- Dasz mi w końcu spokój? - spytałem szeptem tak by Rachel mnie nie usłyszała.
Nie i znowu ten śmiecz.
Niezdarnie wygrzebałem się z posłania i omotałem wzrokiem sylwetkę wadery i naszych szczeniaków. Powinienem wyjść na krótki spacer? Może to mi pomoże? Ewentualnie wkopię się jeszcze bardziej. Pokręciłem się trochę po jaskini w tę i z powrotem i po długich rozmyślaniach ponownie wgramoliłem się obok mojej żony.
*~*~*~*~*
Z samego rana obudził mnie piska Mercy.
- TATO! - wyglądała na dość przerażoną.
- Co? Gdzie? Jak? - momentalnie wstałem.
- Ty... Twoje... Futro... - jąkała się, a obok mnie nagle pojawiła się Rachel.
- Po prostu się nie umył. - Wzruszyła ramionami. Ona to umiała człowieka pocieszyć. - A JA Z TOBĄ DZISIAJ SPAŁAM!
- T...Tak skarbie, to tylko bród. NO JUŻ IDĘ SIĘ UMYĆ NO - krzyknąłem.
- W TEJ CHWILI
- NIE MATKUJ MI! - warknąłem jeszcze głośniej i od razu wyszedłem.
Swoje kroki skierowałem oczywiście nad rzekę żeby trochę się opłukać. A mianowicie jakieś dziwne, czarne coś unosiło się nad moim ciałem i nie chciało nijak zniknąć. Coś jakby czarny ogień, albo dym. Poczułem się dziwnie wiedząc, iż mam coś takiego na skórze i zapragnąłem to jakoś zmyć. Nie poszło to jednak po mojej myśli, gdyż nawet kilkakrotne usiłowanie pozbycia się tego nic nie dało i cały czas byłem skazany na to coś.
Przekląłem w myślach, jak ja teraz się im pokażę? Teraz to już kompletnie popsuł mi się humor. A do tego cały czas w głowie czułem jego obecność. Cholera.
Przekroczyłem próg jaskini, chodź tak naprawdę ledwo szedłem i kręciło mi się w głowie.
- Ra...chel... - powiedziałem słabym głosem i próbowałem znaleźć ją w pomieszczeniu.
Rachel? Zero pomysłu xD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz