Black Parade

sobota, 10 czerwca 2017

Od Soula do Rachel

- To proste. Jestem wilkiem ognia pamiętasz? Spalę je wszystkie i będzie po sprawie! – Uśmiechnąłem się.
- Tak, a razem z nimi spalisz całą dolinę i nas przy okazji tak?
- Spoookojnie! Umiem nad tym panować!
- W takim razie działaj. - Odparła i postawiła mnie na ziemi.
Rachel ponownie wzleciała w powietrze. Ja w tym czasie starałem się zająć pająkami.
Gdy tylko stanąłem na trawie – one zaczęły do mnie lgnąć i przyznam, że nie było to najprzyjemniejsze uczucie… Chyba teraz wiem dlaczego wadera ma takie uprzedzenie do tych wstrętnych robali.
No ale cóż, musiałem je jakoś zlikwidować…
Powoli zabrałem się za spalanie wszystkich owadów, a całą resztę zamknąłem w ognistym kręgu, by później stworzyć z niego „kopułę” z języków ognia i zabić wszystkie pająki.
Poszło w miarę szybko i bez większych problemów, a chwilę później Rachel pojawiła się u mojego boku wciąż niepewnie stąpając i rozglądając się wokół w poszukiwaniu robali, które mogłyby wyskoczyć na nas z nienacka.
Zerwałem delikatnie szkatułkę z pajęczyny i otworzyłem ją. Ku mojemu zdziwieniu nie potrzebny był żaden klucz, ani nic w tym stylu, więc zadowolony wyjąłem z niej czarne pióro i podałem Rachel, która schowała je wraz z pudełeczkiem.
- Gdzie teraz idziemy? - spytałem.
- Powiem ci jak stąd wyjdziemy… Nie przeżyję ty ani chwili dłużej!
- Jak wolisz… - westchnąłem i cicho się zaśmiałem.
Wadera złapała mnie i wzleciała w górę. Niedługo potem wylądowaliśmy na ziemi z daleka od Doliny Pająków. Wtedy Rachel wyjęła mapę i zaczęliśmy szukać na niej ukrytych wyrazów.
„Glade αιματηρή ορχιδέα”
- Polana… Krwawych…
- Orchidei. - Dokończyła za mnie.
- Nareszcie jakieś miłe miejsce, a nie jakieś przeklęte lasy i cholerne doliny pająków! – Ucieszyłem się.
- Wiesz, ta nazwa nie brzmi zbyt przyjemnie jak dla mnie… - bąknęła. - Nigdy tam nie byłam, ale wiem gdzie to jest. - Odparła i ruszyła przed siebie.
Zrównałem z nią krok i przez chwilę milczałem. Okazało się, że droga jest bardzo daleka, a zanim dotarliśmy na miejsce nasze rozmowy krążyły wciąż na wokół tej tajemniczej polany. Głównie sprzeczaliśmy się o to jak tam będzie. A trzeba przyznać, że nasze zdania były kompletnie różne od siebie…
W końcu jednak dotarliśmy na miejsce. Przed nami rozpościerała się ogromna łąka prawie w całości pokryta czerwonymi niczym krew kwiatami. Przez kilka chwil przedzieraliśmy się przez nie bez większego celu.
W końcu, jak znaleźć szkatułkę z piórem na tak ogromnym pustkowiu?!
W pewnym momencie zdałem sobie też sprawę, że z liści niektórych kwiatów, spływa krew by sekundę później wsiąknąć w glebę.
- Wiesz co Rachel? Chyba jednak miałaś rację… - bąknąłem do niej. - To miejsce nie jest zbyt przyjazne… Co teraz robimy? - spytałem patrząc się na nią ze zdziwieniem.


<Rachel? Brak weny ;-;>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz