Złapałem pióro wadery i wpatrywałem się w nie przez dłuższą chwilę. Nadal kryłem do niej urazę za to co mi zrobiła. Mimo to zaczynało mi brakować jej obecności.
Czy to jest to słynne przywiązanie, o którym teraz tak często się mówi?
Możliwe...
W każdym razie Rachel gdzieś sobie odleciała.
- Nawet nie masz odwagi by ze mną porozmawiać! Jesteś pieprzoną egoistką rozumiesz?! - krzyknąłem w przestrzeń, choć w sumie to pewnie i tak nikt mnie nie usłyszał.
Jedyne co dostrzegłem to obraz zbliżającego się w moją stronę smoka. Marco. Mój jedyny towarzysz...
Podleciał do mnie i dumnie stanął na przeciwko. Poklepałem go po boku, na co ten zamruczał. Ja wychowałem smoka czy kota?! No cóż... Przynajmniej on może zechce mi pomóc?
- To jak mały? Idziemy szukać Rachel? - spytałem śmiejąc się, choć tak naprawdę w środku aż pękałem ze złości.
Ten wydał jakiś bliżej nieokreślony odgłos i ukucnął.
- Chcesz żebym na ciebie wskoczył? - spytałem zdezorientowany.
Co jak co, ale on nigdy nie dawał na sobie lecieć, a nawet siedzieć na jego grzbiecie... Więc była to jakaś nowość. Wzruszyłem tylko barkami i delikatnie na nim usiadłem.
Muszę przyznać, że sporo urósł od mojego dołączenia do watahy. Teraz był co najmniej dwa razy większy ode mnie (o ile nie więcej...).
Marco już chwilę później wzbił się w powietrze, a ja kurczowo trzymałem się jego karku. Jego skrzydła przecinały powietrze, a ja czułem się wręcz wspaniale. Tak dawno nie latałem... W sumie to od czasów kiedy wróciliśmy z naszej wędrówki.
Cały czas szukałem jakiegoś tropu mojej byłej przyjaciółki. Chciałem to wyjaśnić raz na zawsze. A później to może sobie robić co jej się żywnie podoba.
- Jeszcze cię dopadnę Rachel... - szepnąłem sam do siebie i wytężyłem słuch.
Lecieliśmy stosunkowo nisko nad ziemią i dość powoli więc mogłem spokojnie wyczuć zapach wadery. Co okazało się w sumie prostym zadaniem, gdyż już po chwili go wyczułem.
Cóż, myślałem, że będzie trudniej. Przyznam szczerze, że trochę się obawiałem gdy minęliśmy rzekę i przelecieliśmy nad przepaścią. Nie widzi mi się jeszcze umierać, więc jeszcze mocniej wczepiłem się w łuski smoka.
Z daleka widziałem już sylwetkę wadery. Stopniowo się do niej przybliżaliśmy aż w końcu wylądowaliśmy z hukiem na jakiejś skale. Zeskoczyłem z Marco i szybko podbiegłem to Rachel, zanim ta zdążyłaby gdzieś odlecieć.
- Rachel. Chcę to wszystko wyjaśnić raz a dobrze. A później to rób sobie co chcesz. - bąknąłem.
Rachel?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz