Black Parade

wtorek, 21 listopada 2017

Od Shadowzone do Katrin

Z dnia na dzień mój stan się pogarszał. Ciągle nadmiernie pieniąca się ślina, tracenie świadomości, do każdego mówiłam wrednym głosem... Wiedziałam, że za jakiś czas nastąpi mój kres, źe ktoś będzie mnie musiał zabić, by plaga nie rozprzestrzeniła się. Moje zmysły się dziwnie wyczuliły. Nieopanowana podświadomość kazała mi pójść na wschód. Moje łapy były splątane przez tego okropnego wirusa. To on cały czas nade mną panował. Jeśli się wysiliłam, to mogłam mówić. Ale jeśli bym nie powstrzymała choróbska, to bym mogła jedynie wycharczeć niewyraźne zdanie opluwając wszystko pianą.
Stawiałam powoli łapę za łapą, co jakiś czas obijając się od drzewa. Nagle usłyszałam wilki i otarłam łapą ślinę z pyska. Niech nie wie nikt, siostrę alfy i Artemista.
- Hej... Shadow. Zgadza się? - wadera uśmiechnęła się. Rzadko ją widuję, więc może mnie jeszcze nie rozpoznawać. Gdy podeszła krok bliżej, poczułam się gorzej i natychmiast odskoczyłam.
- Nie podchodź! - wydusiłam zdławionym głosem.
- Czemu? - spytała. - Coś ci się stało?
Odwróciłam pysk do tyłu.
- Halo Shadowzo...
- Odejdź! - warknęłam i wyplułam pianę na ziemię. - Odejdź, bo cię zabiję!
- Jak to zabijesz?! - dziwiła się Katrin.
Wtedy straciłam całkowite panowanie. Moje źrenice zwężyły się, a mój pysk wypełnił się spienioną śliną pomieszan z krwią. Byłam gotowa do ataku...
<Katrin? Możesz ją dednąć bo i tak ożyje.>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz