*** 2 tygodnie później ***
Leżałam o wczesnej porze opierając głowę na łapach. Usłyszałam jakieś chrupnięcie koło mnie. Odwróciłam najpierw ucho, a potem lekko głowę. Zobaczyłam skazę na jajku. Skaza zaczęła się rozszerzać i w końcu była dookoła jajka. Zmarszczyłam brwi. Coś się wykluwało. Na moich łapach pojawił się ogień w gotowości. Z jajka wykluł się.... czarny gryf
Serio mówię! Był czarny! Nie szary, brązowy, ani biały. CZARNY.
Gryf zaskrzeczał i popatrzył na mnie czarnymi oczkami. Miał jakieś 50 cm wzrostu i był cały w jakimś śluzie.
- Cześć mały... - powiedziałam i wyciągnęłam łapę. Gryf nie bezpiecznie kłapnął dziobem a ja szybko cofnęłam łapę.
- No proszę, jaki zadziorny.
*** 1 miesiąc później ***
Mojego nowego towarzysza nazwałam Carter, bo akurat takie imię wyczytałam w pewnej książce. Chciałam go nazwać Zeus, ale przecież to mój wujek... no, w pewnym sensie. Z kąt wiem, że to samiec? Lepiej nie pytać. Byłam z nim na dworze. Carter ciągle gdzieś brykał i gonił za jaszczurkami. Czemu by nie? Nagle gdzieś zniknął.
- CARTER! - zawołałam. Czy już wspominałam, że nikt oprócz Aleksa nie wie, że mam gryfa? Chyba nie. Zaniepokoiłam się tym, i pobiegłam go szukać. W końcu znalazłam go wpatrującego się w jeden punkt jak rozjuszony byk. W krzakach wyczułam jakiegoś wilka. Kolejne odkrycie. Carter nie lubi innych wilków.
- Kto tu jest!? - zawołałam
< ktoś? Coś? NO BŁAGAM! >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz