Black Parade

piątek, 17 listopada 2017

Od Rachel na....... EVENT!

Było już ciemno. Za niedługo zima, mi jest zimno, a nie mogę zdradzać swojej obecności. Co w takiej sytuacji zrobić? Wziąć fajny, ciepły, nie za długi koc, szalik, opaskę na głowę, i iść przed siebie. Że też teraz musieli mnie wysłać po tą wiadomość. Jestem leniem i śpiochem, a mam iść po jakiś cholerny list. A tak właściwie, to czemu mnie Meg po niego osobiście nie posłała, tylko za pomocą ducha? Ej, chwila. Właśnie. Tutaj zatrzymałam się gwałtownie. Czy to nie jest dziwne? Mam iść po jakiś głupi list, w środku nocy, do tego na inne tereny. Zmarszczyłam nos, i postanowiłam iść dalej. Czyli zasadzka. Ktoś coś chce? Przyśpieszyłam kroku. Teraz potrzebny by był Amen. Albo chociaż ten mój upierdliwy duch-patron który mnie wkopał w sprawę o Tanatosie. O! jaka ŁADNA ODCIĘTA KOŃCZYNA. Zatrzymałam się przed jakąś odciętą łapą. Albo odgryzioną. Kość była bardziej złamana, a futro rozszarpane więc... dobra, mniejsza z tym. Zaczęłam się rozglądać. Był strumień? Był. Była skała? Była. Tutaj powinien być posłaniec z listem! Gdzie on jest! I tutaj usłyszałam szelest, błyskawicznie się odwróciłam. Pod mój nos został wrzucony list z dziwną pieczęcią. Powąchałam go ostrożnie, po czym wzięłam i otwarłam. Od razu " wypłynął" z niego zielony gaz. Odrzuciłam kopertę, odleciałam szybko do góry i nieco w bok, po czym usiadłam na skale. Co tutaj się do cholery dzieje? No tak, przecież to pułapka. Zaczęłam się rozglądać, gdy usłyszałam klaskanie, po czym zza tej zlepie obumarłych żyjątek morskich, które teraz zmieniły się w wapień, na których siedziałam wyłonił się wilk. Był czarny, jedna łapa zielona w czarne pasy, druga niebieska w kropki, trzecia jakaś taka żółta, ogon bardziej lwi niż wilczy.
- DZIWOLĄG! - zawołałam z szerokim uśmiechem na twarzy. Wilk zmarszczył nos. Był to basior.
- Mówi to wadera z kocem na sobie, szalikiem, oraz puchatą opaską.
- No czapki nie ubiorę, bo za ciepło jeszcze na nią, a nauszniki ostatnimi czasy są w złym stanie.
- Skąd jesteś?
- Wataha Diamentowych Piór oczywiście.
- Czemu nie zaniosłaś tego Alphie?
- A czemu ty chciałeś mnie zabić?
- Nie ja, tylko mój przywódca.
- Aha.
- A teraz bądź tak łaskawa, i chodź ze mną.
- Gdzie.
- Do mojego przywódcy.
- On mnie zabije.
- No, ba.
- To po co mam tam iść.
- By mógł Cię zabić.
- Ale ja nie chcę na razie umierać.
- Trudno. Nie obchodzi mnie to.
- A mnie nie obchodzi, że ciebie to nie obchodzi.
- Możemy przerwać tą rozmowę?
- Nie! - tutaj odwróciłam się, i poszłam. Znaczy poszłabym, ale zapomniałam w którą stronę, bo mam w nocy słabą orientację w terenie. Zawróciłam.
- Albo dobra, idę się zabić.
- Miło mi, że się zgadzasz. - i w taki oto sposób wylądowałam przed żelaznym tronem jej królewskiej mości: Adama, Zygmunta, Mieczysława VI ( XDDD ) On był w jeszcze dziwniejszym ubarwieniu. Mieszanina kresek, kropek, plam i kleksów w jednym, do tego wszystkie kolory tęczy. Byłam ciekawa, czy też rzyga tęczą, ale nie wnikałam.
- Proszę pana? - spytałam siadając przed tronem.
- Ktoś ty? - usłyszałam donośny głos. Wać pan nawet nie raczył zniżyć głowy.
- Jakbyś popatrzył, to byś wiedział. - mruknęłam z kwaśną miną. To mnie wkurza. To trochę jak scena w anime. Nauczyciel ma zamknięte oczy, odczytuje nazwiska uczniów ( ma jakiś dziwny odbiornik w głowie, który przetwarza informacje z kartki czy jak? ) i nagle pyta: ,, A gdzie jest ktoś tam? " A ja tak patrze, i się zastanawiam, czemu po prostu nie otworzy oczu.
- To posłanka - odparł wilk, który mnie przyprowadził.
- Nie jestem łóżkiem. - mruknęłam. Wilki w sali najwyraźniej postanowiły mnie ignorować. - Królu! Czego ode mnie chcesz!
- Pokoju.
- A co ja, hotelarz jestem? - chciałam tą rozmowę przedłużyć jak najdłużej. Szybko do śmierci mi nie było.
- Żeby osiągnąć pokój, musimy zabić jednego z watahy, z której pochodzisz.
- 1. Za pokój się po prostu płaci banknotami
2. Ja pochodzę z północnego wschodu. Więc sorry, ale nie jestem z WDP.
- Ale tam teraz należysz?
- No tak.
- A więc się zaliczasz.
- No dobra, niech ci będzie.

***

Okazało się, że nie mieli wojny z watahą, ale jakimiś demonami. A że szanse na zwycięstwo były... zerowe, no to umówili się, żeby zabić dla nich dziewicę z żywiołem ognia. ( sęk w tym, że ja nie wiem czy jestem, czy nie, bo podczas wędrówki przebywałam w kilku dziwnych miejscach.... ale mniejsza z tym ) A więc jak już mnie mieli składać.... w sensie zabijać, to spaliłam sznury, do ognia wrzuciłam pierwszego lepszego kata, rozprostowałam skrzydła, i wyleciałam przez drzwi. Znaczy okno, przy okazji roztrzaskując szybę, bo drzwi to były wielkie drewniane wrota. Sorry. I w taki oto sposób, wróciłam do watahy, wlazłam do jaskini, weszłam na pościel jedną, przykryłam się drugą, i zasnęłam. A śniły mi się kolorowe kropkowane wilki tańczące ,, Gangnam style " i demony w kształcie tytanów z SnK, które te wilki jeden po drugim pożerały.



KONIEC! Miało być jedno opowiadanie, więc jest. A że pisałam późno, i nie chciało mi się rozwijać, to koniec napisałam w skrócie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz