- Hm... - mruknąłem pod nosem. - W sumie czemu nie? Może tym razem nie wywołam pożaru.
Zaśmiałem się radośnie. Wadera popatrzyła na mnie ze zdziwieniem oraz przerażeniem.
- Oj spokojnie... Rzadko mi się zdarza coś podpalić.
- Naprawdę potrafisz uspokoić...
- A dziękuje.
- To był sakrazm - spoważniała Luceat.
- Wiem, wiem... Ale lubie się drażnić z innymi. Masz pecha...
Stanąłem w pewnej odległości od niej, podniosłem przednie łapy do góry i złączyłem razem. Po chwili zapłoną na nich jasnym blaskiem płomień. Rozłączyłem łapy i dmuchnąłem na nie. Płomień w jedej chwili zniknął.
- Nic specjalnego... Zwykłe małe płomyczki. Wolę swoją moc związaną z mrokiem... Ale lepiej jej nie używać - zaśmiałem się raźnie. - Teraz twoja kolej.
(Luceat?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz