Black Parade

piątek, 27 lipca 2018

Od Achillesa do Shu

Shu.. Shu coraz bardziej mi go przypominał. Mieli dość podobny charakter; z zewnątrz gruba warstwa lodu i chłodu, ale wewnątrz cieplusi jak stado puchatych kapibar i pociąg do wyzwań, jakie by nie były. Poza tym praktycznie ta sama budowa ciała i nawet poruszali się bardzo podobnie! Mimo, że Shu brakowało pewnej gracji i lekkości w jego dość ciężkim chodzie, wciąż to było aż zbyt proste, żeby wyobrazić sobie, że zamiast niego przed moim nosem stoi… stoi on…
Nie, nie, nie, nienienie. Potrząsnąłem gwałtownie łbem, mając nadzieję, że idący przede mną basior nie zauważył, że znowu się zaciąłem. Borze święty, Achilles, przestań porównywać ledwo co poznanego wilka do kogoś, w kim podkochiwałeś się mając te niecałe 2 lata. To nikomu życia nie przywróci, Shu jest zajęty, a my jesteśmy grzeczni i cierpliwie czekamy na tego jedynego, z którym zaadoptujemy stado jaszczurek, i będziemy wieść sielskie życie na farmie, i codziennie oglądać zachody słońca. Tak, to brzmi jak plan idealny. Ale na razie musimy się skupić na znalezieniu czegoś do jedzenia, tak?
Ostatecznie na ziemie sprowadził mnie głos delty, nakazujący mi poszukać tropu.
Oh, ta okolica była dużo lepsza niż ta, po której ja się kręciłem! Czemu wcześniej nie zapytałem gdzie tu są tereny łowieckie? Praktycznie wszędzie mogłem wyczuć woń różnych zwierząt.
- Tam! Tam coś jest! – poinformowałem w końcu, dumny z siebie, wskazując nosem w kierunku dość wysokich krzaków, do których prowadziły bardzo świeże ślady dwóch jeleni; większe i mniejsze. Prawdopodobnie łani z młodym.
Shu wygodnie sobie usiadł nieopodal. Leń.
- Co teraz robimy, synu? – szczerze, to zabrzmiał jakby się zakrztusił, mówiąc to, ale ja tam nie wnikam.
Westchnąłem z udawanym rozdrażnieniem, odwróciłem się w kierunku basiora i zacząłem powoli iść w jego kierunku, lamentując:
- Sam muszę wszystko w tej rodzinie robić! Już nikt nie pamięta o bezstresowym wychowaniu, wszyscy tylko chcą wyzyskiwać swoje dzieci do męczenniczej pracy ponad ich siły! Co wy byście beze mnie zrobili?! Zeszlibyście z głodu, gdybym wszystkiego wam nie załatwiał!
Tak się wczułem w tą dramatyczną przemowę, że prawie się wywaliłem, a Shu siedział sobie dalej spokojnie z lekkim cieniem uśmiechu na pysku.
- Rozumiem, że nasza strategia to spłoszenie najbliższej zdobyczy i zaalarmowanie każdej następnej o naszej obecności?
Wilk podniósł się z siadu i powoli ruszył w stronę krzaków, a ja potruchtałem obok niego.
- Nie słyszałeś o niej? To świetny sposób, jeśli chcesz utrzymać talię osy i mieć zdrowe serce. Codzienny jogging. – dopiero po chwili przypomniałem sobie, że mógłbym zarzucić jakimś tekstem typu „w końcu uczę się od najlepszych”, ale kij. Shu i tak nawet nie skomentował, tylko przewrócił oczami.
Po krótkiej naradzie doszliśmy do wniosku, że może lepiej by zobaczyć czy ta łania z młodym w ogóle jeszcze są gdzieś w okolicy. Jak się okazało, nie były wcale aż tak daleko, a krzaki, które wcześniej opuściły, zapewniły mi i drugiemu wilkowi świetną kryjówkę do obserwowania ich.
- Mam nadzieję, że masz jakiekolwiek doświadczenie w robieniu zasadzek po cichu? – wymamrotał do mnie mój towarzysz broni z naciskiem na ostatnie słowa.
Wydałem z siebie stłumiony okrzyk oburzenia. Żeby mnie tu tak nie doceniać?! Ja z tym pójdę do instytutu matki i dziecka!
- Oczywiście, że mam – syknąłem w odpowiedzi, usiłując się dumnie wyprostować, jednocześnie nadal zostając w ukryciu.

<Shu?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz