckim ogniem, wskoczyłam na stwora, odcięłam mu głowę, przy okazji podpalając jego obecne zwłoki, po czym znowu stałam się wilkiem. Soul tylko patrzył na mnie ponurym wzrokiem.
- Możesz mi to wszystko łaskawie wyjaśnić?
- Może... innym razem. - powiedziałam, i się rozpłynęłam w powietrzu, jak to zwykle, kiedy jestem w takiej postaci. Będę musiała go obserwować, bo co następny potwór, pewnie będzie bardziej groźny, a ja, nie chciałam widzieć kolejnej śmierci, straty nadziei na odzyskanie normalnej postaci, oraz bądźmy szczerzy. Dobrego kumpla, który o dziwo mnie znosi.
< Soul? Trochę się jakby... rozpisałam. >
- Jesteś mi winna wytłumaczenia.
- Pff, nie mam obowiązku Ci niczego tłumaczyć. - warknęłam. Moja mroczna postać zaczęła mieć nade mną kontrolę.
- Ale teraz musisz. - odparł i usiadł na trawie. - No, to słucham.
- Ty... - syknęłam ale nie dokończyłam, bo gdy tylko zobaczyłam za nim, pośród drzew, okropnie brzydkiego olbrzyma, moja świadomość powróciła.
- Soul...
- Co?
- Nie odwracaj się, idź przed siebie, po 30 krokach zacznij biec.
- Em.... a czemu? - powiedział i odwrócił głowę, podążając za moim wzrokiem. Olbrzym zaryczał.
I mimo, że staliśmy parę metrów od niego, czułam smród z jego paszczy.
- Em.... to raczej nie należy do mitologii greckiej.
- Co ty mi tutaj o mitologii gadasz, skoro mamy przed sobą jakiegoś stwora, który...
- Dobra! Cisza! Wiem, zamknij się. - mruknęłam. Olbrzym znowu ryknął, i pobiegł w naszą stronę.
- Ok, ja od lewej, ty od prawej. - powiedział Soul.
- O, nie, nie, nie, nie, nie. Ty tutaj zostajesz. A najlepiej by było, gdyby Cię tu wogóle nie było.
- Ej, ja też należę do watahy.
- ło matko... ależ ty mało rozumny. - jęknęłam i wskoczyłam na grzbiet tego stwora, po czym podpaliłam mu skórę. - Jako jedyny, możesz zdjąć ze mnie tą dziwną wściekłą powłokę, która ma ochotę wszystko zabić.
- A czemu akurat ja? - zapytał. - I co ma z tym wspólnego ten tutaj? - wskazał na stwora, po czym wytworzył wokół niego ognisty okrąg.
- A no to, że nie każdy chciałby, bym powróciła do normalności. - mruknęłam. - A dlaczego ty? No bo... - Wypowiedzenie kilku słów wyjaśnienia jakoś mi się nie sklejały. Słowa ugrzęzły mi w gardle.
- No bo... - dopytywał basior, który odgryzł stworowi rękę.
- Ech.... gdybym spełniła wolę matki, pewnie bym nie musiała wyjawniać wszystkiego. - mruknęłam, zmieniłam się w człowieka, wyciągnęłam moje dwa "miecze" które były otoczone greckim ogniem, wskoczyłam na stwora, odcięłam mu głowę, przy okazji podpalając jego obecne zwłoki, po czym znowu stałam się wilkiem. Soul tylko patrzył na mnie ponurym wzrokiem.
- Możesz mi to wszystko łaskawie wyjaśnić?
- Może... innym razem. - powiedziałam, i się rozpłynęłam w powietrzu, jak to zwykle, kiedy jestem w takiej postaci. Będę musiała go obserwować, bo co następny potwór, pewnie będzie bardziej groźny, a ja, nie chciałam widzieć kolejnej śmierci, straty nadziei na odzyskanie normalnej postaci, oraz bądźmy szczerzy. Dobrego kumpla, który o dziwo mnie znosi.
< Soul? Trochę się jakby... rozpisałam. >
środa, 17 maja 2017
Od Soula do Rachel
Ponownie opuściłem Rachel i postanowiłem uciąć sobie krótką drzemkę. Sen był najlepszym sposobem na ucieczkę od problemów, więc czemu by go nie zastosować? Sprawy wadery zaczęły mnie trochę niepokoić, ale po kilku chwilach bezsensownych rozmyślań stwierdziłem, że nie będę już jej nachodzić. Jeśli będzie chciała – przyjdzie sama. Wszedłem więc do jakiejś opuszczonej, niewielkiej nory i z takim podejściem zasnąłem.
Szczerze mówiąc miałem zamiar wyjść stamtąd dopiero następnego ranka, ale oczywiście jak to zawsze bywa – coś, albo raczej ktoś mi przeszkodził.
Był środek nocy i w tych ciemnościach raczej ciężko byłoby cokolwiek zauważyć, więc wytworzyłem sobie niewielki płomyk ognia i udałem się w stronę dziwnych szmerów dobiegających zza jakichś krzaków. Z początku myślałem, że to jakieś zwykłe zwierzę, które zaplątało się w gałązkach i liściach, lecz mimo wszystko postanowiłem to sprawdzić. Przedarłem się więc przez wszystkie krzaczory i trawy, a moim oczom ukazał się… Jakiś wilko-podobny demon.
– Soul?! – krzyknął.
– Kim jesteś? – odparłem nieco zaspany.
– To ja… Rachel.
Dość mocno się zdziwiłem i ponownie zlustrowałem wzrokiem waderę i doszedłem do wniosku, że rzeczywiście miała w sobie coś podobnego do tej prawdziwej Rach.
– Słuchaj ja… Naprawdę rozumiem, że masz swoje tajemnice. Każdy je ma, i tak dalej, ale jeśli masz jakiś problem, to mogłabyś mi powiedzieć wiesz? Może będę mógł ci jakoś pomóc i w ogóle… Ewidentnie coś z tobą jest nie tak…
– Ugh! Ty tego nie zrozumiesz… – warknęła. – Posłuchaj, powiem ci w odpowiednim czasie i gwarantuję ci, że wtedy skorzystam z twojej oferty pomocy, ale póki co trzymaj się ode mnie z daleka! Mówię ci to już, któryś raz z rzędu, czemu ty mnie nie słuchasz?!
– Bo chcę ci pomóc Rachel, to wszystko… Ale okej, zrobię jak chcesz, dam ci spokój – westchnąłem. – Jak coś to wiesz, gdzie mnie szukać… Branoc!
– Dobranoc… – bąknęła i uciekła przed siebie.
Ja za to udałem się w stronę przeciwną i skierowałem się do mojego poprzedniego schronienia. Po raz kolejny spróbowałem zasnąć, lecz tym razem nie było tak łatwo. Przed oczami cały czas miałem obraz nieco zniekształconej wadery, co wcale nie ułatwiało sprawy.
Obiecałem, że będę się trzymać od niej z dala… Ugh, czemu to wszystko jest tak skomplikowane?!
Dzisiaj już chyba nie usnę…
<Rachel?>
Szczerze mówiąc miałem zamiar wyjść stamtąd dopiero następnego ranka, ale oczywiście jak to zawsze bywa – coś, albo raczej ktoś mi przeszkodził.
Był środek nocy i w tych ciemnościach raczej ciężko byłoby cokolwiek zauważyć, więc wytworzyłem sobie niewielki płomyk ognia i udałem się w stronę dziwnych szmerów dobiegających zza jakichś krzaków. Z początku myślałem, że to jakieś zwykłe zwierzę, które zaplątało się w gałązkach i liściach, lecz mimo wszystko postanowiłem to sprawdzić. Przedarłem się więc przez wszystkie krzaczory i trawy, a moim oczom ukazał się… Jakiś wilko-podobny demon.
– Soul?! – krzyknął.
– Kim jesteś? – odparłem nieco zaspany.
– To ja… Rachel.
Dość mocno się zdziwiłem i ponownie zlustrowałem wzrokiem waderę i doszedłem do wniosku, że rzeczywiście miała w sobie coś podobnego do tej prawdziwej Rach.
– Słuchaj ja… Naprawdę rozumiem, że masz swoje tajemnice. Każdy je ma, i tak dalej, ale jeśli masz jakiś problem, to mogłabyś mi powiedzieć wiesz? Może będę mógł ci jakoś pomóc i w ogóle… Ewidentnie coś z tobą jest nie tak…
– Ugh! Ty tego nie zrozumiesz… – warknęła. – Posłuchaj, powiem ci w odpowiednim czasie i gwarantuję ci, że wtedy skorzystam z twojej oferty pomocy, ale póki co trzymaj się ode mnie z daleka! Mówię ci to już, któryś raz z rzędu, czemu ty mnie nie słuchasz?!
– Bo chcę ci pomóc Rachel, to wszystko… Ale okej, zrobię jak chcesz, dam ci spokój – westchnąłem. – Jak coś to wiesz, gdzie mnie szukać… Branoc!
– Dobranoc… – bąknęła i uciekła przed siebie.
Ja za to udałem się w stronę przeciwną i skierowałem się do mojego poprzedniego schronienia. Po raz kolejny spróbowałem zasnąć, lecz tym razem nie było tak łatwo. Przed oczami cały czas miałem obraz nieco zniekształconej wadery, co wcale nie ułatwiało sprawy.
Obiecałem, że będę się trzymać od niej z dala… Ugh, czemu to wszystko jest tak skomplikowane?!
Dzisiaj już chyba nie usnę…
<Rachel?>
wtorek, 16 maja 2017
Od Shadowzone do Megami
Zeskoczyłam z ostatniej półki na ziemię.
-Nie myślałam , że ktoś oprócz mnie lubi krajobrazy.-westchnęłam.
-To teraz widzisz , że ktoś lubi.- odparła wadera. Ruszyłyśmy po brzegu rzeki.
-Jak żyje się w naszej watasze?-spytała nagle Megami.
-Nawet fajnie... W miejscu gdzie żyłam poprzednio tak nie było-odpowiedziałam.
-Dawniej żyłaś podobno jako samotnik.
-No... Bo tak żyłam , samotność... Samotność mi przyjacielem-uśmiechnęłam się. Kurde... Muszę ukrywać , że jestem z Klanu Samotników. Każdy nie lubił tego klanu.
-Kiedyś dręczyło mnie pewne pytanie...-zaczęła.
-Proszę , na każde odpowiem.
-Skąd wzięła się ta blizna na szyi? Wygląda na poważną...-zapytała w końcu.
-...Blizna z walki...
-Ta bójka musiała być zacięta , bo to wygląda na groźne rozerwanie. Zastanawiam się jak to wyleczyłaś.
-Znalazłam t-takie zioła w lesie... Leczą wszystko.
-To musisz mi kiedyś je pokazać
Miałam ochotę rozwalić sobię łeb. Jak ktoś się dowie , że potrafię ożywać to będzie chciał to wykorzystać. To jest problem. Tą bliznę mam od niedawna , a jak będę używać tej mocy zbyt często , to zamienię się w posąg.
-A tak w ogóle... Jak ty tu się dostałaś? Jak tu szlam , to musiałam robić przerwy.-przerwała ciszę Megami.
- Jak już pewnie zauważyłaś to jestem większa od reszty . Mam to po Klanie Samotników...Ups...
Brawo! Wykrakałam!
<Megami?>
-Nie myślałam , że ktoś oprócz mnie lubi krajobrazy.-westchnęłam.
-To teraz widzisz , że ktoś lubi.- odparła wadera. Ruszyłyśmy po brzegu rzeki.
-Jak żyje się w naszej watasze?-spytała nagle Megami.
-Nawet fajnie... W miejscu gdzie żyłam poprzednio tak nie było-odpowiedziałam.
-Dawniej żyłaś podobno jako samotnik.
-No... Bo tak żyłam , samotność... Samotność mi przyjacielem-uśmiechnęłam się. Kurde... Muszę ukrywać , że jestem z Klanu Samotników. Każdy nie lubił tego klanu.
-Kiedyś dręczyło mnie pewne pytanie...-zaczęła.
-Proszę , na każde odpowiem.
-Skąd wzięła się ta blizna na szyi? Wygląda na poważną...-zapytała w końcu.
-...Blizna z walki...
-Ta bójka musiała być zacięta , bo to wygląda na groźne rozerwanie. Zastanawiam się jak to wyleczyłaś.
-Znalazłam t-takie zioła w lesie... Leczą wszystko.
-To musisz mi kiedyś je pokazać
Miałam ochotę rozwalić sobię łeb. Jak ktoś się dowie , że potrafię ożywać to będzie chciał to wykorzystać. To jest problem. Tą bliznę mam od niedawna , a jak będę używać tej mocy zbyt często , to zamienię się w posąg.
-A tak w ogóle... Jak ty tu się dostałaś? Jak tu szlam , to musiałam robić przerwy.-przerwała ciszę Megami.
- Jak już pewnie zauważyłaś to jestem większa od reszty . Mam to po Klanie Samotników...Ups...
Brawo! Wykrakałam!
<Megami?>
Od Rachel do Soula
Przez chwilę tak siedziałam, aż w końcu mruknęłam.
- Wiesz co Soul?
- Chmm?
- Chyba... musisz iść.
- Czemu?
- Błagam, idź już. - powiedziałam błagalnym tonem. Basior popatrzył na mnie dziwnie.
- Po raz pierwszy się odezwałaś takim tonem, czyli coś jest na rzeczy.
- Lepiej, żebyś nie wiedział. - mruknęłam
- A więc wolisz zostać sama. - odparł. - Spoko. - po chwili zniknął, a koło mnie pojawił się kwiatek, który... rozwiał się jako popiół. Pociemniało mi przed oczami. Nie czułam swojego ciała, liny opadły, a ja zniknęłam z tego świata, pozostawiając za sobą plamę krwi. Śmiem sądzić, że umarłam.
To było dziwne uczucie. Mimo, że zginęłam, moje ciało zostało ze mną zabrane. Po co? Zaczęła dziwną wędrówkę przez ziemię, aż w końcu trafiłam do podziemi. Oczywiście znałam to miejsce. Hades mógłby je bardziej urządzić. Przede mną były dusze innych... ludzi, wilków, i innych. Jako jedyna miałam ciało. Wyciągnęłam głowę w bok. Kolejka była śmiertelnie długa. Zaczęłam się rozglądać. Moją uwagę przyciągnęło dziwne światło, które dobiegła z ziemi, 3 metr ode mnie. Zaczęła do niego podchodzić, a gdy miałam już go dotknąć, coś mnie wciągnęło, i znalazłam się w czarnej dziurze, jak w tedy, gdy straciłam przytomność. Przede mną.... oczywiście stała Hestia.
- Mówiłam, żebyś nie wtrącała się w moje życie. - mruknęłam, po czym dodałam. - martwe życie.
- Mogłaś mnie posłuchać.
- Heh, opanowałam w połowie moją mroczną stronę, opanuje w takim razie i takie dziwne pociągi, które zapewnił mi kwiatek. - ostatnie 4 słowa wypowiedziałam warkiem.
- Możesz wrócić do swojego życia, ale będzie to bolesne fizycznie.
- Em... jak bolesne?
- Nie jestem w stanie tego opisać. - powiedziała bogini.
- ale...
- Powrócisz na ziemię jako demon.
- I co tam będę jako demon robić? - Hestia pod postacią wilka popatrzyła na mnie znacząco.
- O... nie, o nie, nie, nie, nie, nie. Już 1 musiałam powstrzymywać.
- Można będzie to powstrzymać.
- Pfff... ciekawe niby jak.
- Tego już będziesz musiała się dowiedzieć sama. - popatrzyłam na nią spode łba. Znowu te zagadki. Hestia tylko coś wypowiedziała, znowu pociemniało mi w oczach... i znalazłam się znowu na ziemi, na jednym z terenów. Już myślałam, że wadera żartowała z tym bólem, ale po paru sekundach przekonałam się, że mówiła prawdę. Skurczyłam się z bólu. Czułam się tak, jakby ktoś mnie rozrywał od środka. Rzeczywiście. Ból nie do opisania. Po 3 minutach byłam cała we własnych łzach, które spływały po mojej sierści. Gdy ból powoli ustawał, podniosłam się z niemi, i od razu poczułam dziwne uczucie... wściekłości, nie opanowania... byłam w swojej mrocznej postaci. No, żegnajcie dobre czasy, witaj udręko.
< Soul? Sorry, że tak długo...>
- Wiesz co Soul?
- Chmm?
- Chyba... musisz iść.
- Czemu?
- Błagam, idź już. - powiedziałam błagalnym tonem. Basior popatrzył na mnie dziwnie.
- Po raz pierwszy się odezwałaś takim tonem, czyli coś jest na rzeczy.
- Lepiej, żebyś nie wiedział. - mruknęłam
- A więc wolisz zostać sama. - odparł. - Spoko. - po chwili zniknął, a koło mnie pojawił się kwiatek, który... rozwiał się jako popiół. Pociemniało mi przed oczami. Nie czułam swojego ciała, liny opadły, a ja zniknęłam z tego świata, pozostawiając za sobą plamę krwi. Śmiem sądzić, że umarłam.
***
To było dziwne uczucie. Mimo, że zginęłam, moje ciało zostało ze mną zabrane. Po co? Zaczęła dziwną wędrówkę przez ziemię, aż w końcu trafiłam do podziemi. Oczywiście znałam to miejsce. Hades mógłby je bardziej urządzić. Przede mną były dusze innych... ludzi, wilków, i innych. Jako jedyna miałam ciało. Wyciągnęłam głowę w bok. Kolejka była śmiertelnie długa. Zaczęłam się rozglądać. Moją uwagę przyciągnęło dziwne światło, które dobiegła z ziemi, 3 metr ode mnie. Zaczęła do niego podchodzić, a gdy miałam już go dotknąć, coś mnie wciągnęło, i znalazłam się w czarnej dziurze, jak w tedy, gdy straciłam przytomność. Przede mną.... oczywiście stała Hestia.
- Mówiłam, żebyś nie wtrącała się w moje życie. - mruknęłam, po czym dodałam. - martwe życie.
- Mogłaś mnie posłuchać.
- Heh, opanowałam w połowie moją mroczną stronę, opanuje w takim razie i takie dziwne pociągi, które zapewnił mi kwiatek. - ostatnie 4 słowa wypowiedziałam warkiem.
- Możesz wrócić do swojego życia, ale będzie to bolesne fizycznie.
- Em... jak bolesne?
- Nie jestem w stanie tego opisać. - powiedziała bogini.
- ale...
- Powrócisz na ziemię jako demon.
- I co tam będę jako demon robić? - Hestia pod postacią wilka popatrzyła na mnie znacząco.
- O... nie, o nie, nie, nie, nie, nie. Już 1 musiałam powstrzymywać.
- Można będzie to powstrzymać.
- Pfff... ciekawe niby jak.
- Tego już będziesz musiała się dowiedzieć sama. - popatrzyłam na nią spode łba. Znowu te zagadki. Hestia tylko coś wypowiedziała, znowu pociemniało mi w oczach... i znalazłam się znowu na ziemi, na jednym z terenów. Już myślałam, że wadera żartowała z tym bólem, ale po paru sekundach przekonałam się, że mówiła prawdę. Skurczyłam się z bólu. Czułam się tak, jakby ktoś mnie rozrywał od środka. Rzeczywiście. Ból nie do opisania. Po 3 minutach byłam cała we własnych łzach, które spływały po mojej sierści. Gdy ból powoli ustawał, podniosłam się z niemi, i od razu poczułam dziwne uczucie... wściekłości, nie opanowania... byłam w swojej mrocznej postaci. No, żegnajcie dobre czasy, witaj udręko.
< Soul? Sorry, że tak długo...>
poniedziałek, 15 maja 2017
Od Soula c.d. Negry
– No to ja jestem Soul. Chodzę po tym świecie już trzy lata… To co działo się zanim tu wpadłem jest strasznie nudne, więc jakoś nie chcę mi się opowiadać… Dołączyłem też nie tak dawno temu i… Ogólnie to chyba na tyle z mojej strony. – Uśmiechnąłem się do niej promiennie, jak to zwykle miałem w zwyczaju.
– Tak w ogóle to co robisz w tej części watahy?
– Nie wiem. Tak jakoś mi się nudziło, więc postanowiłem się przejść. I jestem.
– Mogłabym się dołączyć? – spytała po chwili ciszy.
– Jasne! Jak chcesz to zapraszam.
I takim oto sposobem wyruszyliśmy w małą podróż do… nikąd. Spacerowaliśmy prosto przed siebie, raz po raz wymieniając między sobą parę zdań. Całkiem miło się z nią rozmawiało.
– Co możemy porobić? Bo w sumie to tak trochę zaczyna mi się nudzić… – odparła.
– Eee… Możemy iść na polowanie, mogę ci przedstawić Marco, albo resztę watahy, albo mogę ci pokazać tereny… Co wybierasz? – Spojrzałem na nią kątem oka.
– Kto to Marco?
– Marco to mój smok. – Pochwaliłem się dumnie.
Cóż, póki nie miałem szczeniaków, to właśnie ten mały gad był moim powodem do dumy… Zwłaszcza w od momentu, gdy wreszcie nauczył się sam zdobywać jedzenie.
– To najpierw pokażesz mi swojego towarzysza, później tereny i gdzieś po drodze zapoznasz mnie z wilkami. Co ty na to? A, no i na sam koniec, możemy udać się na małą wyżerkę.
– Jak dla mnie bomba. W takim razie zapraszam za mną.
Tak więc poprowadziłem Negrę w stronę „mieszkania” mojego smoczka. Z początku nigdzie nie mogłem go znaleźć, do momentu, aż nie wskoczył mi na plecy i o mało co mnie nie przewrócił.
– Złaź ze mnie grubasie! – bąknąłem do niego i lekko strząsnąłem go z grzbietu. – Także ten. Negra, to jest Marco. – wskazałem na niego łapą.
– Słodki. – mruknęła.
– Wiem! – wypiąłem dumnie pierś. – Skoro już wszyscy się znamy to teraz mogę pokazać ci tereny.
Co ty na to? – spytałem.
<Negra?>
– Tak w ogóle to co robisz w tej części watahy?
– Nie wiem. Tak jakoś mi się nudziło, więc postanowiłem się przejść. I jestem.
– Mogłabym się dołączyć? – spytała po chwili ciszy.
– Jasne! Jak chcesz to zapraszam.
I takim oto sposobem wyruszyliśmy w małą podróż do… nikąd. Spacerowaliśmy prosto przed siebie, raz po raz wymieniając między sobą parę zdań. Całkiem miło się z nią rozmawiało.
– Co możemy porobić? Bo w sumie to tak trochę zaczyna mi się nudzić… – odparła.
– Eee… Możemy iść na polowanie, mogę ci przedstawić Marco, albo resztę watahy, albo mogę ci pokazać tereny… Co wybierasz? – Spojrzałem na nią kątem oka.
– Kto to Marco?
– Marco to mój smok. – Pochwaliłem się dumnie.
Cóż, póki nie miałem szczeniaków, to właśnie ten mały gad był moim powodem do dumy… Zwłaszcza w od momentu, gdy wreszcie nauczył się sam zdobywać jedzenie.
– To najpierw pokażesz mi swojego towarzysza, później tereny i gdzieś po drodze zapoznasz mnie z wilkami. Co ty na to? A, no i na sam koniec, możemy udać się na małą wyżerkę.
– Jak dla mnie bomba. W takim razie zapraszam za mną.
Tak więc poprowadziłem Negrę w stronę „mieszkania” mojego smoczka. Z początku nigdzie nie mogłem go znaleźć, do momentu, aż nie wskoczył mi na plecy i o mało co mnie nie przewrócił.
– Złaź ze mnie grubasie! – bąknąłem do niego i lekko strząsnąłem go z grzbietu. – Także ten. Negra, to jest Marco. – wskazałem na niego łapą.
– Słodki. – mruknęła.
– Wiem! – wypiąłem dumnie pierś. – Skoro już wszyscy się znamy to teraz mogę pokazać ci tereny.
Co ty na to? – spytałem.
<Negra?>
Od Negry do Soula
W tym kącie w mojej jaskini było średnio ciekawie, wobec tego postanowiłam zaryzykować i wyszłam na spacer. Mogłam się, rzecz jasna, zgubić. Tereny są przecież wielkie.
Nagle zobaczyłam jakiegoś obcego basiora. No nie, nie może tak być, że we własnej watasze znam tylko jednego wilka! - Negra! - Krzyknelam, ale basior spojrzał na mnie pytająco. - No... Negra jestem - poprawiłam się. - Acha. Soul - uśmiechnął się.
No to opowiedziałam mu więcej.o sobie: ile.mam lat, co tu robię... Że jestem nowa i znam tylko Megami... On słuchał zaxiekawiony i co jakiś czas kiwał głową. Kiedy skończyłam, przyszła jego kolej.
<Soul? Co powiesz? :3 >
Nagle zobaczyłam jakiegoś obcego basiora. No nie, nie może tak być, że we własnej watasze znam tylko jednego wilka! - Negra! - Krzyknelam, ale basior spojrzał na mnie pytająco. - No... Negra jestem - poprawiłam się. - Acha. Soul - uśmiechnął się.
No to opowiedziałam mu więcej.o sobie: ile.mam lat, co tu robię... Że jestem nowa i znam tylko Megami... On słuchał zaxiekawiony i co jakiś czas kiwał głową. Kiedy skończyłam, przyszła jego kolej.
<Soul? Co powiesz? :3 >
Od Megami c.d. Shadowzone
Kocham góry...A zwłaszcza te które są nad rzeką.Na szczycie jednej z gór zobaczyłam czarnego wilka.Czarnego z różowym.Wyglądał znajomo...Shadow?Postanowiłam podejść do niej.Ona chyba mnie nie widziała.. (...)
Gdy weszłam na szczyt, zobaczyłam leżącą waderę.-Widzę, że mamy podobne zainteresowania.-powiedziałam jeszcze się wspinając.Było tam dość stromo.-Też lubisz tutaj przychodzić?-zapytała.
-O tak...Kocham góry.-odpowiedziałam siadając obok niej.Shadowzone uśmiechnęła się...
Postanowiłam przerwać tą ciszę, która panowała przez chwilę.-Może przejdziemy się gdzieś?
-J-jasne.Czemu nie?-wadera wstała i otrzepała się z piasku.Ja również to zrobiłam.Nie chciało mi się powoli schodzić.-Ech, co mi tam.-pomyślałam.I zamiast schodzić zaczęłam zeskakiwać.Nie zwracałam uwagi na to, że mogę coś sobie zrobić.Np. spaść i złamać sobie łapę.Zaczęłam biec szybciej.-Meg!Czy to jest bezpieczne?Tu jest stromo!-Shadow pobiegła za mną.Gdy byłam już bardzo nisko, po prostu zeskoczyłam.Popatrzyłam na szczyt.-No jednak jest tam wysoko.
<Shadowzone?>
Gdy weszłam na szczyt, zobaczyłam leżącą waderę.-Widzę, że mamy podobne zainteresowania.-powiedziałam jeszcze się wspinając.Było tam dość stromo.-Też lubisz tutaj przychodzić?-zapytała.
-O tak...Kocham góry.-odpowiedziałam siadając obok niej.Shadowzone uśmiechnęła się...
Postanowiłam przerwać tą ciszę, która panowała przez chwilę.-Może przejdziemy się gdzieś?
-J-jasne.Czemu nie?-wadera wstała i otrzepała się z piasku.Ja również to zrobiłam.Nie chciało mi się powoli schodzić.-Ech, co mi tam.-pomyślałam.I zamiast schodzić zaczęłam zeskakiwać.Nie zwracałam uwagi na to, że mogę coś sobie zrobić.Np. spaść i złamać sobie łapę.Zaczęłam biec szybciej.-Meg!Czy to jest bezpieczne?Tu jest stromo!-Shadow pobiegła za mną.Gdy byłam już bardzo nisko, po prostu zeskoczyłam.Popatrzyłam na szczyt.-No jednak jest tam wysoko.
<Shadowzone?>
Nowa Wadera!
(Autor obrazka: Snow-Body)
Właściciel: KitKat (dg), BrightHorse (hw)
Imię: Negra
Wiek: 2,5 roku
Płeć: Wadera
Stanowisko: opiekun szczeniaków
Żywioł: ziemia
Historia: Jako szczeniak była bardzo niecierpliwa. Kiedy jej starszy brat miał 2 lata i mógł już odejść z rodzinnej jaskini, rodzice Negry nie pozwolili jej jeszcze iść. Kiedy miała 1,5 roku i dalej jej nie pozwalali, była bardzo wściekła i po prostu uciekła. Szukając watahy natrafiła na Megami, która przedstawiła jej swoją watahę a Negra postanowiła dołączyć.
Charakter: Negrę nic nie obchodzi, a przy tym interesuje ją wszystko i nic. Trudno jej się na coś zdecydować, jest energiczna i optymistyczna. Od razu po poznaniu jakiegoś wilka wie, czy ma dla niego być miła czy chamska. Jest dosyć przyjacielska i pomocna, ale dosyć łatwo się poddaje.
Amulet: LINK
Jaskinia: LINK
Głos: LINK
Status: Wolna
Partner/ka: nie
Moce:
- widzi kolor śmierci (jak ktoś go ma to za kilka dni umrze)
- sprowadzanie śnieżycy lub ulewy
-odróżnianie zapachów z daleka
- zabieranie trucizny ze swojego ciała lub innego wilka
Szczeniaki: nie
Point: 0
niedziela, 14 maja 2017
Od Soula do Rachel
– Mogę ci przynajmniej potowarzyszyć? – spytałem siadając przy pniu jakiegoś drzewa.
– NIE! To znaczy… Jasne, jak chcesz. – Wykrzywiła swoją twarz w dziwnym uśmiechu i zaczęła dalej nucić jakąś piosenkę.
– To… Co tam słychać? – zapytałem, chcąc wreszcie przerwać tą wkurzającą ciszę.
– Nic…
– Powiesz mi dlaczego jesteś przywiązana do drzewa?
– Może, kiedy indziej…
– Rachel… – zacząłem.
– Ej, pamiętasz swoje ostatnie zadanie z zakładu, który przegrałeś? Może… zapolowałbyś dla mnie? – przerwała mi.
– Em… Jasne, to ja wrócę niedługo. – bąknąłem i truchtem udałem się przed siebie.
Zachowanie wadery było co najmniej dziwne, ale stwierdziłem, że nie będę wnikać i jeśli będzie chciała to mi powie o co chodzi.
W najbliższym czasie raczej się nie dowiem… – dodałem w myślach.
Potrząsnąłem głową na boki, żeby odpędzić natrętne domyślania, na temat problemów przyjaciółki i wszystkie czarne scenariusze, które zaprzątały dość sporą część mojej skroni.
Polowanie. Tylko na tym musiałem się skupić, żeby w jakimś stopniu pomóc Rachel.
Tak więc, po niecałej godzinie wróciłem w to samo miejsce, tylko tym razem ciągnąc za sobą młodego jelonka, kilka królików i dwa ptaki.
– Co tak długo?! – warknęła.
– Nie wiedziałem na co masz ochotę. – powiedziałem wypluwając moje ofiary z pyska. – A tak w ogóle, to jak zamierzasz to zjeść?
– Jak to jak? Normalnie.
– Jesteś przywiązana… – przypomniałem.
– Załatw mi jakąś wodę, a ja w tym czasie to zjem okej?
– Jak chcesz… – Wzruszyłem ramionami i ponownie udałem się na krótką wycieczkę.
Tym razem zawędrowałem nad niewielkie jezioro i przez dobrą chwilę zastanawiałem się w jaki sposób mam dostarczyć płyn do wadery. Było kilka(naście) nieudanych prób, ale ostatecznie woda została dotarła w odpowiednie miejsce. Co z tego, że większość wylałem i musiałem chodzić po kilka razy żeby ugasić pragnienie Rachel? W końcu się udało i tylko to się liczy.
– Co teraz zamierzasz teraz robić? – spytała po chwili.
– Dotrzymać ci towarzystwa… – bąknąłem kładąc się przy jakimś kamieniu. – Chyba, że wolisz zostać sama?
<Rachel?>
– NIE! To znaczy… Jasne, jak chcesz. – Wykrzywiła swoją twarz w dziwnym uśmiechu i zaczęła dalej nucić jakąś piosenkę.
– To… Co tam słychać? – zapytałem, chcąc wreszcie przerwać tą wkurzającą ciszę.
– Nic…
– Powiesz mi dlaczego jesteś przywiązana do drzewa?
– Może, kiedy indziej…
– Rachel… – zacząłem.
– Ej, pamiętasz swoje ostatnie zadanie z zakładu, który przegrałeś? Może… zapolowałbyś dla mnie? – przerwała mi.
– Em… Jasne, to ja wrócę niedługo. – bąknąłem i truchtem udałem się przed siebie.
Zachowanie wadery było co najmniej dziwne, ale stwierdziłem, że nie będę wnikać i jeśli będzie chciała to mi powie o co chodzi.
W najbliższym czasie raczej się nie dowiem… – dodałem w myślach.
Potrząsnąłem głową na boki, żeby odpędzić natrętne domyślania, na temat problemów przyjaciółki i wszystkie czarne scenariusze, które zaprzątały dość sporą część mojej skroni.
Polowanie. Tylko na tym musiałem się skupić, żeby w jakimś stopniu pomóc Rachel.
Tak więc, po niecałej godzinie wróciłem w to samo miejsce, tylko tym razem ciągnąc za sobą młodego jelonka, kilka królików i dwa ptaki.
– Co tak długo?! – warknęła.
– Nie wiedziałem na co masz ochotę. – powiedziałem wypluwając moje ofiary z pyska. – A tak w ogóle, to jak zamierzasz to zjeść?
– Jak to jak? Normalnie.
– Jesteś przywiązana… – przypomniałem.
– Załatw mi jakąś wodę, a ja w tym czasie to zjem okej?
– Jak chcesz… – Wzruszyłem ramionami i ponownie udałem się na krótką wycieczkę.
Tym razem zawędrowałem nad niewielkie jezioro i przez dobrą chwilę zastanawiałem się w jaki sposób mam dostarczyć płyn do wadery. Było kilka(naście) nieudanych prób, ale ostatecznie woda została dotarła w odpowiednie miejsce. Co z tego, że większość wylałem i musiałem chodzić po kilka razy żeby ugasić pragnienie Rachel? W końcu się udało i tylko to się liczy.
– Co teraz zamierzasz teraz robić? – spytała po chwili.
– Dotrzymać ci towarzystwa… – bąknąłem kładąc się przy jakimś kamieniu. – Chyba, że wolisz zostać sama?
<Rachel?>
piątek, 12 maja 2017
Od Rachel do Soula.
Siedziałam sobie "spokojnie" w jaskini i czytałam książkę, by nie myśleć... całkowicie. No ale oczywiście musiał przyjść Soul. Usłyszałam jego głos koło wodospadu. Szybko wzdrygnęłam się... dość mocno. Wręcz podskoczyłam.
- Soul! - powiedziałam zbyt głośno, obracając się gwałtownie. - He, he, hee.... cześć... ta... no jasne... to... ja już idę. - powiedziałam, i szybko chciałam wyjść, przechodząc obok niego, ale zatrzymał mnie łapą.
- Dziwnie się zachowujesz. Gdzieś uciekłaś, a teraz postanawiasz wszystkich unikać. O co Ci chodzi?
- He, he, heeee.... taaaa.... no... - znowu to dziwne łaskotanie w okolicach ( ... ) - To ja idę! - krzyknęłam i szybko wyleciałam z jaskini. W pewnych momentach szaleństwo tego zjebanego kwiatka wygrywało. W końcu jakoś się tak stało, że znalazłam się poza terenami. Ej, przeklęta szybkość skrzydeł. Zleciałam na dół i przyjrzałam się świecącej, błękitnej wodzie.
Pamiętałam to miejsce, tutaj spotkałam Meg, i się wprowadziłam do watahy. Gdy tak siedziałam, z wody wyłonił się.... tak. mój duch patron.
- Władek... odczep się. - jęknęłam. - Nie teraz! Możesz kiedy indziej zatruwać mi życie?
- Ja nie nazywam się Władek. - powiedział oburzony duch i " przysiadł na ziemi."
- Widzę, że Hestia nie próżnuje. - powiedział, a jego wzrok został utkwiony w czymś za mną. Zgadywałam, że patrzył na coraz bardziej palący się kwiatek.
- Owszem. - warknęłam. - A TERAZ SIĘ WYNOŚ! - nie wiedziałam skąd u mnie taki wybuch złości, ale gdy tylko to powiedziałam, wzleciałam w powietrze. Latałam tak do rana, aż w końcu moje dziwne napaści dziwnego chichotu zaczęły mnie drażnić. Szybko poleciałam do Aleksa.
- ALEX! - wrzasnęłam. Basior popatrzył na mnie dziwnie.
- Chmm?
- Przywiązuj mnie do drzewa! - rozkazałam.
- Em... znowu jakiś zakład? Czy może zjadłaś chalugi? A może...
- PRZYWIĄZUJ! - moje uczycie dziwnej nie-kontroli przypominało trochę czarną moc, ale to... było chyba bardziej nie bezpieczne dla któregokolwiek basiora :S
***
Po 10 min byłam przywiązana na stojąco do grubego pnia drzewa ( które znajdowało się w najbardziej odludnym miejscu watahy ) cienkimi linkami, które były okropnie mocne, i hamowały moją moc. Dziękowałam za to Hefajstosowi z całego mojego ognistego serca. Aleks oddalił się, po czym już nie wrócił, ( z mego rozkazu ). Byłam taka przez 2 dni. Czy mówiłam już, że kwiatek był bliski spalenia? I że mogłam wytrzymać 2 tygodnie bez picia i jedzenia? Nie? To teraz już piszę. Zaczęło się w żółwim tempie rozjaśniać. lekka smuga pomarańczowego światła. Moja psychika czuła się... ŹLE. Gdy tak sobie stałam usłyszałam aż zbyt znajomy głos.
- Em... Rachel, czemu robisz za dzięcioła? - odwróciłam lekko głowę. Nieco dalej stał Soul, i patrzył na mnie dziwnie. ( znowu dziwne gilgotanie )
- Hejka Soul. - uśmiechnęłam się szeroko, machając lekko przywiązaną łapą.
- Emm... mam cię uwolnić? - zapytał patrząc na koniec sznura.
- NIE! - wrzasnęłam i się zaśmiałam. - Nie... to się staje nie do zniesienia.
- Em... mogę jakoś pomóc?
- Ha! Teraz, mógłbyś spełnić swoje zadanie, które ci zostawiłam, ale... - znowu gilgotanie. Zaczęłam się wkurzać, ale linki były robotą boga. No (...) !
- Ale...?
- Wolę Cię nie narażać.
- Pfff.... nie rozumiem o co Ci chodzi. Najpierw mnie przewracasz, a teraz boisz się mnie na coś narazić, a ja nawet nie wiem, co to jest!
- I nie chcesz wiedzieć. - mruknęłam. I zaczęłam sobie nucić dla uspokojenia Coming Home, co nie wiele dało
< Soul? Następne opowiadanie, wyślij do mnie. Nie pytaj czemu ( proszę wybaczyć za te przekleństwa ) >
Od Soula c.d. Rachel
Gdy Rachel mówiąc wprost uciekła za bardzo nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Z jednej strony chciałem pobiec za nią, zaś druga nakazywała mi stać w miejscu. Zresztą i tak pewnie bym jej nie dogonił… Tak więc przez dobrych kilka minut stałem jak słup soli w tym samym miejscu, co chwila spoglądając na mojego towarzysza. Dopiero, gdy Marco wyraźnie zaczął się nudzić i trącił mnie kilka razy łapą – wstałem i wzdychając głęboko postanowiłem wreszcie wydostać się z tego lasu.
Nie było to łatwe zadanie, aczkolwiek z niewielką pomocą smoka i to nam się udało.
Przez dość długi czas snuliśmy się bezczynnie po terenach naszej watahy, a na sam koniec udaliśmy się na łąkę i trochę się z nim pobawiłem. No i okazało się, że mały jednak umie latać!
W między czasie jeszcze trochę zapolowałem, posiedziałem i takie tam… Czyli jednym słowem – nuuudy.
Nie mając żadnego, lepszego zajęcia do roboty, po prostu położyłem się pod jednym z drzew i usnąłem.
~*~*~*~
Następnego dnia po obudzeniu (czyli tak koło południa), poszedłem wreszcie poszukać Rachel.
Przeszedłem przez większość naszych terenów z nosem przy ziemi, chcąc wreszcie wywęszyć zapach wadery, lecz było to na nic. Przy okazji trochę podpytałem o nią Meg, Endera i Shadowzone, ale nikt z wyżej wymienionych jej nie widział. I właśnie wtedy natknąłem się na Aleksa.
– Czego szukasz? – spytał, gdy mnie zauważył.
– Rachel. Widziałeś ją gdzieś może?
– W jaskini patrzałeś?
I właśnie w tym momencie przybiłem sobie mentalnego face palma i zrobiłem minę, którą raczej ciężko będzie jakoś określić.
– Agh! Nie pomyślałem! Dzięki Aleks! – Szybko zerwałem się do biegu, choć w sumie nawet nie wiedziałem, w którym kierunku powinienem się udać.
W sumie gdyby tak głębiej pomyśleć to Rachel nigdy nie pokazywała mi swojego „domu”.
Przekląłem cicho pod nosem i wróciłem do basiora by zdobyć potrzebne informacje.
Ponownie podziękowałem i zgodnie z jego wskazówkami obrałem tym razem odpowiednią drogę.
Był już środek nocy, a ja dopiero co dotarłem do jaskini Rach. Kilka razy pobłądziłem, zboczyłem troszkę z trasy i zgubiłem drogę, a do tego byłem strasznie zmęczony, ale to się wtedy nie liczyło – nareszcie znalazłem tę cholerną jaskinię!
Niepewnie przekroczyłem jej próg i wreszcie zobaczyłem moją „zagubioną” towarzyszkę.
– Em… Rachel? Wszystko w porządku? – spytałem.
<Rachel?>
Nie było to łatwe zadanie, aczkolwiek z niewielką pomocą smoka i to nam się udało.
Przez dość długi czas snuliśmy się bezczynnie po terenach naszej watahy, a na sam koniec udaliśmy się na łąkę i trochę się z nim pobawiłem. No i okazało się, że mały jednak umie latać!
W między czasie jeszcze trochę zapolowałem, posiedziałem i takie tam… Czyli jednym słowem – nuuudy.
Nie mając żadnego, lepszego zajęcia do roboty, po prostu położyłem się pod jednym z drzew i usnąłem.
~*~*~*~
Następnego dnia po obudzeniu (czyli tak koło południa), poszedłem wreszcie poszukać Rachel.
Przeszedłem przez większość naszych terenów z nosem przy ziemi, chcąc wreszcie wywęszyć zapach wadery, lecz było to na nic. Przy okazji trochę podpytałem o nią Meg, Endera i Shadowzone, ale nikt z wyżej wymienionych jej nie widział. I właśnie wtedy natknąłem się na Aleksa.
– Czego szukasz? – spytał, gdy mnie zauważył.
– Rachel. Widziałeś ją gdzieś może?
– W jaskini patrzałeś?
I właśnie w tym momencie przybiłem sobie mentalnego face palma i zrobiłem minę, którą raczej ciężko będzie jakoś określić.
– Agh! Nie pomyślałem! Dzięki Aleks! – Szybko zerwałem się do biegu, choć w sumie nawet nie wiedziałem, w którym kierunku powinienem się udać.
W sumie gdyby tak głębiej pomyśleć to Rachel nigdy nie pokazywała mi swojego „domu”.
Przekląłem cicho pod nosem i wróciłem do basiora by zdobyć potrzebne informacje.
Ponownie podziękowałem i zgodnie z jego wskazówkami obrałem tym razem odpowiednią drogę.
Był już środek nocy, a ja dopiero co dotarłem do jaskini Rach. Kilka razy pobłądziłem, zboczyłem troszkę z trasy i zgubiłem drogę, a do tego byłem strasznie zmęczony, ale to się wtedy nie liczyło – nareszcie znalazłem tę cholerną jaskinię!
Niepewnie przekroczyłem jej próg i wreszcie zobaczyłem moją „zagubioną” towarzyszkę.
– Em… Rachel? Wszystko w porządku? – spytałem.
<Rachel?>
czwartek, 11 maja 2017
Od Endera do Shadowzone/Rachel
Siedmiogłowy gad zaskrzeczał i ruszył w naszą stronę. Naszym jedynym ratunkiem była ucieczka. Biegliśmy, ale hydra nie miała zamiaru dać nam za wygraną. Nie miałem zamiaru się zatrzymywać, ale dziwny dźwięk za mną sprawił, że się obejrzałem. Rachel leżała na ziemi a jedna z głów potwora kierowała się prosto w jej stronę.
- Shadowzone! - Zawołałem, zatrzymując czarno-fioletową waderę.
Stanęliśmy jak wryci, przyglądając się temu dramatowi. Wiedziałem, że powinienem był pobiec i pomóc Rachel. Łapy jednak odmawiały mi posłuszeństwa, bądź co bądź nie chciałem zbyt szybko umierać. Nie wyglądało jednak na to, aby Shadowzone miała przed tym jakieś większe opory. Zaczęła biec w stronę szarej wadery. Zakląłem pod nosem i ruszyłem za nią. Nagle jednak zdarzyło się coś nieoczekiwanego. Rachel zaczęła się świecić. Samica zawołała coś w niebo, potem otaczające ją światło zamieniło się w ogień. Ciężko powiedzieć co stało się potem. Ogień był wszędzie. Zajadły skrzek hydry zmienił się z czasem w pisk agonii. Gdy potworny gad w końcu padł na ziemię, ogień zgasł. Czarne ciało potwora leżało nieruchome, wyglądało na to, że to koniec. Jak się jednak okazało nie do końca. Szybko udało nam się znaleźć Rachel. Leżała na ziemi, wyglądało na to, że jest półprzytomna.
- Możesz wstać? - Zapytałem wadery.
Samica spojrzała na mnie, ale nic nie powiedziała. Zrozumiałem więc, że nie. Westchnąłem i usiadłem na ziemi. Pomyślałem, że to całkiem dobry moment na chwilę odpoczynku.
- Hej Ender... - Odezwała się nagle Shadowzone. - Radziłabym ci zachować jednak trochę czujności.
Spojrzałem na samicę pytającym wzrokiem, po czym zapytałem:
- Niby dlaczego? Potwór nie żyje, chyba możemy trochę odpocząć.
Nim jednak Shadowzone zdążyła mi odpowiedzieć, kilkanaście metrów dalej spadł głaz. Odruchowo spojrzałem w górę. Okazało się, że jaskinia, w której się znaleźliśmy, zaczęła się walić.
- No pięknie. - Mruknąłem, spoglądając na wciąż leżącą Rachel. - Trzeba się stąd ewakuować.
Podszedłem do szarej samicy, chcąc ją przenieść.
- Pomogłabyś mi? - Zapytałem Shadowzone, gdyż sam nie byłem w stanie, podnieś Rachel tak, by bez problemu móc zabrać ją gdzieś dalej.
Gdy już bezpiecznie trzymałem waderę na plecach, byliśmy gotowi, by uciekać. Nie do końca wiedzieliśmy jednak gdzie biec. Rachel przez chwilę coś mruczała, ale jej słowa były na tyle niewyraźne, że nie byłem w stanie stwierdzić, o co jej chodzi. Poza tym nie mieliśmy czasu, aby zastanawiać się, co chce nam powiedzieć. Pieczara była ogromna a w polu widzenia żadnego wyjścia.
- Tam! - Zawołała Shadowzone, wskazując łapą na dziwny tunel.
Bez dalszego zastanawiania pobiegliśmy w tamtą stronę. Niemal zaraz po tym, jak znaleźliśmy się w tunelu, na ziemię spadł wielki głaz, który zablokował nam drogę powrotną.
- Świetnie. - Mruknąłem.
Poczułem, jak Rachel zaczyna się wiercić, postanowiłem więc położyć ją na ziemi. Widząc, że wadera odzyskuje powoli kontakt z rzeczywistością, powiedziałem:
- Śpiąca królewna nareszcie postanowiła się obudzić.
- Gdzie my jesteśmy? - Zapytała, rozglądając się po ciemnych ścianach.
- Nie wiadomo. - Powiedziała druga z wader.
Tunel, w którym zostaliśmy uwięzieni, zdawał się dość prosty. W zasięgu wzroku była jedynie niewielka jego część, jednak miałem wrażenie, że gdzieś w oddali tli się słabe światło.
- Zostawić was na chwilę samych. - Burknęła wyraźnie niezadowolona Rachel.
- Cóż, to nie nasza wina, że odpłynęłaś. - Odparłem.
- Oczywiście. Mogłam nie ratować wam tyłków i pozwolić temu gadowi waz zeżreć. - Warknęła samica.
- Nikt Cię do tego nie zmuszał. Zresztą, jakie to ma znaczenie? I tak cały czas robisz to, na co masz ochotę.
- No i świetnie!
- Świetnie. - Burknąłem.
Nie miałem ochoty spędzać więcej czasu w jej towarzystwie. Bez słowa ruszyłem więc tunelem, prowadzącym do nieznanego jeszcze miejsca, pozostawiając Shadowzone i Rachel za sobą.
<Shadowzone lub Rachel?>
- Shadowzone! - Zawołałem, zatrzymując czarno-fioletową waderę.
Stanęliśmy jak wryci, przyglądając się temu dramatowi. Wiedziałem, że powinienem był pobiec i pomóc Rachel. Łapy jednak odmawiały mi posłuszeństwa, bądź co bądź nie chciałem zbyt szybko umierać. Nie wyglądało jednak na to, aby Shadowzone miała przed tym jakieś większe opory. Zaczęła biec w stronę szarej wadery. Zakląłem pod nosem i ruszyłem za nią. Nagle jednak zdarzyło się coś nieoczekiwanego. Rachel zaczęła się świecić. Samica zawołała coś w niebo, potem otaczające ją światło zamieniło się w ogień. Ciężko powiedzieć co stało się potem. Ogień był wszędzie. Zajadły skrzek hydry zmienił się z czasem w pisk agonii. Gdy potworny gad w końcu padł na ziemię, ogień zgasł. Czarne ciało potwora leżało nieruchome, wyglądało na to, że to koniec. Jak się jednak okazało nie do końca. Szybko udało nam się znaleźć Rachel. Leżała na ziemi, wyglądało na to, że jest półprzytomna.
- Możesz wstać? - Zapytałem wadery.
Samica spojrzała na mnie, ale nic nie powiedziała. Zrozumiałem więc, że nie. Westchnąłem i usiadłem na ziemi. Pomyślałem, że to całkiem dobry moment na chwilę odpoczynku.
- Hej Ender... - Odezwała się nagle Shadowzone. - Radziłabym ci zachować jednak trochę czujności.
Spojrzałem na samicę pytającym wzrokiem, po czym zapytałem:
- Niby dlaczego? Potwór nie żyje, chyba możemy trochę odpocząć.
Nim jednak Shadowzone zdążyła mi odpowiedzieć, kilkanaście metrów dalej spadł głaz. Odruchowo spojrzałem w górę. Okazało się, że jaskinia, w której się znaleźliśmy, zaczęła się walić.
- No pięknie. - Mruknąłem, spoglądając na wciąż leżącą Rachel. - Trzeba się stąd ewakuować.
Podszedłem do szarej samicy, chcąc ją przenieść.
- Pomogłabyś mi? - Zapytałem Shadowzone, gdyż sam nie byłem w stanie, podnieś Rachel tak, by bez problemu móc zabrać ją gdzieś dalej.
Gdy już bezpiecznie trzymałem waderę na plecach, byliśmy gotowi, by uciekać. Nie do końca wiedzieliśmy jednak gdzie biec. Rachel przez chwilę coś mruczała, ale jej słowa były na tyle niewyraźne, że nie byłem w stanie stwierdzić, o co jej chodzi. Poza tym nie mieliśmy czasu, aby zastanawiać się, co chce nam powiedzieć. Pieczara była ogromna a w polu widzenia żadnego wyjścia.
- Tam! - Zawołała Shadowzone, wskazując łapą na dziwny tunel.
Bez dalszego zastanawiania pobiegliśmy w tamtą stronę. Niemal zaraz po tym, jak znaleźliśmy się w tunelu, na ziemię spadł wielki głaz, który zablokował nam drogę powrotną.
- Świetnie. - Mruknąłem.
Poczułem, jak Rachel zaczyna się wiercić, postanowiłem więc położyć ją na ziemi. Widząc, że wadera odzyskuje powoli kontakt z rzeczywistością, powiedziałem:
- Śpiąca królewna nareszcie postanowiła się obudzić.
- Gdzie my jesteśmy? - Zapytała, rozglądając się po ciemnych ścianach.
- Nie wiadomo. - Powiedziała druga z wader.
Tunel, w którym zostaliśmy uwięzieni, zdawał się dość prosty. W zasięgu wzroku była jedynie niewielka jego część, jednak miałem wrażenie, że gdzieś w oddali tli się słabe światło.
- Zostawić was na chwilę samych. - Burknęła wyraźnie niezadowolona Rachel.
- Cóż, to nie nasza wina, że odpłynęłaś. - Odparłem.
- Oczywiście. Mogłam nie ratować wam tyłków i pozwolić temu gadowi waz zeżreć. - Warknęła samica.
- Nikt Cię do tego nie zmuszał. Zresztą, jakie to ma znaczenie? I tak cały czas robisz to, na co masz ochotę.
- No i świetnie!
- Świetnie. - Burknąłem.
Nie miałem ochoty spędzać więcej czasu w jej towarzystwie. Bez słowa ruszyłem więc tunelem, prowadzącym do nieznanego jeszcze miejsca, pozostawiając Shadowzone i Rachel za sobą.
<Shadowzone lub Rachel?>
Od Shadowzone do Kogoś
Spacerowałam przez las. Do mojego nosa docierał zapach drzew i traw. Co by tu porobić? Jest jedno rozwiązanie...Udać się na samotnię! Ruszyłam natychmiast w jej kierunku. Samotnia to moje ulubione miejsce. Nikogo tam nie ma , nikt cię nie widzi , nikt cię nie słyszy... Po prostu raj dla mnie! Drzewa rosły coraz dalej od siebie i zapach się zmieniał. Po chwili stąpałam po szarej ziemi. Znalazłam się w rozpadlinie.
Te tereny znajdowały się poza watahą i tylko ja jestem jej członkiem , który zna to miejsce. Chyba... Wlazłam do rzeki. Ta płynęła bardzo wolno i spokojnie. Woda w niej była letnia. Nie lodowata jak w większości. Weszłam na drugi brzeg i otrzepałam się. Teraz moja ulubiona czynność , czyli wchodzenie na klif. Wskakiwałam na kolejne półki skalne , aż znalazłam się na szczycie. Usiadłam na samej krawędzi. Poczułam wiatr mierzwiący mi futro. Było cicho i spokojnie...
-Kra kra! Kra kra!-na mojej głowie usiadł biały kruk. Taki mój zwiadowca. Ma na imię White.
-Co tam White? Stęskniłeś się?-zapytałam. Ptak zeskoczył na mój nos. Nagle spłoszył się i odleciał. Pytanie. Czego się wystraszył? Spojrzałam na brzeg rzeki. Nad rzeką stał jakiś wilk z watahy i chyba myślał nad przejściem na drugi brzeg....
<jakiś ktosiek?>
Te tereny znajdowały się poza watahą i tylko ja jestem jej członkiem , który zna to miejsce. Chyba... Wlazłam do rzeki. Ta płynęła bardzo wolno i spokojnie. Woda w niej była letnia. Nie lodowata jak w większości. Weszłam na drugi brzeg i otrzepałam się. Teraz moja ulubiona czynność , czyli wchodzenie na klif. Wskakiwałam na kolejne półki skalne , aż znalazłam się na szczycie. Usiadłam na samej krawędzi. Poczułam wiatr mierzwiący mi futro. Było cicho i spokojnie...
-Kra kra! Kra kra!-na mojej głowie usiadł biały kruk. Taki mój zwiadowca. Ma na imię White.
-Co tam White? Stęskniłeś się?-zapytałam. Ptak zeskoczył na mój nos. Nagle spłoszył się i odleciał. Pytanie. Czego się wystraszył? Spojrzałam na brzeg rzeki. Nad rzeką stał jakiś wilk z watahy i chyba myślał nad przejściem na drugi brzeg....
<jakiś ktosiek?>
Od Rachel do Soula
Carterowi się to nie spodoba. Taki towarzysz... nowy smok... łe! Ja miałam tylko nadzieję, że się nie pozabijają. Zadanie dla mnie... nie wiem. Zaczęłam gapić się na smoka, który po pewnym czasie zajrzał mi głęboko w oczy. Pociemniało mi przed oczami i odleciałam. Byłam na siebie zła. Zemdlałam, bo gapiłam się w oczy smoka. Brawo. Byłam w... czarnej dziurze. I to dosłownie. stałam na czymś niewidzialnym a dookoła mnie roztaczała się wieeelka ciemność. Jedynym źródłem światła był mój medalion i... wilczyca. Poznałam ją. kremowo-czarno-biało-brązowe futro emanuowało ogień, mimo, że wadera sama się paliła. Oczy głęboko brązowe, w których było widać niby ogień. Młoda, ognista wadera popatrzyła na mnie z uśmiechem
- Cześć Rachel
- Witaj mamo. - warknęłam - możesz przestać napastować mnie tym kwiatkiem? Przez niego czuję się dziwnie.
- Masz się tak czuć. I będziesz się tak czuć, do puki nie spełni się to, do czego dążę. - Zrobiłam jedną, z moich nie określonych min. Wiedziałam o co jej chodzi. Te dziwne łaskotki, podniecenie... właśnie w tym momencie miałam ochotę ją walnąć. Kto wie, o tym, kto mnie stworzył? TYLKO ALEKS! No... może jeszcze Shadow, jak mi w myślach czytała, do puki blokady nie włączyłam pod tytułem ,, Zabij się"
- Super, zawsze lubiłam, jak się moja matka wtrącała się w moje życie..... " uczuciowe" tak to delikatnie nazwę.
- Jesteś jeszcze młoda, stworzyłam cię z ognia, wymagało to dużo energii i konsekwencji. Wiesz, jak się bogowie zagotowali?
- ...
- Za stworzenie Cię, spodziewałabym się następnych pokoleń.
- Fajnie. Ale... chcę już wracać. - zaczęło mi się robić nie dobrze.
- Jak chcesz. - powiedziała wadera
- Ale... co się stanie, jak kwiatek się spali? Wybuchnie? Czy...jakiś inny odpowiednik? - wadera uśmiechnęła się ciepło
- Nie chcesz wiedzieć. - po tych słowach wróciłam do rzeczywistości akurat w chwili, kiedy Soul oblał mnie wodą.
- Ej! - zaprotestowałam, szybko wstając, i otrzepując się z wody.
- Wiesz, jak długo tu leżałaś?!
- 5 min?
- 5 min?! Ha! Dobre sobie. Byłaś tutaj z jakieś 30 min.
- Eeee.... - przypomniałam sobie, co powiedziała mi Hestia. Zrobiłam jedną z moich nie określonych min.
- Rachel, dobrze się czujesz?
- Wiesz co? - zapytałam czując, że kwiatek właśnie zaczyna się bardziej palić. - Jaaa.... muszę iść. - powiedziałam i pobiegłam w stronę mojej jaskini.
- Ej! A ty gdzie?! Czekaj!
- Do następnego razu! - zawołałam i pobiegłam dalej. To... było złe.
Następny dziwny dzień. Wstałam gwałtownie waląc głową w półkę skalną. Miałam okropne sny. Carter przez cały poranek koło mnie łaził, tak samo jak ten zjebany ( przepraszam za słówko ) kwiatek, który znikał, po czym znowu się pojawiał zapalając coraz bardziej. Unikałam do popołudnia wszystkich, a szczególnie basiorów. W końcu gdy zaczęło się u mnie dziwne chichranie poszłam do Alexa. No w sumie... to za mało powiedziane, bo wyglądało to mniej więcej tak:
- ALEX! - wrzasnęłam wpadając do nory, w której właśnie przebywał mój przyjaciel. Dość DUŻEJ dziury.
- O co chodzi? - zapytał basior wychodząc z cienia.
- POMÓŻ MI BŁAGAM! - znowu krzyknęłam i zaczęłam krążyć w kółko.
- E..... a coś się stało?
- Weź mnie za kilka dni przywiąż do drzewa. Jakimiś specjalnie odpornymi linkami, i czymś, co hamuje magię, bym nie mogła się uwolnić.
- Ale...
- JESTEŚ SYNEM HEFAJSTOSA! WYMYŚL COŚ! - powiedziałam i wybiegłam z nory zostawiając mu zająca na przeproszenie za taki najazd na niego. W końcu ten dzień minął. Była noc. Ale czy to pomogło? Oczywiście, że nie! Byłam rozdarta próbując się opanować, a to zaczęło mi wychodzić z trudem... wielkim trudem.
< Soul? Wena mnie wzięła, akurat nie tam, gdzie trzeba >
- Cześć Rachel
- Witaj mamo. - warknęłam - możesz przestać napastować mnie tym kwiatkiem? Przez niego czuję się dziwnie.
- Masz się tak czuć. I będziesz się tak czuć, do puki nie spełni się to, do czego dążę. - Zrobiłam jedną, z moich nie określonych min. Wiedziałam o co jej chodzi. Te dziwne łaskotki, podniecenie... właśnie w tym momencie miałam ochotę ją walnąć. Kto wie, o tym, kto mnie stworzył? TYLKO ALEKS! No... może jeszcze Shadow, jak mi w myślach czytała, do puki blokady nie włączyłam pod tytułem ,, Zabij się"
- Super, zawsze lubiłam, jak się moja matka wtrącała się w moje życie..... " uczuciowe" tak to delikatnie nazwę.
- Jesteś jeszcze młoda, stworzyłam cię z ognia, wymagało to dużo energii i konsekwencji. Wiesz, jak się bogowie zagotowali?
- ...
- Za stworzenie Cię, spodziewałabym się następnych pokoleń.
- Fajnie. Ale... chcę już wracać. - zaczęło mi się robić nie dobrze.
- Jak chcesz. - powiedziała wadera
- Ale... co się stanie, jak kwiatek się spali? Wybuchnie? Czy...jakiś inny odpowiednik? - wadera uśmiechnęła się ciepło
- Nie chcesz wiedzieć. - po tych słowach wróciłam do rzeczywistości akurat w chwili, kiedy Soul oblał mnie wodą.
- Ej! - zaprotestowałam, szybko wstając, i otrzepując się z wody.
- Wiesz, jak długo tu leżałaś?!
- 5 min?
- 5 min?! Ha! Dobre sobie. Byłaś tutaj z jakieś 30 min.
- Eeee.... - przypomniałam sobie, co powiedziała mi Hestia. Zrobiłam jedną z moich nie określonych min.
- Rachel, dobrze się czujesz?
- Wiesz co? - zapytałam czując, że kwiatek właśnie zaczyna się bardziej palić. - Jaaa.... muszę iść. - powiedziałam i pobiegłam w stronę mojej jaskini.
- Ej! A ty gdzie?! Czekaj!
- Do następnego razu! - zawołałam i pobiegłam dalej. To... było złe.
***
Następny dziwny dzień. Wstałam gwałtownie waląc głową w półkę skalną. Miałam okropne sny. Carter przez cały poranek koło mnie łaził, tak samo jak ten zjebany ( przepraszam za słówko ) kwiatek, który znikał, po czym znowu się pojawiał zapalając coraz bardziej. Unikałam do popołudnia wszystkich, a szczególnie basiorów. W końcu gdy zaczęło się u mnie dziwne chichranie poszłam do Alexa. No w sumie... to za mało powiedziane, bo wyglądało to mniej więcej tak:
- ALEX! - wrzasnęłam wpadając do nory, w której właśnie przebywał mój przyjaciel. Dość DUŻEJ dziury.
- O co chodzi? - zapytał basior wychodząc z cienia.
- POMÓŻ MI BŁAGAM! - znowu krzyknęłam i zaczęłam krążyć w kółko.
- E..... a coś się stało?
- Weź mnie za kilka dni przywiąż do drzewa. Jakimiś specjalnie odpornymi linkami, i czymś, co hamuje magię, bym nie mogła się uwolnić.
- Ale...
- JESTEŚ SYNEM HEFAJSTOSA! WYMYŚL COŚ! - powiedziałam i wybiegłam z nory zostawiając mu zająca na przeproszenie za taki najazd na niego. W końcu ten dzień minął. Była noc. Ale czy to pomogło? Oczywiście, że nie! Byłam rozdarta próbując się opanować, a to zaczęło mi wychodzić z trudem... wielkim trudem.
< Soul? Wena mnie wzięła, akurat nie tam, gdzie trzeba >
środa, 10 maja 2017
Od Soula do Rachel
Dłuższą chwilę posiedzieliśmy na niewielkim, zniszczonym mostku patrząc na bezwładnie opadające kwiaty wiśni. Rozmawialiśmy dość długo, a gdy już zaczęły irytować nas różowe liście, które jakimś cudem cały czas lądowały na naszych grzbietach zwiedziliśmy pozostałą część naszych terenów.
Między innymi zrobiliśmy sobie mały „piknik” na łące, wspięliśmy się na jakąś niższą górę i na sam koniec udaliśmy się do nieco bardziej zarośniętej części lasu.
– Długo jeszcze będziemy tak iść? – jęknąłem przeciągle.
Już od dobrych dziesięciu minut przedzieraliśmy się przez tę „dżunglę” i szczerze miałem tego dosyć. Dosłownie co chwilę potykałem się o jakieś wystające korzenie czy wpadałem na gałęzie… No i jeszcze te komary i robaki, których wszędzie było pełno…
– Marudzisz gorzej niż jakaś wadera w ciąży. – bąknęła Rachel.
– Bardzo możliwe, aczkolwiek zaraz będziesz zbierać moje resztki z ziemi, bo te komary prędzej mnie zjedzą niż stąd wyjdziemy!
Rach w odpowiedzi tylko zgromiła mnie spojrzeniem, więc siedziałem już cicho i w myślach przeklinałem tę cholerną dżunglę.
– Tam niedaleko będzie wyjście.
– To dobrze, bo nie mam ochoty już dalej iść… – bąknąłem wyrywając tylną łapę z objęć jakichś pnączy.
– Ej, słyszysz? – spytała po chwil.
– Co takiego? – Uniosłem wyżej głowę i uważnie się przysłuchałem. – Słyszę…
Spojrzeliśmy na siebie znacząco i ruszyliśmy w stronę owych dźwięków.
Rachel odgarnęła łapą gałęzie jakiegoś krzaka, a niedaleko nas ujrzeliśmy małego smoka próbującego złapać jakąś żabę.
– Mam pomysł na zakład! – powiedziałem szeptem.
– Dajesz.
– Oswoję tego smoka. – wskazałem na niego łapą.
– Powodzenia… Nigdy ci się to nie uda… – Zaśmiała się i poszła dalej.
– Zobaczymy… – Mruknąłem i po cichu wygrzebałem się z zarośli.
Starałem się iść bezszelestnie i póki co mój plan się sprawdzał. Mały mnie nie zauważył i całą uwagę skupiał na swojej żabie. Ja w tym czasie zdążyłem zabić kilka innych, malutkich płazów i położyłem je centralnie przed sobą. Smoczek usłyszał dźwięk czegoś upadającego na ziemię i wtedy spojrzał na mnie.
– No chodź… Zobacz co mam malutki… Nic ci nie zrobię, obiecuję… – Podsunąłem mu pod nos jedzenie.
Ciężko było go nakłonić do podejścia bliżej, ale w końcu po kilkunastu minutach stanął centralnie przede mną i sięgnął po owe żaby. Zjadł je, a następnie uważnie mnie obwąchał i szturchnął mnie lekko swoim skrzydłem.
Ja uśmiechnąłem się tryumfalnie do Rachel, która cały czas ukrywała się w krzakach i wolnym krokiem podszedłem bliżej niej. Co chwilę jednak spoglądałem na mojego (chyba już mogę tak powiedzieć?) towarzysza.
– Rachel, to jest Marco. – Położyłem łapę na jego grzbiecie.
– Po co ci on?! Jest mniejszy od ciebie, do niczego się nie nadaje i pewnie będziesz musiał dla niego polować, bo sam nie potrafi! – fuknęła nieco oburzona.
– Nie wiem po co, ale wygląda całkiem fajnie i może umie latać! W ogóle to możesz wymyślić sobie jakieś zadanie bo przegrałaś! – Wróciłem wzrokiem do mojego smoka i uśmiechnąłem się do niego delikatnie.
<Rachel? Mam nadzieję, że nie jest tak nudno jak mi się wydaje... xd>
Między innymi zrobiliśmy sobie mały „piknik” na łące, wspięliśmy się na jakąś niższą górę i na sam koniec udaliśmy się do nieco bardziej zarośniętej części lasu.
– Długo jeszcze będziemy tak iść? – jęknąłem przeciągle.
Już od dobrych dziesięciu minut przedzieraliśmy się przez tę „dżunglę” i szczerze miałem tego dosyć. Dosłownie co chwilę potykałem się o jakieś wystające korzenie czy wpadałem na gałęzie… No i jeszcze te komary i robaki, których wszędzie było pełno…
– Marudzisz gorzej niż jakaś wadera w ciąży. – bąknęła Rachel.
– Bardzo możliwe, aczkolwiek zaraz będziesz zbierać moje resztki z ziemi, bo te komary prędzej mnie zjedzą niż stąd wyjdziemy!
Rach w odpowiedzi tylko zgromiła mnie spojrzeniem, więc siedziałem już cicho i w myślach przeklinałem tę cholerną dżunglę.
– Tam niedaleko będzie wyjście.
– To dobrze, bo nie mam ochoty już dalej iść… – bąknąłem wyrywając tylną łapę z objęć jakichś pnączy.
– Ej, słyszysz? – spytała po chwil.
– Co takiego? – Uniosłem wyżej głowę i uważnie się przysłuchałem. – Słyszę…
Spojrzeliśmy na siebie znacząco i ruszyliśmy w stronę owych dźwięków.
Rachel odgarnęła łapą gałęzie jakiegoś krzaka, a niedaleko nas ujrzeliśmy małego smoka próbującego złapać jakąś żabę.
– Mam pomysł na zakład! – powiedziałem szeptem.
– Dajesz.
– Oswoję tego smoka. – wskazałem na niego łapą.
– Powodzenia… Nigdy ci się to nie uda… – Zaśmiała się i poszła dalej.
– Zobaczymy… – Mruknąłem i po cichu wygrzebałem się z zarośli.
Starałem się iść bezszelestnie i póki co mój plan się sprawdzał. Mały mnie nie zauważył i całą uwagę skupiał na swojej żabie. Ja w tym czasie zdążyłem zabić kilka innych, malutkich płazów i położyłem je centralnie przed sobą. Smoczek usłyszał dźwięk czegoś upadającego na ziemię i wtedy spojrzał na mnie.
– No chodź… Zobacz co mam malutki… Nic ci nie zrobię, obiecuję… – Podsunąłem mu pod nos jedzenie.
Ciężko było go nakłonić do podejścia bliżej, ale w końcu po kilkunastu minutach stanął centralnie przede mną i sięgnął po owe żaby. Zjadł je, a następnie uważnie mnie obwąchał i szturchnął mnie lekko swoim skrzydłem.
Ja uśmiechnąłem się tryumfalnie do Rachel, która cały czas ukrywała się w krzakach i wolnym krokiem podszedłem bliżej niej. Co chwilę jednak spoglądałem na mojego (chyba już mogę tak powiedzieć?) towarzysza.
– Rachel, to jest Marco. – Położyłem łapę na jego grzbiecie.
– Po co ci on?! Jest mniejszy od ciebie, do niczego się nie nadaje i pewnie będziesz musiał dla niego polować, bo sam nie potrafi! – fuknęła nieco oburzona.
– Nie wiem po co, ale wygląda całkiem fajnie i może umie latać! W ogóle to możesz wymyślić sobie jakieś zadanie bo przegrałaś! – Wróciłem wzrokiem do mojego smoka i uśmiechnąłem się do niego delikatnie.
<Rachel? Mam nadzieję, że nie jest tak nudno jak mi się wydaje... xd>
Od Rachel do Soula
- Pokażę. - mruknęłam. - No, to idziemy? - zapytałam podbiegając do Soula. Przez większość dnia pokazywałam mu tereny, ale jego zadania, a mojej " złotej karty" to musi być na czarną godzinę. W końcu zatrzymaliśmy się nad taką wielką, stromą przepaścią. Dalej była woda, wielki, głęboki staw. Odwróciłam się w inną stronę.
- Ej, a ty gdzie idziesz? - zapytał basior. Nie musiał długo czekać na odpowiedź. Wzięłam pustą skorupę żółwia która należała do moich zapasów i rzuciłam się z nią w dół z jeszcze wyższej odległości, a spadając w dość stromą przepaść obróciłam się razem z moim pojazdem i pomachałam mu, po czym poleciałam dalej, było trochę jak na skoczni. Tyle, że w końcu wleciałam do wody. Byłam jakieś 5 metrów pod nią, otworzyłam oczy i ku mojemu zdumieniu przedemną pojawił się ten dziwny kwiat z ognia ( tak, ogień w wodzie ) i zapłonął jeszcze bardziej, a ja poczułam niepokój i... ekscytację? Nie... to woda robi mi psikusy. Jak zawsze. Zawsze tak robiła, a szczególnie, jak była gorąca. I właśnie na gorącą miałam ochotę To mnie wkurzyło. Szybko wyskoczyłam z wody, i z równą szybkością do niej wróciłam. A czemu? Bo Soul postanowił iść w moje ślady i zbił mnie znowu do wody. A wiec teraz patrzyłam po wodą spode łba na basiora, który opadał nade mną na dno i uśmiechał się niewinno-przepraszająco jakby mówił ,, Przepraszam! To nie ja, to on! " przewróciłam oczami i wypłynęłam na powierzchnię żeby zaciągnąć powietrza. Po chwili wyłonił się też Soul.
- Zimna woda. - stwierdził.
- Wiem. - odparłam. - i mam zamiar to zmienić. - Po chwili prawie całkowicie się zapaliłam wywołując z głębin kominy wulkaniczne, które świetnie wodę ogrzewały. A więc woda była gorąca. po 30 min miałam dość. Wyleciałam więc z wody. Miałam szczęście, że słońce dzisiaj grzało bardzo fajnie, więc zmarznąć się nie dało. Potem tylko 1 min suszarka ze mnie była, i czekałam na Soula, który właśnie wyszedł z wody. I znowu byłam suszarką.
- To co teraz robimy? - zapytałam
- Em... możemy iść zająć się wyzwaniami, jak tylko ten kwiatek za tobą zniknie.
- Co? - zapytałam i odwróciłam głowę. Za mną roślina zapaliła się jeszcze bardziej, a ja poczułam się tak, jakby mi czegoś brakowało. Może słodyczy? Śmiechu? Cieczka mi się zbliżała? Miałam nie dobór witamin? Wody? NO NIE WIEM! Kwiatek zniknął, a ja miałam chyba dziwną mnę.
- Dobrze się czujesz? - zapytał Soul.
- Co? E... tak, jasne. No to chodź. - mruknęłam idąc przed siebie. Jeszcze został cały dzień.
- Em... a gdzie?
- Na taki fajny mostek. O tej porze powinny zlatywać płatki kwiatków, a jeszcze został nam tamto miejsce, i 2 pozostałe.
- No... ok.
< Soul? Stan krytyczny "choroby" kwiatkowej będzie chyba za jakieś ... ileś tam opowiadań. :S >
- Ej, a ty gdzie idziesz? - zapytał basior. Nie musiał długo czekać na odpowiedź. Wzięłam pustą skorupę żółwia która należała do moich zapasów i rzuciłam się z nią w dół z jeszcze wyższej odległości, a spadając w dość stromą przepaść obróciłam się razem z moim pojazdem i pomachałam mu, po czym poleciałam dalej, było trochę jak na skoczni. Tyle, że w końcu wleciałam do wody. Byłam jakieś 5 metrów pod nią, otworzyłam oczy i ku mojemu zdumieniu przedemną pojawił się ten dziwny kwiat z ognia ( tak, ogień w wodzie ) i zapłonął jeszcze bardziej, a ja poczułam niepokój i... ekscytację? Nie... to woda robi mi psikusy. Jak zawsze. Zawsze tak robiła, a szczególnie, jak była gorąca. I właśnie na gorącą miałam ochotę To mnie wkurzyło. Szybko wyskoczyłam z wody, i z równą szybkością do niej wróciłam. A czemu? Bo Soul postanowił iść w moje ślady i zbił mnie znowu do wody. A wiec teraz patrzyłam po wodą spode łba na basiora, który opadał nade mną na dno i uśmiechał się niewinno-przepraszająco jakby mówił ,, Przepraszam! To nie ja, to on! " przewróciłam oczami i wypłynęłam na powierzchnię żeby zaciągnąć powietrza. Po chwili wyłonił się też Soul.
- Zimna woda. - stwierdził.
- Wiem. - odparłam. - i mam zamiar to zmienić. - Po chwili prawie całkowicie się zapaliłam wywołując z głębin kominy wulkaniczne, które świetnie wodę ogrzewały. A więc woda była gorąca. po 30 min miałam dość. Wyleciałam więc z wody. Miałam szczęście, że słońce dzisiaj grzało bardzo fajnie, więc zmarznąć się nie dało. Potem tylko 1 min suszarka ze mnie była, i czekałam na Soula, który właśnie wyszedł z wody. I znowu byłam suszarką.
- To co teraz robimy? - zapytałam
- Em... możemy iść zająć się wyzwaniami, jak tylko ten kwiatek za tobą zniknie.
- Co? - zapytałam i odwróciłam głowę. Za mną roślina zapaliła się jeszcze bardziej, a ja poczułam się tak, jakby mi czegoś brakowało. Może słodyczy? Śmiechu? Cieczka mi się zbliżała? Miałam nie dobór witamin? Wody? NO NIE WIEM! Kwiatek zniknął, a ja miałam chyba dziwną mnę.
- Dobrze się czujesz? - zapytał Soul.
- Co? E... tak, jasne. No to chodź. - mruknęłam idąc przed siebie. Jeszcze został cały dzień.
- Em... a gdzie?
- Na taki fajny mostek. O tej porze powinny zlatywać płatki kwiatków, a jeszcze został nam tamto miejsce, i 2 pozostałe.
- No... ok.
< Soul? Stan krytyczny "choroby" kwiatkowej będzie chyba za jakieś ... ileś tam opowiadań. :S >
wtorek, 9 maja 2017
Od Soula do Rachel
– Dobranoc. – Ziewnąłem przeciągle i ułożyłem się kawałek dalej.
Mimo, iż byłem wykończony, przez dość długi czas nie mogłem zasnąć. Muszę przyznać, że niebo tutaj jest o wiele, wiele ładniejsze niż gdziekolwiek indziej.
Co kilka chwil zerkałem na Rachel, by upewnić się, że śpi, a następnie z powrotem wracałem wzrokiem na sklepienie.
Po jakimś czasie wreszcie moje oczy zaczynały robić się coraz cięższe, aż w końcu zupełnie opadły, a ja całkowicie odpłynąłem do krainy Morfeusza.
~*~*~*~
Rano (tak mniej więcej o godzinie jedenastej), przeciągnąłem się i uważnie rozejrzałem się dookoła.
Ku mojemu zdziwieniu wadery nigdzie nie było. Szczególnie się tym nie przejąłem. Przecież pod ziemię się raczej nie zapadła…
Tak więc, ociężałym krokiem poszedłem w stronę zejścia z klifu.
– Ekhem. – Usłyszałem zza moich pleców.
Odwróciłem się na pięcie i stanąłem twarzą w twarz z Rachel, która trzymała w zębach pokaźnych rozmiarów jelenia.
– To raczej faceci powinni polować… – bąknąłem.
– Kiedyś mi się odwdzięczysz.
– Jaaaasnee.
Ze względu na to, że w brzuchu burczało mi od dobrych kilku minut – postanowiłem wreszcie zabrać się do jedzenia. W dobrych kilka chwil zapełniliśmy nasze żołądki i udaliśmy się w małą wędrówkę przez skraj lasu.
– Wymyśliłeś już jakieś zadanie dla siebie? – Spytała z wielkim uśmiechem.
– Taa… Trochę nad tym myślałem. Co ty na to żebym pomagał ci w jakichś zadaniach, misjach czy polowaniach? – zaproponowałem niepewnie.
– W sumie to może być… Jak będę czegoś potrzebowała to dam znać. – Wzruszyła ramionami.
– Cieszę się, że się na coś przydam. – Uśmiechnąłem się do niej i pomaszerowałem dalej przed siebie uważnie rozglądając się wokół. – Ej, to jak z tymi terenami? Pokażesz mi je?
<Rachel? Wybacz, że tak nudno>
Mimo, iż byłem wykończony, przez dość długi czas nie mogłem zasnąć. Muszę przyznać, że niebo tutaj jest o wiele, wiele ładniejsze niż gdziekolwiek indziej.
Co kilka chwil zerkałem na Rachel, by upewnić się, że śpi, a następnie z powrotem wracałem wzrokiem na sklepienie.
Po jakimś czasie wreszcie moje oczy zaczynały robić się coraz cięższe, aż w końcu zupełnie opadły, a ja całkowicie odpłynąłem do krainy Morfeusza.
~*~*~*~
Rano (tak mniej więcej o godzinie jedenastej), przeciągnąłem się i uważnie rozejrzałem się dookoła.
Ku mojemu zdziwieniu wadery nigdzie nie było. Szczególnie się tym nie przejąłem. Przecież pod ziemię się raczej nie zapadła…
Tak więc, ociężałym krokiem poszedłem w stronę zejścia z klifu.
– Ekhem. – Usłyszałem zza moich pleców.
Odwróciłem się na pięcie i stanąłem twarzą w twarz z Rachel, która trzymała w zębach pokaźnych rozmiarów jelenia.
– To raczej faceci powinni polować… – bąknąłem.
– Kiedyś mi się odwdzięczysz.
– Jaaaasnee.
Ze względu na to, że w brzuchu burczało mi od dobrych kilku minut – postanowiłem wreszcie zabrać się do jedzenia. W dobrych kilka chwil zapełniliśmy nasze żołądki i udaliśmy się w małą wędrówkę przez skraj lasu.
– Wymyśliłeś już jakieś zadanie dla siebie? – Spytała z wielkim uśmiechem.
– Taa… Trochę nad tym myślałem. Co ty na to żebym pomagał ci w jakichś zadaniach, misjach czy polowaniach? – zaproponowałem niepewnie.
– W sumie to może być… Jak będę czegoś potrzebowała to dam znać. – Wzruszyła ramionami.
– Cieszę się, że się na coś przydam. – Uśmiechnąłem się do niej i pomaszerowałem dalej przed siebie uważnie rozglądając się wokół. – Ej, to jak z tymi terenami? Pokażesz mi je?
<Rachel? Wybacz, że tak nudno>
poniedziałek, 8 maja 2017
Od Rachel do Soula
Ech, gdyby kazał mi go " omotać" a potem obezwładnić, pewnie bym parsknęła śmiechem i wykonała swoje zadanie z uśmiechem, ale że "omotanie " na podstawie (...) to nie było, więc moje samopoczucie było w stanie zabijania.
- Nie wiem. - mruknęłam. Słońce było już czerwone, i leżało bardzo nisko nad ziemią. Zobaczyłam ładnego jelenia który się pasł na małej polance. Ale moją uwagę przykuły jego rogi.
- Co znowu kombinujesz? - zapytał basior patrząc na mnie
- Heh zobaczysz. - mruknęłam. - Zakład, że wytrzymam na nim 5 minut?
- Zgoda. A o co?
- Jak zwykle zadanie.
- Ok. - Użyłam latania z zabójczą szybkością i... po chwili siedziałam na rogach jelenia jak jakiś król. Zwierz się jeszcze nie skapnął. Ciekawe kiedy poczuje mój ciężar.
- Jestem wielka. - powiedziałam z szerokim uśmiechem patrząc w stronę basiora który patrzył na mnie z uśmiechem i powątpiewaniem. Natomiast mój tymczasowy tron... albo wierzchowiec mnie usłyszał i zaczął biec w stronę lasu. Najpierw był niezły ubaw, ale potem gwałtownie zahamował, a ja poleciałam na najbliższą sosnę, zsunęłam się po niej na dół, walnęłam o tyłek i upadłam na plecy.
- Au. - jęknęłam leżąc na plecach i patrząc na coraz bardziej ciemniejące niebo. Nagle nade mną pojawił się uśmiechnięty pysk Soula.
- Wytrzymałam-5... minut. - jęknęłam lekko słabym głosem.
- Jakie zadanie?
- Wiesz co? Jutro jakieś wymyślę. - mruknęłam po czym wstałam chwiejąc się na łapach. - Ta... no to ja idę oglądać gwiazdy. - powiedziałam stawiając krok do przodu i się przewracając.
- Em... masz złamaną łapę. - powiedział Basior.
- Wiem. - mruknęłam, dopiero teraz czując ból. - Ale ja się tak szybko nie poddaję. - zmieniłam moje łapy w ogień.
- No, to idziesz, czy zostajesz? - spytałam Soula
Siedzieliśmy tak do 3 w nocy. Bądźmy szczerzy. W naszym wymiarze jest pięknie. Musiałam zgasić ogień, by było lepiej widać drogę mleczną, więc moja łapa była owinięta w jakieś bandaże.
- Wiesz co Soul?
- Co?
- Sam se wymyśl zadanie. - mruknęłam. - ja nie mam pomysłów.
- A czy moim zadaniem może być brak zadania?- zapytał śmiejąc się
- Nie.
- Ech... no tak.
- Masz czas do rana. - powiedziałam. - a na razie... dobranoc. Pewnie będę spać do 10.00 - mruknęłam po czym zwinęłam się w kłębek okrywając skrzydłami i zasnęłam.
< Soul? Daję ci wolną rękę. Jakie zadanie sobie wymyślisz? >
- Nie wiem. - mruknęłam. Słońce było już czerwone, i leżało bardzo nisko nad ziemią. Zobaczyłam ładnego jelenia który się pasł na małej polance. Ale moją uwagę przykuły jego rogi.
- Co znowu kombinujesz? - zapytał basior patrząc na mnie
- Heh zobaczysz. - mruknęłam. - Zakład, że wytrzymam na nim 5 minut?
- Zgoda. A o co?
- Jak zwykle zadanie.
- Ok. - Użyłam latania z zabójczą szybkością i... po chwili siedziałam na rogach jelenia jak jakiś król. Zwierz się jeszcze nie skapnął. Ciekawe kiedy poczuje mój ciężar.
- Jestem wielka. - powiedziałam z szerokim uśmiechem patrząc w stronę basiora który patrzył na mnie z uśmiechem i powątpiewaniem. Natomiast mój tymczasowy tron... albo wierzchowiec mnie usłyszał i zaczął biec w stronę lasu. Najpierw był niezły ubaw, ale potem gwałtownie zahamował, a ja poleciałam na najbliższą sosnę, zsunęłam się po niej na dół, walnęłam o tyłek i upadłam na plecy.
- Au. - jęknęłam leżąc na plecach i patrząc na coraz bardziej ciemniejące niebo. Nagle nade mną pojawił się uśmiechnięty pysk Soula.
- Wytrzymałam-5... minut. - jęknęłam lekko słabym głosem.
- Jakie zadanie?
- Wiesz co? Jutro jakieś wymyślę. - mruknęłam po czym wstałam chwiejąc się na łapach. - Ta... no to ja idę oglądać gwiazdy. - powiedziałam stawiając krok do przodu i się przewracając.
- Em... masz złamaną łapę. - powiedział Basior.
- Wiem. - mruknęłam, dopiero teraz czując ból. - Ale ja się tak szybko nie poddaję. - zmieniłam moje łapy w ogień.
- No, to idziesz, czy zostajesz? - spytałam Soula
***
Siedzieliśmy tak do 3 w nocy. Bądźmy szczerzy. W naszym wymiarze jest pięknie. Musiałam zgasić ogień, by było lepiej widać drogę mleczną, więc moja łapa była owinięta w jakieś bandaże.
- Wiesz co Soul?
- Co?
- Sam se wymyśl zadanie. - mruknęłam. - ja nie mam pomysłów.
- A czy moim zadaniem może być brak zadania?- zapytał śmiejąc się
- Nie.
- Ech... no tak.
- Masz czas do rana. - powiedziałam. - a na razie... dobranoc. Pewnie będę spać do 10.00 - mruknęłam po czym zwinęłam się w kłębek okrywając skrzydłami i zasnęłam.
< Soul? Daję ci wolną rękę. Jakie zadanie sobie wymyślisz? >
Od Artemista do Ametyst
Spodobał mi się pomysł z zabawą w chowanego.Gdy biegłem się schować słyszałem w oddali ,, jeden...dwa...trzy..." a potem już tylko szelest z pod moich łap.Przystanąłem na chwilę, aby pomyśleć gdzie się schować.Porozglądałem się.Mój wzrok zatrzymał się na jaskini Megami.-O tak!-powiedziałam biegnąc do niej.-Schowam się tutaj.Nikt tu nie wejdzie oprócz Meg i mnie.Wskoczyłem do jeziora, które się w niej znajdowało, aby być mokrym.Tak.W tedy będę mniej ,,puszysty".Zwinąłem się w kłębek za stalagnatem .Patrzyłem na wejście do jaskini i czekałem, kiedy Ametyst koło niej przebiegnie.Po paru minutach usłyszałem kroki.Jeszcze bardziej się skuliłem i patrzyłem na wejście.Na szczęście była to tylko Megami.-Artemist?Długo cię nie było.Co robisz?-powiedziała patrząc na mnie.-Ciiii!-powiedziałem przyciskając palec do pyska.-Bawię się z Ametyst!
-Okey...-powiedziała kładąc się kilka metrów dalej. (...)
Po paru minutach nadszedł ten moment, zobaczyłem Ametyst.Popatrzyła do jaskini i pobiegła dalej.Nie mogłem się powstrzymać od śmiechu.-Na prawdę!Nie zauważyła mnie!-miało to być cicho powiedziane, ale nie było...Ametyst mnie zobaczyła.-Hej!-powiedziała wracając do jaskini.
-Długo mnie szukałaś?-powiedziałem otrzepując się z wody.
-Nie było aż tak trudno...Mnie tak łatwo nie znajdziesz!Możesz zaczynać liczyć.
-No to zobaczymy!
Ametyst wybiegła z jaskini a ja zacząłem..-Raz...Dwa...Trzy...Cztery...
<Ametyst?>
-Okey...-powiedziała kładąc się kilka metrów dalej. (...)
Po paru minutach nadszedł ten moment, zobaczyłem Ametyst.Popatrzyła do jaskini i pobiegła dalej.Nie mogłem się powstrzymać od śmiechu.-Na prawdę!Nie zauważyła mnie!-miało to być cicho powiedziane, ale nie było...Ametyst mnie zobaczyła.-Hej!-powiedziała wracając do jaskini.
-Długo mnie szukałaś?-powiedziałem otrzepując się z wody.
-Nie było aż tak trudno...Mnie tak łatwo nie znajdziesz!Możesz zaczynać liczyć.
-No to zobaczymy!
Ametyst wybiegła z jaskini a ja zacząłem..-Raz...Dwa...Trzy...Cztery...
<Ametyst?>
Od Soula c.d. Rachel
– Eeeee… Wszystkich lubię… – powiedziała po chwili namysłu.
– Okej.
– Co zamierzasz wymyślić?
– Dowiesz się w swoim czasie. – Uśmiechnąłem się do niej tryumfalnie.
Wadera w odpowiedzi prychnęła tylko coś pod nosem i poszła dalej, całkowicie mnie ignorując.
Truchtem pobiegłem za nią i zrównałem z nią krok.
– Gdzie teraz idziemy? – spytałem kątem oka spoglądając na Rachel.
– Przed siebie.
~*~*~*~
~kilka minut później~
Rozmawialiśmy na wiele tematów i tak naprawdę wcale nie miałem ochoty przerywać tej pogawędki.
Cóż, na nieszczęście Rachel moja zemsta miała niedługo się wypełnić.
Szturchnąłem waderę w bok i z chytrym uśmiechem wskazałem łapą na stojącego nieopodal Endera, który jeszcze nas nie zauważył.
– Musisz wyznać Enderowi miłość. – odparłem.
– Dlaczego jemu?!
– Bo akurat tam stoi i jest najbliżej. – Parsknąłem śmiechem. – No idź, jak coś to będę cię ratować. – Popchnąłem ją lekko.
Chyba spokojnie mógłbym stwierdzić, że gdyby jej spojrzenie mogło zabijać, w tamtym momencie prawdopodobnie padłbym trupem…
Położyłem się w jakichś krzaczorach, tak żeby całego mnie zasłaniały i ze stoickim spokojem przysłuchiwałem się rozmowie dwóch wilków.
– Ender, słuchaj ja… Ty… Podobasz mi się. – powiedziała Rach.
Ja w tym czasie z wielkim zacieszem na pysku, przyglądałem się reakcji basiora.
Najpierw zdziwienie, zakłopotanie, próba poskładania słów w jakieś sensowne zdanie i wzrok Rachel nakazujący mi natychmiastowe opuszczenie kryjówki i przyznanie się do mojego niecnego planu.
Tak też zrobiłem i już po chwili stałem u boku wadery spokojnie tłumacząc wszystko drugiemu wilkowi. Wyjaśniliśmy sobie całe zajście i na szczęście okazało się, że nie ma mi tego za złe.
Niedługo potem pożegnaliśmy się z Enderem i ponownie ruszyliśmy „Przed siebie”.
– Gdzie teraz idziemy? – Spytałem spoglądając na waderę.
<Rachel? ^^>
– Okej.
– Co zamierzasz wymyślić?
– Dowiesz się w swoim czasie. – Uśmiechnąłem się do niej tryumfalnie.
Wadera w odpowiedzi prychnęła tylko coś pod nosem i poszła dalej, całkowicie mnie ignorując.
Truchtem pobiegłem za nią i zrównałem z nią krok.
– Gdzie teraz idziemy? – spytałem kątem oka spoglądając na Rachel.
– Przed siebie.
~*~*~*~
~kilka minut później~
Rozmawialiśmy na wiele tematów i tak naprawdę wcale nie miałem ochoty przerywać tej pogawędki.
Cóż, na nieszczęście Rachel moja zemsta miała niedługo się wypełnić.
Szturchnąłem waderę w bok i z chytrym uśmiechem wskazałem łapą na stojącego nieopodal Endera, który jeszcze nas nie zauważył.
– Musisz wyznać Enderowi miłość. – odparłem.
– Dlaczego jemu?!
– Bo akurat tam stoi i jest najbliżej. – Parsknąłem śmiechem. – No idź, jak coś to będę cię ratować. – Popchnąłem ją lekko.
Chyba spokojnie mógłbym stwierdzić, że gdyby jej spojrzenie mogło zabijać, w tamtym momencie prawdopodobnie padłbym trupem…
Położyłem się w jakichś krzaczorach, tak żeby całego mnie zasłaniały i ze stoickim spokojem przysłuchiwałem się rozmowie dwóch wilków.
– Ender, słuchaj ja… Ty… Podobasz mi się. – powiedziała Rach.
Ja w tym czasie z wielkim zacieszem na pysku, przyglądałem się reakcji basiora.
Najpierw zdziwienie, zakłopotanie, próba poskładania słów w jakieś sensowne zdanie i wzrok Rachel nakazujący mi natychmiastowe opuszczenie kryjówki i przyznanie się do mojego niecnego planu.
Tak też zrobiłem i już po chwili stałem u boku wadery spokojnie tłumacząc wszystko drugiemu wilkowi. Wyjaśniliśmy sobie całe zajście i na szczęście okazało się, że nie ma mi tego za złe.
Niedługo potem pożegnaliśmy się z Enderem i ponownie ruszyliśmy „Przed siebie”.
– Gdzie teraz idziemy? – Spytałem spoglądając na waderę.
<Rachel? ^^>
niedziela, 7 maja 2017
Od Ametyst do Artemisa
Gdy tylko Artemis wskoczył do wody, ja na chwilę wyszłam na brzeg. Samiec przez chwilę nie pokazywał się na powierzchni. Gdy już jednak to nastąpiło, okazało się, że miał ze sobą dwie, sporych rozmiarów ryby. Podsunął mi jedną, najwidoczniej chcąc mnie poczęstować. Ja jednak odmówiłam.
- Nie lubię ryb. - Powiedziałam, przesuwając rybę z powrotem w stronę wilka.
- Ok. - Odparła Artemis i zaczął się zajadać.
Ja postanowiłam wrócić do wody. Popłynęłam niemal na samo dno jeziora. Liczyłam na to, że może uda mi się tam znaleźć coś ciekawego. Niestety jednak jedyne co udało mi się tam zobaczyć to wilgotna ziemia i kamienie. Westchnęłam i postanowiłam wypłynąć na powierzchnie. Artemis kończył już swój posiłek.
- Nudzę się. - Powiedziałam, wystawiając głowę niewiele ponad powierzchnię wody.
- To może się gdzieś przejdziemy? - Zaproponował wilk.
- Nie. - Zaprotestowałam szybko, po czym dodałam. - Wolę się w coś pobawić.
- W takim razie co powiesz na zabawę w chowanego?
- Tak! - Powiedziałam wesoło i niemal natychmiast znalazłam się na brzegu.
Chciałam zacząć zabawę jak najszybciej. Nie było zbyt wielu zabaw, w które mogłabym się bawić sama. Tak więc okazja na wspólną zabawę była czymś, czego nie mogłam ominąć.
- To, kto szuka? - Zapytał Artemis.
- Zaczekaj. - Powiedziałam i zanurkowałam z powrotem.
Wzięłam z dna jakiś mały kamyczek i natychmiast wróciłam do basiora. Pokazałam go wilkowi, a następnie ukryłam łapy za plecami.
- Musisz zgadnąć, w której łapie mam kamyk. Jeśli wygrasz, to ty się chowasz, jeśli przegrasz to ja.
Samiec skinął przytakująco głową, a następnie wskazał na moją prawą łapę.
- W tej. - Powiedział.
Z nieco zachmurzoną miną wysunęłam łapę z kamykiem przed siebie.
- Zgadłeś. - Przyznałam i wrzuciłam niepotrzebny już kawałek skały z powrotem do wody.
Zasłoniłam oczy i powiedziałam:
- Liczę do 20. Tylko dobrze się schowaj, bo nie dam ci forów, tylko dlatego, że jesteś starszy.
Słyszałam, jak Artemis się zaśmiał, a następnie odbiegł. Pozostawało mi już tylko liczyć.
<Artemis, gdzie też postanowisz się schować xd?>
- Nie lubię ryb. - Powiedziałam, przesuwając rybę z powrotem w stronę wilka.
- Ok. - Odparła Artemis i zaczął się zajadać.
Ja postanowiłam wrócić do wody. Popłynęłam niemal na samo dno jeziora. Liczyłam na to, że może uda mi się tam znaleźć coś ciekawego. Niestety jednak jedyne co udało mi się tam zobaczyć to wilgotna ziemia i kamienie. Westchnęłam i postanowiłam wypłynąć na powierzchnie. Artemis kończył już swój posiłek.
- Nudzę się. - Powiedziałam, wystawiając głowę niewiele ponad powierzchnię wody.
- To może się gdzieś przejdziemy? - Zaproponował wilk.
- Nie. - Zaprotestowałam szybko, po czym dodałam. - Wolę się w coś pobawić.
- W takim razie co powiesz na zabawę w chowanego?
- Tak! - Powiedziałam wesoło i niemal natychmiast znalazłam się na brzegu.
Chciałam zacząć zabawę jak najszybciej. Nie było zbyt wielu zabaw, w które mogłabym się bawić sama. Tak więc okazja na wspólną zabawę była czymś, czego nie mogłam ominąć.
- To, kto szuka? - Zapytał Artemis.
- Zaczekaj. - Powiedziałam i zanurkowałam z powrotem.
Wzięłam z dna jakiś mały kamyczek i natychmiast wróciłam do basiora. Pokazałam go wilkowi, a następnie ukryłam łapy za plecami.
- Musisz zgadnąć, w której łapie mam kamyk. Jeśli wygrasz, to ty się chowasz, jeśli przegrasz to ja.
Samiec skinął przytakująco głową, a następnie wskazał na moją prawą łapę.
- W tej. - Powiedział.
Z nieco zachmurzoną miną wysunęłam łapę z kamykiem przed siebie.
- Zgadłeś. - Przyznałam i wrzuciłam niepotrzebny już kawałek skały z powrotem do wody.
Zasłoniłam oczy i powiedziałam:
- Liczę do 20. Tylko dobrze się schowaj, bo nie dam ci forów, tylko dlatego, że jesteś starszy.
Słyszałam, jak Artemis się zaśmiał, a następnie odbiegł. Pozostawało mi już tylko liczyć.
<Artemis, gdzie też postanowisz się schować xd?>
Od Rachel do Soula
Mój plan był oczywisty. Uśmiechnęłam się. Chłopacy ( w tym wypadku basiory ) to takie fajne stworzenia, które... no cóż.
- Masz pocałować Meg! - mina basiora była bezcenna. - Przyjmujesz zadanie? - Basior zrobił twardą minę i podał mi łapę.
- Wchodzę.
- Masz pocałować Meg! - mina basiora była bezcenna. - Przyjmujesz zadanie? - Basior zrobił twardą minę i podał mi łapę.
- Wchodzę.
***
To według mnie miało być piękne, a skończyło się na pięknu mniejszym. :S najpierw musieliśmy znaleźć Megami, co było dość łatwe, bo jej niebieski kolor rzucał się w oczy. Ja schowałam się za krzaki. Soul patrzył na mnie nie pewnym wzrokiem.
- No idź. - szepnęłam. Basior zaczął powoli podchodzić do Meg. ( czy ja to muszę opisywać? ) Ale spodziewałam się raczej zaczerwienionej wadery, która gdzieś uciekła. Ale zamiast tego, zobaczyłam wściekłą alphę, która... no cóż. Chyba zamierzała wymierzyć Soulowi sprawiedliwość. Wybiegłam zza krzaków i stanęłam między nimi unosząc łapy przodem do Meg,
- Spoko, spokój, to moja wina. - powiedziałam dość głośno. Meg popatrzyła na mnie zdziwiona.
- Jakim sposobem to może być... - nie dokończyła, bo jej przerwałam
- No, to pa! - obróciłam się szybko szturchając basiora znacząco, i pobiegliśmy w stronę plaży. Zdyszana wleciałam w wodę i szybko z niej wyskoczyłam. Zimno. To było ZBYT niebezpieczne.
- Ja Ci się za to odwdzięczę.
- He he he. Ciekawe jak.
- Kogo najbardziej nie lubisz?
- Chmmm.... chodzi i basiorów?
- Tak.
- Eeeeeee....
< Soul. Jest problem. NIE WIEM KOGO NIE LUBIĘ >
Od Soula c.d. Rachel
– Gdzie chcesz… Mi to w sumie obojętnie. – mruknąłem.
– W takim razie… Co ty na to, żeby pójść na klif? Jak słońce zajdzie, to będzie widać gwiazdy.
– W takim razie chodźmy!
Tak więc zjadłem resztki mojej kolacji i podążyłem za waderą. Po drodze spotkaliśmy kilka wilków i trochę z nimi pogadaliśmy, a ja przy okazji lepiej zapoznałem się z członkami naszej watahy.
Zeszło nam trochę czasu, ale w końcu dotarliśmy do podnóży dość wysokiego urwiska.
– Trochę wysoko…
– Wymiękasz? – spytała z wyraźnym zadowoleniem.
– Jasne, że nie! – prychnąłem. – Mogę się założyć, że pierwszy będę na szczycie!
– Dobra! O co się zakładamy?
– Wygrany wymyśla jakieś zadanie dla przegranego.
– Okej, w takim razie, czas, start! – Nie czekając na mnie zerwała się do biegu.
– Tylko bez używania skrzydeł! – krzyknąłem za nią i w odpowiedzi dostałem szybkie skinienie głową.
Poszedłem w ślady Rachel i po chwili prawie zrównałem krok z waderą. Cóż… Szybkość nigdy nie była moją mocną stroną… Niedługo potem wadera zboczyła nieco z głównej drogi na szczyt, więc ja jeszcze bardziej przyspieszyłem i zacząłem wzrokiem szukać mojej towarzyszki, co okazało się dość dużym błędem. Suma summarum zahaczyłem łapą o wystający korzeń, zrobiłem fikołka i wylądowałem z łbem przy ziemi.
Brawo ja!
Poleżałem tak kilka sekund, ponarzekałem na mojego pecha po czym podniosłem się z podłoża i pełnym sprintem ruszyłem przed siebie. Po drodze przeskoczyłem kilka kamieni, zręcznie wyminąłem wszystkie krzaki i drzewa i nareszcie po kilku minutach walki z grawitacją znalazłem się na samym szczycie.
– Trochę czasu ci zeszło… – powiedziała wadera.
Dosłownie runąłem na ziemię i po chwili podniosłem wzrok na Rachel.
– Wygrałaś. – Wysapałem. – Mam dosyć… Więc? Jakie jest moje zadanie?
<Rachel?>
– W takim razie… Co ty na to, żeby pójść na klif? Jak słońce zajdzie, to będzie widać gwiazdy.
– W takim razie chodźmy!
Tak więc zjadłem resztki mojej kolacji i podążyłem za waderą. Po drodze spotkaliśmy kilka wilków i trochę z nimi pogadaliśmy, a ja przy okazji lepiej zapoznałem się z członkami naszej watahy.
Zeszło nam trochę czasu, ale w końcu dotarliśmy do podnóży dość wysokiego urwiska.
– Trochę wysoko…
– Wymiękasz? – spytała z wyraźnym zadowoleniem.
– Jasne, że nie! – prychnąłem. – Mogę się założyć, że pierwszy będę na szczycie!
– Dobra! O co się zakładamy?
– Wygrany wymyśla jakieś zadanie dla przegranego.
– Okej, w takim razie, czas, start! – Nie czekając na mnie zerwała się do biegu.
– Tylko bez używania skrzydeł! – krzyknąłem za nią i w odpowiedzi dostałem szybkie skinienie głową.
Poszedłem w ślady Rachel i po chwili prawie zrównałem krok z waderą. Cóż… Szybkość nigdy nie była moją mocną stroną… Niedługo potem wadera zboczyła nieco z głównej drogi na szczyt, więc ja jeszcze bardziej przyspieszyłem i zacząłem wzrokiem szukać mojej towarzyszki, co okazało się dość dużym błędem. Suma summarum zahaczyłem łapą o wystający korzeń, zrobiłem fikołka i wylądowałem z łbem przy ziemi.
Brawo ja!
Poleżałem tak kilka sekund, ponarzekałem na mojego pecha po czym podniosłem się z podłoża i pełnym sprintem ruszyłem przed siebie. Po drodze przeskoczyłem kilka kamieni, zręcznie wyminąłem wszystkie krzaki i drzewa i nareszcie po kilku minutach walki z grawitacją znalazłem się na samym szczycie.
– Trochę czasu ci zeszło… – powiedziała wadera.
Dosłownie runąłem na ziemię i po chwili podniosłem wzrok na Rachel.
– Wygrałaś. – Wysapałem. – Mam dosyć… Więc? Jakie jest moje zadanie?
<Rachel?>
Od Rachel C.D Soul
Dobra. Zaczynamy rundę 2. Kto złowi jak najwięcej. He he he... będzie ubaw. Szłam za Soulem przez pewien czas, aż wreszcie moim oczom ukazał się jelon... jeleń, znaczy się.
- Dobra. Zakład, że będzie mój?
- Chyba śnisz. - mruknął cicho basior i zaczął się skradać. Aaaa.... więc tak się bawimy? Spoko. ,, CARTER!" zawołałam w myślach. Po chwili w trawie zaczęło się coś poruszać. Mój gryf był już duży, więc było widać czarne futro. Jelon uniósł głowę.
- He he he. - zaśmiałam się cicho. Nagle zwierzyna zaryczała i pognała akurat bokiem do mnie. Soul był zdezorientowany. Nie dziwię mu się. Rzuciłam się na zwierzynę i wgryzłam mu się w kark... w pysku poczułam metaliczny smak krwi. Mam dalej opisywać? Natomiast Soul miał inny problem, bo najwyraźniej Carter go polubił.
- Złaź ze mnie! - krzyknął próbując zepchnąć z siebie gryfa, który lizał go po twarzy.
- Carter, nie wygłupiaj się. - powiedziałam. Gdy ten zeszedł Soul popatrzył na mnie wymownie
- To było nie fair!
- Heh, wiem. - uśmiechnęłam się. - Wygrałam zakład. Ale nie wiem o co się zakładaliśmy. Zakładaliśmy się o coś?
- Nie.
- Ech... szkoda. No, ale kto więcej upoluje to.... daj pomysła.
- Oddaje część swoich łowów drugiemu?
- Wchodzę! - uśmiechnęłam się.
Chyba nie muszę się chwalić, że zakład.... przegrałam? Basiory są lepsze w sile. Ja się nadaję bardziej do walki i podpalaniu komuś butów. Patrzyłam z nie określoną prze ze mnie miną na Soula. Coś pomiędzy chytrym uśmiechem, a patrzeniem spode łba.
- Ciesz się ciesz, następny zakład przegrasz.
- Zakład? - Przewróciłam oczami
- Tak!
- Dobra. No to idziemy zwiedzać tereny.
- Po co? Przecież zaraz będzie ciemno. - popatrzyłam na słońce, które w ślimaczym tempie zniżało się ku zachodowi. - No dobra, może nie zaraz. A więc gdzie teraz idziemy?
< Soul?>
- Dobra. Zakład, że będzie mój?
- Chyba śnisz. - mruknął cicho basior i zaczął się skradać. Aaaa.... więc tak się bawimy? Spoko. ,, CARTER!" zawołałam w myślach. Po chwili w trawie zaczęło się coś poruszać. Mój gryf był już duży, więc było widać czarne futro. Jelon uniósł głowę.
- He he he. - zaśmiałam się cicho. Nagle zwierzyna zaryczała i pognała akurat bokiem do mnie. Soul był zdezorientowany. Nie dziwię mu się. Rzuciłam się na zwierzynę i wgryzłam mu się w kark... w pysku poczułam metaliczny smak krwi. Mam dalej opisywać? Natomiast Soul miał inny problem, bo najwyraźniej Carter go polubił.
- Złaź ze mnie! - krzyknął próbując zepchnąć z siebie gryfa, który lizał go po twarzy.
- Carter, nie wygłupiaj się. - powiedziałam. Gdy ten zeszedł Soul popatrzył na mnie wymownie
- To było nie fair!
- Heh, wiem. - uśmiechnęłam się. - Wygrałam zakład. Ale nie wiem o co się zakładaliśmy. Zakładaliśmy się o coś?
- Nie.
- Ech... szkoda. No, ale kto więcej upoluje to.... daj pomysła.
- Oddaje część swoich łowów drugiemu?
- Wchodzę! - uśmiechnęłam się.
***
Chyba nie muszę się chwalić, że zakład.... przegrałam? Basiory są lepsze w sile. Ja się nadaję bardziej do walki i podpalaniu komuś butów. Patrzyłam z nie określoną prze ze mnie miną na Soula. Coś pomiędzy chytrym uśmiechem, a patrzeniem spode łba.
- Ciesz się ciesz, następny zakład przegrasz.
- Zakład? - Przewróciłam oczami
- Tak!
- Dobra. No to idziemy zwiedzać tereny.
- Po co? Przecież zaraz będzie ciemno. - popatrzyłam na słońce, które w ślimaczym tempie zniżało się ku zachodowi. - No dobra, może nie zaraz. A więc gdzie teraz idziemy?
< Soul?>
sobota, 6 maja 2017
Od Soula c.d. Rachel
– Aktualnie to donikąd, bo ktoś postanowił mi przeszkodzić… – Prychnąłem pod nosem.
Lekko zdezorientowana wadera przyglądała mi się przez dłuższy moment, nie wiedząc co zrobić. Ja w tym czasie wykorzystałem jej zawahanie i w okamgnieniu przewróciłem ją na plecy uśmiechając się tryumfalnie.
– Teraz ja jestem górą! – Zadeklarowałem.
Zdezorientowanie wilka przerodziło się w zdziwienie, a następnie w lekką irytację. Tak więc zszedłem z niej i pomogłem jej wstać, nie chcąc tak naprawdę z nikim się kłócić.
– Jak pani na imię? – Spytałem papugując jej wcześniejszy ton.
– Rachel. – bąknęła – A ty?
– Soul.
Przez dłuższą chwilę szliśmy w ciszy, która powoli zaczynała mi przeszkadzać. Tak więc zacząłem obmyślać, w jaki sposób mogę zagadać waderę. Normalnie to mówiłbym co mi ślina na język przyniesie, ale w tym wypadku tak być nie mogło. Chociaż raz w życiu chciałem zrobić na kimś dobre wrażenie.
– Jesteś tu nowy? – zagadnęła.
– Taaak. Wczoraj dołączyłem. – odparłem dumnie.
– Zwiedzałeś już tereny? Wiesz gdzie co jest?
– Niekoniecznie. – mruknąłem. – Jest ich całkiem sporo, pewnie jakoś niedługo zrobię sobie małą wycieczkę po naszej watasze… – Zaśmiałem się. – Ale wyobraź sobie, że wiem gdzie można dobrze zapolować! Także jeśli chcesz możemy tam iść, bo przyznam szczerze, że trochę zgłodniałem…
– W sumie ja też… W takim razie prowadź przewodniku.
– Się robi! Zapraszam panią za mną! – Uśmiechnąłem się do niej promiennie.
<Rachel? Sorki, że dopiero dzisiaj>
Lekko zdezorientowana wadera przyglądała mi się przez dłuższy moment, nie wiedząc co zrobić. Ja w tym czasie wykorzystałem jej zawahanie i w okamgnieniu przewróciłem ją na plecy uśmiechając się tryumfalnie.
– Teraz ja jestem górą! – Zadeklarowałem.
Zdezorientowanie wilka przerodziło się w zdziwienie, a następnie w lekką irytację. Tak więc zszedłem z niej i pomogłem jej wstać, nie chcąc tak naprawdę z nikim się kłócić.
– Jak pani na imię? – Spytałem papugując jej wcześniejszy ton.
– Rachel. – bąknęła – A ty?
– Soul.
Przez dłuższą chwilę szliśmy w ciszy, która powoli zaczynała mi przeszkadzać. Tak więc zacząłem obmyślać, w jaki sposób mogę zagadać waderę. Normalnie to mówiłbym co mi ślina na język przyniesie, ale w tym wypadku tak być nie mogło. Chociaż raz w życiu chciałem zrobić na kimś dobre wrażenie.
– Jesteś tu nowy? – zagadnęła.
– Taaak. Wczoraj dołączyłem. – odparłem dumnie.
– Zwiedzałeś już tereny? Wiesz gdzie co jest?
– Niekoniecznie. – mruknąłem. – Jest ich całkiem sporo, pewnie jakoś niedługo zrobię sobie małą wycieczkę po naszej watasze… – Zaśmiałem się. – Ale wyobraź sobie, że wiem gdzie można dobrze zapolować! Także jeśli chcesz możemy tam iść, bo przyznam szczerze, że trochę zgłodniałem…
– W sumie ja też… W takim razie prowadź przewodniku.
– Się robi! Zapraszam panią za mną! – Uśmiechnąłem się do niej promiennie.
<Rachel? Sorki, że dopiero dzisiaj>
czwartek, 4 maja 2017
Od Rachel do Soula
Miałam pewne wątpliwości, co to mojego życia. Hestia ( moja matka ) odwiedziła mnie i dała mi jakiegoś ognistego kwiatka mówiąc, że kiedyś da mi na coś jakąś odpowiedź... ( ekhem. Dzięki mamo! ) Zaczęłam łazić po terenach. Nie dawno byłam w świecie ludzi, i co? Ha! Naoglądałam się filmików o nagrywaniu pewnej gry... jak się ona nazywała? A, no tak. OUTLAST. Parę razy o mały włos nie zwymiotowałam, ale ta to zwykle robiłam kwaśne miny... Meg się trochę powkużała, co dało mi trochę rozrywki. Ale teraz? NUDY! Leżałam na małym klifie nad przepaścią. Na dole jakieś 150 metrów niżej płynął mały strumyczek wody. Podpierałam lewą łapą głowę, a prawą bazgrałam patykiem w ziemi. Jak na razie... narysowałam renifera. ... . ... .. .... ... .. . ... . Jeżeli chodzi o porę dnia, to był prawie zachód słońca. Powiedzmy... dość późne popołudnie. Wstałam, i się roźciągnęłam. I w tedy, zobaczyłam jakiegoś basiora. Chyba mnie nie zauważył. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Można by go nastraszyć... w tedy mnie zauważył. Chyba zobaczył mój uśmiech, bo zaczął biec w stronę przeciwną. A więc bawimy się w berka? Dla mnie bomba. Wzleciałam w powietrze. Szybko doleciałam do niego, zanurkowałam i zrobiłam tak, że się przewrócił na plecy.
- Co do... - stanęłam prawą łapą na jego piersi. I uśmiechnęłam się dumnie.
- A do kąt się to pan wybiera?
< Soul? Trochę mi się zaczęło nudzić. >
- Co do... - stanęłam prawą łapą na jego piersi. I uśmiechnęłam się dumnie.
- A do kąt się to pan wybiera?
< Soul? Trochę mi się zaczęło nudzić. >
środa, 3 maja 2017
Nowy Basior!
Soul
Imię: Soul
Wiek: 3 lata
Płeć: Basior
Stanowisko: Wojownik
Żywioł: Ogień, Ziemia
Historia: Żył w ogromnej watasze i od urodzenia był szkolony na stratega. Inni pokładali w nim wielkie nadzieje, a co za tym idzie nakładali na niego coraz to większą presję. W kronikach watahy opisywano jak wielki wpływ będzie miał on na dalsze losy stada... W końcu jednak zaprzestał nauki i krótko mówiąc olał sprawę. Mało tego, robił wszystko, aby zrobić na przekór innym wilkom. Gdy już przekroczył wszelkie granice i o mało nie doprowadził do wojny między dwoma watahami - został wygnany ze stada i zaczął wieść marne życie samotnika...
Charakter: Soul od małego był wilkiem dość dziwnym. Nikt jeszcze do końca nie rozpracował jego specyficznego charakteru (nawet on sam).
Jest raczej leniwym typem. Najchętniej cały dzień przespałby pod pierwszym lepszym drzewem. Cechuje go anielska cierpliwość i bagatelizowanie wszelkiego rodzaju problemów. Z drugiej strony jeśli już się zdenerwuje to raczej ciężko jest go uspokoić i wtedy naprawdę potrafi być groźny.
Zazwyczaj chodzi własnymi drogami i nie lubi podporządkowywać się innym. Jest duszą towarzyską. Bardzo szybko się przywiązuje, a gdy już to zrobi potrafi wiele dla swojego przyjaciela poświęcić. Nienawidzi samotności i nudy. Dużo gada i często zdarza się, że palnie jakąś głupotę, a dopiero później pomyśli. Jest żartownisiem, a uśmiech często gości na jego pysku, aczkolwiek, gdy sytuacja tego wymaga potrafi zachować powagę. Ceni sobie szczerość i uważa to za swoją największą zaletę. Czasem nadużywa sarkazmu, jest trochę arogancki i powie kilka słów za dużo, ale stara się powstrzymywać.
Amulet: LINK
Jaskinia: Wystarczy mu jakaś nora, ewentualnie duże drzewo, pod którym będzie mógł się położyć.
Głos: LINK
Status: Wolny
Partner/ka: Nie
Moce: Panowanie nad ogniem, wywoływanie ognia, nie może zostać poparzony przez ogień.
Szczeniaki: Nie
Point: 100
Subskrybuj:
Posty (Atom)