Nie wiedziałam co się z nią stało.Wiedziałam, że raczej sama gdzieś wędruje i unika innych wilków, ale nie spodziewałam się takiej reakcji.Odskoczyłam w tył, ale ona i tak mnie dopadła.Zamknęłam oczy z przerażenia, a gdy je otworzyłam leżałam na ziemi a nad mną Shadow. Wytworzyłam wodę, która ją odepchnęła lecz nie na długo.Jestem za słaba na takiego wilka jak ona.Zobaczyłam, że Artemist gdzieś pobiegł.No nie pomoże mi...
Skuliłam się gdy Shadowzone znów stanęła nad mną.Chwyciła mnie za kark i wyrzuciła 5 metrów dalej.Wszystko mnie bolało.Gdy po raz kolejny czarna wadera podbiegła do mnie.Zamknęłam oczy i na "ślepo" skoczyłam w przód.Gdy tylko poczułam że w moim pysku coś się znajduje, zacisnęłam szczęki.Poczułam krew...Ścisnęłam zęby jeszcze mocniej, i puściłam.Gdy otworzyłam oczy nie mogłam uwierzyć co zrobiłam.W tym samym momencie pojawiła się Megami z Artemistem.To po nią on pobiegł...Otworzyłam szerzej oczy i zaczęłam szybciej oddychać, gdy zobaczyłam co zrobiłam.-Ja ją...za..zabiłam?-powiedziałam mrużąc oczy.Shadwzone leżała jak rozjechana.Mała szeroko otwarte oczy oraz pysk z którego wciąż wyciekała piana oraz krew.A niżej...Prawie dziurę w gardle...To był okropny widok.Megami podbiegła do mnie.Wpatrywała się przez chwilę w martwą wilczycę.
-Tak lubiłam z nią przebywać...-Megami zamknęła oczy i odwróciła się.-Chodź.Jej już nie nikt nie pomoże.
Żałowałam tego, co zrobiłam.Była jeszcze młoda...Ruszyłam za Megami.
-Meg...Proszę.Nie mów nikomu...-powiedziałam z łzą w oku.
Megami wzięła głęboki oddech.-Dobrze.Nie powiem.Ale co zrobimy, gdy zaczną się o nią dopytywać?Powiemy, że sama się zabiła?No raczej nie.
Dalej zapadła cisza.Artemist się nie wtrącał, chodź był świadkiem całej rozmowy.W sumie i dobrze...Wróciliśmy do jaskini...Megami i Artemist poszli na polowanie, więc zostałam sama...Przetwarzałam w myślach, to co zrobiłam.Nie zapomnę tego do końca życia...
Poczułam obecność wilka.To pewnie Megami, lub Ender, bo miało to znajomy zapach.Ale nie.Wilk był czarny z fioletowymi paskami.Nie wierzyłam.Myślałam, że mam zwidy.Albo to duch.
-Shadow?!-położyłam uszy i przybliżyłam się do ściany.
<Shdowzone???>
Black Parade
czwartek, 30 listopada 2017
niedziela, 26 listopada 2017
Od Megami do Endera
(Nawiążę do opowiadania z eventu, bo tak)
Wracałam z tej dziwnej podróży.W myślach miałam jedno. ,,Już nigdy tu nie wrócę".Dochodziłam do gór, za którymi zaczyna się WDP.Zobaczyłam 2 wilki.Jeden z nich to na pewno Error...A Drugi...Ender?Zdziwił mnie widok Endera przy granicach watahy.Jest dopiero ósma rano.Szybko pobiegłam do nich.Dalej myślałam o tym, co się stało chwilę temu.-Error!Ender!-wykrzyknęłam zatrzymując się przed nimi.-Już nigdy tam nie wrócę.-powiedziałam zamykając oczy na chwilę.
-Gdzie?!-wykrzyknęli w tym samym momencie.
-Myliłam się.Myślałam, że tam nie ma wilków.-otworzyłam oczy.
-Zrobili ci coś?-zapytała Error.
-Nie...-pokręciłam głową.Wzrok Endera wyraźnie mówił, że chce się dowiedzieć czegoś więcej.No i opowiedziałam im całą historię.
-Czyli...Prawdopodobnie niedługo powstanie tam wataha?-zapytał Ender przetwarzając to, co przed chwilą powiedziałam.
-Prawdopodobnie tak.
-Czy oni nam zagrażają?-zapytał Error.
-Nie jestem pewna, ale raczej nie.
-To dobrze.-Wtrącił Ender.-Zawsze można zrobić sojusz.
<Ender?Wiem, że trochę dziwne to op, ale moja wena umarła;_;>
Wracałam z tej dziwnej podróży.W myślach miałam jedno. ,,Już nigdy tu nie wrócę".Dochodziłam do gór, za którymi zaczyna się WDP.Zobaczyłam 2 wilki.Jeden z nich to na pewno Error...A Drugi...Ender?Zdziwił mnie widok Endera przy granicach watahy.Jest dopiero ósma rano.Szybko pobiegłam do nich.Dalej myślałam o tym, co się stało chwilę temu.-Error!Ender!-wykrzyknęłam zatrzymując się przed nimi.-Już nigdy tam nie wrócę.-powiedziałam zamykając oczy na chwilę.
-Gdzie?!-wykrzyknęli w tym samym momencie.
-Myliłam się.Myślałam, że tam nie ma wilków.-otworzyłam oczy.
-Zrobili ci coś?-zapytała Error.
-Nie...-pokręciłam głową.Wzrok Endera wyraźnie mówił, że chce się dowiedzieć czegoś więcej.No i opowiedziałam im całą historię.
-Czyli...Prawdopodobnie niedługo powstanie tam wataha?-zapytał Ender przetwarzając to, co przed chwilą powiedziałam.
-Prawdopodobnie tak.
-Czy oni nam zagrażają?-zapytał Error.
-Nie jestem pewna, ale raczej nie.
-To dobrze.-Wtrącił Ender.-Zawsze można zrobić sojusz.
<Ender?Wiem, że trochę dziwne to op, ale moja wena umarła;_;>
piątek, 24 listopada 2017
Od Shadowzone (event)
Poszłam na granice watahy na patrol. No nudzi mi się, to co innego robić? Mimo, że nie mamy raczej wrogów, to na patrol mogę wyjść. Może nawet sobie coś upoluję? Ale lepiej nie próbuję, bo jeszcze przemknie mi jakieś niebezpieczeństwo i będzie na mnie. Nic nie szkodzi, źe skręca mi żołądek z głodu, przeżywałam już gorsze rzeczy.
Moje uszy stanęły na sztorc, gdy wykryły szelest. Rozejrzałam się i zaczęłam węszyć...
Wilki.
Nie od nas. A jednak ktoś chce podpisać umowę na rzeź.
Sszzzelest...
Zaczęłam się powoli skradać do źródła dźwięku. Łapa za łapą. Nagle w oddali spostrzegłam w oddalitruchtającą grupę z jakichś pięciu wilków. O nie... Chyba przyszli po natychmiastową śmierć. Podkradłam się trochę bliżej i wskoczyłam do najbliższego cienia. Hmm... Są chyba ode mnie młodsi. Postraszę sobie gówniażerię.
Poszeleściłam trochę przypadkowym liściem.
-Co to było? - spytał jeden z wilków.- Idę zerknąć...
Basior podszedł do mojej kryjówki, lecz nie zauważył mnie w cieniu. Na trzy... Czte... Ry!
- GHHRAWHHLLL!!!!! - wyskoczyłam z głośnym warknęciem.
Wilki zaskomlały i rzuciły się do ucieczki. Ruszyłam za nimi. Nie uciekną, bo widzę ich w ciemnośći. Ale mam fun z ścigania popiskujących bachorów. Nagle grupa rozbiegli się w różne strony. Skręciłam za jednym ostro w prawo i sprytnie odbiłam się od drzewa.
-Nie możesz uciekać! - krzyknęłam.
Wilk wyglądał na zmęczonego ucieczką i w końcu... Bam! Wywrócił mi się prosto pod łapy.
- Czemu się szlajasz po nieswoich terenach!? - spytałam.
-Nieswoich? Czemu ty jesteś na naszych terenach?! - spytał. Chyba se ze mnie jaja robi.
- Nie rób mnie w bambuko -prychnęłam. -Mnie nie oszukasz!
- Wyjdź stąd, bo cię zabiję!
„Nie wiem, jak długo się na to będzie nabierać” myślał.
-Co? - spytałam ironicznie. -Gówniaczek mi wytyka, że tereny WDP to jego tereny? Żałosne!
- Żaden gowniaczek, staruszko! - wypluł mi prosto w pysk. Hmm... Takie klocka.
- Jeśli to twoje ziemię, to powinieneś ich bronić własnym sobą. - burknęłam i natychmiast stanęłam dęba, by uniknąć bialutkich kłów. Szybko złapałam dzieciaka za kark i odrzuciłam. Aby zrobić trochę straszniejszą atmosferę, to wprowadziłam księżyc na niebo.
- Chodź Saruki!- usłyszałam z daleka. - Wiejemy! Z czarną magią nie wygrasz!
I w taki oto sposób pozbyłam się intruzów.
Po wydarzeniach dzisiejszego dnia poszłam zaraz do swojej zimnej i ciemnej jaskini, by odpocząć od innych.
<Da end! >
Moje uszy stanęły na sztorc, gdy wykryły szelest. Rozejrzałam się i zaczęłam węszyć...
Wilki.
Nie od nas. A jednak ktoś chce podpisać umowę na rzeź.
Sszzzelest...
Zaczęłam się powoli skradać do źródła dźwięku. Łapa za łapą. Nagle w oddali spostrzegłam w oddalitruchtającą grupę z jakichś pięciu wilków. O nie... Chyba przyszli po natychmiastową śmierć. Podkradłam się trochę bliżej i wskoczyłam do najbliższego cienia. Hmm... Są chyba ode mnie młodsi. Postraszę sobie gówniażerię.
Poszeleściłam trochę przypadkowym liściem.
-Co to było? - spytał jeden z wilków.- Idę zerknąć...
Basior podszedł do mojej kryjówki, lecz nie zauważył mnie w cieniu. Na trzy... Czte... Ry!
- GHHRAWHHLLL!!!!! - wyskoczyłam z głośnym warknęciem.
Wilki zaskomlały i rzuciły się do ucieczki. Ruszyłam za nimi. Nie uciekną, bo widzę ich w ciemnośći. Ale mam fun z ścigania popiskujących bachorów. Nagle grupa rozbiegli się w różne strony. Skręciłam za jednym ostro w prawo i sprytnie odbiłam się od drzewa.
-Nie możesz uciekać! - krzyknęłam.
Wilk wyglądał na zmęczonego ucieczką i w końcu... Bam! Wywrócił mi się prosto pod łapy.
- Czemu się szlajasz po nieswoich terenach!? - spytałam.
-Nieswoich? Czemu ty jesteś na naszych terenach?! - spytał. Chyba se ze mnie jaja robi.
- Nie rób mnie w bambuko -prychnęłam. -Mnie nie oszukasz!
- Wyjdź stąd, bo cię zabiję!
„Nie wiem, jak długo się na to będzie nabierać” myślał.
-Co? - spytałam ironicznie. -Gówniaczek mi wytyka, że tereny WDP to jego tereny? Żałosne!
- Żaden gowniaczek, staruszko! - wypluł mi prosto w pysk. Hmm... Takie klocka.
- Jeśli to twoje ziemię, to powinieneś ich bronić własnym sobą. - burknęłam i natychmiast stanęłam dęba, by uniknąć bialutkich kłów. Szybko złapałam dzieciaka za kark i odrzuciłam. Aby zrobić trochę straszniejszą atmosferę, to wprowadziłam księżyc na niebo.
- Chodź Saruki!- usłyszałam z daleka. - Wiejemy! Z czarną magią nie wygrasz!
I w taki oto sposób pozbyłam się intruzów.
Po wydarzeniach dzisiejszego dnia poszłam zaraz do swojej zimnej i ciemnej jaskini, by odpocząć od innych.
<Da end! >
wtorek, 21 listopada 2017
Od Shadowzone do Katrin
Z dnia na dzień mój stan się pogarszał. Ciągle nadmiernie pieniąca się ślina, tracenie świadomości, do każdego mówiłam wrednym głosem... Wiedziałam, że za jakiś czas nastąpi mój kres, źe ktoś będzie mnie musiał zabić, by plaga nie rozprzestrzeniła się. Moje zmysły się dziwnie wyczuliły. Nieopanowana podświadomość kazała mi pójść na wschód. Moje łapy były splątane przez tego okropnego wirusa. To on cały czas nade mną panował. Jeśli się wysiliłam, to mogłam mówić. Ale jeśli bym nie powstrzymała choróbska, to bym mogła jedynie wycharczeć niewyraźne zdanie opluwając wszystko pianą.
Stawiałam powoli łapę za łapą, co jakiś czas obijając się od drzewa. Nagle usłyszałam wilki i otarłam łapą ślinę z pyska. Niech nie wie nikt, siostrę alfy i Artemista.
- Hej... Shadow. Zgadza się? - wadera uśmiechnęła się. Rzadko ją widuję, więc może mnie jeszcze nie rozpoznawać. Gdy podeszła krok bliżej, poczułam się gorzej i natychmiast odskoczyłam.
- Nie podchodź! - wydusiłam zdławionym głosem.
- Czemu? - spytała. - Coś ci się stało?
Odwróciłam pysk do tyłu.
- Halo Shadowzo...
- Odejdź! - warknęłam i wyplułam pianę na ziemię. - Odejdź, bo cię zabiję!
- Jak to zabijesz?! - dziwiła się Katrin.
Wtedy straciłam całkowite panowanie. Moje źrenice zwężyły się, a mój pysk wypełnił się spienioną śliną pomieszan z krwią. Byłam gotowa do ataku...
<Katrin? Możesz ją dednąć bo i tak ożyje.>
Stawiałam powoli łapę za łapą, co jakiś czas obijając się od drzewa. Nagle usłyszałam wilki i otarłam łapą ślinę z pyska. Niech nie wie nikt, siostrę alfy i Artemista.
- Hej... Shadow. Zgadza się? - wadera uśmiechnęła się. Rzadko ją widuję, więc może mnie jeszcze nie rozpoznawać. Gdy podeszła krok bliżej, poczułam się gorzej i natychmiast odskoczyłam.
- Nie podchodź! - wydusiłam zdławionym głosem.
- Czemu? - spytała. - Coś ci się stało?
Odwróciłam pysk do tyłu.
- Halo Shadowzo...
- Odejdź! - warknęłam i wyplułam pianę na ziemię. - Odejdź, bo cię zabiję!
- Jak to zabijesz?! - dziwiła się Katrin.
Wtedy straciłam całkowite panowanie. Moje źrenice zwężyły się, a mój pysk wypełnił się spienioną śliną pomieszan z krwią. Byłam gotowa do ataku...
<Katrin? Możesz ją dednąć bo i tak ożyje.>
Od Flynta do...
Wiatr z godziny na godzinę stawał się coraz silniejszy. Jakby tego było mało, przyprowadził on ze sobą zastępy ciemnych chmur. Patrząc na niebo, można było bez problemu stwierdzić, że szykuje się potężna ulewa. Choć byłem wilkiem wody i nie miałem nic przeciwko deszczom, to z całą stanowczością mogłem stwierdzić, że podczas tej burzy wolałbym nie pozostawać na zewnątrz. Rozejrzałem się za jakimś potencjalnym schronieniem. W zasięgu wzroku nie znalazłem jednak nic, co pozwoliłoby mi tę ulewę bezpiecznie przeczekać. Postanowiłem więc zagłębić się nieco w las. Po kilku minutach marszu poczułem, jak spada na mnie kilka kropel deszczu, przyśpieszyłem nieco kroku. Dźwięk grzmotu dochodzący gdzieś z oddali sygnalizował mi, że burza jest już naprawdę niedaleko. Musiałem szybko coś znaleźć, póki jeszcze nie rozpadało się na dobre. Po kilkunastu minutach udało mi się dostrzec przysłowiowe światełko w tunelu. Gdzieś na prawo ode mnie zauważyłem jaskinię. Niewiele myśląc, rzuciłem się w tamtym kierunku. Odetchnąłem z ulgą, gdy w końcu znalazłem się w środku. Mimo wszystko zdążyłem trochę zmoknąć. Szybko przesunąłem wzrokiem po jaskini, nie zauważyłem nikogo w środku. Nie byłem jednak pewien czy na pewno jest ona niczyja, wyczuwałem zapach innego wilka. Miałem jednak nadzieję, że nie będę miał z tego tytułu kłopotów. Spojrzałem na niebo, starając się przy tym nie wychodzić za bardzo poza jaskinię. Widząc kłębowisko ciemnych chmur, doszedłem do wniosku, że ta ulewa morze trochę potrwać, kto wie, czy nie będzie to nawet kilka godzin. Cofnąłem się kilka kroków od wyjścia, tak aby spadający do wnętrza jaskini deszcz nie był w stanie mnie dosięgnąć. Poszukałem sobie jakiegoś suchego miejsca i siadając tam, zacząłem wpatrywać się w lejącą się z nieba wodę. Właściwie wszystko było w porządku do czasu, gdy nie usłyszałem za plecami czyjegoś powarkiwania. Zamarłem na chwilę, czyli jednak jaskinia do kogoś należała.
- Ktoś ty? - Zapytał ktoś za moimi plecami.
- Spokojnie. - Powiedziałem, po czym wstałem i zacząłem się powoli obracać. - Chciałem się jedynie schronić przed deszczem.
<Ktoś?>
- Ktoś ty? - Zapytał ktoś za moimi plecami.
- Spokojnie. - Powiedziałem, po czym wstałem i zacząłem się powoli obracać. - Chciałem się jedynie schronić przed deszczem.
<Ktoś?>
Od Endera do Megami
Wróciłem do jaskini. W środku było niespodziewanie głośno. Ametyst ostatnio rzadko bywała w jaskini, do tego tym razem nie była sama.
- Ender! - Zawołał Artemis, gdy tylko mnie zauważył. - Mogę tu dziś nocować?
Przekręciłem nieznacznie głowę. Nie byłem pewien czy powinienem się zgadzać. Jaskini była duża, więc miejsce nie było problemem. Odzwyczaiłem się jednak trochę od goszczenia u siebie innych.
- Proszę, tylko jedna noc.
- Ech... w porządku. - Powiedziałem, przewracając oczami.
- Naprawdę? Dzięki! - Wilk wyszczerzył zęby w uśmiechu i poszedł sobie szukać miejsca do spania.
Spojrzałem na Ametyst i zapytałem:
- Coś się stało?
- Cóż, najwyraźniej Artemis nie dorósł jeszcze do mieszkania z waderami. - Odparła wesoło wilczyca.
- Zdajesz sobie sprawę z tego, że również się do nich zaliczasz?
Nastała chwila milczenia. Ametyst z zacięciem wpatrywała się w ścianę, po czym spojrzała na mnie przerażona.
- Czy mnie też Artemis zacznie unikać?
- Nie martw się, Tobie to raczej nie grozi. - Powiedziałem z lekkim uśmiechem.
Wilczyca odetchnęła z ulgą. Na jej pysk szybko powrócił uśmiech.
- No tak, w końcu kto zrezygnowałby z mojego wspaniałego towarzystwa.
Prychnąłem, powstrzymując śmiech. I choć wadera spojrzała na mnie niemal zabójczo, szybko udało mi się ją przekonać, że nie mam nic złego na myśli. Takie uroki dorastania. Poszedłem spać, nie myśląc już dalej o wszystkich otaczających mnie problemach. Sen nie przyszedł jednak zbyt szybko. Wspomnienia dzisiejszego dnia co rusz do mnie wracały.
- Zapomnijmy... - westchnąłem, nakrywając oczy łapą. - Gdyby to było takie proste.
*****
Mimo iż nie przyszło mi to z łatwością, następnego ranka postanowiłem zachowywać się tak, jakby faktycznie nic się nie stało. Artemis zniknął z mojej jaskini, nim jeszcze zdążyłem wstać, Ametyst zresztą też. Po polowaniu postanowiłem część swojego łupu zanieść Megami. Uznałem, że nie będzie to chyba zbyt dziwne, w końcu już zdarzyło mi się to robić. Gdy jednak dotarłem do jaskini, w której mieszkała wadera, zastałem tam jedynie jej młodszą siostrę.
- Hej. - Przywitałem się z wilczycą i szybko rozejrzałem się po jaskini. - Nie ma Meg?
- Nie. - Ziewnęła wilczyca. - Wyszła gdzieś wcześnie rano.
- Oh... w porządku. - Spojrzałem na martwe zające leżące przy moich łapach. - W takim razie możesz to zjeść, jeśli masz ochotę.
Nie czekając już na odpowiedź Katrin, wyszedłem z jaskini. Nie miałem pojęcia, dokąd mogła pójść Megami, ani co było na tyle ważne, by musiała się tam udać tak wcześnie rano. Nie wiedząc za bardzo, co innego mógłbym zrobić, postanowiłem sprawdzić co u naszego górskiego strażnika, Errora.
<Megami?>
- Ender! - Zawołał Artemis, gdy tylko mnie zauważył. - Mogę tu dziś nocować?
Przekręciłem nieznacznie głowę. Nie byłem pewien czy powinienem się zgadzać. Jaskini była duża, więc miejsce nie było problemem. Odzwyczaiłem się jednak trochę od goszczenia u siebie innych.
- Proszę, tylko jedna noc.
- Ech... w porządku. - Powiedziałem, przewracając oczami.
- Naprawdę? Dzięki! - Wilk wyszczerzył zęby w uśmiechu i poszedł sobie szukać miejsca do spania.
Spojrzałem na Ametyst i zapytałem:
- Coś się stało?
- Cóż, najwyraźniej Artemis nie dorósł jeszcze do mieszkania z waderami. - Odparła wesoło wilczyca.
- Zdajesz sobie sprawę z tego, że również się do nich zaliczasz?
Nastała chwila milczenia. Ametyst z zacięciem wpatrywała się w ścianę, po czym spojrzała na mnie przerażona.
- Czy mnie też Artemis zacznie unikać?
- Nie martw się, Tobie to raczej nie grozi. - Powiedziałem z lekkim uśmiechem.
Wilczyca odetchnęła z ulgą. Na jej pysk szybko powrócił uśmiech.
- No tak, w końcu kto zrezygnowałby z mojego wspaniałego towarzystwa.
Prychnąłem, powstrzymując śmiech. I choć wadera spojrzała na mnie niemal zabójczo, szybko udało mi się ją przekonać, że nie mam nic złego na myśli. Takie uroki dorastania. Poszedłem spać, nie myśląc już dalej o wszystkich otaczających mnie problemach. Sen nie przyszedł jednak zbyt szybko. Wspomnienia dzisiejszego dnia co rusz do mnie wracały.
- Zapomnijmy... - westchnąłem, nakrywając oczy łapą. - Gdyby to było takie proste.
*****
Mimo iż nie przyszło mi to z łatwością, następnego ranka postanowiłem zachowywać się tak, jakby faktycznie nic się nie stało. Artemis zniknął z mojej jaskini, nim jeszcze zdążyłem wstać, Ametyst zresztą też. Po polowaniu postanowiłem część swojego łupu zanieść Megami. Uznałem, że nie będzie to chyba zbyt dziwne, w końcu już zdarzyło mi się to robić. Gdy jednak dotarłem do jaskini, w której mieszkała wadera, zastałem tam jedynie jej młodszą siostrę.
- Hej. - Przywitałem się z wilczycą i szybko rozejrzałem się po jaskini. - Nie ma Meg?
- Nie. - Ziewnęła wilczyca. - Wyszła gdzieś wcześnie rano.
- Oh... w porządku. - Spojrzałem na martwe zające leżące przy moich łapach. - W takim razie możesz to zjeść, jeśli masz ochotę.
Nie czekając już na odpowiedź Katrin, wyszedłem z jaskini. Nie miałem pojęcia, dokąd mogła pójść Megami, ani co było na tyle ważne, by musiała się tam udać tak wcześnie rano. Nie wiedząc za bardzo, co innego mógłbym zrobić, postanowiłem sprawdzić co u naszego górskiego strażnika, Errora.
<Megami?>
poniedziałek, 20 listopada 2017
Od Megami na event
Postanowiłam trochę odpocząć od codziennych obowiązków, więc poszłam pospacerować.Celowo wyszłam po za watahę.Rzadko plątały się tam wilki oraz były tam różne zaciszne miejsca.Wiem, bo już nie raz tamtędy chodziłam, aby na przykład poukładać myśli...
Wzięłam w płuca zimne powietrze i poszłam dalej.Nieoczekiwanie na niebie pojawiły się dosłownie czarne chmury.Zrobiło się szaro.Nie widziałam nic przez mgłę.Jedyne co dostrzegłam to niebieski, rażący w oczy blask.Nie byłam pewna, czy bezpieczne by było podejść do tego czegoś.Zatrzęsłam głową, by pozbyć się strachu i nie pewnie podeszłam do tego.Łapą odgarnęłam trawę, która zasłaniała kamień.To właśnie z niego wydobywał się ten rażący blask.Oślepił mnie on na tyle, że przez chwilę nic nie widziałam.Gdy udało mi się coś dostrzec, moje oczy zrobiły się ciężkie.Nie mogłam się powstrzymać przed zamknięciem ich choćby na chwilę.I w końcu padłam...
Gdy otworzyłam oczy, nie byłam wśród drzew obok niebieskiego kamienia, ale w równie niebieskiej jaskini.Zauważyłam w niej tunele.Gdy wstałam z ziemi, zobaczyłam blask wydobywający się z mojej klatki piersiowej.Dopiero po chwili dostrzegłam, że to ten dziwny kamyk.Nie, nie był wszyty we mnie ani przyklejony, tylko był na sznurku.Czy ja lunatykowałam?Nie wiem.Kamień zaczął się wyrywać w stronę jednego z tuneli.Jego siła była na tyle duża, że nie mogłam stawić mu oporu.
-Ratunku!To coś żyje!-krzyknęłam.Wiem, że to dziwnie zabrzmiało.Przez chwilę nie mogłam wydobyć z siebie nawet najcichszego piśnięcia.To chyba był znak, abym się zamknęła.
I tak zostałam wciągnięta do tunelu.Chciałam zdjąć to przeklęte coś, ale gdy tylko to zrobiłam, to wracało.Więc nie miało to sensu.I co dalej...Szłam tunelem.Miałam wrażenie, że on nie ma końca.Często błądziłam, w różnych ślepych uliczkach.Chciało mi się płakać.Myślałam, że zostanę tam na zawsze.Powoli zaczynałam się poddawać.Podniosłam kamień, do mojego nosa.Zawarczałam, po czym trzasnęłam nim o ziemię.Kamień się rozbił.To przez niego tu trafiłam! ...
Usłyszałam warczenie.Nie było ono moje.Otworzyłam szerzej oczy.Z jednej uliczki wyłonił się ciemno niebieski wilk (ciemny niebieski-nie granatowy).Ze zdziwieniem popatrzył na mnie, a potem na rozbity kamień.Odpowiedziałam niewinnym i przerażonym spojrzeniem.Basior patrzył na rozbity kamień, z żalem.Jakby było to jego całe życie.Na mojej obroży wisiał kawałek sznurka, na którym był on powieszony.
-Wrrr...-niebieski basior domyślił się, że to ja robiłam tą bezcenną rzecz.-To ty go rozbiłaś!Wilk zaczął kroczyć w moją stronę.Przylepiłam się do ściany.Z oczu poleciały mi łzy.
-Tak!Zbij mnie!Zabij...Wolę zostać zabita niż zostać tu na wieki.-łapą otarłam oczy.Basior gwałtownie stanął i wyprostował się.-Co ty tu w ogóle robisz?!To moja jaskinia!Skąd jesteś!?
Odeszłam o krok od ściany.-Jestem Alfą w Watasze Diamentowych piór.Znalazłam ten twój kamień, i on mnie tu ściągnął!Teraz tu zostanę...-przy ostatnich słowach skierowałam głowę w dół.Wilk popatrzył na rozbity kamień leżący dwa metry dalej.-...Przeteleportuję cię do twojej watahy, ale musisz mi obiecać, że już nigdy tu nie przyjdziesz!-powiedział.
No innego wyjścia nie miałam.Zgodziłam się.Moje oczy znów zrobiły się ciężkie.Tym razem nie przeszkadzałam im.Obudziłam się...w swojej jaskini?Skąd on wiedział gdzie mieszkam?Postanowiłam sobie zostawić na jutro myślenie o tym.Dzisiaj już miałam za dużo wrażeń.
Wzięłam w płuca zimne powietrze i poszłam dalej.Nieoczekiwanie na niebie pojawiły się dosłownie czarne chmury.Zrobiło się szaro.Nie widziałam nic przez mgłę.Jedyne co dostrzegłam to niebieski, rażący w oczy blask.Nie byłam pewna, czy bezpieczne by było podejść do tego czegoś.Zatrzęsłam głową, by pozbyć się strachu i nie pewnie podeszłam do tego.Łapą odgarnęłam trawę, która zasłaniała kamień.To właśnie z niego wydobywał się ten rażący blask.Oślepił mnie on na tyle, że przez chwilę nic nie widziałam.Gdy udało mi się coś dostrzec, moje oczy zrobiły się ciężkie.Nie mogłam się powstrzymać przed zamknięciem ich choćby na chwilę.I w końcu padłam...
Gdy otworzyłam oczy, nie byłam wśród drzew obok niebieskiego kamienia, ale w równie niebieskiej jaskini.Zauważyłam w niej tunele.Gdy wstałam z ziemi, zobaczyłam blask wydobywający się z mojej klatki piersiowej.Dopiero po chwili dostrzegłam, że to ten dziwny kamyk.Nie, nie był wszyty we mnie ani przyklejony, tylko był na sznurku.Czy ja lunatykowałam?Nie wiem.Kamień zaczął się wyrywać w stronę jednego z tuneli.Jego siła była na tyle duża, że nie mogłam stawić mu oporu.
-Ratunku!To coś żyje!-krzyknęłam.Wiem, że to dziwnie zabrzmiało.Przez chwilę nie mogłam wydobyć z siebie nawet najcichszego piśnięcia.To chyba był znak, abym się zamknęła.
I tak zostałam wciągnięta do tunelu.Chciałam zdjąć to przeklęte coś, ale gdy tylko to zrobiłam, to wracało.Więc nie miało to sensu.I co dalej...Szłam tunelem.Miałam wrażenie, że on nie ma końca.Często błądziłam, w różnych ślepych uliczkach.Chciało mi się płakać.Myślałam, że zostanę tam na zawsze.Powoli zaczynałam się poddawać.Podniosłam kamień, do mojego nosa.Zawarczałam, po czym trzasnęłam nim o ziemię.Kamień się rozbił.To przez niego tu trafiłam! ...
Usłyszałam warczenie.Nie było ono moje.Otworzyłam szerzej oczy.Z jednej uliczki wyłonił się ciemno niebieski wilk (ciemny niebieski-nie granatowy).Ze zdziwieniem popatrzył na mnie, a potem na rozbity kamień.Odpowiedziałam niewinnym i przerażonym spojrzeniem.Basior patrzył na rozbity kamień, z żalem.Jakby było to jego całe życie.Na mojej obroży wisiał kawałek sznurka, na którym był on powieszony.
-Wrrr...-niebieski basior domyślił się, że to ja robiłam tą bezcenną rzecz.-To ty go rozbiłaś!Wilk zaczął kroczyć w moją stronę.Przylepiłam się do ściany.Z oczu poleciały mi łzy.
-Tak!Zbij mnie!Zabij...Wolę zostać zabita niż zostać tu na wieki.-łapą otarłam oczy.Basior gwałtownie stanął i wyprostował się.-Co ty tu w ogóle robisz?!To moja jaskinia!Skąd jesteś!?
Odeszłam o krok od ściany.-Jestem Alfą w Watasze Diamentowych piór.Znalazłam ten twój kamień, i on mnie tu ściągnął!Teraz tu zostanę...-przy ostatnich słowach skierowałam głowę w dół.Wilk popatrzył na rozbity kamień leżący dwa metry dalej.-...Przeteleportuję cię do twojej watahy, ale musisz mi obiecać, że już nigdy tu nie przyjdziesz!-powiedział.
No innego wyjścia nie miałam.Zgodziłam się.Moje oczy znów zrobiły się ciężkie.Tym razem nie przeszkadzałam im.Obudziłam się...w swojej jaskini?Skąd on wiedział gdzie mieszkam?Postanowiłam sobie zostawić na jutro myślenie o tym.Dzisiaj już miałam za dużo wrażeń.
sobota, 18 listopada 2017
Od Megami do Endera
Czułam jak napływa do mnie radość.Z oka popłynęła mi łza.
-Coś się stało?-zapytał Ender.
-Nie...To łza radości.-odpowiedziałam ocierając oko łapą.Miałam ochotę wybuchnąć radością, lecz tego nie zrobiłam.Skakałabym w tedy wokół Endera jak na trampolinie.Udało mi się powstrzymać od tego.Czułam się jakoś dziwnie.Nie wiedziałam jak bardziej okazać swoją radość, ale żaby nie wyglądało to dziwnie.Gwałtownie objęłam wilka łapami.Ender raczej się tego nie spodziewał.Widziałam jak szerzej otwiera oczy i patrzy na mnie.Siedziałam jeszcze chwile tak się "kleiłam" do niego, a potem puściłam.Zarumieniłam się i trochę zawstydziłam.Po co ja to zrobiłam!?
-Prze..przepraszam...-powiedziałam odsuwając się.
-Nic się nie stało...-Ender otrzepał się.Dobrze, że Rachel tego nie widziała.To znaczy...chyba.
-Zapominamy o tym co tu zaszło?-zapytałam już trochę poważniej.
-Dobrze...Może wrócimy do naszych jaskiń?
Faktycznie robiło się trochę zimnawo.Gdy rozeszliśmy się, i weszłam do jaskini, zastałam śpiącą Katrin.Nie było tam Artemista. Niezbyt się tym przejęłam.Położyłam się.Wciąż myślałam o moim nie spodziewanym odruchu.Pewnie teraz do końca życia będę tego żałowała.
<Ender?xD nie miałam lepszego pomysłu>
-Coś się stało?-zapytał Ender.
-Nie...To łza radości.-odpowiedziałam ocierając oko łapą.Miałam ochotę wybuchnąć radością, lecz tego nie zrobiłam.Skakałabym w tedy wokół Endera jak na trampolinie.Udało mi się powstrzymać od tego.Czułam się jakoś dziwnie.Nie wiedziałam jak bardziej okazać swoją radość, ale żaby nie wyglądało to dziwnie.Gwałtownie objęłam wilka łapami.Ender raczej się tego nie spodziewał.Widziałam jak szerzej otwiera oczy i patrzy na mnie.Siedziałam jeszcze chwile tak się "kleiłam" do niego, a potem puściłam.Zarumieniłam się i trochę zawstydziłam.Po co ja to zrobiłam!?
-Prze..przepraszam...-powiedziałam odsuwając się.
-Nic się nie stało...-Ender otrzepał się.Dobrze, że Rachel tego nie widziała.To znaczy...chyba.
-Zapominamy o tym co tu zaszło?-zapytałam już trochę poważniej.
-Dobrze...Może wrócimy do naszych jaskiń?
Faktycznie robiło się trochę zimnawo.Gdy rozeszliśmy się, i weszłam do jaskini, zastałam śpiącą Katrin.Nie było tam Artemista. Niezbyt się tym przejęłam.Położyłam się.Wciąż myślałam o moim nie spodziewanym odruchu.Pewnie teraz do końca życia będę tego żałowała.
<Ender?xD nie miałam lepszego pomysłu>
Od Endera do Megami
Wspomnienia wróciły. Zarówno te dobre, jak i te złe. Poczułem się źle, w końcu to ja chciałem, aby Meg powiedziała mi, o co chodzi, choć sama wyraźnie nie miała na to ochoty. Westchnąłem ciężko i spoglądając na waderę, zapytałem:
- Na co tak właściwie chciałabyś zapolować?
- Może jakaś sarna. - Odparła wilczyca, odwracając wzrok.
Tereny, jakie przyszło nam zostawić za sobą, były naprawdę wspaniałe. Oczywiste było, że żałowałem, że musimy je opuścić. Mimo iż smutkiem napawała mnie myśl o zmianie miejsca swojego zamieszkania. Patrząc na to teraz, myślę, że tak po prostu miało się stać. Kątem oka spojrzałem na Megami, do głowy przyszły mi pewne bardzo mądre słowa, jakie kiedyś słyszałem. Kątem oka spojrzałem na wilczycę i uśmiechnąłem się lekko. Właściwie nie jest dla mnie już tak ważne, gdzie jestem, póki mogę po prostu nad kimś czuwać. Gdy dotarliśmy do łąki, okazało się, że pasie się na niej pojedyncza łania, prawdopodobnie przez przypadek odłączyła się od stada. I choć była to sytuacja nieco zaskakująca, dawała nam sporą przewagę. Do wspólnego polowania słowa stały się niemal zbędne. Krótka wymiana spojrzeń wystarczyła, byśmy oboje wiedzieli co robić. Gdy usadowiłem się na skraju polany, tuż na drodze, jaką miała przebiegać łania, Megami wyszła z ukrycia i zaczęła pogoń za zwierzyną. Spłoszone zwierzę pobiegło prosto w moją stronę. Gdy nasza ofiara była już dostatecznie blisko wyskoczyłem z ukrycia i dobrałem się do jej karku. Oszołomionemu zwierzęciu udało się jednak wyrwać a przy okazji także trochę mnie poturbować. Łania była już jednak osłabiona i waderze bez problemu udało się ją dogonić i wskoczyć na jej grzbiet, dokonując tym samym jej żywota. Gdy nasza ofiara leżała już martwa Meg podeszła do mnie i zapytała:
- Wszystko w porządku?
Spojrzałem na siebie. Kilka ledwo widocznych otarć, żadnej głębszej rany czy złamania.
- W jak najlepszym. - Stwierdziłem w lekkim uśmiechem. - Chodźmy jeść.
Gdzieś pomiędzy kęsami zauważyłem, że wilczyca ponownie się zamyśliła. Dodatkowo sądząc po jej wyrazie, wcale nie były to najszczęśliwsze myśli.
- Chcesz jeszcze pogadać? - Zapytałem.
Megami odwróciła wzrok. Westchnąłem cicho i sam zacząłem mówić.
- Wiesz, w życiu żałuję całkiem sporej ilości rzeczy, ale... - Tu położyłem swoją łapę na łapie wilczycy. - na pewne nie żałuję, że poszedłem za Tobą.
Miałem nadzieję, że te słowa choć trochę poprawią waderze nastrój.
<Megami?>
- Na co tak właściwie chciałabyś zapolować?
- Może jakaś sarna. - Odparła wilczyca, odwracając wzrok.
Tereny, jakie przyszło nam zostawić za sobą, były naprawdę wspaniałe. Oczywiste było, że żałowałem, że musimy je opuścić. Mimo iż smutkiem napawała mnie myśl o zmianie miejsca swojego zamieszkania. Patrząc na to teraz, myślę, że tak po prostu miało się stać. Kątem oka spojrzałem na Megami, do głowy przyszły mi pewne bardzo mądre słowa, jakie kiedyś słyszałem. Kątem oka spojrzałem na wilczycę i uśmiechnąłem się lekko. Właściwie nie jest dla mnie już tak ważne, gdzie jestem, póki mogę po prostu nad kimś czuwać. Gdy dotarliśmy do łąki, okazało się, że pasie się na niej pojedyncza łania, prawdopodobnie przez przypadek odłączyła się od stada. I choć była to sytuacja nieco zaskakująca, dawała nam sporą przewagę. Do wspólnego polowania słowa stały się niemal zbędne. Krótka wymiana spojrzeń wystarczyła, byśmy oboje wiedzieli co robić. Gdy usadowiłem się na skraju polany, tuż na drodze, jaką miała przebiegać łania, Megami wyszła z ukrycia i zaczęła pogoń za zwierzyną. Spłoszone zwierzę pobiegło prosto w moją stronę. Gdy nasza ofiara była już dostatecznie blisko wyskoczyłem z ukrycia i dobrałem się do jej karku. Oszołomionemu zwierzęciu udało się jednak wyrwać a przy okazji także trochę mnie poturbować. Łania była już jednak osłabiona i waderze bez problemu udało się ją dogonić i wskoczyć na jej grzbiet, dokonując tym samym jej żywota. Gdy nasza ofiara leżała już martwa Meg podeszła do mnie i zapytała:
- Wszystko w porządku?
Spojrzałem na siebie. Kilka ledwo widocznych otarć, żadnej głębszej rany czy złamania.
- W jak najlepszym. - Stwierdziłem w lekkim uśmiechem. - Chodźmy jeść.
Gdzieś pomiędzy kęsami zauważyłem, że wilczyca ponownie się zamyśliła. Dodatkowo sądząc po jej wyrazie, wcale nie były to najszczęśliwsze myśli.
- Chcesz jeszcze pogadać? - Zapytałem.
Megami odwróciła wzrok. Westchnąłem cicho i sam zacząłem mówić.
- Wiesz, w życiu żałuję całkiem sporej ilości rzeczy, ale... - Tu położyłem swoją łapę na łapie wilczycy. - na pewne nie żałuję, że poszedłem za Tobą.
Miałem nadzieję, że te słowa choć trochę poprawią waderze nastrój.
<Megami?>
piątek, 17 listopada 2017
Od Rachel na....... EVENT!
Było już ciemno. Za niedługo zima, mi jest zimno, a nie mogę zdradzać swojej obecności. Co w takiej sytuacji zrobić? Wziąć fajny, ciepły, nie za długi koc, szalik, opaskę na głowę, i iść przed siebie. Że też teraz musieli mnie wysłać po tą wiadomość. Jestem leniem i śpiochem, a mam iść po jakiś cholerny list. A tak właściwie, to czemu mnie Meg po niego osobiście nie posłała, tylko za pomocą ducha? Ej, chwila. Właśnie. Tutaj zatrzymałam się gwałtownie. Czy to nie jest dziwne? Mam iść po jakiś głupi list, w środku nocy, do tego na inne tereny. Zmarszczyłam nos, i postanowiłam iść dalej. Czyli zasadzka. Ktoś coś chce? Przyśpieszyłam kroku. Teraz potrzebny by był Amen. Albo chociaż ten mój upierdliwy duch-patron który mnie wkopał w sprawę o Tanatosie. O! jaka ŁADNA ODCIĘTA KOŃCZYNA. Zatrzymałam się przed jakąś odciętą łapą. Albo odgryzioną. Kość była bardziej złamana, a futro rozszarpane więc... dobra, mniejsza z tym. Zaczęłam się rozglądać. Był strumień? Był. Była skała? Była. Tutaj powinien być posłaniec z listem! Gdzie on jest! I tutaj usłyszałam szelest, błyskawicznie się odwróciłam. Pod mój nos został wrzucony list z dziwną pieczęcią. Powąchałam go ostrożnie, po czym wzięłam i otwarłam. Od razu " wypłynął" z niego zielony gaz. Odrzuciłam kopertę, odleciałam szybko do góry i nieco w bok, po czym usiadłam na skale. Co tutaj się do cholery dzieje? No tak, przecież to pułapka. Zaczęłam się rozglądać, gdy usłyszałam klaskanie, po czym zza tej zlepie obumarłych żyjątek morskich, które teraz zmieniły się w wapień, na których siedziałam wyłonił się wilk. Był czarny, jedna łapa zielona w czarne pasy, druga niebieska w kropki, trzecia jakaś taka żółta, ogon bardziej lwi niż wilczy.
- DZIWOLĄG! - zawołałam z szerokim uśmiechem na twarzy. Wilk zmarszczył nos. Był to basior.
- Mówi to wadera z kocem na sobie, szalikiem, oraz puchatą opaską.
- No czapki nie ubiorę, bo za ciepło jeszcze na nią, a nauszniki ostatnimi czasy są w złym stanie.
- Skąd jesteś?
- Wataha Diamentowych Piór oczywiście.
- Czemu nie zaniosłaś tego Alphie?
- A czemu ty chciałeś mnie zabić?
- Nie ja, tylko mój przywódca.
- Aha.
- A teraz bądź tak łaskawa, i chodź ze mną.
- Gdzie.
- Do mojego przywódcy.
- On mnie zabije.
- No, ba.
- To po co mam tam iść.
- By mógł Cię zabić.
- Ale ja nie chcę na razie umierać.
- Trudno. Nie obchodzi mnie to.
- A mnie nie obchodzi, że ciebie to nie obchodzi.
- Możemy przerwać tą rozmowę?
- Nie! - tutaj odwróciłam się, i poszłam. Znaczy poszłabym, ale zapomniałam w którą stronę, bo mam w nocy słabą orientację w terenie. Zawróciłam.
- Albo dobra, idę się zabić.
- Miło mi, że się zgadzasz. - i w taki oto sposób wylądowałam przed żelaznym tronem jej królewskiej mości: Adama, Zygmunta, Mieczysława VI ( XDDD ) On był w jeszcze dziwniejszym ubarwieniu. Mieszanina kresek, kropek, plam i kleksów w jednym, do tego wszystkie kolory tęczy. Byłam ciekawa, czy też rzyga tęczą, ale nie wnikałam.
- Proszę pana? - spytałam siadając przed tronem.
- Ktoś ty? - usłyszałam donośny głos. Wać pan nawet nie raczył zniżyć głowy.
- Jakbyś popatrzył, to byś wiedział. - mruknęłam z kwaśną miną. To mnie wkurza. To trochę jak scena w anime. Nauczyciel ma zamknięte oczy, odczytuje nazwiska uczniów ( ma jakiś dziwny odbiornik w głowie, który przetwarza informacje z kartki czy jak? ) i nagle pyta: ,, A gdzie jest ktoś tam? " A ja tak patrze, i się zastanawiam, czemu po prostu nie otworzy oczu.
- To posłanka - odparł wilk, który mnie przyprowadził.
- Nie jestem łóżkiem. - mruknęłam. Wilki w sali najwyraźniej postanowiły mnie ignorować. - Królu! Czego ode mnie chcesz!
- Pokoju.
- A co ja, hotelarz jestem? - chciałam tą rozmowę przedłużyć jak najdłużej. Szybko do śmierci mi nie było.
- Żeby osiągnąć pokój, musimy zabić jednego z watahy, z której pochodzisz.
- 1. Za pokój się po prostu płaci banknotami
2. Ja pochodzę z północnego wschodu. Więc sorry, ale nie jestem z WDP.
- Ale tam teraz należysz?
- No tak.
- A więc się zaliczasz.
- No dobra, niech ci będzie.
Okazało się, że nie mieli wojny z watahą, ale jakimiś demonami. A że szanse na zwycięstwo były... zerowe, no to umówili się, żeby zabić dla nich dziewicę z żywiołem ognia. ( sęk w tym, że ja nie wiem czy jestem, czy nie, bo podczas wędrówki przebywałam w kilku dziwnych miejscach.... ale mniejsza z tym ) A więc jak już mnie mieli składać.... w sensie zabijać, to spaliłam sznury, do ognia wrzuciłam pierwszego lepszego kata, rozprostowałam skrzydła, i wyleciałam przez drzwi. Znaczy okno, przy okazji roztrzaskując szybę, bo drzwi to były wielkie drewniane wrota. Sorry. I w taki oto sposób, wróciłam do watahy, wlazłam do jaskini, weszłam na pościel jedną, przykryłam się drugą, i zasnęłam. A śniły mi się kolorowe kropkowane wilki tańczące ,, Gangnam style " i demony w kształcie tytanów z SnK, które te wilki jeden po drugim pożerały.
KONIEC! Miało być jedno opowiadanie, więc jest. A że pisałam późno, i nie chciało mi się rozwijać, to koniec napisałam w skrócie.
- DZIWOLĄG! - zawołałam z szerokim uśmiechem na twarzy. Wilk zmarszczył nos. Był to basior.
- Mówi to wadera z kocem na sobie, szalikiem, oraz puchatą opaską.
- No czapki nie ubiorę, bo za ciepło jeszcze na nią, a nauszniki ostatnimi czasy są w złym stanie.
- Skąd jesteś?
- Wataha Diamentowych Piór oczywiście.
- Czemu nie zaniosłaś tego Alphie?
- A czemu ty chciałeś mnie zabić?
- Nie ja, tylko mój przywódca.
- Aha.
- A teraz bądź tak łaskawa, i chodź ze mną.
- Gdzie.
- Do mojego przywódcy.
- On mnie zabije.
- No, ba.
- To po co mam tam iść.
- By mógł Cię zabić.
- Ale ja nie chcę na razie umierać.
- Trudno. Nie obchodzi mnie to.
- A mnie nie obchodzi, że ciebie to nie obchodzi.
- Możemy przerwać tą rozmowę?
- Nie! - tutaj odwróciłam się, i poszłam. Znaczy poszłabym, ale zapomniałam w którą stronę, bo mam w nocy słabą orientację w terenie. Zawróciłam.
- Albo dobra, idę się zabić.
- Miło mi, że się zgadzasz. - i w taki oto sposób wylądowałam przed żelaznym tronem jej królewskiej mości: Adama, Zygmunta, Mieczysława VI ( XDDD ) On był w jeszcze dziwniejszym ubarwieniu. Mieszanina kresek, kropek, plam i kleksów w jednym, do tego wszystkie kolory tęczy. Byłam ciekawa, czy też rzyga tęczą, ale nie wnikałam.
- Proszę pana? - spytałam siadając przed tronem.
- Ktoś ty? - usłyszałam donośny głos. Wać pan nawet nie raczył zniżyć głowy.
- Jakbyś popatrzył, to byś wiedział. - mruknęłam z kwaśną miną. To mnie wkurza. To trochę jak scena w anime. Nauczyciel ma zamknięte oczy, odczytuje nazwiska uczniów ( ma jakiś dziwny odbiornik w głowie, który przetwarza informacje z kartki czy jak? ) i nagle pyta: ,, A gdzie jest ktoś tam? " A ja tak patrze, i się zastanawiam, czemu po prostu nie otworzy oczu.
- To posłanka - odparł wilk, który mnie przyprowadził.
- Nie jestem łóżkiem. - mruknęłam. Wilki w sali najwyraźniej postanowiły mnie ignorować. - Królu! Czego ode mnie chcesz!
- Pokoju.
- A co ja, hotelarz jestem? - chciałam tą rozmowę przedłużyć jak najdłużej. Szybko do śmierci mi nie było.
- Żeby osiągnąć pokój, musimy zabić jednego z watahy, z której pochodzisz.
- 1. Za pokój się po prostu płaci banknotami
2. Ja pochodzę z północnego wschodu. Więc sorry, ale nie jestem z WDP.
- Ale tam teraz należysz?
- No tak.
- A więc się zaliczasz.
- No dobra, niech ci będzie.
***
Okazało się, że nie mieli wojny z watahą, ale jakimiś demonami. A że szanse na zwycięstwo były... zerowe, no to umówili się, żeby zabić dla nich dziewicę z żywiołem ognia. ( sęk w tym, że ja nie wiem czy jestem, czy nie, bo podczas wędrówki przebywałam w kilku dziwnych miejscach.... ale mniejsza z tym ) A więc jak już mnie mieli składać.... w sensie zabijać, to spaliłam sznury, do ognia wrzuciłam pierwszego lepszego kata, rozprostowałam skrzydła, i wyleciałam przez drzwi. Znaczy okno, przy okazji roztrzaskując szybę, bo drzwi to były wielkie drewniane wrota. Sorry. I w taki oto sposób, wróciłam do watahy, wlazłam do jaskini, weszłam na pościel jedną, przykryłam się drugą, i zasnęłam. A śniły mi się kolorowe kropkowane wilki tańczące ,, Gangnam style " i demony w kształcie tytanów z SnK, które te wilki jeden po drugim pożerały.
KONIEC! Miało być jedno opowiadanie, więc jest. A że pisałam późno, i nie chciało mi się rozwijać, to koniec napisałam w skrócie.
Event!
Witam! Chciałabym ogłosić event.
Będzie on polegał na;
1.Napisaniu opowiadania które będzie miało minimum 200 słów.
2.Opowiadanie ma być na jeden z wybranych tematów (tematy niżej)
Tematy:
1.Napisaniu opowiadania które będzie miało minimum 200 słów.
2.Opowiadanie ma być na jeden z wybranych tematów (tematy niżej)
Tematy:
-Idziesz w nocy/ciemny wieczór przez las.Wpadasz na wilka.Nie widzisz go dokładnie.Dochodzi do walki.Po jakimś czasie lepiej widzisz osobnika.Co dalej?Może znasz ją/go?
-Chodzisz po łące.Dochodzisz do wielkiej skały.Ziemia zapada ci się pod nogami.Spadasz do dziwnego miejsca.Jak się czujesz?Kogo spotykasz?
-Wychodzisz za granice watahy.Jest dzień/noc.Gubisz się.Spotykasz wilka o dziwnym umaszczeniu.Wilk prowadzi cię do swojego przywódcy.Co się dzieje dalej?Jaki jest przywódca/Alfa?
-Znajdujesz niezwykły kamień.Jego niebieski blask cię chwilowo oślepia.Zasypiasz.Budzisz się w jakiejś jaskini.Zauważasz, że jaskinia ma tunele.Wchodzisz do jednego.Jest bardzo długi i pełen ślepych uliczek?Może jest krótki i od razu znajdujesz wyjście?
-Spotykasz pięcio-osobową grupkę wilków.Są na terenie naszej watahy.Gdy cię widzą, zaczynają uciekać.Biegniesz za nimi.Po chwili rozbiegają się na różne strony.Biegniesz za jednym.W końcu dopadasz ją/go.Co robisz z nim?Puszczasz wolno?Karzesz jej/mu przyprowadzić tu resztę uciekinierów?Może jeszcze coś innego?
Opowiadania zbieram do 1 grudnia 2017.Więc macie trochę czasu.
Nagrody:
I miejsce- 300 points, Metalowa rękawica x2 i jeśli chcesz to rysunek od mnie (całe ciało)
II miejsce- 200 points, Amulet dusz, również rysunek lecz tylko głowa
III miejsce- proszek oślepiejący
II miejsce- 200 points, Amulet dusz, również rysunek lecz tylko głowa
III miejsce- proszek oślepiejący
Liczy się pomysł!
~Megami
Od Soula do Rachel
- Ona taka nie jest... - powiedziałem.
- Mówiłam, że mi nie uwierzysz! - krzyknęła po chwili oburzona.
- Dobra, powiedzmy, że ci wierzę. - bąknąłem od niechcenia.
- Mhm, jasne...
Przez chwilę milczeliśmy. Nie wiedziałem co powiedzieć. Z jednej strony nie chciałem wierzyć Rachel, a z drugiej miałem nadzieję, że Nevra wcale taka nie jest. Jednak coraz bardziej w to wątpiłem.
W sumie to już nie miałem ochoty na żadne kłótnie z Rachel, a raczej nie miałem na nie siły. Tak więc spokojnie wstałem i nie patrząc na lekkie rany odwróciłem się i poszedłem w stronę watahy.
W między czasie rozgrzałem swoje ciało, tak że znowu się zapaliło czym wyleczyłem swoje rany zadane przez Rachel. Gdyby nie to, że mam swoje zasady, to już dawno by oberwała ode mnie.
Zaśmiałem się cynicznie pod nosem.
- Irytujesz mnie Rachel. - Powiedziałem do siebie szeptem.
Ona natomiast nie mogła mnie usłyszeć, gdyż znajdowałem się kilka dobrych metrów od niej.
Kroczyłem powoli i dumnie. Nie spieszyłem się nigdzie. Wypełniała mnie tylko złość, którą starałem się kontrolować. W dzieciństwie miałem już podobne ataki, po jednym z nich spaliłem całą wioskę i dwa okoliczne lasy... Oprócz tego ponieśliśmy straty w wilkach, a później wszyscy mięli o to wąty.
Tak więc musiałem nad sobą panować i mieć wszystko pod kontrolą.
Wystarczyło mi już, że ja cały płonąłem i zostawiałem za sobą ślady popiołu, gdyż paliłem wszystko to na czym stąpnąłem.
Nie chciałem się pokazywać w takim stanie Nevrze, więc zwolniłem kroku jeszcze bardziej i poszedłem okrężną drogą, by w miarę się ogarnąć.
- Mówiłam, że mi nie uwierzysz! - krzyknęła po chwili oburzona.
- Dobra, powiedzmy, że ci wierzę. - bąknąłem od niechcenia.
- Mhm, jasne...
Przez chwilę milczeliśmy. Nie wiedziałem co powiedzieć. Z jednej strony nie chciałem wierzyć Rachel, a z drugiej miałem nadzieję, że Nevra wcale taka nie jest. Jednak coraz bardziej w to wątpiłem.
W sumie to już nie miałem ochoty na żadne kłótnie z Rachel, a raczej nie miałem na nie siły. Tak więc spokojnie wstałem i nie patrząc na lekkie rany odwróciłem się i poszedłem w stronę watahy.
W między czasie rozgrzałem swoje ciało, tak że znowu się zapaliło czym wyleczyłem swoje rany zadane przez Rachel. Gdyby nie to, że mam swoje zasady, to już dawno by oberwała ode mnie.
Zaśmiałem się cynicznie pod nosem.
- Irytujesz mnie Rachel. - Powiedziałem do siebie szeptem.
Ona natomiast nie mogła mnie usłyszeć, gdyż znajdowałem się kilka dobrych metrów od niej.
Kroczyłem powoli i dumnie. Nie spieszyłem się nigdzie. Wypełniała mnie tylko złość, którą starałem się kontrolować. W dzieciństwie miałem już podobne ataki, po jednym z nich spaliłem całą wioskę i dwa okoliczne lasy... Oprócz tego ponieśliśmy straty w wilkach, a później wszyscy mięli o to wąty.
Tak więc musiałem nad sobą panować i mieć wszystko pod kontrolą.
Wystarczyło mi już, że ja cały płonąłem i zostawiałem za sobą ślady popiołu, gdyż paliłem wszystko to na czym stąpnąłem.
Nie chciałem się pokazywać w takim stanie Nevrze, więc zwolniłem kroku jeszcze bardziej i poszedłem okrężną drogą, by w miarę się ogarnąć.
~~~
Wróciłem po kilku godzinach. Gdy tylko przekroczyłem tereny watahy na szyję rzuciła mi się Nevra z piskiem.
- Oh, Soul! Martwiłam się! - krzyczała. - Gdzie ty byłeś?
- Na spacerze. - uśmiechnąłem się, starałem się za wszelką cenę ukryć to co się ze mną działo i w jakim stanie byłem.
- Cieszę, się że wróciłeś... Co ja bym bez ciebie zrobiła? - zaszlochała a ja obojętnie objąłem ją ramieniem.
- Na spacerze. - uśmiechnąłem się, starałem się za wszelką cenę ukryć to co się ze mną działo i w jakim stanie byłem.
- Cieszę, się że wróciłeś... Co ja bym bez ciebie zrobiła? - zaszlochała a ja obojętnie objąłem ją ramieniem.
Po jakimś czasie udaliśmy się do jej jaskini i tam spędziłem noc. Od razu położyłem się spać, bo byłem wykończony dzisiejszymi wydarzeniami i Rachel...
Rachel?
piątek, 10 listopada 2017
Od Megami do Endera
Sama nie wiedziałam gdzie idziemy.Ale wiedziałam, że nie daleko jest wspaniała łąka do polowań.
-Może coś zjemy?-zaproponowałam.
-Ja nie.-odpowiedziała Katrin.Od razu skierowałam wzrok na Endera.-Ja chętnie coś zjem-powiedział uśmiechając się.
-To ja wracam do jaskini.-Katrin pobiegła w stronę jaskiń. (...)
Gdy doszliśmy na łąkę, wspomniałam nasze pierwsze polowanie.
-Ah..Pamiętasz nasze pierwsze polowanie?-zwróciłam się do Endera.Wilk przez chwilę nie odpowiadał.-Co masz na myśli?-zapytał.
Miałam w myślach obraz tej polany.Polany z plamami śniegu oraz pojedyncze kwiatki.Poczułam taki żal, że uwierzyłam temu typowi...-Gdy dałam się nabrać temu wilkowi...-mówiłam już z trochę poważniejszą miną.Chyba zaczęło mu coś świtać.-A no tak.Tamte tereny były piękne.Dlaczego dałaś się tak nabrać?-powiedział.Teraz przypomniałam sobie reakcje Endera, gdy postanowiłam zmienić tereny.Był taki...Nie pewny?W tedy tego nie czułam, ale teraz czuję...że zostałby tam.-Coś się tak zamyśliła?-lekko mnie szturchnął.Zrobiłam niepewny uśmiech.-Heh, nic...-niestety Ender zauważył, że ten uśmiech jest "sztuczny".-Coś się stało?-zapytał zniżając się, by popatrzeć mi w oczy.
-Nie.-odpowiedziałam.Ender wyprostował się.-Nic przed mną nie ukryjesz.-powiedział siadając.
Wypuściłam powietrze i również usiadłam.Trudno mi było to powiedzieć.-No bo..Chodzi mi o to, że gdyby nie ja to byś tam został..A ja cię nie zmuszałam.Nie musiałeś tego robić.
-Niby czego?-zapytał z zaciekawieniem, jakby nie wiedział o co mi chodzi.
-Jeśli było ci tam dobrze, to mogłeś tam zostać.-powiedziałam kierując głowę na ziemię, a potem znów na Endera.
-Co..Co ty w ogóle mówisz?-wilk wstał, a ja skuliłam uszy-Jestem twoim przyjacielem?
-Tak...-powiedziałam wstając.Znów wpatrywałam się w ziemię.Ender zmienił minę na zwykłą.-To idziesz ze mną coś upolować?-zapytał truchtając.Ja bez słowa poszłam za nim.Czułam, że to był zły pomysł by wspominać o tym.
<Ender? #wspomnienia xd>
-Może coś zjemy?-zaproponowałam.
-Ja nie.-odpowiedziała Katrin.Od razu skierowałam wzrok na Endera.-Ja chętnie coś zjem-powiedział uśmiechając się.
-To ja wracam do jaskini.-Katrin pobiegła w stronę jaskiń. (...)
Gdy doszliśmy na łąkę, wspomniałam nasze pierwsze polowanie.
-Ah..Pamiętasz nasze pierwsze polowanie?-zwróciłam się do Endera.Wilk przez chwilę nie odpowiadał.-Co masz na myśli?-zapytał.
Miałam w myślach obraz tej polany.Polany z plamami śniegu oraz pojedyncze kwiatki.Poczułam taki żal, że uwierzyłam temu typowi...-Gdy dałam się nabrać temu wilkowi...-mówiłam już z trochę poważniejszą miną.Chyba zaczęło mu coś świtać.-A no tak.Tamte tereny były piękne.Dlaczego dałaś się tak nabrać?-powiedział.Teraz przypomniałam sobie reakcje Endera, gdy postanowiłam zmienić tereny.Był taki...Nie pewny?W tedy tego nie czułam, ale teraz czuję...że zostałby tam.-Coś się tak zamyśliła?-lekko mnie szturchnął.Zrobiłam niepewny uśmiech.-Heh, nic...-niestety Ender zauważył, że ten uśmiech jest "sztuczny".-Coś się stało?-zapytał zniżając się, by popatrzeć mi w oczy.
-Nie.-odpowiedziałam.Ender wyprostował się.-Nic przed mną nie ukryjesz.-powiedział siadając.
Wypuściłam powietrze i również usiadłam.Trudno mi było to powiedzieć.-No bo..Chodzi mi o to, że gdyby nie ja to byś tam został..A ja cię nie zmuszałam.Nie musiałeś tego robić.
-Niby czego?-zapytał z zaciekawieniem, jakby nie wiedział o co mi chodzi.
-Jeśli było ci tam dobrze, to mogłeś tam zostać.-powiedziałam kierując głowę na ziemię, a potem znów na Endera.
-Co..Co ty w ogóle mówisz?-wilk wstał, a ja skuliłam uszy-Jestem twoim przyjacielem?
-Tak...-powiedziałam wstając.Znów wpatrywałam się w ziemię.Ender zmienił minę na zwykłą.-To idziesz ze mną coś upolować?-zapytał truchtając.Ja bez słowa poszłam za nim.Czułam, że to był zły pomysł by wspominać o tym.
<Ender? #wspomnienia xd>
poniedziałek, 6 listopada 2017
Od Rachel do Soula
Patrzyłam na basiora spode łba. On chyba ma nie równo pod sufitem.
- Ty wiesz, że jak będziesz za mną tak łazić, to w końcu cię zabiję. - powiedziałam cicho, lecz chłodno. Basior się jakby cofnął. Zaczęłam iść spokojnie dalej.
- E, - Soul chciał coś powiedzieć, ale warknęłam, co go uciszyło, i poszłam dalej. A raczej poszłabym, gdyby do mojej tylnej łapy nie był przywiązany, dość solidnie sznurek. Podniosłam łapę i się jej przyjrzałam, po czym za sznurem podążając wzrokiem potarłam do przedniej łapy basiora. Bez zbytniego zastanowienia, z prędkością 400 km na godzinę wzbiłam się w powietrze. Poczułam szarpnięcie, więc basior jeszcze tam był. A więc, fikołki, beczki, nurkowania. W końcu lecąc zatrzymałam się gwałtownie, i basior poleciał do tyłu, szarpnęło, i zaczął wisieć na dole. Z daleka usłyszałam ryk jego towarzysza. Przede mną było morze, a w nim, wystające, wysokie skały.
- NAWET O TYM NIE MYŚL - usłyszałam krzyk Soula, nie całe dwa metry niżej.
- Trza się było nie czepiać. - mruknęłam, i nurkując zaczęłam lecieć w stronę skał. I tak zrobiłam kilka slalomów, aż w końcu zmęczona, i zrezygnowana, po basior ani nie zginął, ani nic, do tego nie pękła lina. W sumie mogłam od razu ją spalić. Czemu na to nie wpadłam? A co do Soula... to nie był taki całkiem bez szkody, bo jego cały lewy bok krwawił. Chyba się nadział o ostrą skałę. Wylądowałam na skale. Samiec od razu zamiast stać, to legł na skale. Ja tylko spaliłam pętlę obok mojej nogi, i chciałam iść dalej, ale... za długo to on tutaj nie pożyje. Zwłaszcza z tą raną, która wyglądała o wiele gorzej z bliska. Podeszłam szybko i sztywno do basiora, i wyjęłam moją maść, oraz kilka bandaży. Jego towarzysza już wyczułam na kilometr. Usiadłam, i zaczęłam opatrzać ranę. Zużyłam prawie cały bandaż, i większość maści leczniczej własnej roboty, ale trudno. Gdy smok wylądował koło swojego towarzysza, zionoł na mnie ogniem, lecz jak się można spodziewać, nic mi się nie stało.
- Skoro już nadziałem się na tą skałę, to powiesz mi wreszcie, o co chodzi? - spytał basior siadając.
- Prędzej umrę, niż powiem - uśmiechnęłam się szyderczo.
- To chociaż wytłumacz, o co chodzi z Nevrą
- I tak mi nie uwierzysz.
- Możliwe. - wzdychnęłam.
- No dobra. - I tutaj zaczęłam mówić, co sądzę o Nevrze, oraz o jej dziwnych przekonaniach.
< SOUL??? XDD Sorry. Nie mam weny >
- Ty wiesz, że jak będziesz za mną tak łazić, to w końcu cię zabiję. - powiedziałam cicho, lecz chłodno. Basior się jakby cofnął. Zaczęłam iść spokojnie dalej.
- E, - Soul chciał coś powiedzieć, ale warknęłam, co go uciszyło, i poszłam dalej. A raczej poszłabym, gdyby do mojej tylnej łapy nie był przywiązany, dość solidnie sznurek. Podniosłam łapę i się jej przyjrzałam, po czym za sznurem podążając wzrokiem potarłam do przedniej łapy basiora. Bez zbytniego zastanowienia, z prędkością 400 km na godzinę wzbiłam się w powietrze. Poczułam szarpnięcie, więc basior jeszcze tam był. A więc, fikołki, beczki, nurkowania. W końcu lecąc zatrzymałam się gwałtownie, i basior poleciał do tyłu, szarpnęło, i zaczął wisieć na dole. Z daleka usłyszałam ryk jego towarzysza. Przede mną było morze, a w nim, wystające, wysokie skały.
- NAWET O TYM NIE MYŚL - usłyszałam krzyk Soula, nie całe dwa metry niżej.
- Trza się było nie czepiać. - mruknęłam, i nurkując zaczęłam lecieć w stronę skał. I tak zrobiłam kilka slalomów, aż w końcu zmęczona, i zrezygnowana, po basior ani nie zginął, ani nic, do tego nie pękła lina. W sumie mogłam od razu ją spalić. Czemu na to nie wpadłam? A co do Soula... to nie był taki całkiem bez szkody, bo jego cały lewy bok krwawił. Chyba się nadział o ostrą skałę. Wylądowałam na skale. Samiec od razu zamiast stać, to legł na skale. Ja tylko spaliłam pętlę obok mojej nogi, i chciałam iść dalej, ale... za długo to on tutaj nie pożyje. Zwłaszcza z tą raną, która wyglądała o wiele gorzej z bliska. Podeszłam szybko i sztywno do basiora, i wyjęłam moją maść, oraz kilka bandaży. Jego towarzysza już wyczułam na kilometr. Usiadłam, i zaczęłam opatrzać ranę. Zużyłam prawie cały bandaż, i większość maści leczniczej własnej roboty, ale trudno. Gdy smok wylądował koło swojego towarzysza, zionoł na mnie ogniem, lecz jak się można spodziewać, nic mi się nie stało.
- Skoro już nadziałem się na tą skałę, to powiesz mi wreszcie, o co chodzi? - spytał basior siadając.
- Prędzej umrę, niż powiem - uśmiechnęłam się szyderczo.
- To chociaż wytłumacz, o co chodzi z Nevrą
- I tak mi nie uwierzysz.
- Możliwe. - wzdychnęłam.
- No dobra. - I tutaj zaczęłam mówić, co sądzę o Nevrze, oraz o jej dziwnych przekonaniach.
< SOUL??? XDD Sorry. Nie mam weny >
Od Katrin do kogoś chętnego na odpisanie
Dostałam od Endera dwa bażanty.Jednego zjadłam do połowy a drugiego i tą drugą połowę zaniosłam do mojego schowka.-Chyba nie zgniją.-powiedziałam sama o siebie.Przykryłam je liśćmi i innymi patykami.
Megami i Ender gdzieś poszli.Więc miałam całą jaskinię dla siebie.No oprócz Artemista.Postanowiłam go jakoś przekonać, by gdzieś poszedł.Podeszłam do niego machając ogonem i uśmiechając się.-Hej...Artemiiiiist...-zaczęłam.
-Tak?-odpowiedział podnosząc na mnie wzrok.I tu wymyśliłam coś na szybko.-Bo ten..Jestem głodna.Może coś upolujesz?-miałam nadzieję że to zadziała.Ale wilk zmarszczył brwi.-Myślisz, że nie widziałem jak chwilę temu niosłaś 2 bażanty?
-Ale...Ale ja mam ochotę na coś większego!-już kończyły mi się pomysły.-To idź i sama sobie upoluj!
Nie wiedziałam że on potrafi tak dogadać.-Dobra.Ale ty idziesz ze mną.-powiedziałam chwytając go za ogon i podnosząc.
<Ktoś?>
Megami i Ender gdzieś poszli.Więc miałam całą jaskinię dla siebie.No oprócz Artemista.Postanowiłam go jakoś przekonać, by gdzieś poszedł.Podeszłam do niego machając ogonem i uśmiechając się.-Hej...Artemiiiiist...-zaczęłam.
-Tak?-odpowiedział podnosząc na mnie wzrok.I tu wymyśliłam coś na szybko.-Bo ten..Jestem głodna.Może coś upolujesz?-miałam nadzieję że to zadziała.Ale wilk zmarszczył brwi.-Myślisz, że nie widziałem jak chwilę temu niosłaś 2 bażanty?
-Ale...Ale ja mam ochotę na coś większego!-już kończyły mi się pomysły.-To idź i sama sobie upoluj!
Nie wiedziałam że on potrafi tak dogadać.-Dobra.Ale ty idziesz ze mną.-powiedziałam chwytając go za ogon i podnosząc.
<Ktoś?>
sobota, 4 listopada 2017
piątek, 3 listopada 2017
Od Soula do Rachel
Złapałem pióro wadery i wpatrywałem się w nie przez dłuższą chwilę. Nadal kryłem do niej urazę za to co mi zrobiła. Mimo to zaczynało mi brakować jej obecności.
Czy to jest to słynne przywiązanie, o którym teraz tak często się mówi?
Możliwe...
W każdym razie Rachel gdzieś sobie odleciała.
- Nawet nie masz odwagi by ze mną porozmawiać! Jesteś pieprzoną egoistką rozumiesz?! - krzyknąłem w przestrzeń, choć w sumie to pewnie i tak nikt mnie nie usłyszał.
Jedyne co dostrzegłem to obraz zbliżającego się w moją stronę smoka. Marco. Mój jedyny towarzysz...
Podleciał do mnie i dumnie stanął na przeciwko. Poklepałem go po boku, na co ten zamruczał. Ja wychowałem smoka czy kota?! No cóż... Przynajmniej on może zechce mi pomóc?
- To jak mały? Idziemy szukać Rachel? - spytałem śmiejąc się, choć tak naprawdę w środku aż pękałem ze złości.
Ten wydał jakiś bliżej nieokreślony odgłos i ukucnął.
- Chcesz żebym na ciebie wskoczył? - spytałem zdezorientowany.
Co jak co, ale on nigdy nie dawał na sobie lecieć, a nawet siedzieć na jego grzbiecie... Więc była to jakaś nowość. Wzruszyłem tylko barkami i delikatnie na nim usiadłem.
Muszę przyznać, że sporo urósł od mojego dołączenia do watahy. Teraz był co najmniej dwa razy większy ode mnie (o ile nie więcej...).
Marco już chwilę później wzbił się w powietrze, a ja kurczowo trzymałem się jego karku. Jego skrzydła przecinały powietrze, a ja czułem się wręcz wspaniale. Tak dawno nie latałem... W sumie to od czasów kiedy wróciliśmy z naszej wędrówki.
Cały czas szukałem jakiegoś tropu mojej byłej przyjaciółki. Chciałem to wyjaśnić raz na zawsze. A później to może sobie robić co jej się żywnie podoba.
- Jeszcze cię dopadnę Rachel... - szepnąłem sam do siebie i wytężyłem słuch.
Lecieliśmy stosunkowo nisko nad ziemią i dość powoli więc mogłem spokojnie wyczuć zapach wadery. Co okazało się w sumie prostym zadaniem, gdyż już po chwili go wyczułem.
Cóż, myślałem, że będzie trudniej. Przyznam szczerze, że trochę się obawiałem gdy minęliśmy rzekę i przelecieliśmy nad przepaścią. Nie widzi mi się jeszcze umierać, więc jeszcze mocniej wczepiłem się w łuski smoka.
Z daleka widziałem już sylwetkę wadery. Stopniowo się do niej przybliżaliśmy aż w końcu wylądowaliśmy z hukiem na jakiejś skale. Zeskoczyłem z Marco i szybko podbiegłem to Rachel, zanim ta zdążyłaby gdzieś odlecieć.
- Rachel. Chcę to wszystko wyjaśnić raz a dobrze. A później to rób sobie co chcesz. - bąknąłem.
Rachel?
Czy to jest to słynne przywiązanie, o którym teraz tak często się mówi?
Możliwe...
W każdym razie Rachel gdzieś sobie odleciała.
- Nawet nie masz odwagi by ze mną porozmawiać! Jesteś pieprzoną egoistką rozumiesz?! - krzyknąłem w przestrzeń, choć w sumie to pewnie i tak nikt mnie nie usłyszał.
Jedyne co dostrzegłem to obraz zbliżającego się w moją stronę smoka. Marco. Mój jedyny towarzysz...
Podleciał do mnie i dumnie stanął na przeciwko. Poklepałem go po boku, na co ten zamruczał. Ja wychowałem smoka czy kota?! No cóż... Przynajmniej on może zechce mi pomóc?
- To jak mały? Idziemy szukać Rachel? - spytałem śmiejąc się, choć tak naprawdę w środku aż pękałem ze złości.
Ten wydał jakiś bliżej nieokreślony odgłos i ukucnął.
- Chcesz żebym na ciebie wskoczył? - spytałem zdezorientowany.
Co jak co, ale on nigdy nie dawał na sobie lecieć, a nawet siedzieć na jego grzbiecie... Więc była to jakaś nowość. Wzruszyłem tylko barkami i delikatnie na nim usiadłem.
Muszę przyznać, że sporo urósł od mojego dołączenia do watahy. Teraz był co najmniej dwa razy większy ode mnie (o ile nie więcej...).
Marco już chwilę później wzbił się w powietrze, a ja kurczowo trzymałem się jego karku. Jego skrzydła przecinały powietrze, a ja czułem się wręcz wspaniale. Tak dawno nie latałem... W sumie to od czasów kiedy wróciliśmy z naszej wędrówki.
Cały czas szukałem jakiegoś tropu mojej byłej przyjaciółki. Chciałem to wyjaśnić raz na zawsze. A później to może sobie robić co jej się żywnie podoba.
- Jeszcze cię dopadnę Rachel... - szepnąłem sam do siebie i wytężyłem słuch.
Lecieliśmy stosunkowo nisko nad ziemią i dość powoli więc mogłem spokojnie wyczuć zapach wadery. Co okazało się w sumie prostym zadaniem, gdyż już po chwili go wyczułem.
Cóż, myślałem, że będzie trudniej. Przyznam szczerze, że trochę się obawiałem gdy minęliśmy rzekę i przelecieliśmy nad przepaścią. Nie widzi mi się jeszcze umierać, więc jeszcze mocniej wczepiłem się w łuski smoka.
Z daleka widziałem już sylwetkę wadery. Stopniowo się do niej przybliżaliśmy aż w końcu wylądowaliśmy z hukiem na jakiejś skale. Zeskoczyłem z Marco i szybko podbiegłem to Rachel, zanim ta zdążyłaby gdzieś odlecieć.
- Rachel. Chcę to wszystko wyjaśnić raz a dobrze. A później to rób sobie co chcesz. - bąknąłem.
Rachel?
Nowy Basior!
Autor obrazka: Nie wiadomo
Właściciel: anako(doggi/howrse)
Imię: Flynt
Przezwisko: Nie ma, ale może ktoś wymyśli coś ciekawego~
Wiek: 3 lata
Płeć: Basior
Stanowisko: Kłusownik
Lubi: Wygrzewać się na słońcu, dobrą zabawę oraz ciekawe towarzystwo.
Nie lubi: Snobów i robienia wszystkiego co mu ktoś każe.
Motto: "Ludzie wierzą, że aby osiągnąć sukces trzeba wstawać rano. Otóż nie - trzeba wstawać w dobrym humorze."
Żywioł: Woda, elektryczność
Rodzina: Rodzice mają na imię Vester oraz Rosery. Jego starsze rodzeństwo to Zefir i Tara, a rodzeństwo z miotu to Cole oraz Lance. Ma też jedną młodszą siostrę Sarie.
Historia: Właściwie historia Flynta nie należy ani do zbyt ciekawych, ani specjalnie długich. Urodził się i wychował w dość sporej watasze. Nie był tam jednak zbyt szczęśliwy. Całe jego życie było uporządkowane i już niemal z góry ustalone. Chcą się wyrwać z tej monotonii Flynt postanowił po prostu opuścić watahę. Uciekł pod osłoną nocy, tak aby nikt nie wiedział dokąd zmierza. Po kilku miesiącach wędrówki napotkał watahę. Była to Wataha Diamentowych Piór, do której wilk został przyjęty i w której ma nadzieję spędzić miło czas.
Charakter: Flynt jest spokojnym wilkiem, nie oznacza to jednak, że nie lubi się czasem dobrze zabawić. Jest to miły basior, którego naprawdę ciężko do siebie zrazić, nie oznacza to jednak, że jest to niemożliwe. Gdy jednak ktoś zajdzie mu za skórę potrafi być naprawdę nieprzyjemny. Wilk ten bardzo lubi się śmiać, zarówno z innych jak i z samego siebie. Swoje niepowodzenia bardzo często zamienia w żart. Humor dość często pozwala mu także pozbyć się napiętej atmosfery. Jak prawie każdy lubi się czasem pokazać, w gruncie rzeczy wie jednak gdzie znajdują się jego granice. Do życia podchodzi ze spokojem i cieszy się niemal każdą chwilą lenistwa jaką daje mu los. Dość łatwo zdobyć jego zaufanie, gdy jednak się je straci bardzo trudno ponownie je odzyskać. Flynt potrafi bardzo długo trzymać do kogoś urazę, jak sam mawia "Mogę komuś wybaczyć, ale nigdy nie zapomnę". Wilk ten jest pomieszaniem realisty z optymistą. Oczywiście woli szukać pozytywnych aspektów różnych sytuacji, ale wie też, że czasem te zwyczajnie nie istnieją.
Amulet: Nie przepada za błyskotkami.
Jaskinia: LINK
Zauroczenie: Może nawet znalazła by się taka jedna...
Status: Wolny
Partner/ka: -
Moce: • Zmiana w wodę (gdy użyje tej mocy będąc w wodzie jest prawie niewidzialny).
• Tworzy oraz pozbywa się chmur deszczowych.
• Tworzenie świetlistych kul.
• Ciskanie piorunami.
• Bieganie z prędkością geparda.
Szczeniaki: -
Point: 0
Uwagi/kary: -
czwartek, 2 listopada 2017
Od Endera do Megami
- Uff... - Westchnąłem. - Świetnie. W takim razie problem mamy już chyba z głowy.
Error spuścił wzrok. Wilk zdawał się nie być tak do końca przekonany. Jakby jednak nie patrzeć słowo już padło.
- Hej, Error. - Zacząłem z lekkim uśmiechem. - Jeśli będziesz potrzebował, to mogę cię raz na jakiś czas zastąpić.
Basior niepewnie odwzajemnił gest. Jeszcze raz spojrzał na całą naszą trójkę i westchnął.
- To ja już chyba pójdę. - Powiedział, wyprostowując się.
- Daj znać, jeśli tylko będziesz czegoś potrzebował. - Powiedziała Meg.
Wilk skinął głową i zaczął się oddalać. My również mogliśmy pójść w swoją stronę. Spojrzałem na idącą pośrodku Katrin.
- Wiesz... może ustalmy, że na razie nikt nie będzie umierał.
Wilczyca wyglądała na lekko zaskoczoną. Nie minęło jednak wiele czasu, gdy na jej pysku zagościł uśmiech i samica powiedziała:
- Nie myśl sobie, że dałabym się tak łatwo zabić. - Katrin wypięła dumnie pierś.
- Jasne. - Mruknąłem z uśmiechem.
Idąc tak przez las, zacząłem się zastanawiać, dokąd my tak właściwie zmierzamy. Było to tym bardziej interesujące, że na czele znajdowała się Katrin, a ja nie miałem pojęcia czy samica wie w ogóle, dokąd idzie.
- To... jakieś pomysły, jakby tu zabić trochę czasu? - Zapytałem.
<Meg? Wena jakoś mnie opuściła ;-;>
Error spuścił wzrok. Wilk zdawał się nie być tak do końca przekonany. Jakby jednak nie patrzeć słowo już padło.
- Hej, Error. - Zacząłem z lekkim uśmiechem. - Jeśli będziesz potrzebował, to mogę cię raz na jakiś czas zastąpić.
Basior niepewnie odwzajemnił gest. Jeszcze raz spojrzał na całą naszą trójkę i westchnął.
- To ja już chyba pójdę. - Powiedział, wyprostowując się.
- Daj znać, jeśli tylko będziesz czegoś potrzebował. - Powiedziała Meg.
Wilk skinął głową i zaczął się oddalać. My również mogliśmy pójść w swoją stronę. Spojrzałem na idącą pośrodku Katrin.
- Wiesz... może ustalmy, że na razie nikt nie będzie umierał.
Wilczyca wyglądała na lekko zaskoczoną. Nie minęło jednak wiele czasu, gdy na jej pysku zagościł uśmiech i samica powiedziała:
- Nie myśl sobie, że dałabym się tak łatwo zabić. - Katrin wypięła dumnie pierś.
- Jasne. - Mruknąłem z uśmiechem.
Idąc tak przez las, zacząłem się zastanawiać, dokąd my tak właściwie zmierzamy. Było to tym bardziej interesujące, że na czele znajdowała się Katrin, a ja nie miałem pojęcia czy samica wie w ogóle, dokąd idzie.
- To... jakieś pomysły, jakby tu zabić trochę czasu? - Zapytałem.
<Meg? Wena jakoś mnie opuściła ;-;>
Subskrybuj:
Posty (Atom)