Droga na teren watahy była długa i męcząca, jednak nie poddawałem się. Musiałem tam dotrzeć za wszelką cenę, więc kiedy przed moimi oczyma pojawiła się porośnięta kwiatami polana oraz otaczające ją wzgórza, odetchnąłem z ulgą. Nosem wciągnąłem zapach innych wilków, przechodzących tędy na polowania. Bądź z czystej potrzeby rekreacji? Uśmiechnąłem się nieznacznie do siebie i postawiłem łapę na brzegu jeziora. Woda wydawała się być krystalicznie czytsa, przez co nie mogłem się powstrzymać przed upiciem kilku łyków. Chłodna substancja ukoiła palące pragnienie w gardle, wysuszonym po tak długiej podróży.
" Muszę spotkać się z Alfą.. Albo kimś tego typu." pomyślałem, unosząc nieznacznie łeb znad tafli wody. W trawie c o ś się ruszało. Wyprostowałem ogon i zacząłem warczeć ostrzegawczo. Zając wyskoczył spomiędzy sitowia i uciekł, zostawiając za sobą ślady na wilgotnym piasku.
- Jesteś zbyt znerwicowany, Shu. - Zamknąłem oczy, a następnie położyłem się na brzegu. Wziąłem głęboki oddech, aby się uspokoić. Często stosowałem tę technikę, żeby opanować emocje. Bynajmniej pomagała. Zdrzemnąłem się chwilę, nim ponownie podjąłem drogę. Kierowałem się wonią wilków, aby dotrzeć w jakieś miejsce. Mimo wszystko, wolałbym uniknąć spotkania z właścicielem zapachu na dłużej niż to konieczne.
Łąka z czasem zmieniła się w las, roztaczający wokół aurę tajemnicy i bezpieczeństwa. Czułem, że jestem już blisko celu swojej wędrówki. Wataha musiała przebywać gdzieś w tej okolicy. Nagle do moich uszu dotarł szelest. To nie był zając czy inne zwierzę. Wyprostowałem się, chcąc wyglądać na większego i wbiłem pazury w ziemię, aby w razie potrzeby wykorzystać ją do obrony.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz