- Gen... - zacząłem.
- Tak? - spytała.
- Co ty na to, żebyśmy jak wrócili do Meg, poszli na lodowiskoooo? - zaproponowałem błagalnie.
Gdy byliśmy małymi szczeniakami oboje uwielbialiśmy w zimę razem ślizgać się na lodzie. Więc czemu by tego nie powtórzyć?
- Jasne! - zaśmiała się serdecznie. - Dawno tego nie robiłam... - powiedziała po dłuższej chwili.
- Szczerze? Ja też nie! A teraz dobranoc! Z rana idziemy do Meg, a później nad jezioro.
- Tak jest! Dobranoc. - Pocałowała mnie w policzek i momentalnie usnęła.
Najwyraźniej to rodzinne... Hehe.
***
Z samego rana, tak jak zapowiadałem, podprowadziłem moją siostrę do Meg. A że akurat potrzebowaliśmy nowych członków watahy, to Alfa się zgodziła.
- Dzięki! - powiedziałem na odchodne i przybiłem piątkę z moją siostrą. - To teraz na lodowiskooo!
- Tak!
Najpierw wróciliśmy do mojej tymczasowej jaskini, w której odmętach gdzieś ukryte jeszcze były części mojego wczorajszej kolacji. Szybko zjedliśmy pozostałości z sarny, w między czasie zaparzyłem nam jeszcze wywar z ziół który był przepyszny! No i od razu po tym udaliśmy się do najbliższego stawu, jeziorka... Coś w ten deseń.
Z początku dość niepewnie weszliśmy na lód. Z tego co widziałem był dość gruby, więc raczej nie powinien się pod nami zarwać. Standardowo, jak to było w dzieciństwie, ja wszedłem pierwszy. Ostrożnie stawiałem łapę za łapą, z początku ostrożnie, później już bardziej śmiało.
- Dzięki! - powiedziałem na odchodne i przybiłem piątkę z moją siostrą. - To teraz na lodowiskooo!
- Tak!
Najpierw wróciliśmy do mojej tymczasowej jaskini, w której odmętach gdzieś ukryte jeszcze były części mojego wczorajszej kolacji. Szybko zjedliśmy pozostałości z sarny, w między czasie zaparzyłem nam jeszcze wywar z ziół który był przepyszny! No i od razu po tym udaliśmy się do najbliższego stawu, jeziorka... Coś w ten deseń.
Z początku dość niepewnie weszliśmy na lód. Z tego co widziałem był dość gruby, więc raczej nie powinien się pod nami zarwać. Standardowo, jak to było w dzieciństwie, ja wszedłem pierwszy. Ostrożnie stawiałem łapę za łapą, z początku ostrożnie, później już bardziej śmiało.
- Jest dobrze! - krzyknąłem do Gen, znajdującej się jeszcze na brzegu.
Ta wesoło zamerdała ogonem i już po chwili znalazła się obok mnie. Przez dłuższy czas dobrze bawiliśmy się na lodzie, dopóki ten nie zaczął pękać...
Ta wesoło zamerdała ogonem i już po chwili znalazła się obok mnie. Przez dłuższy czas dobrze bawiliśmy się na lodzie, dopóki ten nie zaczął pękać...
- Gen...
- Tak?
- Bo on chyba jednak zaczyna się łamać... - odparłem patrząc jak pode mną i pod nią powstają zarysy pękającego coraz bardziej szkła...
Geneviev?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz