Black Parade

wtorek, 24 lipca 2018

Od Shu do Achillesa

— No wiesz, jak ojciec z synem. — Basior wyszczerzył się jak łysy do sera, sprawiając, że przechyliłem łeb na bok w geście wyrażającym zdziwienie. O czym on mówił? Jaki ojciec... Ah, no tak. Bogowie, dlaczego zawsze trafiam na takich idiotów?
— No, chyba, że się boisz, że nie dotrzymasz mi kroku albo że cię zamorduję z zimna krwią.
Kiedy tylko Achilles machnął ogonem, prychnąłem z oburzeniem i wyprostowałem się, po raz kolejny usiłując spojrzeć na to dziecko szczęścia z góry. Autorytet i te sprawy. Postanowiłem zagrać w tę dziwną grę według jego zasad, które, z racji mojego statusu, dawały mi siłę. No i więcej możliwości, rzecz jasna. Mam nadzieję tylko, że nie zacznę nagle rzucać suchymi żartami na prawo i lewo lub nie będę co chwilę komentował "za moich czasów było lepiej". Czy jak to inaczej ojcowie mówią. A naszą różnicę wieku? Przemilczy. Tak będzie najlepiej dla nas wszystkich.
— Zamordować to cię mogę ja — burknąłem, po czym gwałtownie odwróciłem się, przez co naszyjnik na mojej szyi prawie uderzył wilka w nos. Przeprosiłem go nieco niedbale, po czym potruchtałem przed siebie. Nie słysząc, aby Achilles ruszył swoje puchate lędźwia z miejsca, obejrzałem się przez ramię.
— Idziesz?
— Tak. Tak, tak, idę — potrząsnął łbem, jakby przebudzał się z transu, a następnie z typową dla siebie dozą radości dołączył do mnie. Postanowiłem nie pytać, dlaczego tak się zachował. Może ma własne problemy, o których mówić nie chce. Znamy się przecież zaledwie dzień, góra dwa, jakoś średnio chcę to pamiętać. Albo po prostu ja nadinterpretuję różne rzeczy, a to był przejaw typowej dla tego osobnika mieszaniny roztrzepania i ... uroku? Sam nie wiem. Westchnąłem cicho, przyspieszając nieco, gdyż wolałbym znaleźć się na terenach do polowań nieco szybciej. 
— A więc, zacznij szukać jakiegokolwiek tropu — oznajmiłem, kiedy drzewa stały się jakby bardziej znajome, a zapach zwierzyny uderzył w moje nozdrza. Achilles niezwykle posłusznie począł obwąchiwać okolicę. W pewnym momencie, podniósł ogon wraz z uszami, wskazując pyskiem w jakiś punkt.
— Tam! — krzyknął radośnie — Tam coś jest!
Pokiwałem głową z uznaniem, po czym usiadłem na wilgotnej ziemi. Musiało padać ostatnio, cholera.
— Co teraz robimy, synu? — ostatnie słowo z trudem przeszło mi przez gardło. Sam nie wiedziałem, dlaczego.

<Achilles?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz