Jak zwykle obudziłem się koło dwunastej, udałem się na krótkie polowanie i gdy nie znalazłem nic ciekawszego do roboty udałem się nad jezioro by tam trochę się ,,wykąpać". Trwało to tylko chwilę i szczerze mówiąc nie wiem co mnie z tym podkusiło, gdyż szczerze nienawidzę wody...
Otrzepałem się z resztek kropel i udałem się na mały spacerek by nieco wyschnąć.
Za cel obrałem sobie pobliską łąkę, a następnie udałem się do naszego lasu.
Słońce grzało dość mocno, więc po kilku chwilach byłem już całkowicie suchy i na nowo wrócił mi dobry humor.
Mimo to, brnąłem dalej przed siebie zachwycony tutejszymi widokami. Byłem tu multum razy, a i tak stale coś mnie tu zaskakiwało... Po prostu uwielbiałem to miejsce!
Gdy wreszcie znudziło mi się chodzenie pomiędzy drzewami, postanowiłem uciąć sobie krótką drzemkę i tak położyłem się pod pierwszym z brzegu dębem i zamknąłem oczy.
***
Nie spałem długo. Nie wiem czemu, ale dręczyły mnie jakieś dziwne koszmary...Nieco się zdziwiłem, gdy dostrzegłem leżącą koło mojej łapy kartkę.
Na jednej stronie widniała instrukcja, a na drugiej imiona kilku innych członków z watahy.
Stwierdziłem, że może to być ciekawa przygoda, a że byłem istotą, która uwielbiała wyzwania to szybko złożyłem na papierze swój podpis. Następnie zaniosłem wszystko Rachel, do której należało kierować wszelkie zgłoszenia. I tak to wszystko się zaczęło...
***
Moja przyjaciółka mówiła coś o jakimś portalu i o tym, że powinienem go znaleźć, ale szczerze przyznam, że nie słuchałem jej wtedy uważnie. Głównie to rozmyślałem o tym co mnie tam czeka i czy w ogóle to przeżyję... Chociaż... Raczej nie powinno mi się nic stać...
Reszta dnia zapowiadała się stosunkowo zwyczajnie, a nawet nudno, gdyż nikt nagle nie miał dla mnie czasu i każdy miał swoje ,,obowiązki". Ponownie udałem się na krótką wycieczkę.
Tym razem od samego początku towarzyszyło mi dziwne uczucie niepokoju i wkrótce miałem przekonać się co za tym wszystkim stoi. Bowiem, gdy zapuściłem się bardziej w las, gdzie nie było już żadnej ścieżki, ani żywej duszy, za stertą liści i gałęziami drzew ujrzałem niewielkich rozmiarów coś w rodzaju lustra. Tyle tylko, że kompletnie nie miało szyby, lecz w środku można było zobaczyć coś podobnego do teleportu.
Szybko podłapałem aluzję i z lekkim zawahaniem wszedłem do środka.
Już wcześniej byłem na to przygotowany i po prostu miałem przy sobie wszystkie potrzebne mi do przeżycia rzeczy.
Wylądowałem pośrodku jakiegoś pustkowia i przez chwilę nawet pożałowałem, że brałem w tym udział...
Cóż, teleport się zamknął, a ja czasu nie cofnę. Zresztą nie miałem w nawyku rezygnowania z powierzonych mi zadań...
Szybko się ogarnąłem i zacząłem szukać sobie jakiejś w miarę porządnej kryjówki.
Było tu strasznie cicho, a wokół nie było żywej duszy. Trzeba jakoś sobie poradzić.
Spacerowałem powoli i uważnie się rozglądałem. Rachel mówiła mi coś o jakichś potworach, na które powinienem uważać. Cały czas byłem czujny i trzymałem w pysku sztylet. Tak na wszelki wypadek, gdyby coś miało mnie zaatakować.
Póki co jednak się na to nie zanosiło.
W oddali dostrzegłem wioskę. W tamtą stronę się skierowałem. Minęło dość dużo czasu zanim znalazłem się u jej wejścia i przyznam szczerze, że nie wyglądała zbyt dobrze. Dziurawe dachy w domach i zburzone ściany. Mgła w powietrzu wcale nie ułatwiała mi zadania, a do tego zaczęło się ściemniać. Przyśpieszyłem więc kroku i trochę nerwowo zacząłem rozglądać się za dobrą kryjówką.
Dopiero po kilku chwilach znalazłem malutki, jednopokojowy domek, którego wszystkie drzwi i okna były na właściwych miejscach, a dach nie był aż tak dziurawy.
Tam też się schowałem. Dokładnie zwiedziłem każdy zakamarek i przeszukałem wszystkie miejsca.
Ułożyłem się na zniszczonym materacu w rogu pokoju i próbowałem zasnąć. Niestety bez skutku, gdyż z zewnątrz słychać było dziwne dźwięki.
To chyba te potwory, o których mówiła Rachel... Coś czuję, że dzisiaj nie zasnę...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz