Black Parade

poniedziałek, 16 lipca 2018

Od Artemisa do Ametyst

-Chodźmy czegoś poszukać-nie byłem godny, ale zgodziłem się.
Ruszyliśmy w stronę naszego ulubionego lasu. Udało mam się coś wyczuć, jednak nie byliśmy pewni co to jest.
-To może ja poszukam czegoś tu, a ty tam-zaproponowała wadera. Łapą wskazała na drugą część lasu. Z nosem przy ziemi potruchtałem w wyznaczoną stronę. Zapach stawał się mocniejszy. Nic dziwnego, że nie mogliśmy rozpoznać tej woni, gdyż (przynajmniej dla mnie) była ona nie znana. Schowałem się za jednym z drzew. Zrobiłem obrót aby dokładnie się rozejrzeć.  Na oko 5 metrów ode mnie znajdował się...dzik. A raczej locha. Obok niej stało kilka młodych. Mało słyszałem o tych zwierzętach, lecz wiedziałem, że lepiej się im nie pokazywać, tym bardziej gdy mają przy sobie młode. Zacząłem się wycofywać, tak aby nie ujawnić swojej obecności. Kilka razy wpadłem na drzewo. Nie lubię chodzić tyłem. W tym momencie było to konieczne, abym wiedział, kiedy mam zacząć uciekać. Gdy byłem już dość daleko od miejsca spotkania z dzikiem, odwróciłem się i postanowiłem wrócić do Ametyst. -Znajdę sobie inne miejsce do polowania.-
Potruchtałem do miejsca, w którym się rozdzieliliśmy.
-Ty nie miałeś polować?-odezwała się wadera, gdy znalazłem się obok niej.-Ja już zdążyłam wszystko zjeść.
-Dziki zajęły mi moje ulubione miejsce do polowania... Zaraz wracam- pobiegłem dalej.
Wyczułem w pobliżu młodą sarnę. Jej zapach poprowadził mnie na polanę, na której często one przebywają. Namierzyłem swój cel. Zacząłem się skradać z myślami typu - Tak. Nie uciekaj. Zostań. Nie, nie, nie patrz się tu!- i na moje nieszczęście zostałem zauważony. Sarna odwróciła się i pobiegła w stronę granicy.
-No nie!-krzyknąłem. Ze złością przyśpieszyłem. Chwilę później udało mi się dogonić moją ofiarę. Potem skok do karku, zaciśnięte kły i gotowe. W prawdzie, to za bardzo się tym nie najadłem, ale zawsze coś. Znów wróciłem do Ametyst, lecz tym razem ze zjedzonym posiłkiem.
-Co się tam stało? Króliki cię zaatakowały?-zaśmiała się.
-Najpierw dziki na drodze, a potem sarna mi uciekła, prawie do innej watahy. Ostatecznie złapałem ją i wygrzebałem z tego małego ciałka jakieś mięso.

<Ametyst? Tak, wreszcie skończyłam to opowiadanie z kwietnia>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz