Leżałem na pomoście nad rzeką i z łbem opartym na łapach, leniwie obserwowałem ryby, goniące się między kamieniami. Szum wody i wiatru były przyjemnie kojące i z każdym powolnym mrugnięciem na chwile przysypiałem. Spędzanie czasu w ten sposób było jak miód na moje skołatane nerwy.
Dołączenie do watahy było dla mnie wyzwaniem, większość nie nie wyraża zbytnich chęci na przyjmowanie starszych wilków, które nie są w stanie walczyć czy polować. Na szczęście Wataha Diamentowych Skrzydeł nie okazała się być jedną z takich, a Megami, mimo bardzo młodego wieku jak na alfę, wykazała się dużą dojrzałością. Udało mi się jej nawet nie znienawidzić od pierwszego wejrzenia.
Czego niestety nie mogę powiedzieć o moim, pożal się Boże, współlokatorze. Z powodów przeróżnych, najwyraźniej na terenach watahy nie znajduje się na tyle dużo jaskiń, by każdy wilk miał swoją własną, więc trzeba się dzielić. Niektórzy mają to szczęście, że mogą wybrać sobie, z kim preferują mieszkać. Inni muszą zadowolić się zdaniem „obaj jesteście nowi, razem łatwiej będzie się wam odnaleźć we dwójkę” i mieszkać z zupełnie nieznajomym wilkiem.
Miałem naprawdę bardzo minimalne oczekiwania, los nie byłby na tyle łaskawy, by zesłać mi niemego wilka na towarzysza niedoli we wspólnej jaskini. Jedyne, czego pragnąłem to jakiś spokojny wilk, który respektuje przestrzeń prywatną innych. Niestety, los jest na tyle okrutny, że zesłał mi największego gadułę, jakiego kiedykolwiek widziałem, który w dodatku mówiąc praktycznie właził mi na grzbiet. Achilles, bo tak się owa gaduła zwie, paplał i paplał o wszystkim. O sobie, o watasze, o drzewach, o rzeczce i o ludziach całymi godzinami. Nie sądziłem, żeby kiedykolwiek ktoś mnie denerwował AŻ tak, a mam spore doświadczenie w byciu zdenerwowanym.
Na szczęście po paru dniach przyzwyczaił się, że gardzę jego nieustannymi historyjkami i żartami, i przestał ciągle mnie zaczepiać. Zaczął za to bardzo często mruczeć pod nosem coś do siebie i prowadzić długie konwersacje sam ze sobą. Cóż, taka dola wilków, które spędziły dużo czasu w samotności i nie mają z kim się dzielić swoimi myślami. Mam nadzieję, że Achilles szybko znajdzie kogoś, kto zechce go w końcu wysłuchać, bo jak nie, to osobiście zaszyję mu pysk.
Zmarszczyłem brwi. Samo rozmyślanie o nim przyprawia mnie o ból głowy. Nieznośny dzieciak.
Niestety o równie intensywny ból głowy przyprawiała mnie dobijająca świadomość, że nie dam rady dokonać mojego żywota bez wchodzenie w interakcje z innymi wilkami z watahy. Pocieszająca była jedyne iskierka nadziei, że może skoro alfa jest w miarę rozumna i ogarnięta, to inne wilki (oprócz Achillesa) również nie będą aż takie złe.
Podniosłem się i ruszyłem powoli wzdłuż pomostu. Kilka wróbli, które przysiadły na moim pokrytym krótkimi gałązkami grzbiecie, odleciało z cichym łopotem ich niewielkich skrzydełek. Zaraz jednak wróciły, by znowu spocząć wśród futra i drewnianych odrostów. Pozwalałem im na to. Ptaki to niezwykle wdzięczne i zaskakująco czyste stworzenia, a ich ostre pazurki i dzióbki przyjemnie drapały moje zmęczone plecy. W dodatku ptaki nic nie mówią, a ich ćwierkanie jest wyjątkowo urokliwe. Niektóre obrywały słabsze gałązki z okolic mojego kręgosłupa, co również mi pomagało, bo nie do końca jestem w stanie do nich sięgnąć, by je usunąć.
Westchnąłem cicho, ale nie ze zmęczenia. To było westchnięcie przyjemnej błogości. Dzień był wprost piękny. Udało mi się uciec z jaskini nim Achilles się obudził i cały czas spędziłem na powolnym unikaniu wszystkich wilków, których woń wyłapywałem w powietrzu. Słońce grzało dość mocno mimo wczesnej jesieni, wiatr delikatnie wiał. Dzień perfekcyjny.
Dopóki nie zostałem chlaśnięty wodą prosto w pysk, przez jakiegoś wilka, który uznał, ze naprawdę świetnym pomysłem będzie wskoczenie do rzeki tak, żeby rozbryzg był jak największy. Usłyszałem dziki, że tak brzydko powiem, brecht.
- Naprawdę, nie rozumiem, co widzisz w tym takiego śmiesznego – syknąłem w stronę, z której dobiegał śmiech i otrzepałem futro z wody. Wróble znów na chwilę odleciały, by zaraz wrócić.
Popatrzyłem na źródło denerwujących chichotów, by ujrzeć…
<No właśnie… Kogo ujrzał Alon? SAM ZDECYDUJ, CO SIĘ DALEJ STANIE JUŻ TERAZ, BIERZEMY UDZIAŁ KOCHANI, FANI NA NAS CZEKAJĄ>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz