Black Parade

wtorek, 31 lipca 2018

Od Soula do Rachel

Nie mogłem spać w nocy. Cały czas czułem obecność tego cholerstwa i za Chiny nie chciał się ode mnie odczepić.
- Dasz mi w końcu spokój? - spytałem szeptem tak by Rachel mnie nie usłyszała.
Nie i znowu ten śmiecz.
Niezdarnie wygrzebałem się z posłania i omotałem wzrokiem sylwetkę wadery i naszych szczeniaków. Powinienem wyjść na krótki spacer? Może to mi pomoże? Ewentualnie wkopię się jeszcze bardziej. Pokręciłem się trochę po jaskini w tę i z powrotem i po długich rozmyślaniach ponownie wgramoliłem się obok mojej żony.
*~*~*~*~*
Z samego rana obudził mnie piska Mercy.
 - TATO! - wyglądała na dość przerażoną.
 - Co? Gdzie? Jak? - momentalnie wstałem.
 - Ty... Twoje... Futro... - jąkała się, a obok mnie nagle pojawiła się Rachel.
 - Po prostu się nie umył. - Wzruszyła ramionami. Ona to umiała człowieka pocieszyć. - A JA Z TOBĄ DZISIAJ SPAŁAM!
 - T...Tak skarbie, to tylko bród. NO JUŻ IDĘ SIĘ UMYĆ NO - krzyknąłem.
 - W TEJ CHWILI
 - NIE MATKUJ MI! - warknąłem jeszcze głośniej i od razu wyszedłem.
Swoje kroki skierowałem oczywiście nad rzekę żeby trochę się opłukać. A mianowicie jakieś dziwne, czarne coś unosiło się nad moim ciałem i nie chciało nijak zniknąć. Coś jakby czarny ogień, albo dym. Poczułem się dziwnie wiedząc, iż mam coś takiego na skórze i zapragnąłem to jakoś zmyć. Nie poszło to jednak po mojej myśli, gdyż nawet kilkakrotne usiłowanie pozbycia się tego nic nie dało i cały czas byłem skazany na to coś.
Przekląłem w myślach, jak ja teraz się im pokażę? Teraz to już kompletnie popsuł mi się humor. A do tego cały czas w głowie czułem jego obecność. Cholera.
Przekroczyłem próg jaskini, chodź tak naprawdę ledwo szedłem i kręciło mi się w głowie.
 - Ra...chel... - powiedziałem słabym głosem i próbowałem znaleźć ją w pomieszczeniu.

Rachel? Zero pomysłu xD

niedziela, 29 lipca 2018

Od Freii

Leżałam na brzegu strumienia, wpatrzona w swoje falujące odbicie w marszczonej wiatrem wodzie i zastanawiałam się czy to, co robię, ma w ogóle jakikolwiek sens. Dołączyłam do kolejnej watahy, znów pchnięta nagłą chęcią ustatkowania się, chociażby na chwilę. Czułam gdzieś rodzącą się w głębi umysłu nadzieję, że może tym razem będzie inaczej, może tym razem wataha okaże się tą właściwą, w której zostanę na długo, może i do końca życia. Ale niby czemu tym razem miałoby być inaczej? Nadal pozostawałam sobą, bezdomną Freyą, zasłuchaną w zew wzywającego ją wielkiego świata. Znów poznam nowe wilki, które potem zostawię, zawrę nowe znajomości, które niedługo potem zerwę, gdy życie znów pchnie mnie do przodu. To wszystko tak bardzo nie ma sensu. Od niechcenia trąciłam łapą wodę, wypłaszając stadko kijanek. Odbicie rozmyło się, załamało przez utworzone na wodzie fale, a po paru sekundach znów wróciło do poprzedniej formy. Za dużo myślałam, za mało działałam. Od kiedy ja w ogóle tyle myślałam? Nawet jeśli przyjdzie dzień, w którym odejdę, póki co byłam tu i teraz, dopiero co dołączyłam, przydałoby się poznać z pozostałymi wilkami, pozwiedzać okolicę, zrobić rozeznanie, gdzie znajduje się najwięcej zwierzyny, gdzie najlepsze jaskinie do spania. Wstałam i otrzepałam się, moje białe futro roziskrzyło się w prażącym niemiłosiernie słońcu. Od razu poczułam się lżej ze świadomością, że mam co robić, więc raźnym krokiem ruszyłam poprzez las. Gdy tak dreptałam beztrosko krętą, wydeptaną w zaroślach ścieżką, nagle jakiś ruch przykuł moją uwagę. Zamarłam, kątem oka obserwując małego, puszystego zajączka, który zupełnie nieświadomy niebezpieczeństwa, z zapałem chrupał liście koniczyny. Poruszając się jak najciszej tylko się da, uczyniłam w jego stronę krok, a potem jeszcze jeden. Zwierzątko nadal nie zdawało sobie sprawy z tego, że jego życie za chwilę się zakończy. Zrobiłam kolejny krok, który okazał się błędem – nastąpiłam na suchą gałązkę, która pękła z cichym trzaśnięciem, tym samym zdradzając moje położenie. Zajączek czmychnął w krzaki, a ja niewiele myśląc, rzuciłam się za nim w pogoń, pchana do działania perspektywą smacznego obiadu. Przywołałam wiatr, aby wspomógł mnie w biegu, natychmiast przyspieszyłam do zawrotnego tępa. Jak ja to kochałam – ten świst w uszach, pęd targający moim futrem i wyciskający łzy z oczu. Zajączek skręcił, ja za nim, byłam już tak blisko, tak blisko... i w tym momencie wpadłam na coś puszystego, zdecydowanie za dużego, aby być zajączkiem. Odbiłam się, zatoczyłam i zamglonym od nagłego zderzenia wzrokiem, spojrzałam na nieznajomego wilka, na którego przed chwilą wpadłam.
- Uważaj, jak chodzisz – warknęłam, potrząsając obolałą głową, zła na to, że uciekł mi obiad.
Po chwili jednak dotarło do mnie, że wilk zapewne jest członkiem watahy i źle by było robić sobie wroga już pierwszego dnia, więc przełknęłam dumę i szybko dodałam:
- Przepraszam, to była moja wina, nie zauważyłam cię. Jestem Freya tak w ogóle, a ty?

<Ktoś?> 

sobota, 28 lipca 2018

Hades odchodzi!

Dzisiaj żegnamy Hadesa. Będzie nam Ciebie brakowało :<
Powód: Decyzja właściciela

Nowa Wadera!

Autor obrazka: Snow-Body
Właściciel: howrse: ivashqo
Imię: Freya
Przezwisko: Brak
Wiek: 3 lata
Płeć: Wadera
Stanowisko: Strażnik
Lubi: Wiatr, deszcz, poczucie wolności, przygody
Nie lubi: Długotrwałej samotności, ograniczeń, klaustrofobicznych miejsc
Motto: Żyj tak, jakby jutra miało nie być
Żywioł: ogień i powietrze
Rodzina: Rodzinę ledwo pamięta, więc ich imiona nie mają żadnego znaczenia
Historia: Freya urodziła się w niewielkiej watasze, w której nic nigdy się nie działo. Nie czuła żadnej więzi z tym miejscem, z pogrążonymi w rutynie, otaczającymi ją wilkami. Zawsze pragnęła przygód i podróży, ciągłych zmian. Rozumiał ją tylko młodszy brat, Kay, który zmarł wskutek zatrucia nieświeżym mięsem. Po tym zdarzeniu, ogarnięta żałobą Freya uciekła z domu, aby poszukać swojego miejsca na ziemi, z nadzieją, że takowe w ogóle istnieje. Błąkała się po lasach, dołączała do różnych stad i watach, wszędzie jednak po dłuższym czasie zaczynało jej się nudzić. Poznawała nowe wilki, z niektórymi wiązała się mniej lub bardziej, nikt jednak nigdy nie potrafił sprawić, aby poczuła, że odnalazła spokój. Wątpi, aby kiedykolwiek udało jej się na dobre porzucić koczowniczy i chaotyczny tryb życia, ale kto wie, może właśnie tu, w Watasze Diamentowych Piór, uda się zostać chwilę dłużej.
Charakter: Freya jest przede wszystkim chaotyczna, spontaniczna i bezpośrednia. Robi co chce, mówi, co myśli, przez co często jest odbierana jaka opryskliwa, wręcz bezczelna wilczyca. Marzycielka o wielkich ambicjach, których pewnie nigdy nie zrealizuje. Nie potrafi usiedzieć na miejscu, stale ją nosi. Ciężko jej znajdywać przyjaciół, wszystkie znajomości traktuje jako coś chwilowego, przelotnego. To nie tak, że jest typem samotnika – kocha towarzystwo innych wilków, po prostu nie jest w stanie zżyć się z kimś na tyle mocno, aby utworzyć trwałą relację, często zdarza jej się traktować innych jak zabawki, które szybko się nudzą. Bywa wybuchowa, czasem arogancka i egoistyczna, ale nigdy nie ma złych intencji – po prostu często traci kontrolę nad tym, co robi. Jest beznadziejnym kłamcą, można czytać z jej twarzy jak z otwartej księgi. Zazwyczaj ma dosyć cyniczne i sarkastyczne poczucie humoru, ale tak naprawdę może ją rozbawić praktycznie wszystko.
AmuletLink
JaskiniaLink
Głos: Florence + The Machine - Hunger
Zauroczenie: Brak
Status: Wolna
Partner/ka: Zdarzały jej się przelotne romanse, zarówno z basiorami, jak i z waderami, ale nigdy nie udało jej się poczuć czegoś głębszego, więc wątpi, aby była w stanie utworzyć prawdziwy związek
Moce: Gdy biegnie potrafi przywołać wiejący od tyłu wiatr, który pomaga jej przyspieszyć do naprawdę zawrotnej prędkości. Ponadto umie wzniecić niewielki ogień i uregulować temperaturę swojego ciała podczas dużego mrozu.
Umiejętności: Bardzo szybko biega, jest zwinna, umie również bezbłędnie grać na cudzych nerwach
Szczeniaki: To zdecydowanie nie dla niej
Point: 0
Uwagi/kary:

piątek, 27 lipca 2018

Od Rachel do Soula

Patrzyłam na niego z poirytowaną miną. Zatkało go czy jak?
- Więc..... o co chodzi? - uśmiechnęłam się krzywo.
- Nie... już nic - jakbym usłyszała zrezygnowanie w jego głosie. Czyżbym znowu za bardzo się wkurzyła? Wzięłam głęboki oddech uspakajając się, i popatrzyłam na niego spokojnymi oczami
- Możesz mówić, chyba że zapomniałeś...
- Zapomniałem - wypalił szybko. Zmarszczyłam brwi patrząc na niego, i uważnie lustrując go wzrokiem. O ile wiem nie ma sklerozy.
- Jak sobie przypomnisz to mi powiesz, tak? Wyglądałeś jakby miało to być coś ważnego.
- Tak, tak... powiem - mruczał pod nosem zamyślony, i wyszedł na zewnątrz ze zmarszczonymi brwiami.

**Mały time skip**

Dzień przeszedł dość szybko, a jednak położyłam się późno, i ze zmęczeniem. Niestety.... jak to zawsze bywa...
- Mamo... mamo.... - otwarłam jedno oko, jeszcze zamglone po wczesnym przebudzeniu. 
- Co chcesz Gabryś... - mruknęłam patrząc nadal jednym okiem na szczeniaka.
- Czuję coś - szepnął mało dosłyszalnie - czyjąś obecność. 
- Jest nas tutaj siódemka. Musisz czuć czyjąś obecność.  - zmarszczyłam brwi. 
- Ale ta jest inna... mało wyraźna... jakby ktoś był przytłumiony... - westchnęłam cicho i przyciągnęłam do siebie szczeniaka skrzydłem, przykrywając go. 
- Śpij, bo majaczysz - mruknęłam. Medal za opiekuńczość matki. Mój umysł był zamglony, i pewnie rano zapomniałabym o tej rozmowie, gdyby po moim karku nie przeszedł zimny dreszcz. Zaczęłam się rozglądać nerwowo, pobudzona. 

< Soul? Nie wiem co piać, gdyż twój demon zachowuje się bardzo zwyczajnie xD>

Od Achillesa do Shu

Shu.. Shu coraz bardziej mi go przypominał. Mieli dość podobny charakter; z zewnątrz gruba warstwa lodu i chłodu, ale wewnątrz cieplusi jak stado puchatych kapibar i pociąg do wyzwań, jakie by nie były. Poza tym praktycznie ta sama budowa ciała i nawet poruszali się bardzo podobnie! Mimo, że Shu brakowało pewnej gracji i lekkości w jego dość ciężkim chodzie, wciąż to było aż zbyt proste, żeby wyobrazić sobie, że zamiast niego przed moim nosem stoi… stoi on…
Nie, nie, nie, nienienie. Potrząsnąłem gwałtownie łbem, mając nadzieję, że idący przede mną basior nie zauważył, że znowu się zaciąłem. Borze święty, Achilles, przestań porównywać ledwo co poznanego wilka do kogoś, w kim podkochiwałeś się mając te niecałe 2 lata. To nikomu życia nie przywróci, Shu jest zajęty, a my jesteśmy grzeczni i cierpliwie czekamy na tego jedynego, z którym zaadoptujemy stado jaszczurek, i będziemy wieść sielskie życie na farmie, i codziennie oglądać zachody słońca. Tak, to brzmi jak plan idealny. Ale na razie musimy się skupić na znalezieniu czegoś do jedzenia, tak?
Ostatecznie na ziemie sprowadził mnie głos delty, nakazujący mi poszukać tropu.
Oh, ta okolica była dużo lepsza niż ta, po której ja się kręciłem! Czemu wcześniej nie zapytałem gdzie tu są tereny łowieckie? Praktycznie wszędzie mogłem wyczuć woń różnych zwierząt.
- Tam! Tam coś jest! – poinformowałem w końcu, dumny z siebie, wskazując nosem w kierunku dość wysokich krzaków, do których prowadziły bardzo świeże ślady dwóch jeleni; większe i mniejsze. Prawdopodobnie łani z młodym.
Shu wygodnie sobie usiadł nieopodal. Leń.
- Co teraz robimy, synu? – szczerze, to zabrzmiał jakby się zakrztusił, mówiąc to, ale ja tam nie wnikam.
Westchnąłem z udawanym rozdrażnieniem, odwróciłem się w kierunku basiora i zacząłem powoli iść w jego kierunku, lamentując:
- Sam muszę wszystko w tej rodzinie robić! Już nikt nie pamięta o bezstresowym wychowaniu, wszyscy tylko chcą wyzyskiwać swoje dzieci do męczenniczej pracy ponad ich siły! Co wy byście beze mnie zrobili?! Zeszlibyście z głodu, gdybym wszystkiego wam nie załatwiał!
Tak się wczułem w tą dramatyczną przemowę, że prawie się wywaliłem, a Shu siedział sobie dalej spokojnie z lekkim cieniem uśmiechu na pysku.
- Rozumiem, że nasza strategia to spłoszenie najbliższej zdobyczy i zaalarmowanie każdej następnej o naszej obecności?
Wilk podniósł się z siadu i powoli ruszył w stronę krzaków, a ja potruchtałem obok niego.
- Nie słyszałeś o niej? To świetny sposób, jeśli chcesz utrzymać talię osy i mieć zdrowe serce. Codzienny jogging. – dopiero po chwili przypomniałem sobie, że mógłbym zarzucić jakimś tekstem typu „w końcu uczę się od najlepszych”, ale kij. Shu i tak nawet nie skomentował, tylko przewrócił oczami.
Po krótkiej naradzie doszliśmy do wniosku, że może lepiej by zobaczyć czy ta łania z młodym w ogóle jeszcze są gdzieś w okolicy. Jak się okazało, nie były wcale aż tak daleko, a krzaki, które wcześniej opuściły, zapewniły mi i drugiemu wilkowi świetną kryjówkę do obserwowania ich.
- Mam nadzieję, że masz jakiekolwiek doświadczenie w robieniu zasadzek po cichu? – wymamrotał do mnie mój towarzysz broni z naciskiem na ostatnie słowa.
Wydałem z siebie stłumiony okrzyk oburzenia. Żeby mnie tu tak nie doceniać?! Ja z tym pójdę do instytutu matki i dziecka!
- Oczywiście, że mam – syknąłem w odpowiedzi, usiłując się dumnie wyprostować, jednocześnie nadal zostając w ukryciu.

<Shu?>

czwartek, 26 lipca 2018

Od Miyeon do Alarisa

- W sumie....to..tak. Nie znam dokładnie wszystkich okolic, więc potrzebowałabym przewodnika - powiedziałam, spoglądając na Alarisa. Co jak co, chęć poznania kogoś nowego przeważała z moją cichą naturą. A jeszcze bardziej wtedy, gdy jestem świeżą duszą w stadzie.
- Jak chcesz, pokażę ci parę terenów. Jest ich dosyć dużo, więc od czego najbardziej chciałabyś zacząć? - uśmiechnął się pod nosem. Nie wiedziałam, co dokładnie chciałabym zobaczyć.
- A gdzie według ciebie jest najlepsze miejsce w watasze? - zapytałam z ciekawością, rozglądając się wokół.
- To zależy od tego co ty lubisz. Ciche miejsca, głośniejsze, tam gdzie pełno wilków, albo tam gdzie nikogo nie ma.
- Zdecydowanie wolę ciszę i spokój. Ostatnio przesiaduję w lesie, chociaż pewnie są bardziej interesujące miejsca niż zwykły las.
- Dobra, wiem już, gdzie możemy iść. Chodź za mną! - Alaris machnął łapą na znak, że idziemy. Powoli wstałam i ruszyłam za wilkiem. Strasznie chciałam się dowiedzieć, gdzie mnie prowadzi, mimo to, nie pisnął ani słowem o tym.

****
Po kilku minutach drogi, zaczęłam wypytywać Alarisa o watahę i inne rzeczy z nią związane. Dzięki niemu dużo się dowiedziałam się gdzie najlepiej chodzić, gdzie zazwyczaj wilki spędzają czas, gdzie najwięcej można upolować i wiele innych. Byłam mu bardzo wdzięczna.
- To tutaj - pokazał mi ścieżkę, przypominająca mostek, która wchodziła w głąb, tak jakby lasu. Było w nim coś wyjątkowego. Położyłam łapę na mostku  i z niepewnością rozejrzałam się wokoło. Usłyszałam szum wody, śpiew ptaków oraz stukającego dzięcioła. Bez wahania ruszyłam dalej a za mną Alaris.
Przed sobą ujrzałam tak jakby rzeczkę. Usiadłam na mostku i włożyłam łapy do zimnej wody.
- To jest to miejsce. Słychać tu tylko szum wody, któremu wtórują ptaki. Czujesz tę wilgoć? Fajnie, prawda? - Ally spojrzał na mnie i uniósł głowę w stronę nieba - Dobrze, że dzisiaj dopisuje pogoda. Może i w deszcz, nie jest źle, ale myślę, że zdecydowanie lepiej siedzi się tu w słoneczny dzień, ponieważ możesz się ochłodzić.


<Alaris?>

Od Luceat do Hadesa

Pomyślałam chwilę. To dobry pomysł pomóc komuś, a dodatkowo samej potrenować, ale z drugiej strony... NIE PAMIĘTAM KIEDY OSTATNIO WALCZYŁAM < nie licząc oczywiście polowań >
- Cóż... Najpierw musiałbyś mnie trochę podtrenować...- powiedziałam mówiąc "wymagania" - Nie znam się na walkach i takich sprawach...
- Nie ma problemu! - powiedział uradowany jak dziecko.
- W takim razie, czemu nie? -dla Hadesa chyba naprawdę brakowało "rozrywki".
- Kiedy, no i gdzie, będziemy ćwiczyć? - zapytałam się wilka. Jego radość ostygła chwilowo. Chwilę się zastanowił.
- Znam miejsce idealne do treningów i ogólnie do walk! - wręcz krzykną.
- Ooookejjjj, może tam pójdźmy? - zaproponowałam - Chciałabym wiedzieć gdzie to jest....

< Hades? >

środa, 25 lipca 2018

Od Alarisa do Miyeon

Wszyscy mi powtarzają, że zachowuję się jak szczeniak, że jestem infantylny i że kiedyś zbyt bardzo przejadę się na swojej dobroci do innych, przekonam się na własnej skórze, jak to jest być zdradzonym i te sprawy. Zdawałem sobie w duchu sprawę, iż prędzej czy później do takiego czegoś dojdzie, ale jeśli na razie nie zaznałem smaku krzywdy ze strony innego wilka, czemu mam się zmieniać?
Taka myśl przyświecała mi, kiedy czaiłem się pośród traw na niewielkiego ptaka, który właśnie wił gniazdo na niższej gałęzi drzewa, pochylającego się nad bystrą wodą rzeki. O ile pamiętam, służyła ona za wodopój. Moje obserwacje zostały poparte obecnością innych wilków, które znałem z pozostałych terenów watahy. Zobaczyłem nawet pośród nich kogoś nowego, lecz wtedy ptak poderwał się do lotu, a ja pobiegłem za nim, uśmiechając się w swoisty sposób, pod nosem mamrocząc, że w końcu dorwę zwierzaka, czy tego chce, czy nie.
Oczywiście, wszystko, co dobre, kiedyś się kończy. W moim przypadku, taką "blokadą" było futro w przyjemnym dla oka odcieniu złotawego brązu, które nie smakowało zbyt dobrze. Zmierzyłem spojrzeniem waderę, leżącą na ten moment na ziemi. Opuściłem ogon, zaniepokojony możliwością, że mogłem coś jej zrobić.
- Wszystko w porządku? - spytałem, przechylając łeb na bok. Wilczyca posłała mi uważne spojrzenie.
- Myślę, że tak. To ty na mnie wpadłeś?
- Tak, to ja, wybacz. Chociaż byłaś taka zamyślona, że nawet mnie nie zauważyłaś, ale w sumie ja ciebie też nie. - wyjaśniłem szybko, po czym nieśmiało zacząłem grzebać łapą w przyrzecznym błocie.
- Wiem, wiem. Należysz do Watahy Diamentowych Piór?
- Pewnie! - Krzyknąłem podekscytowany, gwałtownie prostując się i machając ogonem na boki - Ty zapewne jesteś nowa. Jak cię zwą?
- Miyeon, ale wystarczy Miyo. A ty jeśli mogę wiedzieć?
- Alaris - odparłem z dumą, posyłając Miyo szeroki uśmiech - Albo Ally, jak wolisz. Jeszcze raz przepraszam, że na ciebie wpadłem, ale goniłem ptaka, no i tak jakoś, takoś wyszło. Skoro jesteś nowa, nie potrzebujesz może pomocy w zwiedzaniu terenów? 
Aż nie mogłem ustać w miejscu na myśl, że poznam nowe wilki. Może znajdę też nowych przyjaciół. Wszystko jest przecież możliwe!

<Miyeon?>

Od Hadesa do Luceat

Westchnąłem głęboko z lekkim żalem.
- Jestem wojownikiem...
Luceat spojrzała na mnie z lekkim zdziwieniem i zatrzymała się.
- Nie jesteś zadowolony ze.swojej funkcji? - spytała.
- Nie skąd! Ale... Cóż, nie mam za bardzo z kim ćwiczyć walki a póki co nie wzywano mnie do żadnych zadań bojowych, więc jest taka trochę lipa... Już nawet czuje jak mi się mięśnie zastały.
Delikatnie zacząłem kręcić jedną łapą, żeby ją rozruszać. Dało się wtedy usłyszeć ciche strzykanie moich kości. Wadera nieco się skrzywiła.
- Wybacz... Mam tak coraz częściej i nie wiem co mogę na to poradzić... Praktycznie nikogo nie znam, więc nie mam z kim ćwiczyć, a sam nie mogę, bo prawie zawsze leje. Chyba, że...
Spojrzałem z szerokim uśmiehchem na pysku na Luceat.
- Może poćwiczysz ze mną?
(Luceat?)

wtorek, 24 lipca 2018

Od Miyeon

Jako nowa członkini, byłam lekko zagubiona. Chociaż nie przeszkadzało mi to. W sumie wiedziałam, że kiedyś będę musiała kogoś poznać, ale nie chciałam się z tym spieszyć. Kolejny dzień spędzałam czas, sama, leżąc na kamieniu i obserwując wszystko co się wokół dzieje. Bardzo polubiłam tutejsze tereny, więc nie szczędziłam czasu, by wszystkie zwiedzić. 
Zeszłam z kamienia i zaczęłam dziobać łapą w glebie. Uwielbiam wilgotną ziemię a jeszcze bardziej wbijanie w nich ostrych pazurów. Po tej czynności postanowiłam napoić swój organizm czystą wodą z pobliskiego wodopoju. Było tu niedużo, ale i  niemało wilków. Oddaliłam się trochę, zastanawiając się dokąd teraz mogę się udać. Przez chwilę nieuwagi i zamyślenia poczułam na sobie ogromny ciężar. Przez ból nie mogłam się odezwać. Otwarłam lekko oczy, które zamknęłam z automatu i podniosłam się, gdy ciężar ustał. Zobaczyłam przed sobą wilka/wilczycę, to chyba on/ona na mnie wpadł/a. Nie wiem jaką musiał prędkość uzyskać, ale nie było to zbyt przyjemne.

- Wszystko w porządku? - usłyszałam, poczułam się nieco lepiej.

- Myślę, że tak. To ty na mnie wpadłeś/aś? - zapytałam, skanując wilka/wilczycę wzrokiem.

- Tak, to ja, wybacz. Chociaż byłaś taka zamyślona, że nawet mnie nie zauważyłaś, ale w sumie ja ciebie też nie.

- Wiem, wiem. Należysz do Watahy Diamentowych Piór? 

- Pewnie! Ty zapewne jesteś nowa. Jak cię zwą?

- Miyeon, ale wystarczy Miyo. A ty jeśli mogę wiedzieć?



<Ktoś?>


Od Akane do Flynta

Sama obecność Flynta, jego ruchy, wypełnione szczenięcą wręcz niewinnością, nieśmiałość i wiele innych rzeczy sprawiało, że nie mogłam powstrzymać się przed delikatnym uśmiechem, który pojawił się na moim pysku. To było... cudowne uczucie. Być chcianą. Kochaną, można rzec. Nigdy nie czułam się w taki sposób, w końcu moje poprzednie związki kończyły się szybko, aby potem zniknąć w otchłani wspomnień i już nigdy nie powrócić. Były jedynie cienkimi nićmi na tkaninie mojego życia, która nadal była tkana, w tym samym tempie, takim samym kolorem - szarością, z dodatkiem zieleni. Barwą lasu i pustki, jaka pojawiała się w ostatnim czasie. Ale teraz? Teraz czułam, że coś w materiale się zmienia. I mogę przysiąc, teraz nitki lśnią delikatną czerwienią i kobaltowym odcieniem niebieskiego.
— Nie tylko ty, Flynt — szepnęłam mu do ucha, po czym objęłam skrzydłami wilka, zamykając nas pod warstwą białych piór, przez które przemykały zagubione srebrne promienie księżyca. Spojrzałam długo w oczy basiora, opuściłam nieco uszy, nie wiedząc czy to, co teraz powiem, zostanie pozytywnie przyjęte, po czym pocałowałam go po raz kolejny. Tym razem dłużej, z dozą namiętności, sprawiając, że wilk, kiedy tylko podniósł łeb, uśmiechnął się jeszcze szerzej.
— Chciałabym spędzić resztę mojego życia u twojego boku.

<Flynt? Teraz ja przepraszam za długie odpisywanie :v >

Od Azy do Rachel

Zamrugałem kilkakrotnie oczami, odprowadzając spojrzeniem szarą, skrzydlatą wilczycę. Zrodzona z ognia? Czy to znaczy, że jest jakimś magicznym duchem? Albo innym cośkiem? Pisnąłem z ekscytacji, a następnie wyrwałem przed siebie, chcąc się jak najszybciej znaleźć w pobliżu wadery. Było to, rzecz jasna, trudne, w końcu wilczyca miała ode mnie dłuższe łapki i nie musiała przejmować się krzakami czy leżącymi na ziemi gałęziami. A ja? Z trudem przeskakując nad konarami, kilkukrotnie upadałem na pysk, jednak, mimo wszystko, zawsze podnosiłem się. Bo jeśli jest się wojownikiem, trzeba walczyć, aż do końca!
— Auu — jęknąłem, kiedy przez swoje zamyślenie wpadłem na tylną łapę szarej wilczycy. Beta zatrzymała się, rozłożyła nieco skrzydła i zerknęła na mnie, podnosząc brwi. Wyglądała na zdziwioną, nieco rozbawioną. A może raczej zdenerwowaną?
— P - Przepraszam — szybko cofnąłem się i głęboko skłoniłem, gdyż uznałem ten ruch za najbardziej odpowiedni — Ale ja naprawdę chcę się nauczyć robić to, co ty!

<Rachel? Krótkie, tak trochę bardzo>

Od Shu do Achillesa

— No wiesz, jak ojciec z synem. — Basior wyszczerzył się jak łysy do sera, sprawiając, że przechyliłem łeb na bok w geście wyrażającym zdziwienie. O czym on mówił? Jaki ojciec... Ah, no tak. Bogowie, dlaczego zawsze trafiam na takich idiotów?
— No, chyba, że się boisz, że nie dotrzymasz mi kroku albo że cię zamorduję z zimna krwią.
Kiedy tylko Achilles machnął ogonem, prychnąłem z oburzeniem i wyprostowałem się, po raz kolejny usiłując spojrzeć na to dziecko szczęścia z góry. Autorytet i te sprawy. Postanowiłem zagrać w tę dziwną grę według jego zasad, które, z racji mojego statusu, dawały mi siłę. No i więcej możliwości, rzecz jasna. Mam nadzieję tylko, że nie zacznę nagle rzucać suchymi żartami na prawo i lewo lub nie będę co chwilę komentował "za moich czasów było lepiej". Czy jak to inaczej ojcowie mówią. A naszą różnicę wieku? Przemilczy. Tak będzie najlepiej dla nas wszystkich.
— Zamordować to cię mogę ja — burknąłem, po czym gwałtownie odwróciłem się, przez co naszyjnik na mojej szyi prawie uderzył wilka w nos. Przeprosiłem go nieco niedbale, po czym potruchtałem przed siebie. Nie słysząc, aby Achilles ruszył swoje puchate lędźwia z miejsca, obejrzałem się przez ramię.
— Idziesz?
— Tak. Tak, tak, idę — potrząsnął łbem, jakby przebudzał się z transu, a następnie z typową dla siebie dozą radości dołączył do mnie. Postanowiłem nie pytać, dlaczego tak się zachował. Może ma własne problemy, o których mówić nie chce. Znamy się przecież zaledwie dzień, góra dwa, jakoś średnio chcę to pamiętać. Albo po prostu ja nadinterpretuję różne rzeczy, a to był przejaw typowej dla tego osobnika mieszaniny roztrzepania i ... uroku? Sam nie wiem. Westchnąłem cicho, przyspieszając nieco, gdyż wolałbym znaleźć się na terenach do polowań nieco szybciej. 
— A więc, zacznij szukać jakiegokolwiek tropu — oznajmiłem, kiedy drzewa stały się jakby bardziej znajome, a zapach zwierzyny uderzył w moje nozdrza. Achilles niezwykle posłusznie począł obwąchiwać okolicę. W pewnym momencie, podniósł ogon wraz z uszami, wskazując pyskiem w jakiś punkt.
— Tam! — krzyknął radośnie — Tam coś jest!
Pokiwałem głową z uznaniem, po czym usiadłem na wilgotnej ziemi. Musiało padać ostatnio, cholera.
— Co teraz robimy, synu? — ostatnie słowo z trudem przeszło mi przez gardło. Sam nie wiedziałem, dlaczego.

<Achilles?>

Od Carreou

Zwykło się uważać, że kiedy persona poczuje smak rodzicielstwa, poznaje prawdziwy sens życia. Wiadomo, szczeniaki, jeszcze więcej szczeniaków, spędzanie przyjemnego czasu wraz z najbliższymi. Wspólne wycieczki wraz z ukochaną, grupa rozszczekanych dzieciaków, spotkania ze znajomymi Sakury i tłumaczenie się, dlaczego zachowuję się tak, a nie inaczej. Nie mówiąc już o szeptach, że stałem się "pantoflarzem", że jestem "milszy" i "kochańszy".
Gówno prawda. Nie jestem miły, nigdy nie będę. To nie leży po prostu w mojej naturze. Ale co zrobić, jeśli sam zaczynam uważać tak, jak inni?
Musiałem więc coś zrobić. Wyrwać się z jaskini, zostawić za sobą dzieci. Odpocząć od tego wszystkiego, nawet jeśli na noc musiałbym wrócić do tamtego prywatnego piekła. Zaśmiałem się pod nosem na takie określenie własnej sytuacji. Demon uciekający z miejsca, gdzie powinien czuć się idealnie. Brzmi zabawnie, czyż nie?
Wskoczyłem zgrabnie na samotną skałę, skąd miałem całkiem dobry widok na polanę w dole. O ile pamiętałem, to tam właśnie polowano na mniejsze zwierzęta. Machając więc ze znudzeniem ogonem na boki, zacząłem obserwować ścianę drzew przede mną, aby w razie jakiegoś ruchu, zareagować w odpowiedni sposób. Członek watahy czy nie, wrogowie i szpiedzy czają się wszędzie.

<Ktoś coś?>

Nowa wadera!











Autor obrazka: T-H-E--J-o-K-e-R
Właściciel: nateeq123@gmail.com
Imię: Miyeon
Przezwisko: Mimi, Mi, Miyo, Minnie,Yeon, Mimiyeon
Wiek: 3 lata
Płeć: Wadera
Stanowisko: Nauczycielka walki
Lubi: walkę, polowanie, ciemność,
Nie lubi: tłumu, słońca, nachalności, kłamstwa, przegrywania
Motto: Przegrywa nie ten, który padł, lecz ten, który nie chciał powstać.
Żywioł: Mrok, ogień, elektryczność
Rodzina:
Olivia - matka, która pomimo przeszkód starała wychować Miyeon i jej rodzeństwo jak najlepiej.
Lucas - ojciec bywał w domu, jednak nie interesował się resztą szczeniaków oprócz Lilly
Lilly - przybrana siostra, ulubienica ojca, dalej mieszka w rodzinnej jaskini
John - Brat. Gdy podrósł, pomagał mamie w polowaniach, ponieważ Lilly z ojcem, mieli to gdzieś. Obecnie dalej mieszka z Lilly i rodzicami.
Chan - Siostra, Jej najlepsza przyjaciółka z okresu dzieciństwa, wspierała ją w trudnych chwilach. Została przyjęta do innej watahy.
Jinnie - zmarła siostra, zginęła poprzez niepilnowanie ojca, podczas spaceru. Napadły ją starsze wilki z wrogiej watahy.
Historia: Miyeon jako młoda wilczyca nie miała idealnie, chociaż zawsze powtarzała, że mogłaby trafić gorzej. Zacznijmy od faktu, że ojciec miał kompletnie gdzieś ją i resztę rodzeństwa oprócz Lilly, która była ulubienicą ojca, przemądrzałą i zarozumiałą lalusią. Nie oszukujmy się - John, Chan, Miyeon i Jinnie byli ,,wpadkami''. Mimo to były dalej kochane przez matkę, a o ojcu zapomnijmy. Po śmierci Jinnie, prawie każdy był zdruzgotany. To był najgorszy moment w życiu Miyeon, który rozpoczął serię okropnych zdarzeń. Razem z siostrą Chan chodziły na spacery, próbując szukać wsparcia w innych rówieśnikach - w rodzinie trochę ciężko było je odnaleźć, skoro sama matka była załamana. Inne wilki wyśmiewały siostry. Za wszystko. Za rodzinę, za wygląd i za to, że ojciec nie był w stanie upilnować Jinnie i tak marnie skończyła. Bardzo ich to bolało, mimo to, wytrzymywały. Pewnego razu Miyeon i Chan wróciły późno do domu, przesiedziały cały dzień w lesie. Ojciec tak po prostu podszedł i uderzył Miyeon z pazura. Na jej oku została blizna. Wytłumaczył się tym, że Lilly, powiedziała mu o tym jak Miyeon namawiała siostry by uciekły z domu. To było kłamstwem, Lilly chciała się zemścić, że straciła przyjaciół, bo nikt nie chciał się zadawać z wilczycą, która pochodzi z takiej rodziny i ma szlajające się siostry poszukujące pomocy i zatruwające dupę innym. Uważała, że to ich wina. Po tym incydencie, Miyeon wybiegła z domu a za nią oczywiście jej siostra Chan. Spędziły noc w lesie, było strasznie zimno. Groziło im skończyć tak jak Jinnie, nie wiadomo jakie obce wilki mają intencje. I tak jak myślały. Zastały 3 silne wilki z wrogiej watahy. Czaiły się, obserwując rodzeństwo z ukrycia. Stało się to, że zostały zaatakowane. Napastnicy, postanowili ,,oszczędzić je'' i zostawić ,,tylko'' mocno ranne. Szczęściem udało się im przeżyć. Miyo postanowiła, że nie da po sobie deptać. Rano w takim stanie, pomogła siostrze i sobie samej doczołgać się do porannego miejsca polowania mamy i Johna. Nie chciały spotkać Lilly i ojca. Zauważyły polującego brata, tym razem bez matki. Wilk, gdy je zauważył od razu pobiegł do nich i zaczął wypytywać co się stało. Mi zażądała jednego: nauczyć się bronić i walczyć. Obiecała sobie, że ochroni i siebie i Chan przed obcymi wilkami. John był dobry w te klocki, więc był dobrym kandydatem na nauczyciela. Nauki trwały przez dobry rok. Miyeon i Chan wychowywały się same z pomocą Johna, który wmawiał rodzicom, że idzie do kumpli, a tak naprawdę uczył wszystkiego MiMi, a ona przekazywała swoje nabyte umiejętności Chan. Miyeon potrafiła walczyć, bronić się. Stała się sprytna, przebiegła. John nie nauczył jej tego wszystkiego - ona miała to we krwi, potrafiła to, jednak musiała to odkryć na światło wewnętrzne. Zemściła się na tych co skrzywdzili ją i jej siostrę. Zapamiętała ich obleśne pyski. Rodzeństwo rozeszło się a Miyeon dołączyła do WDP
Charakter: Charakter tej oto wilczycy, jest bardzo silnym charakterem. Miyo umie postawić na swoim, jest strasznie uparta i zawsze dotrzymuje słowa. Mimo wszystko potrafi kochać i pragnie mieć jednego i najlepszego przyjaciela. Bywa sarkastyczna, ma cięty język, jednak to tylko pozory pierwszego spotkania. Nie lubi, gdy ktoś śmieje się z jej sposobu bycia i życia. Często chodzi własnymi ścieżkami. Zawsze chce pokazać, co potrafi i na co ją stać. Jest cichą wilczycą, rozgaduje się dopiero, po dokładnym wyczuciu jaka jest osoba, z która rozmawia. Wykazuje się sprytem, inteligencją oraz przebiegłością . Umie odwrócić kota ogonem, gdy tylko jej się zachce. Sprawia wrażenie poważnej i sztywnej, to tylko pierwsze wrażenie.
Amulet: Link
Jaskinia
: Link
Głos: Billie Eilish - lovely (with Khalid)
Zauroczenie: Brak
Status: Poszukuje
Partner: Nie
Moce: Kontroluje mrok, może rzucać kulami mroku i ognia, rozpala ogień, gdy jest zła, płonie jej ogon, strzela piorunami
Umiejętności: jest silna, dobrze walczy
Szczeniaki: Nie
Point: 0
Uwagi/kary:

niedziela, 22 lipca 2018

Od Luceat do Hadesa

- Czemu nie! - basior się uśmiechną. Ruszyliśmy. Całe szczęście znaleźliśmy jakiś szlak, który mógł prowadzić do centrum watahy.
- W sumie - zaczął Hades - po co zmierzasz do centrum watahy?
- hmm.. - zastanowiłam się chwile. - Z... zapomniałam... Czekaj, może zaraz sobie przypomnę... Zawsze mi się przypomina gdy jestem już na miejscu... O! TAK! Muszę się spotkać z alfą i ogólnie objaśnić coś o moim zawodzie!
- Nie masz stanowiska? - zapytał się ze zdziwieniem basior.
- Mam, jestem w Patrolu Powietrznym - powiedziałam dumnie - alee muszę jeszcze objaśnić które tereny patroluje... A ty? W jaką masz robotę?
< Hades? >

Od Hadesa do Luceat

- Naprawdę niesamowite! - zaśmiałem się. - Zupełnie jakbyś miała swoją siostre bliźniaczke.
Luceat tylko głośno się zaśmiała.
- Może...
W tym momencie deszcz zaczął powoli ustawać. Wychyliłem głowę z jaskini rozglądając się. Tak, deszcz już przestał lać.
- No w końcu! - krzyknąłem radośnie wychodząc na zewnątrz. - Teraz możesz się udać tam gdzie chciałaś.
Odwróciłem się do samicy, która także wyszła z jaskini.
- Dziękuje za to schronienie przed deszczem.
- Nie ma za co. Ale... Może mógłbym się wybrać z tobą?... I tak nie mam nic do roboty... - zaśmiałem się cicho.
(Luceat?)

piątek, 20 lipca 2018

Nowa Wadera!


Właściciel: aleksandra.wojtunik@interia.com
Autor obrazka; TheShadowedGrim
Imię: Akiri
Wiek: 1 rok 2 miesiące
Płeć: Wadera
Opiekun: nie ma
Żywioł: lód
Historia: jak się urodziła matka ją zostawiła a do 6 miesiaca życia wychowywał ją ojciec , po tym zasmucona opuściła jaskinie . Przez cały ten czas gdy była sama w lesie dołączyła do watahy diamentowych piór , a jedyne co zostało jej po ojcu to jej naszyjnik.
Charakter: chętnie pomaga potrzebującym zwierzątom , lecz czasami lubi popsocić
Lubi: bawić się i pomagać
Nie lubi: mięsa (zje jeśli musi)
Boi się: tego że nikt jej nie zaakceptuje
JaskiniaLink
Moce: zieje lodem
Point: 0

Od Luceat do Hadesa

- Okej - byłam szczęśliwa. Dawno nie używałam swojej mocy by komuś ja pokazać. Wzięłam głęboki wdech i zamknęłam oczy. Gdy je otworzyłam obok mnie siedziała taka sama wadera co ja. Była iluzja.
- Iluzje optyczne wychodza mi trochę gorzej od moich mocy mroku, ale nie narzekam! - basior przyglądał się uważnie mi i mojemu klonowi.
- Jak dwie krople wody! - uznałam to za kaplement.
- Haha, wiadomo! - zaśmiałem się. Po kilku minutach postanowiłam " usunąć" kopię.

< Hades? >

Od Hadesa do Luceat

- Hm... - mruknąłem pod nosem. - W sumie czemu nie? Może tym razem nie wywołam pożaru.
Zaśmiałem się radośnie. Wadera popatrzyła na mnie ze zdziwieniem oraz przerażeniem.
- Oj spokojnie... Rzadko mi się zdarza coś podpalić.
- Naprawdę potrafisz uspokoić...
- A dziękuje.
- To był sakrazm - spoważniała Luceat.
- Wiem, wiem... Ale lubie się drażnić z innymi. Masz pecha...
Stanąłem w pewnej odległości od niej, podniosłem przednie łapy do góry i złączyłem razem. Po chwili zapłoną na nich jasnym blaskiem płomień. Rozłączyłem łapy i dmuchnąłem na nie. Płomień w jedej chwili zniknął.
- Nic specjalnego... Zwykłe małe płomyczki. Wolę swoją moc związaną z mrokiem... Ale lepiej jej nie używać - zaśmiałem się raźnie. - Teraz twoja kolej.
(Luceat?)

czwartek, 19 lipca 2018

Od Ametyst CD Artemisa

Uśmiechnęłam się lekko. Przez chwilę nawet zrobiło mi się żal basiora, nawet w najmniejszym stopniu nie czułam jednak potrzeby pocieszania go. Życie, jak to się mówi. Westchnęłam ciężko i położyłam łeb na łapach. Nie bardzo wiedziałam co ze sobą zrobić, nie miałam przecież nic do roboty. Właściwie, to nie tak, że nie miałam obowiązków, po prostu ich wykonywanie nie było ani trochę zabawne i nudziło mnie jeszcze bardziej niż leżenie bezczynnie i przewracanie się z boku na bok. Zamknęłam oczy i pozwoliłam sobie na krótką drzemkę.
~~~~~~
- Artemis, śpisz?
- Nie. - Odparł wilk, podnosząc głowę. - Czemu pytasz?
- Nudzi mi się. - Stwierdziłam, przesuwając łapą po ziemi.
Jak to jest, że czuje się tak zmęczona, choć nie robiłam absolutnie nic? Totalna głupota tego świata, no ale cóż, nic na to nie poradzę. Przesunęłam wzrokiem po okolicy, do głowy przywołując wizerunki wszystkich wilków z watahy. Fajnie byłoby sobie z kogoś pożartować. Wtedy też przypomniałam sobie o pewnym trzymającym się raczej na uboczu wilku, w dodatku o dość sędziwym już wieku. Machnęłam wesoło ogonem, nie miałam jeszcze okazji, aby dowiedzieć się czegoś o tym wilku. A to może być całkiem niezła okazja do tego.
~~~~~~
Staliśmy skryci w krzakach, przyglądając się rozwieszającemu jakieś zioła, brązowemu wilkowi. Biorąc pod uwagę pełnioną przez niego funkcję, nie był to jakoś szczególnie zaskakujący widok. Obserwowanie go jednak z daleka nie było zbyt zabawne. Nie miałam jeszcze jednak pomysłu, jakby tu można sobie z basiora zażartować.
- Jakieś pomysły? - Zapytałam, spoglądając na Artemisa, który już niejednokrotnie wykazał się w takich chwilach niemałą kreatywnością.
- Nie jestem pewien czy to w ogóle dobry pomysł. Słyszałem, że nie jest najmilszy i nie za bardzo przepada za żartami.
- Daj spokój. - Machnęłam łapą. - Każdemu zdarza się przecież zrzędzić na starość.
Artemis wzdrygnął się lekko i spojrzał szybko w stronę brązowego samca.
- Może trochę ciszej. Lepiej, żeby nas nie słyszał. - Przewróciłam teatralnie oczami, słysząc to.
- Nie martw się tak. On pewnie i tak jest prawie głuchy... jak pień. - Dodałam, spoglądając na wyrastające z ciała wilka gałęzie.
Uśmiechnęłam się lekko. Sama byłam zaskoczona błyskotliwością swojego żartu. Artemis zdawał się jednak nie podzielać mojego entuzjazmu. Westchnęłam zrezygnowana, naprawdę byłam dumna z tego żartu. Jak widać, nie był on jednak aż tak zabawny, jak mi się zdawało.
- Okej, nieważne. Chodźmy się lepiej zabawić.
- Masz już jakiś plan? - Zapytał samiec.
- Improwizacja. - Zaśmiałam się, wypychając Artemisa z krzaków prosto w stronę Alona.
Sama również opuściłam kryjówkę.
- Hej! - Zawołałam, machając przy tym wesoło ogonem.
Brązowy wilk spojrzał na nas spode łba. Wraz z białym samcem spojrzeliśmy na siebie. Na chwilę zapadła całkowita cisza.
- Będziecie tu tak stać i się gapić czy macie jakąś sprawę? - Burknął Alon.
Zachłysnęłam się powietrzem, faktycznie specyficzny typ, ale gdyby nie było wyzwań, nie byłoby zabawy. Jeszcze chwilę siedzieliśmy w milczeniu.
- Właściwie to jest mały problem. Pomyśleliśmy, że możesz nam pomóc. - Zaczęłam, choć sama jeszcze nie do końca wiedziałam co będziemy robić dalej.
- Nie mam na was czasu. - Odparł krótko wilk.
To z pewnością nie było coś, czego bym się spodziewała. Spojrzałam na Artemisa i wzruszyłam ramionami. Brakowało mi pomysłu na dalsze tworzenie historii. Pozostało nam albo wymyślić jakąś naprawdę dobrą bajeczkę, żeby jednak przekonać Alona do pójścia z nami lub też po prostu zrezygnować.

<Artemis? Lub Alon?>

Od Luceat do Hadesa

-Hm... nie spotkałam się jeszcze nigdy z watahą niemagicznych wilków... Zgaduje, że musiałeś mieć niezbyt barwne dzieciństwo... - basior nic nie odpowiedział. Sziet... Szybko musiałam zmieniać temat. - Cóż... Tutaj jesteś całkowicie normalny! Ba, jesteś jednym z normalniejszych wilków na tych terenach! - Hades popatrzał na mnie dziwnie - Urgh, nieważne...
- Okej...? - nastała niezręczna cisza. Fajnie...
- Może wróćmy do żywiołów, mówiłeś coś o ogniu prawda?
- Prawda - wilk pokiwał głową.
- Możesz pokazać jakąś sztuczkę, czy coś takiego? W zamian mogę ci pokazać jedną z moich umiejętności iluzji!
< Hades? >

środa, 18 lipca 2018

Od Hadesa do Luceat

- Ja żyłem wśród... Jak to powiedzieć... Bez żywiołowych wilków, więc dla mnie każdy nowo poznany wilk z jakimś żywiołem jest czymś w rodzaju ciekawostki. W watasze niby mieli jakieś charakterystyczne cechy dla jakiegoś żywiołu, ale nie uznawali tego... W większości - westchnąłem głęboko.
- W większości? - zapytała zdziwiona Luceat
Pokiwałem twierdząco głową.
- Niektórzy ogłaszali, że są wilkami ognia, wody, mroku... Ale wtedy byli uznawani za... Dziwaków czy coś w tym rodzaju. Dokładnie nie wiem jak to ująć. To nazbyt dziwne - zaśmiałem się.
(Luceat?)

wtorek, 17 lipca 2018

Od Luceat do Hadesa

- urghhh... - kątem oka spojrzałam na jaskinie. Nie była głęboka, nie schodziła w dół. Całe szczęście... - Myślę, że mogę zostać i przeczekać ten deszcz.... Nie zapowiada się na to by miało przestać lać... - znienacka głośno zagrzmiało. Lekko się przestraszyłam - lepiej chodźmy do środka...
- Okej! - odpowiedział basior i szeroko się uśmiechną. Odwzajemniłam uśmiech, no może nie tak szeroki, ale zawsze. Przed wejściem strzepałam z siebie deszcz i błoto na łapach. Usiadłam w jednym z kątów jaskini, nie tak daleko od Hadesa. Rozłożyłam skrzydła by szybciej wyschły.
- Mmmm... powiedź - zaczęłam - jakie żywioły, lub żywioł, posiadasz?
- Mrok i ogień - odpowiedział dumnie.
- Oo! Też jestem wilkiem mroku! No i jeszcze iluzji... - dodałam - Nie pamiętam ostatniego wilka z podobnym żywiołem.

Od Hadesa do Luceat

- Nie... - pokręciłem tylko głową. - Przez to, że ciągle leje nie mogę zbytnio się nigdzie wybrać i poznać terenów. Okropność...
Widząc jeszcze pewne plamy błota znów się otrzepałem. Przez przypadek nieco upaćkałem waderę błotem.
- Ups... Wybacz - uśmiechnąłem się głupio.
Wilczyca tylko cicho się zaśmiała i łapą zgarnęła brud z sierści.
- Jestem Luceat... A ty?
- Hades, Hado, Pluto... Nazywaj mnie jak sobie chcesz - zaśmiałem się radośnie.
- Miło mi cię poznać... Musisz mi wybaczyć, ale muszę już iść.
Wilczyca wyminęła mnie idąc przed siebie.
- Poczekaj! Nie powinnaś iść w taki deszcz... Możesz go przeczekać chociaż trochę w mojej jaskini. Jak tylko przestanie lać, ablo deszcz się zmniejszy pójdziesz dalej. Co ty na to?
Zawołałem podchodząc parę kroków do niej.
(Luceat?)

poniedziałek, 16 lipca 2018

Od Artemisa do Ametyst

-Chodźmy czegoś poszukać-nie byłem godny, ale zgodziłem się.
Ruszyliśmy w stronę naszego ulubionego lasu. Udało mam się coś wyczuć, jednak nie byliśmy pewni co to jest.
-To może ja poszukam czegoś tu, a ty tam-zaproponowała wadera. Łapą wskazała na drugą część lasu. Z nosem przy ziemi potruchtałem w wyznaczoną stronę. Zapach stawał się mocniejszy. Nic dziwnego, że nie mogliśmy rozpoznać tej woni, gdyż (przynajmniej dla mnie) była ona nie znana. Schowałem się za jednym z drzew. Zrobiłem obrót aby dokładnie się rozejrzeć.  Na oko 5 metrów ode mnie znajdował się...dzik. A raczej locha. Obok niej stało kilka młodych. Mało słyszałem o tych zwierzętach, lecz wiedziałem, że lepiej się im nie pokazywać, tym bardziej gdy mają przy sobie młode. Zacząłem się wycofywać, tak aby nie ujawnić swojej obecności. Kilka razy wpadłem na drzewo. Nie lubię chodzić tyłem. W tym momencie było to konieczne, abym wiedział, kiedy mam zacząć uciekać. Gdy byłem już dość daleko od miejsca spotkania z dzikiem, odwróciłem się i postanowiłem wrócić do Ametyst. -Znajdę sobie inne miejsce do polowania.-
Potruchtałem do miejsca, w którym się rozdzieliliśmy.
-Ty nie miałeś polować?-odezwała się wadera, gdy znalazłem się obok niej.-Ja już zdążyłam wszystko zjeść.
-Dziki zajęły mi moje ulubione miejsce do polowania... Zaraz wracam- pobiegłem dalej.
Wyczułem w pobliżu młodą sarnę. Jej zapach poprowadził mnie na polanę, na której często one przebywają. Namierzyłem swój cel. Zacząłem się skradać z myślami typu - Tak. Nie uciekaj. Zostań. Nie, nie, nie patrz się tu!- i na moje nieszczęście zostałem zauważony. Sarna odwróciła się i pobiegła w stronę granicy.
-No nie!-krzyknąłem. Ze złością przyśpieszyłem. Chwilę później udało mi się dogonić moją ofiarę. Potem skok do karku, zaciśnięte kły i gotowe. W prawdzie, to za bardzo się tym nie najadłem, ale zawsze coś. Znów wróciłem do Ametyst, lecz tym razem ze zjedzonym posiłkiem.
-Co się tam stało? Króliki cię zaatakowały?-zaśmiała się.
-Najpierw dziki na drodze, a potem sarna mi uciekła, prawie do innej watahy. Ostatecznie złapałem ją i wygrzebałem z tego małego ciałka jakieś mięso.

<Ametyst? Tak, wreszcie skończyłam to opowiadanie z kwietnia>

Od Luceat do Hadesa

Lał deszcz. Oczywiście nie miałam pojęcia gdzie jestem. Przedzierałam się przez gęste krzaki w poszukiwaniu znajomych widoków. Na moje nieszczęście nie mogłam się wzbić w powietrze. Nie w taką pogodę!
-... ... - Czy ja coś usłyszałam? Bardzo niewyraźny dźwięk, ale jakby ktoś coś mówił... Nadstawiłam uszu.
- Powtarzam: kto tu jest? - usłyszałam głos basiora. Zaskoczona wyskoczyłam z krzaka, chyba strasząc przy tym wilka. Poślizgną się i upadł w błoto.
- oj, wybacz, wystraszyłam Cię? - pochyliłam się lekko w stronę basiora. Ten szybko podniósł się i wytrzepał błoto z futra.
- Kim jesteś?! - zapytał.
- Emmm... Należysz do Watahy Diamentowych Piór, no nie? - chciałam się upewnić, ale nie wydaje mi się by na jej terenach żyły inne wilki... - Bo ja tak, jestem nowa ty chyba też, no nie? - zauważyłam. niewidziałam go jeszcze w okolicy... - nie wiesz może którędy do... em... Centrum watahy?

< Hades? :> >

niedziela, 15 lipca 2018

Od Soula do Rachel

Rozglądałem się w milczeniu po jaskini. Wyglądała dość... dziwnie? Tak, to chyba idealne słowo, a do tego przerażająco i mrocznie.
 - Jesteśmy pewni, że chcemy tutaj nocować? - przekrzywiłem głowę w bok.
 - Na pewno! To idealne miejsce! - wykrzyknęła szczęśliwa.
Mimo zapewnień mojej partnerki i wielkiego zapału Gabriela, miałem mieszane uczucia co do całego tego planu i jaskini. No ale cóż... Zgodziłem się na to, więc nie miałem innego wyjścia. Dziwne napisy na ścianach jaskini również mnie nie pocieszały, aczkolwiek byłem w stanie to zaakceptować. Znając życie i tak nie zagościmy tu za dużo, a może jednak na coś się przydamy więc... Nie było aż tak źle.
 - Rachel?
 - Tak?
 - Pójdę się trochę przejść po lesie. - Uśmiechnąłem się do niej nieśmiało.
Chyba potrzebowałem trochę czasu. W końcu musiałem poukładać sobie myśli, bo ostatnio dużo rzeczy się pokomplikowało.
Tak więc błąkałem się po okolicznych lasach i łąkach cały czas pamiętając drogę powrotną do jaskini. Po jakimś czasie jednak krajobraz zaczął się stopniowo zmieniać. Gleba zmieniła się w bardziej suchą i starą, a i pobliskie drzewa, które widziałem miały coraz to mniej liści. Porywisty wiatr cały czas muskał moje futro, ale niezbyt się tym przejmowałem. W końcu znam drogę do domu.
To już koniec. 
Usłyszałem jakby czyiś głos w oddali. Szybko jednak stwierdziłem, iż to tylko złudzenie świszczącego coraz bardziej wiatru.
Zawróć póki jeszcze możesz.
Teraz już zacząłem się niepokoić, czy to już schizofrenia? Czy aby na pewno jestem całkowicie normalny? Potrząsnąłem głową na boki i czym prędzej się udałem się w drogę powrotną. Nagle przypomniały mi się słowa Rachel. Kiedyś mówiła, że demony mogą sobie beztrosko żartować z wilków, a zwłaszcza na tych terenach było ich bardzo dużo. To pewnie była ich sprawka. Skrzywiłem się mimowolnie. Ktoś mi ewidentnie mieszał w mojej głowie.
Żartowałem! Hahahahah! Już nie ma odwrotu! 
Oczami wyobraźni już widziałem jego przerażającą twarz, na której widniał pełen triumfu uśmiech. Ah, w co ja się znowu wpakowałem?!
Od razu przyśpieszyłem kroku, aż w końcu zmusiłem się do równego, szybkiego biegu. Cóż, całkiem nieźle tam zaszedłem gdyż jak już wybiegłem z tego lasu to ciężko dyszałem, i miałem problem ze złapaniem powietrza.
Myślisz, że to coś da?
Znowu ten cholerny głos! Przez niego zaczynam wariować... Muszę powiedzieć o tym Rachel, może ona jakoś mi pomoże?
Nie powiesz jej tego. Już ja tego dopilnuję.
Ponownie potrząsnąłem głową i przyspieszyłem jeszcze bardziej. Momentalnie wpadłem do jaskini.
 - Rachel! - krzyknąłem już z daleka.
 - Co?! - spytała lekko zirytowana.
I właśnie wtedy poczułem wielką gulę w gardle. Chciałem powiedzieć wszystko to co się wydarzyło i poprosić o pomoc z tym czymś, ale coś mnie blokowało i po prostu nie mogłem nic zrobić.
 No to fajnie... Najwyraźniej demon zdołał przejąć trochę nade mną kontrolę.
 - Stało się coś? - ponowiła pytanie.
 - Ja... Ja... - starałem się coś wydukać ale na darmo.
Cholerny demon!
Mówiłem, że się już mnie nie pozbędziesz... - ponownie usłyszałem ten irytujący głos.

Rachel? mam minimalną wenę c':

piątek, 13 lipca 2018

Od Hadesa

Kap... Kap... Kap...
Leżałem tuż przy wyjściiu do jaskini patrząc jak leje deszcz. Padało od samego rana i nie zapowiadało się na przejaśnienie.
- Oj nudy... Nudy... Nudy - wzdychałem do siebie patrząc na kapiące tuż przed moim nosem krople.
Wysunąłem język i z lubością smakowałem nielicznych kropel wody. Nagle usłyszałem przed sobą jakiś szelest. Niemal natychmiast zerwałem się na równe nogi bacznie rozglądając się po okolicy. Ponownie usłyszałem ten szelest.
- Kto tu jest? - patrzyłem uważnie na krzak z którego dochodził ten dźwięk. - Pokarz się!
Jednak nic ani nikt z niego nie wyszło. Po chwili namysłu poszedłem na zewnątrz jaskini. Woda lała się strumieniami po mojej głowie i karku.
- Powtarzam: kto tu jest?
Stanąłem na przeciwko krzaka. Nagle coś z niego wyskoczyło, a ja niespodziewając się tego wycofałem się do tyłu. Niefortunie się poślizgnąłem i mój pysk wylądował w błocie.
(Ktoś, coś?)

Od Luceat

Wzięłam głęboki oddech. To mój pierwszy dzień w watasze, nie chce zwracać na siebie uwagi. Wzrok rzuciłam na opuszczoną wioskę ludzi. Tak, to dobre miejsce na rozpoczęcie zwiedzania terenów. Rozłożyłam skrzydła i poleciałam do drewnianej konstrukcji. Wylądowałam na jednej z platform, które tam były. Budowla mimo opuszczenia, nadal wyglądała stabilnie. Cóż, była stworzona przez ludzi... Nigdy nie widziałam człowieka... Widziałam już kiedyś rzeczy przez nich wykonane, ale nie samej osoby, która mogła je zrobić...
Zaczęłam zwiedzać. Po godzinie zmęczyłam się ciągłym chodzeniem. Postanowiłam wrócić do reszty watahy. Nagle zauważyłam jakąś postać. Skrzydlatą postać. Wyglądała znajomo... Ta wadera wykonuje ten zam zawód co ja.. Tyle o niej wiem.
- HEJ, TYY! - krzyknęłam, by zwrócić jej uwagę. Usłyszała moje wołanie bo się odwróciła.

< Ktoś z powietrznego patrolu??? >

Nowy Basior!





Autor obrazka: iCaitlynn
Właściciel: Hw - Zbuntowany anioł
Imię: Hades
Przezwisko: Hado, Pluto
Wiek: 4 lata
Płeć: Basior
Stanowisko: Wojownik
Lubi: Śpiew (niekoniecznie swój), muzykę, wyzwania
Nie lubi: Gdy ktoś mu przeszkadza, natarczywych wilków
Motto: ,,Wilk jest sam sobie jedynym ograniczeniem, jedyną przeskodą na drodze do celu''.
Żywioł: Ogień, Mrok
Rodzina: Matka zmarła przy jego porodzie
Ojciec - Ortus (Nie żyje)
Siostra - Aleksandra
Historia: Hades urodził się w dawno już upadłej watasze. Praktycznie urodził się w dzień jej rozwiązania. Jego ojciec i jego starsza siostra próbowali przywrócić świetność watahy, ale im się to nie udało... Tuali się z małym Hado po wszelakich lasach, aby przeżyć. Gdy Hades miał 2 lata a ich małą grupkę napdała zgraja wilków zabijając jego ojca i porywając jego siostrę. Jego samego poważnie zranili. Jednak mimo wszystko zdołał się wylizać. Jednak nie doszedł do siebie po tym wszystkim. Tułał się w te i z powrotem aż trafił do tejnwatahy.
Charakter: Hades jest bardzo żywym i radosnym wilkiem. Uwielbia rozmawiać o wszystkim i o niczym, wręcz potrafi zagadać na śmierć, ale dopiero wtedy gdy kogoś pozna. W innym wypadku jest dość nieśmiały i mało mówny. Pitrafi też być w pewnym stopniu psychopatyczny. Wtedy lubi mamrotać pod nosem i rozmawiać o rzeczach... Dość niepokojących i dziwacznych. Mimo swej gadatliwości umie być dobrym słuchaczem.
Amulet: https://firmaciszak.pl/media/catalog/product/cache/1/image/6a61985bdb7a8773ff440e380b6ceec4/t/_/t_116.jpg
Jaskinia: https://geotyda.pl/galeria/kra/jaskinia_zielonkowska_2.jpg
Głos: https://youtu.be/MsI1d1NKhnA
Zauroczenie: Nope
Status: Wolny
Partner/ka: Brak
Moce:
- Potrafi "podpalić" swoje łapy żywym ogniem
- Jego ogon może zmienić sie w czarną maź i ktokolwiek w nią wpanie ujrzy swoje największe lęki
Umiejętności:
- Dosyć szybko biega
- Umie wdrapywać się na drzewa, jednak czasem miewa problem z zejściem
- Doskonale widzi w ciemności
Szczeniaki: Nie ma
Point: 0
Uwagi/kary:

Nowa wadera!

Autor obrazka: XxSlow-BurnxX
Właściciel: Łuskożerczyni
Imię: Luceat
Przezwisko: Mów jej Luca
Wiek: 3 lata i 6 miesięcy
Płeć: Wadera
Stanowisko: Patrol Powietrzny
Lubi:
→ wilki o podobnych mocach
→ rzeźby
→ świecące rzeczy
Nie lubi:
→ wody
→ podziemi
Motto: Jakoś to będzie
Żywioł: Mrok i iluzja
Rodzina: Matka- Berrbe, ojciec- Emeen
Historia: Cóż... Lepiej żebyś wszystkiego o niej nie wiedział... Opowiem jej historię powierzchownie... Więc -nigdy nie miała dobrych kontaktów ze swoją matką. Cóż, różnica zdań, charakterów robiła swoje... Na szczęście jej ojciec był naprawdę przyjacielskim wilkiem. Większość swojego czau Luca spędzała w jego towarzystwie. Dla jej matki się to nie podobało. Tak zaczęły się jej kłótnie, nie tylko z rodziną, ale z resztą watahy. Alfa wyrzucił ją z watahy. Życie toczyło się dalej, a przez brak wsparcia i pomocy watahy, Luceat postanowiła odejść. Po miesiącu podróży trafiła na Watahę Diamentowych Piór.
Charakter: Luceat jest... dziwną waderą. Często niezrozumianą lub zignorowaną. Nie przeszkadza to jej. W sumie jest mało rzeczy, które jej przeszkadza. Wtyka nos w nie swoje sprawy i dobrze jej z tym. Może być denerwująca i/lub irytująca, ale z czasem może się przyzwyczaisz... < musisz >. Jest opanowaną wilczycą, baaardzo rzadko okazuje mocne emocje. Chętna do rozmów, szczerze mówiąc, będzie się do swojego ziomeczka, nieważne kim jesteś [ oczywiście w sytuacjach do tego potrzebnych zmieni swoje nastawienie ].
Amulet: Zbiera wszystko co wejdzie jej w łapki < posiada kilka łapaczy snów... >
Jaskinia: Nie lubi jaskiń. Urządziła sobie sporą dziuplę w jednym z wielkich drzew.
Głos: Oh Be Clever - River
Zauroczenie: hue hue...
Status: Poszukuje, a co!
Partner/ka: Nie
Moce:
○ zamiana w cień
○ Stworzenie kopi siebie lub kogoś
○ iluzje wzrokowe
○ blokowanie mocy psychicznych ( np. czytanie w myślach )
○ Zmienianie swoich snów
Umiejętności:
● Wspinaczka po drzewach lub górach
● Zmienianie swoich snów
● Ma sokoli wzrok, widzi również w ciemności
● Potrafi strugać w drewnie
Szczeniaki: Nah
Point: 0
Uwagi/kary:

środa, 11 lipca 2018

Od Endera do Megami

Uśmiechnąłem się lekko. Zadając to pytanie, Meg wyglądała tak niepewnie, jakbym kiedykolwiek mógł jej czegoś odmówić.
- Mhm. - Mruknąłem, z lekkim skinięciem głowa.
Na pyszczku Megami natychmiast zagościł promienny uśmiech. Szliśmy dalej, nie obierając przy tym żadnego konkretnego kierunku.
- A gdy już nadejdą... - Westchnąłem, przerywając panującą wokół nas ciszę. - Jestem pewien, że będziesz wspaniałą mamą.
Wilczyca spojrzała na mnie z początku lekko zaskoczona. Nie minęło jednak wiele czasu do momentu, kiedy jej wzrok przepełnił się ciepłem.
- A ty wspaniałym tatą.
Zaśmiałem się głośno. Tak długo, jak nie będę powielał wzorców mojego własnego ojca, wszystko powinno być w porządku. I choć trochę obawiałem się tego, czy uda mi się odnaleźć w tej nowej roli. Myśl, że mam Megami obok siebie, dodawała mi jednak pewności siebie. Nie pozostało nam nic innego jak działać i czekać na to, co przyniesie nam los. Gdzieś w trakcie naszego spaceru, kątem oka spostrzegłem biegające szczeniaki. Czy gdy nasze urwisy nieco podrosną, też będą tak biegać po lesie? Tyle pytań, a tak mało odpowiedzi. W końcu dotarliśmy w okolice jaskini Meg, usiedliśmy razem nieopodal wejścia do niej.
- Szczerze mówią, jestem trochę podekscytowany. - Stwierdziłem. - Kiedy już dzieci pojawią się w naszym życiu... jestem naprawdę ciekawy, jak to będzie.
- Ja też. - Powiedziała wilczyca, przesuwając się nieco w moją stronę. - Myślę, że może być nawet interesująco.
- Interesująco? - Zapytałem, po czym pocałowałem waderę. - Myślę, że teraz też jest interesująco.
Meg zaśmiała się krótko i wtuliła we mnie.
- Powiesz mi prawda? Kiedy tylko będziesz wiedziała, że jesteś w ciąży, powiesz mi? - Kątem oka spojrzałem na samicę.
- Z pewnością będziesz pierwszym, który to ode mnie usłyszy. - Odparła Megami z uśmiechem.
Odwzajemniłem ten gest i przytuliłem wilczycę.

<Meg? Takie w sumie nijaki mi wyszło :/>