Miną już okrągły rok od tego incydentu na tym śmietnisku zwanym sierocińcem. Od tego czasu jestem poszukiwanym "bezdusznym mordercą". Wyznaczyli nawet wysoką stawkę za schwytanie mnie. Pff, niech się walą - nie jestem na sprzedaż. Poza tym co ja takiego zrobiłem? Tylko uleczyłem te cierpiące dzieci, powinni być mi za to wdzięczni, mniej bachorów do wykarmienia.
Przemierzałem nieznane mi wilcze miasto w poszukiwaniu jakieś klubu w którym będę mógłbym się porządnie napić i ewentualnie zaliczyć kilka dupeczek. Przede wszystkim musiałem uważać, by nikt mnie nie rozpoznał. Jednak raczej będzie to trudne, bo wydoroślałem sporo od tego czasu. Poza tym, jestem oddalony od miejsca mordu 1000 km. Nagle spostrzegłem klub spełniający moje wyimaginowane wymagania. Wszedłem, usiadłem przy barze i chrząknąłem krótko:
- Piwo.
Szybko podał mi browarek, który wypiłem jednym łykiem, na co barman się zdziwił.
- Należy się 20 pointów (dobra waluta? xd) - powiedział sprzedawca wyraźnie znudzony swoją beznadziejną robotą.
- Ile?! - wzdrygnąłem się. - Oszalałeś?! Góra 10.
- 20, albo zgłoszę to na policję.
- Spieprzaj! - warknąłem. - Nie mam tyle ok?
- To nie trzeba było pić, twój problem - mówił niewzruszony.
- Słuchaj gnoju, lepiej ze mną nie zadzieraj - wymierzyłem w niego moim nożem, który noszę przy pasku.
- Ochrona! - krzyknął wystraszony.
- Zdychaj! - bez wahania dźgnąłem go nożem. W tym momencie obudziłem w sobie mój "psycho mode".
W tym momencie wszyscy zaczęli drzeć mordy. Zrobił się wielki gwar. W końcu przyszły "psy".
- Ooo, moi starzy kumple! - zadrwiłem z policji.
- Wiemy kim jesteś i co zrobiłeś, Yoshimatsu Kawasaki - Po sali przebiegł odgłos przerażenia. Tak, to ja, widzę ze się znamy.
- Dla was Pan Kawasaki, ku**y - zaśmiałem się i rozpędziłem by wypaść przez drzwi frontowe. Jednak jeden z "psiaków" mi zagrodził. Ja oczywiście zakatrupiłem go i miałem z tego wielką przyjemność.
- To do zobaczenia w piekle psiaczki! - zachichotałem i wypadłem na świeże powietrze, a oni oczywiście za mną. Ach jak fajnie mieć tłum fanów!
- Wiem, że mnie kochacie, ale bez przesady! No i, wybaczcie, ale wolę panienki - puściłem im oczko.
- Kawasaki! Nie ujdzie ci to na sucho! - wydarł się komendant. Ale fajnie się wkurzyli! Poza tym, jakie oni mają ze mną szanse? Oni zwykłe, tłuste, stare wilczury, a ja - wysportowany, młody, skrzydlaty "samiec Alfa". Co prawda, nie używam skrzydeł, bo są tylko na "wyjątkowe chwilę", ale dodają szybkości.
Skręciłem parę przecznic i w końcu ich zgubiłem. Niestety wylądowałem na jakiś dzikich terenach. Wtedy wpadłem na genialny pomysł - znajdę jakąś watahę i do niej dołączę. Już na pewno mnie wtedy nie znajdą. Zagłębiłem się bardziej w dzicz. Nagle w oddali zobaczyłem waderę. Poszedłem bliżej i powiedziałem:
- Hejka "nieznajomo" - na co ona szybko się odwróciła i wtedy puściłem jej oczko.
- Boże, wystraszyłeś mnie!
- Wystarczy Yoshi - zachichotałem.
<Tak więc któż będzie moją "nieznajomą"? XD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz