Kap... Kap... Kap...
Leżałem tuż przy wyjściiu do jaskini patrząc jak leje deszcz. Padało od samego rana i nie zapowiadało się na przejaśnienie.
- Oj nudy... Nudy... Nudy - wzdychałem do siebie patrząc na kapiące tuż przed moim nosem krople.
Wysunąłem język i z lubością smakowałem nielicznych kropel wody. Nagle usłyszałem przed sobą jakiś szelest. Niemal natychmiast zerwałem się na równe nogi bacznie rozglądając się po okolicy. Ponownie usłyszałem ten szelest.
- Kto tu jest? - patrzyłem uważnie na krzak z którego dochodził ten dźwięk. - Pokarz się!
Jednak nic ani nikt z niego nie wyszło. Po chwili namysłu poszedłem na zewnątrz jaskini. Woda lała się strumieniami po mojej głowie i karku.
- Powtarzam: kto tu jest?
Stanąłem na przeciwko krzaka. Nagle coś z niego wyskoczyło, a ja niespodziewając się tego wycofałem się do tyłu. Niefortunie się poślizgnąłem i mój pysk wylądował w błocie.
(Ktoś, coś?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz