Gnałam niemalże z prędkością wiatru, kompletnie nie zwracając uwagi na to, gdzie stawiam łapy. Chłonęłam zapach lasu zachłannie, mój wzrok nie pozostawał w tyle, mimo uzyskanej prędkości latałam nim po ciągle zmieniającym się krajobrazie jak oszalała. Głównym słyszalnym dla mnie dźwiękiem było bicie mojego serca, pobocznym zaś odgłos materiału rytmicznie odbijającego się od mojego ciała. Po przeskoczeniu przewróconego drzewa zatrzymałam się gwałtownie przysiadając na tylnych łapach. Wyprostowałam się i spojrzałam w górę. Mimo iż słońce przedzierało się przez korony drzew i nie byłam w stanie dokładnie ustalić jaka jest godzina, ponieważ nie miałam do tego warunków, uznałam, że jest późne południe. Wyciągnęłam się wysuwając przednie łapy i bezgłośnie ziewnęłam. Zerwałam jeden z pięciu małych woreczków zawiązanych na mojej prawej łapie i położyłam go na ziemię. Spałaszowałam ziarna guarany i ruszyłam dalej. Po niespełna paru minutach mój bieg ponownie został przerwany, tym razem nie z powodu spadającej energii. Do moich nozdrzy doszedł zapach charakterystyczny dla wilka. Jak się później okazało, tymże wilkiem była Megami - alfa Watahy Diamentowych Piór, zostałam przyjęta dość szybko i bez większych problemów.
***
Weszłam do swojej nowej jaskini i bez żadnego ostrzeżenia, no bo w sumie kogo miałabym ostrzegać, zaczęłam brykać, tym samym zrzucając z siebie wszystkie tobołki. Otworzyłam średniej wielkości pakunek, upewniając się, że to właśnie w nim są kartki i węgiel.
- Łohoho, Zieta, ty geografie. - Rzuciłam sama do siebie zawadiackim głosem i zarzuciłam worek na grzbiet. Na mojej talii jak zwykle swobodnie zwisywały tobołki z niezbędnymi ziołami leczniczymi w końcu nigdy nic nie wiadomo. Puściłam się pędem ze swojego lokum, moim głównym celem jest ustalenie najważniejszych punktów w watasze, wszystko zamierzam uwiecznić na stworzonej przez siebie mapie. Godziny mijały a moja energia nie spadała, mimo to postanowiłam poszukać jakiegoś źródła wody, aby móc się napić. Nie szukałam zbyt długo, los się do mnie uśmiechnął. Podziękowałam w głowie Mojrom i wolnym krokiem zmniejszałam odległość między mną a rzeczką.
***
Spostrzegłam na brzegu przepięknej rzeki kupę futra. Wykrzywiłam pysk z niesmakiem i truchcikiem podbiegłam do mojego obiektu zainteresowania.
- A cóż to za ochłap? Nie postarałeś się Posejdonie, tym mojej modlitwy napewno nie kupisz. - Zażartowałam wskakując na wilka, trudno mi określić czy spał, mógł też przecież zdechnąć bądź zemdleć. Schyliłam pysk do pyska jak wywnioskowałam basiora i wlepiłam w niego swoje oczy. Podskoczyłam lekko by sprawdzić czy organizm jakkolwiek zareaguje. Czując, że grunt pod moimi łapami drgnął szybko zeskoczyłam z nieznajomego i z uśmiechem czekałam na jego pierwsze skierowane w moim kierunku słowa, stojąc od niego zaledwie pół metra, cóż, po co komu przestrzeń osobista. Nie puszczę go wolno, musi wypić ze mną przynajmniej filiżankę rumianku, wygląda na zmęczonego więc zapewne nie będzie trzeba go długo namawiać. Alfę ogarnę gdzieś po drodze, ah, to świetny pomysł, jakaż ja super, inteligentna i w ogóle.
<Lucynko? xD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz