Black Parade

piątek, 16 czerwca 2017

Od Ametyst do Artemisa

Otworzyłam oczy, głowa strasznie mnie bolała. Dotknęłam bolącego miejsca łapą i zobaczyłam krew. Rozejrzałam się wokół. Próbowałam sobie przypomnieć, co się stało, nic jednak nie przychodziło mi do głowy.
- Powinnam wrócić do domu. - Powiedziałam cicho do siebie, po czym ruszyłam w stronę jaskini Endera.
Mój krok był nieco chwiejny, nie czułam się najlepiej. To jednak nie przeszkadzało mi, zastanawiać się nad tym, co powinnam zrobić, by Ender o niczym się nie dowiedział. I bez tego wciąż powtarzał, że ma ze mną strasznie dużo kłopotów. Nie widziałam więc innego wyjścia jak skierować się nad jezioro. Może i niewiele mi to da, w końcu nasze jezioro nie ma żadnych leczniczych właściwości, samo przebywanie w wodzie sprawiłoby jednak, że czułabym się trochę lepiej. Minęło trochę czasu, nim udało mi się dotrzeć nad wodę. Błękitna tafla była już w zasięgu mojego wzroku. Przyśpieszyłam nieco kroku i gdy już myślałam, że uda mi się wskoczyć do wody coś oderwało mnie od ziemi. Właściwie nie było to coś a ktoś. Gdy przekręciłam głowę, szybko okazało się, że tym kimś był Ender. Jak? Skąd wiedział, gdzie jestem? I dlaczego wyglądał na takiego zdenerwowanego? Po chwili w zasięgu mojego wzroku pojawił się Artemis. Wyglądał na wyczerpanego, zupełnie jakby przed chwilą zakończył jakiś morderczy bieg.
- Ametyst, ty żyjesz! - Zawołał z wyraźną ulgą na pysku.
Zmarszczyłam brwi, nie do końca rozumiałam, o co mu chodziło. Po chwili jednak przypomniałam sobie o krwawiącej ranie na mojej głowie. To sprawiło, że moje myśli krążyły już tylko wokół wydarzeń przed moim przebudzeniem.
- Idziemy do mnie, trzeba zając się tą raną. - Powiedział Ender, po czym wsadził mnie na swój grzbiet.
Wyjątkowo nie protestowałam, nie czułam się na siłach. Jaskinia nie była daleko, mimo to miałam wrażenie, jakby droga dłużyła się nam w nieskończoność. Potem samiec zajął się moją raną, bandaż na głowie nie należał do zbyt wygodnych.
- No, nie jest może najlepiej, ale powinno wystarczyć. - Powiedział wilk, przyglądając się swojemu "dziełu". Rana trochę swędziała, miałam jednak kategoryczny zakaz jej drapania. Nie podobało mi się to, ale cóż mogłam zrobić.
- Jak się czujesz? - Zapytał Artemis, siadając obok mnie.
- Trochę dziwnie... - Stwierdziłam.
Po chwili obok nas pojawił się End, samiec spojrzał na nas wymownie, po czym zapytał:
- Czy któreś z was powie mi, co się właściwie stało?
- No więc... - Zaczął Artemis. - Bawiliśmy się w chowanego.
Spojrzałam na białego wilka z błyskiem w oku, wszystko mi się przypomniało. Byłam więc gotowa powiedzieć resztę sama.
- Gdy się chowałam, wpadłam na pomysł, by schować się na drzewie... - Dalej mówiłam już nieco ciszej. - No i jakoś tak wyszło, że spadłam.
Spojrzałam niepewnie na Endera. Byłam przygotowana na to, że samiec zacznie prawić mi kazania, zamiast tego usłyszałam jednak głośne westchnięcie. Wilk nie powiedział nawet słowa, zamiast tego popatrzył na nas wyraźnie zawiedziony, po czym odszedł.
- Co powinniśmy zrobić? - Zwróciłam się do Artemisa, gdyż sama nie miałam pojęcia jak w takiej sytuacji się zachować.

<Artemis?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz