Sama obecność Flynta, jego ruchy, wypełnione szczenięcą wręcz niewinnością, nieśmiałość i wiele innych rzeczy sprawiało, że nie mogłam powstrzymać się przed delikatnym uśmiechem, który pojawił się na moim pysku. To było... cudowne uczucie. Być chcianą. Kochaną, można rzec. Nigdy nie czułam się w taki sposób, w końcu moje poprzednie związki kończyły się szybko, aby potem zniknąć w otchłani wspomnień i już nigdy nie powrócić. Były jedynie cienkimi nićmi na tkaninie mojego życia, która nadal była tkana, w tym samym tempie, takim samym kolorem - szarością, z dodatkiem zieleni. Barwą lasu i pustki, jaka pojawiała się w ostatnim czasie. Ale teraz? Teraz czułam, że coś w materiale się zmienia. I mogę przysiąc, teraz nitki lśnią delikatną czerwienią i kobaltowym odcieniem niebieskiego.
— Nie tylko ty, Flynt — szepnęłam mu do ucha, po czym objęłam skrzydłami wilka, zamykając nas pod warstwą białych piór, przez które przemykały zagubione srebrne promienie księżyca. Spojrzałam długo w oczy basiora, opuściłam nieco uszy, nie wiedząc czy to, co teraz powiem, zostanie pozytywnie przyjęte, po czym pocałowałam go po raz kolejny. Tym razem dłużej, z dozą namiętności, sprawiając, że wilk, kiedy tylko podniósł łeb, uśmiechnął się jeszcze szerzej.
— Chciałabym spędzić resztę mojego życia u twojego boku.
<Flynt? Teraz ja przepraszam za długie odpisywanie :v >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz