Z racji tego, że są wakacje, to większość osób jest poza domem, lub po prostu woli spędzać czas na czystym powietrzu (tak jak ja), wataha będzie chwilowo zawieszona.
Od 26.06.2017 do 26.07.2017
Black Parade
poniedziałek, 26 czerwca 2017
piątek, 23 czerwca 2017
Od Shadowzone (event)
Dzień 2
Obudziłam się i ziewnęłam , ale oczywiście musiało się coś stać... Mucha mi wpadła do japy! Na szczęście ją wykaszlałam. Muchy nie są smaczne... Nie polecam-Magda Gessler.
Wyszłam z kryjówki i rozejrzałam się. Bezpiecznie. Nie wiem czemu , ale nie czułam głodu. Moje ucho poszło w lewo. Coś tam słyszę... Ciekawość wzięła górę i weszłam. Mój błąd...nic nie było , ale gdy co jakiś czas migała żarówka to widziałam sylwetki różnych stworów...
-Chole...-nie dokończyłam , bo coś wciągło mnie w ten tłum. Zaczęłam się wyrywać , ale to nic nie pomagało. A mogłam wziąć sztylet! Zaczęłam walić pazurami na oślep. Słyszałam jęki Winegr. Ups... Chyba pozbawiłam kogoś oka... Gdy już byłam blisko wyjścia , nagle na mojej lewej przedniej łapie zacisnęły się szczęki. Odskoczyłam i śmigłam do innego budynku. Zatrzasnęłam drzwi i zrobiłam barykadę. Ślad po ugryzieniu szczypał... Zaraz... To chyba wstrzyknęło mi jakąś trutkę... Kurde... Miesza mi się w głowie. Lepiej coś łyknę. Wyciągnęłam potrzebne leki i je zażyłam. Muszę zablokować krwawienie. Chyba jestem w sklepie z ubraniami bo wszędzie wiszą szmaty. Zdjęłam jakiś T-Shirt i zawiązała go na łapie. Winegry już się dobijają... Zaczęłam zrywać sdrową łapą deski z podłogi. Jakim ja jestem Cymbałem! Przecież je mogę odgonić myślami! Wydałam im polecenie ucieczki i zaraz zniknęły mi z przed oczu. Jakby mnie miało coś napaść , to zakopałam się w spodniach. Wyczerpana szybko zasnęłam.
Obudziłam się i ziewnęłam , ale oczywiście musiało się coś stać... Mucha mi wpadła do japy! Na szczęście ją wykaszlałam. Muchy nie są smaczne... Nie polecam-Magda Gessler.
Wyszłam z kryjówki i rozejrzałam się. Bezpiecznie. Nie wiem czemu , ale nie czułam głodu. Moje ucho poszło w lewo. Coś tam słyszę... Ciekawość wzięła górę i weszłam. Mój błąd...nic nie było , ale gdy co jakiś czas migała żarówka to widziałam sylwetki różnych stworów...
-Chole...-nie dokończyłam , bo coś wciągło mnie w ten tłum. Zaczęłam się wyrywać , ale to nic nie pomagało. A mogłam wziąć sztylet! Zaczęłam walić pazurami na oślep. Słyszałam jęki Winegr. Ups... Chyba pozbawiłam kogoś oka... Gdy już byłam blisko wyjścia , nagle na mojej lewej przedniej łapie zacisnęły się szczęki. Odskoczyłam i śmigłam do innego budynku. Zatrzasnęłam drzwi i zrobiłam barykadę. Ślad po ugryzieniu szczypał... Zaraz... To chyba wstrzyknęło mi jakąś trutkę... Kurde... Miesza mi się w głowie. Lepiej coś łyknę. Wyciągnęłam potrzebne leki i je zażyłam. Muszę zablokować krwawienie. Chyba jestem w sklepie z ubraniami bo wszędzie wiszą szmaty. Zdjęłam jakiś T-Shirt i zawiązała go na łapie. Winegry już się dobijają... Zaczęłam zrywać sdrową łapą deski z podłogi. Jakim ja jestem Cymbałem! Przecież je mogę odgonić myślami! Wydałam im polecenie ucieczki i zaraz zniknęły mi z przed oczu. Jakby mnie miało coś napaść , to zakopałam się w spodniach. Wyczerpana szybko zasnęłam.
Brak mojej osobowości.
Elo wszystkim! ( Soul, nie gniewaj się, ale nie mam weny, i nie mam Ci jak odpisać :S ) Z racji tego, że jutro wyjeżdżam na tydzień, na kolonię z księdzem, nie będzie mnie. A że organizuję Event, to prosiłabym o wysyłanie opowiadań do osób, które mają dostęp do bloga. A jeżeli chodzi o sponsoring to:
Soul: Apteczka, duży zapas wody, fiolka z Greckim ogniem, kompas, mapa, maść uleczająca
Negra: Apteczka, maść uleczająca, lornetka, kompas, mapa, jedzenie, broń palna
To możecie umieścić w opowiadaniach. Ok, pa!
Soul: Apteczka, duży zapas wody, fiolka z Greckim ogniem, kompas, mapa, maść uleczająca
Negra: Apteczka, maść uleczająca, lornetka, kompas, mapa, jedzenie, broń palna
To możecie umieścić w opowiadaniach. Ok, pa!
czwartek, 22 czerwca 2017
Od Megami do Endera
Po chwili namysłu odpowiedziałam.-Nie.Nie żałuję.No..Może tylko to mnie wkurzyło, że Rachel mnie zmusiła.A ciebie?
-Em...Nie wiem-odpowiedział-Prawie nie patrząc podpisałem ,,to coś".Nawet nie wiem, co to tak w ogóle było.
-Ja też.Może...zapomnimy o tym?-spróbowałam się uśmiechnąć-Może...przejdziemy się gdzieś?
-A ona?-Ender wskazał łapą na Ametyst-Co z nią zrobimy?-dodał.
-Mi ona nie przeszkadza.
-Na prawdę?Okej...
I poszliśmy.
<Ender?Sorry, że takie krótkie..>
-Em...Nie wiem-odpowiedział-Prawie nie patrząc podpisałem ,,to coś".Nawet nie wiem, co to tak w ogóle było.
-Ja też.Może...zapomnimy o tym?-spróbowałam się uśmiechnąć-Może...przejdziemy się gdzieś?
-A ona?-Ender wskazał łapą na Ametyst-Co z nią zrobimy?-dodał.
-Mi ona nie przeszkadza.
-Na prawdę?Okej...
I poszliśmy.
<Ender?Sorry, że takie krótkie..>
środa, 21 czerwca 2017
Od Soula do Rachel ,,Bawię się w swatkę" nr 2
- Cóż... Nie jestem dobrym pocieszycielem... Ale jak chcesz to możemy kogoś zeswatać, bo trochę mi się nudzi. - Wyszczerzyłem się.
- No właśnie też miałam taki pomysł.
- Jakieś propozycje? Kogo chcesz ze sobą powiązać? - Wstałem z entuzjazmem i uważnie spojrzałem na waderę.
- Yoshi i Shadow? Dominatori i Negra? Chociaż nie... Weźmy Yoshiego i Shadow! Przed chwilą się z nim widziałam, ale nie chciał współpracować, więc... Tym razem ty coś wymyśl!
- Akurat mam świetny pomysł! Chodź za mną!
- Poczekaj, nooo! Gdzie idziemy? Jaki pomysł?!
Po drodze mniej więcej wyjaśniłem jej mój plan i przedstawiłem pierwszy jego punkt, a mianowicie:
Musimy znaleźć Yoshiego!
Tak więc rozdzieliliśmy się. Nie mam zielonego pojęcia, gdzie on się pałętał, ale nigdzie nie mogliśmy go znaleźć. Dopiero przed zachodem słońca natknąłem się na niego, gdy polował.
- Cześć! - krzyknąłem w jego stronę.
Przyznam szczerze, że przypadł mi do gustu. Nieco arogancki i chamski, ale całkiem znośny.
Rozmawialiśmy dość... długo. Zaczęliśmy od błahych tematów, a zakończyliśmy na związkach. Niechętnie i żmudnie nam to szło, a on nie miał ochoty do zwierzeń, ale w końcu przełamał tą tak zwaną ,,barierę" i co nieco mi opowiedział o sobie i Shadow. Nie mówił nic o dalszych planach na przyszłość, ale wygadał się co do tego co ostatnio porabiali.
Rachel natomiast biała znaleźć waderę i również podpytać ją troszkę o ,,te sprawy".
Niedługo potem nakłoniłem Yoshiego na krótki spacer po terenach naszej watahy. Po chwili wahania zgodził się, i takim sposobem zacząłem prowadzić go nad jeziorko, gdzie o zachodzie słońca miała czekać moja przyjaciółka z Shadow u boku. Z daleka ujrzałem dwie znajome sylwetki, które najwyraźniej na nas czekały.
- Zobacz! To Rachel i Shadow! Idziemy do nich? - podpytałem i nie czekając na odpowiedź ruszyłem przed siebie.
A on za mną.
- Co wy tu robicie? - spytała Rachel. - Co za zbieg okoliczności, że akurat tu jesteśmy. - odparła bez skapy i puściła mi oczko.
Uśmiechnąłem się szeroko i zacząłem rozmowę, by nie stać tak w bezcelowej ciszy.
Niedługo potem odciągnąłem Rach na bok pod pretekstem ,,rozmowy w cztery oczy".
- I co myślisz? - spytałem. - Moim zdaniem nie jest aż tak źle...
<Rachel? Myślisz, że się uda ich zeswatać? xd>
- No właśnie też miałam taki pomysł.
- Jakieś propozycje? Kogo chcesz ze sobą powiązać? - Wstałem z entuzjazmem i uważnie spojrzałem na waderę.
- Yoshi i Shadow? Dominatori i Negra? Chociaż nie... Weźmy Yoshiego i Shadow! Przed chwilą się z nim widziałam, ale nie chciał współpracować, więc... Tym razem ty coś wymyśl!
- Akurat mam świetny pomysł! Chodź za mną!
- Poczekaj, nooo! Gdzie idziemy? Jaki pomysł?!
Po drodze mniej więcej wyjaśniłem jej mój plan i przedstawiłem pierwszy jego punkt, a mianowicie:
Musimy znaleźć Yoshiego!
Tak więc rozdzieliliśmy się. Nie mam zielonego pojęcia, gdzie on się pałętał, ale nigdzie nie mogliśmy go znaleźć. Dopiero przed zachodem słońca natknąłem się na niego, gdy polował.
- Cześć! - krzyknąłem w jego stronę.
Przyznam szczerze, że przypadł mi do gustu. Nieco arogancki i chamski, ale całkiem znośny.
Rozmawialiśmy dość... długo. Zaczęliśmy od błahych tematów, a zakończyliśmy na związkach. Niechętnie i żmudnie nam to szło, a on nie miał ochoty do zwierzeń, ale w końcu przełamał tą tak zwaną ,,barierę" i co nieco mi opowiedział o sobie i Shadow. Nie mówił nic o dalszych planach na przyszłość, ale wygadał się co do tego co ostatnio porabiali.
Rachel natomiast biała znaleźć waderę i również podpytać ją troszkę o ,,te sprawy".
Niedługo potem nakłoniłem Yoshiego na krótki spacer po terenach naszej watahy. Po chwili wahania zgodził się, i takim sposobem zacząłem prowadzić go nad jeziorko, gdzie o zachodzie słońca miała czekać moja przyjaciółka z Shadow u boku. Z daleka ujrzałem dwie znajome sylwetki, które najwyraźniej na nas czekały.
- Zobacz! To Rachel i Shadow! Idziemy do nich? - podpytałem i nie czekając na odpowiedź ruszyłem przed siebie.
A on za mną.
- Co wy tu robicie? - spytała Rachel. - Co za zbieg okoliczności, że akurat tu jesteśmy. - odparła bez skapy i puściła mi oczko.
Uśmiechnąłem się szeroko i zacząłem rozmowę, by nie stać tak w bezcelowej ciszy.
Niedługo potem odciągnąłem Rach na bok pod pretekstem ,,rozmowy w cztery oczy".
- I co myślisz? - spytałem. - Moim zdaniem nie jest aż tak źle...
<Rachel? Myślisz, że się uda ich zeswatać? xd>
wtorek, 20 czerwca 2017
Od Soula do Rachel
Tak więc zabrałem się do kopania i pod nosem nuciłem sobie jakąś piosenkę, by umilić czas tej ,,pracy". W głowie jednak układałem plan na to jakby tu odgryźć się mojej towarzyszce, która póki co jeszcze nic nie podejrzewa...
Myślisz, że ci odpuszczę Rachel? - uśmiechnąłem się do siebie i spojrzałem wymownie na waderę, lecz ona była zajęta kopaniem.
Po kilku minutach nieustannego rozgrzebywania ziemi, zauważyliśmy coś w rodzaju klapy prowadzącej do podziemi.
- Myślisz, że to tu? - spytała.
- Najwyraźniej...
Otworzyłem ją, a ona z głośnym skrzypieniem ustąpiła nam miejsce, tak byśmy spokojnie mogli dostać się do środka.
- W mitologii Tezeusz, użył wełny żeby się nie zgubić. Może my też powinniśmy? - zaproponowała Rachel.
- A mamy coś takiego? Daj spokój jakoś to będzie. - Ruszyłem przed siebie i zaciekawiony rozglądałem się wokół. - Myślisz, że ten potwór tu jest? W końcu Tezeusz go zabił...
- To tylko mit... Mimo wszystko powinniśmy być ostrożni, tak na wszelki wypadek.
- Racja. Dobra chodźmy, chcę mieć to z głowy. - bąknąłem i nieco przyśpieszyłem kroku.
W drodze starałem się zapamiętać jak najwięcej szczegółów by później się nie zgubić. Nie było to takie łatwe jak mi się na początku zdawało i przez pewien czas zacząłem nawet powątpiewać, iż w ogóle wrócimy. Przynajmniej miałem nie najgorszą pamięć i całkiem dobrą orientację w terenie, co nieco ułatwiało sprawę.
Nie rozmawialiśmy zbyt dużo. Każdy był skupiony na sobie i zapamiętaniu szczegółów, a przy tym oglądaniu widoków, gdyż trzeba przyznać - ten labirynt wyglądał wyjątkowo pięknie.
Moją uwagę jednak przykuły dziwne dźwięki, jakby powarkiwania i skrzeki, które raz po raz odbijały się echem po korytarzach.
- Słyszysz to? - spytałem w końcu.
- Co? - W tym momencie ponownie ktoś wydał z siebie ten sam dźwięk, a my się zatrzymaliśmy.
- Może to Minotaur? - zaproponowałem.
- Jak coś to będziemy walczyć... Nie może być, aż tak źle...
- Czyli jednak nie wszystkie mity są prawdą. - odparłem po dłuższej chwili ciszy, ale nie uzyskałem na nie odpowiedzi.
Usłyszeliśmy dźwięk ciężkich kopyt, które z impetem uderzały o ziemię i najwyraźniej biegły w naszą stronę.
- Coś czuję, że będziemy walczyć... - Rachel szepnęła do mnie i stanęła w bezruchu.
- Możliwe. - Uśmiechnąłem się.
Trzeba przyznać, że nieco się podekscytowałem. W końcu pierwszy raz w życiu mam stanąć twarzą w twarz z pół człowiekiem-pół bykiem i może nawet uda nam się go pokonać?
Ciekawe co w tym momencie czuje Rach...
I właśnie wtedy go ujrzałem. Wyglądał okropnie.
Umięśniona sylwetka zw trzy razy wyższa od nas. Rogi dłuższe niż moja łapa i ogromne ręce trzymające coś w rodzaju prymitywnej siekierki. W pasie przewiązaną miał jaką podartą i brudną szmatę, a na nogach ostre kopyta.
Niewiele myśląc ruszyłem w jego kierunku. Wadera zrobiła to samo w międzyczasie przybierając swoją ludzką postać. Zacząłem atakować jego nogi. W końcu, jeśli nie będzie mógł chodzić to będzie w pewnym sensie bezbronny, co nie? Rachel natomiast zmagała się z jego rogami i przy okazji próbowała odebrać mu jego broń.
- Jak ci idzie? - spytałem, gdy stwór upadł na kolana.
<Rachel? Ciekawi mnie jak się stamtąd wydostaniemy... xd>
Myślisz, że ci odpuszczę Rachel? - uśmiechnąłem się do siebie i spojrzałem wymownie na waderę, lecz ona była zajęta kopaniem.
Po kilku minutach nieustannego rozgrzebywania ziemi, zauważyliśmy coś w rodzaju klapy prowadzącej do podziemi.
- Myślisz, że to tu? - spytała.
- Najwyraźniej...
Otworzyłem ją, a ona z głośnym skrzypieniem ustąpiła nam miejsce, tak byśmy spokojnie mogli dostać się do środka.
- W mitologii Tezeusz, użył wełny żeby się nie zgubić. Może my też powinniśmy? - zaproponowała Rachel.
- A mamy coś takiego? Daj spokój jakoś to będzie. - Ruszyłem przed siebie i zaciekawiony rozglądałem się wokół. - Myślisz, że ten potwór tu jest? W końcu Tezeusz go zabił...
- To tylko mit... Mimo wszystko powinniśmy być ostrożni, tak na wszelki wypadek.
- Racja. Dobra chodźmy, chcę mieć to z głowy. - bąknąłem i nieco przyśpieszyłem kroku.
W drodze starałem się zapamiętać jak najwięcej szczegółów by później się nie zgubić. Nie było to takie łatwe jak mi się na początku zdawało i przez pewien czas zacząłem nawet powątpiewać, iż w ogóle wrócimy. Przynajmniej miałem nie najgorszą pamięć i całkiem dobrą orientację w terenie, co nieco ułatwiało sprawę.
Nie rozmawialiśmy zbyt dużo. Każdy był skupiony na sobie i zapamiętaniu szczegółów, a przy tym oglądaniu widoków, gdyż trzeba przyznać - ten labirynt wyglądał wyjątkowo pięknie.
Moją uwagę jednak przykuły dziwne dźwięki, jakby powarkiwania i skrzeki, które raz po raz odbijały się echem po korytarzach.
- Słyszysz to? - spytałem w końcu.
- Co? - W tym momencie ponownie ktoś wydał z siebie ten sam dźwięk, a my się zatrzymaliśmy.
- Może to Minotaur? - zaproponowałem.
- Jak coś to będziemy walczyć... Nie może być, aż tak źle...
- Czyli jednak nie wszystkie mity są prawdą. - odparłem po dłuższej chwili ciszy, ale nie uzyskałem na nie odpowiedzi.
Usłyszeliśmy dźwięk ciężkich kopyt, które z impetem uderzały o ziemię i najwyraźniej biegły w naszą stronę.
- Coś czuję, że będziemy walczyć... - Rachel szepnęła do mnie i stanęła w bezruchu.
- Możliwe. - Uśmiechnąłem się.
Trzeba przyznać, że nieco się podekscytowałem. W końcu pierwszy raz w życiu mam stanąć twarzą w twarz z pół człowiekiem-pół bykiem i może nawet uda nam się go pokonać?
Ciekawe co w tym momencie czuje Rach...
I właśnie wtedy go ujrzałem. Wyglądał okropnie.
Umięśniona sylwetka zw trzy razy wyższa od nas. Rogi dłuższe niż moja łapa i ogromne ręce trzymające coś w rodzaju prymitywnej siekierki. W pasie przewiązaną miał jaką podartą i brudną szmatę, a na nogach ostre kopyta.
Niewiele myśląc ruszyłem w jego kierunku. Wadera zrobiła to samo w międzyczasie przybierając swoją ludzką postać. Zacząłem atakować jego nogi. W końcu, jeśli nie będzie mógł chodzić to będzie w pewnym sensie bezbronny, co nie? Rachel natomiast zmagała się z jego rogami i przy okazji próbowała odebrać mu jego broń.
- Jak ci idzie? - spytałem, gdy stwór upadł na kolana.
<Rachel? Ciekawi mnie jak się stamtąd wydostaniemy... xd>
niedziela, 18 czerwca 2017
Od Rachel ,, Bawię się w swatkę nr 2 "
Zaczęłam łazić po terenach. Dołączyło do nas dwóch basiorów. Jaka ja jestem szczęśliwa! I nie, nie dlatego, że mam mało towarzystwa chłopaków, tylko dlatego, że znowu będzie kogo swatać. Zaczęłam przemierzać tereny podśpiewując sobie Castle, i zmierzając w stronę takiego białego basiora. Pierwszą osobę którą spotkał w watasze, była Shadow. Skąd to wiem? A no siedziałam sobie na wzniesieniu patrząc w dal, i właśnie usłyszałam ich rozmowę. Ale nie wracajmy do przeszłości. A skąd wiedziałam, gdzie ów basior się znajduje? Ech... to proste. Jak się ma oczy szeroko otwarte, i mając dobrych informatorów, wszystko będzie piknie. No... może nie do końca, znając charakter Yoshiego. A Shadow nie daje się uwieść. No to może... Dominatori i Negra? Tym się zajmiemy później. Doszłam do małej polanki, ale basiora nigdzie nie było. Zaczęłam się rozglądać.
- Szukasz czegoś? - usłyszałam głos gdzieś z boku. Lekko przechyliłam głowę.
- Nie czegoś, tylko kogoś. - mruknęłam, i odwróciłam głowę. W cieniu drzew stał nikt inny jak Kawasaki.
- No tu chyba znalazłaś.
- Owszem. - Odrzekłam oschłym tonem. W normalnych okolicznościach, pewnie bym skakała koło niego z uśmiechem, i gadała bez sensu, ale nie darzyłam go szczególną sympatią.
- No a więc?
- Lubisz Shadow?
- Co to za pytanie? - nie odpowiedziałam, tylko wzleciałam w powietrze, i poleciałam do wadery, której zadałam to samo pytanie. Ona zareagowała w inny sposób. A mianowicie tak " - Eeeeeeeeeeee" A więc idę do Soula. Akurat był w jakieś jaskini. Gdy tylko tam dotarłam, położyłam się u jego łap, sama oparłam głowę na swoich łapach i moja głowa wylądowała na moich łapach.
- Proszę zabij mnie zanim będzie za późno. - ten popatrzył na mnie z rozbawieniem
- A podasz powód?
- Nie mam humoru, weny na NIC, ani ochoty też na nic.
- Nie mach humoru? Jakaś nowość.
- Albo pociesz, albo zabij. Ewentualnie pomóż mi kogoś swatać.
< Soul? Pociesz strapioną na duchu >
- Szukasz czegoś? - usłyszałam głos gdzieś z boku. Lekko przechyliłam głowę.
- Nie czegoś, tylko kogoś. - mruknęłam, i odwróciłam głowę. W cieniu drzew stał nikt inny jak Kawasaki.
- No tu chyba znalazłaś.
- Owszem. - Odrzekłam oschłym tonem. W normalnych okolicznościach, pewnie bym skakała koło niego z uśmiechem, i gadała bez sensu, ale nie darzyłam go szczególną sympatią.
- No a więc?
- Lubisz Shadow?
- Co to za pytanie? - nie odpowiedziałam, tylko wzleciałam w powietrze, i poleciałam do wadery, której zadałam to samo pytanie. Ona zareagowała w inny sposób. A mianowicie tak " - Eeeeeeeeeeee" A więc idę do Soula. Akurat był w jakieś jaskini. Gdy tylko tam dotarłam, położyłam się u jego łap, sama oparłam głowę na swoich łapach i moja głowa wylądowała na moich łapach.
- Proszę zabij mnie zanim będzie za późno. - ten popatrzył na mnie z rozbawieniem
- A podasz powód?
- Nie mam humoru, weny na NIC, ani ochoty też na nic.
- Nie mach humoru? Jakaś nowość.
- Albo pociesz, albo zabij. Ewentualnie pomóż mi kogoś swatać.
< Soul? Pociesz strapioną na duchu >
Od Rachel do Soula
- Soul.
- Co.
- No chodź. Co Ci ta woda zrobi? Zje Cię?
- ...
- Nie karz mi Ci śpiewać na uspokojenie jak małemu dziecku, i chodź. - Jego reakcja? Nic. Siedział jak siedział, i się nie ruszał.
- SOUL! - wzrdygnął się. - Idziemy. - odparłam siadając przed nim.
- Mnie stąd nie ruszysz.
*** pięć minut później ***
- Puszczaj mnie! - krzyczał basior, którego ciągnęłam za ogon do łódki. Pazurami zarył duże leje w pisaku, co mnie zaczęło doprowadzać do szału. Taki ładnie uklepany piasek...
- Idziemy-do-łódki! - warknęłam, chociaż nie wyraźnie, gdyż mówienie z czyimś ogonem w pysku nie jest łatwe.
- Nie!
- Zachowujesz się jak małe, kapryśne dziecko! - rozpostarłam skrzydła, i wzleciałam w powietrze. Skoro tak się nie dało, to trzeba było w inny sposób. ( przy okazji odepchnęłam wiatrem łódkę tak, że była już na głębokiej wodzie ) W końcu powoli zleciałam na dół, puszczając ogon Soula trochę za wcześnie, ale chyba nic mu się nie stało. Chyba.
- Odwdzięczę Ci się za to. - mruknął basior.
- Ech... ale ty masz grymasy. - mruknęłam, wyjęłam z bagażu liny, i przyczepiłam do siebie.
- Co ty robisz?
- Nie będziemy przecież tak dryfować bez celu. - odparłam, po czym znowu znalazłam się w powietrzu, i z zabójczą szybkością dostałam się na drugi brzeg. Zaraz... czy to była mała wysepka? Odpięłam się od lin, a Soul wyszedł z łódki, którą potem zabezpieczył kołkiem. Ja zdążyłam przelecieć wyspę w zdłórz i w szerz. Nic, po za piachem.
- Tutaj kompletnie NIC nie ma. - mruknęłam.
- No, to możemy już wracać?
- Nie.
- Tak myślałem, że to powiesz.
- To nie myśl tyle. - odparłam z uśmiechem, i zaczęłam węszyć. W końcu mój nos wywąchał coś... innego.
- Soul? Pomożesz?
- Zależy w czym
- W kopaniu. - odparłam, i wzięłam się za przebieranie łapami w piasku.
< Soul? Nudzi mi się :( A jeszcze jutro ta wycieczka dwu dniowa. Zaczynam się wykańczać psychicznie >
- Co.
- No chodź. Co Ci ta woda zrobi? Zje Cię?
- ...
- Nie karz mi Ci śpiewać na uspokojenie jak małemu dziecku, i chodź. - Jego reakcja? Nic. Siedział jak siedział, i się nie ruszał.
- SOUL! - wzrdygnął się. - Idziemy. - odparłam siadając przed nim.
- Mnie stąd nie ruszysz.
*** pięć minut później ***
- Puszczaj mnie! - krzyczał basior, którego ciągnęłam za ogon do łódki. Pazurami zarył duże leje w pisaku, co mnie zaczęło doprowadzać do szału. Taki ładnie uklepany piasek...
- Idziemy-do-łódki! - warknęłam, chociaż nie wyraźnie, gdyż mówienie z czyimś ogonem w pysku nie jest łatwe.
- Nie!
- Zachowujesz się jak małe, kapryśne dziecko! - rozpostarłam skrzydła, i wzleciałam w powietrze. Skoro tak się nie dało, to trzeba było w inny sposób. ( przy okazji odepchnęłam wiatrem łódkę tak, że była już na głębokiej wodzie ) W końcu powoli zleciałam na dół, puszczając ogon Soula trochę za wcześnie, ale chyba nic mu się nie stało. Chyba.
- Odwdzięczę Ci się za to. - mruknął basior.
- Ech... ale ty masz grymasy. - mruknęłam, wyjęłam z bagażu liny, i przyczepiłam do siebie.
- Co ty robisz?
- Nie będziemy przecież tak dryfować bez celu. - odparłam, po czym znowu znalazłam się w powietrzu, i z zabójczą szybkością dostałam się na drugi brzeg. Zaraz... czy to była mała wysepka? Odpięłam się od lin, a Soul wyszedł z łódki, którą potem zabezpieczył kołkiem. Ja zdążyłam przelecieć wyspę w zdłórz i w szerz. Nic, po za piachem.
- Tutaj kompletnie NIC nie ma. - mruknęłam.
- No, to możemy już wracać?
- Nie.
- Tak myślałem, że to powiesz.
- To nie myśl tyle. - odparłam z uśmiechem, i zaczęłam węszyć. W końcu mój nos wywąchał coś... innego.
- Soul? Pomożesz?
- Zależy w czym
- W kopaniu. - odparłam, i wzięłam się za przebieranie łapami w piasku.
< Soul? Nudzi mi się :( A jeszcze jutro ta wycieczka dwu dniowa. Zaczynam się wykańczać psychicznie >
Od Endera do Megami
Nie podejrzewał bym, że pierwszym co zobaczę po przebudzeniu może być pyszczek Ametyst. Mała wyraźnie oczekiwała momentu, w którym otworzę oczy.
- O co chodzi? - Zapytałem, leniwie się przeciągając.
- Pobawisz się dzisiaj ze mną?
- A co z Artemisem? Nie będzie mu smutno jeżeli dziś do niego nie przyjdziesz?
- Ma dziś lekcje polowania. - Stwierdziła z lekko zasmuconą miną Ametyst.
- To może Negra? - Mała pokręciła przecząco głową.
- Uczy Artemisa.
Westchnąłem ciężko. Wyglądało na to, że chcąc nie chcąc będę musiał dotrzymać Ametyst towarzystwa. Co prawda wadera byłą już w wieku, w którym mogła by zacząć się uczyć polować. Skoro jednak Negra nie chciała jej wziąć ze sobą, prawdopodobnie Artemis miał polować na coś większego.
- Jadłaś już coś dzisiaj? - Zapytałem, rozglądając się po jaskini.
Sam do końca nie wiem czego szukałem. Może jedynie zwykła roztropność kazała mi to zrobić. W końcu Ametyst sama udowodniła, że nie mogę się spodziewać co zobaczę po przebudzeniu.
- Nie. - Odparła wadera. - Chcę kurę.
- Kurę... - Powtórzyłem sceptycznie, nie miałem bladego pojęcia skąd wzięła ten pomysł.
Ostatecznie i tak miałem zamiar spełnić jej prośbę, no może nie do końca. Nie słyszałem o jakiejkolwiek ludzkiej farmie w tej okolicy a w lesie kur raczej nie znajdę. Pozostawało mi więc zapolować na inne pierzaste stworzenia zamieszkujące te okolice. W wysokiej trawie udało mi się dorwać dwa bażanty, które posłużyły nam za śniadanie. Potem wraz z Ametyst wybraliśmy wokół terenów watahy. Dzięki temu ja wywiązałem się ze swoich obowiązków a samica miała trochę frajdy. W drodze powrotnej natknęliśmy się na Megami. Wymyśliłem więc sposób by zając jakoś Ametyst a sam mogłem porozmawiać z niebieską waderą.
- Hej. - Przywitałem się i zamachałem ogonem.
- Cześć.
- Jak się czujesz?
- W porządku. - Odparła wadera. - Dlaczego pytasz?
Nad odpowiedzią musiałem się trochę zastanowić. Nie chciałem być źle zrozumiany. Dlatego też szukałem odpowiednich słów.
- Zastanawiam się czy to w porządku, że Rachel tak to zaaranżowała.
- Żałujesz? - Zapytała niepewnie wadera.
- Nie, chodź przyznam, że działałem wtedy pod wpływem impulsu. Zastanawiam się jednak czy Ty nie żałujesz.
<Megami?>
P.S.: Rachel, wiem, że nie na to liczyłaś XD
- O co chodzi? - Zapytałem, leniwie się przeciągając.
- Pobawisz się dzisiaj ze mną?
- A co z Artemisem? Nie będzie mu smutno jeżeli dziś do niego nie przyjdziesz?
- Ma dziś lekcje polowania. - Stwierdziła z lekko zasmuconą miną Ametyst.
- To może Negra? - Mała pokręciła przecząco głową.
- Uczy Artemisa.
Westchnąłem ciężko. Wyglądało na to, że chcąc nie chcąc będę musiał dotrzymać Ametyst towarzystwa. Co prawda wadera byłą już w wieku, w którym mogła by zacząć się uczyć polować. Skoro jednak Negra nie chciała jej wziąć ze sobą, prawdopodobnie Artemis miał polować na coś większego.
- Jadłaś już coś dzisiaj? - Zapytałem, rozglądając się po jaskini.
Sam do końca nie wiem czego szukałem. Może jedynie zwykła roztropność kazała mi to zrobić. W końcu Ametyst sama udowodniła, że nie mogę się spodziewać co zobaczę po przebudzeniu.
- Nie. - Odparła wadera. - Chcę kurę.
- Kurę... - Powtórzyłem sceptycznie, nie miałem bladego pojęcia skąd wzięła ten pomysł.
Ostatecznie i tak miałem zamiar spełnić jej prośbę, no może nie do końca. Nie słyszałem o jakiejkolwiek ludzkiej farmie w tej okolicy a w lesie kur raczej nie znajdę. Pozostawało mi więc zapolować na inne pierzaste stworzenia zamieszkujące te okolice. W wysokiej trawie udało mi się dorwać dwa bażanty, które posłużyły nam za śniadanie. Potem wraz z Ametyst wybraliśmy wokół terenów watahy. Dzięki temu ja wywiązałem się ze swoich obowiązków a samica miała trochę frajdy. W drodze powrotnej natknęliśmy się na Megami. Wymyśliłem więc sposób by zając jakoś Ametyst a sam mogłem porozmawiać z niebieską waderą.
- Hej. - Przywitałem się i zamachałem ogonem.
- Cześć.
- Jak się czujesz?
- W porządku. - Odparła wadera. - Dlaczego pytasz?
Nad odpowiedzią musiałem się trochę zastanowić. Nie chciałem być źle zrozumiany. Dlatego też szukałem odpowiednich słów.
- Zastanawiam się czy to w porządku, że Rachel tak to zaaranżowała.
- Żałujesz? - Zapytała niepewnie wadera.
- Nie, chodź przyznam, że działałem wtedy pod wpływem impulsu. Zastanawiam się jednak czy Ty nie żałujesz.
<Megami?>
P.S.: Rachel, wiem, że nie na to liczyłaś XD
Od Soula do Rachel
W czasie, gdy Rachel ,,skoczyła na stronę", ja usiadłem sobie i cierpliwie czekałem dopóki nie wróci.
Po kilku minutach, zauważyłem znajomą postać i ruszyłem w jej stronę by zmniejszyć dzielący nas dystans.
Wadera wyciągnęła mapę i rozłożyła ją przed nami.
- Czemu tu u licha nic się nie pokazuje?! - warknęła po chwili.
- Poczekaj chwilę, może zaraz coś będzie...
I tu akurat miałem rację, gdyż dosłownie sekundę później na kawałku papieru zaczął tworzyć się jakiś wzór. My byliśmy zaznaczeni ,,X", a kreskowana linia robiła za drogę, którą powinniśmy się udać.
- Będziemy musieli przepłynąć...
- Tja...
- Nienawidzę łodzi. - wzdrygnąłem się.
- Przeżyjesz, choć idziemy. Nie będziemy tracić czasu.
Tak więc zabraliśmy się za poszukiwania. Musieliśmy dotrzeć w odpowiednie miejsce, a mapa ani trochę nam nie pomagała. Powiedziałbym, że wręcz tylko utrudniała całą podróż.
Trochę się już poirytowałem, gdy po raz enty poszliśmy nie tam gdzie trzeba.
Dopiero po jakimś czasie, gdy wyszliśmy z ogromnego lasu - znaleźliśmy morze.
Teraz tylko trzeba poszukać łódki...
Obeszliśmy brzeg ,,plaży", lecz nic nie znaleźliśmy...
Stwierdziliśmy więc, że poszukamy w krzakach. Kto wie, może właśnie tam ktoś ukrył tą przeklętą łódź?
- Tu jest! - krzyknąłem po chwili.
Rachel podbiegła do mnie i uważnie przyjrzała się temu drewnianemu czemuś.
- Raczej nie powinniśmy się utopić. - odparła naciskając łapą na drewno.
Zaczęliśmy pchać ,,pojazd" do wody, a mnie coraz bardziej zjadał strach. Szczerze nienawidziłem wszelkiego rodzaju mórz, oceanów, jezior i tak dalej.
Maaasakra!
- No chodź już pośpiesz się, no! - powiedziała wreszcie Rachel. - Nie mów mi, że boisz się wody?
- A żebyś wiedziała, że się boję! Nigdzie nie idę! - fuknąłem pod nosem i rozsiadłem się wygodnie obok skały.
<Rachel? Wena [*] xd>
Po kilku minutach, zauważyłem znajomą postać i ruszyłem w jej stronę by zmniejszyć dzielący nas dystans.
Wadera wyciągnęła mapę i rozłożyła ją przed nami.
- Czemu tu u licha nic się nie pokazuje?! - warknęła po chwili.
- Poczekaj chwilę, może zaraz coś będzie...
I tu akurat miałem rację, gdyż dosłownie sekundę później na kawałku papieru zaczął tworzyć się jakiś wzór. My byliśmy zaznaczeni ,,X", a kreskowana linia robiła za drogę, którą powinniśmy się udać.
- Będziemy musieli przepłynąć...
- Tja...
- Nienawidzę łodzi. - wzdrygnąłem się.
- Przeżyjesz, choć idziemy. Nie będziemy tracić czasu.
Tak więc zabraliśmy się za poszukiwania. Musieliśmy dotrzeć w odpowiednie miejsce, a mapa ani trochę nam nie pomagała. Powiedziałbym, że wręcz tylko utrudniała całą podróż.
Trochę się już poirytowałem, gdy po raz enty poszliśmy nie tam gdzie trzeba.
Dopiero po jakimś czasie, gdy wyszliśmy z ogromnego lasu - znaleźliśmy morze.
Teraz tylko trzeba poszukać łódki...
Obeszliśmy brzeg ,,plaży", lecz nic nie znaleźliśmy...
Stwierdziliśmy więc, że poszukamy w krzakach. Kto wie, może właśnie tam ktoś ukrył tą przeklętą łódź?
- Tu jest! - krzyknąłem po chwili.
Rachel podbiegła do mnie i uważnie przyjrzała się temu drewnianemu czemuś.
- Raczej nie powinniśmy się utopić. - odparła naciskając łapą na drewno.
Zaczęliśmy pchać ,,pojazd" do wody, a mnie coraz bardziej zjadał strach. Szczerze nienawidziłem wszelkiego rodzaju mórz, oceanów, jezior i tak dalej.
Maaasakra!
- No chodź już pośpiesz się, no! - powiedziała wreszcie Rachel. - Nie mów mi, że boisz się wody?
- A żebyś wiedziała, że się boję! Nigdzie nie idę! - fuknąłem pod nosem i rozsiadłem się wygodnie obok skały.
<Rachel? Wena [*] xd>
piątek, 16 czerwca 2017
Od Ametyst do Artemisa
Otworzyłam oczy, głowa strasznie mnie bolała. Dotknęłam bolącego miejsca łapą i zobaczyłam krew. Rozejrzałam się wokół. Próbowałam sobie przypomnieć, co się stało, nic jednak nie przychodziło mi do głowy.
- Powinnam wrócić do domu. - Powiedziałam cicho do siebie, po czym ruszyłam w stronę jaskini Endera.
Mój krok był nieco chwiejny, nie czułam się najlepiej. To jednak nie przeszkadzało mi, zastanawiać się nad tym, co powinnam zrobić, by Ender o niczym się nie dowiedział. I bez tego wciąż powtarzał, że ma ze mną strasznie dużo kłopotów. Nie widziałam więc innego wyjścia jak skierować się nad jezioro. Może i niewiele mi to da, w końcu nasze jezioro nie ma żadnych leczniczych właściwości, samo przebywanie w wodzie sprawiłoby jednak, że czułabym się trochę lepiej. Minęło trochę czasu, nim udało mi się dotrzeć nad wodę. Błękitna tafla była już w zasięgu mojego wzroku. Przyśpieszyłam nieco kroku i gdy już myślałam, że uda mi się wskoczyć do wody coś oderwało mnie od ziemi. Właściwie nie było to coś a ktoś. Gdy przekręciłam głowę, szybko okazało się, że tym kimś był Ender. Jak? Skąd wiedział, gdzie jestem? I dlaczego wyglądał na takiego zdenerwowanego? Po chwili w zasięgu mojego wzroku pojawił się Artemis. Wyglądał na wyczerpanego, zupełnie jakby przed chwilą zakończył jakiś morderczy bieg.
- Ametyst, ty żyjesz! - Zawołał z wyraźną ulgą na pysku.
Zmarszczyłam brwi, nie do końca rozumiałam, o co mu chodziło. Po chwili jednak przypomniałam sobie o krwawiącej ranie na mojej głowie. To sprawiło, że moje myśli krążyły już tylko wokół wydarzeń przed moim przebudzeniem.
- Idziemy do mnie, trzeba zając się tą raną. - Powiedział Ender, po czym wsadził mnie na swój grzbiet.
Wyjątkowo nie protestowałam, nie czułam się na siłach. Jaskinia nie była daleko, mimo to miałam wrażenie, jakby droga dłużyła się nam w nieskończoność. Potem samiec zajął się moją raną, bandaż na głowie nie należał do zbyt wygodnych.
- No, nie jest może najlepiej, ale powinno wystarczyć. - Powiedział wilk, przyglądając się swojemu "dziełu". Rana trochę swędziała, miałam jednak kategoryczny zakaz jej drapania. Nie podobało mi się to, ale cóż mogłam zrobić.
- Jak się czujesz? - Zapytał Artemis, siadając obok mnie.
- Trochę dziwnie... - Stwierdziłam.
Po chwili obok nas pojawił się End, samiec spojrzał na nas wymownie, po czym zapytał:
- Czy któreś z was powie mi, co się właściwie stało?
- No więc... - Zaczął Artemis. - Bawiliśmy się w chowanego.
Spojrzałam na białego wilka z błyskiem w oku, wszystko mi się przypomniało. Byłam więc gotowa powiedzieć resztę sama.
- Gdy się chowałam, wpadłam na pomysł, by schować się na drzewie... - Dalej mówiłam już nieco ciszej. - No i jakoś tak wyszło, że spadłam.
Spojrzałam niepewnie na Endera. Byłam przygotowana na to, że samiec zacznie prawić mi kazania, zamiast tego usłyszałam jednak głośne westchnięcie. Wilk nie powiedział nawet słowa, zamiast tego popatrzył na nas wyraźnie zawiedziony, po czym odszedł.
- Co powinniśmy zrobić? - Zwróciłam się do Artemisa, gdyż sama nie miałam pojęcia jak w takiej sytuacji się zachować.
<Artemis?>
- Powinnam wrócić do domu. - Powiedziałam cicho do siebie, po czym ruszyłam w stronę jaskini Endera.
Mój krok był nieco chwiejny, nie czułam się najlepiej. To jednak nie przeszkadzało mi, zastanawiać się nad tym, co powinnam zrobić, by Ender o niczym się nie dowiedział. I bez tego wciąż powtarzał, że ma ze mną strasznie dużo kłopotów. Nie widziałam więc innego wyjścia jak skierować się nad jezioro. Może i niewiele mi to da, w końcu nasze jezioro nie ma żadnych leczniczych właściwości, samo przebywanie w wodzie sprawiłoby jednak, że czułabym się trochę lepiej. Minęło trochę czasu, nim udało mi się dotrzeć nad wodę. Błękitna tafla była już w zasięgu mojego wzroku. Przyśpieszyłam nieco kroku i gdy już myślałam, że uda mi się wskoczyć do wody coś oderwało mnie od ziemi. Właściwie nie było to coś a ktoś. Gdy przekręciłam głowę, szybko okazało się, że tym kimś był Ender. Jak? Skąd wiedział, gdzie jestem? I dlaczego wyglądał na takiego zdenerwowanego? Po chwili w zasięgu mojego wzroku pojawił się Artemis. Wyglądał na wyczerpanego, zupełnie jakby przed chwilą zakończył jakiś morderczy bieg.
- Ametyst, ty żyjesz! - Zawołał z wyraźną ulgą na pysku.
Zmarszczyłam brwi, nie do końca rozumiałam, o co mu chodziło. Po chwili jednak przypomniałam sobie o krwawiącej ranie na mojej głowie. To sprawiło, że moje myśli krążyły już tylko wokół wydarzeń przed moim przebudzeniem.
- Idziemy do mnie, trzeba zając się tą raną. - Powiedział Ender, po czym wsadził mnie na swój grzbiet.
Wyjątkowo nie protestowałam, nie czułam się na siłach. Jaskinia nie była daleko, mimo to miałam wrażenie, jakby droga dłużyła się nam w nieskończoność. Potem samiec zajął się moją raną, bandaż na głowie nie należał do zbyt wygodnych.
- No, nie jest może najlepiej, ale powinno wystarczyć. - Powiedział wilk, przyglądając się swojemu "dziełu". Rana trochę swędziała, miałam jednak kategoryczny zakaz jej drapania. Nie podobało mi się to, ale cóż mogłam zrobić.
- Jak się czujesz? - Zapytał Artemis, siadając obok mnie.
- Trochę dziwnie... - Stwierdziłam.
Po chwili obok nas pojawił się End, samiec spojrzał na nas wymownie, po czym zapytał:
- Czy któreś z was powie mi, co się właściwie stało?
- No więc... - Zaczął Artemis. - Bawiliśmy się w chowanego.
Spojrzałam na białego wilka z błyskiem w oku, wszystko mi się przypomniało. Byłam więc gotowa powiedzieć resztę sama.
- Gdy się chowałam, wpadłam na pomysł, by schować się na drzewie... - Dalej mówiłam już nieco ciszej. - No i jakoś tak wyszło, że spadłam.
Spojrzałam niepewnie na Endera. Byłam przygotowana na to, że samiec zacznie prawić mi kazania, zamiast tego usłyszałam jednak głośne westchnięcie. Wilk nie powiedział nawet słowa, zamiast tego popatrzył na nas wyraźnie zawiedziony, po czym odszedł.
- Co powinniśmy zrobić? - Zwróciłam się do Artemisa, gdyż sama nie miałam pojęcia jak w takiej sytuacji się zachować.
<Artemis?>
Od Rachel do Soula
Smoki... smok tu, tam, tam i sram. Wszędzie smoki! Może jeszcze dodadzą krasnoludki, śpiące królewny, i rycerza na białym koniu?
- Co w zamian? No. Powiedzmy, że twoje życie. - samica popatrzyła na mnie jak na wariatkę, i parsknęła śmiechem.
- Moje życie? A to ciekawe.
- Rachel, co ty wyprawiasz? - zapytał Soul.
- To co trzeba. - odparłam, i spojrzałam jej głęboko w oczy. Samica od razu ryknęła. Nie zwijała się z bólu, ale widać było, że cierpi.
- Dość... - syknęła. Przestałam, ale to był mój błąd, gdyż zionęła na mnie ogniem.
- Rachel! - usłyszałam głos Soula, ale zamiast palącego mnie gorąca, poczułam miłe ciepło. Rozprostowałam palące się skrzydła ( które się nie spalały ) machnęłam nimi, i cały ogień który na mnie leciał zmienił kolor na czarny, i rozproszył się po pomieszczeniu zmieniając w parę. ( albo dym )
- Chcesz ogniem zniszczyć ogień? Ciekawe rozwiązanie. - przyznałam z szyderczym uśmiechem. Samina patrzyła na mnie dziwnie, a z twarzy Soula wyczytałam ulgę.
- No więc oddasz po dobroci, czy przechodzimy do siły? - zapytałam składając skrzydła.
- Pf. Wolę rozwiązanie siłowe. - prychnęła. Soul najwyraźniej nie chciał przechodzić do planu B, bo stanął między nami i powiedział
- Licytacja. Dajemy ci 1/3 skarbu. - jej oczy rozbłysły.
- Jakiego skarbu?
- Dużego. - odparłam patrząc na nią spode łba. Ta mnie zignorowała
- No w sumie... mamy sporo skarbów. Ale taki legendarny, to piękność.
- No, to załatwione. - mruknęłam, machnęłam łapą, i szkatułka przeleciała po ziemi, tuż pod moje łapy. Samica rozmarzona najwyraźniej nawet nie chciała słyszeć, że to podstęp. A więc... musimy jej dać tą 1/3 skarbu. Ja sama nie chciałam opustaszać całego skarbca.
***
- Dobra, a więc mamy już 4 pióra. Jeszcze 2. - powiedział basior
- Tak... - odparłam, wyciągnęłam mapę, i przeczytałam kolejny tekst.
- λαβύρινθος , Labirynt. W mitologii greckiej żył tam Minotaur.
- I chyba nadal żyje.
- Owszem. - mruknęłam.
- No, to idziemy? - zapytał
- Nie wiem gdzie to jest.
- Ja też nie. - popatrzyliśmy na siebie.
- No to musimy skorzystać z mapy. - odparłam. - ale za chwilę, bo muszę skoczyć na stronę.
< Soul? Cóż za ciekawe zakończenie... >
- Co w zamian? No. Powiedzmy, że twoje życie. - samica popatrzyła na mnie jak na wariatkę, i parsknęła śmiechem.
- Moje życie? A to ciekawe.
- Rachel, co ty wyprawiasz? - zapytał Soul.
- To co trzeba. - odparłam, i spojrzałam jej głęboko w oczy. Samica od razu ryknęła. Nie zwijała się z bólu, ale widać było, że cierpi.
- Dość... - syknęła. Przestałam, ale to był mój błąd, gdyż zionęła na mnie ogniem.
- Rachel! - usłyszałam głos Soula, ale zamiast palącego mnie gorąca, poczułam miłe ciepło. Rozprostowałam palące się skrzydła ( które się nie spalały ) machnęłam nimi, i cały ogień który na mnie leciał zmienił kolor na czarny, i rozproszył się po pomieszczeniu zmieniając w parę. ( albo dym )
- Chcesz ogniem zniszczyć ogień? Ciekawe rozwiązanie. - przyznałam z szyderczym uśmiechem. Samina patrzyła na mnie dziwnie, a z twarzy Soula wyczytałam ulgę.
- No więc oddasz po dobroci, czy przechodzimy do siły? - zapytałam składając skrzydła.
- Pf. Wolę rozwiązanie siłowe. - prychnęła. Soul najwyraźniej nie chciał przechodzić do planu B, bo stanął między nami i powiedział
- Licytacja. Dajemy ci 1/3 skarbu. - jej oczy rozbłysły.
- Jakiego skarbu?
- Dużego. - odparłam patrząc na nią spode łba. Ta mnie zignorowała
- No w sumie... mamy sporo skarbów. Ale taki legendarny, to piękność.
- No, to załatwione. - mruknęłam, machnęłam łapą, i szkatułka przeleciała po ziemi, tuż pod moje łapy. Samica rozmarzona najwyraźniej nawet nie chciała słyszeć, że to podstęp. A więc... musimy jej dać tą 1/3 skarbu. Ja sama nie chciałam opustaszać całego skarbca.
***
- Dobra, a więc mamy już 4 pióra. Jeszcze 2. - powiedział basior
- Tak... - odparłam, wyciągnęłam mapę, i przeczytałam kolejny tekst.
- λαβύρινθος , Labirynt. W mitologii greckiej żył tam Minotaur.
- I chyba nadal żyje.
- Owszem. - mruknęłam.
- No, to idziemy? - zapytał
- Nie wiem gdzie to jest.
- Ja też nie. - popatrzyliśmy na siebie.
- No to musimy skorzystać z mapy. - odparłam. - ale za chwilę, bo muszę skoczyć na stronę.
< Soul? Cóż za ciekawe zakończenie... >
czwartek, 15 czerwca 2017
Od Soula do Rachel
Gdy wróciłem z piórem wadera już spała, a ja nie miałem serca jej budzić.
Tak więc położyłem piórko u jej boku i sam położyłem się niedaleko niej od razu zasypiając.
Następnego dnia obudził mnie głośny krzyk przy uchu. Otworzyłem zaspane oczy i spod byka spojrzałem na Rachel, która była sprawcą mojej przerwanej drzemki.
- Czego chcesz? - bąknąłem.
- Trzeba ruszać dalej. Mamy kolejne pióro do zdobycia.
- Jak zrobimy sobie trochę przerwy to nic się nie stanie... - zamknąłem znowu oczy.
- Stanie się! Im szybciej je znajdziemy tym szybciej wrócimy do domu! - Ponownie mnie szturchnęła.
- Ehh... Idę, idę... - odparłem po chwili milczenia.
Rachel wyjęła mapę, a literki ułożyły się w napis ,,Φαράγγι δράκος".
- Wąwóz smoków. - odczytałem. - Wiem gdzie to jest! Przechodziłem tam kiedyś!
- W takim razie prowadź. - Uśmiechnęła się.
Zgodnie z jej prośbą szedłem przodem. Minęła niecała godzina, gdy znaleźliśmy się u progu owego wąwozu. Dawno tu nie byłem więc z zaciekawieniem rozglądałem się wokół.
Ogromne gady były wyjątkowo przyjaźnie do nas nastawione i tylko niektóre zapragnęły zrobić z nas miazgę. Rachel wtedy chciała użyć siły, lecz ja ostudzałem nieco jej zapał i spokojnie z nimi wszystko wyjaśniałem.
W starej watasze dziadek uczył mnie ich języka i teraz nie miałem problemu by się nim porozumieć.
Zresztą już kiedyś tutaj nocowałem przez kilka dni i niekiedy spotykaliśmy na swojej drodze kogoś znajomego.
Tak naprawdę nie wiedzieliśmy, gdzie powinniśmy się udać. Uznałem więc, że najlepszym miejscem będzie siedziba Królowej. Z nią niestety od zawsze miałem na pieńku i nieco powątpiewałem to, że zgodzi nam się pomóc... Wredna baba...
Zanim minęliśmy smoczych strażników i ochroniarzy minęło sporo czasu. Musieli nas zidentyfikować i sprawdzić czy aby na pewno nie zrobimy krzywdy przywódcą.
Po całym procesie wreszcie nas wpuścili. Szliśmy wąskimi korytarzami i zapewne gdybym był tam sam już dawno bym się zgubił... Wiele komnat, zawiłe niczym węże ścieżki...
Wreszcie jednak dostaliśmy się do celu naszej podróży.
- Dzień dobry. - Ukłoniłem się lekko. - Soul jestem... Pamiętasz mnie? - dodałem z kpiącym uśmieszkiem.
Może powinienem okazać większy szacunek wobec niej ale... Nie byłbym sobą, gdybym nie postawił na swoim i nie zrobił jej na złość.
- Pamiętam cię. Czego tu chcesz idioto?!
- Potrzebuję pomocy. Szukamy małej szkatułki, na której wyryte jest greckie pismo. Nie widziałaś jej gdzieś tutaj?
- O tej mówisz? - spytała wskazując łbem na owy przedmiot leżący obok niej.
- Dokładnie! - podszedłem bliżej. - Skoro, go nie potrzebujesz, to ja go sobie wezmę! - Krzyknąłem robiąc krok w przód.
- Stój! Coś za coś... Co jesteś w stanie mi zaoferować w zamian za to pudełeczko? - Zakryła skarb skrzydłem i spojrzała na mnie poważnie.
- Rachel? Co robimy? - spytałem szeptem mojej towarzyszki.
<Rachel? Nie ma to jak smoki! xd>
Tak więc położyłem piórko u jej boku i sam położyłem się niedaleko niej od razu zasypiając.
Następnego dnia obudził mnie głośny krzyk przy uchu. Otworzyłem zaspane oczy i spod byka spojrzałem na Rachel, która była sprawcą mojej przerwanej drzemki.
- Czego chcesz? - bąknąłem.
- Trzeba ruszać dalej. Mamy kolejne pióro do zdobycia.
- Jak zrobimy sobie trochę przerwy to nic się nie stanie... - zamknąłem znowu oczy.
- Stanie się! Im szybciej je znajdziemy tym szybciej wrócimy do domu! - Ponownie mnie szturchnęła.
- Ehh... Idę, idę... - odparłem po chwili milczenia.
Rachel wyjęła mapę, a literki ułożyły się w napis ,,Φαράγγι δράκος".
- Wąwóz smoków. - odczytałem. - Wiem gdzie to jest! Przechodziłem tam kiedyś!
- W takim razie prowadź. - Uśmiechnęła się.
Zgodnie z jej prośbą szedłem przodem. Minęła niecała godzina, gdy znaleźliśmy się u progu owego wąwozu. Dawno tu nie byłem więc z zaciekawieniem rozglądałem się wokół.
Ogromne gady były wyjątkowo przyjaźnie do nas nastawione i tylko niektóre zapragnęły zrobić z nas miazgę. Rachel wtedy chciała użyć siły, lecz ja ostudzałem nieco jej zapał i spokojnie z nimi wszystko wyjaśniałem.
W starej watasze dziadek uczył mnie ich języka i teraz nie miałem problemu by się nim porozumieć.
Zresztą już kiedyś tutaj nocowałem przez kilka dni i niekiedy spotykaliśmy na swojej drodze kogoś znajomego.
Tak naprawdę nie wiedzieliśmy, gdzie powinniśmy się udać. Uznałem więc, że najlepszym miejscem będzie siedziba Królowej. Z nią niestety od zawsze miałem na pieńku i nieco powątpiewałem to, że zgodzi nam się pomóc... Wredna baba...
Zanim minęliśmy smoczych strażników i ochroniarzy minęło sporo czasu. Musieli nas zidentyfikować i sprawdzić czy aby na pewno nie zrobimy krzywdy przywódcą.
Po całym procesie wreszcie nas wpuścili. Szliśmy wąskimi korytarzami i zapewne gdybym był tam sam już dawno bym się zgubił... Wiele komnat, zawiłe niczym węże ścieżki...
Wreszcie jednak dostaliśmy się do celu naszej podróży.
- Dzień dobry. - Ukłoniłem się lekko. - Soul jestem... Pamiętasz mnie? - dodałem z kpiącym uśmieszkiem.
Może powinienem okazać większy szacunek wobec niej ale... Nie byłbym sobą, gdybym nie postawił na swoim i nie zrobił jej na złość.
- Pamiętam cię. Czego tu chcesz idioto?!
- Potrzebuję pomocy. Szukamy małej szkatułki, na której wyryte jest greckie pismo. Nie widziałaś jej gdzieś tutaj?
- O tej mówisz? - spytała wskazując łbem na owy przedmiot leżący obok niej.
- Dokładnie! - podszedłem bliżej. - Skoro, go nie potrzebujesz, to ja go sobie wezmę! - Krzyknąłem robiąc krok w przód.
- Stój! Coś za coś... Co jesteś w stanie mi zaoferować w zamian za to pudełeczko? - Zakryła skarb skrzydłem i spojrzała na mnie poważnie.
- Rachel? Co robimy? - spytałem szeptem mojej towarzyszki.
<Rachel? Nie ma to jak smoki! xd>
Od Shadowzone (Event)
Dzień nr 1
Piach , piach , piach , zeschnięty krzak , piach , piach... Czy tu nie maczegoś innego od piachu i zeschniętych krzaków? Nudy... Żar lał się z nieba , a piasek wrzynał mi się między pazury. Dobrze , że na początek mam ekwipunek , bo bez niego byłaby bieda. Glebłam sobie na ziemię. Parzy... Ale "Trzeba sobie w życiu radzić-powiedział baca zawiązując buta glistą". Usłyszałam jakieś wycie. A więc wieję. Zaczęłam biec ile sił w łapach. Biegłam nie zwracając na nic uwagi. Postanowiłam zahamować... Ała! Asfalt? Na pustkowiu?! A więc jestem w mieście dwunogów (nazwa z Warrior Cats XD). Pierwszy dzień i już wypadek. Zdarłam sobie poduszki u łap i to piekielnie boli. Potwory poczują krew i szybko mnie znajdą. Postanowiłam wskoczyć pod jakiś daszek i zaczłam zlizywać sobie krew. Czuję się jak kot... Nieważne. Strasznie pusto tu , jak na miasto dwunożnych. Wszędzie wała się szkło , a więc powinnam sobie zabezpieczyć łapy. W nos uderzył mnie smród padliny. Wydobywał się z dziury pod napisem "metro". Zeszłam sobie tam i na wszelki wypadek wzięłam sztylet. Tutaj panował burdel. Usłyszałam wycie... Mieszaniec! Stwór natychmiast skoczył w moją stronę. Wybrałam odpowiedni moment i dźgnęłam go w serce. Uff... Dobrze , że dźgnęłam na czas , bo nie chciałabym nim być... Nie wyczuwałam innego zagrożenia i postanowiłam znaleźć kryjówkę. W końcu położyłam się pod pociągiem z metra. Nie wiem , jak tu wytrzymam...
Piach , piach , piach , zeschnięty krzak , piach , piach... Czy tu nie maczegoś innego od piachu i zeschniętych krzaków? Nudy... Żar lał się z nieba , a piasek wrzynał mi się między pazury. Dobrze , że na początek mam ekwipunek , bo bez niego byłaby bieda. Glebłam sobie na ziemię. Parzy... Ale "Trzeba sobie w życiu radzić-powiedział baca zawiązując buta glistą". Usłyszałam jakieś wycie. A więc wieję. Zaczęłam biec ile sił w łapach. Biegłam nie zwracając na nic uwagi. Postanowiłam zahamować... Ała! Asfalt? Na pustkowiu?! A więc jestem w mieście dwunogów (nazwa z Warrior Cats XD). Pierwszy dzień i już wypadek. Zdarłam sobie poduszki u łap i to piekielnie boli. Potwory poczują krew i szybko mnie znajdą. Postanowiłam wskoczyć pod jakiś daszek i zaczłam zlizywać sobie krew. Czuję się jak kot... Nieważne. Strasznie pusto tu , jak na miasto dwunożnych. Wszędzie wała się szkło , a więc powinnam sobie zabezpieczyć łapy. W nos uderzył mnie smród padliny. Wydobywał się z dziury pod napisem "metro". Zeszłam sobie tam i na wszelki wypadek wzięłam sztylet. Tutaj panował burdel. Usłyszałam wycie... Mieszaniec! Stwór natychmiast skoczył w moją stronę. Wybrałam odpowiedni moment i dźgnęłam go w serce. Uff... Dobrze , że dźgnęłam na czas , bo nie chciałabym nim być... Nie wyczuwałam innego zagrożenia i postanowiłam znaleźć kryjówkę. W końcu położyłam się pod pociągiem z metra. Nie wiem , jak tu wytrzymam...
środa, 14 czerwca 2017
Od Soula do Rachel ,,Bawię się w swatkę" #2
Tak więc leżeliśmy w tej dziurze z wielkim zacieszem na twarzach i obserwowaliśmy otoczenie upewniając się czy, aby na pewno wszystko zostało dopięte na ostatni guzik.
I właśnie wtedy przez wejście do jaskini weszła nasza para.
Najpierw Ender przepuścił Meg przodem, a sam wszedł zaraz za nią i również zaczął się rozglądać wokół z lekkim zdziwieniem.
- Nieźle to Rachel przygotowała... - bąknął pod nosem.
Alfa natomiast z zachwytem podeszła do stolika, by przyjrzeć się wszystkiemu dokładnie.
- Myślisz, że nas nie zauważą? - spytałem szeptem Rach.
- Jeśli będziemy siedzieć cicho to nie. - spojrzała na mnie wymownie i wróciła do wpatrywania się w tamtą dwójkę.
- Jak słodko razem wyglądają! - pisnęła po chwili.
- Jeśli nie będziemy siedzieć cicho to nas odkryją! - zacząłem naśladować jej głos z uśmiechem.
Wadera spojrzała na mnie z pobłażaniem i zamknęła mi usta łapą przy okazji nie odrywając oczu od Endera i Megami.
Oboje siedzieli już przy stoliku i popijali swojego ,,szampana" przegryzając go przekąskami. Rozmawiali dość dużo, choć ja wręcz byłem pewien, że zrozumieli by się nawet ze słów.
I ten jeden raz byłem gotów zgodzić się z Rachel - oni idealnie do siebie pasowali!
Ja w tym czasie zajadałem się popcornem czekając na rozwój akcji i raz po raz zerkałem na podekscytowaną waderę.
Ona przeżywa to chyba bardziej niż główni bohaterowie tego ,,przedstawienia".
Pokręciłem lekko głową na boki i westchnąłem. Przyznam szczerze, że świetnie się bawiłem organizując wszystko i miałem nadzieję, iż ta dwójka rzeczywiście będzie razem!
- Nie mogę się doczekać, aż wreszcie ją o to poprosi... - szepnąłem.
- Ja też!
- O ile w ogóle to zrobi... - dodałem po chwili.
- Musi to zrobić! Nie po to dawałam mu kwiatki i perły! Mówię ci! Daj im czas. - szturchnęła mnie w ramię.
- Oczywiście! - Uśmiechnąłem się.
- Ćśśśś!
W tym momencie rozgrywał się najważniejszy a zarazem najciekawszy moment.
Bowiem Ender właśnie wyciągał zza pleców niewielki naszyjnik zdobiony perłami.
Najwyraźniej bukiet róż podarował jej wcześniej, a ja musiałem to nieco przeoczyć...
No cóż. Liczyło się to, iż teraz miała rozegrać się decydująca scena.
- Meg... Czy ty... Zostałabyś moją partnerką? - odparł patrząc jej uważnie w oczy i podał jej biżuterię.
Wadera z lekkim zakłopotaniem przyjęła podarunek i po chwili zastanowienia odpowiedziała krótkie ,,tak" przy okazji przytulając się do basiora.
Na moim pysku zawitał ogromny uśmiech , a Rachel rzuciła się na mnie piszcząc szeptem, że nam się udało.
- Aua... - powiedziałem po chwili dotykając ucha.
- Wybacz, ale nareszcie są razem! - powiedziała.
Nasza para niedługo potem wyszła z jaskini i udała się na mały spacer. My w tym czasie wyszliśmy z kryjówki i wszystko uprzątnęliśmy.
Gdy wszystko było już gotowe, a my oboje strasznie zmęczeni - również wyszliśmy na zewnątrz.
- Misja wykonana! - odparłem.
- Tja! Nawet nie wiesz jak się cieszę! Do jutra! - powolnym krokiem udała się do swojej jaskini.
- Cześć!
Udałem się w przeciwną stronę, by również znaleźć jakieś schronienie.
Dzisiejszy dzień bez dwóch zdań mogę zaliczyć do tych udanych.
I właśnie wtedy przez wejście do jaskini weszła nasza para.
Najpierw Ender przepuścił Meg przodem, a sam wszedł zaraz za nią i również zaczął się rozglądać wokół z lekkim zdziwieniem.
- Nieźle to Rachel przygotowała... - bąknął pod nosem.
Alfa natomiast z zachwytem podeszła do stolika, by przyjrzeć się wszystkiemu dokładnie.
- Myślisz, że nas nie zauważą? - spytałem szeptem Rach.
- Jeśli będziemy siedzieć cicho to nie. - spojrzała na mnie wymownie i wróciła do wpatrywania się w tamtą dwójkę.
- Jak słodko razem wyglądają! - pisnęła po chwili.
- Jeśli nie będziemy siedzieć cicho to nas odkryją! - zacząłem naśladować jej głos z uśmiechem.
Wadera spojrzała na mnie z pobłażaniem i zamknęła mi usta łapą przy okazji nie odrywając oczu od Endera i Megami.
Oboje siedzieli już przy stoliku i popijali swojego ,,szampana" przegryzając go przekąskami. Rozmawiali dość dużo, choć ja wręcz byłem pewien, że zrozumieli by się nawet ze słów.
I ten jeden raz byłem gotów zgodzić się z Rachel - oni idealnie do siebie pasowali!
Ja w tym czasie zajadałem się popcornem czekając na rozwój akcji i raz po raz zerkałem na podekscytowaną waderę.
Ona przeżywa to chyba bardziej niż główni bohaterowie tego ,,przedstawienia".
Pokręciłem lekko głową na boki i westchnąłem. Przyznam szczerze, że świetnie się bawiłem organizując wszystko i miałem nadzieję, iż ta dwójka rzeczywiście będzie razem!
- Nie mogę się doczekać, aż wreszcie ją o to poprosi... - szepnąłem.
- Ja też!
- O ile w ogóle to zrobi... - dodałem po chwili.
- Musi to zrobić! Nie po to dawałam mu kwiatki i perły! Mówię ci! Daj im czas. - szturchnęła mnie w ramię.
- Oczywiście! - Uśmiechnąłem się.
- Ćśśśś!
W tym momencie rozgrywał się najważniejszy a zarazem najciekawszy moment.
Bowiem Ender właśnie wyciągał zza pleców niewielki naszyjnik zdobiony perłami.
Najwyraźniej bukiet róż podarował jej wcześniej, a ja musiałem to nieco przeoczyć...
No cóż. Liczyło się to, iż teraz miała rozegrać się decydująca scena.
- Meg... Czy ty... Zostałabyś moją partnerką? - odparł patrząc jej uważnie w oczy i podał jej biżuterię.
Wadera z lekkim zakłopotaniem przyjęła podarunek i po chwili zastanowienia odpowiedziała krótkie ,,tak" przy okazji przytulając się do basiora.
Na moim pysku zawitał ogromny uśmiech , a Rachel rzuciła się na mnie piszcząc szeptem, że nam się udało.
- Aua... - powiedziałem po chwili dotykając ucha.
- Wybacz, ale nareszcie są razem! - powiedziała.
Nasza para niedługo potem wyszła z jaskini i udała się na mały spacer. My w tym czasie wyszliśmy z kryjówki i wszystko uprzątnęliśmy.
Gdy wszystko było już gotowe, a my oboje strasznie zmęczeni - również wyszliśmy na zewnątrz.
- Misja wykonana! - odparłem.
- Tja! Nawet nie wiesz jak się cieszę! Do jutra! - powolnym krokiem udała się do swojej jaskini.
- Cześć!
Udałem się w przeciwną stronę, by również znaleźć jakieś schronienie.
Dzisiejszy dzień bez dwóch zdań mogę zaliczyć do tych udanych.
Od Artemista do Ametyst
Gdy skończyłem liczyć, jakieś 5 minut zastanawiałem się gdzie ona jest.Nie będę biegać po jaskiniach, bo to głupie.Może...Jezioro?Nie.To też zbyt oczywiste.No cóż, oblecę wszystko dookoła.
****************
Po chwili biegu zobaczyłem ją.Siedziała na drzewie.
-Fajna kryjówka.Ale dla mnie za prosta -powiedziałem podbiegając do drzewa.Nie widziała mnie,więc jak to ja, postanowiłem ją przestraszyć.Obserwowałem jej ściskające drzewo łapy.Raz mocniej były przytulone do drzewa, raz słabiej.Wzrok miała wbity w ziemię.Wyglądała trochę jakby dostała jakiegoś paraliżu. (...)
Zacząłem się skradać.Nie było to idealnie cicho, bo po pierwsze nie jestem JESZCZE zbyt wysportowany, po drugie było tam dużo małych gałązek.Ale ona i tak mnie nie słyszała.Albo po prostu bała się odwrócić.Okej, nadeszła ta chwila......
-Bu!!!-wskoczyłem na drzewo obok Ametyst.-Hehehe.
-Bu!!!-wskoczyłem na drzewo obok Ametyst.-Hehehe.
-Ajj!-już nie było mi tak wesoło.Ametyst spadła z drzewa.Na mojej twarzy pojawiło się zakłopotanie.Zeskoczyłem obok leżącej wadery.-Eeejj...Am..Ametyyyst.-kilka razy szturchnąłem ją łapą.
-Ej!Halo!-spróbowałem przewrócić ją na drugą stronę.Gdy to zrobiłem, zobaczyłem na jej głowie lekkie krwawienie.-Hej, Ametyst żyjesz czy nie!Eh...Trzeba się pobawić w sekcję zwłok.-Nie, nawet lepiej o tym nie myśleć.Widziałem, że oddycha.Tylko nie wiedziałem co ja teraz mam zrobić!Em...Ender...Meg...Meg!Ender! Tak! Oni muszą coś wymyślić.Meg znając życie powie że nie ma czasu, ale można spróbować.Tylko co mam zrobić z nią?Nie mogę jej zostawić..I zabrać też nie.Jest za ciężka.Popatrzyłem przez chwilę na nią i pobiegłem sprintem do jaskini Meg.
-Meeeeeeg!!!
-Artemist, nie mam czasu teraz na zabawy.
-Ale Meg, musisz...
-Nie, nie mam czasu idź się pobawić z Ametyst.
-Ale ona..
-Idź już!-tak jak myślałem.Ender!On nigdy nie jest zajęty.
<Ametyst?>
wtorek, 13 czerwca 2017
Od Rachel ,, Bawię się w swatkę " #1
Jak sam tytuł mówi... bawię się w swatkę. Zaczęłam latać z dokumentami od jaskini do jaskini o 6 rano. W końcu wpadłam do jaskini Endera.
- Pobudka śpiochu! - krzyknęłam.
- Czego... - podbiegłam do niego i tuż przed oczami pokazałam mu dokument. Po paru minutach basior odsłonił łapą swoją twarz przesuwając nieco dokument. Jego mina mówiła sama za siebie.
- Od kiedy bawisz się w swatkę?
- Doskonale to ująłeś. Bawię się. Ale... od dzisiejszej nocy! Tak mnie naszło. Podpisujesz?
- Em... tu się jeszcze nikt nie podpisał a nie chcę, byś zeswatała mnie z jakąś nie normalną waderą.
- Spooooko. - mruknęłam podając mu pióro i atrament. Basior nie pewnie podpisał się na karcie, którą równie szybko jak wyciągnęłam, schowałam z powrotem, i krzycząc "- Dzięki! " wyleciałam z jaskini i jak strzała wpadłam do Meg.
- Megi, Megi, Megi, Megi. - zaczęłam skakać wokół wadery. Ta zatrzymała mnie łapą i popatrzyła na mnie jak na wariatkę.
- O co ci chodzi. - Przystawiłam jej kartę do nosa, jak Enderowi. Po chwili wadera:
- eeeeee.... co?
- No co? Nie cieszysz się? Idziesz na randkę! - próbowałam zdławić wybuch śmiechu.
- Ej, a czy wyraziłam zgodę?
- Noooo... nie.....Ale możesz.
- Nie.
- No plooooośię! - popatrzyłam na nią oczami szczeniaka.
- Nie, i koniec.
- No ale ja Cię tak bardzo proszę!
- A ja Ci mówię, że nie
- Bo Ci arszenika do wody doleję. - mruknęłam z kamienną twarzą. Ta popatrzyła na mnie jak na wariatkę z psychiatryka. W końcu wzięła atrament i podpisała. Ja uradowana wystrzeliłam z jaskini i pobiegłam do Soula.
- Hejka. - powiedziałam zatrzymując się przed nim.
- No cześć...
- Pomożesz?
- Zależy w czym.
- Będę swatać Megami i Endera. - W oczach basiora zobaczyłam błysk rozbawienia.
- No, to jasne, że ci pomogę. - Po paru godzinach przygotowań wreszcie znalazłam jakąś jaskinię, którą od razu zaklepałam na przyszłość.
Nie wiem skąd pomysł na stolik, ale z dość niskiego, płaskiego i równego grzyba, zrobiłam stół. Koło niego dwa mniejsze grzyby jako siedzenia. Nad nimi zawiesiłam niebieskie kwiatki, które prawie od razu się przyjęły, i zaczęły świecić. Woda, która tam płynęła miała dziwnie lekko niebieski kolor, ale była dobra do picia. Smak miała pyszny, że zaczynałam się zastanawiać, czy nie zastąpi ona szampana. Chciałam przynieść chabry, ale Soul mnie powstrzymał. I dobrze, bo to były zwykłe polne kwiatki ( moje ulubione ). Soul pomagał jak profesjonalista. Ogień nie był potrzebny, tylko zniszczyłby urok. Szybko poleciałam do jaskini, przyniosłam specjalny pyłek i rozrzuciłam po jaskini. Od razu zaczął się unosić, i delikatnie połyskując unosił się w powietrzu jak na falach.
- Soul?
- Tak?
- Nie mogę tego przegapić. - odparłam rozglądając się za jakąś kryjówką.
- Zaraz, ty chcesz tutaj zostać?
- No jasne! - w końcu znalazłam dziurę... dość wielką, na prawie samym szczycie. Była zasłonięta korzeniami.
- O tak.. - mruknęłam wzleciałam nieco w powietrze i wlazłam do dziury. Nawet nie trzeba było schylać głowy! Było tutaj tyle miejsca...
- Soul, widać mnie?
- Nie.
- Za to ja wszystko widzę. - odparłam. - Tak... idealny kąt. Nikt mnie nie widzi, ale ja widzę kogoś.
- Nie zachęcaj mnie.
- Czyli zostajesz? Ale super! - ekscytowałam się, jak gimnazjalistka przed pierwszym razem. Tak... takie czasy. Teraz to już u ludzi w gimnazjum. To mnie wkurza. W ciągu dwóch godzin zdążyłam ogarnąć kryjówkę. Wzięłam na wzór ludzki " poszewkę" z lnu wypchaną pierzem, oraz poduszkę, ułożyłam się na niej, wzięłam popcorn, i tp. Do Endera jeszcze wstąpiłam dając mu wilki bukiet róż, oraz taki naszyjnik z pereł, żeby dał Megami. Boziu... czułam się jak jakaś baba, która urządza randki w ciemno. Jeszcze poprosiłam Apolla, by dał mi " płytę" z nut, z grania na lirze. Gdy tylko jedną z nut podpaliłam, przez 15 minut po jaskini rozpływała się spokojna melodia. W końcu przyszedł " ten czas" Postawiłam Soula w tej dziurze, a ja sama ległam obok. Jemu wystarczała sama skała, ale ja się uparłam, i leżał na "pościeli" z poduszką.Nie lubię romansów. Zawsze jak oglądałam tego typu filmy, to albo przy nich zasypiałam, albo miałam ochotę rzygnąć tęczą. Ale teraz? Chciałam udławić się śmiechem, ale w końcu się opanowałam, widząc, że pierwsza wchodzi Meg, a za nią Ender.
< Soul? Proszę cię dokończ to za mnie, bo ja tutaj nie wytrzymam >
- Pobudka śpiochu! - krzyknęłam.
- Czego... - podbiegłam do niego i tuż przed oczami pokazałam mu dokument. Po paru minutach basior odsłonił łapą swoją twarz przesuwając nieco dokument. Jego mina mówiła sama za siebie.
- Od kiedy bawisz się w swatkę?
- Doskonale to ująłeś. Bawię się. Ale... od dzisiejszej nocy! Tak mnie naszło. Podpisujesz?
- Em... tu się jeszcze nikt nie podpisał a nie chcę, byś zeswatała mnie z jakąś nie normalną waderą.
- Spooooko. - mruknęłam podając mu pióro i atrament. Basior nie pewnie podpisał się na karcie, którą równie szybko jak wyciągnęłam, schowałam z powrotem, i krzycząc "- Dzięki! " wyleciałam z jaskini i jak strzała wpadłam do Meg.
- Megi, Megi, Megi, Megi. - zaczęłam skakać wokół wadery. Ta zatrzymała mnie łapą i popatrzyła na mnie jak na wariatkę.
- O co ci chodzi. - Przystawiłam jej kartę do nosa, jak Enderowi. Po chwili wadera:
- eeeeee.... co?
- No co? Nie cieszysz się? Idziesz na randkę! - próbowałam zdławić wybuch śmiechu.
- Ej, a czy wyraziłam zgodę?
- Noooo... nie.....Ale możesz.
- Nie.
- No plooooośię! - popatrzyłam na nią oczami szczeniaka.
- Nie, i koniec.
- No ale ja Cię tak bardzo proszę!
- A ja Ci mówię, że nie
- Bo Ci arszenika do wody doleję. - mruknęłam z kamienną twarzą. Ta popatrzyła na mnie jak na wariatkę z psychiatryka. W końcu wzięła atrament i podpisała. Ja uradowana wystrzeliłam z jaskini i pobiegłam do Soula.
- Hejka. - powiedziałam zatrzymując się przed nim.
- No cześć...
- Pomożesz?
- Zależy w czym.
- Będę swatać Megami i Endera. - W oczach basiora zobaczyłam błysk rozbawienia.
- No, to jasne, że ci pomogę. - Po paru godzinach przygotowań wreszcie znalazłam jakąś jaskinię, którą od razu zaklepałam na przyszłość.
Nie wiem skąd pomysł na stolik, ale z dość niskiego, płaskiego i równego grzyba, zrobiłam stół. Koło niego dwa mniejsze grzyby jako siedzenia. Nad nimi zawiesiłam niebieskie kwiatki, które prawie od razu się przyjęły, i zaczęły świecić. Woda, która tam płynęła miała dziwnie lekko niebieski kolor, ale była dobra do picia. Smak miała pyszny, że zaczynałam się zastanawiać, czy nie zastąpi ona szampana. Chciałam przynieść chabry, ale Soul mnie powstrzymał. I dobrze, bo to były zwykłe polne kwiatki ( moje ulubione ). Soul pomagał jak profesjonalista. Ogień nie był potrzebny, tylko zniszczyłby urok. Szybko poleciałam do jaskini, przyniosłam specjalny pyłek i rozrzuciłam po jaskini. Od razu zaczął się unosić, i delikatnie połyskując unosił się w powietrzu jak na falach.
- Soul?
- Tak?
- Nie mogę tego przegapić. - odparłam rozglądając się za jakąś kryjówką.
- Zaraz, ty chcesz tutaj zostać?
- No jasne! - w końcu znalazłam dziurę... dość wielką, na prawie samym szczycie. Była zasłonięta korzeniami.
- O tak.. - mruknęłam wzleciałam nieco w powietrze i wlazłam do dziury. Nawet nie trzeba było schylać głowy! Było tutaj tyle miejsca...
- Soul, widać mnie?
- Nie.
- Za to ja wszystko widzę. - odparłam. - Tak... idealny kąt. Nikt mnie nie widzi, ale ja widzę kogoś.
- Nie zachęcaj mnie.
- Czyli zostajesz? Ale super! - ekscytowałam się, jak gimnazjalistka przed pierwszym razem. Tak... takie czasy. Teraz to już u ludzi w gimnazjum. To mnie wkurza. W ciągu dwóch godzin zdążyłam ogarnąć kryjówkę. Wzięłam na wzór ludzki " poszewkę" z lnu wypchaną pierzem, oraz poduszkę, ułożyłam się na niej, wzięłam popcorn, i tp. Do Endera jeszcze wstąpiłam dając mu wilki bukiet róż, oraz taki naszyjnik z pereł, żeby dał Megami. Boziu... czułam się jak jakaś baba, która urządza randki w ciemno. Jeszcze poprosiłam Apolla, by dał mi " płytę" z nut, z grania na lirze. Gdy tylko jedną z nut podpaliłam, przez 15 minut po jaskini rozpływała się spokojna melodia. W końcu przyszedł " ten czas" Postawiłam Soula w tej dziurze, a ja sama ległam obok. Jemu wystarczała sama skała, ale ja się uparłam, i leżał na "pościeli" z poduszką.Nie lubię romansów. Zawsze jak oglądałam tego typu filmy, to albo przy nich zasypiałam, albo miałam ochotę rzygnąć tęczą. Ale teraz? Chciałam udławić się śmiechem, ale w końcu się opanowałam, widząc, że pierwsza wchodzi Meg, a za nią Ender.
< Soul? Proszę cię dokończ to za mnie, bo ja tutaj nie wytrzymam >
Od Yoshiego do Shadowzone
Wadera powoli odchodziła zostawiając mnie samego. Normalnie to miałbym to w dupie, ale ona wie o mnie zbyt wiele. Czyżby czary? O nie! Żadna laska nie będzie używać na mnie jakiejś czarnej magii! W każdym razie, skoro to prawda to muszę mieć mocniejszy umysł i nie dać się omamić. A może zna się z miastową policją? Ale raczej nie, zdziwiłbym się, jakby do takiego zadupia jak to dotarły takie informacje. Podbiegłem do niej truchtem i wyprzedziłem zatrzymując jednocześnie.
- Gdzie się wybierasz? - Zbliżyłem mój pysk do jej pyska, spojrzałem na nią przymrużając oczy i uśmiechnąłem się łobuzersko. Ona odskoczyła z obrzydzeniem.
- Nie pozwalasz sobie? Przestrzeń osobista koleś! - warknęła. - Chcesz dostać w pysk?
- Ale ja lubię ją naruszać - Z mojej twarzy nie schodził uśmiech.
Najwidoczniej wadera się trochę wkurzyła i wymierzyła cios pazurami w mój zabójczy pyszczek. Na szczęście jestem doświadczonym wojownikiem i takie coś to dla mnie pikuś. Uniknąłem ciosu przechylając się do tyłu i opierając się na skrzydłach by nie wywalić się do tyłu. Gdyby ona widziała swoją minę! To zdziwienie na jej twarzy jest dla mnie rozkoszą!
- I co? Nie spodziewałaś się tego? Jednak nie jestem takim słabiakiem... - Mówiąc to ostatnie zdanie spojrzałem się w ziemię, przypomniało mi się jak było kiedyś i na chwilę coś we mnie pękło, ale po chwili wpatrywania się w podłogę ogarnąłem się i wróciłem do siebie. Podniosłem oczy na waderę. Zobaczyłem, że patrzy na mnie nadal ze zdziwieniem, ale gdy spostrzegła, że to widzę szybko zrobiła pokerową twarz.
- Myślisz, że to był mój najsilniejszy atak? Pff, takimi uderzeniami to ja muchy zabijam jak mi dupę zawracają. Jak ty - zaśmiała się dumna ze swojej riposty spoglądając na mnie kątem oka i się lekko uśmiechając. Odwdzięczyłem uśmiech.
- W takim razie może mi pokażesz na co cię stać, "morderczynio much"? - zachichotałem i ustawiłem się w pozycji bojowej.
<Shadow? Bitwa? xD>
- Gdzie się wybierasz? - Zbliżyłem mój pysk do jej pyska, spojrzałem na nią przymrużając oczy i uśmiechnąłem się łobuzersko. Ona odskoczyła z obrzydzeniem.
- Nie pozwalasz sobie? Przestrzeń osobista koleś! - warknęła. - Chcesz dostać w pysk?
- Ale ja lubię ją naruszać - Z mojej twarzy nie schodził uśmiech.
Najwidoczniej wadera się trochę wkurzyła i wymierzyła cios pazurami w mój zabójczy pyszczek. Na szczęście jestem doświadczonym wojownikiem i takie coś to dla mnie pikuś. Uniknąłem ciosu przechylając się do tyłu i opierając się na skrzydłach by nie wywalić się do tyłu. Gdyby ona widziała swoją minę! To zdziwienie na jej twarzy jest dla mnie rozkoszą!
- I co? Nie spodziewałaś się tego? Jednak nie jestem takim słabiakiem... - Mówiąc to ostatnie zdanie spojrzałem się w ziemię, przypomniało mi się jak było kiedyś i na chwilę coś we mnie pękło, ale po chwili wpatrywania się w podłogę ogarnąłem się i wróciłem do siebie. Podniosłem oczy na waderę. Zobaczyłem, że patrzy na mnie nadal ze zdziwieniem, ale gdy spostrzegła, że to widzę szybko zrobiła pokerową twarz.
- Myślisz, że to był mój najsilniejszy atak? Pff, takimi uderzeniami to ja muchy zabijam jak mi dupę zawracają. Jak ty - zaśmiała się dumna ze swojej riposty spoglądając na mnie kątem oka i się lekko uśmiechając. Odwdzięczyłem uśmiech.
- W takim razie może mi pokażesz na co cię stać, "morderczynio much"? - zachichotałem i ustawiłem się w pozycji bojowej.
<Shadow? Bitwa? xD>
Od Soula ,,Początek przygody"
Dzień 1
Jak zwykle obudziłem się koło dwunastej, udałem się na krótkie polowanie i gdy nie znalazłem nic ciekawszego do roboty udałem się nad jezioro by tam trochę się ,,wykąpać". Trwało to tylko chwilę i szczerze mówiąc nie wiem co mnie z tym podkusiło, gdyż szczerze nienawidzę wody...
Otrzepałem się z resztek kropel i udałem się na mały spacerek by nieco wyschnąć.
Za cel obrałem sobie pobliską łąkę, a następnie udałem się do naszego lasu.
Słońce grzało dość mocno, więc po kilku chwilach byłem już całkowicie suchy i na nowo wrócił mi dobry humor.
Mimo to, brnąłem dalej przed siebie zachwycony tutejszymi widokami. Byłem tu multum razy, a i tak stale coś mnie tu zaskakiwało... Po prostu uwielbiałem to miejsce!
Gdy wreszcie znudziło mi się chodzenie pomiędzy drzewami, postanowiłem uciąć sobie krótką drzemkę i tak położyłem się pod pierwszym z brzegu dębem i zamknąłem oczy.
Nieco się zdziwiłem, gdy dostrzegłem leżącą koło mojej łapy kartkę.
Na jednej stronie widniała instrukcja, a na drugiej imiona kilku innych członków z watahy.
Stwierdziłem, że może to być ciekawa przygoda, a że byłem istotą, która uwielbiała wyzwania to szybko złożyłem na papierze swój podpis. Następnie zaniosłem wszystko Rachel, do której należało kierować wszelkie zgłoszenia. I tak to wszystko się zaczęło...
Jak zwykle obudziłem się koło dwunastej, udałem się na krótkie polowanie i gdy nie znalazłem nic ciekawszego do roboty udałem się nad jezioro by tam trochę się ,,wykąpać". Trwało to tylko chwilę i szczerze mówiąc nie wiem co mnie z tym podkusiło, gdyż szczerze nienawidzę wody...
Otrzepałem się z resztek kropel i udałem się na mały spacerek by nieco wyschnąć.
Za cel obrałem sobie pobliską łąkę, a następnie udałem się do naszego lasu.
Słońce grzało dość mocno, więc po kilku chwilach byłem już całkowicie suchy i na nowo wrócił mi dobry humor.
Mimo to, brnąłem dalej przed siebie zachwycony tutejszymi widokami. Byłem tu multum razy, a i tak stale coś mnie tu zaskakiwało... Po prostu uwielbiałem to miejsce!
Gdy wreszcie znudziło mi się chodzenie pomiędzy drzewami, postanowiłem uciąć sobie krótką drzemkę i tak położyłem się pod pierwszym z brzegu dębem i zamknąłem oczy.
***
Nie spałem długo. Nie wiem czemu, ale dręczyły mnie jakieś dziwne koszmary...Nieco się zdziwiłem, gdy dostrzegłem leżącą koło mojej łapy kartkę.
Na jednej stronie widniała instrukcja, a na drugiej imiona kilku innych członków z watahy.
Stwierdziłem, że może to być ciekawa przygoda, a że byłem istotą, która uwielbiała wyzwania to szybko złożyłem na papierze swój podpis. Następnie zaniosłem wszystko Rachel, do której należało kierować wszelkie zgłoszenia. I tak to wszystko się zaczęło...
***
Moja przyjaciółka mówiła coś o jakimś portalu i o tym, że powinienem go znaleźć, ale szczerze przyznam, że nie słuchałem jej wtedy uważnie. Głównie to rozmyślałem o tym co mnie tam czeka i czy w ogóle to przeżyję... Chociaż... Raczej nie powinno mi się nic stać...
Reszta dnia zapowiadała się stosunkowo zwyczajnie, a nawet nudno, gdyż nikt nagle nie miał dla mnie czasu i każdy miał swoje ,,obowiązki". Ponownie udałem się na krótką wycieczkę.
Tym razem od samego początku towarzyszyło mi dziwne uczucie niepokoju i wkrótce miałem przekonać się co za tym wszystkim stoi. Bowiem, gdy zapuściłem się bardziej w las, gdzie nie było już żadnej ścieżki, ani żywej duszy, za stertą liści i gałęziami drzew ujrzałem niewielkich rozmiarów coś w rodzaju lustra. Tyle tylko, że kompletnie nie miało szyby, lecz w środku można było zobaczyć coś podobnego do teleportu.
Szybko podłapałem aluzję i z lekkim zawahaniem wszedłem do środka.
Już wcześniej byłem na to przygotowany i po prostu miałem przy sobie wszystkie potrzebne mi do przeżycia rzeczy.
Wylądowałem pośrodku jakiegoś pustkowia i przez chwilę nawet pożałowałem, że brałem w tym udział...
Cóż, teleport się zamknął, a ja czasu nie cofnę. Zresztą nie miałem w nawyku rezygnowania z powierzonych mi zadań...
Szybko się ogarnąłem i zacząłem szukać sobie jakiejś w miarę porządnej kryjówki.
Było tu strasznie cicho, a wokół nie było żywej duszy. Trzeba jakoś sobie poradzić.
Spacerowałem powoli i uważnie się rozglądałem. Rachel mówiła mi coś o jakichś potworach, na które powinienem uważać. Cały czas byłem czujny i trzymałem w pysku sztylet. Tak na wszelki wypadek, gdyby coś miało mnie zaatakować.
Póki co jednak się na to nie zanosiło.
W oddali dostrzegłem wioskę. W tamtą stronę się skierowałem. Minęło dość dużo czasu zanim znalazłem się u jej wejścia i przyznam szczerze, że nie wyglądała zbyt dobrze. Dziurawe dachy w domach i zburzone ściany. Mgła w powietrzu wcale nie ułatwiała mi zadania, a do tego zaczęło się ściemniać. Przyśpieszyłem więc kroku i trochę nerwowo zacząłem rozglądać się za dobrą kryjówką.
Dopiero po kilku chwilach znalazłem malutki, jednopokojowy domek, którego wszystkie drzwi i okna były na właściwych miejscach, a dach nie był aż tak dziurawy.
Tam też się schowałem. Dokładnie zwiedziłem każdy zakamarek i przeszukałem wszystkie miejsca.
Ułożyłem się na zniszczonym materacu w rogu pokoju i próbowałem zasnąć. Niestety bez skutku, gdyż z zewnątrz słychać było dziwne dźwięki.
To chyba te potwory, o których mówiła Rachel... Coś czuję, że dzisiaj nie zasnę...
poniedziałek, 12 czerwca 2017
Od Shadowzone do Endera/Rachel
Ja poczekam na sam koniec z mocami...
-Nikt? To ja zaczynam-ciszę przerwała Rachel i wzbiła się w powietrze. Zakręciła pięć kółek nad potworem , a pod jej cieniem zapałał się ogień i potwór zniknął w płomieniach. Pięć minut późnie , a tu potwór wyszedł z ognia i pacnął łapskiem lecącą waderę.
-Ałć... To on się nie spalił?-spojrzała na stwora ze zdziwieniem.
-Najwidoczniej nie-odparł Ender.
Na przód wyszła Nila i splątała stwora kolczastymi cierniami. Trochę krwi pokapało temu czemuś , ale szybko się wyrwał i strącił ją z łap.
-Stalowa poczwara...-mruknęła Nila pod nosem.
-Momento...Patrzcie- wskazałam na symbol , który zauważyłam.
-To symbol dnia...-zamyśliła się Nila.
-A więc ten potwór jest odporny na wszystko w dzień-dokończyłam.-Ja się ty, z chę...
Szybko uniknęłam uderzenia łapą. Chyba gostek załapał , co chcę zrobić. Ci chwilę unikałam ataku. Szybko wdrapała się na wyższą skałę. Rachel wzięła resztę i posadziła na tym kamieniu.
-Sprowadzaj noc! Szybko!-rozkazał Ender. Spokojnie usiadłam i zawyłam do słońca. Wokół mnie pojawiała się fioletowa magia , a niebo powoli pokrywała noc. Bestia cały czas trapała w skałę.
-Shadow! Uważaj!-odezwała się nagle Rachel. Niebo noc pokryła tylko do połowy. Magią odepchnęłam łapę potwora.
-O nie , nie , nie, nie... Coś ty zrobiła?!-spanikowałam.
-Tylko cię ratuję. Kolejna ma pretensje...-odparła spokojnie.
-Przerwałaś zaklęcie! Teraz będzie gorzej! Zaraz zamienię się w swoją gorszą wersję , a następnie w Spectrum!-krzyknęłam. Powoli łapy odrywały mi się od ziemi. Uniosła się kilka metrów nad ziemię. Z moich oczu unosiła się fioletowa łuna. Na grzbiecie pojawiły mi się skrzydła z czarnego dymu , a z głowy wyrosły rogi jak u smoka. Pazury miałam niczym ogromne haki. Niebo spowiły grube , ciemne chmury. Ten potwór dawno wystraszył się i uciekł. Czułam jak tracę kontrolę.
-Szykujcie się na swoją agonię!wrzasnęłam zniekstałconym głosem.
<Ender? Rachel? Poniosła mnie trochę wyobraźnia...>
-Nikt? To ja zaczynam-ciszę przerwała Rachel i wzbiła się w powietrze. Zakręciła pięć kółek nad potworem , a pod jej cieniem zapałał się ogień i potwór zniknął w płomieniach. Pięć minut późnie , a tu potwór wyszedł z ognia i pacnął łapskiem lecącą waderę.
-Ałć... To on się nie spalił?-spojrzała na stwora ze zdziwieniem.
-Najwidoczniej nie-odparł Ender.
Na przód wyszła Nila i splątała stwora kolczastymi cierniami. Trochę krwi pokapało temu czemuś , ale szybko się wyrwał i strącił ją z łap.
-Stalowa poczwara...-mruknęła Nila pod nosem.
-Momento...Patrzcie- wskazałam na symbol , który zauważyłam.
-To symbol dnia...-zamyśliła się Nila.
-A więc ten potwór jest odporny na wszystko w dzień-dokończyłam.-Ja się ty, z chę...
Szybko uniknęłam uderzenia łapą. Chyba gostek załapał , co chcę zrobić. Ci chwilę unikałam ataku. Szybko wdrapała się na wyższą skałę. Rachel wzięła resztę i posadziła na tym kamieniu.
-Sprowadzaj noc! Szybko!-rozkazał Ender. Spokojnie usiadłam i zawyłam do słońca. Wokół mnie pojawiała się fioletowa magia , a niebo powoli pokrywała noc. Bestia cały czas trapała w skałę.
-Shadow! Uważaj!-odezwała się nagle Rachel. Niebo noc pokryła tylko do połowy. Magią odepchnęłam łapę potwora.
-O nie , nie , nie, nie... Coś ty zrobiła?!-spanikowałam.
-Tylko cię ratuję. Kolejna ma pretensje...-odparła spokojnie.
-Przerwałaś zaklęcie! Teraz będzie gorzej! Zaraz zamienię się w swoją gorszą wersję , a następnie w Spectrum!-krzyknęłam. Powoli łapy odrywały mi się od ziemi. Uniosła się kilka metrów nad ziemię. Z moich oczu unosiła się fioletowa łuna. Na grzbiecie pojawiły mi się skrzydła z czarnego dymu , a z głowy wyrosły rogi jak u smoka. Pazury miałam niczym ogromne haki. Niebo spowiły grube , ciemne chmury. Ten potwór dawno wystraszył się i uciekł. Czułam jak tracę kontrolę.
-Szykujcie się na swoją agonię!wrzasnęłam zniekstałconym głosem.
<Ender? Rachel? Poniosła mnie trochę wyobraźnia...>
Trzeba uzupełnić hierarchię!
Witam, witam!
Wpadłam dzisiaj na pomysł, że trzeba uzupełnić hierarchię w watasze.A dlaczego?Ponieważ z wader jest tylko Alfa (ja), brakuje delt, gamm i bet.
Z basiorów- brak Alf (nie nalegam, ale jak ktoś chce to najpierw musi zostać co najmniej gammą)
brak gamm i bet.
Więc takie są moje propozycje:
(W komentarzu napiszcie czy się zgadzacie).
Ender (Nie wiem czemu ja cię tak lubię xd) -Przeskok z delty na gammę.
Soul-Oferuję gammę.
Rachel-Oferuję gammę lub betę.
Mellody-Oferuję Deltę.
Więc napiszcie co o tym myślicie.
.
.
.
.
.
.
.
Wpadłam dzisiaj na pomysł, że trzeba uzupełnić hierarchię w watasze.A dlaczego?Ponieważ z wader jest tylko Alfa (ja), brakuje delt, gamm i bet.
Z basiorów- brak Alf (nie nalegam, ale jak ktoś chce to najpierw musi zostać co najmniej gammą)
brak gamm i bet.
Więc takie są moje propozycje:
(W komentarzu napiszcie czy się zgadzacie).
Ender (Nie wiem czemu ja cię tak lubię xd) -Przeskok z delty na gammę.
Soul-Oferuję gammę.
Rachel-Oferuję gammę lub betę.
Mellody-Oferuję Deltę.
Więc napiszcie co o tym myślicie.
.
.
.
.
.
.
.
Koniec zapisów!
Hejo wszystkim! W związku z tym, że już nikt do Eventu się NIE chce zapisać, to biorą w nim udział 3 osoby. Żaden wilk w opowiadaniach nie wie, kto jeszcze uczestniczy. ( Shadow, mam nadzieję, że znalazłaś sponsora ) Wylądujecie w różnych miejscach świata w mojej wyobraźni. ( Boże, jak to głupio brzmi ) Możecie sobie pomagać, lub rywalizować. Tylko proszę nie za brutalnie, bo nie chcemy tutaj większych kalectw. Spędzicie tam 10 dni, i opowiadania muszą te dni obejmować. Kto pierwszy dotrze do kartki z informacją, będzie miał pierwsze miejsce. I td. Tylko proszę nie pisać, ze wam poszło jak po maśle, bo nie jest to możliwe. Będzie trudno. No, to tyle. Zaczynamy pisać opowiadania! Im szybciej, tym lepiej. Za pierwsze miejsce będzie odpowiadać ilość zabitych potworów, wartość utraty życia, długość i sens opowiadań.
Miłego przechodzenia przez portale!
Miłego przechodzenia przez portale!
Od Rachel do Soula
Tak szczerze, to nie wiedziałam nawet w którą stronę iść, a zaczęło robić się ciemno, a przy okazji gorąco. Postanowiłam iść przed siebie. Krew na początku nie wydalała żadnego zapachu, ale im goręcej, tym bardziej wszystko zaczynało śmierdzieć. Jakby padliną, i psującym się mięsem.
- Boziu... ja tutaj zdycham. - jęknęłam po, co chwila podpalając łapy, by oczyścić je z krwi.
- Nie jęcz. - mruknął basior. Słońce już było przy horyzoncie, a mi się zdawało, jakbym się piekła. W końcu dotarliśmy do suchej, krwawej ziemi, bez ani jednego kwiatka. Była o kształcie koła, o średnicy 14 metrów. W samym środku był dwu metrowy blok z czarnego kamienia, a na jego końcu było czarne pióro. Tylko jedno ale. To wszystko otoczone było kręgiem wrzącej krwi, szerokości 3 metrów.
- Spoko, można przeskoczyć. - powiedział Soul.
- Albo przelecieć. - mruknęłam, wzleciałam w powietrze, nabrałam prędkości i... - Au. - jęknęłam, gdy tylko zetknęłam się z niewidzialną ścianą, i ześlizgnęłam się po niej na dół, po czym rąbnęłam o ziemię, przewracając się na plecy, i tak leżąc.
- Rozumiem, że podkopać się też nie da. - mruknął basior.
- No raczej. - odparłam wstając.
- A gdyby tak... - basior się przez chwilę zastanawiał, i popatrzył na mnie z rozbłyskiem w oczach.
- Co?
- Płynie w tobie krew nie dość, że boga, to jeszcze jednego z czterech żywiołów, tak?
- No... tak.
- Czyli krew jest wytrzymała?
- No.... tak. Ale po co Ci to? - w tej właśnie chwili Soul zadrapał moją łapę. Do krwi.
- Ej! Odbija Ci do reszty?! - ten najwyraźniej miał ważniejsze rzeczy na głowie, bo chwycił moją zranioną łapę, tuż nad przepaść ( ale na ziemię ), i poczekał, aż kropla czerwonego płynu spadnie na ziemię, po czym chwilę odczekał. W międzyczasie podpalałam delikatnie łapę, by rana się zagoiła. Gdy wreszcie spojrzałam na ziemię, zobaczyłam ognistą orchideę.
- Super. teraz kwiatek produkuje moje DNA. - mruknęłam. Soul dotknął łapą kwiatka, po czym go podpalił. W chwili gdy to zrobił, ziemia zadrżała, a wrząca krew się rozstąpiła, robiąc suche przejście. Basior stał przed nim z szerokim uśmiechem satyswakcji na twarzy.
- No brawo. Moim kosztem.
- Nie marudź.
- Ja oddałam krew, teraz kwiatek tworzy moje DNA. Ty idziesz po pióro.
- Spoko.
Było ciemno. Tyle powiem. Zmęczona znalazłam dość krótką, ale gęstą trawę, i się na niej ułożyłam. Przez pół godziny się lokowałam, aż w końcu usnęłam.
< Soul?>
- Boziu... ja tutaj zdycham. - jęknęłam po, co chwila podpalając łapy, by oczyścić je z krwi.
- Nie jęcz. - mruknął basior. Słońce już było przy horyzoncie, a mi się zdawało, jakbym się piekła. W końcu dotarliśmy do suchej, krwawej ziemi, bez ani jednego kwiatka. Była o kształcie koła, o średnicy 14 metrów. W samym środku był dwu metrowy blok z czarnego kamienia, a na jego końcu było czarne pióro. Tylko jedno ale. To wszystko otoczone było kręgiem wrzącej krwi, szerokości 3 metrów.
- Spoko, można przeskoczyć. - powiedział Soul.
- Albo przelecieć. - mruknęłam, wzleciałam w powietrze, nabrałam prędkości i... - Au. - jęknęłam, gdy tylko zetknęłam się z niewidzialną ścianą, i ześlizgnęłam się po niej na dół, po czym rąbnęłam o ziemię, przewracając się na plecy, i tak leżąc.
- Rozumiem, że podkopać się też nie da. - mruknął basior.
- No raczej. - odparłam wstając.
- A gdyby tak... - basior się przez chwilę zastanawiał, i popatrzył na mnie z rozbłyskiem w oczach.
- Co?
- Płynie w tobie krew nie dość, że boga, to jeszcze jednego z czterech żywiołów, tak?
- No... tak.
- Czyli krew jest wytrzymała?
- No.... tak. Ale po co Ci to? - w tej właśnie chwili Soul zadrapał moją łapę. Do krwi.
- Ej! Odbija Ci do reszty?! - ten najwyraźniej miał ważniejsze rzeczy na głowie, bo chwycił moją zranioną łapę, tuż nad przepaść ( ale na ziemię ), i poczekał, aż kropla czerwonego płynu spadnie na ziemię, po czym chwilę odczekał. W międzyczasie podpalałam delikatnie łapę, by rana się zagoiła. Gdy wreszcie spojrzałam na ziemię, zobaczyłam ognistą orchideę.
- Super. teraz kwiatek produkuje moje DNA. - mruknęłam. Soul dotknął łapą kwiatka, po czym go podpalił. W chwili gdy to zrobił, ziemia zadrżała, a wrząca krew się rozstąpiła, robiąc suche przejście. Basior stał przed nim z szerokim uśmiechem satyswakcji na twarzy.
- No brawo. Moim kosztem.
- Nie marudź.
- Ja oddałam krew, teraz kwiatek tworzy moje DNA. Ty idziesz po pióro.
- Spoko.
***
Było ciemno. Tyle powiem. Zmęczona znalazłam dość krótką, ale gęstą trawę, i się na niej ułożyłam. Przez pół godziny się lokowałam, aż w końcu usnęłam.
< Soul?>
sobota, 10 czerwca 2017
Od Soula do Rachel
- To proste. Jestem wilkiem ognia pamiętasz? Spalę je wszystkie i będzie po sprawie! – Uśmiechnąłem się.
- Tak, a razem z nimi spalisz całą dolinę i nas przy okazji tak?
- Spoookojnie! Umiem nad tym panować!
- W takim razie działaj. - Odparła i postawiła mnie na ziemi.
Rachel ponownie wzleciała w powietrze. Ja w tym czasie starałem się zająć pająkami.
Gdy tylko stanąłem na trawie – one zaczęły do mnie lgnąć i przyznam, że nie było to najprzyjemniejsze uczucie… Chyba teraz wiem dlaczego wadera ma takie uprzedzenie do tych wstrętnych robali.
No ale cóż, musiałem je jakoś zlikwidować…
Powoli zabrałem się za spalanie wszystkich owadów, a całą resztę zamknąłem w ognistym kręgu, by później stworzyć z niego „kopułę” z języków ognia i zabić wszystkie pająki.
Poszło w miarę szybko i bez większych problemów, a chwilę później Rachel pojawiła się u mojego boku wciąż niepewnie stąpając i rozglądając się wokół w poszukiwaniu robali, które mogłyby wyskoczyć na nas z nienacka.
Zerwałem delikatnie szkatułkę z pajęczyny i otworzyłem ją. Ku mojemu zdziwieniu nie potrzebny był żaden klucz, ani nic w tym stylu, więc zadowolony wyjąłem z niej czarne pióro i podałem Rachel, która schowała je wraz z pudełeczkiem.
- Gdzie teraz idziemy? - spytałem.
- Powiem ci jak stąd wyjdziemy… Nie przeżyję ty ani chwili dłużej!
- Jak wolisz… - westchnąłem i cicho się zaśmiałem.
Wadera złapała mnie i wzleciała w górę. Niedługo potem wylądowaliśmy na ziemi z daleka od Doliny Pająków. Wtedy Rachel wyjęła mapę i zaczęliśmy szukać na niej ukrytych wyrazów.
„Glade αιματηρή ορχιδέα”
- Polana… Krwawych…
- Orchidei. - Dokończyła za mnie.
- Nareszcie jakieś miłe miejsce, a nie jakieś przeklęte lasy i cholerne doliny pająków! – Ucieszyłem się.
- Wiesz, ta nazwa nie brzmi zbyt przyjemnie jak dla mnie… - bąknęła. - Nigdy tam nie byłam, ale wiem gdzie to jest. - Odparła i ruszyła przed siebie.
Zrównałem z nią krok i przez chwilę milczałem. Okazało się, że droga jest bardzo daleka, a zanim dotarliśmy na miejsce nasze rozmowy krążyły wciąż na wokół tej tajemniczej polany. Głównie sprzeczaliśmy się o to jak tam będzie. A trzeba przyznać, że nasze zdania były kompletnie różne od siebie…
W końcu jednak dotarliśmy na miejsce. Przed nami rozpościerała się ogromna łąka prawie w całości pokryta czerwonymi niczym krew kwiatami. Przez kilka chwil przedzieraliśmy się przez nie bez większego celu.
W końcu, jak znaleźć szkatułkę z piórem na tak ogromnym pustkowiu?!
W pewnym momencie zdałem sobie też sprawę, że z liści niektórych kwiatów, spływa krew by sekundę później wsiąknąć w glebę.
- Wiesz co Rachel? Chyba jednak miałaś rację… - bąknąłem do niej. - To miejsce nie jest zbyt przyjazne… Co teraz robimy? - spytałem patrząc się na nią ze zdziwieniem.
<Rachel? Brak weny ;-;>
- Tak, a razem z nimi spalisz całą dolinę i nas przy okazji tak?
- Spoookojnie! Umiem nad tym panować!
- W takim razie działaj. - Odparła i postawiła mnie na ziemi.
Rachel ponownie wzleciała w powietrze. Ja w tym czasie starałem się zająć pająkami.
Gdy tylko stanąłem na trawie – one zaczęły do mnie lgnąć i przyznam, że nie było to najprzyjemniejsze uczucie… Chyba teraz wiem dlaczego wadera ma takie uprzedzenie do tych wstrętnych robali.
No ale cóż, musiałem je jakoś zlikwidować…
Powoli zabrałem się za spalanie wszystkich owadów, a całą resztę zamknąłem w ognistym kręgu, by później stworzyć z niego „kopułę” z języków ognia i zabić wszystkie pająki.
Poszło w miarę szybko i bez większych problemów, a chwilę później Rachel pojawiła się u mojego boku wciąż niepewnie stąpając i rozglądając się wokół w poszukiwaniu robali, które mogłyby wyskoczyć na nas z nienacka.
Zerwałem delikatnie szkatułkę z pajęczyny i otworzyłem ją. Ku mojemu zdziwieniu nie potrzebny był żaden klucz, ani nic w tym stylu, więc zadowolony wyjąłem z niej czarne pióro i podałem Rachel, która schowała je wraz z pudełeczkiem.
- Gdzie teraz idziemy? - spytałem.
- Powiem ci jak stąd wyjdziemy… Nie przeżyję ty ani chwili dłużej!
- Jak wolisz… - westchnąłem i cicho się zaśmiałem.
Wadera złapała mnie i wzleciała w górę. Niedługo potem wylądowaliśmy na ziemi z daleka od Doliny Pająków. Wtedy Rachel wyjęła mapę i zaczęliśmy szukać na niej ukrytych wyrazów.
„Glade αιματηρή ορχιδέα”
- Polana… Krwawych…
- Orchidei. - Dokończyła za mnie.
- Nareszcie jakieś miłe miejsce, a nie jakieś przeklęte lasy i cholerne doliny pająków! – Ucieszyłem się.
- Wiesz, ta nazwa nie brzmi zbyt przyjemnie jak dla mnie… - bąknęła. - Nigdy tam nie byłam, ale wiem gdzie to jest. - Odparła i ruszyła przed siebie.
Zrównałem z nią krok i przez chwilę milczałem. Okazało się, że droga jest bardzo daleka, a zanim dotarliśmy na miejsce nasze rozmowy krążyły wciąż na wokół tej tajemniczej polany. Głównie sprzeczaliśmy się o to jak tam będzie. A trzeba przyznać, że nasze zdania były kompletnie różne od siebie…
W końcu jednak dotarliśmy na miejsce. Przed nami rozpościerała się ogromna łąka prawie w całości pokryta czerwonymi niczym krew kwiatami. Przez kilka chwil przedzieraliśmy się przez nie bez większego celu.
W końcu, jak znaleźć szkatułkę z piórem na tak ogromnym pustkowiu?!
W pewnym momencie zdałem sobie też sprawę, że z liści niektórych kwiatów, spływa krew by sekundę później wsiąknąć w glebę.
- Wiesz co Rachel? Chyba jednak miałaś rację… - bąknąłem do niej. - To miejsce nie jest zbyt przyjazne… Co teraz robimy? - spytałem patrząc się na nią ze zdziwieniem.
<Rachel? Brak weny ;-;>
piątek, 9 czerwca 2017
Od Rachel do Endera/Shadow
No cóż, ja na miejscu Nili zmieniłabym się w tą moją postać w czarnym ogniu ( wszystkopalącym, nawet wodę ) i odgryzłabym mu głowę. Ona natomiast znana była ze spokoju. Oczy jej tylko rozbłysły bardziej na taki jadowity zielony.
- Nie jestem tutaj po to, by was niańczyć, wprowadzać w kłopoty, ani zabijać, tylko by pomóc, za całkiem dobą ofertę. A nawet nie wiem, kto to Nitsu. Więcej informacji zdradzić nie mogę. I tak, wiem, że to podejrzane, ale Rachel może potwierdzić.
- Akurat do niej nie mam zaufania. - odparł basior.
- A szkoda. - odparła wadera - no a teraz.... ej, czemu tu jest mój pionek? - rzeczywiście. Wcześniej nie było pionka ze znakiem Pana. Znak śmierci zniknął, a był to Nitsu... czyżby odszedł? Może zmarł? Nie wiem.
- Nie wiem. - odparła Shadow.
- I ja też. - mruknęłam. - I teraz jest chyba mój ruch. - mruknęłam biorąc kostki, i rzucając o planszę. 4. Pionek przesunął się dalej, i stanął na normalnym polu. Odetchnęłam z ulgą. Potem był Ender. Normalne pole. Shadow.... lecące z nieba skały, Nila... plaga nietoperzy. I potem znowu ja... wylosowałam potwora. Wrednego, cholernego potwora plującego jadem. Gdy tylko się to stało. My przenieśliśmy się w jakieś inne miejsce a obok nas znalazł się też stwór.
- Em... Może się ktoś popisze mocami? - zapytałam.
< Ender? Shadow? Ja? Nie no, żartuję. >
- Nie jestem tutaj po to, by was niańczyć, wprowadzać w kłopoty, ani zabijać, tylko by pomóc, za całkiem dobą ofertę. A nawet nie wiem, kto to Nitsu. Więcej informacji zdradzić nie mogę. I tak, wiem, że to podejrzane, ale Rachel może potwierdzić.
- Akurat do niej nie mam zaufania. - odparł basior.
- A szkoda. - odparła wadera - no a teraz.... ej, czemu tu jest mój pionek? - rzeczywiście. Wcześniej nie było pionka ze znakiem Pana. Znak śmierci zniknął, a był to Nitsu... czyżby odszedł? Może zmarł? Nie wiem.
- Nie wiem. - odparła Shadow.
- I ja też. - mruknęłam. - I teraz jest chyba mój ruch. - mruknęłam biorąc kostki, i rzucając o planszę. 4. Pionek przesunął się dalej, i stanął na normalnym polu. Odetchnęłam z ulgą. Potem był Ender. Normalne pole. Shadow.... lecące z nieba skały, Nila... plaga nietoperzy. I potem znowu ja... wylosowałam potwora. Wrednego, cholernego potwora plującego jadem. Gdy tylko się to stało. My przenieśliśmy się w jakieś inne miejsce a obok nas znalazł się też stwór.
- Em... Może się ktoś popisze mocami? - zapytałam.
< Ender? Shadow? Ja? Nie no, żartuję. >
Od Rachel do Dominatori
Łaziłam zastanawiając się nad tym dziwacznym konkursem, który wpadł mi do głowy, kiedy mój nos wyczuł wilka. Zaczęłam się skradać, ale nadepnęłam na suchą gałąź. No tak... jak to ja. Nie było innego wyjścia, jak się ujawnić, a że było ciemno, zajęłam się ogniem, i wyszłam zza krzaków. Moim oczom ukazał się jakiś różnokolorowy basior, tak to ujmę.
- Em.... - zaczęłam z kwaśną miną - Nie chce mi się wygłaszać całej przemowy, o tym, tamtym i sram tym, ale powiem tyle: Jesteś na terenach innej watahy, nie znam Cię, Meg pewnie też Cię nie zna, chętnie bym Cię zabiła, ale nie mam na to zgody Alphy, a nie wyglądasz na kogoś, kto miałby zamiar zrobić coś złego, tak to dziecinnie ujmę, a więc. - mocniej rozpaliłam ogień na moim futrze, przez co trawa koło mnie zaczęła więdnąć. - Twoje imię, wiek, płeć, skąd pochodzisz.
- Spokojnie... Jestem Dominatori.... lat 3... i.. ej, przecież moją płeć widać
- No wiem, ale tak dla pewności. - odparłam przygaszając ogień.
- A... kto jest alphą?
- Megi. - odparłam z uśmiechem.
- ?
- Megami. Taka niebiesko-czerwona wadera z takim szalikiem i...
- Dobrze, rozumiem. Zaprowadzisz mnie do niej? Aktualnie poszukuję watahy. - Już miałam zgasić ogień całkowicie, ale... coś mi tu nie pasowało. A mianowicie moja naiwność, i to, że tak jakoś łatwo poszło.
- Moce. - odezwałam się cierpko.
- Co?
- Jakie masz moce.
- No więc... potrafię rozmawiać z duchami.... - ( w takim razie dogada się z moim patronem ) Pomyślałam. - i różne tego typu rzeczy.
- A więc mogę czuć się bezpieczna. - odparłam. - Wilki panujące nad umysłem i duszą nie są za bardzo groźne... jak dla mnie. Nila mi kiedyś wyjaśniała. - odparłam przekierowując się w bok, i idąc dalej. Basior szedł za mną, ale potem znalazł się koło mnie. - Mogę zablokować umysł, bo tą umiejętność można nabyć. A jeżeli chodzi o moją duszę, to mam ją rozczłonkowaną, i nie da się jej wydobyć. - zaśmiałam się
- Rozczłonkowaną? Za dużo gadasz.
- Serio? Nie zwróciłam na to uwagi. Mam nadzieję, że Ci to nie przeszkadza. Czasem okropnie dużo gadam. Jak na razie Soulowi to nie przeszkadza, ale już się na mnie wściekł za to, że zachowuję się jak szczeniak.... no ale cóż poradzić. Taki charakter.
- A... rozumiem.
- Za chwilę będziemy u Meg. Tylko staraj się nie zachowywać dziwnie bo.. ona " nie lubi wrogów."
< Dominatori? Rozpisałam się, a jeszcze czekam na opowiadanie od Soula, i muszę napisać do Endera, bo Shadow się na razie zajmuje czymś innym. >
- Em.... - zaczęłam z kwaśną miną - Nie chce mi się wygłaszać całej przemowy, o tym, tamtym i sram tym, ale powiem tyle: Jesteś na terenach innej watahy, nie znam Cię, Meg pewnie też Cię nie zna, chętnie bym Cię zabiła, ale nie mam na to zgody Alphy, a nie wyglądasz na kogoś, kto miałby zamiar zrobić coś złego, tak to dziecinnie ujmę, a więc. - mocniej rozpaliłam ogień na moim futrze, przez co trawa koło mnie zaczęła więdnąć. - Twoje imię, wiek, płeć, skąd pochodzisz.
- Spokojnie... Jestem Dominatori.... lat 3... i.. ej, przecież moją płeć widać
- No wiem, ale tak dla pewności. - odparłam przygaszając ogień.
- A... kto jest alphą?
- Megi. - odparłam z uśmiechem.
- ?
- Megami. Taka niebiesko-czerwona wadera z takim szalikiem i...
- Dobrze, rozumiem. Zaprowadzisz mnie do niej? Aktualnie poszukuję watahy. - Już miałam zgasić ogień całkowicie, ale... coś mi tu nie pasowało. A mianowicie moja naiwność, i to, że tak jakoś łatwo poszło.
- Moce. - odezwałam się cierpko.
- Co?
- Jakie masz moce.
- No więc... potrafię rozmawiać z duchami.... - ( w takim razie dogada się z moim patronem ) Pomyślałam. - i różne tego typu rzeczy.
- A więc mogę czuć się bezpieczna. - odparłam. - Wilki panujące nad umysłem i duszą nie są za bardzo groźne... jak dla mnie. Nila mi kiedyś wyjaśniała. - odparłam przekierowując się w bok, i idąc dalej. Basior szedł za mną, ale potem znalazł się koło mnie. - Mogę zablokować umysł, bo tą umiejętność można nabyć. A jeżeli chodzi o moją duszę, to mam ją rozczłonkowaną, i nie da się jej wydobyć. - zaśmiałam się
- Rozczłonkowaną? Za dużo gadasz.
- Serio? Nie zwróciłam na to uwagi. Mam nadzieję, że Ci to nie przeszkadza. Czasem okropnie dużo gadam. Jak na razie Soulowi to nie przeszkadza, ale już się na mnie wściekł za to, że zachowuję się jak szczeniak.... no ale cóż poradzić. Taki charakter.
- A... rozumiem.
- Za chwilę będziemy u Meg. Tylko staraj się nie zachowywać dziwnie bo.. ona " nie lubi wrogów."
< Dominatori? Rozpisałam się, a jeszcze czekam na opowiadanie od Soula, i muszę napisać do Endera, bo Shadow się na razie zajmuje czymś innym. >
czwartek, 8 czerwca 2017
Od Shadowzone do Yoshi
- A ty tu co robisz?-spytałam przybrużając oczy.
-Uciekam sobie przed glinami.-odpowiedział Yoshi.- A przedstawić mi się to nie łaska?
-Grr... Lepiej żebyś nie wiedział...-warknęłam.
-Okej , "Lepiej żebyś nie wiedział" , gdzie się znajdujemy?
-Polecałabym ci spierniczać , bo jesteś na terenach watahy...
-A macie jakieś gliny? Muszę wiać?
-Wiesz co? Ja tu pełnię ochronę i z chęcią skopę ci cztery litery , Kawasaki...
-Co? Skąd znasz moje nazwisko?!
-He he... Ma się sposoby-mruknęłam i spojrzałam na swoje pazury. Ostre...
-Jakby coś , to mnie tak łatwo nie wygonisz- Yoshi obnażył swoje zęby.
-Czyżby? Za dużo myślisz... Teraz wiem już wszystko... Znam twoje imię , nazwisko , wiek , rodzinę, wspomnienia i zamiary....
-Oj! Już się boję-krzyknął sarkastycznie. Ech... Położyłam uszy po sobie.
-Ojojoj! Nie wściekaj się bo ci żyłka pęknie.! -zaśmiał się
-Daję ci radę... Spierniczaj , póki Shadow nie urąbała ci łap...- po tych słowach odwróciłam się i poszłam przed siebie.
-Uciekam sobie przed glinami.-odpowiedział Yoshi.- A przedstawić mi się to nie łaska?
-Grr... Lepiej żebyś nie wiedział...-warknęłam.
-Okej , "Lepiej żebyś nie wiedział" , gdzie się znajdujemy?
-Polecałabym ci spierniczać , bo jesteś na terenach watahy...
-A macie jakieś gliny? Muszę wiać?
-Wiesz co? Ja tu pełnię ochronę i z chęcią skopę ci cztery litery , Kawasaki...
-Co? Skąd znasz moje nazwisko?!
-He he... Ma się sposoby-mruknęłam i spojrzałam na swoje pazury. Ostre...
-Jakby coś , to mnie tak łatwo nie wygonisz- Yoshi obnażył swoje zęby.
-Czyżby? Za dużo myślisz... Teraz wiem już wszystko... Znam twoje imię , nazwisko , wiek , rodzinę, wspomnienia i zamiary....
-Oj! Już się boję-krzyknął sarkastycznie. Ech... Położyłam uszy po sobie.
-Ojojoj! Nie wściekaj się bo ci żyłka pęknie.! -zaśmiał się
-Daję ci radę... Spierniczaj , póki Shadow nie urąbała ci łap...- po tych słowach odwróciłam się i poszłam przed siebie.
Od Yoshiego do nieznajomej
Miną już okrągły rok od tego incydentu na tym śmietnisku zwanym sierocińcem. Od tego czasu jestem poszukiwanym "bezdusznym mordercą". Wyznaczyli nawet wysoką stawkę za schwytanie mnie. Pff, niech się walą - nie jestem na sprzedaż. Poza tym co ja takiego zrobiłem? Tylko uleczyłem te cierpiące dzieci, powinni być mi za to wdzięczni, mniej bachorów do wykarmienia.
Przemierzałem nieznane mi wilcze miasto w poszukiwaniu jakieś klubu w którym będę mógłbym się porządnie napić i ewentualnie zaliczyć kilka dupeczek. Przede wszystkim musiałem uważać, by nikt mnie nie rozpoznał. Jednak raczej będzie to trudne, bo wydoroślałem sporo od tego czasu. Poza tym, jestem oddalony od miejsca mordu 1000 km. Nagle spostrzegłem klub spełniający moje wyimaginowane wymagania. Wszedłem, usiadłem przy barze i chrząknąłem krótko:
- Piwo.
Szybko podał mi browarek, który wypiłem jednym łykiem, na co barman się zdziwił.
- Należy się 20 pointów (dobra waluta? xd) - powiedział sprzedawca wyraźnie znudzony swoją beznadziejną robotą.
- Ile?! - wzdrygnąłem się. - Oszalałeś?! Góra 10.
- 20, albo zgłoszę to na policję.
- Spieprzaj! - warknąłem. - Nie mam tyle ok?
- To nie trzeba było pić, twój problem - mówił niewzruszony.
- Słuchaj gnoju, lepiej ze mną nie zadzieraj - wymierzyłem w niego moim nożem, który noszę przy pasku.
- Ochrona! - krzyknął wystraszony.
- Zdychaj! - bez wahania dźgnąłem go nożem. W tym momencie obudziłem w sobie mój "psycho mode".
W tym momencie wszyscy zaczęli drzeć mordy. Zrobił się wielki gwar. W końcu przyszły "psy".
- Ooo, moi starzy kumple! - zadrwiłem z policji.
- Wiemy kim jesteś i co zrobiłeś, Yoshimatsu Kawasaki - Po sali przebiegł odgłos przerażenia. Tak, to ja, widzę ze się znamy.
- Dla was Pan Kawasaki, ku**y - zaśmiałem się i rozpędziłem by wypaść przez drzwi frontowe. Jednak jeden z "psiaków" mi zagrodził. Ja oczywiście zakatrupiłem go i miałem z tego wielką przyjemność.
- To do zobaczenia w piekle psiaczki! - zachichotałem i wypadłem na świeże powietrze, a oni oczywiście za mną. Ach jak fajnie mieć tłum fanów!
- Wiem, że mnie kochacie, ale bez przesady! No i, wybaczcie, ale wolę panienki - puściłem im oczko.
- Kawasaki! Nie ujdzie ci to na sucho! - wydarł się komendant. Ale fajnie się wkurzyli! Poza tym, jakie oni mają ze mną szanse? Oni zwykłe, tłuste, stare wilczury, a ja - wysportowany, młody, skrzydlaty "samiec Alfa". Co prawda, nie używam skrzydeł, bo są tylko na "wyjątkowe chwilę", ale dodają szybkości.
Skręciłem parę przecznic i w końcu ich zgubiłem. Niestety wylądowałem na jakiś dzikich terenach. Wtedy wpadłem na genialny pomysł - znajdę jakąś watahę i do niej dołączę. Już na pewno mnie wtedy nie znajdą. Zagłębiłem się bardziej w dzicz. Nagle w oddali zobaczyłem waderę. Poszedłem bliżej i powiedziałem:
- Hejka "nieznajomo" - na co ona szybko się odwróciła i wtedy puściłem jej oczko.
- Boże, wystraszyłeś mnie!
- Wystarczy Yoshi - zachichotałem.
<Tak więc któż będzie moją "nieznajomą"? XD>
Przemierzałem nieznane mi wilcze miasto w poszukiwaniu jakieś klubu w którym będę mógłbym się porządnie napić i ewentualnie zaliczyć kilka dupeczek. Przede wszystkim musiałem uważać, by nikt mnie nie rozpoznał. Jednak raczej będzie to trudne, bo wydoroślałem sporo od tego czasu. Poza tym, jestem oddalony od miejsca mordu 1000 km. Nagle spostrzegłem klub spełniający moje wyimaginowane wymagania. Wszedłem, usiadłem przy barze i chrząknąłem krótko:
- Piwo.
Szybko podał mi browarek, który wypiłem jednym łykiem, na co barman się zdziwił.
- Należy się 20 pointów (dobra waluta? xd) - powiedział sprzedawca wyraźnie znudzony swoją beznadziejną robotą.
- Ile?! - wzdrygnąłem się. - Oszalałeś?! Góra 10.
- 20, albo zgłoszę to na policję.
- Spieprzaj! - warknąłem. - Nie mam tyle ok?
- To nie trzeba było pić, twój problem - mówił niewzruszony.
- Słuchaj gnoju, lepiej ze mną nie zadzieraj - wymierzyłem w niego moim nożem, który noszę przy pasku.
- Ochrona! - krzyknął wystraszony.
- Zdychaj! - bez wahania dźgnąłem go nożem. W tym momencie obudziłem w sobie mój "psycho mode".
W tym momencie wszyscy zaczęli drzeć mordy. Zrobił się wielki gwar. W końcu przyszły "psy".
- Ooo, moi starzy kumple! - zadrwiłem z policji.
- Wiemy kim jesteś i co zrobiłeś, Yoshimatsu Kawasaki - Po sali przebiegł odgłos przerażenia. Tak, to ja, widzę ze się znamy.
- Dla was Pan Kawasaki, ku**y - zaśmiałem się i rozpędziłem by wypaść przez drzwi frontowe. Jednak jeden z "psiaków" mi zagrodził. Ja oczywiście zakatrupiłem go i miałem z tego wielką przyjemność.
- To do zobaczenia w piekle psiaczki! - zachichotałem i wypadłem na świeże powietrze, a oni oczywiście za mną. Ach jak fajnie mieć tłum fanów!
- Wiem, że mnie kochacie, ale bez przesady! No i, wybaczcie, ale wolę panienki - puściłem im oczko.
- Kawasaki! Nie ujdzie ci to na sucho! - wydarł się komendant. Ale fajnie się wkurzyli! Poza tym, jakie oni mają ze mną szanse? Oni zwykłe, tłuste, stare wilczury, a ja - wysportowany, młody, skrzydlaty "samiec Alfa". Co prawda, nie używam skrzydeł, bo są tylko na "wyjątkowe chwilę", ale dodają szybkości.
Skręciłem parę przecznic i w końcu ich zgubiłem. Niestety wylądowałem na jakiś dzikich terenach. Wtedy wpadłem na genialny pomysł - znajdę jakąś watahę i do niej dołączę. Już na pewno mnie wtedy nie znajdą. Zagłębiłem się bardziej w dzicz. Nagle w oddali zobaczyłem waderę. Poszedłem bliżej i powiedziałem:
- Hejka "nieznajomo" - na co ona szybko się odwróciła i wtedy puściłem jej oczko.
- Boże, wystraszyłeś mnie!
- Wystarczy Yoshi - zachichotałem.
<Tak więc któż będzie moją "nieznajomą"? XD>
środa, 7 czerwca 2017
Event! Dołączysz do zawodów?
Spoko, Alpha się zgodziła.
Witam wszystkich bardzo serdecznie! Czekało na mnie aż tyle osób! ( wskazuje na liczbę 0 ). No, ale się nie załamujmy, bo startujemy z eventem! ( Jakby co, są nowe rzeczy w sklepiku ) Jak już niektórzy wiedzą, na tym blogu nie było chyba żadnego eventu, a że Rachel ( ja ) mam moc, wymyślania innych światów, postanowiłam takowy zorganizować. A więc tak, trafiacie na pustkowia. Wszędzie ziemia, łyse krzaki, lasy, piasek, gdzieniegdzie oazy z wodą, zwierzyną i roślinnością. Będą tam też opuszczone miasta ( ludzkie ). No i pewnie się zastanawiacie o co w tym chodzi, a no to, że zostaną wpuszczone tam: Mieszańce, winegry, umarlaki, zombie, slenderman ( nie pytajcie, skąd ten pomysł ) oraz innego rodzaju potwory, które możecie sami wymyślić, Od mieszańców do umarlaków, to stworzenia wymyślone przez inną watahę, więc tak właściwie, nic o nich nie wiecie. I się nie dowiecie! W tedy było by za łatwo.
Winegra: Winegry są zabójczo szybkie i zwinne. Potrafią wtopić się w cień, i szybko się rozmnażają. Raz na rok rodzi się ponad 4 000 winegr. Nie zarazicie się od nich, ale jeżeli was podrapie lub ugryzie, w tedy musicie jak najszybciej zażyć odpowiednie zioła, gdyż wytwarzają one truciznę, zdolną od razu zabić.
Umarlak: To istota powolna w dzień, ale szybka w nocy. ( tak samo jak zombie ludzkie ). Wytwarza on z pyska odór, przez który może ci się zakręcić w głowie. Zdolny do tego, że zwymiotujesz. Nie możesz się zarazić, ale on, może zjeść ciebie.
1 miejsce: 800 point i miecz ( do ustalenia )
2 miejsce: 600 point i bumerang
3 miejsce: 400 point i Harfa
4 miejsce: 200 point i łuk
5 miejsce: 100 point i jajo
No, i jeszcze coś. Każdy może dostać jakiegoś sponsora. Inny wilk może mu wysyłać coś podczas zawodów. Coś na styl Igrzysk Śmierci. Ech... mam nadzieję, że moje pisanie nie poszło na marne, się ktoś zapisze. Zgłoszenia wysyłać na moje konto w hw, lub na chacie.
Witam wszystkich bardzo serdecznie! Czekało na mnie aż tyle osób! ( wskazuje na liczbę 0 ). No, ale się nie załamujmy, bo startujemy z eventem! ( Jakby co, są nowe rzeczy w sklepiku ) Jak już niektórzy wiedzą, na tym blogu nie było chyba żadnego eventu, a że Rachel ( ja ) mam moc, wymyślania innych światów, postanowiłam takowy zorganizować. A więc tak, trafiacie na pustkowia. Wszędzie ziemia, łyse krzaki, lasy, piasek, gdzieniegdzie oazy z wodą, zwierzyną i roślinnością. Będą tam też opuszczone miasta ( ludzkie ). No i pewnie się zastanawiacie o co w tym chodzi, a no to, że zostaną wpuszczone tam: Mieszańce, winegry, umarlaki, zombie, slenderman ( nie pytajcie, skąd ten pomysł ) oraz innego rodzaju potwory, które możecie sami wymyślić, Od mieszańców do umarlaków, to stworzenia wymyślone przez inną watahę, więc tak właściwie, nic o nich nie wiecie. I się nie dowiecie! W tedy było by za łatwo.
Ekwipunek
Każdy zapisany wilk dostanie w początkowym ekwipunku nieco suszonego mięsa, wodę, leki, sztylet i zioła. Wszystko to będzie w torbie. Potem będziecie musieli radzić sobie sami. Znajdywać broń, wodę i jedzenie, oraz leki, jeżeli... no.Potwory
Mieszaniec: Ważna informacja odnośnie potworów, którą musicie wiedzieć. Jeżeli zostaniecie ugryzieni lub zadrapani przez mieszańca, po paru dniach będziecie tacy jak oni. Zmienicie się, i nie będzie odwrotu, dlatego potrzebne są leki. Potwór ten nie mówi, tylko wyje, lub wydaje skrzeki ( wrzeszczy, krzyczy... coś w tym stylu )Winegra: Winegry są zabójczo szybkie i zwinne. Potrafią wtopić się w cień, i szybko się rozmnażają. Raz na rok rodzi się ponad 4 000 winegr. Nie zarazicie się od nich, ale jeżeli was podrapie lub ugryzie, w tedy musicie jak najszybciej zażyć odpowiednie zioła, gdyż wytwarzają one truciznę, zdolną od razu zabić.
Umarlak: To istota powolna w dzień, ale szybka w nocy. ( tak samo jak zombie ludzkie ). Wytwarza on z pyska odór, przez który może ci się zakręcić w głowie. Zdolny do tego, że zwymiotujesz. Nie możesz się zarazić, ale on, może zjeść ciebie.
Czas rozgrywki
No cóż. Trzeba napisać od 4, do 20 opowiadań o tym, co się tam wydarzyło. Kończysz na tym, że docierasz do skrawka papieru leżącego na prostokątnej, wysokiej na pół metra płycie kamiennej.Sponsoring
Nie możesz pisać, że dostałeś/aś coś, czego nie dostałeś/aś od sponsora. Twój sponsor musi Ci to wysłać, pisząc to na chacie, lub pisząc komentarz, albo post z wiadomością o tym, co dostałeś/aś.Nagrody
1 miejsce: 800 point i miecz ( do ustalenia )
2 miejsce: 600 point i bumerang
3 miejsce: 400 point i Harfa
4 miejsce: 200 point i łuk
5 miejsce: 100 point i jajo
No, i jeszcze coś. Każdy może dostać jakiegoś sponsora. Inny wilk może mu wysyłać coś podczas zawodów. Coś na styl Igrzysk Śmierci. Ech... mam nadzieję, że moje pisanie nie poszło na marne, się ktoś zapisze. Zgłoszenia wysyłać na moje konto w hw, lub na chacie.
Podpisy członków
Rachel ( ja ) mogę sponsorować pierwsze dwa wilki, które się zgłoszą, a mogę dać na prawdę dużo.
Od Dominatori do kogokolwiek
Błąkałem się po lesie , chociaż wiedziałem , że nie jestem całkiem bezpieczny. Wyczuwałem inne wilki. Nic mi to nie przeszkadzało . Pusto tu... Porozmawiam sobie z duszami. To zawsze pomaga. W myślach powiedziałem zaklęcie wywołujące duszę... I jest. Przede mną stała już pół przeźroczysta sylwetka basiora z raną po rostrszaskaniu głowy.
-Czego?!-warknęła dusza.
-Pogadać sobie chcę.-odparłem spokojnie.
-Zajmij się czymś bardziej pożytecznym! Na przykład znajdź sobie jakąś watahę , a nie błąkaj się po lesie jak ten obździdrąg!- burknął basior.
-Luzik! Właśnie się tym zajmuję...-powiedziałem.
-Ta , na pewno!
-No na pewno...
I zniknął... Ostatnio odwiedzają mnie albo psychole , albo zrzędliwe dziady. Jakby jakąś faną waderę przysłali... Ale taką żywą to by było fajnie. Ale niestety... Life is brutal...
Nagle usłyszałem za sobą szelest liści... Czyżby ktoś atrakcyjny po mnie przyszedł?
<Ktokolwiek?>
-Czego?!-warknęła dusza.
-Pogadać sobie chcę.-odparłem spokojnie.
-Zajmij się czymś bardziej pożytecznym! Na przykład znajdź sobie jakąś watahę , a nie błąkaj się po lesie jak ten obździdrąg!- burknął basior.
-Luzik! Właśnie się tym zajmuję...-powiedziałem.
-Ta , na pewno!
-No na pewno...
I zniknął... Ostatnio odwiedzają mnie albo psychole , albo zrzędliwe dziady. Jakby jakąś faną waderę przysłali... Ale taką żywą to by było fajnie. Ale niestety... Life is brutal...
Nagle usłyszałem za sobą szelest liści... Czyżby ktoś atrakcyjny po mnie przyszedł?
<Ktokolwiek?>
wtorek, 6 czerwca 2017
Od Rachel do Soula
Kolejny przystanek był... i tutaj się załamałam.
- αράχνες κοιλάδα. W tłumaczeniu na nasz, dolina pająków. - powiedziałam szybko. - Ale to już zaawansowane tłumaczenie, bo wyszło by ,, Dolina pająk "
- Ech, no to idziemy. - powiedział Soul
- Co? NIE!
- Przecież sama chciałaś iść.
- Nie lubię pająków. - Basior się zaśmiał
- Chyba nikt ich nie lubi - pokręciłam głową
- Nie o to chodzi.
- Czyli masz cykora. - Uśmiechnął się Soul - No, a teraz chodź. Coś mi się zdaje, że wiesz, gdzie to jest.
- ... No.... wiem.
- No, więc idziemy. - skuliłam uszy i poszłam w lewo. Basior za mną. W końcu dotarłam na małą, i przyjazną dla oka polankę, ale ja szłam jak po rozgrzanych węglach. W pewnym momencie zatrzymałam się jak wryta, słysząc jakiś szelest.
- Co jest? - zapytał
- Ja... - z trawy wypełzł malutki pajączek. Byłam tak oszołomiona, że wrzasnęłam, i wskoczyłam na grzbiet Soula jak kot, gdy się boi. Basior zaśmiał się.
- Serio? Taki mały pajączek?
- Skoro jest jeden, mały, musi być jeden duży, z całą chordą małych. - odparłam zdenerwowanym głosem.
- Oj, no, Przesadzasz. Lepiej zejdź ze mnie, bo zaraz mi kręgosłup złamiesz. - skrzywiłam się, i lekko podskoczyłam, by potem latać tuż nad ziemi, gotowa do ucieczki. Po chwili basior z zadowoleniem wskazał na coś łapą.
- Tam jest! - podążyłam wzrokiem za jego łapą, i dotarłam do miejsca, gdzie wskazywał. Na ogromnej pajęczynie, wisiała mała szkatułka z Greckim napisem, oznaczającym pióro.
- Ja się tam nie zbliżę.
- Oj, nie przesadzaj. Przecież to tylko wielka na 4 metry pajęczyna, w dodatku przez nikogo nie pilnowana. Co się może stać? - zaszumiało
- Musiałeś zapytać? - właśnie w tej chwili z lasku wypełzło kilkanaście, jak nie kilkaset pająków krzyżaków i innych owłosionych i nie owłosionych, wszelkich możliwych rozmiarów, i ponad możliwe rozmiary. Np: pół metra.
- Na Zeusa! CO TO JEST?! - krzyknęłam, chwyciłam Soula w pasie, i wzleciałam w powietrze. Zatrzymałam się jakieś... 800 metrów nad ziemią.
- Tylko mnie nie upuść. - mruknął basior.
- Boże... czemu Atena zamieniła Arachne w pająka?! Nie mogła na przykład... zamienić jej w królika, albo końską muchę?
- Przecież nie jesteś jej córką, nie powinnaś się martwić
- Boże... mam arachnofobię. - jęknęłam. - a że Atena stworzyła pająka, to ja mam ochotę ją zabić. Nie było by arachnofobii, gdyby nie było pająków. To chyba logiczne?
- No... tak. Ale trzeba zdobyć pióro. - od razu zrobiło mi się nie dobrze.
- Ta.... to ty zdobywaj pióro, a ja się ulotnię.
- Nie... masz mi pomóc. A jak na razie, zaczyna brakować mi powietrza.
- Serio? No więc... ta... to jaki masz plan?
< Soul? Jaki masz plan? :D >
- αράχνες κοιλάδα. W tłumaczeniu na nasz, dolina pająków. - powiedziałam szybko. - Ale to już zaawansowane tłumaczenie, bo wyszło by ,, Dolina pająk "
- Ech, no to idziemy. - powiedział Soul
- Co? NIE!
- Przecież sama chciałaś iść.
- Nie lubię pająków. - Basior się zaśmiał
- Chyba nikt ich nie lubi - pokręciłam głową
- Nie o to chodzi.
- Czyli masz cykora. - Uśmiechnął się Soul - No, a teraz chodź. Coś mi się zdaje, że wiesz, gdzie to jest.
- ... No.... wiem.
- No, więc idziemy. - skuliłam uszy i poszłam w lewo. Basior za mną. W końcu dotarłam na małą, i przyjazną dla oka polankę, ale ja szłam jak po rozgrzanych węglach. W pewnym momencie zatrzymałam się jak wryta, słysząc jakiś szelest.
- Co jest? - zapytał
- Ja... - z trawy wypełzł malutki pajączek. Byłam tak oszołomiona, że wrzasnęłam, i wskoczyłam na grzbiet Soula jak kot, gdy się boi. Basior zaśmiał się.
- Serio? Taki mały pajączek?
- Skoro jest jeden, mały, musi być jeden duży, z całą chordą małych. - odparłam zdenerwowanym głosem.
- Oj, no, Przesadzasz. Lepiej zejdź ze mnie, bo zaraz mi kręgosłup złamiesz. - skrzywiłam się, i lekko podskoczyłam, by potem latać tuż nad ziemi, gotowa do ucieczki. Po chwili basior z zadowoleniem wskazał na coś łapą.
- Tam jest! - podążyłam wzrokiem za jego łapą, i dotarłam do miejsca, gdzie wskazywał. Na ogromnej pajęczynie, wisiała mała szkatułka z Greckim napisem, oznaczającym pióro.
- Ja się tam nie zbliżę.
- Oj, nie przesadzaj. Przecież to tylko wielka na 4 metry pajęczyna, w dodatku przez nikogo nie pilnowana. Co się może stać? - zaszumiało
- Musiałeś zapytać? - właśnie w tej chwili z lasku wypełzło kilkanaście, jak nie kilkaset pająków krzyżaków i innych owłosionych i nie owłosionych, wszelkich możliwych rozmiarów, i ponad możliwe rozmiary. Np: pół metra.
- Na Zeusa! CO TO JEST?! - krzyknęłam, chwyciłam Soula w pasie, i wzleciałam w powietrze. Zatrzymałam się jakieś... 800 metrów nad ziemią.
- Tylko mnie nie upuść. - mruknął basior.
- Boże... czemu Atena zamieniła Arachne w pająka?! Nie mogła na przykład... zamienić jej w królika, albo końską muchę?
- Przecież nie jesteś jej córką, nie powinnaś się martwić
- Boże... mam arachnofobię. - jęknęłam. - a że Atena stworzyła pająka, to ja mam ochotę ją zabić. Nie było by arachnofobii, gdyby nie było pająków. To chyba logiczne?
- No... tak. Ale trzeba zdobyć pióro. - od razu zrobiło mi się nie dobrze.
- Ta.... to ty zdobywaj pióro, a ja się ulotnię.
- Nie... masz mi pomóc. A jak na razie, zaczyna brakować mi powietrza.
- Serio? No więc... ta... to jaki masz plan?
< Soul? Jaki masz plan? :D >
Nowy basior!
Właściciel: Clarissa
Imię: Yoshimatsu Kawasaki (lub po prostu Yoshi)
Wiek: 3 lata
Płeć: Basior
Stanowisko: Wojownik (morderca)
Żywioł: Jest mieszanką wody i ognia, dlatego jego oczy są różnych kolorów.
Historia: Nie ma to jak być dzieckiem "z przypadku", zwykłym gównem, które tak naprawdę nie powinno istnieć. No i na co ci to było Yukiyo? Warto było iść z tym idiotą do łóżka? Teraz cierpię ja - owoc waszej "miłości", która zniknęła równie szybko jak się zjawiła. Myślałaś, że będziemy szczęśliwą rodziną? Myliłaś się, nie ma szczęścia na tym zasranym świecie. Nie potrafiłaś się mną sama zająć więc się mnie pozbyłaś. Oddałaś. Musiałem sam się wszystkiego nauczyć na tym śmietniku zwanym "sierocińcem". No i nauczyłem. Nauczyłem się, że życie to choroba, na którą jest jedyne lekarstwo - śmierć. Ale byłem zbyt wielkim tchórzem, by się wyleczyć. Któregoś dnia psychika mi totalnie siadła i wymordowałem sierociniec w wieku 2 lat i zwiałem, z czego jestem dumny. Najpierw robiłem dobrze panienkom, a potem je zarzynałem. Panów bez wahania wyplewiłem z tego świata. Teraz jestem tutaj i ukrywam to co się stało kiedyś. Niech nie wie nikt.
Charakter: Kawasaki ma czasami przejawy psychopaty. Czasem jest zamknięty w sobie i trudno z nim nawiązać jakikolwiek kontakt. Jest dla innych taki, jacy inni dla niego. Został nauczony, że mu wszystko wolno i wszystkim może się bawić. Poszedł w ślady ojca i został zwykłym "podrywaczem" i "chuliganem", który rozkocha, przeleci i zostawi. Trudno go rozwikłać, jest tajemniczy i zagadkowy. Często nie wie czego chce. Wielu boi się mu zaufać, ale wadery oddają się mu całkowicie. Może to zasługa jego zabójczego spojrzenia i niegrzecznego uśmiechu, za którym panienki tak przepadają? Wiele ich było, ale nie spotkał jeszcze tej której i on odda się całkowicie. Większość z nich to psute laski. Chociaż jest jaki jest, to tak naprawdę w środku brakuje mi rodzinnego ciepła, którego nie otrzymał za młodu. Czeka na mądrą i rozważną waderę, której i on odda się bezgranicznie.
Amulet: Nosi go wpiętego we włosy. LINK
Jaskinia: Śpi, gdzie go łapy poniosą.
Głos: LINK
Status: Wolny.
Partner/ka: Nie.
Moce: A liczy się moc bycia zabójczo przystojnym? Bo tak ogólnie to nie posiada.
Szczeniaki: Nie.
Point: 0
Imię: Yoshimatsu Kawasaki (lub po prostu Yoshi)
Wiek: 3 lata
Płeć: Basior
Stanowisko: Wojownik (morderca)
Żywioł: Jest mieszanką wody i ognia, dlatego jego oczy są różnych kolorów.
Historia: Nie ma to jak być dzieckiem "z przypadku", zwykłym gównem, które tak naprawdę nie powinno istnieć. No i na co ci to było Yukiyo? Warto było iść z tym idiotą do łóżka? Teraz cierpię ja - owoc waszej "miłości", która zniknęła równie szybko jak się zjawiła. Myślałaś, że będziemy szczęśliwą rodziną? Myliłaś się, nie ma szczęścia na tym zasranym świecie. Nie potrafiłaś się mną sama zająć więc się mnie pozbyłaś. Oddałaś. Musiałem sam się wszystkiego nauczyć na tym śmietniku zwanym "sierocińcem". No i nauczyłem. Nauczyłem się, że życie to choroba, na którą jest jedyne lekarstwo - śmierć. Ale byłem zbyt wielkim tchórzem, by się wyleczyć. Któregoś dnia psychika mi totalnie siadła i wymordowałem sierociniec w wieku 2 lat i zwiałem, z czego jestem dumny. Najpierw robiłem dobrze panienkom, a potem je zarzynałem. Panów bez wahania wyplewiłem z tego świata. Teraz jestem tutaj i ukrywam to co się stało kiedyś. Niech nie wie nikt.
Charakter: Kawasaki ma czasami przejawy psychopaty. Czasem jest zamknięty w sobie i trudno z nim nawiązać jakikolwiek kontakt. Jest dla innych taki, jacy inni dla niego. Został nauczony, że mu wszystko wolno i wszystkim może się bawić. Poszedł w ślady ojca i został zwykłym "podrywaczem" i "chuliganem", który rozkocha, przeleci i zostawi. Trudno go rozwikłać, jest tajemniczy i zagadkowy. Często nie wie czego chce. Wielu boi się mu zaufać, ale wadery oddają się mu całkowicie. Może to zasługa jego zabójczego spojrzenia i niegrzecznego uśmiechu, za którym panienki tak przepadają? Wiele ich było, ale nie spotkał jeszcze tej której i on odda się całkowicie. Większość z nich to psute laski. Chociaż jest jaki jest, to tak naprawdę w środku brakuje mi rodzinnego ciepła, którego nie otrzymał za młodu. Czeka na mądrą i rozważną waderę, której i on odda się bezgranicznie.
Amulet: Nosi go wpiętego we włosy. LINK
Jaskinia: Śpi, gdzie go łapy poniosą.
Głos: LINK
Status: Wolny.
Partner/ka: Nie.
Moce: A liczy się moc bycia zabójczo przystojnym? Bo tak ogólnie to nie posiada.
Szczeniaki: Nie.
Point: 0
Nowy basior!
(Autor obrazka: Kipine)
Właściciel: Shiftwing (Doggi Game)
Imię: Dominatori (dawniej nazywał się Shing)
Wiek: 3 lataPłeć: Basior
Stanowisko: Kłusownik
Żywioł: Wiatr , Dusza
Historia: Urodził się w klanie samotników i był jedynym przyjacielem Shadowzone. Ich przyjaźń zakończyła się , gdy wadera zdradziła jego tajemnicę , chociaż był to wypadek. Przestał się do niej odzywać , chociaż nadal za nią tęsknił. Pewnej nocy uciekł z niewiadomych powodów. W lesie jego jedynymi przyjaciółmi były duchy zmarłych wilków. Jego samotność skończyła się gdy ktoś go znalazł..
Charakter: Szybko nawiązuje znajomości , lecz nikomu nie ufa. Często gada nie do rzeczy lub mówi do dusz , co wygląda jakby rozmawiał z powietrzem. Pysk mu się nie zamyka i jest szczery do bólu. Gdy zacznie kłutnię , to nie tak łatwo się z niej wydostać. Czasem lubi mówić komplementy lub flirtować.
Amulet:LINK
Jaskinia:LINK
Głos: LINK
Status: poszukuje
Partnerka: Nie ,ale się stara
Moce: Rozmowa z duchami , opanowanie czyjejś duszy , umie wywabić duszę z żywych istot , panuje nad wiatrami i burzami
Szczeniaki: nie
Point: 0
Pomoc Charytatywna!
Szukasz watahy, która będzie aktywna?Jeśli tak to zajrzyjcie na Watahę Mrocznych Skrzydeł.
Ta wataha należy do Rachel.Jest o wiele starsza od WDP.Nic więcej nie powiem, sami tam zajrzyjcie.
~Megami`
Ta wataha należy do Rachel.Jest o wiele starsza od WDP.Nic więcej nie powiem, sami tam zajrzyjcie.
~Megami`
poniedziałek, 5 czerwca 2017
Od Megami do Negry
Artemist i Ametyst byli zadowoleni.Czyli Negra się spisała.
-No i jak było?-powiedziałam z uśmiechem do Negry.
-Em...No...Dobrze.-odpowiedziała-Słodkie z nich szczeniaki.
-Hah, wiem.
-No i jak było?-powiedziałam z uśmiechem do Negry.
-Em...No...Dobrze.-odpowiedziała-Słodkie z nich szczeniaki.
-Hah, wiem.
*****************************
-Meeeegamiii?-po chwili Artemist się odezwał przerywając ciszę-Kiedy obiad?Jestem głodny.
-Ja też.-dodała Ametyst. (...) Już miałam coś powiedzieć, ale się powstrzymałam.Przecież oni jeszcze nie umieją polować.No, Artemist trochę ale jeszcze nie jest na tyle szybki aby dogonić jelenia.Spojrzałam na waderę stojącą obok.-Negra?
-Tak?
-Pomożesz mi coś upolować?
<Negra?Sorry że takie krótkie>
Subskrybuj:
Posty (Atom)