Tak więc zabrałem się do kopania i pod nosem nuciłem sobie jakąś piosenkę, by umilić czas tej ,,pracy". W głowie jednak układałem plan na to jakby tu odgryźć się mojej towarzyszce, która póki co jeszcze nic nie podejrzewa...
Myślisz, że ci odpuszczę Rachel? - uśmiechnąłem się do siebie i spojrzałem wymownie na waderę, lecz ona była zajęta kopaniem.
Po kilku minutach nieustannego rozgrzebywania ziemi, zauważyliśmy coś w rodzaju klapy prowadzącej do podziemi.
- Myślisz, że to tu? - spytała.
- Najwyraźniej...
Otworzyłem ją, a ona z głośnym skrzypieniem ustąpiła nam miejsce, tak byśmy spokojnie mogli dostać się do środka.
- W mitologii Tezeusz, użył wełny żeby się nie zgubić. Może my też powinniśmy? - zaproponowała Rachel.
- A mamy coś takiego? Daj spokój jakoś to będzie. - Ruszyłem przed siebie i zaciekawiony rozglądałem się wokół. - Myślisz, że ten potwór tu jest? W końcu Tezeusz go zabił...
- To tylko mit... Mimo wszystko powinniśmy być ostrożni, tak na wszelki wypadek.
- Racja. Dobra chodźmy, chcę mieć to z głowy. - bąknąłem i nieco przyśpieszyłem kroku.
W drodze starałem się zapamiętać jak najwięcej szczegółów by później się nie zgubić. Nie było to takie łatwe jak mi się na początku zdawało i przez pewien czas zacząłem nawet powątpiewać, iż w ogóle wrócimy. Przynajmniej miałem nie najgorszą pamięć i całkiem dobrą orientację w terenie, co nieco ułatwiało sprawę.
Nie rozmawialiśmy zbyt dużo. Każdy był skupiony na sobie i zapamiętaniu szczegółów, a przy tym oglądaniu widoków, gdyż trzeba przyznać - ten labirynt wyglądał wyjątkowo pięknie.
Moją uwagę jednak przykuły dziwne dźwięki, jakby powarkiwania i skrzeki, które raz po raz odbijały się echem po korytarzach.
- Słyszysz to? - spytałem w końcu.
- Co? - W tym momencie ponownie ktoś wydał z siebie ten sam dźwięk, a my się zatrzymaliśmy.
- Może to Minotaur? - zaproponowałem.
- Jak coś to będziemy walczyć... Nie może być, aż tak źle...
- Czyli jednak nie wszystkie mity są prawdą. - odparłem po dłuższej chwili ciszy, ale nie uzyskałem na nie odpowiedzi.
Usłyszeliśmy dźwięk ciężkich kopyt, które z impetem uderzały o ziemię i najwyraźniej biegły w naszą stronę.
- Coś czuję, że będziemy walczyć... - Rachel szepnęła do mnie i stanęła w bezruchu.
- Możliwe. - Uśmiechnąłem się.
Trzeba przyznać, że nieco się podekscytowałem. W końcu pierwszy raz w życiu mam stanąć twarzą w twarz z pół człowiekiem-pół bykiem i może nawet uda nam się go pokonać?
Ciekawe co w tym momencie czuje Rach...
I właśnie wtedy go ujrzałem. Wyglądał okropnie.
Umięśniona sylwetka zw trzy razy wyższa od nas. Rogi dłuższe niż moja łapa i ogromne ręce trzymające coś w rodzaju prymitywnej siekierki. W pasie przewiązaną miał jaką podartą i brudną szmatę, a na nogach ostre kopyta.
Niewiele myśląc ruszyłem w jego kierunku. Wadera zrobiła to samo w międzyczasie przybierając swoją ludzką postać. Zacząłem atakować jego nogi. W końcu, jeśli nie będzie mógł chodzić to będzie w pewnym sensie bezbronny, co nie? Rachel natomiast zmagała się z jego rogami i przy okazji próbowała odebrać mu jego broń.
- Jak ci idzie? - spytałem, gdy stwór upadł na kolana.
<Rachel? Ciekawi mnie jak się stamtąd wydostaniemy... xd>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz