Od jakiegoś czasu, nie wiedząc czemu, lubiłem tak na nią mówić.
- Cześć. - bąknęła niewyraźnie.
- Uuu, jest aż tak źle? - skrzywiłem się nieco. - Niedługo powinnaś wyzdrowieć. Kurde czuję się winny trochę. - Zaśmiałem się nerwowo.
- Jakby tak nie patrzeć to głównie twoja wina. - odparła.
No w sumie to miała racja. Aczkolwiek przyznam, że było warto.
Nie chcąc być narażonym na kolejne niemiłe odpowiedzi Rachel, zadeklarowałem, że przyniosę jej coś do jedzenia. I takim oto sposobem po długich staraniach upolowałem niewielkiego jelonka. Po drodze, niosąc go w pysku nieco go usmażyłem i przypiekłem by był ciepły i bardziej smaczny.
Wróciwszy do jaskini nie zastałem tam wadery. Rzuciłem więc kawałek mięsa na ziemię i zacząłem się rozglądać.
- Rachel? - spytałem trochę zbity z tropu.
Przeszukałem dosłownie każdy kąt i zakamarek lecz nie znalazłem tam nigdzie mojego obiektu zainteresowań.
Może wyszła na spacer?
Może wyszła na spacer?
Z taką myślą stwierdziłem, że wyjdę na zewnątrz jej poszukać. A gdy tylko przekroczyłem próg jaskini spadła na mnie dosłownie lawina śniegu. Było mi cholernie zimno, a w głowie krążyła tylko jedna myśl.
ZABIJĘ CO NIE.
Później poczułem ciężar czyjegoś ciała i śnieg znajdował się już wszędzie, gdy ona mnie nim nacierała. W buzi, w oczach, w uszach... WSZĘDZIE.
- Rachel! - wydarłem się. - Zabiję cię kiedyś! - warknąłem.
Rachel? Odpisałam nareszcie 8)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz