Black Parade

wtorek, 6 listopada 2018

Zawieszenie

Eh, nie bardzo wiem, co tu napisać, i jak to zacząć... Proszę, przeczytajcie do końca.
Jak widać, od dłuższego czasu się tu nic nie dzieje. Sama jakoś nie mam weny, aby coś tu pisać, ale również głupie by było, gdybym odeszła z własnego bloga, więc niestety zawieszam WDP. Ale uwaga, ZAWIESZAM, nie ZAMYKAM!
Zawieszenie będzie trwało do "urodzin" watahy, czyli 21.01.2019 roku. Po tym odpoczynku, znów będzie można wysyłać opowiadania oraz formularze (jeśli w ogóle to ożyje xD).
To tyle z mojej strony, życzę wszystkim miłego odpoczynku, widzimy się za dwa miesiące, a teraz żegnam :).

niedziela, 4 listopada 2018

Wyniki eventu!

I miejsce - Rachel
Nagroda
- 400 pointów + (co wybierasz?) rysunek od mnie lub pies z charakterem 623.98 i dwie suczki alaskan malamute na Doggi Game .
II miejsce - Astera (lub Kou, jak kto woli xd)
Nagroda
- 300 pointów + (co wybierasz?) rysunek od mnie, lub suczka alaskan malamute na Doggi Game .
Co do nagród, dogadamy się w wiadomościach prywatnych. To tyle z mojej strony, żegnam

~Megami

piątek, 26 października 2018

Od Rachel na Halloween


Ohajo moje ludy drogie! Chciałam najpierw coś napisać, ale mój mózg powiedział mi bardzo wyraźnie: Nie chce mi się
Więc taki oto rysuneczek, który tak szczerze wyszedł dziwnie (ekhem, ta dynia) ale nie czepiaaajmy się szczegółóów xDD (sama się czepiam) Bayo!

poniedziałek, 22 października 2018

Event!

Hej! Dawno nie było żadnego eventu, więc o to event z okazji Halloween.

Co trzeba zrobić?
Napisać opowiadanie, lub zrobić rysunek, oczywiście wszystko dotyczące tego święta. (Opowiadanie powinno mieć przynajmniej 200 słów).

Do kiedy?
Prace można wysyłać do 02.11, wyniki będą ogłoszone 04.11.

Nagrody:
I miejsce - 400 pointsów + rysunek od mnie, lub pies z charakterem 623.98 i dwie suczki alaskan malamute na Doggi Game (do wyboru).
II miejsce - 300 pointsów + rysunek od mnie, lub suczka alaskan malamute na Doggi Game (do wyboru).
III miejsce - 200 pointsów + rysunek od mnie.

A więc życzę wam dużo weny!
~Megami






*Od Rachel

Albo coś ode mnie. 
Do zaoferowania mam konika na hw,
lub też pudla miniaturowego, szpica japońskiego, wyżeł... (wyżła?) niemieckiego krótkowłosego, 
lub też shih tzu lub wilczak saarloosa

poniedziałek, 15 października 2018

Od Kou CD Luca


Pomyślałam, że taki mały spacer dobrze mi zrobi. Wyszłam więc z mojej jaskini i ruszyłam przed siebie. Nie miałam jakiegoś konkretnego celu. Szłam tam, gdzie mnie łapki poniosą. Okazało się, że dotarłam do brzegu rzeki. Pochyliłam się i napiłam, czystej i orzeźwiającej wody. Poczułam lekką ulgę. Rozejrzałam się w poszukiwaniu celu mojej kolejnej krótkiej podróży. Niczego jednak nie dostrzegłam. Przepłynęłam rzekę i wyszłam na drugi brzeg. Wytrzepałam się i ruszyłam przed siebie. Idąc, rozmyślałam nad dalszym spędzeniem tego dnia. Może udam się na polowanie? Może pójdę wspiąć się na górę? Nie miałam pojęcia, co mogłabym zrobić. Weszłam na pień drzewa. Rozejrzałam się. Zeskoczyłam i usiadłam nieopodal na trawie. Myśl Kou. Jak chcesz spędzić ten dzień? Nagle zauważyłam niedaleko zająca. Hmmm... Wygląda bardzo smakowicie. Zaczęłam skradać się w stronę zwierzęcia. Ustawiłam się w odpowiedniej pozycji. Czekałam tylko na idealny moment. Gdy takowy nadszedł, rzuciłam się na zwierzę. Po chwili zając padł martwy, a ja uśmiechnęłam się, zadowolona z udanego polowania. Wtopiłam swoje kły w martwe zwierzę. Gdy skończyłam posiłek, wróciłam nad brzeg rzeki. Ponownie napiłam się wody. Następnie weszłam do wody i umyłam swój pyszczek, który był pokryty krwią zająca. Po jakże odświeżającej kąpieli wyszłam na brzeg i wytrzepałam się z wody. Poprawiłam grzywkę i ruszyłam w stronę swojej jaskini. Idąc w jej kierunku, poczułam zapach, którego jeszcze nie czułam. Zamerdałam wesoło ogonem. Gdzieś w pobliżu znajduje się nieznany mi wilk. Ruszyłam za jego zapachem. Gdy dotarłam do lasu, zobaczyłam wilka, którego szukałam. Przyjrzałam mu się dokładniej. Był to czarny basior. Wyglądał dość ciekawie. Podeszłam radośnie do basiora.

- Witaj.- przywitałam się, stając obok niego.- Jestem Kou.- dodałam po chwili, merdając radośnie ogonem. Lubiłam poznawać nowe wilki. Usiadłam i cierpliwie czekałam na odpowiedź od basiora.
<Luca?>

niedziela, 14 października 2018

Od Kou CD Alona

Gdy otworzyłam leniwie swoje oczy, zobaczyła, że nastał już dzień. Wstałam na cztery łapy i przeciągnęłam się leniwie. Ziewnęłam i wytrzepałam się z ziemi. Wychodząc z jaskinia przymknęłam oczy. Przyjemne, ciepłe promienie słońca muskały mój pyszczek. Uśmiechnęłam się ciepło. Takie dni lubię najbardziej. Otworzyłam oczy i rozejrzałam się po pięknym krajobrazie. Ptaszki słodko ćwierkały, a wietrzyk delikatnie rozwiewał moją zieloną grzywkę. Wzięłam głęboki wdech. Poczułam przyjemny zapach lasu. Postanowiłam się do niego udać. Lubiłam biegać, ale dziś miałam ochotę na spacer. Idąc w stronę lasu, nuciłam sobie pod nosem jakąś piosenkę. Wchodząc do lasu zaczęłam wesoło podskakiwać. Co mogłabym dziś porobić? Może pobiegam sobie? To dobry pomysł. Rozruszam wtedy moje ciało. Przygotowałam się i wystartowałam. Biegłam przed siebie wymijając drzewa i inne przeszkody. Dobiegłam do końca lasu. Znalazłam się na polanie. Uśmiechnęłam się i położyłam na miękkiej i wygodniej trawie. Zaczęłam turlać się po niej. Gdy zaprzestałam czynności, wstałam i otrzepałam się z ziemi. Cóż przydałaby się mała kąpieli. Rozejrzałam się w poszukiwaniu jakiej rzeki, jeziora lub innego źródła wody. Ruszyłam przed siebie. Po chwili usłyszałam szum wody. Podskoczyłam radośnie. Gdzieś tu musi być rzeka. Ruszyłam w stronę szumu wody. Po chwili dostrzegłam w oddali rzekę.
- Tak!- powiedziałam radośnie. Podbiegłam do brzegu i wskoczyłam do rzeki. Zaczęłam się głośno śmiać. Nagle usłyszałam czyiś głos.
- Naprawdę, nie rozumiem, co widzisz w tym takiego śmiesznego.- powiedział jakiś wilk. Jego glos nie brzmiał przyjaźnie. Spojrzałam w jego stronę. Moim oczom ukazał się wilk o bardzo ciekawym wyglądzie. Zauważyłam, że jego ciało było pokryte gałęziami, a na jego grzbiecie siedziały wróble.
- Oh. Wybacz.- uspokoiłam swój śmiech. Uśmiechnęłam się w stronę wilka. – Jestem Kou.- powiedziałam radośnie. Wyszłam z rzeki i otrzepałam swoje futro. Postawiłam grzywkę, która opadła mi na oczy.
- Powinnaś być bardziej ogarnięta. – syknął basior. Złożyła swoje uszy.
- Nie chciałam zrobić ci nic złego. Wybacz. To moja wina. Jest coś co mogę dla ciebie zrobić?
- Przestać być taką głośną.- odparł basior. Odwróciłam się i ruszył przed siebie. Podbiegłam do niego.
- Niestety siebie nie zmienię, ale może znajdzie się coś innego?- spytałam merdając wesoło ogonem.
<Alon?>

Nowa wadera!




Autor obrazka: Użyłam lineartu od NekoPunkWolf.
Właściciel: asiulka180203@gmail.com, HW-Asiunia1232, DG-Asiulka
Imię: Kou
Przezwisko: Raczej nie ma, ale można jej jakieś wymyślić.
Wiek: 2 lata
Płeć: Wadera
Stanowisko: Bajarz
Lubi: Kwiaty, biegać, poznawać innych, wygłupy
Nie lubi: Smutku, samotności
Motto: Życie jest po to by z niego korzystać.
Nie bój się zaszaleć!
Czerp z życia całymi garściami
Żywioł: Powietrze, Ogień i Rośliny
Rodzina: matka – Jokasta
Jest jedynaczką, a ojca nie pamięta.
Historia: Urodziła się w dość dużej watasze. Gdy się urodziła jej matka zachorowała. Starała się pomóc swojej chorej matce najlepiej jak umiała. Niestety gdy skończyła 2 lata jej matka zmarła. Kou postanowiła poszukać nowego domu. Chciała zapomnieć o tym, że najbliższa dla niej osoba nie żyje. Tak oto po dość długim czasie trafiła na Watahę Diamentowych Piór.
Charakter: Kou jest radosną i pełną energii wilczycą. Uwielbia zabawę i różne gry. Często zachowuje się jak mały szczeniak. Jest dosyć niezdarna, ale nie przeszkadza jej to. Lubi poznawać nowe osoby. Jest energiczna i żywa. Lubi sobie żartować z innymi. Zawsze stara się "zarazić" innych swoim pozytywnym nastawieniem. Nie przejmuje się gdy coś jej nie wychodzi. Ciężko ją urazić, ale jest to możliwe. Gdy widzi, że ktoś jest smutny musi go pocieszyć. Dla niej liczy się to, aby czerpać z życia jak najwięcej przyjemności.
AmuletLink
Jaskinia: Link
Głos: Nightcore - Infected (Lyrics)
Zauroczenie
: Wpadł jej w oko pewien basior
Status: Szuka kogoś kto ją prawdziwie pokocha.
Partner: Nie
Moce:
Ogień: ~ potrafi zapłonąć
~ Zieje ogniem
~Kontroluje wytworzony przez siebie ogień
Powietrze: ~ potrafi wywołać wiatr
~ kontroluje wiatr
~ może wypuścić silną falę powietrza z ust
Rośliny: ~ Potrafi stworzyć pnącza, które kontroluje
~ leczy rośliny
~ potrafi wyczarować roślinę jak dotknie łapą ziemi
Umiejętności: Szybko biega, jest bardzo energiczna. Zwinna i wytrzymała.
Szczeniaki: Nie
Point: 0
Uwagi/kary:

czwartek, 11 października 2018

Od Astery CD Achillesa

Zamyśliłam się chwilę. Opowiedzieć nowo poznanemu wilkowi moją historię? Nie byłam do końca tego pewna. Ale nic nie zaszkodzi, jeśli ją pozna. Wzięłam głęboki wdech i wydech.

- Skoro chcesz ją poznać, mogę ci o sobie opowiedzieć.- zaczęłam obojętnie.- Miałam wspaniałe życie. Miałam matkę, która kochała mnie nad życie, trzech braci Tsume, Shini, Nigami, gotowych poświęcić się dla mnie i ojca, który mimo swojego zimnego oraz surowego charaktery chciał dla swoich dzieci jak najlepiej. W całym stadzie byłam uważana za wybryk natury. Przez swoje trzy ogony miałam wiele problemów. Dopiero uczyła się swoich mocy. Nie panowałam nad nimi. Pewnego dnia zostałam sprowokowana przez pewną waderę. Pod wpływem złości straciłam nad sobą panowanie. Ogromna ilość dymu zanieczyściła powietrze. Wtedy straciłam przytomność. Gdy się ocknęłam, zobaczyła całą watahę martwą. To był dla mnie straszny widok. Chcąc zapomnieć o tym zdarzeniu, wyruszyłam w świat. Dość długo błąkałam się sama. Nie miałam do kogo otworzyć pyska. Z czasem przywykłam do tego. Parę dni temu natknęłam się na tę watahę. Postanowiłam do niej dołączyć. Dziś rano obudziłam się głodna, więc udałam się coś zjeść. Następnie udałam się do strumyka, by się napić. Wtedy usłyszałam cię. Tak to wyglądało.- skończyłam swoją opowieść. Spojrzałam na Achillesa. Basior wyglądał tak, jakby się nad czymś zastanawiał. Położyłam się na moim łożu. Westchnęłam ciężki na wspomnienie wydarzenia z moim udziałem. Czy czułam się winna za to, że zabiłam całą watahę? Oczywiście. Miałam przez to nie raz problemy ze spaniem.

- Wiesz, podziwiam cię za twoją odwagę.- oznajmiłam obojętnie. Tak naprawdę basior zaimponował mi, co jest dość trudne. Przy okazji starałam się na swój własny sposób pociągnąć rozmowę. Nie przyznam tego, ale pierwszy raz spodobała mi się rozmowa z kimś. Oczywiście nie będę w stanie mu tego wyznać, ale cóż przynajmniej ja będę o tym wiedzieć.

- Moją odwagę?- spytał zaskoczony.

- Wiesz, nie posiadasz żadnych mocy. Mimo wszystko postawiłeś na swoim i wdrapałeś się na ten szczyt.

- Nie do końca tak miało to wyglądać.- zaśmiał się basior. Spojrzałam na Achillesa. Basior posłał w moim kierunku uśmiech. Odwróciłam wzrok lekko zawstydzona. Nikt dotąd nie uśmiechał się do mnie. W końcu jak? Odizolowałam się od świata. Muszę przyznać, że Achilles jest wytrwały. Większość wilków miałaby już mnie dosyć i zostawiłaby mnie a spokoju. Jednak Achilles nie dawał za wygraną.

- Co lubisz robić?- spytał basior. Spojrzałam na niego. Dalej miał na pyszczku uśmiech. Westchnęłam.

- Lubię, a wręcz uwielbiam nocne spacery i wpatrywanie się w gwiazdy.- odparłam.- A ty?- dodałam po chwili.

- Lubię wylegiwać się na słońcu.- powiedział basior. Poczułam, że mój głód daje o sobie znać. Wstałam leniwie i udałam się w kąt jaskini. Podniosłam dwa upolowane zające i wróciłam na swoje miejsce. Położyłam zające przed Achillesem.

- Może jesteś głodny?- spytałam niepewnie, wpatrując się w martwe zwierzęta. Wzięłam jednego i położyłam przed basiorem, a drugiego przed sobą. Zaczęłam się zastanawiać, co ja się taka miła zrobiłam. Może to przez to, że tak dawno z nikim nie rozmawiałam? A może dlatego, że Achilles jest pierwszym wilkiem, który poznał o mnie prawdę? Wyrwałam się, że swoich zamyśleń i zaczęłam jeść królika. Spojrzałam dyskretnie na wilka. Byłam ciekawa czy przyjmie „prezent” ode mnie.
<Achilles?>

środa, 10 października 2018

Od Achillesa cd Astery

Potrzebowałem chwili, żeby odetchnąć. Rany, bycie beztalenciem naprawdę się nie opłaca. Co jakbym wziął i umarł? Byłbym martwy na śmierć! Jak trup! Nie żyłbym!
Dopiero po jakimś czasie mogłem się przyjrzeć nowej towarzyszce, której pysk wcześniej mi się rozmazywał przez łzy w oczach. Przez chwilę naprawdę myślałem, że to będzie mój rychły koniec. Ale wilczyca zdążyła już oddalić się na pewną odległość.
Okazję na jeszcze bliższe przyjrzenie się – jak się okazało – Asterze, dała mi jej propozycja na odwiedziny. Oh, jak dobrze, wreszcie ktoś do pogadania. Nie powiem, niby jest Alon, ale jak on się odezwie, to to jest jak święto narodowe.
- W sumie, czemu nie? – uśmiechnąłem się i podbiegłem do wadery, żeby zrównać z nią krok. – Astera, co? Bardzo ładne imię! Ja jestem Achilles.
Mam nadzieję, że mój głos nie był tak drżący, jak go słyszałem we własnych uszach. Nadal byłem trochę roztrzęsiony po mojej „przygodzie”. Ba, trochę! Czułem jak wszystkie moje mięśnie nadal dygotały ze strachu i wysiłku.
Wadera była mniej więcej mojej wielkości i miała futro w przyjemnym, czekoladowym kolorze. Tym, co zwróciło moją szczególna uwagę w niej była blizna na oku i.. trzy ogony. Ale bardziej blizna. Do dziwnych cech fizycznych u innych zdążyłem się przyzwyczaić. Rzadko trafiało się na wilka, którego sierść nie była w jakiś neonowych kolorach, który nie miał rogów, tęczowych ślepi czy innych dziwności. Blizny to co innego. Blizny się nabywa w jakiś, zwykle niezbyt przyjemnych, wydarzeniach. Uznałem więc, że pytanie o nią może być nie na miejscu, szczególnie że znamy się jakieś 2 minuty.
- Jesteś nowa w watasze? Nigdy cię nie widziałem. – zagadnąłem po drodze.
Astera tylko skinęła głową.
- Jakie stanowisko zajęłaś? – ciągnąłem dalej. – Ja jestem bardem. Wiesz, drę pysk przy ogniskach, kiedy absolutnie nikt tego nie chce.
- Strażnik.
Dostaje plusa, że w ogóle odpowiedziała. Minusa za równoważnik zdania. Buu, kolejna niemowa? Cóż uczyniłem bogom, że zsyłają mi same małomówne wilki? ….. Może to moja misja? Może przeżyłem tak długo, bo mam za zadanie przywrócić im radość z życia? Parszywa robota, jeśli mnie zapytać, ale co tam. Jak już Astera zdecydowała się mnie zabrać do siebie, to będzie znosić mnie, moje niekończące się pytania i moje nieustanne paplanie tak długo, dopóki sam nie uznam, że już koniec!
Jaskinia wilczycy okazała się być całkiem niedaleko oraz tak samo skromna jak moja. Żadnych świecących kryształów czy magicznych kruków na radarze. Brązowa wadera ułożyła się wygodnie na stercie skór, które, jak mniemam, były jej posłaniem. Ja posiadziłem mój puchaty tyłek gdzieś obok.
- Więc, - ni z tego, ni z owego zaczęła Astera – cóż to za „naprawdę zabawna historia”, o której wspomniałeś wcześniej? – spytała obojętnie. Ni byłem w stanie stwierdzić czy naprawdę jej to nie obchodziło, czy ta apatia była tylko udawana.
Teraz niech się przygotuje. Mam zamiar mówić. Dużo mówić. Sama chaiała. Wziąłem głęboki wdech i zacząłem:
- Oh, widzisz, wszystko zaczęło się, kiedy się urodziłem. Moi rodzice byli alfami i posiadali naprawdę fajne moce, moja matka była zmiennokształtna, a ojciec bardzo silny. Ale ja żadnych mocy nie odziedziczyłem. Kiepsko, nie? Tak czy siak, beztalencie nie mogło zostać alfą, plus wolę „tych bardziej umięśnionych”, co niekoniecznie się innym podobało, wiec uciekłem z domu! No, nie do końca uciekłem.. Wszyscy wiedzieli, że odchodzę. Ale do rzeczy! Cała historia sprowadza się do tego, że nie mam absolutnie ŻADNYCH mocy i jak debil wlazłem na stromą górę, myśląc, że to świetny pomysł i wyobraź sobie, że to wcale nie był dobry pomysł! A potem ty mnie znalazłaś. I teraz jestem tutaj z tobą. – nie jestem pewien, jakim cudem powiedziałem to wszystko na jednym wydechu. Może moja sekretną mocą są naprawdę pojemne płuca? – No! To tyle z mojej strony. A jak z tobą? Masz jakąś dramatyczną historię na przełamanie pierwszych lodów?
Przy ostatnich słowach zachichotałem. No bo wiecie, Astera ma moce związane z lodem. Jestem taki zabawny. Niech ktoś da mi nobla za bycie najlepszym komikiem tej dzielnicy.

<Astera?>

wtorek, 9 października 2018

Od Koure do Weryli


-Nowy dom nowym domem, ale hajs musi się zgadzać! Otworzyłem sklep, nowe naszyjniki, bransoletki i pierścionki świeżo zrobione czekały na nowych właścicieli.
(Jak wilki mogą nosić pierścionki? ¯\_(_)_/¯ )
-Szkoda tylko że nie mam klientów... - Westchnąłem, już drugi tydzień tu stercze, a większość wilków przechodzi obojętnie, albo patrzy ukradkiem. Czekają na pozwolenie alfy czy jak?
-No cóż - Otworzyłem mój notatnik w którym zapisuje transakcje i przygody z podróży. Otworzyłem prawie pustą kartkę z zaczętym zdaniem „Moja podróż dobiegła końca”
Dzięki zaklęciu lewitacji „chwyciłem” pióro wieczne, usiadłem na poduszkach i zacząłem pisać.
„Dlaczego?” I na tym utknąłem, nie umiałem znaleźć odpowiedzi, zawsze zmieniałem watahy jak rękawiczki... skarpetki? Jakoś tak.
-Ech... -zamknąłem oczy próbując skleić jakieś sensowne zdanie.
-Dzień dobry! -Podskoczyłem, KLIJEN!
-Och! Witam w moim małym sklepie! -Uśmiechnąłem się, szara wilczyca średniego wzrostu z dziwnymi plamami na futrze. -Czego by sobie Pani życzyła? -Wyszczerzyłem zęby.
-No i tu zaczyna się mój problem -Uśmiechnęła się. -Co mi... Pan proponuje? -To „Pan” zabrzmiało strasznie ironicznie, no cóż. Przyjrzałem się dokładnie Wanderze by znaleźć coś, co pasowało by do jej urody.
-Hmmmm -Zacząłem grzebać w kufrze z drobiazgami. Znalazłem piękny kolczyk, co prawda drugi zgubiłem, ale może...
-Jeśli Pani to nie przeszkadza, mogę zaproponować ten oto kolczyk -Powiedziałem troszeczkę zmieszany.
-Jeden? -Wandera podniosła brew do góry patrząc się na mnie ironicznym wzrokiem.
(Wilki mają brwi? ¯\_(_)_/¯)
-Taka moda -Odpowiedziałem szukając w myślach czegoś, co mogło by jeszcze pasować do jej sceptycznego wyglądu.
-Hmmm, naprawdę jest ładny -Powiedziała wpatrując się w kolczyk. -Najwyżej będę wyglądać dziwnie -Uśmiechnęła się, wybacz ale ten kolczyk nic nie zmieni i tak wyglądasz... oryginalnie.
Cicho się zaśmiałem ze swoich myśli, ale szybko zasłoniłem pysk łapą.
-Coś nie tak? -Wandera zmarszczyła brwi. Idioto co ty robisz?!
-To znaczy... -Uśmiechnąłem się. -Jeśli chcesz mogę Ci pomóc w założeniu go -Usiadłem na poduszkach otwierając zaklęciem bramkę straganu.
-Och, jeśli można -Wandera uśmiechnęła się i podała mi kolczyk.
-Będzie Ci... Pani! pasował -Zaśmiałem się z mojej głupoty. -Proszę usiąść tutaj -Wstałem i wskazałem na poduszki. Usiadła.
-To może trochę zaboleć. -Chwyciłem za malutki złoty gwóźdź i wilgotną szmatkę. Wandera zamknęła oczy a ja zacząłem działać. Jedną łapą chwyciłem za ucho Wandery, drugą trzymałem szmatkę a zaklęciem lewitacji gwóźdź. Szybkim ruchem wbiłem się w jej ucho tworząc małą dziurkę. Wandera zmrużyła oczy. Szmatką usunąłem krew i wziąłem kolczyk delikatnie zakładając go.
-I gotowe -Uśmiechnąłem się. Odsuwając się od Wandery i podając lusterko.
-Dziękuje! -Niebieskooka magią chwyciła za lusterko i zaczęła się przyglądać. Zapłaciła i wyszła z straganu.
-Do widzenia! I zapraszam ponownie! -Uśmiechnąłem się jak do każdego klienta przystało.
-Do zobaczenia! -Wandera odeszła, ale nagle zatrzymała się.
-Weryla... -Obróciła głowę i z uśmiechem zamknęła oczy.
-Co? -Zapytałem zdezorientowany.
-Mam na imię Weryla -Spojrzała na mnie a jej oczy dziwnie się rozjaśniły, albo takie były?
-Ach! Kouen! -Pomachałem jej łapą. No... Przynajmniej poznałem nową osobę... To teraz wracam do pisania. Odwróciłem się i ponownie otworzyłem notatnik, mając w myślach początek wiersza, zaraz! Od kiedy ja piszę wiersze!
-Powoli mi odbija...

czwartek, 4 października 2018

Od Astery cd Achillesa

Gdy nastał poranek obudziłam się i przeciągnęłam leniwie. Czułam głód. Tak minęło trochę czasu od mojego ostatniego posiłku. Cóż nic na to nie poradzę. Wstałam na cztery łapy i wyszłam z mojej jaskini. Na początek coś do jedzenia. Postanowiłam udać się do lasu i spróbować moich sił. Nie byłam jakość świetna w polowaniu, ale zając czy słabszy jeleń lub sarna nie były dla mnie ogromnym problem. Wchodząc do lasu przyłożyłam swój pysk do ziemi. Zaczęłam szukać tropu, który zaprowadziłby mnie do zająca lub jelenia. Po długim czasie udało mi się złapać trop. Gdzieś niedaleko znajduje się ranny jeleń. Przechodził tędy niedawno, więc powinien być w miarę blisko. Ruszyłam jego śladem. Po chwili odnalazłam ranne zwierzę. Pasło się w towarzystwie innych przedstawicieli jego gatunku. Cóż ja niestety nikogo nie znałam. Nie miałam znajomych ani przyjaciół. Jestem sama jak palec. Ciekawe jak to jest mieć przyjaciela? No cóż. Wątpię, że ktoś wytrzymałby ze mną więcej niż minutę. Zakradłam się do jelenia od tyłu. Przyszykowałam się do skoku i zaatakowałam. Po ciężkiej walce pokonałam jelenia. Jeleń nie był ogromny, więc by się najeść musiałam zjeść go całego. Po drodze wpadłam na pomysł by upolować jeszcze zająca, którego będę mogła zabrać do jaskini. Jak pomyślałam tak zrobiłam. Udało mi się upolować dwa zające, które zaniosłam do mojej jaskini znajdującej się niedaleko gór. Gdy położyłam zające w jaskini poczułam pragnienie. Słyszałam, że gdzieś w górach jest strumyk. Złą decyzją byłoby nie wykorzystanie tej wiadomości. Poza tym drobny spacer dobrze mi zrobi. Po dobrej godzinie udało mi się wspiąć na góry. Po chwili odnalazłam wzrokiem strumyk. Nachyliłem się by skosztować krystalicznie czystej wody. Nagle usłyszałam nieznany mi głos.
- Pomocy!- zaciekawiona podeszłam do granicy góry. Gdy spojrzałam w dół zauważyłam wilka.
- Jak ty się tam w ogóle znalazłeś?- spytałam obojętnie. Szczerze w głębi byłam zaskoczona tym widokiem.
- Naprawdę śmieszna historia, o ile przeżyję to może ci nawet opowiem – odparł drżącym głosem, wilk. Nie byłam pewna, ale chyba był to basior. – Ale żeby ją poznać, musisz mi pomóc wejść na górę. Nie jestem zbyt dobry w ratowaniu własnego tyłka.- dodał po chwili. Teraz byłam pewna, że jest to basior. Rozejrzałam się by sprawdzić jak mogę mu pomóc. Góra była stroma. Nagle wpadłam na pomysł. Dotknęłam krańca góry łapą. Lód zaczął ją opatulać. Miałam trochę czasu. Dni są teraz trochę zimniejsze, więc lód dłużej wytrzymywał. Użyłam mocy by zbudować lodowe schody. Gdy ostatni schodek pojawił się przy basiorze wyczekiwałam skrzydła i podleciałam do niego.
- Teraz musisz ostrożnie wejść na górę.- odparłam. Basior skinął głową i ruszył po schodach w górę. Leciałam za nim i pilnowałam, by się nie poślizgnął. Gdy dotarł na sam szczyt lód stopniał, a ja wylądowałam obok niego. Moje skrzydła, również się roztopiły.
- Dziękuję.- powiedział wilk.
- Nie ma sprawy.- odparłam obojętnie. Ruszyłam w stronę swojej jaskinie. Nagle się zatrzymałam i odwróciłam w stronę basiora. – Może chcesz mnie odwiedzić?- spytałam. Szczerze byłam zaskoczona, że to powiedziałam, ale nie wiem ile ten basior siedział na płytce skalnej. Jeśli będzie głody to mogę dać mu jednego zająca, którego upolowałam.- Tak przy okazji jestem Astera. – dodałam po chwili.

<Achilles? Wybacz, że takie krótkie.>

poniedziałek, 1 października 2018

Nowa wadera!


Autor obrazka: Ja ^^
Właściciel: asiulka180203@gmail.com, Hw-Asiunia1232, DG- Asiulka
Imię: Astera
Przezwisko: Asti
Wiek: 2 lata
Płeć: Wadera
Stanowisko: Strażnik
Lubi: spacery szczególnie nocą, wpatrywać się w gwiazdy, marzyć, białe róże
Nie lubi: gdy ktoś na nią krzyczy, przemocy wobec słabszych, wyśmiewania
Motto: Lód i mrok są podobne. Są zimne i tajemnicze. By je zbadać potrzeba czasu. Tylko wytrwali poznają ich tajemnice.
Żywioł: Lód, cień, mrok
Rodzina: Matka- Yami. Kochały się nad życie. Każdą wolną chwilę spędzały razem.
Ojciec-Kage. Był dla córki zimny i surowy, ale naprawdę ją kochał.
Starsi bracia:
Tsume-najstarszy z braci. Był mistrzem walk.
Shini-drugi względem wieku brat. Rywalizował z Tsume.
Nigami-najmłodszy z braci. Zawsze chodził przygnębiony
Historia: Astera miała wspaniałe życie. Miała matkę, która kochała ją nad życie, trzech braci gotowych poświęcić się dla niej i ojca, który mimo swojego zimnego oraz surowego charaktery chciał dla swoich dzieci jak najlepiej. Astera w całym stadzie była uważana za wybryk natury. Przez swoje trzy ogony miała wiele problemów. Astera dopiero uczyła się swoich mocy. Nie panowała nad nimi. Pewnego dnia została sprowokowana przez pewną waderę. Pod wpływem złości straciła nad sobą panowanie. Ogromna ilość dymu zanieczyściła powietrze. Astera straciła przytomność. Gdy się ocknęła zobaczyła całą watahę martwą. Ten widok tak nią wstrząsnął, że zamknęła się w sobie. Stała się zimna i obojętna. Ruszyła w świat chcą zapomnieć o tym wydarzeniu. Przez długi czas błąkała się sama. Gdy natknęła się na Watahę Diamentowych Piór postanowiła dołączyć i zacząć życie od nowa.
Charakter: Przed nieszczęśliwym wypadkiem była radosną i pełną życia wilczycą. Nie pasowało tondo jej żywiołów. Uwielbiała śpiew, taniec. Wszędzie było jej pełno. Zawsze chętna do pomocy. Po wypadku zamknęła się w sobie. Stała się zimna i obojętna. Cała jej radość zniknęła. Jej serce stało się zimne. Astera zamknęła dawna siebie i zastąpiła nową nieczułą i obojętną wilczycą. Astera woli samotność. Boi się kontaktów z innymi. Nie jest rozmowną wilczycą. Można powiedzieć, że jest przeciwieństwem dawnej siebie. Może przy pomocy kogoś wróciłaby do dawnej Astery. Na razie jednak nie ma bliskich wilków.
Amulet: Link
Jaskinia: Link
Głos: Digital Daggers - Still Here
Zauroczenie: brak
Status: szuka tego co pomoże jej roztopić lód w sercu.
Partner: nie
Moce: Lodowy oddech-może zamrozić kogoś ( coś ) swoim oddechem.
Lodówy dotyk – potrafi zamrażać dotykiem
Odporność na zimno – nie jest jej zimno i nie ślizga się na lodzie
Cienista forma- potrafi stać się cieniem na jakiś czas.
Mroczny dym-Potrafi stać się mrocznym dymem.
Lodowe skrzydła- potrafi wyczarować lodowe skrzydła. Potrafi dzięki nim latać. Nie może używać mocy w ciepłe dni.
Lodowe rzeźby- potrafi budować z lodu.
*Każdy lód wytworzony przez nią topnieje gdy jest gorąco
Umiejętności: szybko biega, wytrzymała, zwinna
Szczeniaki: nie
Point: 0
Uwagi/kary:

sobota, 29 września 2018

Trzeba coś zrobić

Jak widać, od dłuższego czasu na blogu nic się nie dzieje. Miałam nawet myśl, by zamknąć watahę, jednak gdy napisałam o tym Rachel, Weryli i jeszcze jednej znajomej, zaczęły wariować. Mimo, że większość osób gdzieś zniknęła, lub zapomniała o WDP, pomyślałam sobie, że za dużo się tu działo, aby to od tak zamknąć. A więc, trzeba coś z tym zrobić. Tylko co? Jakaś reklama? Strona na FB, może jakiś czat na discordzie? Cokolwiek? Błagam, niech ktoś pomoże...


Jeśli ktoś jeszcze żywy jest w stanie pomóc, lub chociaż przeczytał tego posta niech da znać w komentarzu.

poniedziałek, 10 września 2018

Od Alona do kogokowiek

Leżałem na pomoście nad rzeką i z łbem opartym na łapach, leniwie obserwowałem ryby, goniące się między kamieniami. Szum wody i wiatru były przyjemnie kojące i z każdym powolnym mrugnięciem na chwile przysypiałem. Spędzanie czasu w ten sposób było jak miód na moje skołatane nerwy.
Dołączenie do watahy było dla mnie wyzwaniem, większość nie nie wyraża zbytnich chęci na przyjmowanie starszych wilków, które nie są w stanie walczyć czy polować. Na szczęście Wataha Diamentowych Skrzydeł nie okazała się być jedną z takich, a Megami, mimo bardzo młodego wieku jak na alfę, wykazała się dużą dojrzałością. Udało mi się jej nawet nie znienawidzić od pierwszego wejrzenia.
Czego niestety nie mogę powiedzieć o moim, pożal się Boże, współlokatorze. Z powodów przeróżnych, najwyraźniej na terenach watahy nie znajduje się na tyle dużo jaskiń, by każdy wilk miał swoją własną, więc trzeba się dzielić. Niektórzy mają to szczęście, że mogą wybrać sobie, z kim preferują mieszkać. Inni muszą zadowolić się zdaniem „obaj jesteście nowi, razem łatwiej będzie się wam odnaleźć we dwójkę” i mieszkać z zupełnie nieznajomym wilkiem.
Miałem naprawdę bardzo minimalne oczekiwania, los nie byłby na tyle łaskawy, by zesłać mi niemego wilka na towarzysza niedoli we wspólnej jaskini. Jedyne, czego pragnąłem to jakiś spokojny wilk, który respektuje przestrzeń prywatną innych. Niestety, los jest na tyle okrutny, że zesłał mi największego gadułę, jakiego kiedykolwiek widziałem, który w dodatku mówiąc praktycznie właził mi na grzbiet. Achilles, bo tak się owa gaduła zwie, paplał i paplał o wszystkim. O sobie, o watasze, o drzewach, o rzeczce i o ludziach całymi godzinami. Nie sądziłem, żeby kiedykolwiek ktoś mnie denerwował AŻ tak, a mam spore doświadczenie w byciu zdenerwowanym.
Na szczęście po paru dniach przyzwyczaił się, że gardzę jego nieustannymi historyjkami i żartami, i przestał ciągle mnie zaczepiać. Zaczął za to bardzo często mruczeć pod nosem coś do siebie i prowadzić długie konwersacje sam ze sobą. Cóż, taka dola wilków, które spędziły dużo czasu w samotności i nie mają z kim się dzielić swoimi myślami. Mam nadzieję, że Achilles szybko znajdzie kogoś, kto zechce go w końcu wysłuchać, bo jak nie, to osobiście zaszyję mu pysk.
Zmarszczyłem brwi. Samo rozmyślanie o nim przyprawia mnie o ból głowy. Nieznośny dzieciak.
Niestety o równie intensywny ból głowy przyprawiała mnie dobijająca świadomość, że nie dam rady dokonać mojego żywota bez wchodzenie w interakcje z innymi wilkami z watahy. Pocieszająca była jedyne iskierka nadziei, że może skoro alfa jest w miarę rozumna i ogarnięta, to inne wilki (oprócz Achillesa) również nie będą aż takie złe.
Podniosłem się i ruszyłem powoli wzdłuż pomostu. Kilka wróbli, które przysiadły na moim pokrytym krótkimi gałązkami grzbiecie, odleciało z cichym łopotem ich niewielkich skrzydełek. Zaraz jednak wróciły, by znowu spocząć wśród futra i drewnianych odrostów. Pozwalałem im na to. Ptaki to niezwykle wdzięczne i zaskakująco czyste stworzenia, a ich ostre pazurki i dzióbki przyjemnie drapały moje zmęczone plecy. W dodatku ptaki nic nie mówią, a ich ćwierkanie jest wyjątkowo urokliwe. Niektóre obrywały słabsze gałązki z okolic mojego kręgosłupa, co również mi pomagało, bo nie do końca jestem w stanie do nich sięgnąć, by je usunąć.
Westchnąłem cicho, ale nie ze zmęczenia. To było westchnięcie przyjemnej błogości. Dzień był wprost piękny. Udało mi się uciec z jaskini nim Achilles się obudził i cały czas spędziłem na powolnym unikaniu wszystkich wilków, których woń wyłapywałem w powietrzu. Słońce grzało dość mocno mimo wczesnej jesieni, wiatr delikatnie wiał. Dzień perfekcyjny.
Dopóki nie zostałem chlaśnięty wodą prosto w pysk, przez jakiegoś wilka, który uznał, ze naprawdę świetnym pomysłem będzie wskoczenie do rzeki tak, żeby rozbryzg był jak największy. Usłyszałem dziki, że tak brzydko powiem, brecht.
- Naprawdę, nie rozumiem, co widzisz w tym takiego śmiesznego – syknąłem w stronę, z której dobiegał śmiech i otrzepałem futro z wody. Wróble znów na chwilę odleciały, by zaraz wrócić.
Popatrzyłem na źródło denerwujących chichotów, by ujrzeć…

<No właśnie… Kogo ujrzał Alon? SAM ZDECYDUJ, CO SIĘ DALEJ STANIE JUŻ TERAZ, BIERZEMY UDZIAŁ KOCHANI, FANI NA NAS CZEKAJĄ>

Od Achillesa do kogokolwiek

Powoli zaczynałem się przyzwyczajać do życia w watasze. Nie żebym nie umiał żyć w grupie i nigdy nie był w żadnej, ale nowe towarzystwo, nowe tereny i wszystkie te sprawy. Shu i Alaris pokazali mi już większość terenów, wytłumaczyli większość zasad (zasada numer 1 brzmiała: nie zbliżaj się do wilków, które wyglądają jakby chciały cię zjeść) i znalazłem nawet własną jaskinię, którą i tak muszę dzielić z niejakim Alonem, ale hej, w towarzystwie zawsze jest raźniej.
Tak więc, jedyne, co mi zostało do zrobienia, to socjalizacja z pozostałymi, coby każdy był w stanie rozpoznać moją szczęśliwą mordkę w razie co. Co będzie, jeśli wybuchnie jakaś wojna i wilki z mojej własnej watahy będą próbowały mnie zaatakować, bo mnie nie znają??? Muszę koniecznie zapobiec takiej ewentualności! Jestem zbyt młody, żeby umierać! Przecież jeszcze nie spłodziłem domu, nie posadziłem syna i nie wybudowałem drzewa! Czy jakoś tak.
Problem miałem taki, że z jakiś powodów dość trudno mi było kogokolwiek wyhaczyć. Zawsze wszystkie wilki widywałem w parach/grupach i jakoś średnio mi się uśmiechało podbijać do trzech osobników na raz, albo wcale nikogo nie widziałem. No ej, ja rozumiem, że początek jesieni i na dworze jest albo zimno jak cholewka, albo jeszcze goręcej, i nie chce się wychodzić samemu, ale błagam no. Słonko przygrzewa, ptaszki śpiewają, wietrzyk wieje, wiewiórki skaczą po drzewkach - idealna pogoda na zawieranie nowych znajomości!
Od rana zdążyłem zwiedzić już prawie cały teren watahy; tereny łowieckie, Kryształową Jaskinię, plażę, jakiś mały lasek, gdzie wszędzie na ziemi leżały różowe płatki i nawet odważałem się pozaglądać sporadycznie do czyiś jaskiń (szczęście w nieszczęściu, że wszystkie puste, byłoby niezręcznie nachodzić domy nieznajomych). W końcu, kiedy znudziłem się też kręceniem dookoła wodopoju, ruszyłem w górę rzeczki, która do niego wpadała, bo może ktoś akurat będzie łowił, kapał się albo odprawiał inne czary.
Na początku droga była dość spokojna, a potem zaczynało robić się coraz bardziej stromo, rzeka powoli zwężała się, ale wydawała się bardziej porywista. Drzew było coraz mniej, za to więcej skał i kamieni. W końcu, teraz już bardziej górski strumyk niż rzeka, doprowadził mnie do podnóży Skalistych Gór.
Huh.
No, tutaj na 100% kogoś spotkasz, Achilles, świetne miejsce na poszukiwanie kogokolwiek. Ale hej, jak już zwiedzać, to czemu by nie zwiedzić wszystkiego? Co jeśli kiedyś będę musiał się dostać gdzieś przez te góry i nie będę umiał znaleźć drogi? A nuż przygoda czeka tuż za rogiem!
Z takim optymistycznym nastawieniem, zacząłem wspinać się na jedną z gór, która wydawała się najmniej stroma. Bez jakiegoś większego problemu udało mi się wejść na jakąś półkę skalną, która ciągnęła się wzdłuż gór jakby była jakimś naturalnym szlakiem. Biegła raczej w górę, co jakiś czas się zwężała, poszerzała, w niektórych miejscach była popękana i musiałem ryzykować skakanie na jej drugi koniec. Damn, chyba napiszę w CV, że uprawiam sporty ekstremalne, bo co się strachu najadałem, to moje. Ale nie szło mi aż tak źle, jak na kogoś, kto nic nie potrafi.
No iiii wykrakałem.
Dokładnie w momencie, w którym pomyślałem „o hej, może jednak nie umrę!”, los postanowił pokazać mi środkowy palec prosto w pysk i zawalić kawałek ścieżki tuż pod moimi łapami.
Zsunąłem się razem z kamieniami w dół góry, w porę przyczepiając się pazurami do ściany, żeby jakoś spowolnić upadek. Zatrzymałem się tylnymi łapami na jakiejś naprawdę malutkiej półce skalnej i zostałem tak, przytulony do boku góry, mając oparcie tylko w tylnych łapach. Byłem w 1/4 drogi na dół; nade mną i po bokach była praktycznie płaska ściana, po której na pewno nie udałoby mi się wspiąć, a pode mną reszta stromej góry, ostre kamienie, a na samym dole dolina z naprawdę porywistą rzeką (i jeszcze większą ilością ostrych kamieni). Gdybym ruszył w którąkolwiek stronę, wziąłbym i umarł.
Serce waliło mi jak jeszcze nigdy. Kurżeszmać, Achilles, zachciało ci się góry zwiedzać, co? Zdechniesz i nikt ci nawet pogrzebu nie zrobi.
Ruszyłem nieśmiało prawą tylną łapą, próbując stanąć bardziej stabilnie na półeczce skalnej, ale zaskutkowało to tylko tym, że ta bardziej się skruszyła. Na dźwięk kamieni, spadających w dół doliny, wstrzymałem oddech.
- Um.. – nad czym ja się teraz niby zastanawiam? – Pomocy?
Oh, Achillesie, jakiś ty mądry i pomysłowy! Wołasz o pomoc! Na pewno ktoś cię usłyszy! Chociaż może bardziej pytasz o pomoc?
- Pomocy! – zawołałem już bardziej pewnie, patrząc z nadzieją w górę. Błagam, niech ktoś będzie akurat tędy przechodził. – Pomocy, jestem na dole!!!
Echo mojego głosu odbijało się od ścian i wracało do moich uszu, sprawiając, że całe moje ciało przechodziły dreszcze. Brzmiałem na naprawdę przerażonego. I BYŁEM naprawdę przerażony.
Wydarłem się jeszcze parę razy takimi tekstami jak „ratunku”, „czy ktokolwiek tu jest?”, „halo”, „błagam niech ktoś tu przyjdzie” itp. itd. Standardzik. Pomoc niestety nie nadchodziła. Bo czemu niby by miała? Czy ktokolwiek chodzi tymi górami w ogóle?????
Traciłem już nadzieję. Zacząłem więc użalać się nad sobą na głos, bo kto mi zabroni?
- Zostanę tu na tej górze, dopóki nie opadnę z sił i nie utopię się w górskiej rzece, o ile wcześniej nie nabiję się na żadne kamienne kolce. To mój koniec, moje ostatnie chwile, a nawet testamentu nie spisałem, nie wybrałem ostatniego posiłku, nie znalazłem męża!
- Jak ty się tam w ogóle znalazłeś? – ktoś mi przerwał. Przez kijowy górski rezonans nie byłem w stanie stwierdzić czy głos należał do basiora, wadery czy kogoś niezdecydowanego. W górze ujrzałem tylko zarys czyjejś sylwetki, gdyż albowiem ponieważ, moje oczy pełne były dramatycznych łez.
- Naprawdę śmieszna historia, o ile przeżyję to może ci nawet opowiem – odpowiedziałem drżącym głosem, próbując wykrzesać z siebie na tyle optymizmu, żeby się tu zaraz nie popłakać ze strachu. – Ale żeby ją poznać, musisz mi pomóc wejść na górę. Nie jestem zbyt dobry w ratowaniu własnego tyłka.
Pozostaje tylko się modlić żeby to był wilk z mojej watahy..

<Ktoś coś? Achilles w opresji czeka na ratunek>

niedziela, 2 września 2018

Od Megami do Endera

Od kilku dni Ender nie opuszczał mnie nawet na krok. Może w pewnych momentach było to trochę denerwujące, ale rozumiałam go. Sama nie do końca wiedziałam, kiedy rozpocznie się poród. To chyba było naszym jedynym problemem. [...]
Spacerowaliśmy po lesie. Lato powoli zanikało, a rośliny traciły już swój świeży kolor. Od kilku dni, co jakiś czas odczuwałam skurcze. Jednak ten, który odczułam chwilę później, był niepokojąco mocniejszy od tamtych. Ugięłam się z bólu.
-Meg? Wszystko dobrze?-Ender od razu znalazł się obok mnie.
-Nie...nie wiem!-Odpowiedziałam nerwowo.-Chyba się zaczyna!
Basior zacisnął zęby. Nie bardzo wiedzieliśmy co robić. Do jakiejkolwiek jaskini było dosyć daleko. Za daleko. Ender pomógł mi przemieścić się w jakieś wygodne i bezpieczne miejsce. (No może nie do końca). Była to kupa trochę wysuszonej trawy. Wyglądało to trochę jak ogromne gniazdo jakiegoś ptaka. Nie zwracając uwagi na to, czym to coś jest- lub miało być- położyłam się. Miałam mieszane uczucia. Z jednej strony cieszyłam się, ale z drugiej trochę bałam. Czy poród przejdzie pomyślnie? Jeśli tak, to czy dziecko będzie zdrowe?
-Potrafisz przyjmować poród?-w sumie nie wiem, czemu w ogóle o to zapytałam. Chodź nie powinnam, cała trzęsłam się ze stresu.
-Spokojnie-Odparł Ender.-Jakoś damy sobie radę.
Brałam głębokie wdechy, próbując się uspokoić.
***Później***
Całe szczęście, było już po wszystkim. Z uśmiechem patrzyłam na nasze maleństwo. Był to mały, jasny puszek z trochę ciemniejszymi łapkami, uszami, szyją,  i paskiem na grzbiecie. Na główce miał krótką, czarną grzywkę. 
-Jak go nazwiemy?-Zapytałam. Ender również się uśmiechnął.
-Na pewno coś wymyślisz.
-No nie wiem...E...
-Emargo?-Basior dokończył za mnie. To imię bardzo mi się podobało. Według mnie było idealne, pasowało do niego.
-Jest piękne-Mruknęłam.

<Ender? Przepraszam, że ZNÓW tak długo to pisałam... I jeśli chcesz, to możesz zrobić skok do przodu o te kilak miesięcy>

Nowy basior!

Autor obrazka: Aviaku
Właciciel: kouenkoue@gmail.com
Imię: Koure
Przezwisko: Kou
Wiek: 6 lat
Płeć: Basior
Stanowisko: Jubiler/Handlarz
Lubi: Wygrzewanie się na słońcu, deszcz, Kamienie szlachetne, opuszczone kopalnie, owoce.
Nie lubi: Surowego mięsa, ważyw, Niezdecydowanych/wrednych klientów, "Januszy biznesu" Zagadywania bez potrzeby, gaduł.
Motto: "To, że nieraz jest źle nie oznacza przecież końca, warto iść do przodu choćby po jeden dotyk słońca"
Żywioł: noc - iluzja
Rodzina: Gdy ktoś zapyta o jego rodzinę, on wzruszy "ramionami" i powie "Byli, kochali, ale teraz śpią 3 metry pod ziemią"
Historia: Niektórzy wiedzą, niektórzy zgadują, Koure podróżował po świecie, sprzedając różne drobiazgi, nikt nie wie czemu nagle postanowił przerwać "Tułaczkę" i zatrzymać się w WDP. Większość myśli że się zakochał, pytanie w kim? Pytanie kto jest tą
piękną wilczycą, która zmieniła jego nastawienie do życia, albo basiorem... Wuj wie
Charakter: Na co dzień spokojny, wyluzowany sprzedawca biżuterii i prochów.... do prania Chętny do pomocy czy walki.
Robota mu nie straszna, zwykle poszukuje jakiś kamieni w opuszczonych jaskiniach czy kopalniach. Następnie robi z nich biżuterię i sprzedaje w swoim małym sklepiku. Lecz posiada również mroczniejszą stronę, tajemniczą, wredną i zabójczą... Stara się jej
nie pokazywać, ale czasami mu nie wychodzi. Jego psychiatra radził uciekać
Amulet: Pawie pióro na ogonie
Jaskinia: Link
Głos: Jak na razie... Naruciak XD Może to zmienię... kiedyś....
Zauroczenie: Jakieś ma
Status: Poszukuje
Partner/ka: Nie
Moce: Teleportacja, niewidzialność, kontrolowanie lodu.
Umiejętności: Szybko biega, wyrabia piękne biżuterie.
Szczeniaki: Nie
Point: 0
Uwagi/kary:

środa, 15 sierpnia 2018

Od Endera do Megami

Stałem na kraju lasu, przyglądając się wysokiej trawie, pokrywającej całą polanę. Upały sprawiły, że nasycona zazwyczaj zielenią roślinność nieco pożółkła. Dalej jednak sięgała do wysokości brzucha, co skutecznie utrudniało znalezienie jakiejś mniejszej zwierzyny. Bez zbędnych ceregieli wbiegłem więc na polanę, zmuszając trochę ptactwa do wzbicia się w powietrze. Ponieważ ptaki opuściły swoją kryjówkę, szybko udało mi się dorwać dwa spośród nich. Samice bażanta nie były może największe, ale kilka z nich mogło spokojnie nasycić żołądek. Pomimo powszechnie panującego teraz na łące popłochu udało mi się dorwać dwa kolejne ptaki. Jednego z nich zatrzymałem, wyrywając mu przy tym kilka piór ze skrzydła.
- Ender! - Usłyszałem w oddali, właśnie w momencie, gdy pozbawiałem oddechu ostatniego z ptaków.
Podniosłem głowę i spojrzałem przed siebie. Uśmiechnąłem się lekko, widząc moją partnerkę zmierzającą w moim kierunku.
- Jak się czujesz? - Zapytałem, przytulając ją.
- Chyba ci nie przeszkodziłam... - Powiedziała, spoglądając na ofiary mojego polowania.
- Nie. W sumie to już skończyłem. - Odparłem, podsuwając jej upolowaną zdobycz. - Powinnaś teraz dobrze jeść.
- Dziękuję. - Wilczyca uśmiechnęła się, po czym zabrała się za jedzenie.
Resztę dnia spędziliśmy, starając się korzystać z ładnej pogody. Kręciliśmy się po terenach watahy tu i ówdzie, trochę wylegiwaliśmy się w słońcu, a nawet zażyliśmy orzeźwiającej kąpieli. Czas mijał nam bardzo spokojnie. Oczywiście jedynie do pewnego momentu.
~~Kilka miesięcy później... (Jeżu, co za skok XD)~~
Ciąże Magami stawała się coraz to bardziej widoczna. Nie umknęło to też innym członkom watahy i już niemal wszyscy zdążyli zauważyć, że alfa jest w stanie błogosławionym. Starałem się spędzać z nią jak najwięcej czasu. W końcu skąd mogłem wiedzieć, kiedy akurat będzie mnie potrzebować. I choć nie usłyszałem od Meg nawet słowa skargi, to miałem wrażenie, że bywają momenty, kiedy trochę irytowało ją moje zachowanie. Zwyczajnie nie mogłem się doczekać przyjścia na świat naszego potomstwa.
- To już niedługo... - Westchnąłem, spoglądając na dobrze widoczny już brzuch wilczycy.

<Meg? Wybacz, że tak długo i takie kiepskie ale ostatnio nie mam czasu na cokolwiek T-T>

poniedziałek, 13 sierpnia 2018

Od Freii CD Blame

Rozpętał się chaos w najczystszej postaci. Trudno mi nawet opisać wszystkie zjawiska, które nakładając się jedno na drugie, miotały leśną polaną, na której się znajdowałyśmy. W jednej chwili ptaki śpiewały, a kwiaty kwitły, a w następnej ziemia jakby rozpękła się, odsłaniając parzący mnie w łapy żar i wypuszczając na świat ostre podmuchy wiatru, który jednocześnie był nieznośnie gorący i lodowaty.
- Blame, co się do cholery dzieje?! - wrzasnelam, starając się przekrzyczeć szalejącą dookoła nawałnice, Blame wyglądała jednak na pogrążoną w osobliwym transie, oczy zasnute miała ognistą mgłą, szeptała coś w nieznanym mi języku, który nie brzmiał jak nic, co do tej pory słyszałam. Wiedziałam, ze nieważne jak głośno będę do niej krzyczeć, ona i tak nie usłyszy.
Ale i tak krzyczałam, ile sił w płucach, gdy palące podmuchy bawiły się moim futrem, wciskały do łzawiących oczu. Gdzieś w głębi piersi narastał histeryczny śmiech. To nie mogło się dziać naprawdę, to tylko jakiś chory sen, który za moment się skończy. Piekło nie istniało, a nawet jeśli to czemu miałoby znajdować się na tej uroczej, leśnej polanie. Poczucie nierealności sytuacji paliło mnie jeszcze bardziej niż żarzący grunt. To się nie działo, to po prostu nie mogło się dziać.
Blame cała wręcz płonęła, ognista bariera otaczała ją z każdej strony, podczas gdy z jej pyska ulatywały ostatnie tony nieznanego języka. Gdy wreszcie umilkła, wszystko na moment jakby ucichło, zatrzymało się, jakby świat wstrzymywał oddech, czekając na to, co ma się za chwile wydarzyć. Podniosłam się z ziemi, nawet nie zarejestrowałam, kiedy upadłam. Nie potrzebnie. Bo w tej chwili ziemia rozpękła się na dobre i obydwie spadłyśmy w bezdenną paszcze. Zamknęłam oczy, myśląc tylko o tym, jak bardzo nie chce umierać. Nie tu, nie teraz, nie w ten sposób. Nie chciałam umierać, nie znalazłszy najpierw swojego miejsca na ziemi, nie zaznawszy smaku miłości, smaku starości. Nie zaznawszy tak naprawdę życia.
Poczułam otaczające mnie z każdej strony parzące uczucie jakby jednoczenie chłodu i gorąca. Uchyliłam powieki, zastanawiając się, czy to dotyk śmierci, która chwyciła mnie właśnie w swoje objęcia. Ujrzałam Blame, która wciąż promieniejąc szeptała coś do siebie pod nosem. Wygladała na wściekłą, ale niekoniecznie zdumioną całą sytuacją. Rownież poczułam wsciekłość, wsciekłość na Blame za to, ze mnie w to wciągnęła. Ze sprawiła, ze obydwie znalazłyśmy się... Gdzie właściwie?
Rozejrzałam się, trudno opisać, co dokładnie ujrzałam. Kłębiące się masy ciemności, przybierające najróżniejsze formy, kałuże czegoś, co wyglądało jak płynny ogień, ostre, wyrastające z ziemi sople, cienie bez właścicieli, snujące się bez celu. Do moich uszu odleciało coś, co brzmiało jak jęki torturowanego wilka, albo potępianej duszy. Albo czegoś jeszcze gorszego. Trudno było mi określić, gdzie dół a gdzie góra. Całe to miejsce przytłaczało mnie, paraliżowało, dezorientowało.
- Blame... - wyszeptalam. Mój głos brzmiał strasznie wątle i cicho. - Gdzie my... Do cholery... Jesteśmy?
Blame spojrzała w moją stronę. Jej pysk nie wyrażał zupełnie żadnych emocji.
- I tak mi nie uwierzysz.
<Blaaaame? XD>

sobota, 11 sierpnia 2018

Od Blame cd Frey

Wszystko jakby wracało, kolor, światło, dźwięk, wyrazistość.. Z początku nieco zamglone, ostatecznie jednak to ustąpiło, dając miejsce pełnemu blasku słońcu, cieniom drzew, przyjemnemu chłodowi. Podniosłam się jednym zwinnym ruchem, chociaż wiem, że to niezbyt mądre po omdleniu. Chciałam się jednak upewnić, że czuję swoje ciało i to ja jestem jego właścicielem. Pytanie Frey doszczętnie przywróciły mnie do rzeczywistości i upewniło, że nic nade mną kontroli nie ma.
- Pewnie. - Odparłam krótko, nie zastanawiając się nad odpowiedzią nawet przez chwilę. Trochę mną jeszcze nosiło, a na łapach nie czułam się tak pewnie, jak przed wypowiedzią, ale mimo wszystko czułam, że mogłoby być zdecydowanie gorzej. Mój pozorny spokój zakłóciła gałąź. Tak, gałąź. Kawałek ów przedmiotu znajdywał się tuż nad łbem mojej towarzyszki. Mój odruch był szybki, zadziałał instynkt, schylając się w ułamku sekundy, uniknęłam ciosu. Kawałek drewna nabrał takiej siły i szybkości przez ten krótki dystans, że przy zetknięciu z napotkaną przeszkodą, którą było drzewo, rozpadł się wraz z hukiem. Wzrok wadery był wystraszony, a ja wiedziałam, że to dopiero początek. Na mój pysk wpełz grymas niezadowolenia.
- Niełatwo jest mieć swoje zdanie w tym popieprzonym świecie. - Wymamrotałam bardziej do siebie, prawdopodobnie Freya nawet tego nie usłyszała. Zdawałam sobie sprawę z tego, że niewiele młodsza ode mnie towarzyszka, z przymrużeniem oka potraktowała mój monolog. Nie będę bawić się w nawracanie, jeżeli to nie starczyło, to nie widzę sensu dalszej rozmowy na ten, a nie inny temat. Inteligentny wilk prędzej czy później zacznie wyznawać jakąś religię, bo nie oszukujmy się, logiczniejsze jest wierzyć w coś niż w nic. Przez moje myśli dobijał się głos, byłam jednak tak pochłonięta rozmyślaniem, że go nie dostrzegłam.
- Blame! - Krzyknęła Freya z przerażeniem przedzierając się przez moje myśli. Rozejrzałam się nerwowo, wracając do rzeczywistości. Biała wadera stała na żarzącym się gruncie. Ja zresztą też, nie mogłam jednak tego poczuć i co za tym idzie dostrzec w odpowiednim momencie, ponieważ moja odporność na ogień skutecznie mi to utrudniała. Chciałam się oderwać od podłoża i wiać, niestety było już za późno. Zaklnęłam pod nosem, musiałam się szybko skupić. Ze zirytowaniem powtarzałam łacińską formułkę, której nauczyła mnie matka. Przydawała się, zawsze się przydawała. Ale tym razem, czułam, że szykuje się coś gorszego. Jeżeli On, zawołał nas do siebie, chce mnie ukarać albo w jego mniemaniu nawrócić, to muszę szybko coś wymyślić. W tym świecie to ja mam przewagę, ale tam... Tam rządzi tylko obłuda i niesprawiedliwość. Westchnęłam głośno, niech nas przywitają jako swoich, przeboleję ten jeden, przeklęty raz. Przymróżyłam oczy, szybko jednak otworzyłam je i poczęłam mówić ten ostatni, jedyny raz, językiem, który był we mnie wpisany od dzieciństwa. Językiem demonów. Mój pysk robił niespotykane formacje, unosząc w powietrzu dziwne słowa. Podłoże, które przedtem tylko się żażyło, teraz zaczęło świecić, moje oczy ciepłym ognistym światłem oświetlały najbliższe otoczenie. Wiatr zerwał się jakby od spodu, Freya coś do mnie wykrzykiwała, ja jednak nie mogłam jej odpowiedzieć. Powiem więcej, nie mogłam jej nawet zrozumieć. Oddając się temu językowi, wilk wpada w swego rodzaju trans. Pręgi na ciele również zaczęły świecić, a wiatr idący z ziemi wiał jeszcze mocniej, zapewne wyrzuciłby mnie i towarzyszkę na dużą wysokość, gdyby nie dziwnie trzymająca nas siła. Wszelkie prawa nauki dawały na tym polu dupy, bowiem nic nie może się równać z tym, co siedzi w podziemiach. Słów robiło się coraz mniej, już nie gnałam z wypowiadaniem formułki, coraz bardziej się wahałam. Wiedziałam, że jak ją dokończę, to porwą nas do podziemi, wiedziałam również jednak, że jeżeli tego nie dokończę to i tak to zrobią. Sens w tym, że przy odpowiednim przywitaniu oraz pewnego rodzaju oddania czci, mój i przede wszystkim Frey los będzie lepszy. Nie chcę pakować wadery w kłopoty, chociaż obawiam się, że już za późno. Nie boję się tego, co mnie tam spotka, bardziej boję się tego, że wywalą mnie z watahy. A jeżeli wadera zdecyduje się po tym wszystkim pobiec do alfy ze skargą, to wcale się nie zdziwię. Teraz tylko liczy się przetrwanie i dokończenie tego, co zaczęłam.
<Freya? No i się zaczęło dziać XD>

piątek, 10 sierpnia 2018

Nowy szczeniak!

Właściciel: TajnaTina1085
Autor obrazka: Wygląd- Ja, Lineart- Snow Body
Imię: Emargo, w skrócie Emaś
Wiek: Niech będzie 4 miesiące
Płeć: Basiorek
Opiekun: Rodzice-Megami i Ender
Najlepszy przyjaciel: Na razie nie ma 
Żywioł: Czas
Historia: Urodzony w watasze.
Charakter: Jak każdy szczeniak, ma w sobie dużo energii. Nie lubi, gdy ktoś mówi mu co i jak ma robić. Woli wszystko zrobić sam, bez niczyjej pomocy. (Gdy będzie dorosły to trochę bardziej rozwinę jego charakter).
Lubi: Lubi polować na zające i wygrzewać się na słońcu
Nie lubi: Nie lubi gdy ktoś mu rozkazuje, lub daje mu rady.
Boi się: Boi się schodzić po stromych schodach oraz dużych zwierząt, np. niedźwiedzi.
Jaskinia: Mieszka z rodzicami
Moce: Teleportacja, ale potrafi się przenieść tylko o kilka metrów.
Point: 0

Od Freii cd Blame

Czułam jak z każdym wypowiadanym przez Blame słowem, moje oczy stają się coraz bardziej okrągłe ze zdumienia. Chciałam zadać tylko niewinne, podtrzymujące rozmowę pytanie, pociągnąć luźną konwersację jeszcze parę minut, a potem uznać znajomość za jako tako nawiązaną, grzecznie się pożegnać i iść zapoznać zresztą watahy, tymczasem okazało się, że luźna konwersacja, jaką starałam się uzyskać, zamieniła się w kazanie na temat życia i śmierci. Sporo już w swoim życiu widziałam i słyszałam, ale to szczerze mnie zadziwiło i sprawiło, że zapomniałam języka w pysku, co nie zdarza mi się zbyt często. Zwłaszcza że sama nie byłam zwolenniczką tego typu rozważań – starałam się żyć chwilą i czerpać jak najwięcej z tego, co w danym momencie podsuwa mi los, nie myśleć o śmierci, a tym bardziej o tym, co dzieje się po niej. Póki co, tak jak Blame trafnie odgadła, średnio mnie tego typu sprawy interesowały.
Zanurzona w rozmyślaniach nie do końca zarejestrowałam, że Blame umilkła, chwilę zajęło zanim dotarł do mnie fakt, że wadera osunęła się nieprzytomna na ziemię, z przymkniętymi powiekami i ustami wciąż ułożonymi na kształt wypowiedzianego przed chwilą słowa. Grzech.
- Blame? - spytałam niepewnie. Zupełnie nie rozumiałam, co się przed chwilą stało.
Blame nie zareagowała.
- Blame?! - spróbowałam trochę głośniej, trącając nieprzytomną waderę łapą.
Kompletnie nie wiedziałam, co robić. Próbować ją obudzić, czy wręcz przeciwnie? Może to jakiś atak, który trzeba przeczekać? Przez umysł przemknęła mi niedorzeczna myśl, że Blame została opętana, szybko jednak ową możliwość odrzuciłam. Nie wierzyłam w demony, czarne i nieczyste moce i inne tego typu. Chociaż szczerze przyznam niespodziewane kazanie wygłoszone przez Blame i jej równie niespodziewane omdlenie sprawiło, że prawie uwierzyłam.
- Blame? - spróbowałam jeszcze raz nią potrząsnąć.
Nagle wadera odetchnęła głębiej i uchyliła powieki, wzrok wciąż miała lekko zamglony. Wyglądała jakby budziła się z długiego i głębokiego snu.
- Emm, czy wszystko dobrze? - spytałam w pełni świadoma tego, że moje pytanie brzmi idiotycznie. Zazwyczaj jak jest wszystko dobrze, to się nie mdleje.
Blame zamrugała, do jej oczu wróciły dawne iskry, wyglądała już na w pełni przytomną. Jakby nigdy nic podniosła się z ziemi, a ja z przechylonym w wyrazie zaciekawienia ale i zdumienia i lekkiej obawy łbem, starałam się wyczytać z pyska wadery przyczynę jej zachowania.
<Blame? XD wiem że trochę krótkie>

środa, 8 sierpnia 2018

Od Rachel do Soula

- Przestań się wiercić! - warknęłam próbując zanurzyć Gabriela w gorącej wodzie.
- Parzy!
- JAK TO PARZY! JEST W SAM RAZ! Sama sprawdzałam!
- Właśnie o to chodzi! Ty sprawdzałaś! - szczeniak przy tych słowach podkulił ogon do swojego brzucha, patrząc na parującą wodę, umieszczoną w jednym z dziwnych dołów. Jego sierść w pysku powoli zaczęła mi przeszkadzać. Odłożyłam go na miejsce, i zgromiłam wzrokiem. Mały skulił się na kamieniu, i już miałam go chwycić od nowa i tam wrzucić, gdy usłyszałam głos Soula, wołającego mnie. Zrobiłam minę grumpy cata.
- CO! - wrzasnęłam w odpowiedzi, i susząc swoje futro ogniem, wyszłam z jednej z komor do mego mensza (w sumie to nie było ślubu, więc... no xd)
- Słuchaj bo.... - wyłoniłam się zza ściany i szczęka opadła mi na sam dół. Samiec parzył na mnie z uśmiechem mówiącym: to nie ja, nic nie zrobiłem, nie zabijaj mnie. I przebierał nerwowo łapami.
- Nie miałeś się ukąpać? - spytałam patrząc na niego ze zmarszczonymi brwiami.
- Bo bo widzisz.... - spojrzałam na niego spode łba. Po chwili pokryła go lekka niebieska poświata, a zaraz potem zielony płomień, spowodowany machnięciem mojego mieczyka zmienionego w rurkę i ułożonego obok swojego bliźniaka pod ścianą. O ile mi było wiadomo, nie był odporny na grecki ogień. W sumie ja też zużyłam prawie całą swoją energię życiową na utrzymanie bariery, by nie zajęło się nic ogniem. Do tego musiałam podtrzymywać to nieco dłużej, ze względu na to, iż to dziwne coś było mało łatwo palne, nawet dla greckiego ognia, palącego wodę. Po usunięciu na chwilę miałam czarno przed oczami, ale po 3 oddechach czułam się w miarę normalnie, a dziwna maź zniknęła, lecz futro nadal było dziwne. Zaczęłam łączyć ze sobą fakty, lecz od razu zaczęła mnie boleć głowa. Usiadłam.
- To trochu jak Migi? - spytałam. - w sensie ten demon
- Jakie znowu Migi.
- Ech..... w sensie czy jak coś powiesz, to ten ci coś zrobi.

< Soul? też brak pomysłu xd>

wtorek, 7 sierpnia 2018

Od Blame cd Frey

Ciekawość wadery pozostawiała mnie w swego rodzaju zadumie, to dość nienaturalne zachowanie, chociaż może i kto wie. W końcu o zawieraniu znajomości w ostatnich latach mogłam sobie tylko pomarzyć, czasy się mogły zmienić, a ciekawość stać się czymś naturalnym. Zresztą czym ja się denerwuję, tego rodzaju pytaniom daleko do wścibskości. Do moich uszu dotarła kolejna fala słów, które nieco zbiły mnie z tropu. Moce? A to teraz jakiś nowy wyznacznik osobowości? Rozumiem rasę, wszelkiego rodzaju powszechne opinie pozwalają na zidentyfikowanie górujących cech u danej, ale to...
- Adekwatne do rasy. - Odpowiedziałam wymijająco, zauważywszy jednak brak satysfakcji z odpowiedzi, postanowiłam ją nieco uzupełnić.
- Samozapłon, wzniecanie ognia z niczego, manipulacja nim... Nic ciekawego, najzwyczajniejsza w świecie przeciętność wilka ognia. - Moje słowa były dość niepewne i chwilami nasączone przerwami, nie lubię kłamać, dlatego też postarałam się przekazać wyselekcjonowaną, adekwatną do początku znajomości garść informacji. Po wypowiedzi, dla uwiarygodnienia jej wzruszyłam tylko ramionami.
- A przeciętność wilka śmie..- Chciała dokończyć, lecz szybko jej przerwałam, zabierając głos.
- Nie utożsamiam się z tą rasą, stronię od mocy związanych z nią, właściwie to ich nawet nie używam. - Mój głos był niesamowicie przekonujący, a zarazem poważny. Jeżeli chodzi o tę kwestię, to u mnie nie ma miejsca na sympatię czy też żarty, mówię jak jest bez większego namysłu o tym, jak może zareagować konwersator, którym w tym przypadku jest Freya. Wadera posłała mi pytające spojrzenie jakby nieco zdziwiona czy też oburzona zaistniałą sytuacją, a raczej wypowiedzią. Znałam to spojrzenie, u każdego zdradzało słynne ,,Dlaczego?", które zawsze następowało po tym samym.
- Śmierć to koniec, ale i też początek, nie można się nią bawić kosztem czegoś tak cennego, jak życie, któremu zawdzięcza miejsce bytu. Potwornością jest pozbawianie życia mniejszych istot czy też roślin, tylko i wyłącznie w geście pokazania swojej wyższości. Właśnie taką umiejętność pozyskuje większość wilków tejże rasy. Wystarczy skinięcie łbem, dotyk łapy, by pozbawić życia bujnej roślinności, wesoło popiskującej wcześniej norki... Brzmi jak zabawa w Boga? - Prychnęłam w geście obrzydzenia, przecierając łapą pysk, zatrzymała się ona na chwilę między moimi oczami. Zawsze, gdy próbowałam odwodzić wilki od fascynacji czy też zwykłej, niepozornie niegroźnej ciekawości śmiercią, zaczynała boleć mnie głowa. Ah tak, mój kochany ojciec dbał o to, bym nie szerzyła w jego mniemaniu herezji, nawet pośmiertnie. - Nic jednak bardziej mylnego. Bóstwo zawsze dbało o harmonię, którą należałoby wypełnić ten świat, aby bliżej było mu do raju. Zapewne teraz o tym nie myślisz, bo jesteś zdrowa, młoda, silna... Ale przemijanie dotyczy nas wszystkich, zabijanie bez celu jest jak puszczanie w głąb lasu nowo narodzonego szczenięcia. Bezsensowne i godne tego, co wilk traktuje jako zabawę. Krótko mówiąc, to po prostu... - Zrobiło mi się słabo, mroczki zachodziły mnie od każdej strony, głowa wydawała się niesamowicie ciężka. - Grzech. - Było to ostatnie słowo, jakie wypowiedziałam na granicy świadomości. Padłam, nie mogąc wytrzymać ciężaru, jaki na mnie z chwili na chwili ciążył coraz to bardziej. Oddałam się ciemności, która często dla obserwatora bywa bardziej przerażająca niż dla osoby mdlejącej...
< Freya? Jak ona to pieprzy jak ksiądzXD Możesz poczuć się jak ludzie z ,,Na ratunek 112" >

poniedziałek, 6 sierpnia 2018

Od Freii CD Blame

Popatrzyłam na proponowaną mi przez waderę sarnę, następnie zerknęłam w kierunku krzaków, za które czmychnął goniony przeze mnie zając, a potem znów przeniosłam wzrok na parującą jeszcze i prawie nietkniętą sarninę, której było tak dużo, że spokojnie wystarczy dla nas dwóch. Wybór był prosty, dokonałam go bez zastanowienia.
- To bardzo miło z twojej strony - rzekłam szczerze. Na pierwszy rzut oka nowo poznana Blame wydała mi się oschła i w jakiś sposób wyniosła, ale jej propozycja zdawała się być szczerym przejawem sympatii i zdecydowanie przypadła do gustu mojemu burczącemu nieznośnie żołądkowi. - Chętnie skorzystam, sarna wygląda przepysznie.
Zabrałyśmy się za jedzenie, na dobrych pare minut zawisło miedzy nami milczenie, przerywane jedynie odgłosami rozgrywanego zębami mięsa, przeżuwania i przełykania. Kątem oka obserwowałam Blame, odruchowo po pierwszym wrażeniu jakie na mnie wywarła starając się zaklasyfikować ją do którejś z poznanych podczas licznych tułaczek kategorii charakterów. Zaraz jednak skarciłam się za to w myślach. Naprawdę marzyłam o tym, aby właśnie w tej watasze odnaleźć długo poszukiwany dom, dlatego tez nie mogłam pozwolić na to, aby nowo poznane wilki wyglądały w moich oczach jak krótkotrwałe, intensywne, ale i zdystansowane znajomości. Chciałam patrzeć na pozostałych członków watahy jak na przyjaciół, rodzine, a nie po prostu kolejny etap w życiu. Potrząsnęłam łbem, pozbywając się natrętnych myśli. Zdecydowanie zbyt wiele dziś myślałam. Ponownie skupiłam wzrok na Blame, która skończyła właśnie jeść i oblizując z rozkoszą pysk, przysiadła na przeciwko mnie. Widoczne na jej futrze ogniste pręgi lśniły w słońcu. Była na swój sposób ładna, ale niekoniecznie w moim typie. Widziałam, ze waderę również mi się przygląda, zastanawiałam się, co myśli na mój temat. Postanowiłam zacząć luźna konwersacje, aby przerwać ciszę.
- Długo jesteś w watasze? - spytałam z nadzieją, że trafiłam na doświadczonego członka stada, który oprowadzi mnie po pobliskich terenach.
- Dopiero dołączyłam - odparła.
- To tak samo jak ja - miałam nadzieje, że w moim tonie nie było słuchać rozczarowania. Postanowiłam zatuszować je, szybko zadając kolejne pytanie: - Jesteś wilkiem ognia?
Wskazałam na ogniste pręgi przecinające jej futro.
- Ognia i śmierci.
- Ach, śmierci - zamyśliłam się na moment, gdy mój umysł zaatakowało wspomnienie pewnego władającego śmiercią basiora, którego napotkałam na swojej drodze pare miesięcy temu. Był to zdecydowanie jeden z najbardziej interesujących wilków, jakich poznałam. Zastanawiałam się, czy Blame rownież okaże się osobą z ciekawym charakterem i ciekawą przeszłością. - Jakie w związku z tym masz moce?
<Blame? :3>

piątek, 3 sierpnia 2018

Od Megami do Endera

**** Kilka dni później****
Ciąża zaczynała dawać mi znaki o swoim istnieniu. Tak jak obiecałam, musiałam poinformować o tym Endera. Basior akurat odpoczywał. Wygrzewał się w letnim słońcu, przed jaskinią.
-Ender!-krzyknęłam, wychodząc na zewnątrz. Gdy zatrzymałam się przed wilkiem, szeroko się uśmiechnęłam. Wiedziałam, że Ender ucieszy się z informacji, którą chciałam mu przekazać. Wilk wstał i wpatrywał się we mnie z zaciekawieniem.
-Obiecałam, że ci o tym powiem, więc...jestem w ciąży.
-Wspaniale!-Ender z radością objął mnie.
-Byłam pewna, że się ucieszysz-zrobiłam lekki uśmieszek. Przez chwilę nie odzywaliśmy się.-Myślę, że teraz musimy wykorzystać nasz czas na fizyczne i psychiczne przygotowanie się do roli rodziców.
Ender zgodził się z tym. Stwierdziłam, że jakoś damy sobie radę. W końcu potomstwo to naturalna rzecz. Najpierw będzie trzeba jakoś przejść przez poród, a później wszystko powinno pójść dobrze.
-Chyba nie musimy mówić innym wilkom- basior spojrzał na mój brzuch i delikatnie dotknął go łapą.-Sami po jakimś czasie powinni się zorientować. [...]
Postanowiliśmy stworzyć coś podobnego do legowiska dla naszych szczeniaków. Razem poznosiliśmy do jaskini trochę mchu i większych liści, po czym Ender uformował z tego niewielkie posłanie. Mi się bardzo podobało. Było idealne.
**** Następnego dnia ****
Gdy się obudziłam, Endera już nie było. Pewnie jak co rano, poszedł na polowanie.
-O, już wstałaś-Katrin weszła do jaskini. Usiadłam obok niej.
-Która godzina?-zapytałam, ziewając. 
-...Rano.
Zaśmiałam się. Dużo mi to mówi. Patrzyłam na siostrę i do głowy przyszła mi myśl, że jej też powinnam powiedzieć o mojej ciąży.
-Katrin... Wczoraj wróciłaś do jaskini, gdy już spałam, więc nie mogłam ci powiedzieć. Zostaniesz ciotką.
Oczy wadery zaczęły błyszczeć. Otworzyła pysk i zrobiła szeroki uśmiech.
-Suuuuuuper!-pisnęła, przytulając mnie. Wtedy akurat nie wiedziałam, z będzie taka szczęśliwa.
-Cieszę się, że się cieszysz. Idę na spacer.
Pożegnałam się z Katrin i wyszłam z jaskini. Postanowiłam, że przy okazji poszukam Endera

<Ender? Przepraszam, że tak długo pisałam to opowiadanie :< i musimy się dogadać co do tych szczeniaków> 

Od Blame cd Frey

Oględziny terenów zaczęłam tuż po dołączeniu, co chyba jest jak najbardziej na miejscu. Moja wędrówka rozpoczęła się przy jaskini alf, potem przedarłam się przez masę łąk i gór, tylko po to by ostatecznie skończyć w jakimś mieszanym lesie. Generalnie nic szczególnego, widywałam bardziej urokliwe miejsca. Do moich nozdrzy doszedł kuszący zapach sarny, mój język automatycznie wpełz na pysk i obmył go. Uwielbiałam sarninę, uwielbiam i będę uwielbiać. Jako iż trop złapałam całkiem przypadkiem, a nie ukrywam, zaczynało mi burczeć w brzuchu, uznałam zaistniałą sytuację za uśmiech losu. Aż się cieplej na sercu robi. Nie minęła chwila, a mój wzrok napotkał ofiarę. Nigdy nie lubiłam się czaić, uważałam to za swego rodzaju tchórzostwo i jeżeli siła mi pozwalała, zawsze ruszałam w pogoń. Dzisiejszy dzień nie będzie wyjątkiem. Z impetem odbiłam tylnie łapy od ziemi i poczęłam morderczy bieg. Prędkość jaka mi towarzyszyła zawsze mnie zastanawiała przez co trochę dekoncentrowałam się podczas polowań. Zwyczajnie byłam ciekawa czy biegnę szybciej czy może wolniej niż poprzednim razem. Z satysfakcją obserwowałam malejący dystans między mną a sarną. Gdy byłam już wystarczająco blisko, odbiłam się z całą siłą od ziemi. Zatopiłam kły w thawicy zwierzyny, moje łapy znalazły się na jej brzuchu, sarna upadła na bok jeszcze przez krótki dystans szorując po piaszczystym podłożu. Oderwałam się od martwego zwierzęcia, gdy to przestało okazywać jakiekolwiek znaki życia. Nagle poczułam jak coś udeża w mój bok, prawie mnie wywracając. Zwróciłam niezrozumiałe spojrzenie na nieznajomą, która już poczęła mówić.
- Jeżeli polujesz tak marnie jak obserwujesz otoczenie, to równie dobrze mogłabyś teraz zawarczeć na drzewo. - Wymamrotałam a moje oczy zaświeciły się na moment w geście irytacji. Popatrzyłam z ukosa na waderę, dając do zrozumienia, że jestem średnio zadowolona z jej pierwszej wypowiedzi. Gdy biała wilczyca zeszła z tonu, korygując swój błąd i przepraszając, uśmiechnęłam się tylko przelotnie.
- Blame. - Odparłam beznamiętnie i wbiłam wzrok w oczy nowopoznanej. Cho.lera, czy wszystkie wilki w tej watasze to banda mentalnych dzieciaków? Najprawdopodobniej przesadzam, zresztą jak zwykle w dni pełne wrażeń. Muszę się uspokoić, bo póki co, to pracuję sobie na złą opinię. Pomyśleć, że po dobrych paru latach tułaczki nareszcie znalazłam watahę. I to w tak niespodziewany sposób, bez ostrzeżenia. Raptem parę godzin temu spotkałam alfę a ta bez najmniejszego zawahania, z marszu zaproponowała mi miejsce w watasze. Od natłoku myśli nieco rozbolała mnie głowa, dlatego też przysiadłam na tylnych łapach. Mam sposobność by trochę skorygować swoje niezbyt przyjemne zachowanie.
- Jeżeli nie masz nic przeciwko, możesz zjeść ze mną. - Uśmiechnęłam się i podniosłam z ziemi. Moja sylwetka przysłaniała leżącą za mną sarnę, dlatego też odsłoniłam ją przemieszczając się tuż za kupę mięsa.
Freya? ^.^

Nowa wadera!

Autor obrazka: XxSlow-BurnxX
Właściciel: Fedyś [H] Fedys [D]
Imię: Blame [z ang. potępiona, czyt. blejm]
Przezwisko: Z jednej strony wlatują z drugiej wylatują - nie ma jakiś żadnych trwałych pseudonimów, każdy określa ją inaczej a wypisywanie tego zajęłoby wieki.
Wiek: 5 lat
Płeć: Wadera, w krocze zaglądać nie trzeba.
Stanowisko: Wojownik
Lubi: Sport; Sztuki walki; Wieczorne spacery; Treningi; Książki; Broń; Szczeniaki
Nie lubi: Niesprawiedliwości; Nieuzasadnionej agresji; Słońca; Chamstwa; Nietolerancji
Motto: ,,Zabijanie dla pokoju jest jak pieprzenie się dla cnoty.''
Żywioł: Ogień/Śmierć
Rodzina: W jej przypadku nie ma się czym chwalić, jednak ja wiadomo rodziny się nie wybiera. Ojcem Blame jest sam Adramelch. Tak, chodzi tu o tego diabła sumeryjskiego, upadłego anioła, który w hierachi demonicznej zajmuje od wieków bardzo wysokie miejsce. Zapewne do dziś piastuje urząd kanclerza piekieł, wiadera jednak nie ma najmniejszej ochoty się upewniać. Jej matką była zwykła śmiertelniczka Lily, dla której to Blame wyzbyła się wszelkich ugodnień oferowanych przez podziemny świat.
Historia: Historia Blame zaczyna się dość wyniośle i sprawia wrażenie swego rodzaju legendy. Wyłoniła się ona bowiem z ognia, wszyscy jednak wiemy, że została zwyczajnie urodzona. Adramelch chciał odebrać młodziutką waderkę Lily i wychować ją według reguł panujących w podziemiach. Lily wiedziała czym grozi takie wychowanie dlatego też kategorycznie odmówiła. Wtedy to właśnie została przeklęta przez Adramelcha, który również zaklnął bogu winną waderkę przypisując jej tym samym imię Blame. Lily wraz z Blame dołączyły do dość ubogiej, ceniącej sobie bóstwa oraz ciężką pracę watahy. Blame mogłoby się zdawać, była szczenięciem idealnym. Zawsze trzymała się na uboczu, grzecznie odzywała się do starszych a gdy ktoś potrzebował pomocy zawsze jej udzielała. Gdy skończyła rok i zaczęła dostrzegać swój żywioł zrobiła się strasznie pyskata, uważała się za niewiadomo co, miewała stany w których krzyczała, rzucała się, atakowała niewinne wilki. Wtedy właśnie matka postanowiła ją porzucić, miała dość problemów. Roczna wadera została z niczym, męczyły ją koszmary, nachodził ją ojciec, dopadały ją ataki furii.. Los jednak się do niej uśmiechnął, poznała szarmanckiego a zarazem miłego wilka, który również jak ona został wygnany. Wadera wiodła szczęśliwe życie u boku ów basiora, który akceptował jej specyficzne zachowania. W wieku dwóch lat mogła nazwać się szczęśliwym wilkiem. Wszystko jednak diabli wzięli i to dosłownie. Ojciec zabił jej kochanka i stoczył walkę z własną córką. Po tych wydarzeniach Blame jeszcze bardziej utwierdziła się w przekonaniu, że to co robią demony jest złe oraz pozbawione wszelkich moralnych zasad. Wyrzekła się zła, niewidząc jednak, że jest już na to zapóźno. Podporządkowała swoje życie pod wiarę i spokój, który pragnie zachować. Trzy lata spędziła jako wilk wędrowny, nie tracąc przy tym zmysłów. Przemierzając piękne krainy trafiła na Watahę Diamentowych Piór, postanowiła dołączyć.
Charakter: Blame z wyglądu może wydawać się nieco chamska, wyniosła a nawet i agresywna. Otóż nic bardziej mylnego. Promyczkiem szczęścia, nadziei i miłości nazwać jej nie można, ale przypisywanie jej tak paskudnych cech to też niezbyt mądry pomysł. Zacznijmy od tego, że wadera ta jest typowym przykładem realisty. Widzi świat takim, jaki jest, nic sobie nie ubarwia ani też nie obrzydza. Na klatę przyjmuje nieraz bolesną prawdę, czego też oczekuje od innych, ponieważ sama stroni od kłamstwa a z jej ust nigdy takowe nie wychodzi. Do nowo poznanych zachowuje dystans, możnaby powiedzieć, że jest dość zimna, szorstka i oschła. Mówi tylko to, co uważa za odpowiednie oraz słuszne. Nie stroni od złośliwych uwag, jeżeli poduważy u rozmówcy ubytek w IQ. Sama natomiast jest istotą inteligentną a do tego mądrą życiowo. Przyjmuje zasadę miła dla miłych, chamska dla chamskich. Nie spodziewaj się więc, że twoje zaczepki czy też złośliwe sformuowania zostaną bez odpowiedzi. Podczas pierwszych spotkań może wydawać się nieco sztywna oraz formalna, zmienia się to jednak wraz z spędzonymi z nią dniami. Bo co to za wilk z którego można czytać jak z otwartej książki?Lubi sobie czasem pożartować, strzelić satyrą czy też czarnym humorkiem. Nietoleruje niesprawiedliwości, sama zawsze podchodzi do spraw obiektywnie. Jest strasznie wymagająca w stosunku do siebie jak i otocznia. Prócz tego miano oazy spokoju mogę nadać jej bez zawahania. Sprowokowanie jej jest niemalże niemożliwe, często popada w irytację czy też niezadowolenie z zachowania rozmówcy, nigdy jednak nie przejawia agresji czy też gróźb. To istota niesamowicie lojalna oraz honorowa z sercem wojownika. Zawsze walczy o swoje racje, za swoim zdaniem zawsze stoi dumnie i go broni, zmienić je może tylko masa gruntownych argumentów. Spryt oraz swego rodzaju zdolność wychodzenia z opresji to jej konik. Potrafi zachować zimną krew nawet w najbardziej paskudnych sytuacjach. Zna swoją wartość i nie pozwoli jej zaniżać. Ogólnie to dość ciekawa osobowość, warta poznania.
AmuletLink Dostała go od zmarłego już kochanka, amulet ten chroni przed złem, a gdy wyczuje w pobliżu demona zaczyna błyszczeć na czerwono. Blame nosi go na tylnej lewej łapie.
JaskiniaLink
Głos[2:20] Hannah Snowdon 
Zauroczenie: -
Status: W przyszłości chciałaby tworzyć z odpowiednim wilkiem trwały związek.
Partner/ka: -
Moce
:
*Samozapłon - Blame pochłonięta jest ogniem, na który swoją drogą jest odporna
*Wzniecanie ognia z niczego
*Manipulacja ogniem
*Stan ognistej furii - Niekontrolowany stan wadery, wszystko wokół niej zajmuje ogień, oczy samicy stają się ognistopomarańczowe, pręgi na jej grzbiecie zaczynają się żarzyć a poduszki łap świecą się. Blame kieruje się wtedy instynktem i niepohamowaną chęcią pozbycia się intruzów, skacze do gardła każdej napotkanej osobie. Jej siła, zwinność etc ulega zwiększeniu.
*Tworzenie ognistych istot - Są to swego rodzaju przydupasy czy też sługusy Blame, atakują obrany przez waderę cel
Brzydzi się mocami z żywiołu śmierci, nie używa ich dlatego też ich tu nie wypiszę.
Umiejętności: Jest wybitna w walce, nie ma przeciwnika który mógłby jej zaszkodzić. Przez lata samotności poświęcała się treningom dlatego też jej tkanka mięsniowa jest troszkę rozbudowana. Smukła, waderza sylwetka ułatwia jej szybki bieg a wcześniej wspomniana tkanka mięśniowa długodystansowość. Wspinaczki i wszelkiego rodzaju umiejętności wymagające zwinności przychodzą jej z łatwością. Jedyne co sprawia jej trudności to pływanie, pod każdym innym fizycznym względem jest wyćwiczona do perfekcji.
Szczeniaki: Chciałaby w przyszłości grupkę, jednak boi się, że przekaże wadliwe geny, dlatego też ostatnim czasem dużo myśli nad adopcją.
Point: 0
Uwagi/kary:

środa, 1 sierpnia 2018

STOOOOOOOOOOOOOO LAAAAAAAT! STOOOOOOOOOOO LAAAAAT! NIECH ŻYYYYYYJEEEEEEE, ŻYYYJEEEEEE NAM!

WITAJ MÓJ MENSZU, BRACISZKU I.... i w sumie tyle. Z okazji twych urodzin wszyscy życzą ci najlepszego! (no, przynajmniej mam taką nadzieję) Oprócz mego rysunku który zamierzam zrobić w najbliższym czasie, dostajesz.... nie wiem. Ile chcesz. 200 piniąszków? Może jeszcze coś ode mnie? Taka fajna mapa jak w Hogwarcie może co? xD A oprócz tego głasku po główce? >D Nie wiem. Ale i tak miłego dnia ci życzę z całego serca, bo wiesz. Urodziny się szybko kończą c:

wtorek, 31 lipca 2018

Od Soula do Rachel

Nie mogłem spać w nocy. Cały czas czułem obecność tego cholerstwa i za Chiny nie chciał się ode mnie odczepić.
- Dasz mi w końcu spokój? - spytałem szeptem tak by Rachel mnie nie usłyszała.
Nie i znowu ten śmiecz.
Niezdarnie wygrzebałem się z posłania i omotałem wzrokiem sylwetkę wadery i naszych szczeniaków. Powinienem wyjść na krótki spacer? Może to mi pomoże? Ewentualnie wkopię się jeszcze bardziej. Pokręciłem się trochę po jaskini w tę i z powrotem i po długich rozmyślaniach ponownie wgramoliłem się obok mojej żony.
*~*~*~*~*
Z samego rana obudził mnie piska Mercy.
 - TATO! - wyglądała na dość przerażoną.
 - Co? Gdzie? Jak? - momentalnie wstałem.
 - Ty... Twoje... Futro... - jąkała się, a obok mnie nagle pojawiła się Rachel.
 - Po prostu się nie umył. - Wzruszyła ramionami. Ona to umiała człowieka pocieszyć. - A JA Z TOBĄ DZISIAJ SPAŁAM!
 - T...Tak skarbie, to tylko bród. NO JUŻ IDĘ SIĘ UMYĆ NO - krzyknąłem.
 - W TEJ CHWILI
 - NIE MATKUJ MI! - warknąłem jeszcze głośniej i od razu wyszedłem.
Swoje kroki skierowałem oczywiście nad rzekę żeby trochę się opłukać. A mianowicie jakieś dziwne, czarne coś unosiło się nad moim ciałem i nie chciało nijak zniknąć. Coś jakby czarny ogień, albo dym. Poczułem się dziwnie wiedząc, iż mam coś takiego na skórze i zapragnąłem to jakoś zmyć. Nie poszło to jednak po mojej myśli, gdyż nawet kilkakrotne usiłowanie pozbycia się tego nic nie dało i cały czas byłem skazany na to coś.
Przekląłem w myślach, jak ja teraz się im pokażę? Teraz to już kompletnie popsuł mi się humor. A do tego cały czas w głowie czułem jego obecność. Cholera.
Przekroczyłem próg jaskini, chodź tak naprawdę ledwo szedłem i kręciło mi się w głowie.
 - Ra...chel... - powiedziałem słabym głosem i próbowałem znaleźć ją w pomieszczeniu.

Rachel? Zero pomysłu xD

niedziela, 29 lipca 2018

Od Freii

Leżałam na brzegu strumienia, wpatrzona w swoje falujące odbicie w marszczonej wiatrem wodzie i zastanawiałam się czy to, co robię, ma w ogóle jakikolwiek sens. Dołączyłam do kolejnej watahy, znów pchnięta nagłą chęcią ustatkowania się, chociażby na chwilę. Czułam gdzieś rodzącą się w głębi umysłu nadzieję, że może tym razem będzie inaczej, może tym razem wataha okaże się tą właściwą, w której zostanę na długo, może i do końca życia. Ale niby czemu tym razem miałoby być inaczej? Nadal pozostawałam sobą, bezdomną Freyą, zasłuchaną w zew wzywającego ją wielkiego świata. Znów poznam nowe wilki, które potem zostawię, zawrę nowe znajomości, które niedługo potem zerwę, gdy życie znów pchnie mnie do przodu. To wszystko tak bardzo nie ma sensu. Od niechcenia trąciłam łapą wodę, wypłaszając stadko kijanek. Odbicie rozmyło się, załamało przez utworzone na wodzie fale, a po paru sekundach znów wróciło do poprzedniej formy. Za dużo myślałam, za mało działałam. Od kiedy ja w ogóle tyle myślałam? Nawet jeśli przyjdzie dzień, w którym odejdę, póki co byłam tu i teraz, dopiero co dołączyłam, przydałoby się poznać z pozostałymi wilkami, pozwiedzać okolicę, zrobić rozeznanie, gdzie znajduje się najwięcej zwierzyny, gdzie najlepsze jaskinie do spania. Wstałam i otrzepałam się, moje białe futro roziskrzyło się w prażącym niemiłosiernie słońcu. Od razu poczułam się lżej ze świadomością, że mam co robić, więc raźnym krokiem ruszyłam poprzez las. Gdy tak dreptałam beztrosko krętą, wydeptaną w zaroślach ścieżką, nagle jakiś ruch przykuł moją uwagę. Zamarłam, kątem oka obserwując małego, puszystego zajączka, który zupełnie nieświadomy niebezpieczeństwa, z zapałem chrupał liście koniczyny. Poruszając się jak najciszej tylko się da, uczyniłam w jego stronę krok, a potem jeszcze jeden. Zwierzątko nadal nie zdawało sobie sprawy z tego, że jego życie za chwilę się zakończy. Zrobiłam kolejny krok, który okazał się błędem – nastąpiłam na suchą gałązkę, która pękła z cichym trzaśnięciem, tym samym zdradzając moje położenie. Zajączek czmychnął w krzaki, a ja niewiele myśląc, rzuciłam się za nim w pogoń, pchana do działania perspektywą smacznego obiadu. Przywołałam wiatr, aby wspomógł mnie w biegu, natychmiast przyspieszyłam do zawrotnego tępa. Jak ja to kochałam – ten świst w uszach, pęd targający moim futrem i wyciskający łzy z oczu. Zajączek skręcił, ja za nim, byłam już tak blisko, tak blisko... i w tym momencie wpadłam na coś puszystego, zdecydowanie za dużego, aby być zajączkiem. Odbiłam się, zatoczyłam i zamglonym od nagłego zderzenia wzrokiem, spojrzałam na nieznajomego wilka, na którego przed chwilą wpadłam.
- Uważaj, jak chodzisz – warknęłam, potrząsając obolałą głową, zła na to, że uciekł mi obiad.
Po chwili jednak dotarło do mnie, że wilk zapewne jest członkiem watahy i źle by było robić sobie wroga już pierwszego dnia, więc przełknęłam dumę i szybko dodałam:
- Przepraszam, to była moja wina, nie zauważyłam cię. Jestem Freya tak w ogóle, a ty?

<Ktoś?> 

sobota, 28 lipca 2018

Hades odchodzi!

Dzisiaj żegnamy Hadesa. Będzie nam Ciebie brakowało :<
Powód: Decyzja właściciela

Nowa Wadera!

Autor obrazka: Snow-Body
Właściciel: howrse: ivashqo
Imię: Freya
Przezwisko: Brak
Wiek: 3 lata
Płeć: Wadera
Stanowisko: Strażnik
Lubi: Wiatr, deszcz, poczucie wolności, przygody
Nie lubi: Długotrwałej samotności, ograniczeń, klaustrofobicznych miejsc
Motto: Żyj tak, jakby jutra miało nie być
Żywioł: ogień i powietrze
Rodzina: Rodzinę ledwo pamięta, więc ich imiona nie mają żadnego znaczenia
Historia: Freya urodziła się w niewielkiej watasze, w której nic nigdy się nie działo. Nie czuła żadnej więzi z tym miejscem, z pogrążonymi w rutynie, otaczającymi ją wilkami. Zawsze pragnęła przygód i podróży, ciągłych zmian. Rozumiał ją tylko młodszy brat, Kay, który zmarł wskutek zatrucia nieświeżym mięsem. Po tym zdarzeniu, ogarnięta żałobą Freya uciekła z domu, aby poszukać swojego miejsca na ziemi, z nadzieją, że takowe w ogóle istnieje. Błąkała się po lasach, dołączała do różnych stad i watach, wszędzie jednak po dłuższym czasie zaczynało jej się nudzić. Poznawała nowe wilki, z niektórymi wiązała się mniej lub bardziej, nikt jednak nigdy nie potrafił sprawić, aby poczuła, że odnalazła spokój. Wątpi, aby kiedykolwiek udało jej się na dobre porzucić koczowniczy i chaotyczny tryb życia, ale kto wie, może właśnie tu, w Watasze Diamentowych Piór, uda się zostać chwilę dłużej.
Charakter: Freya jest przede wszystkim chaotyczna, spontaniczna i bezpośrednia. Robi co chce, mówi, co myśli, przez co często jest odbierana jaka opryskliwa, wręcz bezczelna wilczyca. Marzycielka o wielkich ambicjach, których pewnie nigdy nie zrealizuje. Nie potrafi usiedzieć na miejscu, stale ją nosi. Ciężko jej znajdywać przyjaciół, wszystkie znajomości traktuje jako coś chwilowego, przelotnego. To nie tak, że jest typem samotnika – kocha towarzystwo innych wilków, po prostu nie jest w stanie zżyć się z kimś na tyle mocno, aby utworzyć trwałą relację, często zdarza jej się traktować innych jak zabawki, które szybko się nudzą. Bywa wybuchowa, czasem arogancka i egoistyczna, ale nigdy nie ma złych intencji – po prostu często traci kontrolę nad tym, co robi. Jest beznadziejnym kłamcą, można czytać z jej twarzy jak z otwartej księgi. Zazwyczaj ma dosyć cyniczne i sarkastyczne poczucie humoru, ale tak naprawdę może ją rozbawić praktycznie wszystko.
AmuletLink
JaskiniaLink
Głos: Florence + The Machine - Hunger
Zauroczenie: Brak
Status: Wolna
Partner/ka: Zdarzały jej się przelotne romanse, zarówno z basiorami, jak i z waderami, ale nigdy nie udało jej się poczuć czegoś głębszego, więc wątpi, aby była w stanie utworzyć prawdziwy związek
Moce: Gdy biegnie potrafi przywołać wiejący od tyłu wiatr, który pomaga jej przyspieszyć do naprawdę zawrotnej prędkości. Ponadto umie wzniecić niewielki ogień i uregulować temperaturę swojego ciała podczas dużego mrozu.
Umiejętności: Bardzo szybko biega, jest zwinna, umie również bezbłędnie grać na cudzych nerwach
Szczeniaki: To zdecydowanie nie dla niej
Point: 0
Uwagi/kary:

piątek, 27 lipca 2018

Od Rachel do Soula

Patrzyłam na niego z poirytowaną miną. Zatkało go czy jak?
- Więc..... o co chodzi? - uśmiechnęłam się krzywo.
- Nie... już nic - jakbym usłyszała zrezygnowanie w jego głosie. Czyżbym znowu za bardzo się wkurzyła? Wzięłam głęboki oddech uspakajając się, i popatrzyłam na niego spokojnymi oczami
- Możesz mówić, chyba że zapomniałeś...
- Zapomniałem - wypalił szybko. Zmarszczyłam brwi patrząc na niego, i uważnie lustrując go wzrokiem. O ile wiem nie ma sklerozy.
- Jak sobie przypomnisz to mi powiesz, tak? Wyglądałeś jakby miało to być coś ważnego.
- Tak, tak... powiem - mruczał pod nosem zamyślony, i wyszedł na zewnątrz ze zmarszczonymi brwiami.

**Mały time skip**

Dzień przeszedł dość szybko, a jednak położyłam się późno, i ze zmęczeniem. Niestety.... jak to zawsze bywa...
- Mamo... mamo.... - otwarłam jedno oko, jeszcze zamglone po wczesnym przebudzeniu. 
- Co chcesz Gabryś... - mruknęłam patrząc nadal jednym okiem na szczeniaka.
- Czuję coś - szepnął mało dosłyszalnie - czyjąś obecność. 
- Jest nas tutaj siódemka. Musisz czuć czyjąś obecność.  - zmarszczyłam brwi. 
- Ale ta jest inna... mało wyraźna... jakby ktoś był przytłumiony... - westchnęłam cicho i przyciągnęłam do siebie szczeniaka skrzydłem, przykrywając go. 
- Śpij, bo majaczysz - mruknęłam. Medal za opiekuńczość matki. Mój umysł był zamglony, i pewnie rano zapomniałabym o tej rozmowie, gdyby po moim karku nie przeszedł zimny dreszcz. Zaczęłam się rozglądać nerwowo, pobudzona. 

< Soul? Nie wiem co piać, gdyż twój demon zachowuje się bardzo zwyczajnie xD>

Od Achillesa do Shu

Shu.. Shu coraz bardziej mi go przypominał. Mieli dość podobny charakter; z zewnątrz gruba warstwa lodu i chłodu, ale wewnątrz cieplusi jak stado puchatych kapibar i pociąg do wyzwań, jakie by nie były. Poza tym praktycznie ta sama budowa ciała i nawet poruszali się bardzo podobnie! Mimo, że Shu brakowało pewnej gracji i lekkości w jego dość ciężkim chodzie, wciąż to było aż zbyt proste, żeby wyobrazić sobie, że zamiast niego przed moim nosem stoi… stoi on…
Nie, nie, nie, nienienie. Potrząsnąłem gwałtownie łbem, mając nadzieję, że idący przede mną basior nie zauważył, że znowu się zaciąłem. Borze święty, Achilles, przestań porównywać ledwo co poznanego wilka do kogoś, w kim podkochiwałeś się mając te niecałe 2 lata. To nikomu życia nie przywróci, Shu jest zajęty, a my jesteśmy grzeczni i cierpliwie czekamy na tego jedynego, z którym zaadoptujemy stado jaszczurek, i będziemy wieść sielskie życie na farmie, i codziennie oglądać zachody słońca. Tak, to brzmi jak plan idealny. Ale na razie musimy się skupić na znalezieniu czegoś do jedzenia, tak?
Ostatecznie na ziemie sprowadził mnie głos delty, nakazujący mi poszukać tropu.
Oh, ta okolica była dużo lepsza niż ta, po której ja się kręciłem! Czemu wcześniej nie zapytałem gdzie tu są tereny łowieckie? Praktycznie wszędzie mogłem wyczuć woń różnych zwierząt.
- Tam! Tam coś jest! – poinformowałem w końcu, dumny z siebie, wskazując nosem w kierunku dość wysokich krzaków, do których prowadziły bardzo świeże ślady dwóch jeleni; większe i mniejsze. Prawdopodobnie łani z młodym.
Shu wygodnie sobie usiadł nieopodal. Leń.
- Co teraz robimy, synu? – szczerze, to zabrzmiał jakby się zakrztusił, mówiąc to, ale ja tam nie wnikam.
Westchnąłem z udawanym rozdrażnieniem, odwróciłem się w kierunku basiora i zacząłem powoli iść w jego kierunku, lamentując:
- Sam muszę wszystko w tej rodzinie robić! Już nikt nie pamięta o bezstresowym wychowaniu, wszyscy tylko chcą wyzyskiwać swoje dzieci do męczenniczej pracy ponad ich siły! Co wy byście beze mnie zrobili?! Zeszlibyście z głodu, gdybym wszystkiego wam nie załatwiał!
Tak się wczułem w tą dramatyczną przemowę, że prawie się wywaliłem, a Shu siedział sobie dalej spokojnie z lekkim cieniem uśmiechu na pysku.
- Rozumiem, że nasza strategia to spłoszenie najbliższej zdobyczy i zaalarmowanie każdej następnej o naszej obecności?
Wilk podniósł się z siadu i powoli ruszył w stronę krzaków, a ja potruchtałem obok niego.
- Nie słyszałeś o niej? To świetny sposób, jeśli chcesz utrzymać talię osy i mieć zdrowe serce. Codzienny jogging. – dopiero po chwili przypomniałem sobie, że mógłbym zarzucić jakimś tekstem typu „w końcu uczę się od najlepszych”, ale kij. Shu i tak nawet nie skomentował, tylko przewrócił oczami.
Po krótkiej naradzie doszliśmy do wniosku, że może lepiej by zobaczyć czy ta łania z młodym w ogóle jeszcze są gdzieś w okolicy. Jak się okazało, nie były wcale aż tak daleko, a krzaki, które wcześniej opuściły, zapewniły mi i drugiemu wilkowi świetną kryjówkę do obserwowania ich.
- Mam nadzieję, że masz jakiekolwiek doświadczenie w robieniu zasadzek po cichu? – wymamrotał do mnie mój towarzysz broni z naciskiem na ostatnie słowa.
Wydałem z siebie stłumiony okrzyk oburzenia. Żeby mnie tu tak nie doceniać?! Ja z tym pójdę do instytutu matki i dziecka!
- Oczywiście, że mam – syknąłem w odpowiedzi, usiłując się dumnie wyprostować, jednocześnie nadal zostając w ukryciu.

<Shu?>